- W empik go
Jesteś historią - ebook
Jesteś historią - ebook
Prędzej czy później historia upomina się o każdego
W świecie podbijanym przez przemysł węglowy, parową maszynerię i silniki gazowe jest pewne miejsce, w którym chłód stali i żar bojlerów zderzają się z misternymi praktykami logomantów: ludzi, którzy posiedli rzadki dar manipulowania rzeczywistością niczym snem na jawie. Miejscem tym jest Dwieściewież, stolica Zjednoczonych Miast, a której nazwę należy odbierać zdecydowanie dosłownie.
I choć można by spędzić wiele wieczorów, opowiadając o historiach jej mieszkańców, jedna opowieść zasługuje na szczególną uwagę. Oto ona…
Maciej Łukasiewicz – z zawodu analityk, od dzieciństwa zakochany w opowieściach o dalekich lądach i tajemniczych ludach. Karmi swoje fantazje historiami z życia wziętymi, literaturą faktu oraz naukami, w szczególności tymi związanymi z podbojem kosmosu oraz socjotechniką. Amator sportu i zdrowego trybu życia, umie powiedzieć „Dziękuję, nie piję” w trzynastu językach.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67204-63-7 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ogień szalał. Ciężarówka pędziła w dół alei, kamienice na całej długości trasy płonęły jak żagwie. Ciężkie koła rozjeżdżały osmalone trupy ludzi i zwierząt. Pojazd gnał w kierunku Iglicy, najwyższej wieży miasta Dwieściewież. Wyjechawszy z pożogi, wóz zatrzymał się z piskiem opon u podnóża wysokiej, gładkiej i bezokiennej budowli i wypluł kilku uzbrojonych w karabiny żołnierzy w napierśnikach. Z szoferki wysiedli też młody oficer z szablą u boku oraz szpakowaty mężczyzna w porwanej i pokrwawionej koszuli. Ich osmalone twarze wyrażały mieszaninę zmęczenia, gniewu i determinacji.
Grupka w milczeniu pospieszyła do wrót wieży, po drodze mijając nienaturalnie powykrzywiane ciała. Podobne do okrętowej kotłowni wnętrze było parne i duszne. Za sterownią mężczyźni zeszli po spiralnych schodach i dotarli do wielkiej groty, gdzie zsuwając się po sztucznym stalaktycie z żelaza, stali i drewna, którego grot wskazywał pulsujące źródło światła nad czerwonym stawem, dostali się na sam dół. Tam się zatrzymali, a ich zmrużone oczy odnalazły zawieszone w toni ciało młodej kobiety w podartym kitlu.
Jeden z mężczyzn skoczył do wody i ruszył w stronę dziewczyny.
– Nie radzę, Dariusie. – Głos pochodził znad źródła światła. Na kulistej skale w środku jeziorka stał człowiek z obłędem w oczach. Krwawił z wielu ran na twarzy i torsie. Żołnierze błyskawicznie unieśli karabiny.
– Poddaj się i pójdź po dobroci! – zawołał oficer. – Jeszcze nie jest za późno!
– Dla was już jest.
– Wilhelmie – odezwał się Darius – proszę cię, nie zmuszaj nas do tego!
– Nie przeszkodziłeś mi na początku, nie przeszkodziłeś w trakcie, nie przeszkodzisz mi i teraz! Nie stać cię na poświęcenie, Dariusie, nie stać cię na poświęcenie!
– Ale nas stać! Ognia! – ryknął oficer i rzucił się na przeciwnika. Lufy wypaliły, lecz pociski rozpływały się w powietrzu kilka cali od celu. Oficer wylądował na skale i ciął Wilhelma z impetem. Ostrze przeszło jak przez powietrze.
– Jesteście bezbronni! – Wilhelm chwycił żołnierza za gardło i momentalnie pozbawił go tchu. – To ja decyduję, co mnie rani, a co nie!
Nagle zawył z bólu. Wypuszczony z poluzowanego uścisku oficer spadł w toń, pokasłując. Stojący bok Darius, zaciskając zęby, wyciągał ręce w stronę zwijającego się na skale Wilhelma.
– To dla większego dobra – wycedził. – Dla większego… dobra.
Wilhelma porwał wir powietrzny i zakręcił nim jak liściem na wichrze. I chociaż oślepiony, stawiał opór do końca.
– Nie jesteś w stanie mnie pokonać!
Darius zacisnął powieki. Klasnął i wirująca masa rozpłynęła się w powietrzu. Jeszcze przez moment echo słów Wilhelma wypełniało pomieszczenie, a po chwili woda w jeziorku zaczęła się gotować. W końcu para zasłoniła wszystko i nastała cisza.
* * *
Klara zerwała się z krzykiem. Przez długą chwilę szeroko rozwartymi oczyma patrzyła w tańczące pod kominkiem płomienie. Palce zaciskała na jedwabnej pościeli. Ciężko oddychała, a po jej policzkach spływały łzy.
Wtedy poczuła ledwo wyczuwalne ciepło wątłego ciała Emilii, drobne ramiona objęły ją w pasie.
– Znowu miałaś ten sen?
– Tak – załkała. – Ale tak wyraźny, jak jeszcze nigdy przedtem.
Kobiety aż podskoczyły, gdy drzwi rozwarły się z hukiem i wielki jak bawół mężczyzna w samych kalesonach wtargnął do sypialni z pałką w jednej ręce i latarenką w drugiej.
– Panienki w porządku? – spytał, rozglądając się podejrzliwie. – Ktoś tu?
– To tylko zły sen, panie Gudry – odparła Emilia i zaniosła się okropnym kaszlem. – Tylko sen.
Klara opuściła wzrok. Skóra na jej dłoniach pulsowała piekącym bólem. Była poparzona.
DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ