Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny - ebook
Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny - ebook
Francuski rękopis o prowokacyjnym tytule „Jésus ridicule. Un essai apologétique et sceptique” został odnaleziony w archiwum Leszka Kołakowskiego. Ten napisany w połowie lat osiemdziesiątych i nieukończony esej jest refleksją o znaczeniu Jezusa, Jego przesłaniu i odbiorze tego przesłania w naszej kulturze.
Myślę o Jezusie prawdziwym, a to znaczy: prawdziwie, rzeczywiście i niezbywalnie obecnym w naszej historii.
Czy nasza kultura przeżyje, jeśli zapomni Jezusa? (...) Dlaczego potrzebujemy Jezusa?
Czy był Bogiem? Nie mam pojęcia. Ale jeśli jakiś Boży człowiek żył kiedykolwiek na tej ziemi, był nim On.
(fragment książki)
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-3205-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po pierwsze, że nigdy nie istniał.
Albo że, owszem, istniał, ale nie został ukrzyżowany; ktoś inny zawisł na krzyżu zamiast Niego.
Albo że został ukrzyżowany, ale nie umarł na krzyżu; ocknął się w grobie, skąd wyszedł, by umrzeć kilka dni później.
Albo że ożenił się z Marią Magdaleną i miał dzieci.
Albo że, jeśli przyjrzeć się bliżej, był trockistą lub zwolennikiem Fidela Castro.
Albo że był po prostu tylko żydowskim nacjonalistą.
Albo że był przybyszem z innej galaktyki.
Albo że był homoseksualistą, a święty Jan Apostoł był jego kochankiem.
Albo że był Murzynem.
Albo że nie miał określonej płci, tylko był jednocześnie mężczyzną i kobietą (a więc, prawdopodobnie, hermafrodytą).
Albo że był istotą bezcielesną.
To wszystko zupełnie mnie nie interesuje. Pomijam w dodatku wszystkie badania historyczne prowadzone w ciągu ostatnich dziesięcioleci, wszystkie uczone analizy Ewangelii, ich języka, ich wiarygodności i różnic w ich treści. Myślę o Jezusie jako o elemencie składowym cywilizacji europejskiej, myślę więc o Nim takim, jaki był postrzegany przez wieki, zgodnie z wyobrażeniami i stereotypami, które znane są nam wszystkim nie tylko z lektury Nowego Testamentu, ale także z niezliczonych obrazów, figur w kościołach, kazań, kościelnej tradycji, a nawet kolęd. Myślę więc o Jezusie takim, jaki jest obecny w pamięci nas wszystkich, którzy wierzyliśmy i żyliśmy w tej kulturze. Myślę, by tak rzec, o micie, nie zakładając jednak, że „mit” oznacza historię nieprawdziwą, fikcję, wytwór wyobraźni (określenie „mityczny” dotyczy sposobu postrzegania i nie ma to nic wspólnego z prawdziwością jakiejś historii). Unikam pytania, jak w narracji ewangelicznej odróżnić prawdziwe od wyobrażonego, to, co jest do przyjęcia, od tego, co niepewne. Myślę o Jezusie prawdziwym, a to znaczy: prawdziwie, rzeczywiście i niezbywalnie obecnym w naszej historii. Ta obecność obejmuje wszystkie Jego słowa, wszystkie cuda, modlitwy i nauki.
Akceptuję więc wszystko to, co przekazała nam tradycja: że narodził się z Maryi Dziewicy dzięki działaniu Ducha Świętego, zapowiedzianego najpierw przez anioła; że pasterze i Mędrcy ze Wschodu, oświeceni znakami, złożyli Mu hołd w żłobie; że mając dwanaście lat, prowadził dysputy z rabinami w Świątyni Jerozolimskiej; że został ochrzczony przez Jana i był kuszony przez diabła po czterdziestu dniach postu; że nauczał w miastach Galilei, chodził po wodzie, wprowadził ryby do sieci, uzdrawiał niewidomych, trędowatych, paralityków i opętanych, wskrzesił Łazarza, zamienił wodę w wino, rozmnożył chleb, wypędził kupców ze świątyni; że został wydany przez Judasza, spożył ze swymi uczniami ostatnią wieczerzę; że został oskarżony przez żydowskich kapłanów, niechętnie ukrzyżowany przez Piłata, że zstąpił do piekła, powstał z martwych i wstąpił do nieba. A oprócz tego, że był synem Bożym, który przyszedł na ziemię, żeby odkupić grzechy rodzaju ludzkiego. Akceptuję to wszystko dlatego, że to w ten sposób nasza cywilizacja zasymilowała Jezusa i poprzez to się ukształtowała, oraz dlatego, że myślę wewnątrz tej cywilizacji. Chodzi więc o pewną wiarę w obrębie kultury. Jeśli idzie o wiarę religijną, ją również pomijam.
Odsuwam także teologię – chrystologiczne spory są fascynującym tematem historycznym, ale nie muszę ich rozważać, kiedy zastanawiam się nad moimi pytaniami. Te pytania można sformułować krótko: czy nasza kultura przeżyje, jeśli zapomni Jezusa? Czy wierzymy, że jeśli Jezus zostanie wygnany z naszego świata, ten świat przepadnie? Dlaczego potrzebujemy Jezusa?
Kiedy mówię o „zapomnieniu”, nie rozumiem tego dosłownie. Jego imię nie jest zapomniane. Jezus jako osoba nie jest nawet znienawidzony czy atakowany; rzadko zdarza się, żeby ktoś głosił nienawiść do Jezusa, bardzo często natomiast ludzie powołują się na Jego imię, żeby udowodnić, że to On mocno wspiera ich sprawy publiczne czy prywatne, polityczne czy religijne. Czasami jest ośmieszany (Nadstaw drugi policzek! Daj bandytom więcej, niż żądają! Módlcie się za tych, którzy was uciskają i nienawidzą! Śmiechu warte, prawda?), ale – częściej – ludzie się Nim posługują. A jednak to, że jest zapomniany, nie wymaga udowadniania; każdy, kto przeczyta Ewangelie i zastanowi się nad życiem, jakie nas otacza i jakie prowadzimy, dojdzie do takiego wniosku.
Czy był Bogiem? Nie mam pojęcia. Ale jeśli jakiś Boży człowiek żył kiedykolwiek na tej ziemi, to był nim On.
W przesłaniu Jezusa jest przynajmniej jedna rzecz, która nie wzbudza wątpliwości i nie jest kontrowersyjna: to, że całe Jego życie i całe nauczanie toczy się w cieniu dnia ostatniego, dnia nieuchronnego Sądu. Bez tego apokaliptycznego oczekiwania niczego w chrześcijaństwie nie da się zrozumieć. Tak jak święty Jan Chrzciciel Jezus nie tylko zapowiadał Królestwo i przypominał ludziom, żeby okazywali skruchę i przygotowywali się do Paruzji w pokorze i z nadzieją: On to Królestwo zaczął budować. Ku zrozumiałej zgrozie kapłanów żydowskich oskarżających go o uzurpację prawa, które ma tylko Bóg, przebaczał grzechy. Przebaczał grzechy nie w sensie osobistym, nie tak jak każdy z nas może przebaczyć innym zniewagi i zranienia, których od nich doznał, ale w takim, że je znosił, unieważniał, wymazywał z życia. „_Remittuntur tibi peccata tua”_*. Kto mógł tak powiedzieć? Fałszywy Mesjasz lub Mesjasz prawdziwy; szaleniec lub Christos – Pomazaniec, szatański uzurpator lub Boży wysłannik; bluźnierca lub ten, kto ma klucze do Królestwa. Unieważnić grzechy nie znaczy wyrzec się prawa do kary albo do uczucia gniewu i oburzenia. Nie, to coś więcej niż akt moralny i prawny – to akt ontologiczny, jeśli można tak powiedzieć, równy aktowi stworzenia _ex nihilo_; to unicestwienie świata takiego, jaki był przed przebaczeniem, zbrukanego i pogrążonego w zamęcie przez grzech – nieważne, jaki grzech, choćby tylko jeden grzech – i odtworzenie świata w jego czystości; jest to powtórne stworzenie wszechświata. Ten, kto ma tę niezwykłą moc, musi być pełnomocnikiem Stwórcy, jeśli nie Stwórcą samym.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
* Słowa Jezusa do uzdrowionego paralityka: „Odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mt 9, 2 i Łk 5, 20). Wszystkie przypisy pochodzą od redakcji. Tłumaczenie tekstów biblijnych według Biblii Tysiąclecia, wyd. 5.