- W empik go
Jana Długosza kanonika krakowskiego Dziejów polskich ksiąg dwanaście. Tom 4, ks. 11, 12 - ebook
Jana Długosza kanonika krakowskiego Dziejów polskich ksiąg dwanaście. Tom 4, ks. 11, 12 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KRÓL WŁADYSŁAW, PRZYJĘTY W OPATOWIE PRZEZ KRÓLOWĄ, MAŁŻONKĘ I LICZNY POCZET BRAŃCÓW, WRACA Z WOJSKIEM DO PRUS.
Władysław król Polski, zatrzymawszy się w. Jedlny przez śwęta Narodzenia Pańskiego, w Sobotę, w dzień Ś. Jana Ewangelisty wyruszył z Jedlny, i przez Iłżę i Kunów przybył do Opatowa, gdzie już Anna królowa czekała na przyjęcie swojego króla i pana, i po raz pierwszy witać miała zwycięzcę. Za nią postępował długi szereg brańców wojennych, którzy według rozkazu stawili się byli na, dzień Ś. Marcina w Krakowie, zkąd odesłano ich do króla. Naznaczywszy im znowu inny czas do stawiennictwa, ruszył król z Opatowa, i przez Łagów i Kielce przybył do Radoszyc, gdzie obchodził uroczystość Trzech Królów; a odesławszy Annę królową do Krakowa, i zamierzywszy nową do Prus wyprawę, przez S u lejów, Pabijauice i Łęczycę zjechał w dzień Ś. Marcellego do Brześcia, dokąd już z rozkazu jego ściągnęły były wojska ze wszystkich ziem królestwa Polskiego. Przybył tam później i Alexander wielki książę Litewski z swojem wojskiem Litewskiem. Król Władysław połączył się z nim w dzień Nawrócenia Ś. Pawła w starem mieście Włocławku. Poczem za namową swoich radców przeszedłszy Wisłę, która już była zamarzła, i przeprawiwszy po niej kilka set wozów Polskiego taboru, postanowił wkroczyć do Prus, roznieść po kraju łupiestwa i pożogi, a miasto Toruń, w którym się był zamknął mistrz Pruski z swojem wojskiem, oblężeniem ścisnąć. Ale wnet poniechawszy tego zamiaru, acz wielce zbawiennego, innej chwycił się rady, którą mu poddał Alexander wielki książę Litewski, skłonniejszy zawsze do pokoju niżeli do wojny. Jakoż wyruszywszy z Włocławka, naprzód do Przypuszy, ztąd zaś z sporządzonemi hufcami udał się do boru o milę od Raciąża odległego, i w rzeczonym borze położył się obozem nad rzeką tamtędy płynącą, aby wojsko miało dostatek drzewa do rozłożenia ognisk obozowych. W tem miejscu stał z wojskiem aż do dnia Oczyszczenia N. Maryi: pod ten czas zaś panowie radni obydwóch stron na wyspie pod Toruniem uchwaliwszy rozejm, poczęli rokować wzajem w celu ułożenia stałej zgody i pokoju.
W CZASIE ODBYWAJĄCYCH SIĘ UKŁADÓW POKOJOWYCH, JANUSZ BRZOZOGŁOWY WIELKIE STADA KONI NIEPRZYJACIELSKICH UPROWADZA DO BYDGOSZCZY.
Aliści w tym czasie, kiedy na wyspie Toruńskiej układano pokój, a czas dawnego zawieszenia broni już był upłynął, nowego zaś rozejmu radcy stron obydwóch jeszcze nie uchwalili ani ogłosili, Janusz Brzozogłowy, nie wiedzący nic o przedłużeniu rozejmu, dowiedziawszy się od szpiegów, że w przedpierścieniu Toruńskiego zamku, Papow zwanym, znajdowały się najwybrańsze konie mistrza Pruskiego i najemnych jego rycerzy, wybrał się z Bydgoszczy z czterdziestu tylko towarzyszami, przebył pod Solcem Wisłę, która już była puściła, i najechawszy rzeczone podzamcze, którego od czasu toczących się o pokój układów niedbale strzeżono, wyłamał wrota, i znaczna, liczbę koni tak mistrza jako i jego zacisznych rycerzy uprowadził. Podpalił potem owo podwale, i stado wybornych koni pognał ku Wiśle. Skoro żołnierze zaciemni z Toruńskiego zamku dostrzegli wyrządzoną sobie i mistrzowi szkodę, puścili się za nim licznym tłumem w pogoń. On chroniąc się przed ścigającemi, wyprawił przed sobą swoich ludzi z zdobyczą, i kazał im przeprawiać się za Wisłę; sam zaś z dwunastu tylko towarzyszami przyzostał w tyle, i udając niby ucieczkę, zwodził tym sposobem nieprzyjacioł, obawiających się, aby ich nie wprowadził na zasadzki; aż wreszcie dopadł statków, które już na przybycie jogo czekały. Dopieroż kiedy siadł na statki, śmiejąc się z ścigających Prusaków, którzy zbywszy próżnej obawy usiłowali go dopędzić, umknął szczęśliwie i wrócił do Bydgoszczy, prowadząc z sobą w zdobyczy wszystkie konie mistrza i jego zaciężnych rycerzy zabrane w Papowie. Ta przygoda wielce dotknęła mistrza Pruskiego, Henryka v. Plauen, który zżymał się i gniewał, że nieprzyjaciel tak słaby i nikczemny zdołał wyrządzić mu tak wielką szkodę.
KRÓL WŁADYSŁAW, ZA NAMOWĄ ALEXANDRA WIELKIEGO KSIĄŻĘCIA LITEWSKIEGO, ZAWIERA OHYDNE I SZKODLIWE DLA POLSKI PRZYMIERZE Z KRZYŻAKAMI.
Po długich układach i rokowaniach na wyspiw Toruńskiej między radcami stron obu, umawiającemi się o zawarcie stałego pokoju i zgody, stanęło wreszcie i ułożone zostało na piśmie przymierze, pod warunkami wcale dla królestwa Polskiego nie korzystnemi, a to za sprawą Alexandra wielkiego książęcia Litewskiego, który pragnął jedynie połączenia dawnego ziem Litewskich i odzyskania Żmudzi wydartej mu przez Krzyżaków. Główna zaś treść tych warunków, jak to akt zawartego na ów czas wiecznego przymierzu obszerniej wyrami, była następująca: "Aby król Polski wszystkie zaniki w ziemi Pruskiej orężęm zdobyte mistrzowi i zakonowi zwrócił i z nich ustąpił. Niemniej, aby wszystkich brańców wojennych w jakiejkolwiek z mistrzem i zakonem bitwią zabranych, im wolność wypuścił. Nawzajem mistrz i zakon Krzyżacki obowiązany był Władysławowi królowi i jego królestwu w trzech dniach naznaczonych, to jest w dzień Ś. Jana Chrzciciela, na Ś. Michał i na Ś. Marcin roku w ów czas "bieżącego, sto tysięcy grzywien szerokich groszy Pruskich wypłacić, gdy Władysław król od samych brańców mógł był żądać okupu stu tysięcy grzywien. Nadto, ziemia Żmudzka miała pozostać przy wielkiem księstwie Litewskiem, ale po śmierci Władysława; i króla, Polskiego i Alexandra i wielkiego książęcia Litewskiego znowu wrócić do mistrza Pruskiego i zakonu Krzyżaków. " Dziwić się zaiste potrzeba, że w tem układaniu wiecznego przymierza ani król Władysław, ani Witold wielki książę Litewski, ani nikt inny nit: zwrócił mi to uwagi, jaką królestwo Polskie ponosiło krzywdę przez oderwanie ziem, które wtedy mogły być odzyskane, i że ich nie bolała strata powiatów dawniej część królestwa stanowiących, a których w czasie oblężenia zamku Marienburga sami Krzyżacy Polakom odstępowali. Jakoż Władysław król Polski nie troskał się; bynajmniej o odzyskanie krajów swego królestwa, to jest ziemi Pomorskiej, Chełmińskiej i Michałowskiej. W obecnym układaniu pokoju pominął ten warunek, którego w czasie oblężenia zamku Marienburga nawet przyjąć nie chciał, gdy mu go sami Krzyżacy ofiarowali. Mniemał, wraz z Alexandrem wielkim książęciem Litewskim, że dosyć miał natem iż Litwa odzyskiwała swoję całość, choć z krzywdą i i uszczupleniem królestwa Polskiego, które winien był na pierwszym mieć względzie. Lubo zaś panowie radcy czuli bardzo tak wielką królestwa stratę, nie śmieli jednak nic przeciw niej mówić, aby króla i książęcia nie obrazili. A tak przez największą rozztropnośc króla i książęcia, równie jak panów radnych, sławne owo i pamiiętne pod Grunwaldem zwycięztwo na nic prawie, owszem na sromotę wyszło, gdy żadnej królestwu Polskiemu nie przyniosło korzyści; Litwa tylko znakomite zebrała z niego plony.
JANA KROPIDŁO BISKUPA WŁOCŁAWSKIEGO RAJCY WROCŁAWSCY WTRĄCAJĄ DO WIĘZIENIA.
Dnia szóstego Grudnia, gdy Jan Kropidło, biskup Włocławski i książę Opolski, wszedłszy do wietnicy Wrocławskiej, użył słów zelżywych i nieprzystojnych, rajcy Wrocławscy, Leonard Reyharth, Mikołaj Lamberg, Jakób Sworc i inni, poimali go j uwięzili. Z powodu tego uwięzienia, Wacław biskup W rocławski rzucił klątwę na rajców, miasto zaś Wrocław obłożył interdyktem, co oboje, trwało aż do Środy wielkiego tygodnia. Nakoniec za wstawieniem się pośredników nastąpiło pojednanie, a to pod tym warunkiem: aby rajcy Wrocławscy wiecznemi "czasy w kościele katedralnym Wrocławskim przed Najśw. Sakramentem palili świecę ważącą cztery kamieniu (talenta) wosku. Uwięzienia zaś biskupa Jana ten był główny powód, że bracia, jego Bolesław i Bernard książęta Opolscy zabrali byli mieszczanom Wrocławskim kilka wozów wyładowanych towarami i różnemi bogactwy. Ale Jan Kropidło biskup Włocławski bynajmniej do tej sprawy nie należał, niesłusznie przeto był więziony.
PO ZAWARCIU PRZYMIERZA Z PRUSAKAMI, KRÓL WŁADYSŁAW WYPNSZCZA JEŃCÓW NA WOLNOŚĆ ZA PRZYRZECZONE PRZEZ MISTRZA PRASKIEGO STO TYSIĘCY KOP SZEROKICH GROSZY. SĄD RYCERSKI W SPRAWIE TOCZĄCEJ SIĘ MIĘDZY RYCERZEM POLSKIM I PRASKIM.
Po zawarcu i utwierdzeniu pismem stałego pokoju i przymierzu między Władysławem królem Polskim i Alexandrem wieikim książęciem Litewskim tudzież ich władztwami i państwami z jednej, a mistrzem i zakonem Pruskim z drugiej strony, Henryk v. Plauen mistrz Pruski wybrawszy się osobiście do Władysława króla Polskiego w licznym i wspaniałym orszaku, spotkał rzeczonego króla i brata jego Alexandra wielkiego książęcia Litewskiego, mnogiem otoczonych rycerstwem, na równinie rozległego obszaru naprzeciwko miasta Złotoryi. Tam warunki ułożonego wzajem pokoju osobistem stron obu zaręczeniem i podaniem ręki przyjęto i stwierdzono. Władysław król Polski przyrzekł zamki i miasta w Prusiech, przez Jego królewską Miłość dzierżone, w pewnych oznaczonych czasach wydać mistrzowi Pruskiemu. Brańców wojennych zaraz wtedy na wolność wypuścił, z zastrzeżeniem atoli, aby mistrz i zakon złożyli na ich okup sto tysięcy, grzywien szerokich groszy Praskich. Henryk zaś mistrz Pruski zobowiążał się Władysławowi królowi i jego królestwu wyliczyć sto tysięcy grzywien szerokich groszy. Za ty wypłatę zaręczyli znaczniejsi z pomiędzy brańców, dawszy słowo, iż wrócą do niewoli, gdyby warunek nie był uiszczony. Gdy te i inne układy w zupełności i jak należy zostały dokonane, mistrz Pruski Henryk złożył Władysławowi królowi Polskiemu osobiście w darze dwanaście czar srebrnych i pozłacanych, nader misternie wyrobionych: a nawzajem Władysław król Polski posłał mistrzowi kilka szub podbitych sobolami. Na tym zjezdzie skarżył Mikołaja Powałę u Tęczowa (Tanczow) Niemiec pewien, rycerz Krzyżacki, jakoby w bitwie pod Koronowem pokonany od niego i w niewolą wzięty przyrzekł stawić się w oznaczonym czasie, a jednak niepomny na swą godność rycerską przyrzeczeniu temu nie uczynił zadosyć. Ale gdy Mikołaj Powała wcale tego nie przyznawał i obiecał z zarzutu dowodnie się oczyścić, sprawę jego odesłano do sądu. Skoro zaś sąd, złożony z znacznej liczby rycerzy stron obydwóch, zasiadł do sprawy, powodca Niemiec, ponawiając swoję, skargę, twierdził, że "Mikołaja Powałę zwyciężył i poimał w niewolą"; żądał zatem, "aby mu go sędziowie wydali, i zmusili do przyjęcia więzów. " Mikołaj zaś Powała, chcąc przeciwnika swego Niemca własnemi jego słowy i własnym pokonać orężem, zapytał go: "azali miał jaki dowód albo świadectwo jakie, któremby swoję bezczelną skargę mógł uzasadnić?" Mam, odpowie powódca; i nie bawiąc pokazuje pątlik tkany perłami, o którym wiedziano że go Mikołaj Powała w czasie bitwy miał na głowie. "Oto jest, rzecze, siatka którą zerwałem ci z głowy wtedy, gdym cię pokonał i wziął w niewolą. " Na ów czas Mikołaj Powała uradowany, że przeciwnika wbił właśnie na to, czego sobie życzył, rzekł: "Było-to, sędziowie, i jest zwyczajem we wszystkich sprawach rycerskich, turniejach i walkach, z dawien dawna i dotąd zachowywanym, że ile kroć takowe pątliki, ozdoby, lub jakiekolwiek godła rycerzom walczącym upadają, nigdy ich nie podnoszą harcerze zajęci walką, za jakiego on się udaje, ale zwykle chwytają, je smyki, szubrawcy i ludzie najnikczemniejsi. Znak ten przeto ukazywany przez mego przeciwnika dowodzi, że nie tylko moim nie był zwycięzcą, ale owszem, że uniknąwszy z placu, zajmował się zbieraniem upadających rycerzom ozdób, wraz z podobnemi sobie hultajami, u których nie rycerska sprawa ale korzyść na celu. Albowiem, gdyby mnie był pokonał, inne przed waszym sądem okazałby świadectwo zwycięztwa, właściwe rycerzom a nie takim mitręgom. " Sędziowie zważywszy bacznie wywody tak powódcy jak i obwałowanego, zgodnym wyrokiem orzekli, że rycerz Mikołaj Powała ani był poimanym, ani obowiązanym do stawienia się przed swym zwycięzcą, i uznali go wolnym od zarzutu. Ale i Pruscy sędziowie szczypali go swemi wymówkami: "Gdybyś był rad naszych posłuchał, któremi odwodziliśmy cię od sądowego sporu, mogłeś uniknąć zniewagi, jaką cię obrzucił twój przeciwnik. "Widzisz, do czego przywiodła cię twoja nieroztropność. Przeciwnik twój wyszedł ze czcią, a ciebie nabawił niesławy, własnym cię bowiem orężem twoim pokonał." Potem Władysław król Polski i Alexander wielki książe Litewski wrócili do swych obozów, mistrz Pruski zaś do Torunia, zakończywszy wspólne układy.
KRÓL WŁADYSŁAW PUŚCIWSZY ZIEMIĘ PODOLSKĄ W DZIERŻAWĘ ALEXANDROWI, WIELKIEMU KSIĄŻĘCIU LITEWSKIEMU, OSADZA STRAŻE ZBROJNE NA GRANICY WĘGIER, A PO ZAWARCIU SOJUSZU Z WĘGRAMI NAWIEDZA RUŚ I LITWĘ.
Nazajutrz po tym zjeździe, Władysław król Polski oddal w dzierżawę dożywotnią Alexandrowi wielkiemu księciu Litewskiemu znaczną część kraju i dzielnicę królestwa Polskiego, ziemię Podolską, złożywszy z wielkorządztwa tej ziemi rycerza Piotra Włodkewicza z Charbinowic, podstolego Sandomierskiego, który ją przez lat wiele sprawował, a nie zasięgnąwszy w tej mierze rudy prałatów i panów królestwa Polskiego, wielce ich przeciw sobie oburzył. Nie przewidywał znać tych strat i nieszczęść, które na królestwo Polskie ztąd spłynąć miały. Tegoż samego dnia, zwinąwszy i rozpuściwszy wojsko tak Polskie jak i Litewskie, wyruszył z stanowiska i nocował w Inowrocławiu. Ztamtąd zaś przez Łęczycę, Piotrków i Opatów zjechał do Sandomierza, gdzie przepędził zapusty z żoną swoją, królową Anną, podobnież do Sandomierza przybyłą. Dla zabezpieczenia zaś granic królestwa Polskiego z strony Węgier, wysłał tam obronne straże; ale te, nie pilnując ściśłe obrony, najeżdżały Węgierskie miasta, wsie i miasteczka, i roznosiły po nich łupiestwa i pożogi. Wdał się wreszcie jako pośrednik między poróżnionych królów rycerz Zawisza Czarny z Garbowa, który był obu dworzaninem i domownikiem, a jeżdżąc w kolej od jednego do drugiego, powaśnione z sobą umysły szczególniejszą roztropnością swoją pogodził. Po zapustach, królowa Anna z Sandomierza wróciła do Krakowa, a Władysław król udawszy się do ziemi Chełmskiej, w Lubomli i Lubochni zabawili aż do środopościa, i zajmował się ciągle łowami. Tymczasem Zawisza Czarny, po wielu namowach i rokowaniach, ułożył między królami rozejm trwać mający do dnia Ś. Marcina. Dopieroż wtedy król Władysław, ubezpieczony takowym rozejmem, gdy wprzódy nieprzyjaźń króla Węgierskiego Zygmunta ciągle go niepokoiła, a ztąd obawiał się oddalać od granic królestwa, w połowic postu opuściwszy ziemię Chełmską, śmiało i swobodnie wyjechał do Litwy, którą już od dawna pragnął oglądali, i tam całą wiosnę i lato przepędził, zwiedzając w towarzystwie książęcia Alexandra ziemie Litewskie, i Ruskie. Potem w Wilnie siadłszy na statek, zawinili do Kowna, a ztamtąd do Jugborga, gdzie przez czas niejaki zabawiał się myślistwem.
MIKOŁAJ PODKANCLERZY KRÓLESTWA POLSKIEGO WSTĘPUJE NA ARCYBISKUPSTWO HALICKIE, A JĘDRZEJ NA BISKUPSTWO KAMIENIECKIE
Gdy kościół metropolitalny Halicki po zejściu Jakóba arcybiskupa, mnichu zakonu Franciszkańskiego, osierociał, za wstawieniem się Władysława króla Polskiego, papież Jan XXIII, w Rzymie, dnia dziewiętnastego Czerwca, w czasie zgubnego rozerwania kościoła, wyniósł na rzeczona, stolice Mikołaja z Sandomierza, podkanclerzego królestwa Polskiego, rodem Polaka, syna Wilhelma, szlachcica herbu Trąby, mającego za godło trzy trąby w polu białem, zostawiwszy mu wszystkie jego beneficia, jako to, probostwo Ś. Floryana na przedmieściu Krakowa, tudzież prebendy w zanikach Gnieźnieńskim, Krakowskim, Kaliskim, Sandomierskim, Ś. Jerzego w Krakowskim, Ś. Wita w Kruszwickim, i altaryą w kościele Krakowskim; a to z przyczyny szczupłego uposażenia, jakie miał kościoł Halicki. W dniu zaś jedenastym Maja, na biskupstwie Kamienieckiem czyli Podolskiem, osieroconem po śmierci Alexandra biskupa, za wstawieniem się Władysława II króla Polskiego, Jan XXIII Cossa, który w czasie trwającego rozerwania w kościele od swych zwolenników uznany był papieżem, posadził Jędrzeja.
KRÓL WŁADYSŁAW WYSYŁA Z WIELKIEMI DARAMI POSŁÓW DO PAPIEŻA JANA XXIII, DLA ZŁOŻENIA MU HOŁDU POSŁUSZEŃSTWA.
Kiedy Władysław król Polski w Judborgu zabawiał się łowami, zwracając uwagę na sprawy krajowe, wyprawił w poselstwie do Rzymu, do Jana XXIII papieża, dla złożenia mu hołdu posłuszeństwa, Jędrzeja Laskarego z Gosławic proboszcza Włocławskiego, Marcina z Wrocimowic chorążego Krakowskiego, i Zbigniewa z Oleśnicy, swego sekretarza, przez których posłał mu wielkiej ceny upominki, jako to: cztery misy złote, dwie czasze rzadkiej objętości, także złote, trzy szuby sobolami podbite, niemniej pokrycie szerokie na loże, z jednej strony futrami różnego rodzaju, z drugiej gronostajami podszyte. Gdy więc rzeczeni posłowie królewscy w Piątek przed uroczystością Narodzenia N. Maryi Panny wjeżdżali do Rzymu, prałaci i kapłani kuryi papieskiej wyszli przeciw nim za miasto i przyjęli ich z wielką czcią i przystojnością. Po uzyskaniu zaś posłuchania, ciż posłowie królewscy dopraszali się u Jana papieża w imieniu króla Władysława czterech głównych rzeczy. Naprzód, "aby papież uznał, że król Władysław z mistrzem i zakonom Krzyżackim sprawiedliwą prowadził wojny. " Powtóre "aby królowi wolno było wszystkie zdobycze w Prusach z kościołów zabrane przy sobie zatrzymać i innym kościołom w królestwie Polskiem porozdawać." Po trzecie, "ażeby papież zezwolił na powszechną przeciw Tatarom wojnę krzyżową. " Po czwarte, "aby odpusty, które kościoł N. P. Maryi w Sandomierzu, Krakowskiej dyecezyi, z dawnych czasów w dniu drugim Czerwca zwyczajowo obchodzi, swoim listem Apostolskim upoważnił i potwierdził. " Gdy więc Władysław król Polski od Jana papieża słusznych rzeczy żądał, papież przychylając się do jego prośby, na trzy żądania swym wyrokiem zezwolił, to jest, przyznał, "iż król z Krzyżakami sprawiedliwą prowadził wojnę, i że wolno mu zdobycze zabrano z kościołów Pruskich zatrzymać i Polskim rozdać kościołom. " Nadto, odpusty w kościele Sandomierskim N. P. Maryi, w dyecezyi Krakowskiej, dotychczas przy licznych pobożnego ludu zebraniach dnia drugiego Czerwca zwyczajowo obchodzone, dlatego, że podobno w tym dniu niegdyś miasto od Tatarów było zdobyte i krew Polska obficie przelana, potwierdził, uprzywilejował, pomnożył i wznowił. Na czwarte żądanie, to jest wyprawę krzyżową przeciw Tatarom, której sprzeciwiali się posłowie króla Rzymskiego Zygmunta i Krzyżaków, żadną miarą zezwolić nie chciał, oświadczając, że już inną ogłosił wojnę Krzyżową przeciw Władysławowi Durazzo królowi Neapolitańskiemu, której druga wyprawa przeciw Tatarom, gdyby na nię zezwolił, przeszkadzałaby i ujmowała wagi. Odpowiedź ta więcej pozorną była niżli prawdziwą; nie chciał bowiem papież obrażać króla Władysława i jego posłów, przez których tak znakomite odebrał dary. A tak posłowie Polscy, zabawiwszy w Rzymie dziewięć tygodni, wrócili na święta Narodzenia Pańskiego szczęśliwie do Krakowa, chociaż liczne po drodze zastawiano na nich sidła.
MIKOŁAJ KUROWSKI ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI, WPRZÓD NIM SIĘ ZDOŁAŁ USPRAWIEDLIWIĆ PRZED KRÓLEM Z ZARZUTU CUDZOŁOZTWA, W DRODZE UMIERA: CZŁEK BOGACTW; WIĘCEJ NIŻELI CNOTĄ ZNAKOMITY.
Z Judborga Władysław król Polski udał się do Wilna; następnie zaś dni kilka zabawiwszy w Połocku, Witebsku, Smoleńsku, przybył do Krzeczowa i Zasławia, zkąd znowu rzeką Dnieprem popłynął do Kijowa. Towarzyszył mu w tej podróży Alexander wielki książę Litewski z żoną swoją Anną, i starał się dla Jego Królewskiej Miłości o różne podarki i wszelkie rzeczy potrzebno. Z Kijowa, zostawiwszy w nim Alexandra, wielkiego książęcia Litewskiego, siadł znowu na statek i popłynął do Czerkas; zkąd przez Zwinigrod, Sokolec, Karawul i Bracław przybył do Kamieńca. Z Kamieńca do Lwowa, ze Lwowa udał się do Glinian, dokąd już wcześniej zdążył był Alexander wielki książę Litewski, podług tajemnej z królem umowy, dla złożenia surowego sądu na Mikołaja z Kurowa arcybiskupa Gnieźnieńskiego, jakoby winnego ciężkiej obrazy majestatu, za namawianie Anny królowej do sprawy miłosnej, jak sama królowa zeznawała. Aliżci rzeczony Mikołaj Kurowski, arcybiskup Gnieźnieński, gdy się wybrał w drogę do Glinian, kędy miał być sądzony, z stłuczenia, którego się był nabawił przez upadek z konia w Krzeczowie, zapadłszy w niemoc i ledwo ściągnąwszy do Ropczyc, w Niedzielę przed dniem Narodzenia P . Maryi, samym tylko opatrzony Sakramentem Spowiedzi, w nocy życie zakończył. Zwłoki jego odprowadzono do Gniezna, i pochowano u wejścia do chóru. Zebrał on dla swoich braci i synowców ogromne skarby w zlocie, srebrze, klejnotach, zamkach, wsiach i folwarkach, wysyłając ciągle do Flandryi statki z mięsiwem i zbożem. Po śmierci arcybiskupa rozdrapali je bracia i krewni jego, a zwłaszcza brat rodzony Piotr Kurowski, lubo Władysław król Polski o pozyskanie ich staranne czynił zabiegi, a nawet posłał był pod zamek Uniejowski, gdzie były przechowywane, zbrojny poczet rycerstwa, pod sprawą Mikołaja z Michałowa wojewody Sandomierskiego i starosty Sieradzkiego. Powiadano, że gdy rzeczony arcybiskup wyjeżdżał do Glinian, wiedząc dobrze, jak surowy sąd go czekał, wziął z sobą nie małą ilość złota, w tej myśli że wielkiemi darami potrafi rozbroić nienawiść swoich oskarżycieli. Głośne jest jego imię bardziej z ogromnych bogactw, które bratu swemu Piotrowi Kurowskiemu zostawił, niżeli z dziel chwalebnych, dla dobra kościoła lub ojczyzny podjętych.
KRÓL WŁADYSŁAW ODRZUCIWSZY WOJCIECHA JASTRZĘBCA, MIANUJE GNIEŹNIEŃSKIM ARCYBISKUPEM MIKOŁAJA TRĄBĘ ARCYBISKUPA HALICKIEGO, A METROPOLIĄ Z HALICZA PRZENOSI DO LWOWA.
Z Glinian, odesławszy Alexandra wielkiego książęcia Litewskiego do Litwy, Władysław król Polski wrócił do Lwowa. Tegoż czasu kapituła Gnieźnieńska, przystąpiła do wyboru nowego pasterza, i zgodnemi głosy jednomyślnie obrała Wojciecha Jastrzębca, biskupa Poznańskiego, arcybiskupom Gnieźnieńskim. Ten zjechawszy do Lwowa, dopraszał się u Władysława króla Polskiego, jako swego świeckiego zwierzchnika, zezwolenia na ten wybór, dokonany zgodnie i prawnie. Ale Władysław król Polski, obraziwszy się niesłusznie, że kapituła Gnieźnieńska bez jego wiedzy i porady ofiarowała głosy swojo Wojciechowi Jastrzębcowi, mianował Mikołaja arcybiskupa Halickiego, podkanclerzego królestwa, arcybiskupem Gnieźnieńskim, Wojciecha zaś Jastrzębca z słusznemi i prawnemi żądaniami oddalił. Ten bacząc, że trudno i szkodliwe byłyby spory z królom i monarchą, zwłaszcza w owym czasie zgubnego w kościele rozerwania, nie chciał popierać swej prawnej elekcyi, acz niezadługo potem na stolicę Krakowską wciskał się mniej przyzwoitemi niż na pasterza przystało drogami. Aby zaś mianowanie Mikołaja Trąby metropolity Halickiego arcybiskupem Gnieźnieńskim, nieprawno i niesłuszne, tem rychlej mogło osięgnąć skutek, wysłał król Jana Śledzia doktora i swego kapłana nadwornego z listami i prośbą do Jana XXIII papieża: który przychylając się do żądania króla, gdy zwłaszcza nikt w tej mierze nie stawiał oporu, w Rzymie, kędy pod ów czas przebywał, dnia czwartego Sierpnia, Mikołaja arcybiskupa Halickiego przeniósł na stolicę Gnieźnieńską; Jana zaś Rzeszowskiego, proboszcza ś. Michała na zamku i kanonika Krakowakiego, szlachcica herbu Półkozy, stosownie do życzenia i prośby królewskiej, osadził na arcybiskupowi o Halickiem, zostawiwszy przy nim obadwa wprzód posiadano boneficia. Późniejszym czasem, na prośbę tegoż Władysława króla, metropolią z Halicza przeniósł do Lwowa, i miasto Lwów podwójną, to jest arcybiskupią i metropolitalną zaszczycił godnością.
CHORĄGWIE ZABRANE KRZYŻAKOM KRÓL WŁADYSŁAW ZAWIESZA W KOŚCIELE KATEDRALNYM KRAKOWSKIM.
Ze Lwowa Władysław król Polski w dzień Ś. Marcina zjechał do Niepołomic, gdzie zabawiwszy przez dni piętnaście, wybrał się potem pieszo do Krakowa dla nawiedzenia grobów Św, Stanisława, Wacława i Floryana; i w dzień Ś. Katarzyny, otoczony licznem gronem prałatów i rycerzy, niosących przed nim rozwinięto chorągwie Krzyżaków, w wielkiej bitwie pod Grunwaldem zdobyte, przybył najprzód do miasta Kazimierza, a ztąd udał się na Skałkę. Tu oddawszy nabożnie cześć relikwiom Świętych, szedł na zamek Krakowski do kościoła katedralnego, dokąd poprzedzały go chorągwie Krzyżackie, i w rzeczonym kościele Ś. Stanisława w Krakowie na pamiątkę sławnego zwycięztwa złożył wszystkie proporce, które po dziś dzień wisząc na ścianach z prawej i z lewej strony, ukazują tak swoim jako i obcym wielkie widowisko, tryumf króla i klęskę Krzyżaków. Z Krakowa król Władysław udał się do Litwy, gdzie większą część zimy przepędził. Wniesiono w ówczas do kościoła Krakowskiego, który jest przedniejszym i znakomitszym kościołem w Polsce, owe pięćdziesiąt i jedna chorągwi Krzyżackich, przydały ozdoby i zaszczytu kościołowi, i powinny w nim wiecznemi czasy jak sławna pamiątka strzeżono być i przechowywane, a w miejsce butwiejących inne mają być podrabiano, ażeby trwała pamięć tak olbrzymiej i niesłychanej bitwy, i odniesionego w niej zwycięztwa, i aby ją poświadczały bądź toż samo chorągwie, bądź inne, któreby się temi samemi wydawały. Wtedy także uchwalono, i rozporządzeniom Władysława króla, jako też zgodną wolą wszystkich stanów duchownych i świeckich, postanowiono, aby dzień Rozesłania Apostołów w całej Polsce uroczyście był obchodzony; iżby zatem ojcowie zalecali synom, wnukom, prawnukom i wszystkim potomkom swoim święcenie i uroczyste obchodzenie dnia tego, w którym Bóg opatrzny raczył okazać miłosierdzie… swojo i łaskę Polakom; i aby wszystkie kościoły tak miejskie jako i wiejskie, w całem królestwie Polskiem, wlaściwemi obchodami, nabożeństwy i processyami, święciły wraz z ludem swoim ten dzień, i składały Bogu dziękczynienia za wyświadczono Polakom tak wielkie dobrodziejstwo.
HENRYK V. PLAUEN MISTRZ PRASKI KARZE ŚMIERCIĄ NIEKTÓRYCH RYCERZY SWOICH BEZ SĄDU.
Mistrz Pruski Henryk v. Plauen, przy końcu tegoż roku, rozgniewany srodze na chorążego i innych Chełmińskich rycerzy, obwinionych, jakoby przeciw niemu i zakonowi Krzyżackiemu zdradziecko postępowali, i przeniewiercze knowali zamysły, ukarał ich śmiercią, nie dozwoliwszy im żadnej nawet prawnej obrony. Tym celem zaprosiwszy do zamku Gdańskiego na obiad Mikołaja zwanego Niksz chorążego Chełmińskiego, Janusza Orzechowskiego, Konrada z Ropkowa, rycerzy, nadto dwóch rajców Gdańskich, to jest Piotra Necko i Bartłomieja Grossa, kazał ich pościnać, odmówiwszy im nawet spowiedzi i ostatniej religijnej odprawy; ciała zaś ich, jakoby mało jeszcze za życia ponieśli kaźni, gnojem przyrzucić kazał. Chociaż bowiem zarzucano im zbrodnie nie były należycie udowodnione, mistrz wszelako osądziwszy, że słusznie czekało ich więzienie, sam wyrokiem śmierci uprzedził tę karę.ROK PAŃSKI 1415.
ALEXANDER WOJEWODA MOŁDAWSKI W ŚNIATYNIE SKŁADA UROCZYŚCIE HOŁD POSŁUSZEŃSTWA KRÓLOWI I KRÓLESTWU POLSKIEMU. WŁADYSŁAW KRÓL POLSKI POSYŁA PATRYARSZE I CESARZOWI GRECKIEMU, PRZCIŚNIONYM WOJNĄ. TURECKĄ, WIELKIE ZAPASY ZBOŻA. NADZWYCZAJNE ZAĆMIENIE SŁOŃCA. MISTRZ INFLANTSKI LANDER PODEJMUJE KRÓLA WSPANIALE I PODARUNKAMI OBDARZA.
Władysław król Polski po świętach Narodzenia Pańskiego opuściwszy Litwę, zwykłą drogą przybył do Jedlny, gdzie z małżonką swoją, królową Anną, która go wracającego z Litwy spotkała w Parczowie, dni zapustne przepędził. Poczem, znajomemi sobie gościńcy, naprzód do Sandomierza, z Sandomierza do Nowego miasta, a ztąd przez Tuchów, Krosno, Jasło, Łańcut, Przemyśl, Jarosław, we Środę przed Wielkanocą przybył do Lwowa, gdzie święta Zmartwychwstania Pańskiego obchodził. Następnie w miesiącu Maju kilka dni zabawiwszy w Sanoku, znowu do Lwowa powrócił; a ztąd wyruszywszy przez Gliniany i Busk (Boscz) na uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego zjechał do Trembowli. Potem na Buczacz, Halicz, Kołomyję, przed Zielonemi Świątkami przybył do Śniatynia. Tu spotkał Jego królewska Miłość Alexander wojewoda Mołdawski wraz z żoną, swoją i liczną rycerstwu drużyna. Władysław król Polski, mający przy sobie także mnogi i okazały poczet rycerstwa, przyjął go uprzejmie i z wielką czcią podejmował. Chcąc wojewoda Władysławowi królowi Polskiemu okazać swoję wierność i przychylność, siedzącemu na majestacie i z koroną na głowie składał wraz z wszystkimi bojarami Wołoskiej ziemi hołd uroczysty poddaństwa i przysięgę wierności, rzucając pod nogi królewskie swoje proporce. Na co wydał razem i akt piśmienny, który ku wiecznej pamiątce dotychczas w skarbcu jest przechowany. Potem króla i królową Annę, tudzież wszystkich panów i rycerzy królewskich zaprosił na biesiadę i hojnie ugościł. Dary takie znakomite złożył królowi i królowej, niemniej panów przedniejszych królestwa hojnemi poczcił upominki. Przybyli pod te czasy do Władysława króla Polskiego posłowie patryarchy i Cesarza Greckiego z listami i urzędowemi pismy (bullae plumbeae), prosząc, "aby im ściśnionym zewsząd i zagrożonym od Turków przynajmniej zboża udzielić raczył. " Władysław król, litując się nad ich niedolą, kazał im wydać żądaną ilość zboża, a do odebrania go naznaczył port swój królewski Kaczubejów. Obdarzywszy nawzajem Alexandra wojewodę Mołdawskiego i jego żonę upominkami, a królową Annę odesławszy do Krakowa, udał się do Kamieńca, ztamtąd zaś przez Smotrycz, Nieśwież (Nyewyecz), Krzemieniec, Rajsko, Sadowie, Turzysko, Kobryń, Myto, przybył do Litwy, czyniąc zadosyć Alexandrowi Witołdowi, który go był do siebie zaprosił. Kiedy z Kobrynia jechał do Myta, w Piątek po oktawie Bożego Ciała, w godzinie pacierzy kapłańskich tercyą zwanych przypadło wielkie zaćmienie słońca, które jako niespodziewane, króla, i wszystkich którzy z nim jechali, w wielkie zadziwienie a potem w bojaźń przesądną wprawiło. Tak bowiem ciemna stała się pomroka, że ptaki nagłą ćmą przelęknione na ziemię upadały, a gwiazdy jakby w nocy świeciły. Nie mogąc jechać dla wielkiej ciemności, przymuszony był król Władysław zatrzymać się chwilę na gościńcu, póki zaćmienie słońca nie minęło. Z Myta ruszywszy w dalszą podróż, przez Wołkowyski, Wasiliszki i Ejszyszki (Szizky) przybył do Trok. Książę Alexander Witold wraz z mistrzem Inflantskim wyjechał przeciw niemu na milę drogi, przyjął go z radością i czcią wielką, i odprowadziwszy go do Wysokiego zamku (castrum altum), leżącego na jeziorze, z całą drużyną rycerstwa, wspaniale podejmował. Nazajutrz wziął z sobą króla Władysława do skarbu książęcego, i ofiarował mu w darze dwadzieścia tysięcy grzywien szerokich groszy, czterdzieści szub podbitych sobolami, sto koni i sto szat purpurowych; niemniej rycerzy dworu królewskiego wszystkich upominkami obdarzył. Otrzymane dary król Władysław przez swego podkanclerzego Donina i kilku panów Polskich odesłał do Krakowa i kazał złożyć w skarbcu królewskim; później zaś wszystko to między rycerstwo i zaufanych towarzyszów swoich wspanialej porozdawał.
WŁADYSŁAW KRÓL POLSKI Z ZYGMUNTEM KRÓLEM RZYMSKIM I WĘGIERSKIM STWIERDZAJĄ I UŚWIĘCAJĄ PRZYSIĘGĄ, ZAWARTE WPRZÓDY PRZYMIERZE.
Z Trok wyjechawszy król Władysław z powrotem, w towarzystwie Alexandra Witolda przybył do Kowna. Tam pożegnał się z książęciem Alexandrem i statkiem popłynął do zbudowanego świeżo zamku Wielony. Z Wielony udał się do Wiłkomierza leżącego nad rzeką Świętą; potem do Dubinek, gdzie Alexander Witold wystawił był nowy zamek. Z Dubinek zboczywszy na Niemienczany, Berzdany (Byezdani), Kostery, puszcze łowieckie, na dzień Nawiedzenia N. Maryi Panny przybył do Wilna, gdzie zabawił przez dni siedm, a potem na Rudominy, Lidę, Nowogrodek, Czyrzyny, Kłocko (Kleczko) zbliżył się do granicy Polskiej. Z Kłocka rzeką Słuczą spuścił się do rzeki Prypeci; potem przez Grodek, Łuck, Sadowie, Włodzimierz, Lubomlę, Chełm, Krasnystaw, Żukowiec, przybył do Sandomierza, gdzie obchodził święto Narodzenia N. Maryi. W Wiślicy czekała go i przyjmowała królowa; zkąd przez Nowe miasto udał się do Przyszowa, z Przyszowa do ziemi Lubelskiej i Dobrostan (Dobrestani), a dalej zwykłemi drogami wyjechał na Ruś. Kiedy zaś znajdował się w Dobrostanach, przybył do niego posłujący na soborze Konstancyeńskim Janusz z Tuliszkowa kasztelan Kaliski, a opowiedziawszy królowi wszystko co w Konstancyi on i towarzysze jego poselstwa zdziałali, odebrał naprzód od króla Władysława, a potem od Alexandra Witolda, który z Dobrostan jechał do Litwy, uroczystą przysięgę na zachowanie przymierza dawniej już zawartego z Zygmuntem królem Rzymskim i Węgierskim; a gdy wrócił do Konstancyi, oznajmił temuż Zygmuntowi o potwierdzeniu przymierza, złożył mu pisma w tym celu przez króla i książęcia wydane, i wziął od niego wzajemne świadectwo i przysięgę. Król Władysław zwiedziwszy Ruś, przybył na Ś. Marcin do Niepołomic, a ztąd znowu wybrał się do Litwy. Listopad i Grudzień poświęcił ulubionym zabawom myśliwskim, święta zaś Narodzenia Pańskiego obchodził w Wilnie.
TRZY KLASZTORY PANIEN ZAKONNYCH ZAMIENIONE NA JEDEN BUSKI.
Tegoż samego roku, kiedy Władysław król Polski święto Wniebowzięciu N. Maryi Panny obchodził w Wiślicy, trzy klasztory żeńskie zakonu Premonstrateńskiego, które utrzymywały się w szczupłej liczbie panien w Imramowicach, w Busku i w Krzyżanowicach, za pozwoleniem Stolicy Apostolskiej i kapituły generalnej Premonstrateńskiej, a aa sprawu Wojciecha Jastrzębca biskupa Krakowskiego, tudzież opatów Brzezińskiego i Witowskiego, exekutorów i komisarzy, przeniósł do Buska, i z trzech zgromadzeń jedno utworzył, wzbroniwszy przechodzenia z jednego klasztoru do drugiego; i rzeczonemu klasztorowi przez siebie założonemu w Busku, i zakonnicom w nim mieszkającym, nadał wiecznym zapisem z zup Bocheńskich cztery bałwany soli grubej, cztery beczułki szybikowej (zuzalcz) i cztery korce soli drobnej. A lubo z dwóch pomienionych klasztorów, Imramowskiego i Krzyżanowskiego, po przeniesieniu panien zakonnych do Buska, wsie i dziesięciny do nich należące powinny były także do Buska być przydzielone; wszelako, chociaż wsie i dziesięciny odjęte klasztorowi Krzyżanowskiemu przyłączono do klasztoru w Busku, klasztor Imramowski zatrzymał niesłusznie i niewłaściwie wsie i dziesięciny przez takowe przeniesienie od niego odjęte, i od lat blisko siedmiudziesiąt ciągle je posiada.
JANA HUSA I HIERONIMA Z PRAGI, SPALONYCH NA SOBORZE W KONSTANCYI, CZESI CZCZĄ, JAKBY ŚWIĘTYCH. TRZYDZIEŚCI TYSIĘCY CZECHÓW PRZYSTĘPUJĄ, DO SAKRAMENTU KIELICHA.
Sobor zgromadzony w Konstancyi pracując usilnie nad dziełem, dla którego był zwołany, pozwał przed swój trybunał Jana Husa Czecha, człowieka niskiego rodu i znaczenia, który królestwo Czeskie zgubnemi błędami odszczepieństwa zarażał: a gdy ten, na zasadzie jedynie udzielonej mu od tegoż soboru i Zygmunta króla Rzymskiego rękojmi, stawił się w dniu wyznaczonym, sobor zarzucał mu herezye, które w Czechach rozsiewał. Hus wypierał się z stałością zarzucanej sobie winy: zaczem pokazano mu pismo jego własnoręczne, które my nie raz oglądaliśmy w Krakowie, a w którem zebrał był wszystkie nauki kacerskie w Pradze opowiadane ludowi. A lubo nie mógł się już zapierać swojej własnej ręki, przekonany licznemi świadectw tych, którzy pismo jego znali; nie dał się przecież najzdrowszemi radami i upomnieniami nakłonić do odwołania szkodliwych nauk i błędów, jakie między Czechami, pochopnemi do chwytania nowości, występki rozsiewał. Sprawiedliwym przeto wyrokiem soboru, bez względu na udzieloną mu rękojmię bezpieczeństwa, która nie powinna ochraniać heretyków, na zgromadzeniu powszechnem od czci odsądzony (degradatus) i wedle słów Ś. Pawła Apostoła, właśnie na Niedzielę ówczesną przypadających: "Ciało grzeszące niechaj będzie zniszczone" (Destruatur corpus peccati) jako kacerz potępiony, od władzy świeckiej na stosie spalonym został. Popioły nawet jego, aby od zwolenników przestępcy nie były ku rani podjęte, rzucono w jezioro przy mieście Konstancyi. Taka jednak Czechów zwolenników jego opanowała ślepota, że dzień urodzin Husa, to jest szósty miesiąca Lipca, jakby uroczystość jakiego świętego i męczennika obchodzą. Dziwić się zaiste trzeba, że ludzie nawet rozsądni i światli mogli w taki błąd popaśdż, że odszczepieńca potępionego od całego kościoła, który ich ród zacny i królestwo swoją przewrotną nauką pokaził, czczą, jakby świętego, wzgardziwszy innemi Świętemi, których kościoł czci i uznaje. Nie pamiętają podobno, jak srodze niegdyś ukarał Bóg Izraelitów, lud na ów czas sobie miły i wybrany, za oddawanie czci złotemu cielcowi, urobionemu pod górą Synai. Przybył potem na sobór Hieronim Czech, tym samym zaniżony błędem co i Jan Hus, ale od Jana nauką i wymową nierównie wyższy. Ten, od roku blisko w więzach trzymany, żadnemi dowodami, żadną nauką i przestrogą ojców soboru, mędrców w prawie Boskiem i ludzkiem biegłych, nie dal się odwieśdż od swoich błędów. Zaczem i on, podobnymże wyrokiem soboru, spalony zesłał na stosie. Obadwaj ponieśli karę ognia z stałością, żadnego nie wyrzekłszy słowa, z któregoby wnosić było można o ich żalu i skrusze serca. Popioły także Hieronima wrzucono w jezioro, aby ich Czesi nie zabrali. I on również u Czechów czczony jest jak męczennik. Tymczasem, kiedy w Pradze gruchnęły wieści o spaleniu Jana i Hieronima w Konstancyi, zwolennicy ich złożyli między sobą zbór, i naprzód plunięć ich uświęcili, postanowiwszy corocznym czcić ją obchodem, a potem wyjednawszy sobie u Wacława króla niektóre kościoły, poczęli jawnie opowiadać naukę i Sakramentów udzielać ludowi. Potem klasztor znakomity braci zakonu kaznodziejskiego na przedmieściu miasta Kłodzka (Glatz) zburzyli i z ziemią zrównali. Wnet rzucili się i na inne kościoły i klasztory; świątynie wspaniałe, Bogu poświęcone, rabowali, palili, pustoszyli. Zgromadziło się potem pod zamkiem Bechingne około trzydziestu tysięcy ludzi, którzy pod gołem niebem rozstawiwszy przeszło trzysta stołów, używali Sakramentu kielicha. Zatrwożyło to Wacława króla, aby przeciw niemu nie podniesiono rokoszu i nie pozbawiono go razem życia i tronu. Ale ksiądz Wacław Koranda, każąc do ludu, starał się go przekonać, "że chociaż król był rzeczywiście gnuśnikiem i pijanicą, jednakże spokojny i łaskawy, pozwalał im żyć według woli, i wyznaniu ich bynajmniej nie przeszkadzał. " A tak stłumił w zaczątku samym burzę, jeżeli się na jaką przeciw królowi zanosiło, i oziębił do reszty umysł Wacława, który księdza Korandę za taka do ludu przemówi; między przyjacioł swoich policzył. I nie ustala wcale między Czechami, w tym narodzie niegdyś tak zacnym i rozsądnym, owa zaraza: trwa owsami u nich ten szał nierozumny, a rzeczeni Jan Hus i Hieronim Jakóbek (Jacobellus), głowy ich odszczepieństwa, tudzież inni zwolennicy ich błędów, odbierają cześć największą jakby święci.