Jeden dzień z życia Abeda Salamy. Reportaż - ebook
Jeden dzień z życia Abeda Salamy. Reportaż - ebook
Jeden z najważniejszych światowych reportaży ostatnich lat. Trzymająca w napięciu opowieść o nieszczęśliwym wypadku, z której wyłania się przejmujący obraz życia w państwie podzielonym murem.
Pięcioletni Milad, syn Abeda Salamy, jest podekscytowany szkolną wycieczką. Część rodziców boi się wyjątkowo deszczowej pogody, ale ostatecznie autobusy ruszają w drogę. Kilka godzin później Abed dowiaduje się, że doszło do wypadku.
Gdy dociera na miejsce, widzi spalony autobus i wszechogarniający chaos. Część dzieci przewieziono do szpitali w Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu, niektóre zaginęły. Abed musi odnaleźć syna, ale czy mu się to uda? Jest po niewłaściwej stronie muru separacyjnego i ma niewłaściwe dokumenty. Jak przekroczy punkty kontrolne?
Autor tworzy pełną empatii i zrozumienia opowieść, w której splatają się głosy palestyńskich rodziców i ratowników oraz izraelskich osadników i żołnierzy.
W jaki sposób wydarzenia z przeszłości i decyzje polityków doprowadziły wszystkich bohaterów do tego jednego tragicznego dnia?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8367-073-7 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
MILAD SALAMA – syn Abeda i Hajfy
ABED SALAMA – ojciec Milada
HAJFA – żona Abeda i matka Milada
ADAM – brat Milada
AMIN – kuzyn Abeda
CZĘŚĆ PIERWSZA: TRZY ŚLUBY
GHAZL HAMDAN – pierwsza miłość Abeda
NAHIL – siostra Abeda i żona Abu Wisama
ABU WISAM – szwagier Abeda
AHMAD SALAMA – kuzyn Abeda i brat Amina
NA’EL – brat Abeda
ABU HASAN – ojciec Ghazl i Hasana
HASAN – brat Ghazl i syn Abu Hasana
LAJLA – szwagierka Abeda i żona Wa’ela
WA’EL – najstarszy brat Abeda
ASMAHAN – pierwsza żona Abeda
LULU – najstarsza córka Abeda i Asmahan
DŻAMILA – narzeczona Abeda z Kafr Kanna
WAFA – siostra Hajfy
ABU AUNI – ojciec Hajfy
CZĘŚĆ DRUGA: DWA POŻARY
HUDA DAHBUR – lekarka pracująca dla UNRWA (Agencji Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie) i matka Hadiego
ABU FARADŻ – kierowca pracujący dla UNRWA
NIDA – farmaceutka pracująca dla UNRWA
SALEM – uczestnik akcji ratunkowej
ULA DŻULANI – przedszkolanka ze szkoły Nur al-Huda
MUSTAFA – ojciec Hudy
KAMEL – wuj Hudy
AHMAD DAHBUR – wuj Hudy, poeta
ISMAIL – mąż Hudy
HADI – syn Hudy
CZĘŚĆ TRZECIA: WYPADEK
RADWAN TAWAM – kierowca autobusu
SAMI – wuj Radwana
NADER MORRAR – ratownik medyczny Czerwonego Półksiężyca
ELDAD BENSHTEIN – ratownik medyczny MDA (Czerwonej Gwiazdy Dawida)
DUBI WEISSENSTERN – członek ZAKA (izraelskiej organizacji zajmującej się identyfikacją ofiar)
BENTZI OIRING – członek ZAKA
SAAR TZUR – pułkownik Sił Obronnych Izraela
TALA BAHRI – uczennica szkoły Nur al-Huda
IBRAHIM SALAMA – kuzyn Abeda i urzędnik Autonomii Palestyńskiej
ABU MUHAMMAD BAHRI – dziadek Tali
ASZRAF KAJKAS – kierowca ciężarówki
CZĘŚĆ CZWARTA: MUR
DANY TIRZA – szef Tęczowej Administracji Sił Obronnych Izraela i architekt muru
BEBER VANUNU – założyciel osiedla Adam
ADI SHPETER – mieszkaniec osiedla Anatot
CZĘŚĆ PIĄTA: TRZY POGRZEBY
ABU DŻIHAD – kuzyn Abeda
BASZIR – młodszy brat Abeda
RUBA AN-NADŻDŻAR – żona Baszira
NANSY KAWASME – matka Salaha i żona Azzama
AZZAM DUWAJK – ojciec Salaha
SALAH – syn Nansy i Azzama
SADINE – córka Nansy i Azzama
FADI – brat Nansy
OSAMA – brat Nansy
FAJSAL – brat Nansy
LIVNAT WIEDER – opiekunka medyczna w szpitalu Hadassa
HUDA IBRAHIM – opiekunka medyczna w szpitalu Hadassa
CHALIL CHURI – pielęgniarz w szpitalu Hadassa
HAJA AL-HINDI – matka Abd Allaha
ABD ALLAH AL-HINDI – syn Hai i Hafeza
HAFEZ – mąż Hai i ojciec Abd Allaha
AHMAD – brat Abd Allaha
EPILOG
ARIK WEISS – reporter Channel 10
ARIK VAKNISH – mieszkaniec osiedla Gewa Binjamin
DULI YARIV – mieszkaniec osiedla AnatotPROLOG
W dniu poprzedzającym wypadek Milad Salama z trudem powstrzymywał ekscytację wycieczką szkolną.
– _Baba_ – zwrócił się do swojego ojca Abeda, ciągnąc go za rękę. – Możemy kupić jedzenie na jutro?
Był wieczór, znajdowali się w domu teściów Abeda, właścicieli niewielkiego sklepiku w pobliżu. Abed wyszedł więc ze swoim pięcioletnim synem i ruszyli wąską uliczką Dahijat as-Salam, dawnej dzielnicy ich rodzinnego miasta, Anaty.
Ulica nie miała chodnika, posuwali się więc powoli między zaparkowanymi albo stojącymi w korku samochodami. Nad nimi wisiała plątanina kabli, drutów i gołych żarówek, a powyżej pięły się wieżowce, które były cztery, pięć, a nawet sześć razy wyższe niż bariera separacyjna, czyli ośmiometrowy betonowy mur otaczający miasto. Abed pamiętał czasy, nie tak bardzo odległe, kiedy Dahijat as-Salam była rzadko zabudowaną wsią wciąż mogącą rozrastać się na boki, a nie tylko piąć w górę. W sklepie kupił Miladowi butelkę tapuziny, izraelskiego napoju pomarańczowego, opakowanie pringlesów i jego ulubione jajko niespodziankę.
Następnego dnia wczesnym rankiem Hajfa, żona Abeda – szczupła kobieta o jasnej karnacji, którą odziedziczył po matce Milad – pomogła chłopcu założyć mundurek: koszulę z białym kołnierzykiem, szary sweter z godłem prywatnej szkoły Nur al-Huda, do której należało przedszkole Milada, i za duże szare spodnie, które chłopiec musiał stale podciągać. Adam, dziewięcioletni brat Milada, już wyszedł. Z ulicy dobiegł cichy klakson białego autobusu szkolnego. Milad szybko dokończył śniadanie, na które składał się jak zwykle labne – ser jogurtowy – z oliwą i zatarem, i wytarł miskę do czysta kawałkiem pity. Uśmiechnął się promiennie, zabrał ze sobą lunch i przekąski, pocałował mamę na pożegnanie i pobiegł do drzwi. Abed jeszcze spał.
Kiedy się obudził, na zewnątrz było szaro i padał ulewny deszcz, a wiatr wiał tak mocno, że ludzie na ulicy nie byli w stanie iść prosto. Hajfa wyjrzała przez okno i zmarszczyła brwi.
– Nie podoba mi się ta pogoda.
– Dlaczego tak się tym przejmujesz? – zapytał Abed, kładąc jej rękę na ramieniu.
– Sama nie wiem. Po prostu coś mnie tknęło.
Abed pracował w izraelskiej firmie telekomunikacyjnej Bezeq, ale tego dnia miał wolne. Wraz z kuzynem Hilmim wybierali się po mięso do znajomego, Atefa, który prowadził masarnię w Dahijat as-Salam. Na miejscu nie zastali jednak właściciela, co było dość zaskakujące. Abed poprosił jednego z pracowników, by się dowiedział, co go zatrzymało.
Atef mieszkał w innej części Jerozolimy, w gęsto zaludnionej dzielnicy Kafr Akab, zdominowanej przez wysokie bloki – budowane nielegalnie i gdzie popadnie – a do tego odgrodzonej od reszty miasta punktem kontrolnym i murem, podobnie jak Dahijat as-Salam. Aby uniknąć codziennych korków i czekania w kolejce do punktu kontrolnego, które nieraz trwało długie godziny, Atef dojeżdżał do pracy okrężną drogą.
Okazało się, że dzisiaj utknął w ogromnym zatorze. Podobno doszło do wypadku na drodze między punktami kontrolnymi Dżaba i Kalandia. Chwilę później do Abeda zadzwonił siostrzeniec.
– Czy Milad nie miał jechać dzisiaj na wycieczkę? Niedaleko Dżaby był wypadek autobusu szkolnego.
Abed poczuł, jak strach ściska mu żołądek. Opuścił zakład mięsny i wraz z Hilmim wsiadł do jego srebrnego jeepa. Jechali w porannym korku trasą prowadzącą w dół wzgórza, mijając po drodze nastolatków rozpoczynających pracę w warsztatach samochodowych z szyldami po hebrajsku, a więc przeznaczonych dla żydowskich klientów, szkołę Milada, a potem posuwali się wzdłuż muru. Trasa wiodła pomiędzy wysokimi apartamentowcami ultraortodoksyjnego osiedla Newe Ja’akow, a potem pięła się w górę stromego wzgórza do Gewa Binjamin, żydowskiego osiedla zwanego także Adam – tak samo jak miał na imię starszy brat Milada.
Na skrzyżowaniu przy osiedlu żołnierze zatrzymywali samochody, by nie zbliżały się do miejsca wypadku, a to powodowało zator. Abed wyskoczył z jeepa. Hilmi, zakładając, że wypadek nie był poważny, pożegnał się z kuzynem i zawrócił.
Mało brakowało, a przez ojca Milad nie pojechałby na wycieczkę. Nie była to kwestia przeczucia, a jedynie nieuwagi.
Dzień wcześniej Abed był z Hilmim w Jerychu, stał właśnie na płaskiej, pylistej równinie najniżej położonego miasta na Ziemi, ponad dwieście pięćdziesiąt metrów pod poziomem morza, kiedy zadzwoniła do niego Hajfa z pytaniem, czy zapłacił sto szekli za wycieczkę Milada. Abedowi jednak wyleciało to z głowy. Wcześniej Hajfa nie chciała, by Milad jechał, ale widząc, jak bardzo synowi na tym zależy, dała za wygraną. Chłopiec od kilku dni o niczym innym nie mówił. Kiedy Hajfa dzwoniła do męża, Milad akurat biegał po domu jej rodziców, rozemocjonowany, nie mogąc się doczekać powrotu ojca, by pójść z nim po przekąski. Było już późno. Abed wiedział, że jeśli nie zdąży przed zamknięciem szkoły, następnego ranka Milada nie wpuszczą do autobusu.
Popołudnie było chłodne i pochmurne, zwiastowało jutrzejszą burzę. Liście palm daktylowych szeleściły w oddali. Abed powiedział Hilmiemu, że muszą się szybko zbierać.
Hilmi przyjechał do Jerycha w interesach. Ostatnio odziedziczył siedemdziesiąt tysięcy dolarów i chciał te pieniądze zainwestować w ziemię. W Anacie, gdzie mieszkali Salamowie, nie zostało już wiele do kupienia. Dawniej Anata – długie pasmo ziemi rozciągające się od porośniętych drzewami gór Jerozolimy w kierunku wschodnim, do jasnożółtych wzgórz i pustynnych dolin na obrzeżach Jerycha – była jednym z najdroższych miast na Zachodnim Brzegu. Ale Izrael skonfiskował niemal wszystkie tutejsze grunty albo uniemożliwił ich zakup mieszkańcom Anaty, takim jak Abed czy Hilmi. Miasto, które niegdyś rozpościerało się na trzydziestu kilometrach kwadratowych, zajmowało teraz powierzchnię ponad dwanaście razy mniejszą. Tak więc jego mieszkańcom, którzy chcieli kupić ziemię, zostawało Jerycho.
By zdążyć do szkoły Milada przed zamknięciem, Abed i Hilmi skierowali się na główną arterię Izraela łączącą wschód z zachodem, autostradę numer 1. Wjechali na grzbiet górski, minęli trzy zamknięte osiedla żydowskie zbudowane na terenie dawnej Anaty oraz beduińskie slumsy, Chan al-Ahmar, położone na terenie, który niegdyś był własnością dziadka Abeda. Skręcili w ulicę Abu George’a, gdzie ich oczom ukazały się gaje oliwne, należące dawniej do Abeda i jego braci, a potem przejęte przez osadników. Dalej droga prowadziła ich w pobliżu niesławnej strefy E1, gdzie Izrael planował zbudować kilka tysięcy nowych mieszkań w blokach i hotelach oraz stworzyć strefę przemysłową. Wreszcie, zjeżdżając z ostatniego wzgórza, minęli osiedle Anatot i przyległą bazę wojskową, również położoną na rodzinnych ziemiach Salamów.
Po wjeździe do Anaty Abed i Hilmi skierowali się w stronę szkoły, która znajdowała się na samym skraju miasta, tuż przy murze. Wokół budynku było cicho, szkoła wyglądała na opustoszałą. Abed pędem przeszedł przez metalową bramę, przemknął po sztucznej trawie, wpadł do holu i oznajmił sekretarce, że chce zapłacić za wycieczkę.
– Już za późno – usłyszał. – Szkoła jest zamknięta.
Pobiegł więc po schodach na górę, gdzie odnalazł znajomą nauczycielkę, Mufidę. Zadzwoniła do dyrektora, ten natomiast skontaktował się z sekretarką i Abed, oddychając z ulgą, ruszył z powrotem na dół, by zapłacić. Milad miał jednak pojechać na wycieczkę.
Padało, gdy na skrzyżowaniu Abed wysiadł z auta Hilmiego. Miał na sobie długi czarny płaszcz, który włożył, spodziewając się deszczowej pogody. Im bliżej był miejsca wypadku, tym większy ogarniał go lęk. Po chwili zaczął biec truchtem, aż zobaczył nadjeżdżającego zielonego wojskowego jeepa. Zatrzymał go, wyjaśnił żołnierzom po hebrajsku, że jego syn prawdopodobnie był w tamtym autobusie, i poprosił ich o podwózkę. Odmówili. Wtedy Abed rzucił się do biegu. Na początku nie widział autobusu, widok zasłaniała mu osiemnastokołowa ciężarówka z naczepą stojąca w poprzek drogi i blokująca jej trzy pasy. Zebrał się tam już kilkudziesięcioosobowy tłum, Abed rozpoznał w nim kilkoro rodziców, którzy przybyli na miejsce wypadku.
– Gdzie jest autobus? – spytał. – Gdzie są dzieci?
Chwilę później dostrzegł przewrócony na bok spalony wrak. Nie było jednak widać żadnych dzieci, nauczycieli ani karetek. Wśród gapiów Abed zauważył kuzyna, za którym nie przepadał, Amina. Kilka lat temu obaj wdali się w brutalną bójkę, na skutek której Abed wylądował w szpitalu. Amin pracował teraz dla palestyńskich Prewencyjnych Sił Bezpieczeństwa – organizacja ta egzekwowała izraelskie prawo w miastach Zachodniego Brzegu. Miał opinię jednego z najbardziej skorumpowanych funkcjonariuszy, którzy groźbami wymuszali pieniądze.
– Co się tutaj stało? – spytał go Abed.
– Był straszliwy wypadek – odpowiedział Amin. – Z autobusu wyniesiono spalone ciała, potem leżały na ziemi.
Abed zostawił Amina, serce mu waliło. Jak można powiedzieć ojcu coś takiego? Wtedy też po raz pierwszy usłyszał o ofiarach śmiertelnych. Wyobraźnia zaczęła mu podsuwać najgorsze obrazy. Wcisnął się w tłum, nie mogąc wyrzucić z głowy słów Amina.
Między zgromadzonymi krążyły plotki: że dzieci zabrano do kliniki w Ar-Ram, oddalonej o dwie minuty od miejsca wypadku; że znajdują się w Ramie, izraelskiej bazie wojskowej przy wjeździe do Ar-Ram; że przebywają w centrum medycznym w Ramallah; że przewieziono je z Ramallah do szpitala Hadassa na górze Skopus. Abed musiał zdecydować, dokąd się udać. Jego zielony dowód osobisty, przeznaczony dla mieszkańców Zachodniego Brzegu, uniemożliwiał mu wjazd do Jerozolimy i sprawdzenie szpitala Hadassa. Plotkę o Ar-Ram uznał za niezbyt wiarygodną, biorąc pod uwagę, że nie było tam szpitala. Centrum medyczne w Ramallah wydawało się więc najbardziej prawdopodobne. Poprosił dwóch nieznajomych o podwiezienie. Dopiero co przejechali dwie i pół godziny z Dżaninu i zmierzali w przeciwną stronę, ale zgodzili się bez wahania.
Długo wlekli się w korku powstałym na skutek wypadku. Na drodze między Jerozolimą a Ramallah minęli centrum zabaw Kids Land, gdzie teraz powinna się bawić klasa syna Abeda. Na dachu stał ogromny SpongeBob, jedna z ulubionych postaci z kreskówek Milada.
Gdy Abed i tych dwóch uczynnych ludzi wreszcie dojechali do placówki w Ramallah, ich oczom ukazały się sceny rodem z koszmaru: wyły syreny karetek, sanitariusze przewozili ranne dzieci na szpitalnych łóżkach, spanikowani rodzice krzyczeli i płakali, a ekipy telewizyjne przeprowadzały rozmowy z personelem szpitala. Abed z urywanym oddechem i uciskiem w piersi torował sobie drogę pośród tego chaosu, starając się zdławić narastające w nim przerażenie. Ale jego umysł nie słuchał. Uczepił się tylko jednej natarczywej myśli: czy to kara za to, co zrobiłem Asmahan?I
Każdy, kto znał Abeda w młodości, powiedziałby, że przeznaczona mu była jedna kobieta. Ale nie była nią ani Hajfa, ani Asmahan, tylko dziewczyna o imieniu Ghazl.
Poznali się w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy Anata była spokojną rolniczą miejscowością, raczej wsią niż miastem. Ghazl miała wtedy czternaście lat i zaczynała żeńskie liceum, Abed natomiast kończył męską szkołę znajdującą się po drugiej stronie ulicy. W tamtych czasach w Anacie wszyscy się znali. Ponad połowa jej mieszkańców należała do jednego z trzech dużych rodów, które miały wspólnego przodka, Alawiego. Salamowie, do których należał Abed, byli największym z nich. Ghazl pochodziła z drugiego pod względem liczebności, Hamdanów.
Sam Alawi wywodził swój rodowód od założyciela Anaty, Abd as-Salama Rifajego, potomka dwunastowiecznego założyciela sufizmu. Abd as-Salam opuścił Irak, by odwiedzić meczet Al-Aksa w Jerozolimie, a potem osiadł w Anacie, której nazwa pochodzi prawdopodobnie od kananejskiej bogini Anat albo od biblijnego miasta Anatot. W dzieciństwie Abed wraz z rodzeństwem chodził do starego kamiennego grobowca założyciela miasta i zapalał świeczki w środku kopulastego mauzoleum – później w miejscu tym zatrzymywali się izraelscy żołnierze i zaśmiecali go niedopałkami papierosów oraz butelkami po piwie.
Abed mieszkał kilkanaście metrów od szkoły, do której chodziła Ghazl, w jednopiętrowym domu z wapienia. Na górze cała rodzina, a na dole kozy, kury i owce. Ojciec Abeda kochał zwierzęta, a kozy w szczególności – do każdej zwracał się po imieniu i karmił je ziarnem, orzechami albo słodyczami. Gdy Abed był nastolatkiem, wypasał je w małej dolinie między Anatą a Pisgat Ze’ew, nowym żydowskim osiedlem.
W czasach jego młodości w okolicy Anaty rosły liczne drzewa oliwne i figowce oraz rozciągały się pola pszenicy i soczewicy. Całe rodziny spały w jednej izbie na podłodze wyłożonej cienkimi materacami, przy domach stały wychodki, a kobiety nosiły wodę z pobliskiego źródła w dużych dzbanach podtrzymywanych na głowie. Dzieci raz w tygodniu, w piątki, kąpały się w wielkich baliach stawianych w pokojach dziennych, a potem – z mokrymi włosami i w czystych ubraniach – ustawiały się w kolejce, by z wdzięcznością pocałować ojca w rękę, w zamian zaś dostawały pocałunek w czoło i tradycyjne pozdrowienie po kąpieli, _na’iman_.
Anata, wcześniej znajdująca się pod rządami Jordanii, zaczęła się przeobrażać po wojnie z 1967 roku, kiedy to jej ziemie zostały zajęte przez Izrael wraz z resztą Zachodniego Brzegu. Przez następne dekady okupant zmieniał strukturę demograficzną i terytorialną tego obszaru poprzez szereg działań mających na celu jego judaizację. W Anacie rząd kawałek po kawałku przejmował ziemię, wydał setki nakazów rozbiórek, przyłączył część miasta do Jerozolimy, wzniósł mur separacyjny wokół jego centrum, a resztę terenów skonfiskował pod budowę czterech osiedli, kilku nielegalnych przyczółków, bazy wojskowej i autostrady przedzielonej pośrodku przez kolejny mur, zasłaniający osadnikom widok na drogę, po której jeździli Palestyńczycy. W miejscu, gdzie znajdowały się sadzawka i źródło, powstał izraelski rezerwat przyrody, do którego osadnicy z Anatot mogli wchodzić za darmo, ale już mieszkańcy Anaty musieli wykupić bilet wstępu. Droga do źródła prowadziła przez osiedle, do którego Palestyńczycy nie mogli wjeżdżać bez zezwolenia, musieli więc wybierać inną trasę – długi objazd niebezpieczną drogą polną.
Palestyńczycy z Anaty czuli, jak z każdym rokiem coraz bardziej wchłania ich rozrastająca się tkanka Jerozolimy, która zdążyła już wessać Stare Miasto i resztę Jerozolimy Wschodniej, a także obszar ponad dwudziestu okolicznych wiosek – a wszystko na skutek aneksji Izraela. Mieszkańcy Anaty jeździli po izraelskich autostradach wielopasmowych i kupowali żywność w izraelskich supermarketach, mówili po hebrajsku w izraelskich biurowcach, sklepach i kinach. Ale obyczaje w mieście się nie zmieniły. Stosunki przedmałżeńskie były zakazane, małżeństwa często aranżowano, a kuzynki i kuzynów łączono w pary, by majątek i ziemia pozostały w rodzinie. Wrogowie okazywali sobie nawzajem wielką grzeczność; na to, co człowiek mógł osiągnąć w życiu, wpływała w wielkim stopniu reputacja rodziny – krnąbrna dziewczyna mogła zrujnować perspektywy na dobre zamążpójście wszystkich swoich sióstr – a całemu temu dramatowi towarzyszyły rytuały i uprzejme słowa.
Jeśli Anata przypominała osiemnastowieczną, przedindustrialną wioskę, to Abeda należałoby zaliczyć do jej arystokracji. Obaj jego dziadkowie – którzy byli braćmi – pełnili po sobie funkcję muchtara, przywódcy wioski, i łącznie byli w posiadaniu większości ziemi. Ale kiedy na skutek izraelskich konfiskat ich majątek się skurczył, spadło również znaczenie roli muchtara. Dlatego gdy na początku lat osiemdziesiątych nadeszła kolej ojca Abeda, by objąć tę funkcję – odmówił. Jego zdaniem polegała ona teraz głównie na wskazywaniu żołnierzom okupanta domów ludzi, których chcieli aresztować.
Ojciec Abeda był dumnym człowiekiem, rzadko okazywał urazę z powodu tego, co mu zabrano, w kategoriach zarówno materialnych, jak i duchowych. Jego pierwszą miłością była kobieta z rodu Hamdanów, ale jego ojciec i wuj umyślili dla niego małżeństwo z kuzynką, żeby uniknąć podziału rodzinnej ziemi. Rodzice dziewczyny, w której się zakochał, również byli przeciwni ich związkowi, tyle że z powodu rywalizacji między rodami Salamów i Hamdanów. Gdy tylko dowiedzieli się o uczuciu młodego Salamy, wydali dziewczynę za jej kuzyna. Ojciec Abeda nie miał zatem wyjścia – musiał uszanować decyzję krewnych i zgodzić się na małżeństwo, które zaaranżowali.
Kiedy później i Abed zakochał się w dziewczynie z rodu Hamdanów, zastanawiał się, czy nie wypełnia tym samym przeznaczenia swojego ojca, któremu na przeszkodzie stanęła wola rodziny. Wieczorami pisał do Ghazl sekretne listy, a rano przekazywał je którejś z jej sąsiadek lub koleżanek z klasy, aby jej wręczyły w szkole. Często w listach tych przekazywał instrukcje, by odebrała telefon o określonej godzinie. Ponieważ jej dzielnica, Dahijat as-Salam (zwana wówczas Nową Anatą), została zaanektowana przez Izrael i włączona do Jerozolimy, Ghazl miała w domu telefon. W pozostałej części Anaty nie było linii telefonicznych. Po szkole Abed jechał autobusem do Bramy Damasceńskiej w Jerozolimie Wschodniej, szedł na pocztę przy ulicy Saladyna, głównej alei handlowej w mieście, i o umówionej godzinie wkładał żeton do automatu telefonicznego. Rozmawiali, ile się dało, czyli często niezbyt długo. Kiedy jej rodzice wchodzili do domu, Ghazl zaczynała zwracać się do Abeda jak do kobiety, po czym szybko kończyła rozmowę. Wiele razy zdarzało się, że dopiero co się przywitali, a już Abedowi przerywał w połowie zdania głuchy dźwięk odwieszonej słuchawki.
Tworzyli piękną parę. Abed był wysoki i smukły, miał smagłą cerę i wydatny podbródek, melancholijne spojrzenie i łagodną twarz. Do tego gęstą czuprynę, przyciętą po bokach, oraz – co później było dla niego źródłem zażenowania – wąsy. W do połowy rozpiętej koszuli wyglądał jak palestyński James Dean. Ghazl z kolei miała wielkie migdałowe oczy i dołeczek w prawym policzku. Była podobna do swojego ojca i jej twarz tak samo promieniowała dobrocią.
Najstarsza i ukochana siostra Abeda, Nahil, mieszkała z mężem Abu Wisamem w Dahijat as-Salam, niedaleko Ghazl. Z ich domu Abed nieraz podglądał ukochaną na dachu albo na balkonie, które były jedynymi miejscami poza wnętrzem domu, gdzie mogła przebywać z odkrytą głową.
Abed nie był religijny i sprzeciwiał się noszeniu przez kobiety hidżabu. Żadna z jego sióstr nie nosiła go przed ślubem, a Nahil nawet potem. Zwłaszcza wśród elit rzadko widywało się hidżaby. Kiedy w 1986 roku Abed ukończył liceum, mniej niż połowa dziewczyn w Anacie zakrywała głowę. Ale nie przeszkadzało mu, że jego ukochana ubiera się w ten sposób. Wiedział, że robi to z szacunku dla religijnego ojca, ale pod innymi względami Ghazl była dużo mniej uległa niż jej rówieśniczki. Miała też sporą niezależność. Jej ojciec był człowiekiem przyjaznym i ufnym, a matka – która pochodziła z Silwan, dzielnicy w centrum Jerozolimy położonej w pobliżu meczetu Al-Aksa – przejęła miejski, nowoczesny styl życia. To jej pobłażliwość pozwoliła Ghazl i Abedowi widywać się tak często. A przynajmniej na początku, zanim ich sekretna miłość mogła rozkwitnąć pod przykrywką wspólnej walki politycznej.
Pierwsza intifada wybuchła w grudniu 1987 roku, półtora roku po ukończeniu przez Abeda szkoły średniej. Zaczęło się od serii spontanicznych protestów, po tym jak w Gazie ciężarówka należąca do izraelskiej armii wjechała w palestyński samochód, na skutek czego zginęło czterech robotników. Protesty szybko się rozprzestrzeniły, podsycane latami gniewu wywołanego „polityką żelaznej pięści”, jak ją określał izraelski minister obrony. Szybko przekształciły się w pierwsze zorganizowane masowe powstanie przeciwko okupacji; stoczono wówczas tysiące bitew ulicznych, w trakcie których palestyńska młodzież rzucała kamieniami w izraelskie pojazdy opancerzone i żołnierzy uzbrojonych w karabiny. Był to czas bolesnego poświęcenia dla wszystkich Palestyńczyków, biednych i bogatych, religijnych i niewierzących, chrześcijan i muzułmanów, uchodźców i mieszkających na ziemiach przodków, uwięzionych i wypędzonych. Ponieważ determinacja Izraela, by zdławić powstanie, odbiła się na wszystkich, unikano epatowania bogactwem i podkreślania różnic klasowych, a w ramach solidarności narodowej w kręgach zadeklarowanych zwolenników sekularyzmu zaczęto nawet nosić hidżaby.
Reakcją Izraela na bunt było oblężenie miast, wprowadzenie godziny policyjnej, ograniczenie dostaw żywności, zwolnienia z pracy i zamknięcie szkół. Dzieci trafiły do więzień, mężów torturowano, zabito wielu ojców, a synów okaleczono – izraelskie pałki połamały tak wiele kości, że aż same zaczęły pękać. Jak twierdził jerozolimski tygodnik „Kol Hazman”: „Pałki wymieniano kilka razy, ponieważ były zbyt słabe i łamały się, do tego stopnia, że zastąpiono je metalowymi, a gdy te zaczęły się wyginać, przerzucono się na pałki wykonane z elastycznego tworzywa sztucznego”. W czasie sześciu lat powstania z rąk izraelskich żołnierzy i cywilów zginęło ponad tysiąc sto Palestyńczyków, kolejnych sto trzydzieści tysięcy zostało rannych, a około stu dwudziestu tysięcy trafiło do więzienia. W tamtym czasie Izrael miał największy na świecie współczynnik uwięzionych.
Władze izraelskie zamknęły wszystkie uniwersytety, uniemożliwiając tym samym pójście na uczelnię Abedowi, który po ukończeniu szkoły średniej miał nadzieję studiować za granicą. Jego przyjaciel, Osama Radżabi, zaproponował, żeby załatwili sobie studia w Związku Radzieckim – Organizacja Wyzwolenia Palestyny oferowała młodym ludziom stypendia w sojuszniczych krajach socjalistycznych. Abedowi spodobał się pomysł Osamy, najpierw jednak musiał zdobyć paszport, a do tego potrzebował pomocy ojca, Izrael nie wydawał bowiem paszportów obywatelom Terytoriów Okupowanych. Ojciec Abeda swój uzyskał jeszcze w czasach, gdy Haszymidzkie Królestwo Jordanii kontrolowało Zachodni Brzeg, więc Abed mógł również spróbować zdobyć paszport jordański. Ale jego ojciec odmówił pomocy – oświadczył, że nie chce, by jego syn opuścił Palestynę i został komunistą. Osama wyjechał zatem bez Abeda.
W Anacie i innych miejscowościach Zachodniego Brzegu organizacją działającą w związkach zawodowych i przewodzącą aktywności politycznej, która dała początek intifadzie, był Demokratyczny Front Wyzwolenia Palestyny, marksistowsko-leninowska frakcja OWP. Na szczeblu lokalnym przewodził jej nie kto inny jak Abu Wisam, szwagier Abeda. Był to drobny, dowcipny i gadatliwy intelektualista, który wstąpił do organizacji w latach siedemdziesiątych. Studiował w Bejrucie, gdzie przeszedł przeszkolenie w zakresie działalności wywiadowczej, konstrukcji materiałów wybuchowych oraz ideologii partyjnej, uczył się też o światowych rewolucjach i ruchu syjonistycznym. W czasie wizyty u rodziców w Anacie został aresztowany za członkostwo w DFWP – którego działalność, tak jak i wszystkich frakcji OWP, była nielegalna – i w czasie piętnastu miesięcy spędzonych w więzieniu przeczytał najważniejsze dzieła marksistowskie. Zaręczył się z Nahil wkrótce potem – ona miała wtedy szesnaście lat, a Abed dwanaście. Już wtedy Abu Wisam upatrzył sobie Abeda, by go zjednać dla sprawy rewolucji. Kiedy tylko rozpoczęła się intifada, zwerbował go do partii.
Nie chodziło jedynie o zasilenie szeregów frakcji. Wciągając Abeda do DFWP, szwagier chciał go ochronić. W Palestynie roiło się od kolaborantów, żyli więc w jednym z najbardziej spenetrowanych przez wywiad społeczeństw w historii obcej okupacji i rządów kolonialnych. Abu Wisam wiedział przynajmniej, komu we Froncie Demokratycznym można ufać. Zdarzyło się kiedyś, że młody członek konkurencyjnego Fatahu rozdawał pieniądze pochodzące rzekomo od jego wujka ze Stanów Zjednoczonych. Wujek chciał wesprzeć intifadę, a pieniądze te miały zostać przeznaczone na zakup trampków dla _szabab_, czyli młodzieży. W ten sposób ów chłopak zaczął budować w Fatahu swoją pozycję lidera. Wręczył po pięć dinarów jordańskich każdemu z młodych aktywistów DFWP, co wystarczało na parę nowiutkich białych najków, które lepiej nadawały się do ucieczki przed izraelskimi kulami. Abed wziął te pieniądze, ale kiedy Abu Wisam się o tym dowiedział, natychmiast kazał mu je zwrócić. Wiedział, że to podstęp: pieniądze pochodziły od Izraelczyków chcących w ten sposób sprawdzić, którzy młodzi ludzie byli zamieszani w protesty i kogo dało się kupić. Każdy, kto przyjął wtedy te pieniądze, został potem wyciągnięty z domu w środku nocy przez izraelskich żołnierzy i aresztowany. Dzięki Abu Wisamowi Abed uniknął tego losu.
Choć większość mężczyzn z rodziny Abeda należała do Fatahu, partii Jasira Arafata, Abed był wobec niej nieufny. Jego zdaniem dominowała w niej czcza gadanina i to przekonanie narastało w nim przez lata, gdy obserwował jej liderów, jak łamią niemal każdą ze swoich zasad, a potem sprzeniewierzają się tym nowym do tego stopnia, że po intifadzie zaczęli egzekwować wolę Izraela. Front Demokratyczny przekonał go tym, że w Jerozolimie i na pozostałym obszarze Zachodniego Brzegu najpoważniej podchodził do budowania lokalnego ruchu mającego na celu wyzwolenie Palestyny.
DFWP wspierał Abeda w jego pragnieniu, by tak jak Osama studiować prawo w Związku Radzieckim. Wspierała go w tym również Ghazl. Abed chciał bronić palestyńskich więźniów politycznych, których liczba stale rosła. Każdego roku po wyjeździe Osamy Abed prosił ojca o pozwolenie na studia, a ten każdego roku odmawiał.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_