- W empik go
Jeden ze szczepów zasłużonego rodu - ebook
Jeden ze szczepów zasłużonego rodu - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 265 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na Jabłonowskich sprawdziło się ustalone w Rzeczypospolitej przekonanie, że szlachcic na kresach prędzej niźli gdzie indziej dorobić się może i znaczenia, i stanowiska. Ubodzy, a przynajmniej miernej fortuny ziemianie, piastujący powiatowe urzęda, rycerze, ginący w szeregu jako pospolici żołnierze, dopiero u ściany multańskiej urośli na najwyższych dygnitarzy, sięgających nawet po koronę; a jeżeli jej nie zdobyli, to dlatego jedynie, że obok polityki trzymali się zasad uczciwości, obok zachceń dogadzających ambicji, święcie dotrzymywali raz poślubionej przyjaźni.
A jednak – od ubogiego ziemianina, chodzącego około chudej gleby, opędzającego się szablą od wroga na własnym zagonie, do zasiadającego na tronie „pomazańca bożego” – jakiż przedział ogromny.
Wszystko to dać mogły tylko kresy, tylko służba na tej granicznej placówce, ciężka, nieustająca, z hojnym szafunkiem krwi połączona. Za służbę ową „chleb dobrze zasłużony” ofiarowały stany, a kto tego chleba spróbował, już mógł być pewnym, że ród jego nie zginie, że jeżeli po drabinie krescytywy wysokich nie dosięgnie szczeblów, to pewnie długo utrzyma się na wyżynach, wzniesionych ponad szeregi powszedniego drobiazgu, zwykle gminem szlacheckim zwanego.
Wszystko się z matematyczną niemal ścisłością powtórzyło i w dziejach rodziny Jabłonowskich. Jeden z nich, Maciej, ożeniony z Kłomnicką, wyniósł się za rządów Stefana Batorego z głębin Rzeczypospolitej na Pokucie; co go do tych przenosin zachęciło, czy ożenek, czy żądza lepszej doli, pozostanie to dla nas zagadką, dość, że pod koniec życia znany był jako rotmistrz królewski, więc rycerski obrońca gra – nicy, więc dostatni ziemianin, bo posiadacz własnej roty, własnego zaciągu pod jego przywództwem bujającego. Syn Macieja, Jan Stanisław, wiąże się sakramentem małżeńskim z córką senatorską, zostaje miecznikiem koronnym, kwestią jest nawet dotąd, czyli nie był marszałkiem nadwornym, a wnuk owego Macieja, przybysza na Pokucie, Stanisław Jan, już jest najwyższym dostojnikiem w kraju, bo kasztelanem krakowskim i hetmanem wielkim koronnym. Przepiękna bo też to postać ten potomek skromnego wychodźcy, dość rozpatrzeć stan jego służby, by się o tym przekonać. Żył niezbyt długo – lat 68 – a życie to upłynęło w najsmutniejszej chwili dziejowej, bo w chwili poprzedzającej upadek Rzeczypospolitej; pamiętał panowanie Władysława IV, więc jeszcze świetne czasy, czynnym był za rządów nieszczęśliwszych Michała Korybuta, oświeconych blaskiem chwały bojowej, ale nie bardzo pomyślnych Jana III, i zamknął oczy zgryziony i smutny, że się przyczynił do wprowadzenia na tron Augusta II. W znojach rycerskich zbiegły mu lata, wszędzie go było pełno: w kraju – po wszystkich tego kraju granicach, za krajem – w Danii, Siedmiogrodzie, pod Wiedniem, w Węgrzech i daleko, daleko za Dniestrem i Dnieprem… Nauczycieli miał także nie lada – Czarnieckiego, Gąsiewskiego, Jerzego Lubomirskiego; przeszło w pięćdziesięciu bitwach miał udział i ran co niemiara liczył, choć owa pierwsza, pod Gołdyngą otrzymana, była najcięższą, bo po niej, jako pamiątkę, kulę nosił w ciele aż do zgonu. Ale i potem nie myślał o niebezpieczeństwie wobec huku dział, dość powiedzieć, że pod Chocimem pod nim aż trzy konie zabito. I do rady i do boju zarówno gotowy – w senacie jako wojewoda ruski przesiedział lat 29, jako kasztelan krakowski lat 10, w polu – jako hetman młodszy lat 6, jako wielki koronny – 20, a w ogóle z szablą w garści bronił sławy i spokoju ojczyzny przez blisko pół wieku. Więc choć nagrody były wielkie – ale i zasługi niemałe.
Szczególnie piękną cechą tego Jabłonowskiego było zachowanie się jego względem Jana Sobieskiego: obydwa na jednym pracowali polu, wojenne rzemiosło było niejako ich wspólną specjalnością, obydwa stali u steru, a jednak ani chwili nieporozumienia najbaczniejszy postrzegacz nie dopatrzy w dziejach. Co więcej, Jabłonowski najbardziej może dopomógł Janowi III pod Chocimem do zdobycia korony, a potem na polu elekcyjnym swoim otwartym i pełnym zapału wstawiennictwem przyczynił się do włożenia tej korony na skronie przyjaciela. Wynikło to może z szczęśliwego dobrania się charakterów – jeden chciał być pierwszym, bo na to zasługiwał, drugi widział w swoim współtowarzyszu kwalifikacje do tego pierwszeństwa i torował mu drogę do niego. Drobne zajścia nie oziębiły tej przyjaźni, owszem, pod wpływem wzajemnych ustępstw rosła ona coraz bardziej, a i zajść tych niewiele. Oto na przykład Jan III chciał ograniczyć władzę hetmańską, to jest z dożywotniej zamienić ją na kilkoletnią: Jabłonowski oparł się temu na tej zasadzie, że się temu opierał Sobieski, będąc hetmanem; koronowany przyjaciel ustąpił – i nie było już o tym mowy. W innym znowu wypadku przyjaźń ta na większe jeszcze próby narażoną została. Wiadomo, że stronnictwo francuskie w Polsce nie było z Sobieskiego zadowolnione, myślało nawet szczerze o jego detronizacji; Francja nie żałowała pieniędzy dla swoich „pensjonarzy”, to jest stałych klientów, ci znowu zamyślali o osadzeniu na tronie hetmana Jabłonowskiego. Nareszcie w 1680 r. przechwycono listy kierujących owym spiskiem, mianowicie posła de Vitry i podskarbiego koronnego Morsztyna. „Jabłonowski – pisze obecny podówczas cudzoziemiec w Warszawie – przeczuwając, że w listach tych jest mowa i o nim, prosił króla, by mógł je widzieć. Mówią, że król do osobnego zaprowadził gabinetu i tam pokazał mu te listy. Jabłonowski padł do nóg królowi, dziękując mu za tę łaskę, którą wyżej cenił jak samą buławę; prosił, aby był skonfrontowanym z ambasadorem i podskarbim, lecz król darował, bez żadnego rozmazywania tych robót.” Hetman, oburzony, wprost z pałacu udał się do ojców reformatów, wezwał tam winowajców i publicznie „wyrzucał im te ich potwarze”. A na drugi dzień wobec zebranych na naradę senatorów w następujący odezwał się sposób: „Noszę ten oręż na usługi króla mego i, jak mnogie świadczą dowody, na obronę Rzeczypospolitej, dodam jeszcze – na obronę dobrej mej sprawy; dowiódłbym tego i dzisiaj na osobie posła francuskiego, gdyby nie urząd jego. Co się tyczy drugiego zdrajcy, niegodzien, bym się z nim mierzył, upraszam więc Waszą Królewską Mość, by surowa sprawiedliwość obudwu wymierzona została.”
Stosunek jednak hetmana z dworem nie szwankował z powodu tego odkrycia, nikt nie wierzył, żeby Jabłonowski zazdrościł Sobieskiemu korony, którą sam mu nieledwie przed kilką ofiarował laty. Może do tego stosunku przyczyniła się i pewna słabość Marii Kazimiery, tak samowolnie kierującej nadpsutą nawą Rzeczypospolitej; w całej Rzeczypospolitej powiadano, że się ona kocha w hetmanie. A może do tego słodkiego stosunku przyczyniła się niemało i żona tego ostatniego, Kazanowska z domu, kobieta tak lubiana od wszystkich, a najbliższa i najserdeczniejsza przyjaciółka potężnej Marysieńki; młodo ona zeszła ze świata, ledwie 44 lata liczyła, królewicz Jakub zamknął jej oczy, królowa rozżalona oblewała łzami nogi zmarłej. Hetman, nieobecny, sprawił po powrocie świetny pogrzeb dożywotniej swojej towarzyszce, odbył się on w maju 1687 r. we Lwowie; opisał go Załuski. Uczony pasterz utrzymuje, że był to jeden z najświetniejszych żałobnych obchodów w Rzeczypospolitej, brało bowiem w nim udział dwóch kardynałów (Pallavicini i Radziejowski ), kilku biskupów, a duchowieństwa świeckiego i zakonnego całe legiony.
Hetman został wdowcem do zgonu, raz tylko jeszcze chciał zrobić z siebie, ofiarę i stanąć do życia wspólnego z Marią Kazimierą, a stanąć dlatego, by osiąść na tronie i utrwalić dynastię w rodzinie Sobieskich. Jednak ówczesna społeczność pomawiała go o… ambitne zamiary, co nawet w Lamencie, dość zgrabnie ułożonym, nieznany wypowiedział satyryk:
Hetman koronny – purpury na zbroje,
Za miecz chce berta, za… szyszak korony,
Nie raz ten Marsa wytrzymywał znoje,
I teraz w zawód puszcza się o trony.
Wojenne trudy, prace, niepokoje
Wotują za nim – świadczą ruskie strony;
Ale podobno darmo na to godzi,
Jabłoń ta jabłek królewskich nie rodzi.
W tymże Lamencie w liczbie aspirujących do tronu jest i Maria Kazimiera, gotowa hetmanowi oddać swoją rękę:
Królowa ze wszech bliższa do korony,
Gdyby jej dobrać wdowca Polska chciała,
Choćby i hetman był z nią, zaślubiony,
Już Sakramentkom posty nakazała
Na intencyją, by osiadła trony;
Lecz choćby i chleb z popiołem jadała