- nowość
- W empik go
Jesienne płomienie - ebook
Jesienne płomienie - ebook
Swieta właśnie odkryła, że jest boginią, ale do poznania siebie ma jeszcze długą drogę. Powoli zaczyna odkrywać swoje moce, w czym pomagają jej bóstwa z zamku Grodno. Jednak naukę przerywa pojawienie się nowego wroga, który za swój cel obiera śmiertelników. Do tego w jej życiu znowu pojawia się zagadkowy bóg snów – Drem.
Czy Swieta zdoła w końcu zapanować nad swoimi mocami? Czy młodej bogini i jej towarzyszom uda się pokonać wroga? Czego tak naprawdę chce Drem?
Przenieś się do fantastycznego świata zainspirowanego mitologią słowiańską pełnego nadprzyrodzonych istot i magii.
„Jesienne płomienie” to drugi tom cyklu „Sny letnich nocy”.
Barbara Lesz
Urodzona w Pleszewie w 1984 roku. Skończyła Filologię rosyjsko-angielską w Poznaniu. W 2009 przeprowadziła się do Tromsø, w północnej Norwegii, gdzie studiowała lingwistykę angielską i pracowała między innymi jako redaktor kulturalny w gazecie studenckiej. Obecnie mieszka w stolicy Norwegii – Oslo, gdzie pochłania książki seriami i chodzi na koncerty zespołów z lat osiemdziesiątych. Pisze praktycznie od zawsze, ale trylogia, której drugą częścią są „Jesienne płomienie” to pierwsze książki, które nie lądują w szufladzie. Nigdy nie planowała pisania fantasy, ale możliwość stworzenia własnej mitologii opartej na wierzeniach słowiańskich była zbyt kusząca.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-969553-1-9 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Swieta stała na dziedzińcu zamku w Kreplinie – siedzibie bóstw. Właśnie dowiedziała się, że sama jest jednym z nich. Wpatrywała się w Drema – boga snów, który ją porwał i z którego niewoli w końcu udało jej się uciec. Była zaskoczona. Co tu robił? Mina – bogini wspomnień, która uratowała ją przed pewną śmiercią i zaprosiła do zamku, obiecała jej, że będzie tu bezpieczna. Co prawda młoda bogini wiedziała, że byli z Dremem rodzeństwem, ale i tak jego obecność tutaj ją zszokowała. Podobieństwo między bratem i siostrą było uderzające – oboje mieli mlecznobiałą skórę i czarne włosy. Jednak bogini wspomnień miała złote oczy, a jej brat – całkowicie czarne, włącznie z białkami. Serce wyrywało się z piersi Swiety i miała ochotę uciec jak najdalej. Schowała się za filarem krużganku i przycisnęła plecy do zimnego kamienia, próbując uspokoić oddech.
– Swieta! Co się dzieje? Dlaczego się tu chowasz? – Usłyszała nagle zza filaru i aż podskoczyła ze strachu.
Stała za nią Juża – bogini południowego wiatru. Miała ciemną karnację, prawie czarne włosy i oczy orzechowego koloru. Potrafiła latać i przyniosła młodą boginię do zamku w Kreplinie. Juża obróciła się i spojrzała z zainteresowaniem na dziedziniec, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki od uśmiechu.
– Nie pozwól, żeby cię zauważył! – wyszeptała Swieta i sprawdziła, czy sama jest wystarczająco dobrze ukryta za kolumną, po czym pociągnęła boginię południowego wiatru do siebie tak, żeby i ona była niewidoczna.
Juża patrzyła na nią z rozbawieniem i przygładziła rozczochrane od lotu kasztanowe włosy Swiety.
– Czy możesz mnie zaprowadzić do komnaty, ale tak, żeby Drem mnie nie zauważył?
– Ach, Drem – powiedziała bogini południowego wiatru. – Niezłe z niego ziółko, nikt go tu nie lubi – dodała i przewróciła oczami.
– Proszę, nie chcę, żeby mnie zobaczył! – błagała Swieta.
Juża spojrzała na nią ze zdziwieniem, wychyliła się i sprawdziła, czy bóg snów patrzy w ich stronę, ale wydawał się być pochłonięty rozmową z siostrą.
– Chcę iść do mojej komnaty – wyszeptała młoda bogini, złapała Jużę za dłoń i popatrzyła na nią błagalnie.
– Chodź – powiedziała bogini południowego wiatru, uśmiechnęła się i pociągnęła ją za rękę.
Szły w półmroku krużganka w kierunku wejścia do zamku, a Swieta starała się trzymać w cieniu. Młoda bogini praktycznie wbiegła na wysokie schody i zniknęła w ogromnych wrotach, nieświadoma tego, że jej obawy okazały się słuszne – każdy jej ruch śledzony był przez parę czarnych jak smoła oczu.ROZDZIAŁ 2
Drem i Mina stali na krużganku. Bogini wspomnień miała na sobie strój podróżny z ciemnozielonego materiału i brązowej skóry. Jej kruczoczarne włosy były zaplecione w dwa warkocze tworzące koronę na głowie. Jej brat miał na sobie swój zwyczajowy strój – czarne skórzane spodnie i płaszcz. Jego długie do brody włosy o identycznym jak u siostry kolorze były potargane przez wiatr. Ciągle przeczesywał je dłonią.
Mina wyglądała na rozbawioną.
– Co ty zrobiłeś tej dziewczynie… to znaczy bogini, że tak cię nie lubi?
– Powiedzmy, że ją porwałem – odpowiedział Drem z szelmowskim uśmiechem.
Bogini wspomnień zaśmiała się.
– Ale że udało ci się ją znaleźć pierwszą? Gratuluję! – powiedziała. – Kiedy dotarliśmy do miejsca masakry przy powozie, już jej tam nie było.
– Tak, byłem tam, ale znalazłem Swietę dopiero, kiedy już zamieszkała u tej wiedźmy.
– Jakiej wiedźmy?
– W Lisicach. Swieta twierdzi, że stara jest znachorką, ale wątpię. Obwarowała dziewczynę tyloma zaklęciami, że nawet ja nie miałem do niej dostępu. W końcu udało mi się ją porwać w dzień, który ludzie nazywają Świętem Długiego Dnia. Wiedźma sobie popiła i zasłony osłabły. A do tego Swieta sama się upiła i oddaliła od staruchy. Ognienowi udało się ją zabrać do mojej siedziby.
Usta Miny wykrzywiły się.
– Nie lubię Ogniena. Po tym, co mi o nim opowiadałeś, uważam, że jest zbyt okrutny. Poza tym nie wydaje mi się, że powinieneś się zadawać z jakimiś podrzędnymi bożkami, w końcu jesteś wyższym bóstwem – powiedziała.
– Ognien dobrze wypełnia swoje obowiązki. Chociaż rzeczywiście jest przy tym dość okrutny. Musiałem posłać po znachora, bo tak ją poparzył, że leżała nieprzytomna kilka dni – przyznał Drem.
– Dlaczego wydaje mi się, że nie jesteś do końca niewinny? – zapytała Mina i parsknęła śmiechem.
Jej brat wyglądał teraz na złego i zniecierpliwionego.
– Może. Ale wtedy nie wiedziałem, kim była.
– A właśnie, słyszałam, że ci uciekła – zaśmiała się Mina.
Bóg snów spojrzał na siostrę z wyrazem irytacji. Od zawsze lubiła się z niego podśmiewać.
– Musi być bardzo zaradna – dodała bogini wspomnień.
– Nie będę się sprzeczać. Sprawiła mi dużo kłopotów. Udało jej się użyć swoich mocy podczas ucieczki i o mało mnie nie utopiła. A do tego moje moce na nią nie działają.
– Dziwi cię to? Przecież widziałeś, co zrobiła na polu bitwy.
– No tak. Jest od nas dużo silniejsza – przyznał.
– Tylko że nie ma pojęcia, jak to kontrolować – powiedziała Mina i zaczęła się rozglądać dookoła. – Gdzieś tu była. Właśnie ją przyprowadziłam.
– Obawiam się, że uciekła, jak tylko mnie zobaczyła – powiedział z ironią.
– Musi naprawdę cię nie lubić. – Bogini wspomnień podniosła kruczoczarną brew.
– Powiedzmy, że najlepiej, jakbym nie rzucał jej się w oczy, przynajmniej na początku, bo inaczej będzie trudno ją tu zatrzymać.
– Zatrzymać? Przecież nikt jej tu nie więzi! – wykrzyknęła zdziwiona Mina.
Drem spojrzał na siostrę ze zdumieniem.
– Nie możesz dopuścić, żeby stąd odeszła.
Zerknęła na brata z podniesionymi brwiami, ale przytaknęła.
– Przecież jej nie zwiążę. Nie jestem jak ty, drogi braciszku – skomentowała i wykrzywiła usta.
Była w tym momencie lustrzanym odbiciem boga snów.
– Nie wiesz tego, co ja. Musimy porozmawiać. Najlepiej w cztery oczy – wyszeptał i rozejrzał się dookoła, jakby obawiał się, że ktoś może ich podsłuchać.
– Dobrze. Muszę spotkać się z radą. Przyjdę do ciebie później. Chodź, musimy poprosić, żeby przyszykowano ci komnatę.ROZDZIAŁ 3
Swieta i Juża weszły do zamku. Na początku serce młodej bogini waliło jak oszalałe, ale kiedy przeszła kilka kroków, strach zastąpił zachwyt na widok wnętrza budowli. Było majestatyczne i oszałamiająco piękne. Sklepienia sufitów kończyły się strzelistymi łukami, przypominającymi trochę te z holu biblioteki w Sławicach, ale dużo bardziej olśniewającymi. Okna budowli były wysmukłe i sięgały prawie samego dachu. Były podzielone na sekcje ornamentalnymi przegrodami, które u góry formowały się w kształty kwiatów, wyglądające jak misterna koronka. Szyby okien były różnokolorowe i sprawiały, że światło padające na posadzkę tworzyło fantazyjne obrazy. Atmosfera miejsca była naprawdę magiczna. Przy jednej z kolumn, znajdującej się w na tyłach holu, siedział na ozdobnym fotelu starszy mężczyzna lub bóg w kolorowym, reprezentacyjnym, złoto-czerwonym stroju. Powitał Swietę i Jużę szerokim uśmiechem.
– Juża, moje dziecko, dawno cię nie widziałem! – powiedział, biorąc boginię południowego wiatru w ramiona.
Podał rękę Swiecie, a jego uścisk był mocny i serdeczny.
– Bardzo mi przykro, że nie mogłam się z tobą spotkać wcześniej, ale byłam z Wetrą w podróży na południe – powiedziała Juża.
Wetra była siostrą Juży i również boginią południowego wiatru. Była starsza i dużo poważniejsza od niej. Za to wyglądem bardzo siebie przypominały – miały ciemnobrązową skórę i ciemne włosy. Oczy młodszej bogini były brązowe, a starszej – stalowoszare.
– Naprawdę? Musisz mi o niej opowiedzieć, kiedy będziesz miała więcej czasu, ale widzę, że twoja towarzyszka wygląda na zniecierpliwioną – powiedział Błago.
Swieta speszyła się i zauważyła, że rzeczywiście ściskała pęk na sznurku zielonej tuniki tak mocno, że z opuszków jej palców odeszła krew. Do tego wciąż oglądała się za siebie, bojąc się, że znowu zobaczy Drema.
– Przepraszam. Nie chciałam być niegrzeczna – powiedziała i pozwoliła rękom opaść swobodnie.
– Nie ma problemu, kochana, widzę, że jesteś strapiona. Postaram się pomóc wam, jak najlepiej potrafię – powiedział starzec, odwracając się do Juży.
– Potrzebujemy jakichś wolnych komnat, najlepiej obok siebie – odparła bogini południowego wiatru i puściła oko do Swiety.
– Nie ma problemu. – Błago podniósł się wolno z fotela. – Zaprowadzę was.
Przeszli z holu do jednego ze skrzydeł zamku. Swieta spostrzegła, że również tutaj korytarze budowli były uwieńczone strzelistymi łukami. Co i rusz w ścianie po lewej stronie pojawiały się schody prowadzące na piętro – szersze i węższe, proste i spiralne. Kiedy zdezorientowana stwierdziła, że chyba nigdy nie dojdą do swoich komnat, starzec skręcił i zaczął wspinać się na schody. Mimo iż wyglądał na wiekowego, nieźle sobie radził i szybko pokonał wszystkie stopnie. Młoda bogini ledwo za nim nadążała.
Korytarze na piętrze udekorowane były tkanymi obrazami przypominającymi Swiecie dywany. Przedstawiały one różne bogato ubrane postaci, zapewne bogów. Wielu z nich było przedstawionych podczas używania swoich mocy – wiatru, ognia, wzywania zwierząt i innych, których młoda bogini nie potrafiła rozpoznać.
– Te komnaty są wolne – powiedział Błago, wskazując na dwoje drzwi. – Wybrałem dla was najlepsze, nie chwalcie się innym – dodał i puścił do nich oko.
Wprowadził je do jednego z pomieszczeń i podał im klucze, które nie wiadomo skąd pojawiły się w jego dłoni, po czym pożegnał się i odszedł. Juża roześmiała się i Swieta zdała sobie sprawę, że stała z otwartymi ustami. Komnata była ogromna, zapewne wielkości całej chaty znachorki Agaty w Lisicach. Ściany i sufit wyłożone były ciemnym drewnem, bogato rzeźbionym w motywy kwiatów i liści. Z pułapu zwisały mosiężne żyrandole ze świecami, przypominające ten w siedzibie Drema. Na ścianie po stronie drzwi znajdował się kominek z białego kamienia, którego Swieta nie znała. Okna były po przeciwnej stronie wejścia. Kończyły się również ostrym łukiem, tak jak te w westybulu i na korytarzach, ale szyby miały ze zwykłego, białego szkła. Słońce rozświetlało komnatę i czyniło ją jasną i przytulną. Pomiędzy oknem a wejściem stało łoże, w którym ze spokojem zmieściłyby się cztery osoby. Na jego szczycie znajdowały się wnęki w kształcie okien z ustawionymi w nich świecami. Młoda bogini zauważyła z ekscytacją, że w komnacie stał również regał z książkami. Od razu nabrała ochoty, by do niego podejść i je przejrzeć, ale nie chciała być niegrzeczna.
– Kim on jest? – spytała, kiedy Błago zniknął w korytarzu.
– To półbóg – odpowiedziała Juża.
– I służy wam?
– Pomaga. Ma moce wyczarowywania różnych przydatnych przedmiotów. Żyje w zamku od kilkuset lat i jest bardzo szanowany.
Usiadły na dwóch fotelach obitych materiałem przypominającym młodej bogini zamsz, którym były obite fotele w jej domu. Jednak ten materiał był znacznie bardziej luksusowy i delikatniejszy w dotyku.
– Komnata jest przepiękna – powiedziała zachwycona Swieta.
– Tak, Błago się postarał, chociaż tobie pewnie każda z komnat w zamku wydawałaby się piękna – odpowiedziała Juża i szturchnęła ją ramieniem.
– Zgadza się – potwierdziła młoda bogini, nadal rozglądając się po komnacie. – I ma okna.
Bogini południowego wiatru przekrzywiła głowę i spojrzała na Swietę pytająco.
– W posiadłości Drema nie było okien – wytłumaczyła młoda bogini.
– Jak to? – zdziwiła się Juża.
– Znajdowała się pod ziemią w jakiejś ogromnej jaskini.
– No tak, Drem zawsze był oryginalny. I do tego te jego oczy… Niedziwne, że najlepiej czuje się w ciemnościach – zaśmiała się bogini południowego wiatru, po czym dodała: – No dalej, opowiadaj.
Swieta zrelacjonowała Juży wydarzenia ostatnich tygodni – o swojej ucieczce ze Sławic po tym, jak została oskarżona o bycie czarownicą i o czasie, kiedy mieszkała u znachorki Agaty jako jej uczennica. Potem opowiedziała o porwaniu przez Drema i niewoli, kiedy bóg snów próbował się dowiedzieć więcej o jej mocach. Podzieliła się szczegółami ucieczki z Miłoszem – znachorem, którego poznała w posiadłości Drema. Zrelacjonowała też spotkania ze wszystkimi upiorami i potworami, i to, jak bóg snów przejmował coraz to nowych ludzi, próbując ją znowu porwać. Bogini południowego wiatru słuchała uważnie i tylko czasami dodawała jakiś kąśliwy komentarz dotyczący Drema.
– Przystojny był ten twój człowiek. Widziałam go, co prawda, tylko nieprzytomnego, ale był niczego sobie – skomentowała Juża, kiedy już Swieta zakończyła swoją opowieść.
– Nie zauważyłam – odpowiedziała młoda bogini zdawkowo.
– Przecież się czerwienisz – skomentowała bogini południowego wiatru z przebiegłym uśmiechem, a Swieta jeszcze bardziej poczerwieniała. – Szkoda, że nie był bogiem.
Młoda bogini posmutniała, myśląc o tym, że była zmuszona powiedzieć Miłoszowi, że nie może go zabrać ze sobą. Juża zobaczyła to i przytuliła ją.
– Matko, jakie ty masz piękne oczy! I te piegi na nosie są czarujące! – wykrzyknęła, przyglądając się jej.
Oczy Swiety były zawsze przedmiotem kpin jej rówieśników. Każde miało dwa kolory: prawe oko było zielone z brązowymi promieniami, a lewe – niebieskie z szarymi promieniami. Młoda bogini nie mogła się przyzwyczaić do tego, że poza murami Sławic – miasta, w którym dotychczas mieszkała – nikt nie przedrzeźniał jej z ich powodu. Wręcz przeciwnie – wiele osób je podziwiało.
Resztę popołudnia Swieta spędziła na przeglądaniu książek znajdujących się w jej komnacie. Z radością odkryła, że jedna z nich dotyczyła rodowodu bóstw. Ponieważ nikt jej nie przeszkadzał, zaczęła czytać. Z tomu dowiedziała się, że bogowie podzieleni są na grupy ze względu na to, jak blisko na drzewie genealogicznym znajdują się w stosunku do Bogini Matki. Była ona pierwszym bóstwem, stworzyła cały świat. Wyglądało na to, że wszystko, co młoda bogini przeczytała o niej w książkach w Sławicach, było wierutnym kłamstwem – wcale nie była podrzędnym bóstwem wyznawanym jedynie przez wieśniaków. Według książek, które czytała w bibliotece w swoim mieście, Bogini Matka stworzyła pierwszego człowieka – Spira. Kiedy umarł, podążyła za nim do zaświatów. Jednak z lektury tomu, który znalazła w komnacie, wynikało, że Bogini Matka stworzyła przed Spirem kilkoro bogów – Choweków. Odznaczali się oni różnymi przymiotami – jeden z nich władał żywiołami, inny zwierzętami, jeszcze inny miał władzę nad ludźmi. Bogini Matka miała z każdym z Choweków dzieci, które wyrosły na boginie i bogów. Te bóstwa miały z kolei swoje dzieci i tak dalej. Swieta zauważyła na drzewie genealogicznym Drema i Minę, i serce podeszło jej do gardła. Rodzeństwo było tak zwanymi „wyższymi bóstwami”, bo ich rodzice byli wnukami jednego z Choweków. Dopiero po stworzeniu wszystkich bóstw Bogini Matka stworzyła Spira, a następnie innych ludzi. Użyła do tego ziemi, wody, ognia i powietrza. Ponieważ Spir był człowiekiem, był śmiertelny. Kiedy umarł, Bogini Matka podążyła za nim do zaświatów.