Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jego obietnica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 lutego 2022
Ebook
33,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jego obietnica - ebook

Sara Mróz uczyniła z rozmów kwalifikacyjnych prawdziwy sport. Uwielbiała je. Były dla niej źródłem wiedzy o ludziach i czystą rozrywką. Brylowała na nich i to ona je prowadziła, a nie jej potencjalni pracodawcy. Jednak tym razem po raz pierwszy szła na rozmowę zdesperowana. Pragnęła otrzymać pracę.

Nie była już tą samą dziennikarką ubóstwiającą pisać. Teraz nosiła w sercu ranę, która odebrała jej radość z wykonywania zawodu. Musiała opuścić Warszawę i uciekać z podkulonym ogonem, mając nadzieję, że pewna sprawa przycichnie.

Kobieta wraca w rodzinne strony i planuje zacząć życie od nowa. Na jej drodze staje tajemniczy mężczyzna z blizną. Ich pierwsze, przypadkowe spotkania nie należą do przyjemnych. Oboje podchodzą do siebie z dystansem oraz nieufnością. Sara dowiaduje się, że nieznajomy to Mikołaj Strzelecki, architekt, z którym musi przeprowadzić wywiad.

Kiedy Mikołaj jej odmawia, a kilka godzin później czeka na nią pod redakcją, kobieta zaczyna rozumieć, że skrywa on równie wiele tajemnic co ona.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8178-869-4
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W trakcie swojego krótkiego życia byłam na czternastu rozmowach kwalifikacyjnych. Pierwszym dwóm towarzyszyły ogromny stres i strach. Od trzeciej czułam jedynie podekscytowanie. Nakręcała mnie myśl o poznaniu nowej osoby.

Miałam gdzieś sztywne reguły.

Potrzebowałam kilku minut, by przejąć rolę rekrutera. Ciekawość wyprzedzała dobre wychowanie, liczył się tylko kontakt z nową osobą.

Nowe wyzwanie. Nowe emocje do uchwycenia i zapamiętania.

Moi potencjalni pracodawcy kończyli spotkania rekrutacyjne z otwartymi ustami. Potrafiłam zdominować rozmowę, choć to nie ja siedziałam w fotelu szefa. Sama do końca nie rozumiałam, skąd brała się moja śmiałość. Nie miało to większego znaczenia.

Dzięki tym doświadczeniom nauczyłam się, że ludzie są różni.

Niektórzy byli jak matrioszka: trzeba było zdjąć kilkanaście warstw, by dotrzeć do prawdy. To wymagające i pracochłonne zadanie, ale opłacało się. Inni byli dokładnie tacy, na jakich wyglądali. Ich charakter określała pełniona przez nich rola społeczna. Albo coś innego, czego się trzymali – tytuł przed nazwiskiem, status związku czy liczba zer na koncie. Wystarczyła krótka chwila we wspólnym towarzystwie, by zrozumieć, co kryje się w ich wnętrzu. To nie było złe. Każdy miał swój sposób na radzenie sobie z życiem. A ja nie oceniałam. Obserwowałam. Czytałam ludzi bez najmniejszych problemów.

Jednak pewnego dnia umiejętność, która otwierała drzwi i serca, obróciła się przeciwko mnie. Trzy tysiące sto dwadzieścia wyrazów i jeden reportaż później nic nie było już takie samo. Przekonałam się na własnej skórze, że słowa nigdy nie są tylko słowami. Zanim jednak zdążyłam to w pełni zrozumieć, było za późno. Kiedy dopadły mnie konsekwencje, strach wypełnił i pochłonął moją radość pisania, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie. W jednej chwili straciłam jakąkolwiek szansę na pracę w zawodzie w Warszawie.

I oto jestem, z debetem na koncie i ze sporą luką w CV.

Przez moment, gdy wspomnienia napływają, czuję, jak gniew rozpala moją twarz. Szybko jednak biorę się w garść, nie pozwalając sobie na smutek.

Nie dziś. Nie teraz.

Szykując się na piętnastą rozmowę, po raz pierwszy wpadam w panikę. Nie czuję radości. Jest tylko niepewność. I mnóstwo wątpliwości. Wiem, że tym razem nie będę zadawać pytań. To ja będę odpowiadać. Może trochę kłamać. Wszystko, byle zdobyć pracę.

Krytycznie przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Dłonią wygładzam dół ulubionej białej sukienki z muślinu. Dobrałam do niej klasyczne kremowe szpilki, które stapiają się ze skórą. Nie chcę wyglądać zbyt ekstrawagancko, ale ten prosty strój wydaje się zbyt nijaki. Z drugiej strony to powinno wystarczyć. Nie staram się przecież o pracę w prestiżowym magazynie, a w lokalnej gazecie, w Tomaszowie Lubelskim. W mieście, do którego planowałam wracać jedynie na urlopy i święta. Jedna decyzja sprawiła, że to niewielkie, senne miasteczko na Lubelszczyźnie ma stać się moim azylem, choć traktuję to bardziej jak zesłanie. Wzdycham i odpuszczam użalanie się nad sobą. Trzeba grać takimi kartami, jakie rozdaje życie.

Chcę oderwać się od ponurych myśli, dlatego sięgam po telefon i wybieram numer przyjaciółki. Dominika odbiera po trzecim sygnale.

– Myślałam, że tam, gdzie teraz jesteś, nie ma zasięgu.

– Ten twój wredny, paskudny charakter kiedyś się na tobie zemści! – Opadam na łóżko, uważając, by nie pognieść sukienki. – Co słychać w wielkim mieście?

– Beznadziejnie. Warszawa bez ciebie nie ma żadnych zalet.

Uśmiecham się, słysząc jej słowa, chociaż wiem, że mówi tak, bym poczuła się lepiej.

Poznałyśmy się na pierwszym roku studiów. Dość szybko się okazało, że tworzymy udany duet. Przy Dominice nie sposób było się nudzić. Dawałyśmy sobie to, co liczyło się dla nas najbardziej – wsparcie, dobre słowo i motywację do ciągłego rozwoju. Poza tym łączyło nas zamiłowanie do wina i jedzenia. Okres wspólnego mieszkania wspominam jako przepełniony zapachem cząbru, tymianku i bazylii oraz innych świeżych ziół, które Dominika ustawiała w kuchni na każdej wolnej przestrzeni.

– A co w pracy? – pytam.

Jestem stuprocentowo pewna, że wywraca oczami.

– Bez zmian. Znoszę humory Maryli i jej wieczne niezadowolenie z tego, co zrobię. Już to mówiłam, ale powinna się z kimś przespać. Zobaczysz, przyjdzie taki dzień, że naprawdę nie wytrzymam i ją zabiję!

– Daj znać, kiedy planujesz zabójstwo. Pomogę ci w stworzeniu alibi.

– Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz. Ale koniec z gadaniem o mnie. Zestresowana?

Przez chwilę milczę. Ostatnio wszystko w moim życiu dzieje się tak szybko, że przestaję nadążać. Rozeznanie się w uczuciach sprawia trudność, tym bardziej że blokuję wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy. Nie wiem, czy przez obojętność, którą sobie wypracowałam, przebija cokolwiek prócz paniki. Z zamyślenia wyrywa mnie głos Dominiki.

– Sara, jesteś tam?

– Mhm – mruczę. – Jestem. Daję radę, ale mam wrażenie, że ta cała sprawa ze zmianą pracy i pobytem w domu nie jest… realna.

Teraz to ona milczy dłuższą chwilę.

– Posłuchaj, nie chciałam o to pytać, ale... czy… Słowiński odzywał się do ciebie?

Wstrzymuję oddech, gdy słyszę znajome nazwisko. Obracam je w myślach przez trzy sekundy i wyrzucam z głowy. Nie pozwolę, by cokolwiek popsuło mój humor, a na pewno nie jakiś warszawski dupek.

– Nie odzywał – odpowiadam i bronię się przed dalszym przesłuchaniem, pytając przyjaciółkę o tysiąc spraw, które kiedyś były częścią mojego życia w stolicy. O cokolwiek, byle odsunąć niewygodne myśli.

Rozmawiamy jeszcze dobrych piętnaście minut, aż w końcu zerkam na zegarek. Zostało pół godziny do rozmowy kwalifikacyjnej. Do redakcji mam raptem pięć minut jazdy, ale wolę być wcześniej. Kończę rozmowę, a następnie zbiegam do wyjścia.

Cieszę się, że jestem sama w domu. Dzięki temu mogę uniknąć niezręcznych słów zachęty rodziców, którzy, mimo że cieszą się z mojej obecności, są też zaniepokojeni. Nie mają pojęcia, dlaczego wróciłam, a ja jeszcze nie jestem gotowa, by podzielić się prawdziwym powodem. Może nigdy nie będę. Ale teraz mam zadanie do wykonania, którego nie mogę odpuścić. Ta praca musi być moja. Potrzebuję pieniędzy, a jeśli nie uda mi się zatrudnić w jednym z dwóch lokalnych mediów w okolicy, w najlepszym wypadku zostanę kelnerką. Rynek pracy w małych miasteczkach nie daje wielu możliwości, chyba że przerzucę się na branżę kosmetyczną. Wśród moich koleżanek nie brakowało chętnych na wachlarz sztucznych rzęs, nie mówiąc już o nowych pazurkach minimum raz na dwa tygodnie. Moje umiejętności ograniczały się jednak do nałożenia równej warstwy odżywki na paznokcie, więc obawiam się, że muszę się postarać na dzisiejszym spotkaniu.

Tak czy siak, na mnie już czas.

Przed wyjściem z domu chwytam kremowy żakiet z szafy. Na dworze panuje pierwszy czerwcowy upał, ale wolę zakryć nagie ramiona. Nie mam pojęcia, kim jest redaktor naczelna tygodnika. Być może to starsza pani, która wolałaby, żebym do pracy przychodziła w garsonkach? Normalnie poświęciłabym kilka minut, by poznać życiorys potencjalnego szefa. Ale teraz… nie jestem tą Sarą co kiedyś. Moja iskra zagubiła się po drodze i przestałam walczyć o to, by ją odnaleźć. Tego jednak ta kobieta nie musi wiedzieć. Przez kilka minut muszę udawać dawną Sarę – dociekliwą, entuzjastycznie nastawioną do świata dziennikarkę pracującą na swój sukces i mającą jakieś ambicje.

Ha, ha, co za kłamstwo – śmieję się w duchu i wsiadam do auta.

Znam każdy zakamarek miasta na pamięć, więc drogę na obrzeża, gdzie mieści się redakcja, pokonuję mechanicznie. Zwalniam i zatrzymuję się przed przejściami dla pieszych i na światłach, przez co mam czas, by obserwować mijany krajobraz. Tak dawno mnie tu nie było, że dopiero teraz zauważam subtelne zmiany. Odnowione kamienice, kilka szklanych biurowców, które wyrosły w miejscu dawnych ruder, i nowe centrum handlowe – słyszałam o tym wszystkim przez telefon od rodziców, ale odbierałam to jako informacje o miejscu, które traktowałam jak przeszłość. Nie interesowały mnie nowinki o rewitalizacji parku czy śródmieścia. Cieszyłam się, że miasto się rozwija, chociaż wiedziałam, że jest to ślimacze tempo w porównaniu ze stolicą. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że Warszawa każdego może przeżuć i wypluć bez sentymentów. Zanim zdążę na nowo powrócić do rozmyślań o wcześniejszym życiu, docieram na miejsce.

Parking przed niewielkim biurowcem zieje pustką. Co za miła niespodzianka. Rzucam ostatnie spojrzenie w lusterko, ale szybko odwracam wzrok, dostrzegając zagubienie w niebieskich tęczówkach. Nie ociągając się, wysiadam z samochodu.

Biurowiec wygląda na nowy – powierzchnie z białego kamienia przeplata drewno. Na parterze nie spotykam żywej duszy, więc wspinam się od razu na pierwsze piętro. Sukienka szybko zaczyna kleić się do pleców – widocznie klimatyzacja nie działa, a przeszklone, sięgające podłogi okna na korytarzu są zamknięte. Rozglądam się, szukając wskazówek, gdzie znajduje się redakcja, ale na białych ścianach wisi jedynie instrukcja przeciwpożarowa. Pukam do pierwszych lepszych drzwi.

– Dzień dobry, byłam umówiona na rozmowę kwalifikacyjną do gazety.

– Drzwi na prawo, koniec korytarza – recytuje kobieta, nie odrywając wzroku od komputera.

Ach ta małomiasteczkowa uprzejmość.

Wycofuję się na korytarz i zmierzam we wskazanym kierunku. Poprawiam szybko włosy, które zaczęły lepić się do czoła, i wchodzę do środka. Nie mam czasu na reakcję. Zza biurka dosłownie wyskakuje uśmiechnięta blondynka.

– Pani Sara? Zapraszam! – Ściska mocno moją dłoń.

Uśmiecham się, starając się patrzeć jej prosto w oczy. Kobieta wskazuje na krzesło po drugiej stronie mebla. Zwracam uwagę na wymyślne, fioletowe szpilki, które założyła do dziewczęcej wzorzystej sukienki.

Luzara – notuję w głowie, starając się, by nie zauważyła, że się przyglądam. Wydaje się kilka lat starsza ode mnie, choć nie mam pewności. Poprawiam się na siedzeniu, ignorując strużki potu na dłoniach.

– Przepraszam, ale wysiadła klimatyzacja i trudno tu dziś wytrzymać. – Najwyraźniej czyta w moich myślach.

– Nie szkodzi.

Jej baczne spojrzenie mnie dezorientuje. Po raz pierwszy od dawna nie wiem co mówić i robić. Czuję się zmęczona i przytłoczona, jednak przyklejam uśmiech do twarzy.

– Nie będę trzymać pani długo w tej saunie, więc przejdę do konkretów. Ma pani imponujące CV. – Pozwala tym słowom zawisnąć w ciszy, a ja uśmiecham się nieśmiało. Komplementy zawsze mnie krępowały. – Teksty, które dostałam, również są świetne i widać, że ma pani talent.

– Ale? Bo czuję, że jest tu jakieś ale – rzucam żartobliwie, choć w środku zaczynam odczuwać panikę.

– To nie jest ale. Po prostu… – Urywa i przez chwilę jej uwagę odciąga wibrujący na biurku telefon, który szybko wycisza.

No dalej, zapytaj mnie o to. Miejmy to za sobą.

– Zastanawia mnie, dlaczego dziewczyna, która pracowała w kilku warszawskich agencjach reklamowych i w znanym tygodniku, chce pisać dla lokalnej gazety, którą czyta nieco ponad tysiąc czytelników, i to w najlepszym wypadku?

Uśmiecham się krzywo i robię minę w stylu „To dość banalna historia, nic, o czym warto rozmawiać”.

– Pomyślałam, że fajnie będzie pracować w mieście, gdzie za podcięcie końcówek u fryzjera nie płacę stówki, a wybór restauracji, w których mogę coś przekąsić, zawęża się do sześciu miejsc. – Wzruszam ramionami. Liczę na to, że mój żart ją zadowoli.

– Ma pani pokręcone poczucie humoru, podoba mi się – oznajmia, wachlując się plikiem kartek. – Martwię się jednak, że szybko znudzi się pani ten ograniczony wybór i brak tych wszystkich atrakcji, jakie oferują metropolie. Czy to chwilowa zachcianka?

Wypuszczam powietrze. Ćwiczyłam tę kwestię przez ostatnie dni, więc wiem, jaką półprawdę mogę sprzedać.

– Z powodów osobistych musiałam zrezygnować z życia w Warszawie. Wróciłam, ale nie chcę tracić kontaktu z zawodem, dlatego zależy mi na pracy w gazecie. A co do nakładu i prestiżu… zadaniem dziennikarza jest informować i odkrywać prawdę dla czytelnika, bez względu na to, czy będzie to jedna osoba, czy kilkanaście tysięcy. – Mój głos załamuje się na ostatnim zdaniu, ale udaję, że to wina chrypki.

Opieram się na krześle i patrzę jej prosto w oczy. Dałam jedyne, co mogłam. Teraz jej ruch.

– Rozumiem. Cóż, tak naprawdę nie musi się pani tłumaczyć ze swoich motywów. Jestem przesadnie ciekawska, co mój mąż nazywa, po imieniu, wścibstwem. – Przewraca oczami i machnięciem ręki daje znak, że nie zgadza się z opinią swojej drugiej połówki, na co szczerze się uśmiecham. Chyba się polubimy. – Znam pani umiejętności. Teraz interesuje mnie jedynie to, czy chciałaby pani do naszej redakcji dołączyć. Nie wiem, czy się pani orientuje, w jakiej kondycji jest tygodnik, ale staram się go trochę rozruszać. Liczę, że mi pani w tym pomoże. Cóż, zapraszam do zespołu. Wynagrodzenie mamy skromne, w porównaniu do Warszawy… – Urywa i podsuwa mi bloczek samoprzylepnych żółtych karteczek, na których widnieje propozycja.

Rzucam szybko okiem na podaną sumę i robię kalkulację w głowie. To więcej niż się spodziewałam. Pensja dziennikarza nigdy nie wygląda zbyt imponująco, chyba że łapie się kilka srok za ogon i pisze teksty sponsorowane. Życie w niewielkim mieście nie jest tak drogie jak w Warszawie, więc propozycja wydaje się i tak hojna.

– W takim razie kiedy mogę zacząć? – pytam rzeczowo, choć tak naprawdę mam ochotę skakać z radości.

– Najlepiej od jutra.

– O której mam być?

– Zaczynamy o ósmej. Przygotuję na jutro umowę, więc rano załatwimy wszystkie formalności związane z papierami – wyjaśnia, a ja potakuję i szykuję się do wyjścia. – Aha. I od teraz mów mi Marta. Nie jestem aż taka stara, na jaką wyglądam.

Parskam śmiechem i po wymianie pożegnalnych uścisków wychodzę z budynku. Samochód zdążył nagrzać się od słońca, więc zostawiam drzwi otwarte. Przez moment siedzę i gapię się na przednią szybę. Adrenalina i napięcie powoli opuszczają moje ciało, nie zauważam nawet, że płaczę, dopóki mokra plama z łez nie przylepia sukienki do nagich ud. Emocje ostatnich miesięcy znajdują w końcu szczelinę w tamie, a ja przestaję walczyć z ich hamowaniem.

Płaczę, bo zdobycie tej posady oznacza, że naprawdę nie wracam do Warszawy. Płaczę, bo nie pozwalałam sobie na okazywanie smutku i żalu w ostatnich miesiącach. Ten moment, gdy emocje przejmują kontrolę, trwa minuty, ale w końcu mija, a ja czuję się inaczej. Nie jestem znów szczęśliwa, jednak przez ułamek sekundy dopada mnie dziwne uczucie, które jest nieuchwytne i trudne do zdefiniowania. To zaledwie przebłysk myśli, drgnienie. Coś na kształt nadziei. Przez krótką chwilę czuję, że jeszcze będzie dobrze. Nie dziś. Ale kiedyś na pewno.

Odpalam samochód i otwieram wszystkie szyby, rezygnując z klimatyzacji. Wyciszam też radio. Chcę wsłuchać się w odgłosy miasta. Poczuć jego zapach. Może to pomyślnie zakończona rozmowa kwalifikacyjna, a może prawdziwie wakacyjna pogoda sprawia, że wpadam w wesoły nastrój i po raz pierwszy od dawna czuję, że mogę swobodnie oddychać.

Wjeżdżam na pełnym gazie na krajową siedemnastkę, która dzieli miasto na pół. Uśmiecham się do innych kierowców, łapiąc ich zainteresowane spojrzenia. Pędzę ulicami, pozwalając, by wiatr szarpał moje długie włosy. Docieram do domu szybciej, niż powinnam, ale wciąż jestem sama, więc postanawiam zadzwonić do Dominiki.

– Mam tę robotę!

Pisk. Ogłuszający, radosny pisk przyjaciółki sprawia, że znów się uśmiecham.

– Wiedziałam, że tak będzie! – mówi, gdy w końcu przestaje krzyczeć do słuchawki.

– Myślałam, że będziesz mniej zadowolona, że tym samym oficjalnie nie wracam do Warszawy – marudzę, chociaż obie wiemy, że tak będzie dla mnie lepiej.

– Już wynajęłam twój pokój, więc tak jakby...

– Co? Nie ma mnie tam od miesiąca, a ty już kogoś znalazłaś na moje miejsce?!

– Uwielbiam, kiedy się wkurzasz.

– Jędza!

– Ale i tak mnie kochasz – sapie do telefonu.

– I codziennie się zastanawiam za co. – Odbijam piłeczkę. – Hej, czy ty biegasz? Myślałam, że jesteś jeszcze w pracy.

– Bo jestem, ale Maryla… ta wredna suka kazała mi zanieść materiały na dwunaste piętro, by je wydrukować, a zepsuła się winda, więc… – W słuchawce słyszę głośny oddech.

– Wasze biuro znajduje się na dziesiątym piętrze. To tylko dwa piętra, a sapiesz jak pies w upalny dzień – dokuczam jej, odgrywając się za kłamstwo o nowym lokatorze.

– No cóż, opłakiwałam twój wyjazd, zajadając się pizzą i lodami. Możliwe, że trochę pogorszyła mi się kondycja – przyznaje, starając się wpędzić mnie w poczucie winy.

– Dobra, dobra…

– Zmieniając temat, powinnaś dziś wyjść do jakiegoś baru i uczcić nową pracę!

Wciąż nie weszłam do domu, więc siadam na huśtawce w ogrodzie i lekko się kołyszę.

– Zdajesz sobie sprawę, jaką sensację wywołałby w tym mieście widok samotnej dziewczyny, która pije w barze alkohol bez towarzystwa?

Dominika chichocze.

– Na pewno przesadzasz. Po pierwsze, od kiedy obchodzi cię opinia innych? Poza tym jeśli będziesz sama, szybciej przysiądzie się jakiś przystojniak, z którym…

– Hola, hola! – przerywam, bo nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierza ta rozmowa. – Czy pamiętasz, jak jakiś czas temu wspominałam raz, dwa albo… czy ja wiem, sto razy, że chcę poukładać swoje życie, zanim pozwolę komuś w nim mieszać?

– Pamiętam doskonale, to było jak zdarta płyta. Tylko, skarbie, nie myślałaś wtedy jasno. Byłaś rozgoryczona, piłaś dużo wina i nie wiedziałaś, co mówisz. Nie możesz rezygnować z facetów. W porządku, nie wiąż się z żadnym na stałe, ale seks… – Ścisza głos.

Jest w biurze, więc dziwię się, że ma czas rozmawiać. Pełni rolę osobistej asystentki szefowej działu urody w popularnym miesięczniku. W dużej mierze robi całą czarną robotę, którą Maryla dosłownie ją zawala. Harówkę wynagradzają jej wypłata na czas i darmowe próbki kosmetyków, które kiedyś zalegały w każdym kącie wspólnej łazienki.

– Cóż, dziękuję, że troszczysz się o tę sferę mojego życia, ale uwierz, większa przerwa na pewno dobrze mi zrobi. – Odpycham się mocniej, rozpędzając huśtawkę.

– Twoja przerwa już jest za długa. Nawet nie wiem, czy to można nazwać przerwą. Od czego chcesz odpoczywać? Dobrze to może zrobić ci mały romans. Zapomnisz o…

– Słuchaj, muszę kończyć, kocham cię, pa! – Rozłączam się, nie dając jej dojść do słowa.

Nigdy więcej nie chcę wracać do tego, co wydarzyło się w Warszawie. Nie pozwolę, by mój mały sukces przyćmiły wspomnienia o pewnym warszawskim biznesmenie. Facet może i sprawił, że straciłam zaufanie do mężczyzn, jednak będę walczyć o to, by przeszłość w końcu przestała mnie zadręczać. Kiedyś miałam plany, ale zawsze mogę stworzyć nowe, prawda? A w tym momencie chcę od życia więcej. Chcę na nowo je polubić. Jestem wolna. Poza tym… Dominika doskonale wie, że gdyby pojawił się ktoś odpowiedni, zmieniłabym odstraszającą gadkę w jednej chwili. Ale teraz? To bez znaczenia.

Wychylam się maksymalnie do tyłu i zeskakuję z huśtawki, lecąc przez sekundę w powietrzu, po czym ląduję w miękkiej trawie. Wolna.ROZDZIAŁ TRZECI

Pierwszego dnia nowej pracy budzi mnie własny krzyk. Od dłuższego czasu przesypiałam noce bez snów, ale tym razem przeżywam stały koszmar na nowo. Rozkopuję kołdrę wokół siebie. Jest duszno i gorąco. Dłuższą chwilę zajmuje mi zrozumienie, że już nie śnię. Ciało jest napięte i gotowe do ucieczki, a przerażenie wciąż zaciska swoje szpony na piersi.

Dopiero po kilku minutach strach opuszcza moje ciało. Nie ruszam się z miejsca, pozwalając, by ciemność rozproszyła się powoli i do końca. Dopiero wtedy, gdy resztki snu opuszczają moją świadomość, wstaję z łóżka. Patrzę na drzwi pokoju i odliczam sekundy, aż usłyszę pukanie.

– To tylko zły sen – mamroczę przepraszająco, kiedy do pokoju wchodzi tato.

Wiem, że zastanawia się, czy pytać o koszmar, czy zostawić mnie w spokoju. Przez ostatni miesiąc scenariusz powtórzył się już kilkukrotnie. Budziłam się z krzykiem, a chwilę później w drzwiach pojawiał się tato. Za każdym razem chciał się upewnić, że to tylko sen, nic więcej. Jego troska była krępująca i kojąca jednocześnie.

Ojciec nigdy nie był typem gaduły. Potrafił za to sprawić, że człowiek, z którym rozmawiał, czuł się zauważony. Poświęcał całą uwagę drugiej osobie, w taki sposób traktował również mnie. Już jako dziecko zadawałam mnóstwo pytań, a on nie lekceważył żadnego z nich.

Dociera do mnie, że choć nie chcę zwierzać się ze snów czy zmartwień, to cieszę się, że jestem jego córką. Przez ponad cztery lata, kiedy mieszkałam oddzielnie, udało mi się usamodzielnić i stworzyć własną przestrzeń. Jednak gdy w ciągu jednego dnia zniszczono wszystko, co sobie wypracowałam, przestałam czuć, że gdzieś należę. Pierwsza część dorosłego życia okazała się mydlaną bańką, która szybko pękła. Mój świat nie pasował do tego, w który mnie wrzucono. Otwartość, z jaką przyjechałam do stolicy, okazała się tak naprawdę naiwnością.

Jesteś taka łatwowierna. Głupia. Naiwna. Jego słowa brzęczą w mojej głowie jak trzmiel. Odganiam je, ale wciąż powracają. Potrzebuję kogoś, kto przypomni mi, że to, kim jestem, nie jest złe. Potrzebuję kogoś, kto da mi przestrzeń i wsparcie, kiedy będę zaczynać od nowa.

Tato przygląda się mojej twarzy, szukając odpowiedzi na przemilczane pytania. W końcu odpuszcza.

– Chcesz coś na śniadanie? Jajecznica? Omlet?

– Nie powinieneś dziś trochę pospać? – pytam, pamiętając, że dziś będzie pracował na drugą zmianę.

Wzrusza ramionami

– Już nie jestem śpiący, a poza tym pomyślałem, że przed pracą zdążę skosić trawnik. To co, omlet?

– Daj mi czas na szybki prysznic. Zaraz będę na dole.

Zamyka drzwi i słyszę, że schodzi po schodach. Budzik powinien zadzwonić dopiero za pół godziny, ale wiem, że i tak nie mogłabym już zasnąć.

Wpadam pod prysznic, by zmyć z siebie resztki nocy. Staram się zrobić wszystko w ekspresowym tempie. Samo suszenie długich, brązowych włosów zawsze zajmuje dobry kwadrans. Kiedy wychodzę z łazienki, czuję zapach karmelizowanych jabłek. Rezygnuję z ubierania się przed śniadaniem. Omlet taty mnie wzywa.

– Pachnie smakowicie – przyznaję, gdy schodzę do kuchni.

Mężczyzna, który powołał mnie na świat, uśmiecha się, a następnie podsuwa ogromny talerz. Siadamy naprzeciwko i jemy w ciszy, delektując się tym prostym, ale pysznym daniem. W powietrzu unosi się zapach cynamonu i kawy, która parzy się w ekspresie.

– Pierwszy dzień w nowej pracy, hmm?

Patrzę, jak nabija na widelec kolejny kawałek omleta i karmelizowanego jabłka.

– Redaktor naczelna wydaje się całkiem okej – mówię, nie przerywając jedzenia.

– To dobrze. Przyzwoity szef to ważna sprawa.

Krztuszę się, słysząc te słowa, ale udaję, że to przez jabłko. Nawet nie wiesz, jak ważna. Tato podsuwa sok pomarańczowy. Popijam, zyskując trochę czasu na doprowadzenie myśli do porządku.

– Zobaczymy, jak będzie. No wiesz, to początki… Będę musiała wyrobić jakiś rytm pracy.

Tato kiwa głową. Przyglądam się jego jasnym włosom, które zaczynają przybierać siwą barwę, a potem patrzę w błękitne oczy. Są takie jak moje. Przypominają topaz, choć kiedy jesteśmy wkurzeni, stają się niemal fioletowe. Właściwie, poza kolorem oczu, nie jesteśmy do siebie podobni. To po mamie odziedziczyłam ciemną barwę włosów, śmiech i figurę. Ojciec to wysoki człowiek z uroczym brzuszkiem, który pojawił się z wiekiem. Mama jest niska i drobna. Jak twierdzą rodzice, pod względem charakteru jestem mieszanką. Zazwyczaj jestem spokojna i cicha jak tato, ale gdy walczę o coś, na czym mi zależy, albo gdy coś mnie wkurzy, potrafię pokazać pazury i być nieprzewidywalna jak mama.

Uśmiecham się do swoich myśli. Dochodzi dopiero siódma rano, ale wyglądając przez okno, łatwo stwierdzić, że będzie to kolejny upalny dzień.

– Spotkałam wczoraj Gaję – przerywam ciszę. – Podobno ostatnio gorzej się czułeś.

Czekam na reakcję ojca. Przez dłuższą chwilę udaje, że jest zajęty jedzeniem, ale potrafię dostrzec, że moje słowa nieco go zdenerwowały.

– Ta kobieta ma za długi język.

– Więc to prawda? Masz problemy z sercem?

– Bez przesady, aż tak bym tego nie określił. Kilka skoków ciśnienia nie oznacza, że z moim sercem jest coś nie tak – obrusza się, choć przecież wcale go nie atakuję.

Jego reakcja pokazuje mi, że tak naprawdę martwi się tym ciśnieniem. Zamiatanie obaw pod dywan to nasza rodzinna specjalność. Nie okazujemy strachu, dopóki nas nie dopadnie na całego.

– Gaja twierdzi, że powinieneś pójść do szpitala na badania – dodaję, jakbym nie słyszała jego wcześniejszych tłumaczeń.

– Gaja nie ma pojęcia, o czym mówi.

– Przecież możesz zgłosić się na jeden dzień. Zrobiliby wszystkie badania i wysłali do domu.

– Pewnie, że mogę, ale nie chcę! A teraz dokończ śniadanie i zbieraj się do pracy, jeśli nie chcesz się spóźnić.

– Auć. Poczułam się właśnie jak mała dziewczynka, którą zawsze musiałeś siłą wyganiać do szkoły. – Rozładowuję napięcie żartem i ściskam swojego upartego ojca, po czym biegnę na górę.

Mam pół godziny, żeby się ubrać i pomalować. Zakładam białe spodenki i błękitną cienką koszulę z długimi rękawami, które podwijam. Jeśli w redakcji nie działa klimatyzacja, to nie ma sensu męczyć się w bardziej formalnym stroju. Może nikt nie wyrzuci mnie stamtąd za pokazanie kawałka nóg. Włosy związuję w luźny koczek. Szybko robię dzienny makijaż, stawiając na naturalność. Jedynym szaleństwem, na jakie sobie pozwalam, są pomarańczowe usta. Mam bzika na punkcie szminek i właściwie codziennie maluję się innym kolorem. Pięć minut i gotowe.

Przyglądam się swojemu odbiciu. Po odejściu z wcześniejszej pracy spędzałam całe dnie w dresach, nie wychylając się z mieszkania. Teraz jednak nie mogłam pozwolić sobie na to, by straszyć ludzi. Nie jestem fanką szpachlowania twarzy, ale lubię zabawę makijażem. Mimo że w środku czułam się odrobinę zagubiona, wygląd musiał maskować moje demony. Może w końcu sama uwierzę, że jestem tak silna i pewna siebie, na jaką wyglądam.

Do granatowej torby wrzucam notatnik, którego używałam od początków pracy. Zakładam balerinki, przygotowana na długi dzień na nogach, i wychodzę z domu. Przed odjazdem żegnam się z ojcem, który kręci się przy kosiarce.

– Nie ma jeszcze ósmej. Nie za wcześnie na koszenie?

– Mama się wścieknie, że ją zbudzę, ale co tam. – Szczerzy zęby w uśmiechu i macha na pożegnanie.

Wyjeżdżam na ulicę, słuchając ulubionej muzyki. Z głośników sączą się łagodne dźwięki LP – Other People, a ja staram się po prostu cieszyć kolejnym dniem.

Spoglądam na piórko zawieszone pod lusterkiem i dotykam go palcami. Od dołu jest ciemnoszafirowe. Wyżej przechodzi w morski błękit. Jest już nieco zakurzone i wyblakłe, ale nie potrafię się z nim rozstać. To mój osobisty talizman. Pamiątka z dzieciństwa i wspomnienie niedzielnych spacerów po parku. Przynosiło mi szczęście od dnia, w którym je znalazłam. Miałam cholerną nadzieję, że dziś znów tak będzie.

Szybko zajeżdżam przed redakcję. Ponownie przed budynkiem nie stoi zbyt wiele samochodów. Parkuję w cieniu. Wczesnym rankiem jest jeszcze chłodno, ale na błękitnym niebie nie dostrzegam nawet jednej chmurki. Po cichu liczę, że naprawiono klimatyzację.

Uff.

W środku wita mnie przyjemny chłód. Zdenerwowanie zaczyna domagać się uwagi, ale spycham je na tył głowy. Zza redakcyjnych drzwi dochodzą odgłosy sprzeczki. Wsuwam się do środka.

– Dzień dobry – witam się z szefową.

– Cześć, cześć.

Marta siedzi za małym biurkiem razem z jakimś mężczyzną. Facet ma rude, prawie pomarańczowe włosy i ubrany jest w odcienie brązu, przez co przypomina mi płonącą gałąź. Jego długie nogi wystają zza biurka naczelnej.

– Dzień dobry. – Nieznajomy podchodzi do mnie i wymieniamy uściski dłoni. – Nowa w zespole?

Kiwam głową. Mężczyzna wydaje się dużo starszy albo przynajmniej robi wrażenie o wiele starszego, zachowując się dość powściągliwie.

– Saro, to nasz grafik, Wiktor. Właśnie bierzemy się za ostatnie poprawki przy składaniu gazety. Zaraz się tobą zajmę i wszystko pokażę, tylko daj nam minutę – mówi Marta, wskazując mi ręką krzesło pod oknem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: