Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jeśli to jest kobieta. Chrześcijanka. Niewolnica Państwa Islamskiego. Sprzedawana, wykorzystywana, torturowana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jeśli to jest kobieta. Chrześcijanka. Niewolnica Państwa Islamskiego. Sprzedawana, wykorzystywana, torturowana - ebook

Była niewolnicą dwunastu mężczyzn, wykorzystywana przez dziesiątki innych, sprzedawana i odsprzedawana od Karakosz w Iraku aż po Ar-Rakkę w Syrii; jej historia należy do Państwa Islamskiego i odzwierciedla jego teologię, która głosi, że wszystkie grzechy mężczyzn wcielone zostają w kobiece ciało.

To nie jest powieść. To prawdziwa historia Marie, chrześcijanki o blond włosach i zielonych oczach, mieszkającej od urodzenia w Iraku. W czasie działań wojennych w Iraku w 2014 roku dżihadyści porywali kobiety, więzili je, torturowali, gwałcili i odsprzedawali kolejnym właścicielom. Marie jest jedną z nich. Żołnierze Państwa Islamskiego po zdobyciu jej rodzinnego miasta, zabrali ją wraz z dwiema siostrami i umieścili w domu dla niewolników, gdzie przebywało już pięćdziesiąt innych kobiet. To wtedy Marie stała się sabaya – niewolnicą. Następne dwa lata jej życia regulowane było przez „podręcznik niewolnicy seksualnej” – oficjalny dokument wydany przez jeden z departamentów Państwa Islamskiego. Jego lektura jest wstrząsająca.

Taka jest też historia Marie. Mistrzowsko opowiedziana, nie daje wytchnienia w czasie lektury. Dzięki niej inaczej patrzymy na statystyki i doniesienia z tego regionu świata – za każdą liczbą i za każdym newsem kryje się dramat kolejnej „Marie”.

Z każdą stronicą tej książki rośnie niedowierzanie, że to wszystko, czego doświadczyła Marie, mogło spotkać jedną osobę. A po przeczytaniu ostatniego zdania musimy zmierzyć się ze świadomością, że to samo stało się (i dzieje się nadal) z tysiącami innych kobiet w tym regionie. „Jeśli to jest kobieta…”, ponieważ paradoksalnie Marie przez cały okres uwięzienia walczyła ze swoimi prześladowcami, aby zobaczyli w niej chociaż zwierzę, bo im prawo przyznawało lepszy status niż niewolnicom seksualnym. Ale „jeśli to jest kobieta”, to czy tych, którzy ją torturowali, gwałcili i sprzedawali, można nazwać mężczyznami? Ludźmi? A jak nazwać nas, jeśli odwracamy wzrok, by nie widzieć dramatu tych, którzy żyją w tej części świata?

 

Agata Młynarska

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8043-816-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pięćdziesiąt trzy ciała ograbione z ubrań, z nazwisk, ograbione z przeszłości. Pięćdziesiąt trzy nagie ciała na pierwszym piętrze domu gdzieś na północy Mosulu. Zamieszkiwały okolice góry Sindżar, bogate dzielnice Karakosz, pasły owce, zajmowały stanowiska w klimatyzowanych biurach, mężatki lub panny, ale jakie to ma teraz znaczenie… Pozostały po nich jedynie ciała obleczone skórą, mówiące o nich wszystko; zepsute zęby, błyszczące lub matowe włosy, ciała szczupłe i z fałdkami tłuszczu, tu blizna po upadku z roweru, tam znamię, gdzie indziej rozstępy po ciąży… Szczątki światów, które odeszły; smutków i drobnych zwycięstw, marzeń i wyrzeczeń, zwyczajnej codzienności ludzi, do których należy jedynie życie, które właśnie przemija. W pomieszczeniu nie ma lustra, ale one widzą swoją hańbę w spojrzeniach żołnierzy, którzy wyceniają je już po stawkach rynkowych. I w swoich przerażonych spojrzeniach, w pięćdziesięciu trzech parach oczu, w których odbija się wstyd, jak w bezdusznym kalejdoskopie.

Strażnik, któremu przydzielają Marie, ma twarz o pergaminowej skórze, zwą go Hadj Abou Ahmed al-Sharia; naprawdę nazywa się Jomaa Kurdi. To imam i starszy doktor od spraw islamskich, stąd jego przydomek _al-Sharia_. Po pielgrzymce do Mekki otrzymał tytuł honorowy _Hadj_. Zbliża się do Marie w asyście dwóch postawnych żołnierzy, w brodzie wypłukanej z henny ma resztki krwi i soli. Chwytając ją gwałtownie za ramiona, informuje: „Należysz do mnie!” Marie walczy, próbuje się wyrwać. „Nie chcę cię! Nie chcę cię! Nie chcę cię!”, wykrzykuje z obrzydzeniem niczym magiczną inkantację, trzy razy, tak jak powtarza się muzułmańskie formuły rozwodowe.

Ale starzec nie znika, wciąż tam jest, w tym ciele pozbawionym jakichkolwiek mięśni, i czeka, aż ona pocałuje go w dłoń. Marie ponownie odmawia. Mężczyzna, nie mogąc ujarzmić tej tak delikatnej kobiety, która z całych sił odpycha go od siebie, wpada we wściekłość.

„Zostaw ją, Hadj”, radzą w końcu żołnierze. „Oddamy ją młodszym, oni nauczą ją posłuszeństwa”.

Stary nie chce jednak się poddać. Rozkazuje dwóm osiłkom uzbrojonym w kałasznikowy, aby ją trzymali, a sam znowu wyciąga do niej rękę, próbuje ją poskromić jak spłoszonego konia. Kiedy Marie schyla się wreszcie nad jego sękatymi dłońmi, przypominającymi korzenie jakiejś rośliny, żołnierze powalają ją kopniakami na ziemię.

„Jesteś _sabaya_2, niewolnica, i masz być posłuszna”, przypominają, zanim jeszcze wrzucą ją do bagażnika toyoty kombi należącej do imama.

Przez trzy kilometry, dzielące ją od granicy miasta, od opustoszałego domu, krzyczy. Dwóch żołnierzy otwiera drzwi i wpycha Marie do środka; włączają agregat naftowy, by zapewnić staremu trochę światła. Potem wychodzą, odchodzą kilka kroków, jakby kpiąc z intymności tortur fizycznych.

Na polecenie imama Marie depiluje całe ciało kremem i szoruje miejsca intymne gąbką do mycia garnków. Zupełnie jakby chorego zboczeńca przerażała fizyczność kobiety, jej mroczna i brudna, w jego wyobrażeniu, wagina, nieczysta ze swoimi „niestosownymi wydzielinami”, wypełniona „piekielną lawą”, w każdej chwili gotowa pochłonąć jego penis.

Rzuca się na nią, zrywa z niej ubranie, a jego zęby wciąż okazują się wystarczająco ostre, żeby zostawić krwawe ślady na jej szyi i piersiach. Wściekłość spowodowaną zgubieniem w podróży tabletek viagry, i związaną z tym niemoc, rozładowuje, bijąc ją dotkliwie po plecach. W końcu się podnosi i już wie, co chciałby z nią zrobić; z jej ustami, piersiami, pośladkami. Kobieta, która walczy, podnieca go, ale jego penis nie chce nawet drgnąć. To przez kisiel między jej udami, który tak go denerwuje. Bije zatem ciało, z którego nie ma żadnej uciechy, coraz to mocniej, aż łamie drewnianą ramę łóżka.

Stary nie opuszcza więcej domu. Można by rzec, że nie ma nic innego do roboty, tylko bić Marie za westchnienie, za grymas, za nic. Aż w końcu dziewiątego dnia gehenny jeden z żołnierzy szyderców przynosi mu pigułki. Wreszcie może ją zgwałcić.

Tygodnie i miesiące niewoli Marie zlewają się w jedno. Ale dzień 9 września 2014 roku trwale zapisuje się w jej pamięci. „Tego dnia życie opuściło moje ciało”, powiedziała mi. „Czy można zapomnieć dzień swojej śmierci?”

*

Po raz pierwszy usłyszałem o Marie, gdy czekałem na zakończenie bitwy o Mosul, dzieląc z żołnierzami trudy i nudę na tyłach linii frontu. Była niewolnicą dwunastu mężczyzn, wykorzystywana przez dziesiątki innych, sprzedawana i odsprzedawana od Karakosz w Iraku aż po Ar-Rakkę w Syrii; jej droga rysuje kształt Państwa Islamskiego i odzwierciedla jego teologię, która głosi, że wszystkie grzechy mężczyzn wcielone zostają w kobiece ciało.

Za wszelką cenę musiałem ją spotkać. Tymczasem Marie chciała zniknąć z zasięgu wzroku tych, którzy torturowali ją przez ostatnie dwa lata; zniknąć z zasięgu wzroku tych, którzy znali ją wcześniej; zniknąć z zasięgu wzroku takich ciekawskich jak ja, zamierzających opisać jej historię. Ruszyłem więc jej śladem, usiłując ją zatrzymać, gdy po uwolnieniu próbowała, instynktownie jak ranne zwierzę, uciekać i się ukrywać. Kiedy w końcu dowiedziałem się, w której części Iraku znalazła kryjówkę, w zamian za możliwość poznania jej obiecałem pomoc. „Opowiem jej historię i pomogę zdobyć wizę wyjazdową”, powiedziałem do Yohanny. Chociażby do Francji lub do Belgii. Ale nie chciała. Nie teraz. „Najpierw musi zeznawać przed komisją ONZ”, odpowiedział mi Yohanna. „To zamknie temat i zagwarantuje jej wizę. Tak będzie nawet lepiej, bo dostanie wizę do Stanów Zjednoczonych”.

Historia Marie rzeczywiście wstrząsnęła członkami komisji. Ale nie wydali jej wizy. Tłumaczyli się, zwlekali, ociągali się, zasłaniając się zwyczajnym brakiem możliwości oraz wydanym właśnie przez prezydenta Donalda Trumpa zakazem wstępu na terytorium USA tym wszystkim „irakijskim sukinsynom”, których bombardował przez piętnaście lat.

Kilka tygodni później otrzymałem trzy fotografie. Na pierwszej Marie jest sama, ma na sobie czarny nikab i czarną abaję. Jakość fotografii jest tak słaba, że z trudem rozpoznaję jej oczy za „namiotem” oddzielającym ją od reszty świata.

Na drugim zdjęciu pozuje obok Yohanny. Nikab częściowo zasłania jej twarz. Na trzecim ma odkrytą głowę i ubrana jest w niebieską bluzkę ze złotym krzyżem. Przyglądając się jej twarzy, zauważam wyraźnie, że chciała żyć: była umalowana.

*

Spotkałem Marie w Jordanii, w Ammanie. Znalazła schronienie w mieście, które stanowiło zarazem azyl dla ofiar, jak i przedsionek dla dżihadystów zmierzających do Iraku lub do Syrii. To był kwiecień 2017 roku, pół roku po jej uwolnieniu, i początek naszych rozmów. Znałem już całą jej historię, którą w Iraku opowiedział mi Yohanna. Pokazał mi też każde miejsce w Mosulu, gdzie Marie była przetrzymywana. Nie pominął żadnego szczegółu, z wyjątkiem tego, co skromność mężczyzny uznała za intymność kobiety. Poznałem również jej siostrę, brata, dalszego krewnego, chrześcijan, którzy wstydzili się za nią, oraz muzułmanów z jej wioski, którzy wstydzili się za nich. Wszyscy oni mieli nadzieję, że jej nie odnajdę; gdy zrozumieli, że zamierzam opisać jej historię, okłamali mnie.

Tamtego dnia stała na ganku przed domem; drobna, szczupła kobieta, ubrana w dżinsy i haftowaną bluzkę ozdobioną metalowymi koralikami, jaskrawo czerwoną pod kolor szminki. Nie mogłem oderwać wzroku od jej twarzy i ciała. Złamana nasada nosa przekrzywiona była w prawo, oczodół otaczały jasnym okręgiem wybroczyny, zmasakrowane usta zwisały na podbródek, korpus niepewnie trzymał się na złamanej stopie.

„Byłam _sabaya_ od 7 sierpnia 2014 do 16 października 2016 roku”, zaczęła.

*

Irakijscy chrześcijanie nakłonili mnie do opowiedzenia ich historii; żyłem wśród nich przez wiele miesięcy. Wcześniej, wróciwszy z podróży po tych pustyniach spalonych nienawiścią, pisywałem tylko opowiastki pachnące pudrem i ciężkimi zasłonami, przesiąkniętymi potem bohaterów, w których ukrywałem się za fasadą pozorów, kilku nieszczerych wyznań i wspomnień, które nie miały szokować czytelnika. Znajomym nie mówiłem prawie nic. Czy mógłbym im opowiedzieć w zaciszu salonu lub pośród zgiełku baru, jak śmierdziały trupy moich tamtejszych przyjaciół? Zresztą, nie chcieli o tym słuchać. „Dobrze się skończyło? Bałeś się? Chcesz jeszcze mojito?”

Któż przeczyta historię Marie? I jak ją napisać? Jak tchnąć życie w tę opowieść, skoro mam jedynie nagi szkielet? Co powiedzieć, co przemilczeć, gdzie puścić wodze wyobraźni, gdzie się zatrzymać? Czy odłożyć pióro, jak odwraca się oko kamery, gdy widok staje się zbyt przerażający? Czy może opisać wszystko, zwłaszcza to, czego nie umie się opowiedzieć? „To nie tak, że nie da się tego opisać. To było nie do zniesienia, a to zupełnie inna sprawa”, tłumaczy w jednej ze swoich książek Jorge Semprún3. „Tylko zabieg kontrolowanej narracji pozwala częściowo dać świadectwo prawdzie. Tylko ci, którzy wiedzą, jak uczynić ze swojego świadectwa przestrzeń twórczą, dotrą do tej substancji, osiągną tę transparentną gęstość”. Pięćdziesiąt lat zajęło mu opisanie tego, co przeżył w obozie w Buchenwaldzie. Chciałbym, żeby był jeszcze z nami. Poznałem go u Florence Malraux, byli niezwykłą parą: ona radosna, podejmująca nawet trudne tematy melodyjnym głosem, on serdeczny i ponury zarazem; bałem się do niego zbliżyć, by nie wpaść w otchłań jego mrocznego świata. Opowiedziałbym mu o Marie.Zimne, metaliczne powietrze neutralizuje tego ranka odór odpadków i ścieków. Nie słychać zgiełku samochodów sunących wzdłuż drogi w Karakosz. Przed piekarnią, gdzie zwykle starszyzna przekazuje sobie w tajemnicy sekrety innych, panuje cisza; nie słychać też gdakania kur, których smród przyprawiał mnie o mdłości. Kryształowe niebo pochłonęło krajobraz i wszystkie hałasy; w Khidirze4 pada śnieg.

Przytulony do murów na szczycie wzgórza klasztor Mar Behnam góruje z większą niż zazwyczaj śmiałością nad miasteczkiem, które poniżej, w dolinie, ginie w mlecznej mgle. Nie zawsze miał wygląd i pełnił funkcję fortecy. Dopiero jeden z architektów za czasów Saddama Husajna wzmocni konstrukcję betonowymi fortyfikacjami. Ojciec Marie zachował w pudełku po butach fotografie klasztoru pochodzące z czasów jego ojca. Pudełko zginęło podczas wojny, opowiadała, tej ostatniej czy jakiejś innej, w tym samym czasie, co buty tych, którzy stąpali po minach. Wyobrażam sobie, że ta kolekcja zdjęć musiała przypominać tabliczki odnalezione przez niemieckiego archeologa Conrada Preussera, pochodzące z okresu schyłku Imperium Osmańskiego, lub zbiór notatek i fotografii brytyjskiego dyplomaty Harry’ego Charlesa Luke’a5.

Odkryłem też fascynujące zdjęcia Gertrude Bell6, przyjaciółki słynnego Lawrence’a z Arabii7, która odegrała znaczącą rolę przy wytyczaniu granic Iraku przez Anglików na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku. Powinienem pokazać je Marie. Powinienem to wysłać do Marie. Mury były wówczas pobielone wapnem w kolorze migdałowym, wtapiały się w krajobraz niskich wzgórz ożywiających nieco Równinę Niniwy. W murach mauzoleum Behnama i Sary dostrzec można było podłużne cegły, kiedyś zapewne czerwone, dziś wytarte przez piasek i wiatr. Tego ranka beton osłaniający pełną prostoty czystość tego miejsca pokrywa śnieg, a klasztor znów jest prawie piękny.

Nie zważając na płatki śniegu oblepiające wełniany szal, kościelny zmierza ku wejściu do klasztoru – jest niedziela i zbliża się pora mszy. „Nie będzie zabawy w śnieżki, nie teraz”, upomina trzynaścioro swoich dzieci, wychodząc z domu. Twarz zakrywa mu kefija8 przewiązana czarnym sznurem; ubrany w plemienną białą diszdaszę9 ciągnie dzieci za sobą oblodzonym zboczem tellu. Ściska rękę córeczki, której blond włosy splecione są w dwa warkocze. To Marie, ma dwanaście lat i strasznie chciałaby uwolnić się z uścisku ojca i pobiegać po śniegu z braćmi, gdyby nie to, że niepokoi ją tłum, który widzi na drodze do Karakosz.

Jest 17 stycznia 1991 roku, trwa wojna. Nie wiem zresztą, czy jest sens podawać konkretną datę w przypadku tego rodzaju wspomnień. W Iraku wciąż toczy się wojna. Tylko od czasu do czasu jest rozejm, który bywa nawet straszniejszy niż walki z wrogiem. Każdego dnia tej zimy Marie widzi tysiące bomb zrzucanych na jej kraj przez służby lotnicze wysłane przez Amerykanów w odwecie za inwazję na Kuwejt. Rankiem spotyka jedynie wchodzący do kościoła tłum ludzi o twarzach przeżartych strachem. Wierni z Karakosz przybyli modlić się za zmarłego lub żywego wcielonego do armii, a także za siebie samych, szczególnie odkąd zawisła nad nimi groźba użycia broni nuklearnej przez Amerykanów.

W pierwszym rzędzie siedzi wysoka kobieta, białe włosy ma upięte i osłonięte siateczką, właśnie dowiedziała się o śmierci swojego syna podczas ataku na schron przeciwlotniczy w Bagdadzie, w dzielnicy Amariyah. Amerykańskie siły powietrzne zbombardowały schron po otrzymaniu fałszywej informacji, że każdej nocy ukrywa się tam Saddam. Pierwsza bomba przebiła zbrojony beton sufitu; druga podniosła temperaturę wewnątrz do tysiąca stopni. Czterystu siedmiu cywilów, w tym syn kobiety z siateczką na włosach, stopiło się. Wielu wiernych podchodziło do niej uścisnąć dłoń i przekazać słowa otuchy. Jej ból obudził w nich zadawnione cierpienia; przypomniał o mężu, synu czy bracie, którzy zginęli podczas ofensyw irańskich w latach osiemdziesiątych, myląco zwanych „Dawn”10. Irak to kraj zabójczych poranków.

Po mszy dzieci biegną na szczyt tellu, upojone mroźnym powietrzem i obietnicą zabawy. Część z nich zbija z kilku desek drewniane saneczki na kształt małych pudełek, które przepłynąwszy przez delikatną śnieżną pokrywę, rozsypią się na najbliższych kamieniach i wylądują w wyschniętych krzakach. Najbardziej nieustraszone oddają się dzikim zabawom na śniegu, przyprawiającym o szybsze bicie serca. Ich wybuchy śmiechu odbijają się echem po dolinie, która znów zbyt szybko okrywa się zielenią. W cieniu klasztoru niecierpliwe matki także zbyt szybko zwołują dzieci do domów. Marie bardzo chce jeszcze trochę zostać. „Nie zostanę na zimnie”, zapewnia. „Wejdę do kościoła i wrócę z tatusiem”. Matka otoczona jej braćmi i siostrami oddala się i znika we mgle. „To chwila skradziona wojnie”, wyznaje mi, „tak samo nieoczekiwana jak śnieg w Iraku, to najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa”.

Podczas gdy ojciec chowa naczynia liturgiczne, Marie spaceruje po kościele. Jej kroki wybrzmiewają w pustej nawie, przeskakuje z jednego kamiennego kafelka na drugi, parodiuje długie susy pawi spacerujących między osłonami na ściennych malowidłach. Czasem się zatrzymuje, żeby przyjrzeć się dokładniej szaro-zielonym mukarnasom, rzeźbionym w tynku ornamentom pokrywającym kopuły kaplic, metafizycznie wręcz geometrycznym, zanim zastygną, przypominając kształtem prawdziwe delikatne stalaktyty. Marie nie widziała nigdy przypominającego plaster miodu11 sklepienia medresy w Bucharze ani niebiańskiego błękitu pałacu w Isfahanie, a prostota sklepienia w kaplicy Maryi Dziewicy nasuwa jej na myśl bramę niebios. Ojciec obiecał jej, że pewnego dnia pojadą do Mosulu zobaczyć Wielki Meczet al-Nuri ze słynnym pochylonym minaretem: kopuła górująca nad mihrabem jest bliźniaczo skonstruowana. Tymczasem w oczekiwaniu na to wszystko pora wracać do domu; dziewczynka bierze ojca za rękę, aby łatwiej było jej iść tyłem główną nawą w stronę wyjścia i nie patrzeć na wspinające się po ścianach smoki ani na gotowe do ataku lwy u zbiegu drzwi.

*

Oprowadzając mnie po kościele, Yohanna wskazuje na rozpruty kamień: oto drzwi, na których było to lwiątko, które tak przeraziło Marie. Skalne węże, marmurowe koty, rycerze zastygli z lancami skierowanymi przeciw demonom – wszystko zniszczone przy użyciu dłut i młotów przez żołnierzy Państwa Islamskiego. Nie było dnia podczas okupacji Khidiru, żeby Yohanna o tym nie myślał. Jak gdyby kamienny lew i wszystkie te fantastyczne bestie podzieliły los setek zaginionych mężczyzn i kobiet, których akta piętrzyły się na jego biurku i których musiał ocalić. Na jednej z teczek widniało nazwisko Marie.

*

Szczęśliwe dzieciństwo jest nudne, wie o tym każdy, kto tego doświadczył. Wspomnienia z takiego dzieciństwa nie splatają się w wątki powieściowe. Natomiast dziecięce lata Marie owszem. Bo tylko w jej ojczyźnie śnieg miesza się z czarnym deszczem z szybów naftowych podpalanych przez armię Saddama, a karaluchy biegają po domach, gdyż ogłoszono embargo na dostawy środków owadobójczych. Wiem, że w niewoli, gdy tylko udało jej się samotnie skulić w obskurnym kącie pokoju, Marie przywoływała, by zasnąć, wspomnienia kwaśnego zapachu wiciokrzewu, miękkiego miąższu purpurowych fig i niebieskich kwiatów ołownika tańczących w ogrodzie.

Mieszka na skraju drogi biegnącej wzdłuż wioski Khidir, w parterowym domu pokrytym różową dachówką. Urządzony został przez rodziców z prostotą, z wyjątkiem ogromnych purpurowych skórzanych kanap, zdobionych złoconą stolarką, pasujących do łoża małżeńskiego. Są one jedyną zewnętrzną oznaką ich zamożności, liczącą się przecież w okolicach, w których dobrobyt przejawia się w posiadanych fotelach.

To jednak ogród jest najcenniejszym skarbem i obiektem zazdrości sąsiadów. A w nim otoczone drzewami patio z pokojami dziecięcymi, sąsiadującymi ze sobą jak cele mnichów. Kieszonkowy raj z palmą pośrodku i jasną ceglaną studnią, wokół tulipany i delikatne gałęzie jaśminu o obfitych żółtych kwiatach, krępy figowiec i drzewko pomarańczowe, którego czerwone owoce zebrane z tarasu służą braciom Marie za amunicję. Ściany dziedzińca obrośnięte są winoroślą, której liście obiecują pyszny smak ulubionego dania dziewczynki – dolmy12. Obok grządki z warzywami rodzice zbudowali z połamanych klocków pokrytych wyschniętym błotem kurnik. Przy żelaznej bramie wznoszą się schody z różową balustradą, prowadzące na dach, gdzie rodzina sypia w gorące letnie noce.

Dziś w trawie rosną tylko osty i jeżyny, a w ciszy rdzewieje wrak samochodu. Zastanawiałem się, jakie nieszczęście sprawiło, że zakończył żywot w tym zamkniętym z każdej strony ogrodzie. Eukaliptus o zakurzonych liściach pieści okna domu, nie tłumiąc już swym szelestem dziecięcych zabaw. Na drewnianych belkach kurnika rdza toczy blaszane okucia.

Przez kraty w oknie oglądałem pusty pokój, który Marie dzieliła z ukochaną siostrą Pascale, jej oczkiem w głowie. Pozostałe siostry nie są złe, tylko trochę zazdrosne o Marie, ulubienicę ojca, o włosach zbyt jasnych, zbyt zdolną, zbyt skrytą. Jej powściągliwy sposób bycia biorą za wyniosłość.

Kiedy dom budzi się z parnej drzemki, matka chce nauczyć córkę podstaw gotowania. Marie ucieka niekiedy przed nudnymi lekcjami, wskakuje na rower i jedzie po długiej drodze prowadzącej do Mosulu. Ukrywa się, mając nadzieję i obawiając się zarazem, że rodzeństwo zauważy jej zniknięcie. Godzinami potrafi pozostawać w swojej kryjówce, sprawdzając ich czujność. Gdy zapada wieczór, niepokój zaczyna towarzyszyć frajdzie płynącej z samotności, będącej dobrem luksusowym w krajach, gdzie tak trudno pobyć samemu. „Wracaj, Marie!”, krzyczy w końcu Pascale, a jej głos miesza się ze śpiewem muezina, wychwalającego Boga w wieczornym półmroku.

Zwierzenia, ubrania, o które się kłócą i które w końcu pożyczają sobie nawzajem, niechętnie, ale z radością, że lubią to samo – Marie często przywołuje w myślach to uczucie szczęścia, aby przeżyć. Dziś natomiast chciałaby o wszystkim zapomnieć. Bo Pascale, ukochana siostra, jej nienawidzi. Pascale chciałaby, aby Marie umarła w Mosulu, zabierając swoją historię do grobu.

*

Na jedynym portrecie, jaki zachowały dzieci, ojciec pozuje w kefiji, z wąsami przyciętymi na iracki sposób i białą diszdaszą pod marynarką. Wygląda dostojnie, poważnie i ewidentnie nie czuje się swobodnie, pozując do fotografii. Obok niego stoi żona, ukryta pod żółtą chustką, niewyraźna, tak jak wspomnienia, które Marie zachowała o swojej wiecznie zmęczonej matce. Od razu wyczuwa się, że to jedyny raz, kiedy para poddała się temu obrzędowi. Fotograf poświęcił sporo czasu na upozowanie zdjęcia: to nie przypadkowa chwila, ale uwiecznione życie. W kiczowatym montażu dwie postaci pozują na tle tapety z twarzą Chrystusa. Analogowa fotografia z lat osiemdziesiątych, jak te chowane do wielkich kartonów i wyciągane z szaf przy okazji ślubów czy pogrzebów; na długo przed erą _selfie_, utrwalających powszechną miernotę.

To portret świętego męża, powiedzieli mi muzułmańscy wieśniacy, którzy do dziś nazywają ojca Marie „wujem”, nawet ci starsi od niego. W Khidirze zostały tylko trzy rodziny chrześcijańskie, mieszkańcy są ubodzy, ale furgonetka kościelnego spieszy, aby zabrać do szpitala rodzącą kobietę; przystrojona kwiatami zabiera do meczetu państwa młodych lub służy za karawan ciału owinętemu w całun, wyruszającemu w ostatnią drogę na cmentarz. Wypada wspomnieć, że ojciec Marie zarządza majątkiem klasztoru, co jest jednoznaczne z administrowaniem całą wioską. Jest człowiekiem, który o zachodzie słońca w święto Id al-Fitr kończy post, który w dniu Id al-Adha wraz z sąsiadami spożywa baraninę, a gdy nadchodzi Boże Narodzenie lub Wielkanoc, zaprasza ich do domu. Poza tym uwielbia dzieci, jak mówią mieszkańcy. I swoje, i te z katolickiego sierocińca w Karakosz, którym dobroczynnie się opiekuje, i te przepędzone przez muzułmańskich ojców, a znajdujące u niego schronienie. By zobrazować dobroć „wuja”, w Khidirze mówi się, że jego kieszenie zawsze są pełne czekolady.

Ten święty człowiek jest także drobnym przedsiębiorcą – sklepiki, produkcja rolna, drób przemysłowy. Jego kieszenie są być może pełne czekolady, ale wszystko, czego tylko się dotknie, zamienia się w złoto. Jest przede wszystkim posiadaczem ziemskim. Jego hektary rozciągają się na zboczu wzgórza schodzącego aż do miasteczka. Latem widać tam rolników spowitych chmurą pylących ziaren, pracujących wśród jasnych, palących kłosów, pośród świerszczy, których gra przypomina trzaskanie ognia. Żną bez wytchnienia, nie skarżą się, gdyż szanują kościelnego; od dawna już w systemie feudalnym w klasztorze to chrześcijanie są panami, a muzułmanie uprawiają ich ziemię.

Podczas gdy do życia zakrada się czas wojennego niedostatku, narasta niechęć do chrześcijan: ludzie zazdroszczą im systematycznie nawadnianych pól i zadbanych domów z ogrodami; gniew wzbudzają nawet dyplomy uniwersyteckie. Najmłodsi czują, że nic do nich nie należy, nawet ta ziemia, która, wierzą w to, jest własnością islamu. W 1991 roku islamizm odradza się z popiołów nacjonalizmu, a wpływy chrześcijan w Khidirze ostatecznie stwarzają problemy; ojciec Marie wie, że przemoc w Iraku rodzi się tak szybko, jak powstaje burza piaskowa na pustyni.

*

„Pustynna Burza”, tak zresztą nazwali Amerykanie swoją wojnę. George Bush senior wezwał Kurdów na północy i szyitów na południu do powstania przeciwko Saddamowi. Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że krajowi grozi rozpad w wyniku podsycanych przez niego powstań etnicznych i wyznaniowych. A to nie służy interesom. Amerykanin ogłosił więc zawieszenie broni _in extremis_, uratował Saddama i zezwolił swym helikopterom zrzucić na rebeliantów napalm i fosfor. To nie były jeszcze czasy brutalnej szczerości Donalda Trumpa, stąd ta nagła zmiana strategii Ameryki, która wcześniej zawsze przedstawiała swoje interesy jako konieczność działania dla dobra ludzkości, była tak zaskakująca, że zadziwiła zarówno naiwnych, jak i cyników.

*

Marie oddala się od swoich dawnych kolegów z klasy. Nawet Ahmed, jej przyjaciel z dzieciństwa, przerwał naukę, by pracować w polu u ojca. Zdarza się, że gdy podczas żniw Marie przemierza rowerem drogę wzdłuż łanów pszenicy, on zastyga z kosą w milczeniu, patrząc na nią, tak odległą, tak kobiecą.

Kiedy późną jesienią 1992 roku kościelny umiera na raka w szpitalu w Bagdadzie, mieszkańcy wioski odprowadzają jego ciało do klasztoru. Tego dnia w żałobnej procesji jednoczą się ubrane na czarno rodziny chrześcijańskie i rodziny muzułmańskie w bieli. Matka Marie w małym zeszycie odnotowuje nazwisko każdego, kto w miarę swych możliwości przyniósł żałobny podarek: worek mąki, daktyle, głowa cukru. W Iraku śmierć jest obecna na każdym kroku, więc wkrótce może przyjdzie odwzajemnić się podobnym darem. Mogłaby jednak odpuścić sobie to żmudne rozliczanie: skoro ojca już nie ma, rodzina nie będzie więcej przystawać z muzułmanami. W Iraku ludzie umierają licznie i często, wkrótce trzeba będzie oddać to, co każdy z nich ofiarował.PRZYPISY

1 Cytat z wiersza Paula Éluarda, _Comprenne qui voudra_ (1944), przeł. Katarzyna Marszałkowska. Wszystkie przypisy u dołu strony, jeśli nie podano inaczej, pochodzą od tłumaczki. Przypisy Autorów i odniesienia bibliograficzne znajdują się na końcu książki.

2 _Sabaya_ – określenie używane przez ISIS (Państwo Islamskie w Iraku i Syrii) na porwane i zniewolone Jazydki, niewolnice seksualne. W oryginalnej wersji książki występuje termin _sabiya_, w tłumaczeniu zamieniony na pojawiające się w polskich tekstach określenie _sabaya_.

3 Mowa o publikacji _L’écriture ou la vie_ (Literature or Life), która ukazała się w języku polskim w 1994 roku pod tytułem _Dzieła życia_; przywołane powyżej fragmenty przeł. Katarzyna Marszałkowska.

4 Chodzi o wioskę Siba Sheikh Khidir (Jazeera), niedaleko Mosulu.

5 Harry Charles Luke (1884–1969) – brytyjski urzędnik służb kolonialnych, długie lata spędził na Bliskim Wschodzie, autor publikacji _Mosul and Its Minorities_ , która wyszła drukiem w 1925 roku (przyp. red.).

6 Gertrude Bell (1868–1926) – brytyjska podróżniczka i archeolog, wraz z T. E. Lawrencem odegrali znaczącą rolę przy powstawaniu Iraku.

7 Thomas Edward Lawrence (1888–1935) – brytyjski archeolog, wśród arabskiej ludności zyskał przydomek Lawrence z Arabii.

8 Kefija – rodzaj chusty, popularna arafatka.

9 Diszdasza – długi strój, rodzaj tuniki, najczęściej w kolorze białym, noszony przez mężczyzn na Półwyspie Arabskim.

10 Ofensywy irańskie w Iraku w latach 1982–1988, zwane „Dawn”, czyli „Świt” (pierwsza „Przed świtem”, ostatnia „Świt 10”).

11 Chodzi prawdopodobnie o medresy Uług Beka i Abd al-Aziz Chana z charakterystycznym sklepieniem ponad bramą, przypominającym plaster miodu.

12 Dolma – odpowiednik polskich gołąbków zawijanych w liście winogron.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: