Jedna na milion - ebook
Jedna na milion - ebook
Tuck wiedzie życie lekkoducha i playboya, jest wiceprezesem tylko na papierze. Ale gdy jego ojciec trafia do szpitala, a brat znika, Tuck przejmuje stery nad rodzinną firmą. Pomocą służy mu Amber, inteligentna i bardzo seksowna asystentka brata. Dzięki jej profesjonalnym radom zażegnuje kryzys za kryzysem. Jego zdaniem Amber pod każdym względem jest wyjątkowa. Jedna na milion, mówi Tuck i zaczyna ją uwodzić. Ona chętnie rzuciłaby mu się w ramiona, ale uważa, że nie należy łączyć pracy z namiętnością...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2978-4 |
Rozmiar pliku: | 640 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lawrence „Tuck” Tucker wcześnie zakończył sobotni wieczór: randka nie należała do udanych. Felicity miała promienny uśmiech, złociste włosy, fantastyczną figurę i inteligencję basseta. Poza tym mówiła dużo, w dodatku piskliwym głosem, była przeciwna subwencjonowanym przez państwo przedszkolom, sportom zespołowym dla dzieci oraz nie znosiła Bullsów. Jaki szanujący się mieszkaniec Chicago nie lubi Chicago Bulls?
Po deserze Tuck uznał, że życie jest za krótkie, aby słuchać wywodów na wysokim C, więc odwiózł dziewczynę do domu, cmoknął na pożegnanie i wrócił do rezydencji Tuckerów. Gdy wszedł do holu, z biblioteki dobiegł go głos ojca:
– To szaleństwo!
– Nie mówię, że będzie łatwo – odrzekł starszy brat Tucka, Dixon.
Ojciec i syn kierowali rodzinnym koncernem TT – Tucker Transportation; rzadko się kłócili.
– Kto cię zastąpi? Ja jestem zajęty, a nie wyślemy do Antwerpii byle kogo.
– Może dyrektor operacyjny…?
– Nie! Firmę musi reprezentować wiceprezes.
– Wyślij Tucka.
– Chyba żartujesz!
Tucka zabolała drwina w głosie ojca.
– Jest wiceprezesem.
– Wyłącznie na papierze. Dobrze wiesz, że sobie nie poradzi. Naprawdę musisz teraz brać urlop?
– Muszę. Po dziesięciu latach małżeństwa zdradziła mnie żona. Wiesz, jak się czuję?
Tuckowi żal było brata. Minęło kilka miesięcy, odkąd Dixon przyłapał Kassandrę w łóżku z kochankiem. W tym tygodniu wreszcie nadeszły papiery rozwodowe.
– Jesteś zły. I słusznie. Ale pokonałeś ją. Dzięki intercyzie została prawie z niczym.
Nastała cisza. Lada moment mężczyźni mogą wyjść z biblioteki. Tuck zaczął cofać się ku drzwiom.
– Tuckowi należy się szansa.
– Miał ją!
Miałem? Kiedy? – chciał spytać, bo zawsze w firmie czuł się jak nieproszony gość. Zresztą nieważne. Starał się nie przejmować, bo gdyby się przejmował, byłoby mu podwójnie ciężko. Sięgnąwszy za siebie, otworzył drzwi i zatrzasnął je głośno.
– Halo, halo! – zawołał, kierując się do biblioteki.
– Cześć, Tuck – powitał go brat.
– Nie widziałem twojego samochodu.
– Zaparkowałem w garażu. Sprzedałem dziś mieszkanie. – Dixon miał luksusowy apartament w centrum.
– Czyli na razie tu zamieszkasz? – Tuck ściągnął krawat. – Super. Co pijecie?
– Whisky – odparł Jamison.
– Też sobie naleję. – Tuck rzucił marynarkę na obity czerwoną skórą fotel.
Biblioteka, na której wystrój składały się regały po sufit, kamienny kominek, skórzane fotele i rzeźbione stoły z drzewa orzechowego, wyglądała tak samo jak siedemdziesiąt lat temu.
– Jak randka? – spytał ojciec.
– W porządku. – Jamison popatrzył znacząco na zegarek. – Okej, dziewczyna nie była geniuszem.
– A któraś była? – mruknął ojciec.
– To wasza pierwsza randka? – W głosie Dixona pobrzmiewała życzliwość.
Tuck podszedł do barku.
– I ostatnia. Jutro gram z Shane’em w kosza. Masz ochotę?
– Nie mogę.
– Pracujesz?
– Nie, muszę załatwić kilka spraw.
Tuck odniósł wrażenie, że brat coś ukrywa, ale nie chciał go wypytywać. Jutro się wszystkiego dowie. Ciekawe, czy Dixon naprawdę chce wziąć urlop? Z drugiej strony ojciec ma rację: firma potrzebuje Dixona. On, Tuck, kiepsko by sobie radził w roli jego zamiennika.
– Nie – skłamała Amber Bowen, patrząc w oczy prezesa Tucker Transportation. – Dixon nic mi nie mówił.
Była lojalna wobec swojego szefa, Dixona Tuckera, który pięć lat temu dał szansę dziewczynie tuż po szkole średniej, bez studiów i doświadczenia w pracy biurowej. Zaufał jej, a ona nie zamierzała go zawieść.
– Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałaś?
Jamison Tucker wyglądał groźnie, kiedy siedział przy biurku w narożnym gabinecie na trzydziestym drugim piętrze. Nie był tak wysoki jak jego dwaj synowie, za to był potężnie zbudowany.
– Wczoraj rano – odparła Amber.
– A nie wieczorem? – Jamison zmrużył oczy.
– Nie – odparła zaskoczona podejrzliwym tonem.
– Na pewno?
– Dlaczego uważa pan, że…
– Ha! Czyli widzieliście się! – zawołał Jamison.
Nie widzieli się, wiedziała jednak, że wieczorem Dixon odleciał do Arizony. Przed wyjazdem powiedział jej, że zostawił list do rodziny, by nikt się o niego nie martwił. A jej kazał przysiąc, że nikomu nic nie zdradzi.
Denerwowało ją, że bliscy Dixona go wykorzystują. Biedak był zmęczony i przepracowany. Od kilku lat przejmował na siebie coraz więcej obowiązków, a teraz jeszcze rozwód… Potrzebował wypoczynku. Próbował wyjaśnić to rodzinie, lecz ani ojciec, ani brat go nie słuchali. W tej sytuacji nie miał wyjścia – musiał zniknąć.
– Sugeruje pan, że coś mnie łączy z Dixonem?
Jamison pochylił się nad biurkiem.
– Niczego nie sugeruję.
– A jednak… – Wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie, ale była zła. Dixon był porządnym facetem.
– Jak śmiesz?
– Pańskiemu synowi należy się szacunek.
– Ty… ty… – Wytrzeszczył oczy i poczerwieniał.
Amber przygotowała się na najgorsze: zaraz straci pracę. Oby Dixon przyjął ją z powrotem. Nagle Jamison chwycił się za serce i wciągnął gwałtownie powietrze.
– Panie Tucker?
Widząc przerażenie w oczach prezesa, Amber złapała za telefon i dzwoniąc po pogotowie, zawołała asystentkę Jamisona. Margaret Smithers przybiegła do gabinetu i przytomnie wezwała firmową pielęgniarkę. Ta rozpoczęła reanimację. Amber wystraszyła się. Co to było? Zawał? Czy szef umrze? Trzeba poinformować jego żonę. Z drugiej strony pani Tucker nie powinna być sama, otrzymując taką wiadomość, a w ogóle lepiej, żeby ktoś z rodziny ją zawiadomił.
– Zadzwonię do Tucka, ale nie mam jego numeru…
– U mnie na biurku – odparła Margaret. – W kalendarzu.
Przepuściwszy w drzwiach ratowników medycznych, Amber przeszła do sąsiedniego pokoju.
– Halo?
– Mówi Amber Bowen. – Kątem oka widziała defibrylator. – Asystentka Dixona – dodała, słysząc ciszę na drugim końcu linii. – Musi pan przyjść do firmy… – Urwała. Właściwie to Tuck powinien jechać do szpitala.
– Dlaczego?
– Pana ojciec… Wezwaliśmy pogotowie.
– Co się stało?
– Nie wiem. Ratownicy położyli go na noszach. Nie chciałam sama dzwonić do pani Tucker…
– Słusznie.
– Najlepiej niech pan jedzie prosto do Central Hospital.
– Jest przytomny?
– Chyba nie.
– Dobra, już jadę.
Ratownicy wynieśli Jamisona, który leżał podłączony do kroplówki, z maską tlenową na twarzy. Amber osunęła się na fotel Margaret. Pielęgniarka z asystentką prezesa wyszły z gabinetu; pierwsza ruszyła za ratownikami, po policzkach drugiej płynęły łzy.
– Będzie dobrze – powiedziała Amber, wstając. – Ma świetnych lekarzy.
– Jak to się stało? – szepnęła Margaret.
– Nie wiesz, czy miał problemy z sercem?
– Nie miał. Wczoraj wieczorem… był w świetnym nastroju. Piliśmy wino…
– Tutaj? W biurze?
Margaret wyraźnie się speszyła. Na jej twarzy odmalowały się wyrzuty sumienia. Zaczęła przesuwać papiery na biurku.
Amber zaniemówiła. Jamison i Margaret spędzili razem wczorajszy wieczór? Czyżby byli kochankami?
– Ja… – Obeszła biurko. – Muszę… – Opadła na fotel.
– Tak, oczywiście – powiedziała Amber, wycofując się z pokoju. – Powiadomię dyrektorów działów. Aha, czy Jamison mówił ci o Dixonie?
– Co o Dixonie?
– Nieważne, później porozmawiamy.
Dixon wyjechał. Jamison jest w szpitalu. Nie ma kto kierować firmą. Może Tuck? Amber nie bardzo to sobie wyobrażała. Tuck miał stanowisko wiceprezesa, ale wiceprezesem nie był. Był bon vivantem, który czasem wpadał do biura, swoim widokiem przyprawiając damską część personelu o szybsze bicie serca.
Tydzień później musiał pogodzić się z faktami: po pierwsze minie wiele miesięcy, zanim ojciec wróci do firmy, po drugie Dixon przepadł jak kamień w wodę. Ktoś powinien jednak zarządzać firmą i tym kimś był on. Szefowie działów zgromadzeni w sali konferencyjnej patrzyli z zaniepokojeniem, kiedy zajął fotel prezesa.
– A gdzie Dixon? – spytał dyrektor finansowy, Harvey Miller.
Tuck dzwonił, esemesował i mejlował do brata. Bez skutku. Wiedział tylko tyle, co ten napisał w krótkim liście do ojca: że wyjeżdża na miesiąc, może dłużej.
– Wyjechał na urlop.
– Teraz? – Harvey nie krył zdumienia.
– Nic o tym nie słyszałam – stwierdziła Mary Silas z działu HR, która szczyciła się tym, że zawsze wszystko wie.
– Ściągnij go z powrotem.
Tuck powiódł po nich wzrokiem.
– Chciałbym z każdym z was jutro porozmawiać. Proszę przygotować sprawozdania kwartalne.
– A co z targami w Nowym Jorku? – spytał Zachary Ingles, dyrektor do spraw marketingu.
Tuck słabo się w tym orientował. Owszem, kilka razy w nich uczestniczył, ale bardziej skupiał się na hostessach i bankietach niż na sprawach handlowych.
– Jutro wszystko omówimy.
– Potrzebuję konkretnych decyzji. – W głosie Zachary’ego pobrzmiewała nuta zniecierpliwienia.
– Podejmę je – oznajmił Tuck.
– A nie można urządzić telekonferencji z Dixonem?
– Nie, Dixon jest nieosiągalny.
– Chcesz pełne sprawozdania czy wystarczy krótki raport? – spytał Lucas Steele, dyrektor operacyjny, jedyny, który nie nosił szytego na miarę garnituru, lecz dżinsy, koszulę bez krawata i ciemną marynarkę.
– Wystarczy krótki raport – odparł Tuck. – Na tym kończymy, dziękuję – powiedział, wstając.
Mężczyźni opuścili salę, zostawiając go z Amber. Wcześniej nie zwracał na nią uwagi, teraz zaś wydała mu się niezwykle opanowana i sprawna. Włosy miała upięte, makijaż prawie niewidoczny, strój nierzucający się w oczy… właśnie tak wyobrażał sobie idealną sekretarkę.
Dwie rzeczy w jej wyglądzie go zaintrygowały. Pierwsza to kosmyki, które wysunęły się z koka, a druga to czarne szpilki na złotych podeszwach. Kosmyki miał ochotę odgarnąć, a szpilki… od nich trudno było mu oderwać wzrok. Wiedział jednak, że na żadne dystrakcje nie może sobie pozwolić.
– Trzeba ściągnąć Dixona – powiedział.
– Nie powinniśmy mu przeszkadzać.
Odpowiedź Amber wydała mu się niedorzeczna.
– Musi pokierować firmą.
– Sam musisz się nią zająć.
W jej niebieskich oczach dojrzał błysk gniewu.
– Oboje wiemy, że się do tego nie nadaję.
– Niczego takiego nie wiemy.
Zaskoczyła go postawa Amber.
– Z Dixonem też tak rozmawiasz?
– Jak?
– Dobrze wiesz, o czym mówię.
– Dixon potrzebuje wypoczynku. Rozwód go wykończył.
– Zwierzał ci się ze spraw prywatnych? – zdziwił się Tuck. – Opowiadał o żonie? – Czyżby Dixon i Amber…
– Czasem widywałam ich razem – odparła. – I słyszałam, jak rozmawiają.
– Podsłuchiwałaś?
– Nie musiałam. Moja praca wymaga, żebym siedziała przy biurku, a biurko znajduje się za drzwiami gabinetu Dixona. A Kassandra podnosiła głos.
– Aha…
– Och, przestań – warknęła. – Jeśli masz pytanie, to pytaj. Nie insynuuj.
– W porządku. Kim byłaś dla mojego brata?
– Asystentką.
– Co wchodziło w zakres twoich obowiązków?
– Wszystko.
– Wszystko?
– Pytaj. Nie insynuuj.
Podobała mu się ta dziewczyna, jej tupet i prostolinijność.
– Spałaś z nim? – Patrząc w jej oczy, uzmysłowił sobie, że bardzo nie chce usłyszeć odpowiedzi twierdzącej.
– Nie.
– Jesteś pewna?
– Mogłabym zapomnieć wziąć klucze albo kupić jedzenie dla kota, ale zapomnieć, czy spałam z szefem?
Miał ochotę ją pocałować. Zamiast tego spytał:
– Masz kota?
– Nie, Tuck, nie mam. A teraz skup się. Dixon nie wróci przynajmniej przez kilka tygodni. Musisz zakasać rękawy, żarty się skończyły.
– Sądzisz, że dam radę?
– Absolutnie. Jesteś facetem, który chce osiągnąć sukces, zaimponować ojcu.
Myliła się. Nie zależało mu na tym, by wywrzeć wrażenie na ojcu, natomiast pragnął wywrzeć wrażenie na niej. Szkoda, że nie mógł zaprezentować się jej jako elegancki światowiec albo jako biznesmen. Niestety Amber będzie oglądać go w roli safanduły, który potyka się, myli, błądzi.