Jeden człowiek i tysiąc tygrysów - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Jeden człowiek i tysiąc tygrysów - ebook
Te fascynujące wspomnienia nadzorcy łowieckiego indyjskich maharadżów, a zarazem tropiciela tygrysów, stanowią znakomite uzupełnienie książek innego słynnego myśliwego, przyrodnika i pogromcy ludojadów - Jima Corbetta.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65443-45-8 |
Rozmiar pliku: | 726 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O AUTORZE
Często można usłyszeć opinię, że opowieści myśliwskie noszą podobieństwo do historii mitycznych i jako takie potrafią w równym stopniu przykuć uwagę ucznia, co i uczonego.
Nic dziwnego zatem, że mimo już istniejącej przebogatej literatury w tym przedmiocie nowo publikowane książki natychmiast stają się bestsellerami. Sekrety świata zwierzęcego są niepochwytne jak wiatr, nie ma też dwóch zdarzeń na polowaniach, które by się powtarzały w ich przebiegu i towarzyszącym im emocjom, jest to zatem niezmiennie fascynujące móc się wsłuchać w opowieść wytrawnego łowcy, która dowodzi słuszności tezy, że prawda bywa niezwyklejsza od fikcji.
Wygląda na to, że rodzice Kesriego przewidzieli koleje jego żywota, nadając mu takie imię, gdyż Kesri znaczy tygrys.
Jego wszechstronny, pełen pasji poznawczej umysł sprawia, że jest on przemiłym kompanem i partnerem do rozmowy, zwłaszcza gdy dotyczy ona spraw łowieckich. Twórcze zdolności Kesriego uwidaczniają się również w jego siedzibie zwanej Zamkiem – znajdującej się w pobliżu drogi głównej imienia maharadży Sawai Man Singha w Dźajpurze – którą jego przyjaciele niekiedy zwą Szaleństwem Kesriego.
Kesri miał w dżungli wiele przygód, w których „było o włos", ale dzięki opiece Opatrzności jest wciąż z nami i możemy korzystać z jego nieogarnionego doświadczenia.
Bywało, że razem z Kesrim tropiliśmy rannego tygrysa. Zapewniam, że gdy trzeba stawić czoła atakującemu tygrysowi, w całych Indiach nie ma człowieka, którego wolałbym mieć przy sobie zamiast Kesriego.
Kesri zdobył większą sławę jako szikari niż jako autor, jakkolwiek już w szkolnych latach oddawał się poezji, a ostatnio opublikował swoje wiersze w tomiku _What Is Not Prose Is All Poetry_.
Książka, którą czytelnik ma przed sobą, zawiera opisy wielu pasjonujących przeżyć. Zajmą one uwagę nie tylko weteranów łowów i młodych adeptów tej sztuki, ale także tych, którzy chcieliby spędzić w dżungli kilka dni, mając za towarzysza Kesriego – Tygrysa.
Sawai Man Singh, maharadża Dźajpuru
Maharadża – historyczny tytuł władcy różnych regionów Indii; początkowo oznaczał króla, a później księcia.
Szikari (z urdu) – myśliwy, tropiciel.OD AUTORA
Chcę wyrazić moją bezgraniczną wdzięczność jego wysokości maharadży Dźajpuru sir Sawai Man Singhowi, albowiem to dzięki niemu moim udziałem stały się przeżycia opisane w tej książce, a zarazem to jego wysokość zachęcał mnie do jej napisania.
To samo pragnę odnieść do jej wysokości maharani Dźajpuru Gayatri Devi za jej życzliwość i wsparcie udzielane mnie i moim wysiłkom pisarskim.
Jestem także niewymownie wdzięczny ich wysokościom maharadżom: Dźamnagaru, Cooch Behar, Kotah, Panna i Baria Kiśangarh, oraz jego wysokości nawabowi Loharu za ich życzliwe zainteresowanie okazywane mi podczas powstawania tej książki.
Wreszcie dziękuję przedstawicielom Tak Studios, Pictorials Ltd., tudzież Rajputana Photo Art Studio za dostarczenie mi fotografii, które posłużyły za ilustracje do napisanych przeze mnie stron.
* * *
Przynajmniej pod jednym względem miałem w życiu wielkie szczęście. W odróżnieniu od większości śmiertelników uprawiana przeze mnie profesja była wyłącznie moim wyborem, i to dokonanym w całkowitej zgodzie z moimi upodobaniami, słowem – moja praca była jednocześnie moim hobby. Jest to coś, co trudno jest w życiu przecenić.
Kiedy byłem chłopcem, ojciec mój, Thakum Naran Singh, pełniący funkcję inspektora policji, czasami zabierał mnie na polowania. Ojciec był człowiekiem miłym w obejściu, czasem tylko napawał mnie lękiem, a te nasze wspólne wypady wpłynęły na całe moje życie.
W ciągu wielu pokoleń moi przodkowie oddawali się namiętnie jeździectwu i związanym z nim łowom. Tylko nieliczni wszakże posiedli w tej dziedzinie biegłość mego ojca, który nie tylko po mistrzowsku opanował sztukę konnych łowów na dziki z lancą w ręku, ale potrafił w ten sposób upolować nawet lamparta, zaś w przypadku dzików niekiedy zamiast lancy używał noża z długą głownią – wbijając go z siodła w szczeciniasty grzbiet mknący przy strzemieniu. Mając takiego mentora, pokochałem wszystkie formy łowów.
O myśliwskim rzemiośle wiele nauczyłem się również od mojego starszego brata Amara Singha, który dużo się mną zajmował. Amar był zawodowym wojskowym w randze generała majora. Walczył po brytyjskiej stronie w Chinach w czasie powstania bokserów oraz w obu wojnach światowych. Doskonale znał sekrety indyjskiej dżungli i prowadził związane z tym zapiski, z których często korzystałem.
Wobec powyższego trudno się dziwić, że po osiągnięciu dojrzałości skorzystałem z nadarzającej się sposobności pracy w administracji łowieckiej w rządzie stanu Gwalijar. Od tamtej pory aż do dzisiaj, przez przeszło trzydzieści siedem lat, miałem bez przerwy do czynienia z dziko żyjącą zwierzyną, poświęcając się jej badaniu, polowaniu na nią i chronieniu jej.
Kiedy rozpoczynałem pracę w Gwalijarze, stanem tym władał maharadża sir Madho Rao Scindia. Był on zawołanym myśliwym, chociaż nie zależało mu na zdobywaniu wyjątkowych trofeów – co skądinąd mógł był łatwo osiągnąć, bowiem należące do niego dżungle wprost roiły się od tygrysów – ale wolał różnorakość łowów w rozmaitych łowiskach. Praca u jego wysokości stworzyła mi możliwość zdobycia opartej na doświadczeniu wiedzy o tygrysach, których maharadża, choć, jak mówię, nie dążył do ustanawiania jakichkolwiek rekordów, upolował chyba z osiemset.
Po śmierci maharadży, która nastąpiła podczas jego wizyty w Europie – towarzyszyłem mu w niej i przypadło mi smutne zadanie przywiezienia do domu jego prochów – zrezygnowałem z pracy w Gwalijarze i wróciłem do Dźajpuru, mojego rodzinnego stanu, gdzie podjąłem pracę w policji w randze inspektora.
W Dźajpurze gospodarka łowiecka i leśna podlegały departamentowi policji. Maharadża sir Sawai Man Singh, wiedząc, czym się zajmowałem w Gwalijarze, poruczył mi nadzór nad leśnictwem i łowiectwem.
Była to wymarzona dla mnie praca. Dlatego do dziś w stosunku do maharadży odczuwam wielką wdzięczność za to, że mimo mojego młodego wieku powierzył mi taką funkcję. Bez doświadczenia, które zdobyłem, pozostając na służbie u jego wysokości, nie mógłbym napisać książki takiej jak ta ze względnym choćby znawstwem. Pełnienie tej służby jest dla mnie bezustanną przyjemnością.
Mimo iż maharadża Dźajpuru jest zapalonym myśliwym, i to o międzynarodowej renomie, to jednak bardziej dba o stwarzanie sposobności do zapolowania na tygrysa dla swoich przyjaciół i gości, niż o uławianie tych zwierząt osobiście. Gdy zaś postanawia samemu zmierzyć się z tygrysem, poluje przeważnie z podchodu, a nie z maczanu czy podobnej konstrukcji. Jednakowoż dla gości polowania organizowane są standardowo i jest to zwykle moje zadanie.
W stanach Gwalijar i Dźajpur zawsze żyło dużo tygrysów, więc książęta tych stanów tradycyjnie na nie polowali. Moja praca też w znacznym stopniu była z polowaniami związana, toteż polowałem na nie i ja, a ponieważ jest to emocjonujące zajęcie, czyniłem to z upodobaniem, przy czym dążenie do dużych rozkładów bądź rekordowych trofeów, jakkolwiek naturalne, nigdy do mnie szczególnie nie przemawiało.
Bardzo szczęsną stroną pracy nadzorcy łowieckiego jest to, że może on codziennie wędrować tam, gdzie przebywa dziki zwierz, tropić go, obserwować z ukrycia, być świadkiem zdarzeń z jego życia.
Nie znam zwierzęcia zamieszkującego indyjskie dżungle, które byłoby bardziej fascynujące niż tygrys. Dlatego uważam, że nie jest pozbawione sensu wzbogacenie związanej z nim literatury o jeszcze jedną pozycję.
Każdy, kto się wybierze na tygrysa, za każdym razem stanie wobec nowego doświadczenia niezależnie od tego, jak dużo już go zdobył, toteż nawet najbardziej biegli w tej materii mogą się czegoś nauczyć, czytając relację z pierwszej ręki.
Na początku zamierzałem napisać książkę o charakterze wspomnieniowym skierowaną do obecnych czy przyszłych praktyków tygrysich łowów – choćby tylko z aparatem fotograficznym – a także do przyrodników zainteresowanych ich obserwacją. Lecz uświadomiono mi, że moje relacje mogą okazać się zajmujące również dla czytelników z dalekich krajów niemających rozległej wiedzy ani o Indiach, ani o żyjących tu zwierzętach. W związku z tym niektóre sprawy postanowiłem wyjaśnić bliżej, gdyż dla niezorientowanych w miejscowych realiach mogłyby one okazać się niezrozumiałe.
Nawab – tytuł muzułmańskiego księcia w Indiach; inaczej nabab.
Autor często używa określenia stan dla obszarów niegdyś będących księstwami pod brytyjskim protektoratem. Dziś większość z nich ma status dystryktów.
Rozkład – ogół zwierzyny ubitej na polowaniu ułożonej według określonej kolejności; inaczej pokot.TYGRYSÓW PORTRET WŁASNY
Tygrysy są największymi przedstawicielami rodziny kotów. Obszar ich występowania rozciąga się od wiecznej zmarzliny Syberii do przypominających łaźnię parową lasów południowo-wschodniej Azji.
Tygrysy są wielkie i masywne, ale przy tym bardzo zwinne. Są przebiegłe i łatwo przystosowują się do zmiennych warunków, potrafią też nawet w zaawansowanym wieku zmieniać zwyczaje.
Cóż, żaden łowca nie osiąga stanu absolutnej doskonałości, dotyczy to także tygrysa: ma on co prawda niezwykle wyostrzony wzrok i słuch, ale jego węch jest słaby.
Niewiele brakowało, a stan Dźajpur straciłby premiera rządu, gdy zabrałem go na poszukiwanie tygrysa, który zabił pasącego się wielbłąda, po czym zaciągnął zdobycz do wąwozu gęsto zarośniętego niskimi krzewami, w tym również ciernistymi.
Stanęliśmy na obrywie wąwozu, w milczeniu wpatrując się w poplątaną porośl i starając się dojrzeć resztki tuszy wielbłąda. Wtedy tygrys przeszedł o mniej niż osiem stóp poniżej nas, zupełnie nieświadomy naszej obecności, mimo iż nie było najlżejszego ruchu powietrza, który by zabrał nasz odwiatr. Widzieliśmy tylko skrawki jego pręgowanego futra przesuwające się pośród gęstej roślinności. Dobrze znałem tego osobnika, i nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdyby nas zwietrzył, zaatakowałby bez wahania.
Jednakże pomimo tego niedostatku tygrys z myśliwskiego punktu widzenia nie jest bynajmniej zwierzęciem łatwym. Według mojego doświadczenia jest on znacznie trudniejszym przeciwnikiem niż na przykład lew. Polowanie na tygrysy to sztuka niełatwa, i potrzeba czasu, by się w nią wdrożyć. Na początku tej książki przedstawię parę sposobów, które myśliwemu lub fotografowi mogą pomóc podejść interesujące go zwierzę.
W Indiach na tygrysy najczęściej poluje się z naganką, gdzie próbuje się napędzić zwierzęta z kawałka dżungli na linię myśliwych, czyli „strzelb". Nieodzownym warunkiem sukcesu jest tu znajomość terenu i zwyczajów tygrysa lub pary tygrysów, które w danym miocie przebywają. Trzeba starać się przewidzieć jak najwięcej ewentualności, no i oczywiście należy przygotować stanowiska dla myśliwych.
Największym błędem jest zakładać, że tygrys zechce zwyczajnie wyjść ze skrywających go zarośli na odkryty teren. Jeżeli spróbuje się go do tego zmusić, wówczas na pewno odbije do tyłu przez linię naganiaczy. Najlepiej starać się napędzić go z terenu, gdzie właśnie poluje, w kierunku jego ostoi, lecz w ten sposób, by po drodze musiał przeciąć miejsce odkryte, i to na tyle duże, żeby myśliwi uzyskali dobrą sposobność do strzału.
Aby tygrysa przywabić w określone miejsca w dżungli, zazwyczaj przywiązuje się na przynętę żywe bawoły. Trzeba przy tym zwrócić uwagę, by użyty do tego powróz nie był aż tak mocny, żeby tygrys po zabiciu bawołu nie mógł go zerwać, ponieważ jeżeli po zaspokojeniu głodu na miejscu nie będzie mógł on przenieść resztek tuszy do swej „spiżarni", może to w nim wzbudzić podejrzenia, i zamiast wrócić do łupu, prawdopodobnie przeniesie się do innej części swego rewiru, aby tam spróbować nowych łowów.
Jeśli grunt jest taki, że nie zapisuje tropów, można na nim rozsypać piasek; należy wszakże zrobić to z rozwagą, sypiąc go tylko na wyraźnym przesmyku, i to w dużej odległości od łupu, gdyż w innym razie tygrysa może to zaniepokoić.
Myśliwych umieszcza się na wysokości przynajmniej dwudziestu stóp, zwykle na drzewach, i trzeba zadbać o maskowanie przy pomocy liści. Stanowiska takie, zwane maczanami, powinno się przygotować na pewien czas przed polowaniem, aby zwierzyna zdążyła się do nich przyzwyczaić i nie była niepokojona bezpośrednio przed pędzeniem. Na terenach, gdzie polowania z naganką odbywają się każdego roku, można urządzić stałe maczany lub nawet postawić osobne wieże, które staną się dla zwierzyny naturalną częścią scenerii, mimo swego tak nietypowego w stosunku do niej wyglądu.
Kiedy myśliwi już zajmą miejsca na stanowiskach i zostanie ustalony kierunek pędzenia, zazwyczaj wykonuje się jeszcze w kilku miejscach przecinki, dbając wszakże o to, by nie usunąć za dużo porośli, bowiem na takie miejsca tygrys prawdopodobnie nie wejdzie.
W Radżastanie ludzie z wiosek lubią uczestniczyć w polowaniach na tygrysy, dzięki czemu nie jest trudno znaleźć ochotników do naganki; powstaje raczej potrzeba powściągania entuzjazmu. W nagance powinni się znaleźć tylko mężczyźni silni i sprawni i należy zawczasu pouczyć ich o zasadach zachowania się podczas pędzenia, o tym, gdzie będą rozstawione strzelby i w którym kierunku będą strzelać. Liczba naganiaczy zależy wyłącznie od charakteru terenu – przeważnie jest to jakaś kotlina lub wąwóz – na jakim pędzenie się odbędzie. Zadaniem naganki jest sprawić, by tygrys ruszył spokojnie ku stanowiskom myśliwych. Najprawdopodobniej będzie próbował wymknąć się bokiem, nawet gdyby musiał pokonać stromą ścianę wąwozu. Dlatego na flankach, w miejscach bezpiecznych i dających dobry widok, stawia się obserwatorów. Gdy się zorientują, że tygrys zmierza ku nim, powinni zakaszleć lub złamać patyk, tak żeby zawrócił i kontynuował poruszanie się w poprzednim kierunku. Niekiedy na granicach okładanego przez nagankę terenu umieszcza się kawałki kolorowej tkaniny lub papieru.
Podczas pędzenia tygrysy, jeżeli nie są ranne, rzadko zachowują się agresywnie. Wprowadziłem zwyczaj umieszczania na wyżkach czerwonych i zielonych chorągiewek, aby można było dać znać naganiaczom, czy tygrys, lampart bądź niedźwiedź, do którego strzelano, został na tropie, czy tylko jest ranny.
Za każdym razem, kiedy pada strzał, naganka powinna się zatrzymać. Z reguły w linii naganiaczy umieszczam kilku zawodowych myśliwych i tropicieli uzbrojonych w broń śrutową i zaopatrzonych w naboje zarówno ślepe, jak i z ciężkim ładunkiem loftek, które są najskuteczniejszym środkiem do zatrzymania tygrysa bądź lamparta atakującego z bezpośredniej bliskości. Ślepaki mogą być użyte w celu ruszenia z gęstwiny wyjątkowo opornego tygrysa; w innych razach lepiej ich unikać, tak jak w ogóle wszelkiego hałasu. Ciche pędzenia są bezpieczniejsze dla naganiaczy, ponieważ istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że tygrys spróbuje przebić się do tyłu, lepszą też stwarza to sytuację dla strzelców, albowiem kiedy wolniej porusza się on po odkrytym terenie, wtedy stanowi łatwiejszy cel.
Pewnego razu w wielkim chronionym mateczniku w Sawai Madhopur, w stanie Dźajpur, trzy tygrysy – dorosła para i młode – znalazły się w miocie. Pędzenie było prowadzone za głośno. Jak zwykle tygrysica wyszła pierwsza i padła od strzału danego z maczanu. Tygrys, który szedł na końcu, słysząc hałas za sobą i strzał przed sobą, wpadł w złość, zrobił zwrot i zaatakował obserwatorów ustawionych na skraju miotu. Na szczęście w pobliżu znajdowało się trzech szikariów. Wszyscy dali ognia loftkami. Złamało to atak tygrysa, niemniej przebił się i uciekł. Strzelano ze zbyt dużej jak na loftki odległości, więc odniósł tylko powierzchowne rany.
W następnym roku polowaliśmy na tym samym terenie i natrafiliśmy na tego osobnika. Za drugim razem jednak, tygrys, pomny doświadczenia, zachował się inaczej: wyskoczywszy z gęstwiny, zaatakował najbliższego naganiacza, chwycił mu głowę w paszczękę i zabił na miejscu. Następnie znów wszył się w zarośla i już nie dał się stamtąd ruszyć. W końcu zastrzeliłem go z grzbietu słonia. Tragedii tej można było uniknąć, gdyby poprzednie polowanie było mądrzej poprowadzone.
Polowania z naganką przeważnie rozpoczyna się około godziny jedenastej przed południem lub nieco później. O tej porze tygrys poleguje w cieniu, blisko swego łupu. Zasiadkę organizuje się wieczorem i w razie potrzeby kontynuuje przez całą noc. Dla mnie osobiście atrakcja polega tu na wyczekującym trwaniu na stanowisku w ciszy wieczoru, przy niepewności tego, co się ostatecznie wydarzy, we wsłuchiwaniu się w głosy budzącej się przed brzaskiem dżungli. Złą stroną jest tu użycie na przynętę żywego zwierzęcia i praktyka ta w miarę upływu lat budzi we mnie coraz większy niesmak.
Ale też prawdą jest, iż z powodu słabego węchu u tygrysa właściwie tylko żywa przynęta spełnia swe zadanie. Przeważnie używa się do tego bawołu z dzwonkiem przywiązanym u szyi.
Tygrysy wolą zwykłe krowy od bawołów, lecz ich użycie jest oczywiście zabronione w kraju, w którym wyznaje się hinduizm. Przy żywej przynęcie najłatwiej jest strzelić tygrysa, który nabrał zwyczaju zabijania bydła. Na terenach, gdzie polowania pędzone byłyby dla naganiaczy zbyt niebezpieczne, a nie da się użyć słoni, jest to często jedyna możliwa do zastosowania metoda.
Maczan buduje się na kilka dni wcześniej pośród roślin – w miejscu, z którego widać kawałek odkrytego terenu. Chcąc wyrobić w tygrysie nawyk regularnego odwiedzania danego miejsca, najlepiej jest zastosować przynęcanie wstępne. Do tego celu używa się świń, w których tygrysy szczególnie gustują. Jeżeli na przynętę użyto bawołu, wtedy resztki tuszy w celu ochrony przed padlinożercami przykrywa się liśćmi, po czym odsłania się tuszę, zanim wyżka zostanie zajęta przez myśliwego.
Po zajęciu maczanu i odesłaniu pomocników – powinno to nastąpić najpóźniej na godzinę przed zmierzchem – należy zachować całkowitą ciszę. Jeśli maczan jest zajęty przez dwie strzelby, muszą one bezwzględnie powstrzymać się od poszeptywania. Bawół, który powinien zostać uwiązany w odległości nie większej niż dwadzieścia jardów, będzie leżał, oddając się przeżuwaniu, aż do momentu, gdy wyczuje obecność tygrysa – wtedy wstanie i zacznie poruszać się niespokojnie. Dla myśliwego jest to znak, by zmaksymalizować czujność. A kiedy w mroku lub poświacie księżyca dostrzeże zbliżającego się tygrysa, absolutnie nie powinien unosić broni do ramienia, gdyż właśnie wtedy tygrys, widząc tak nieoczekiwany dar, staje się wyjątkowo nieufny i nastraja zmysły na najwyższy diapazon. W każdym momencie może czmychnąć i już się nie pokazać.
Za chwilę tygrys zaatakuje bawołu, wbijając w niego pazury i chwytając paszczą za szyję, a w rezultacie go udusi lub skręci mu kark. W tym momencie nie zauważy ruchu broni wędrującej do ramienia ani nie usłyszy dźwięku przesuwanego bezpiecznika. Gdy tylko bawół zostanie pozbawiony życia, tygrys znów stanie się czujny i zacznie się rozglądać, czy też coś mu nie zagraża. Dwa rodzaje niebezpieczeństwa będzie miał na myśli: człowieka i innego tygrysa. Albowiem silniejszy osobnik nie zawaha się pozbawić go – lub prawdopodobnie jej – zdobyczy, powodując przy tym poważne obrażenia.
Bawołu wiąże się powrozem na tyle mocnym, żeby tygrys nie zdołał go zerwać, ponieważ jeżeli nie uda się wykorzystać pierwszej okazji, można spróbować po raz drugi, kiedy tygrys, nie mogąc przenieść zdobyczy gdzie indziej, wróci i będzie się pożywiał pod wyżką. Jednak najbardziej sprzyjające okoliczności dla udanych łowów następują najczęściej przy pierwszej wizycie tygrysa. Nad przynętą trzeba usadowić się wcześnie i od tej chwili zakładać, że tygrys może pojawić się w każdym momencie.
Jednego razu udałem się do Khandaru, aby zastrzelić ludojada. Usiadłem na maczanie – małym przenośnym siedzisku zrobionym z lin – umieszczonym na drzewie rosnącym na dnie wąwozu, o mniej więcej piętnaście stóp od jego stromej ściany. Jako tako zakamuflowałem się liśćmi, ale zorientowałem się, że siedzę na poziomie górnej krawędzi ściany wąwozu, co było mało bezpieczne i bardzo niedogodne. Lecz cóż, służba nie drużba, a w pobliżu nie rosło inne drzewo.
Uwagę skupiałem na bawole, ale co jakiś czas, unikając gwałtownych ruchów, odwracałem głowę, aby skontrolować otoczenie.
Minęło dziesięć minut, gdy poczułem ostry cuch tygrysa. Od razu zrozumiałem, że znajduje się on na szczycie ściany wąwozu, skąd mógł mnie dopaść jednym skokiem. Nie popatrzyłem przez ramię, lecz bardzo, bardzo powoli się obróciłem…
Tygrys wpatrywał się w bawołu, który był widoczny między rozłożystymi gałęziami w niższej części drzewa. Zobaczywszy wszakże, że biedne zwierzę jest przywiązane do pieńka, nie spieszył się z posiłkiem, ale zaczął się dokładnie wylizywać, tak jak to koty mają w zwyczaju.
Za każdym razem, gdy, liżąc się, zniżał głowę, ja przesuwałem broń o jeden–dwa cale. W pełnym świetle dnia, siedząc za bardzo nieszczelną zasłoną z liści, nie odważyłem się wykonać żadnego szybkiego ruchu, ponieważ zanim zdążyłbym celnie strzelić, tygrys by się na mnie rzucił albo umknął, a przed świtem ani chybi zabiłby kolejnego człowieka.
Mała wioska, którą terroryzował, znajdowała się tylko o kilkaset jardów na lewo ode mnie i tak się złożyło, że właśnie ktoś puścił w ruch dzwon świątynny. Tygrys odwrócił głowę, ale zaraz obrócił ją z powrotem. Powtórzyło się to jeszcze dwa razy. Za trzecim razem wpakowałem mu ekspansywny pocisk w kark. Z rozerwanymi kręgami szyjnymi zgasł na krawędzi wąwozu. Zszedłem z wyżki po mniej niż dwudziestu minutach od wejścia na nią, przy czym połowę tego czasu zajęło mi wypracowywanie pozycji do strzału. Obaj z bawołem mieliśmy szczęsny dzień.
Jakby jednak na to nie patrzyć, jest coś odrażającego w poświęcaniu żywego bawołu na przynętę dla tygrysa. Nieżyjący już maharadża Fateh Singhsingh z Udajpuru, którego miałem zaszczyt znać, nie uznawał tej metody i nigdy jej nie stosował, a mimo to miał na koncie przeszło tysiąc tygrysów. Trzeba jednak mieć na uwadze – o czym już wspomniałem – że alternatywna metoda niesie wielkie niebezpieczeństwo dla naganiaczy, a jeśli chodzi o zabójców bydła i ludojady, to ich zlikwidowanie byłoby jeszcze trudniejsze.
Łowy na tygrysa stają się najbardziej emocjonujące wtedy, gdy trzeba dojść po śladzie rannego osobnika. Jest to coś, co bezdyskusyjnie musi zostać zrobione, albowiem, pomijając wymogi prawidłowego łowiectwa, tygrys, który wyliże się z rany, już zawsze będzie stanowił śmiertelne zagrożenie dla każdego mężczyzny, kobiety czy dziecka, którzy znajdą się w jego zasięgu. Pośpiech musi tu być rozważny, potrzebny jest spokój i trzeźwość umysłu, aby móc odpowiednio ocenić sytuację i sprawnie zareagować w razie kłopotów.
Przy takich okazjach powstaje kwestia, jak długo należy odczekać, nim rozpocznie się śladowanie. W przypadku ciężko rannego tygrysa czas ten wynosi przynajmniej godzinę, aby zwierzę mogło spokojnie zgasnąć lub aby efekt postrzału zdążył się pogłębić na tyle, że ewentualny atak stałby się mniej gwałtowny i łatwiejszy do zatrzymania. Z drugiej strony jednak, jeśli postrzał nie jest ciężki, tygrys czasami – ale tylko czasami – nie czeka na prześladowców w celu wyrównania rachunków, ale oddala się na całe mile, a potem staje się zabójcą ludzi albo długo cierpi wskutek infekcji.
Niebezpieczeństwo polega tu głównie na tym, że ranny tygrys przytaja się blisko śladu, pośród roślinności – co ułatwia mu maskujący deseń jego futra – i kiedy tropiciele znajdą się o kilka jardów od niego, dokonuje błyskawicznego i fatalnego w skutkach ataku.
Zwykle idę nieco z przodu, przed dwoma–trzema szikariami, którzy rozczytują ślady, podczas gdy ja, trzymając broń w gotowości do strzału, uważnie obserwuję otoczenie, w ogóle nie zwracając uwagi na trop. Tropiciele nigdy nie powinni iść przodem, ponieważ mogłaby powstać sytuacja, że w decydującym momencie znaleźliby się między sztucerem a atakującym tygrysem.
* * *
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
Stopa – jednostka miary oparta na przeciętnej długości stopy ludzkiej. Średnio wynosiła 30 cm, ale historycznie różniła się nieznacznie długością w zależności od kraju. Obecnie ten termin odnosi się zwykle do stopy angielskiej równej 30,48 cm.
Odwiatr – specyficzna woń wydzielana przez zwierzęta i człowieka, która pozwala na ich wytropienie.
Przecinka – wąska ścieżka powstała dzięki wycięciu w gęstwinie leśnej części roślinności.
Flanka – skrzydło, boczny pas terenu.
Zostać na tropie (łow.) – ponieść śmierć na miejscu.
Jard – anglosaska jednostka długości wynosząca 0,9144 m i równa 3 stopom.
Diapazon – tutaj: skala, rozpiętość czegoś, natężenie.
Cal – jednostka długości wynosząca 2,54 cm.
Śladowanie – tropienie, pójście śladem.
Często można usłyszeć opinię, że opowieści myśliwskie noszą podobieństwo do historii mitycznych i jako takie potrafią w równym stopniu przykuć uwagę ucznia, co i uczonego.
Nic dziwnego zatem, że mimo już istniejącej przebogatej literatury w tym przedmiocie nowo publikowane książki natychmiast stają się bestsellerami. Sekrety świata zwierzęcego są niepochwytne jak wiatr, nie ma też dwóch zdarzeń na polowaniach, które by się powtarzały w ich przebiegu i towarzyszącym im emocjom, jest to zatem niezmiennie fascynujące móc się wsłuchać w opowieść wytrawnego łowcy, która dowodzi słuszności tezy, że prawda bywa niezwyklejsza od fikcji.
Wygląda na to, że rodzice Kesriego przewidzieli koleje jego żywota, nadając mu takie imię, gdyż Kesri znaczy tygrys.
Jego wszechstronny, pełen pasji poznawczej umysł sprawia, że jest on przemiłym kompanem i partnerem do rozmowy, zwłaszcza gdy dotyczy ona spraw łowieckich. Twórcze zdolności Kesriego uwidaczniają się również w jego siedzibie zwanej Zamkiem – znajdującej się w pobliżu drogi głównej imienia maharadży Sawai Man Singha w Dźajpurze – którą jego przyjaciele niekiedy zwą Szaleństwem Kesriego.
Kesri miał w dżungli wiele przygód, w których „było o włos", ale dzięki opiece Opatrzności jest wciąż z nami i możemy korzystać z jego nieogarnionego doświadczenia.
Bywało, że razem z Kesrim tropiliśmy rannego tygrysa. Zapewniam, że gdy trzeba stawić czoła atakującemu tygrysowi, w całych Indiach nie ma człowieka, którego wolałbym mieć przy sobie zamiast Kesriego.
Kesri zdobył większą sławę jako szikari niż jako autor, jakkolwiek już w szkolnych latach oddawał się poezji, a ostatnio opublikował swoje wiersze w tomiku _What Is Not Prose Is All Poetry_.
Książka, którą czytelnik ma przed sobą, zawiera opisy wielu pasjonujących przeżyć. Zajmą one uwagę nie tylko weteranów łowów i młodych adeptów tej sztuki, ale także tych, którzy chcieliby spędzić w dżungli kilka dni, mając za towarzysza Kesriego – Tygrysa.
Sawai Man Singh, maharadża Dźajpuru
Maharadża – historyczny tytuł władcy różnych regionów Indii; początkowo oznaczał króla, a później księcia.
Szikari (z urdu) – myśliwy, tropiciel.OD AUTORA
Chcę wyrazić moją bezgraniczną wdzięczność jego wysokości maharadży Dźajpuru sir Sawai Man Singhowi, albowiem to dzięki niemu moim udziałem stały się przeżycia opisane w tej książce, a zarazem to jego wysokość zachęcał mnie do jej napisania.
To samo pragnę odnieść do jej wysokości maharani Dźajpuru Gayatri Devi za jej życzliwość i wsparcie udzielane mnie i moim wysiłkom pisarskim.
Jestem także niewymownie wdzięczny ich wysokościom maharadżom: Dźamnagaru, Cooch Behar, Kotah, Panna i Baria Kiśangarh, oraz jego wysokości nawabowi Loharu za ich życzliwe zainteresowanie okazywane mi podczas powstawania tej książki.
Wreszcie dziękuję przedstawicielom Tak Studios, Pictorials Ltd., tudzież Rajputana Photo Art Studio za dostarczenie mi fotografii, które posłużyły za ilustracje do napisanych przeze mnie stron.
* * *
Przynajmniej pod jednym względem miałem w życiu wielkie szczęście. W odróżnieniu od większości śmiertelników uprawiana przeze mnie profesja była wyłącznie moim wyborem, i to dokonanym w całkowitej zgodzie z moimi upodobaniami, słowem – moja praca była jednocześnie moim hobby. Jest to coś, co trudno jest w życiu przecenić.
Kiedy byłem chłopcem, ojciec mój, Thakum Naran Singh, pełniący funkcję inspektora policji, czasami zabierał mnie na polowania. Ojciec był człowiekiem miłym w obejściu, czasem tylko napawał mnie lękiem, a te nasze wspólne wypady wpłynęły na całe moje życie.
W ciągu wielu pokoleń moi przodkowie oddawali się namiętnie jeździectwu i związanym z nim łowom. Tylko nieliczni wszakże posiedli w tej dziedzinie biegłość mego ojca, który nie tylko po mistrzowsku opanował sztukę konnych łowów na dziki z lancą w ręku, ale potrafił w ten sposób upolować nawet lamparta, zaś w przypadku dzików niekiedy zamiast lancy używał noża z długą głownią – wbijając go z siodła w szczeciniasty grzbiet mknący przy strzemieniu. Mając takiego mentora, pokochałem wszystkie formy łowów.
O myśliwskim rzemiośle wiele nauczyłem się również od mojego starszego brata Amara Singha, który dużo się mną zajmował. Amar był zawodowym wojskowym w randze generała majora. Walczył po brytyjskiej stronie w Chinach w czasie powstania bokserów oraz w obu wojnach światowych. Doskonale znał sekrety indyjskiej dżungli i prowadził związane z tym zapiski, z których często korzystałem.
Wobec powyższego trudno się dziwić, że po osiągnięciu dojrzałości skorzystałem z nadarzającej się sposobności pracy w administracji łowieckiej w rządzie stanu Gwalijar. Od tamtej pory aż do dzisiaj, przez przeszło trzydzieści siedem lat, miałem bez przerwy do czynienia z dziko żyjącą zwierzyną, poświęcając się jej badaniu, polowaniu na nią i chronieniu jej.
Kiedy rozpoczynałem pracę w Gwalijarze, stanem tym władał maharadża sir Madho Rao Scindia. Był on zawołanym myśliwym, chociaż nie zależało mu na zdobywaniu wyjątkowych trofeów – co skądinąd mógł był łatwo osiągnąć, bowiem należące do niego dżungle wprost roiły się od tygrysów – ale wolał różnorakość łowów w rozmaitych łowiskach. Praca u jego wysokości stworzyła mi możliwość zdobycia opartej na doświadczeniu wiedzy o tygrysach, których maharadża, choć, jak mówię, nie dążył do ustanawiania jakichkolwiek rekordów, upolował chyba z osiemset.
Po śmierci maharadży, która nastąpiła podczas jego wizyty w Europie – towarzyszyłem mu w niej i przypadło mi smutne zadanie przywiezienia do domu jego prochów – zrezygnowałem z pracy w Gwalijarze i wróciłem do Dźajpuru, mojego rodzinnego stanu, gdzie podjąłem pracę w policji w randze inspektora.
W Dźajpurze gospodarka łowiecka i leśna podlegały departamentowi policji. Maharadża sir Sawai Man Singh, wiedząc, czym się zajmowałem w Gwalijarze, poruczył mi nadzór nad leśnictwem i łowiectwem.
Była to wymarzona dla mnie praca. Dlatego do dziś w stosunku do maharadży odczuwam wielką wdzięczność za to, że mimo mojego młodego wieku powierzył mi taką funkcję. Bez doświadczenia, które zdobyłem, pozostając na służbie u jego wysokości, nie mógłbym napisać książki takiej jak ta ze względnym choćby znawstwem. Pełnienie tej służby jest dla mnie bezustanną przyjemnością.
Mimo iż maharadża Dźajpuru jest zapalonym myśliwym, i to o międzynarodowej renomie, to jednak bardziej dba o stwarzanie sposobności do zapolowania na tygrysa dla swoich przyjaciół i gości, niż o uławianie tych zwierząt osobiście. Gdy zaś postanawia samemu zmierzyć się z tygrysem, poluje przeważnie z podchodu, a nie z maczanu czy podobnej konstrukcji. Jednakowoż dla gości polowania organizowane są standardowo i jest to zwykle moje zadanie.
W stanach Gwalijar i Dźajpur zawsze żyło dużo tygrysów, więc książęta tych stanów tradycyjnie na nie polowali. Moja praca też w znacznym stopniu była z polowaniami związana, toteż polowałem na nie i ja, a ponieważ jest to emocjonujące zajęcie, czyniłem to z upodobaniem, przy czym dążenie do dużych rozkładów bądź rekordowych trofeów, jakkolwiek naturalne, nigdy do mnie szczególnie nie przemawiało.
Bardzo szczęsną stroną pracy nadzorcy łowieckiego jest to, że może on codziennie wędrować tam, gdzie przebywa dziki zwierz, tropić go, obserwować z ukrycia, być świadkiem zdarzeń z jego życia.
Nie znam zwierzęcia zamieszkującego indyjskie dżungle, które byłoby bardziej fascynujące niż tygrys. Dlatego uważam, że nie jest pozbawione sensu wzbogacenie związanej z nim literatury o jeszcze jedną pozycję.
Każdy, kto się wybierze na tygrysa, za każdym razem stanie wobec nowego doświadczenia niezależnie od tego, jak dużo już go zdobył, toteż nawet najbardziej biegli w tej materii mogą się czegoś nauczyć, czytając relację z pierwszej ręki.
Na początku zamierzałem napisać książkę o charakterze wspomnieniowym skierowaną do obecnych czy przyszłych praktyków tygrysich łowów – choćby tylko z aparatem fotograficznym – a także do przyrodników zainteresowanych ich obserwacją. Lecz uświadomiono mi, że moje relacje mogą okazać się zajmujące również dla czytelników z dalekich krajów niemających rozległej wiedzy ani o Indiach, ani o żyjących tu zwierzętach. W związku z tym niektóre sprawy postanowiłem wyjaśnić bliżej, gdyż dla niezorientowanych w miejscowych realiach mogłyby one okazać się niezrozumiałe.
Nawab – tytuł muzułmańskiego księcia w Indiach; inaczej nabab.
Autor często używa określenia stan dla obszarów niegdyś będących księstwami pod brytyjskim protektoratem. Dziś większość z nich ma status dystryktów.
Rozkład – ogół zwierzyny ubitej na polowaniu ułożonej według określonej kolejności; inaczej pokot.TYGRYSÓW PORTRET WŁASNY
Tygrysy są największymi przedstawicielami rodziny kotów. Obszar ich występowania rozciąga się od wiecznej zmarzliny Syberii do przypominających łaźnię parową lasów południowo-wschodniej Azji.
Tygrysy są wielkie i masywne, ale przy tym bardzo zwinne. Są przebiegłe i łatwo przystosowują się do zmiennych warunków, potrafią też nawet w zaawansowanym wieku zmieniać zwyczaje.
Cóż, żaden łowca nie osiąga stanu absolutnej doskonałości, dotyczy to także tygrysa: ma on co prawda niezwykle wyostrzony wzrok i słuch, ale jego węch jest słaby.
Niewiele brakowało, a stan Dźajpur straciłby premiera rządu, gdy zabrałem go na poszukiwanie tygrysa, który zabił pasącego się wielbłąda, po czym zaciągnął zdobycz do wąwozu gęsto zarośniętego niskimi krzewami, w tym również ciernistymi.
Stanęliśmy na obrywie wąwozu, w milczeniu wpatrując się w poplątaną porośl i starając się dojrzeć resztki tuszy wielbłąda. Wtedy tygrys przeszedł o mniej niż osiem stóp poniżej nas, zupełnie nieświadomy naszej obecności, mimo iż nie było najlżejszego ruchu powietrza, który by zabrał nasz odwiatr. Widzieliśmy tylko skrawki jego pręgowanego futra przesuwające się pośród gęstej roślinności. Dobrze znałem tego osobnika, i nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdyby nas zwietrzył, zaatakowałby bez wahania.
Jednakże pomimo tego niedostatku tygrys z myśliwskiego punktu widzenia nie jest bynajmniej zwierzęciem łatwym. Według mojego doświadczenia jest on znacznie trudniejszym przeciwnikiem niż na przykład lew. Polowanie na tygrysy to sztuka niełatwa, i potrzeba czasu, by się w nią wdrożyć. Na początku tej książki przedstawię parę sposobów, które myśliwemu lub fotografowi mogą pomóc podejść interesujące go zwierzę.
W Indiach na tygrysy najczęściej poluje się z naganką, gdzie próbuje się napędzić zwierzęta z kawałka dżungli na linię myśliwych, czyli „strzelb". Nieodzownym warunkiem sukcesu jest tu znajomość terenu i zwyczajów tygrysa lub pary tygrysów, które w danym miocie przebywają. Trzeba starać się przewidzieć jak najwięcej ewentualności, no i oczywiście należy przygotować stanowiska dla myśliwych.
Największym błędem jest zakładać, że tygrys zechce zwyczajnie wyjść ze skrywających go zarośli na odkryty teren. Jeżeli spróbuje się go do tego zmusić, wówczas na pewno odbije do tyłu przez linię naganiaczy. Najlepiej starać się napędzić go z terenu, gdzie właśnie poluje, w kierunku jego ostoi, lecz w ten sposób, by po drodze musiał przeciąć miejsce odkryte, i to na tyle duże, żeby myśliwi uzyskali dobrą sposobność do strzału.
Aby tygrysa przywabić w określone miejsca w dżungli, zazwyczaj przywiązuje się na przynętę żywe bawoły. Trzeba przy tym zwrócić uwagę, by użyty do tego powróz nie był aż tak mocny, żeby tygrys po zabiciu bawołu nie mógł go zerwać, ponieważ jeżeli po zaspokojeniu głodu na miejscu nie będzie mógł on przenieść resztek tuszy do swej „spiżarni", może to w nim wzbudzić podejrzenia, i zamiast wrócić do łupu, prawdopodobnie przeniesie się do innej części swego rewiru, aby tam spróbować nowych łowów.
Jeśli grunt jest taki, że nie zapisuje tropów, można na nim rozsypać piasek; należy wszakże zrobić to z rozwagą, sypiąc go tylko na wyraźnym przesmyku, i to w dużej odległości od łupu, gdyż w innym razie tygrysa może to zaniepokoić.
Myśliwych umieszcza się na wysokości przynajmniej dwudziestu stóp, zwykle na drzewach, i trzeba zadbać o maskowanie przy pomocy liści. Stanowiska takie, zwane maczanami, powinno się przygotować na pewien czas przed polowaniem, aby zwierzyna zdążyła się do nich przyzwyczaić i nie była niepokojona bezpośrednio przed pędzeniem. Na terenach, gdzie polowania z naganką odbywają się każdego roku, można urządzić stałe maczany lub nawet postawić osobne wieże, które staną się dla zwierzyny naturalną częścią scenerii, mimo swego tak nietypowego w stosunku do niej wyglądu.
Kiedy myśliwi już zajmą miejsca na stanowiskach i zostanie ustalony kierunek pędzenia, zazwyczaj wykonuje się jeszcze w kilku miejscach przecinki, dbając wszakże o to, by nie usunąć za dużo porośli, bowiem na takie miejsca tygrys prawdopodobnie nie wejdzie.
W Radżastanie ludzie z wiosek lubią uczestniczyć w polowaniach na tygrysy, dzięki czemu nie jest trudno znaleźć ochotników do naganki; powstaje raczej potrzeba powściągania entuzjazmu. W nagance powinni się znaleźć tylko mężczyźni silni i sprawni i należy zawczasu pouczyć ich o zasadach zachowania się podczas pędzenia, o tym, gdzie będą rozstawione strzelby i w którym kierunku będą strzelać. Liczba naganiaczy zależy wyłącznie od charakteru terenu – przeważnie jest to jakaś kotlina lub wąwóz – na jakim pędzenie się odbędzie. Zadaniem naganki jest sprawić, by tygrys ruszył spokojnie ku stanowiskom myśliwych. Najprawdopodobniej będzie próbował wymknąć się bokiem, nawet gdyby musiał pokonać stromą ścianę wąwozu. Dlatego na flankach, w miejscach bezpiecznych i dających dobry widok, stawia się obserwatorów. Gdy się zorientują, że tygrys zmierza ku nim, powinni zakaszleć lub złamać patyk, tak żeby zawrócił i kontynuował poruszanie się w poprzednim kierunku. Niekiedy na granicach okładanego przez nagankę terenu umieszcza się kawałki kolorowej tkaniny lub papieru.
Podczas pędzenia tygrysy, jeżeli nie są ranne, rzadko zachowują się agresywnie. Wprowadziłem zwyczaj umieszczania na wyżkach czerwonych i zielonych chorągiewek, aby można było dać znać naganiaczom, czy tygrys, lampart bądź niedźwiedź, do którego strzelano, został na tropie, czy tylko jest ranny.
Za każdym razem, kiedy pada strzał, naganka powinna się zatrzymać. Z reguły w linii naganiaczy umieszczam kilku zawodowych myśliwych i tropicieli uzbrojonych w broń śrutową i zaopatrzonych w naboje zarówno ślepe, jak i z ciężkim ładunkiem loftek, które są najskuteczniejszym środkiem do zatrzymania tygrysa bądź lamparta atakującego z bezpośredniej bliskości. Ślepaki mogą być użyte w celu ruszenia z gęstwiny wyjątkowo opornego tygrysa; w innych razach lepiej ich unikać, tak jak w ogóle wszelkiego hałasu. Ciche pędzenia są bezpieczniejsze dla naganiaczy, ponieważ istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że tygrys spróbuje przebić się do tyłu, lepszą też stwarza to sytuację dla strzelców, albowiem kiedy wolniej porusza się on po odkrytym terenie, wtedy stanowi łatwiejszy cel.
Pewnego razu w wielkim chronionym mateczniku w Sawai Madhopur, w stanie Dźajpur, trzy tygrysy – dorosła para i młode – znalazły się w miocie. Pędzenie było prowadzone za głośno. Jak zwykle tygrysica wyszła pierwsza i padła od strzału danego z maczanu. Tygrys, który szedł na końcu, słysząc hałas za sobą i strzał przed sobą, wpadł w złość, zrobił zwrot i zaatakował obserwatorów ustawionych na skraju miotu. Na szczęście w pobliżu znajdowało się trzech szikariów. Wszyscy dali ognia loftkami. Złamało to atak tygrysa, niemniej przebił się i uciekł. Strzelano ze zbyt dużej jak na loftki odległości, więc odniósł tylko powierzchowne rany.
W następnym roku polowaliśmy na tym samym terenie i natrafiliśmy na tego osobnika. Za drugim razem jednak, tygrys, pomny doświadczenia, zachował się inaczej: wyskoczywszy z gęstwiny, zaatakował najbliższego naganiacza, chwycił mu głowę w paszczękę i zabił na miejscu. Następnie znów wszył się w zarośla i już nie dał się stamtąd ruszyć. W końcu zastrzeliłem go z grzbietu słonia. Tragedii tej można było uniknąć, gdyby poprzednie polowanie było mądrzej poprowadzone.
Polowania z naganką przeważnie rozpoczyna się około godziny jedenastej przed południem lub nieco później. O tej porze tygrys poleguje w cieniu, blisko swego łupu. Zasiadkę organizuje się wieczorem i w razie potrzeby kontynuuje przez całą noc. Dla mnie osobiście atrakcja polega tu na wyczekującym trwaniu na stanowisku w ciszy wieczoru, przy niepewności tego, co się ostatecznie wydarzy, we wsłuchiwaniu się w głosy budzącej się przed brzaskiem dżungli. Złą stroną jest tu użycie na przynętę żywego zwierzęcia i praktyka ta w miarę upływu lat budzi we mnie coraz większy niesmak.
Ale też prawdą jest, iż z powodu słabego węchu u tygrysa właściwie tylko żywa przynęta spełnia swe zadanie. Przeważnie używa się do tego bawołu z dzwonkiem przywiązanym u szyi.
Tygrysy wolą zwykłe krowy od bawołów, lecz ich użycie jest oczywiście zabronione w kraju, w którym wyznaje się hinduizm. Przy żywej przynęcie najłatwiej jest strzelić tygrysa, który nabrał zwyczaju zabijania bydła. Na terenach, gdzie polowania pędzone byłyby dla naganiaczy zbyt niebezpieczne, a nie da się użyć słoni, jest to często jedyna możliwa do zastosowania metoda.
Maczan buduje się na kilka dni wcześniej pośród roślin – w miejscu, z którego widać kawałek odkrytego terenu. Chcąc wyrobić w tygrysie nawyk regularnego odwiedzania danego miejsca, najlepiej jest zastosować przynęcanie wstępne. Do tego celu używa się świń, w których tygrysy szczególnie gustują. Jeżeli na przynętę użyto bawołu, wtedy resztki tuszy w celu ochrony przed padlinożercami przykrywa się liśćmi, po czym odsłania się tuszę, zanim wyżka zostanie zajęta przez myśliwego.
Po zajęciu maczanu i odesłaniu pomocników – powinno to nastąpić najpóźniej na godzinę przed zmierzchem – należy zachować całkowitą ciszę. Jeśli maczan jest zajęty przez dwie strzelby, muszą one bezwzględnie powstrzymać się od poszeptywania. Bawół, który powinien zostać uwiązany w odległości nie większej niż dwadzieścia jardów, będzie leżał, oddając się przeżuwaniu, aż do momentu, gdy wyczuje obecność tygrysa – wtedy wstanie i zacznie poruszać się niespokojnie. Dla myśliwego jest to znak, by zmaksymalizować czujność. A kiedy w mroku lub poświacie księżyca dostrzeże zbliżającego się tygrysa, absolutnie nie powinien unosić broni do ramienia, gdyż właśnie wtedy tygrys, widząc tak nieoczekiwany dar, staje się wyjątkowo nieufny i nastraja zmysły na najwyższy diapazon. W każdym momencie może czmychnąć i już się nie pokazać.
Za chwilę tygrys zaatakuje bawołu, wbijając w niego pazury i chwytając paszczą za szyję, a w rezultacie go udusi lub skręci mu kark. W tym momencie nie zauważy ruchu broni wędrującej do ramienia ani nie usłyszy dźwięku przesuwanego bezpiecznika. Gdy tylko bawół zostanie pozbawiony życia, tygrys znów stanie się czujny i zacznie się rozglądać, czy też coś mu nie zagraża. Dwa rodzaje niebezpieczeństwa będzie miał na myśli: człowieka i innego tygrysa. Albowiem silniejszy osobnik nie zawaha się pozbawić go – lub prawdopodobnie jej – zdobyczy, powodując przy tym poważne obrażenia.
Bawołu wiąże się powrozem na tyle mocnym, żeby tygrys nie zdołał go zerwać, ponieważ jeżeli nie uda się wykorzystać pierwszej okazji, można spróbować po raz drugi, kiedy tygrys, nie mogąc przenieść zdobyczy gdzie indziej, wróci i będzie się pożywiał pod wyżką. Jednak najbardziej sprzyjające okoliczności dla udanych łowów następują najczęściej przy pierwszej wizycie tygrysa. Nad przynętą trzeba usadowić się wcześnie i od tej chwili zakładać, że tygrys może pojawić się w każdym momencie.
Jednego razu udałem się do Khandaru, aby zastrzelić ludojada. Usiadłem na maczanie – małym przenośnym siedzisku zrobionym z lin – umieszczonym na drzewie rosnącym na dnie wąwozu, o mniej więcej piętnaście stóp od jego stromej ściany. Jako tako zakamuflowałem się liśćmi, ale zorientowałem się, że siedzę na poziomie górnej krawędzi ściany wąwozu, co było mało bezpieczne i bardzo niedogodne. Lecz cóż, służba nie drużba, a w pobliżu nie rosło inne drzewo.
Uwagę skupiałem na bawole, ale co jakiś czas, unikając gwałtownych ruchów, odwracałem głowę, aby skontrolować otoczenie.
Minęło dziesięć minut, gdy poczułem ostry cuch tygrysa. Od razu zrozumiałem, że znajduje się on na szczycie ściany wąwozu, skąd mógł mnie dopaść jednym skokiem. Nie popatrzyłem przez ramię, lecz bardzo, bardzo powoli się obróciłem…
Tygrys wpatrywał się w bawołu, który był widoczny między rozłożystymi gałęziami w niższej części drzewa. Zobaczywszy wszakże, że biedne zwierzę jest przywiązane do pieńka, nie spieszył się z posiłkiem, ale zaczął się dokładnie wylizywać, tak jak to koty mają w zwyczaju.
Za każdym razem, gdy, liżąc się, zniżał głowę, ja przesuwałem broń o jeden–dwa cale. W pełnym świetle dnia, siedząc za bardzo nieszczelną zasłoną z liści, nie odważyłem się wykonać żadnego szybkiego ruchu, ponieważ zanim zdążyłbym celnie strzelić, tygrys by się na mnie rzucił albo umknął, a przed świtem ani chybi zabiłby kolejnego człowieka.
Mała wioska, którą terroryzował, znajdowała się tylko o kilkaset jardów na lewo ode mnie i tak się złożyło, że właśnie ktoś puścił w ruch dzwon świątynny. Tygrys odwrócił głowę, ale zaraz obrócił ją z powrotem. Powtórzyło się to jeszcze dwa razy. Za trzecim razem wpakowałem mu ekspansywny pocisk w kark. Z rozerwanymi kręgami szyjnymi zgasł na krawędzi wąwozu. Zszedłem z wyżki po mniej niż dwudziestu minutach od wejścia na nią, przy czym połowę tego czasu zajęło mi wypracowywanie pozycji do strzału. Obaj z bawołem mieliśmy szczęsny dzień.
Jakby jednak na to nie patrzyć, jest coś odrażającego w poświęcaniu żywego bawołu na przynętę dla tygrysa. Nieżyjący już maharadża Fateh Singhsingh z Udajpuru, którego miałem zaszczyt znać, nie uznawał tej metody i nigdy jej nie stosował, a mimo to miał na koncie przeszło tysiąc tygrysów. Trzeba jednak mieć na uwadze – o czym już wspomniałem – że alternatywna metoda niesie wielkie niebezpieczeństwo dla naganiaczy, a jeśli chodzi o zabójców bydła i ludojady, to ich zlikwidowanie byłoby jeszcze trudniejsze.
Łowy na tygrysa stają się najbardziej emocjonujące wtedy, gdy trzeba dojść po śladzie rannego osobnika. Jest to coś, co bezdyskusyjnie musi zostać zrobione, albowiem, pomijając wymogi prawidłowego łowiectwa, tygrys, który wyliże się z rany, już zawsze będzie stanowił śmiertelne zagrożenie dla każdego mężczyzny, kobiety czy dziecka, którzy znajdą się w jego zasięgu. Pośpiech musi tu być rozważny, potrzebny jest spokój i trzeźwość umysłu, aby móc odpowiednio ocenić sytuację i sprawnie zareagować w razie kłopotów.
Przy takich okazjach powstaje kwestia, jak długo należy odczekać, nim rozpocznie się śladowanie. W przypadku ciężko rannego tygrysa czas ten wynosi przynajmniej godzinę, aby zwierzę mogło spokojnie zgasnąć lub aby efekt postrzału zdążył się pogłębić na tyle, że ewentualny atak stałby się mniej gwałtowny i łatwiejszy do zatrzymania. Z drugiej strony jednak, jeśli postrzał nie jest ciężki, tygrys czasami – ale tylko czasami – nie czeka na prześladowców w celu wyrównania rachunków, ale oddala się na całe mile, a potem staje się zabójcą ludzi albo długo cierpi wskutek infekcji.
Niebezpieczeństwo polega tu głównie na tym, że ranny tygrys przytaja się blisko śladu, pośród roślinności – co ułatwia mu maskujący deseń jego futra – i kiedy tropiciele znajdą się o kilka jardów od niego, dokonuje błyskawicznego i fatalnego w skutkach ataku.
Zwykle idę nieco z przodu, przed dwoma–trzema szikariami, którzy rozczytują ślady, podczas gdy ja, trzymając broń w gotowości do strzału, uważnie obserwuję otoczenie, w ogóle nie zwracając uwagi na trop. Tropiciele nigdy nie powinni iść przodem, ponieważ mogłaby powstać sytuacja, że w decydującym momencie znaleźliby się między sztucerem a atakującym tygrysem.
* * *
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
Stopa – jednostka miary oparta na przeciętnej długości stopy ludzkiej. Średnio wynosiła 30 cm, ale historycznie różniła się nieznacznie długością w zależności od kraju. Obecnie ten termin odnosi się zwykle do stopy angielskiej równej 30,48 cm.
Odwiatr – specyficzna woń wydzielana przez zwierzęta i człowieka, która pozwala na ich wytropienie.
Przecinka – wąska ścieżka powstała dzięki wycięciu w gęstwinie leśnej części roślinności.
Flanka – skrzydło, boczny pas terenu.
Zostać na tropie (łow.) – ponieść śmierć na miejscu.
Jard – anglosaska jednostka długości wynosząca 0,9144 m i równa 3 stopom.
Diapazon – tutaj: skala, rozpiętość czegoś, natężenie.
Cal – jednostka długości wynosząca 2,54 cm.
Śladowanie – tropienie, pójście śladem.
więcej..