- W empik go
Jedno życie - ebook
Jedno życie - ebook
Miłość żyje tak długo, póki tli się iskra nadziei…
Emilia, bohaterka znana Czytelniczkom z bestsellerowej „Jednej chwili”, rozkwita w nowym związku. Nareszcie poznała wszystkie sekrety ukochanego i odważyła się podjąć zawodowe wyzwania. Wydaje się, że wspólne życie Emi i Matta wypełni szczęście i harmonia, jednak los bywa przewrotny i stawia na drodze bohaterów wiele przeciwności. Jedną z nich okaże się wuj Matta, James, który zrobi wszystko, by zniszczyć ten związek. Czy w świecie kłamstw i intryg sama miłość wystarczy do szczęścia?
Ta opowieść to istny dynamit, który wybucha wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz!
Autorka – Anna Dąbrowska – to urodzona w Inowrocławiu pełnoetatowa mama i żona, właścicielka najbardziej leniwego kota na świecie. Od zawsze marzyła, żeby pisać. Lubi zaskakiwać zakończeniami swoich powieści. Jej autorskie motto brzmi: zawsze stawiam na emocje, co doceniły czytelniczki jej poprzednich powieści. W ramach trylogii o losach Emi i Matta ukazały się: „Jedna chwila” i „Jedna miłość”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66229-45-7 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czasami nie wiadomo, w którą stronę powinno się wykonać krok – w prawą czy lewą. Wtedy należy stanąć w miejscu i trwać w nim tak długo, póki przeznaczona nam furtka nie otworzy się sama.
Znajdowałam się w centrum czegoś, co mnie przerażało, a jednocześnie fascynowało. Czułam, że za każdymi drzwiami mijanych pomieszczeń znajdowała się inna tajemnica.
Ominęłam ochroniarza, który zachowywał się tak, jakby wcale mnie nie dostrzegł. A przecież wiedziałam, że na tym polegała jego praca – by widzieć każdy szczegół. Mogłam być przecież wirusem, który chciał wszystko zainfekować. I zniszczyć. Nie mogłam przejść tak zwyczajnie niezauważona. Wiedziałam, że coś tu nie grało...
Podążałam jasnym korytarzem. Błyskające światła prawie mnie oślepiały. Pewnie pełniły jakąś funkcję, o której przeznaczeniu nie miałam bladego pojęcia. Szłam przed siebie, nie wiedząc dokładnie dokąd i mając nadzieję, że w końcu natrafię na drzwi prowadzące do wyjścia.
Przejdę przez parking i wydostanę się przez ogromną bramę. Jeśli będzie trzeba, spróbuję się na nią wdrapać – pomyślałam i nagle zauważyłam stojącego na końcu korytarza mężczyznę, który wyraźnie na kogoś czekał.
Zaraz go zapytam, jak wydostać się z tego labiryntu.
Ja tego mężczyznę już gdzieś widziałam... – takie myśli szturmem wdzierały się do mojej głowy. Poczułam, jak mocno skurczył się mój żołądek.
Kiedy stanęłam obok, wbijając w niego mało kulturalnie spojrzenie, nasunął na usta maseczkę.
– Uważasz, że jak zasłonisz się maseczką, nie będę w stanie cię rozpoznać? – zapytałam przepełniona złością, którą po chwili zastąpiła dojmująca pustka. Czułam się tak krucha, że jeśliby ktoś pokusił się, żeby mnie przewrócić, rozbiłabym się na wiele małych elementów, a z wnętrza nie wypłynęłoby nic. Może tylko złość. – Craig, prawda? – zapytałam, bacznie obserwując zdenerwowanie malujące się na twarzy mężczyzny, który jakiś czas temu kupił ode mnie dom. – Zostałeś tu wysłany, by zabrać mnie do domu. Tylko pytanie – do którego?
– Emilio... – Mężczyzna chciał coś powiedzieć, lecz się zawahał.
Marzyłam tylko o tym, by wszystkie te cholerne tajemnice Matta zniknęły z mojego życia.
Byłam skłonna wyjechać. Teraz, zaraz. To wszystko działo się zbyt szybko. Nie byłam gotowa na taką dawkę tajemnic, intryg i kłamstw.
– Czuję się tak, jakby umieszczono mnie w jakimś filmie, ale nie jest to komedia romantyczna, o nie! – Zaśmiałam się nerwowo i pociągnęłam nosem. – To raczej popaprany film w trudnym do zidentyfikowania gatunku.
– Niepotrzebnie... – odparł mężczyzna, opuszczając maskę.
Przymknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w głośne bicie serca. Nie wiedziałam, które uderzało mocniej – moje czy jego.
– A więc dalej masz zamiar brnąć w ślepy zaułek kłamstw? – zapytałam z ironią. – Tego was tutaj uczą, w tym wielkim, sterylnym labiryncie?
Usłyszałam, jak mężczyzna westchnął zrezygnowany.
– Słuchaj, Emilio. Matt poprosił mnie tylko, bym odwiózł cię do domu. Chciał, żebyś była bezpieczna i nie stanęła twarzą w twarz z Jamesem, bo on nie należy do przyjemnych typów. Wyjaśnień żądaj od niego, dobrze?
– Zakazał ci ze mną rozmawiać? – Zmarszczyłam surowo brwi.
– Nie. Matt mną nie steruje. Przyjaźnimy się od wielu lat i mogę powiedzieć ci tylko tyle, że ten facet dostał porządnie w dupsko od życia. Nie jest rozpieszczonym bogaczem, któremu kasa wychodzi z nogawek spodni. Bardzo ciężko pracował na to, by kupić twój dom. Nie myśl, że to była chwilowa zachcianka. Daj mu szansę wytłumaczenia się.
– Czy wiesz, gdzie on teraz jest? – zapytałam, przypominając sobie zbolałą twarz Matthew, gdy spojrzał na mnie po raz ostatni.
– Domniemam, że między wami musiało wydarzyć się coś, co dało mu nieźle popalić. On reaguje ucieczką na porażkę, zranienie i inne negatywne sprawy. Zapewne osiodłał swojego rumaka i pojechał gdzieś pomyśleć w samotności. Tym korytarzem dotrzemy do wyjścia. – Wskazał dłonią mały przesmyk pomiędzy stojącymi metalowymi szafkami.
– Rumaka? – zapytałam, czując, że zaczynam odzyskiwać pełną kontrolę nad emocjami.
– Swojego dwukołowca.
– Ach tak – westchnęłam, wspominając moment, w którym czułam prawdziwy powiew wolności.
Skierowaliśmy się do wyjścia, gdzie na baczność stało dwóch mężczyzn. Zaczęłam się im przyglądać, ale oni zachowywali się tak, jakbym była powietrzem.
– Oni zawsze stoją tak sztywno jak pionki?
Mężczyzna o blond czuprynie szeroko się uśmiechnął.
– Skoro pałac Buckingham ma własnych strażników, dlaczego stary Thomas nie może posiadać swoich? – zażartował.
– Dziwi mnie to wszystko. I przeraża...
Nawet nie spostrzegłam, kiedy dotarliśmy do srebrnego samochodu mężczyzny. Dopiero kiedy otworzył drzwi pasażera, zdałam sobie sprawę, że chce mnie stąd zabrać.
Ale nie ufałam mu.
Nie ufałam także Mattowi.
Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Właśnie otworzyła się przede mną jedna z furtek, ale ja zamknęłam ją z impetem.
– Co robisz? – zapytał szczerze zaskoczony mężczyzna.
– Nie jadę z tobą. Chcę jechać taksówką – odparłam. – Bądź tak miły i wezwij mi kierowcę.
– Ale ja mogę cię podwieźć...
– Tylko że ja nie chcę – odparłam stanowczo.
– Dobrze – zgodził się mój rozmówca. Wyciągnął z kieszeni białych spodni telefon i zaczął szukać numeru.
Miałam okazję przyjrzeć się jego strojowi, który przypominał medyczny uniform. Materiał połyskiwał w słońcu. Craig nagle zmierzył mnie uważnym wzrokiem, po czym podał adres.
– Załatwione – prychnął, chowając telefon do kieszeni spodni.
– Jak mam otworzyć bramę? – zapytałam, z lekkim przerażeniem wpatrując się na masywne, metalowe skrzydła.
– Za chwilę sama się otworzy. Zaczekam tu z tobą do momentu przyjazdu taksówki – odparł przyjaźnie.
– Panie Craig, proszę się nie kłopotać... – Zaczęłam budować jakieś sensowne zdanie, ale go nie dokończyłam. Zobaczyłam, jak zmarszczki pod oczami mężczyzny pogłębiają się, a gdy powiodłam wzrokiem kilka centymetrów niżej, dostrzegłam szeroki uśmiech.
– Panie Craig? – zapytał rozbawiony.
– Tak się nazywasz, prawda?
– Nie. To moje imię. Przepraszam, moje przeoczenie. – Wysunął do mnie dłoń, starając się trzymać uśmiech na wodzy, i wycedził: – Craig Davis. Doktor medycyny. Fałszywy kupiec twojego domu, Emilio.
Nie podałam mu ręki. Wcale nie czułam się dziwnie po tym, jak pomyliłam jego nazwisko z imieniem. To nie było istotne. Meritum całej sprawy stanowił Matt i jego tajemnice.
– Rozumiem, że jesteś na mnie zła. Sam byłbym wściekły na twoim miejscu, ale wierzę – mówiąc to, złapał się za miejsce, gdzie biło serce – naprawdę wierzę, że zaczniemy naszą znajomość od nowa. Po raz trzeci i ostatni, jak przystało na uśmiechnięte osoby.
Nie musiałam odpowiadać, odgłos nadjeżdżającego samochodu uwolnił mnie od tego wyzwania. Bo udzielenie odpowiedzi byłoby prawdziwym wyzwaniem. Czarny samochód zaparkował nieopodal bramy, a jej masywne skrzydła powoli zaczęły się otwierać.
– Dziękuję, Craig. Rozważę twoją propozycję – wycedziłam oschle, otworzyłam drzwi samochodu i usiadłam wygodnie na tylnej kanapie. Mężczyzna zamknął je, wpatrując się w moją twarz. Była to niezręczna chwila, ale bardziej niezręczna wydawała się nieznajomość mojego adresu zamieszkania.
– Już podaję! – wykrzyknęłam do taksówkarza, czując, jak rumieńce wstydu oblały moją twarz. Szybko zaczęłam wyszukiwać SMS-a wysłanego Agnieszce, tego z adresem Matta. – Już mam! – odparłam i zaczęłam czytać. Uśmiechnęłam się delikatnie, powoli zaczynając wątpić, że ten dzień był realny.
Być może wciąż śnię i nie mogę się obudzić?
Nie chciałam takich snów. Wolałam zanurzać się we wspaniałych momentach, bo życie było samo w sobie zbyt smutne, by jeszcze we śnie nawiedzały mnie koszmary.
Podróż taksówką dłużyła się w nieskończoność. Przymykałam powieki, nie chcąc spoglądać w jaskrawe promienie słońca, które powodowały, że kąciki moich oczu napełniały się łzami.
Kiedy taksówka zatrzymała się na podjeździe przed domem, zdałam sobie sprawę, że mój koszmar się nie skończył. Nie miałam przy sobie pieniędzy. Moje serce nerwowo załomotało, a dłonie zaczęły delikatnie dygotać.
– Proszę zaczekać. Pójdę tylko po portfel – wydukałam, czując się jak kompletna idiotka.
Byłam na siebie zła, że nie pozwoliłam Craigowi podwieźć się do domu. To zapewniłoby mi mniej kłopotów, a teraz, kiedy wyszłam z samochodu, modliłam się, by odnaleźć klucze pod wycieraczką. Czułam narastające mdłości. Ten dzień był koszmarem.
Wstrzymałam na chwilę oddech i złapałam za klamkę. Ku mojemu zdziwieniu – drzwi się otworzyły. A ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu – tuż za nimi napotkałam najbardziej niebieskie oczy, jakie istniały na tej planecie.
– Matt?! – Zadrżałam. Z jednej strony czułam, że mu na mnie zależało, bo przyjechał ze mną porozmawiać, z drugiej – bałam się tego, co się między nami wydarzy.
– Zapłaciłaś kierowcy? – zapytał chłodnym tonem, a ja zaprzeczyłam głową. Ominął mnie, a kiedy odwróciłam się, by na niego spojrzeć, zobaczyłam, jak płacił taksówkarzowi. Poczułam się z tym źle. Nie chciałam być utrzymanką. Nie tak miało wyglądać moje życie.
Odgłos odpalanego silnika taksówki na chwilę zagłuszył moje myśli. Matt wszedł do domu i cicho zamknął za sobą drzwi. Bezszelestnie przeszedł obok mnie i usiadł na kanapie w salonie. Spakowana walizka wciąż stała pod ścianą, jakby czekała na moją decyzję. Usiadłam na krześle niedaleko sofy.
Odważyłam się spojrzeć na jego twarz, skupioną i poważną. Zamyśloną do granic możliwości. Sądziłam, że nawet nie zauważył, jak silnie wbijałam w niego spojrzenie, wywiercając mu w policzku dziurę.
– Nie chcę, byś za mnie płacił – przerwałam tę niezręczną ciszę.
Matt spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jakby dogłębnie analizował każdą wymówioną przeze mnie literę.
– To był drobiazg. Postąpiłem niegrzecznie, zastawiając cię samą w firmie.
Postąpiłem niegrzecznie – te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie. Śmieszyły mnie i mocno irytowały. Ciekawe, jak wytłumaczy zakup domu i fakt, że wszystko przede mną ukrywał. Też powie, że postąpił niegrzecznie?
– Poradziłabym sobie. Następnie nasłałeś na mnie doktorka, który niemal umarł ze wstydu, kiedy powiedziałam mu, że wiem, kim jest.
Matt podniósł lewą brew. Zapewne czekał na rozpętanie burzy, ale ja postanowiłam dać mu szansę na wytłumaczenie. Jego wargi lekko drgały, lecz usta wypuściły z siebie tylko ciszę.
Westchnęłam zniecierpliwiona, wpatrując się w jego oczy. Uniósł podbródek i nasze spojrzenia spotkały się, choć dzieliła je spora odległość.
– Emi... – zaczął niepewnie. – Kupiłem ten dom w twoje urodziny, kiedy tylko powiedziałaś mi, że zostałaś zmuszona go sprzedać. Chciałem go wyremontować i dobudować piętro z salonem. To miała być niespodzianka na kiedyś.
– Na kiedyś – powtórzyłam złowrogo.
– Tak.
– Dużo masz jeszcze takich niespodzianek na kiedyś? – zapytałam uszczypliwie.
– Nie. Wiesz już o wszystkich.
Z twarzy Matta emanował smutek, z głosu przebijało rozgoryczenie.
– Nie wiesz jeszcze tylko, jak wygląda elektrostymulacja, ale nie należy ona do ciekawych widoków. To ból, pot, a czasami nawet łzy – zaczął mówić na temat, który bardzo mnie ciekawił.
– Chcę ją zobaczyć.
– Nie, Emi – postanowił twardo.
– Nie rozumiem cię, Matt. Kiedy jestem daleko, obiecujesz, że wprowadzisz mnie do swojego świata. Sprawiasz, że ci wierzę. A kiedy znajdujemy się blisko, tak jak teraz, odnoszę wrażenie, że próbujesz się mnie pozbyć. Unikasz mnie. Odpychasz od siebie. Cały tydzień karmiłeś mnie ciszą. Jedynie wieczorami pokazywałeś, że ci na mnie zależy. Ale fizyczność to za mało. Taki związek nie ma przyszłości.
– Boję się, że mnie odepchniesz – wycedził stłumionym głosem, po czym wstał z kanapy i bez słowa wyszedł. Wiedziałam, że był za ścianą... Ale znowu to robił. Znowu zostawiał mnie samą, bez udzielenia odpowiedzi.
Kiedyś byłam uparta... Moje dramaty wyparły tę cechę na rzecz lęku i wycofania. Dzisiaj postanowiłam jednak pozostać konsekwentna, dlatego poszłam za nim i śledziłam wzrokiem jego twarz. Musiałam poznać całą prawdę. Całą.
– Matt, jeśli mamy być razem, chcę szczerości, a nie twojej protekcji.
Spojrzał na mnie oczami pełnymi gęstej mgły.
– Twoje uczestnictwo nie należy do mojej decyzji. Zgodę muszą wyrazić James i Craig. Tylko pamiętaj, Emi, ostrzegałem cię. – Westchnął ciężko, po czym przeczesał palcami włosy. Każdy jego ruch był gwałtowny, zbyt nerwowy. – Ten widok, zostanie z tobą do końca życia. A ja nie chcę, byś cierpiała, widząc, jak słabnę. Zachowuję się, jakbym konał, a później niszczę wszystko, co stoi na mojej drodze. Wtedy wszystko jest przeszkodą.
– Dlaczego to robisz?
– Wzbiera we mnie złość, wciąż czuję ból i próbuję go wyrzucić ze swojego wnętrza.
– Rozumiem, Matt. Każdy z nas inaczej radzi sobie z emocjami. Ja złość odreagowywałam ciszą. – Westchnęłam głęboko i postanowiłam zadać kolejne pytanie. – Powiedz mi teraz, dlaczego kupiłeś mój dom. – Zachowywałam się jak na prawdziwym przesłuchaniu, ale musiałam dowiedzieć się wszystkiego.
Thomas był ze mną, kiedy oddawałam klucze, i dobrze się bawił, widząc tę ustawkę z Craigiem w roli głównej. To było podłe.
– Emi, to była spontaniczna decyzja. Kiedy powiedziałaś, że musisz sprzedać dom, pomysł jego kupna zrodził się w mojej głowie natychmiast. Bałem się, że ktoś mnie wyprzedzi, ale los okazał się dla mnie łaskawy. Twoja oferta czekała na mnie, czułem to. Na mnie – powtórzył. – Kupiłem go z myślą o gruntownym remoncie i powiększeniu. Pomyślałem, że wiosną zasadzimy tam jabłonki i lawendę. Dużo lawendy... Zawsze chciałem mieć coś swojego, ale nigdy nie miałem dostatecznej motywacji. Teraz mam. Mam ciebie. – Spojrzał na mnie wzrokiem, który przenikał mnie na wskroś i wywoływał dreszcze. To było takie prawdziwe.