Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Język magii - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 kwietnia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Język magii - ebook

Urzekająca opowieść o magii, rodzinnych tajemnicach i poszukiwaniu tożsamości w świecie zdradliwych zagadek.

Wśród spokojnych ulic Londynu skrywa się drugie miasto przesycone czarami…

Od kiedy Anna pamięta, jej ciotka zawsze przestrzegała ją przed niebezpieczeństwami, jakie niesie za sobą magia. Magia i miłość. Nauczyła nastolatkę bać się tego, jak magiczne nici skręcają się, wiążą i zmieniają się w coś złowieszczego i zabójczego. To przecież rzucona niegdyś klątwa zabiła jej rodziców i to przez nią Anna znalazła się pod opieką ciotki. To dlatego jest chroniona przed światem zaklęć i dlatego przed upływem roku ta nieznaczna moc jaką ma w sobie, zostanie w niej związana. Anna dołączy do ciotki i pozostałych Wiążących, które uważają, że magia to grzech i że nie należy jej używać. Jednak niebawem te plany zakłócą budzące grozę przebłyski magicznego Londynu, które zwiastują nadchodzący chaos…

„W tej powieści magia zarówno lśni, jak i stanowi zagrożenie. Są tu fascynujące zagadki i łamigłówki, jest też biblioteka – wierzcie mi, nie byle jaka. Przeczytacie tę książkę w jeden wieczór!”

Robin Hobb, autorka cyklu Kupcy i ich żywostatki

Kategoria: Katalog
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8335-598-6
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dzwony rozdzwoniły się jak od setek lat, dostojnie i z wdziękiem, napełniając Londyn uroczystą muzyką, jasną jak dojrzały księżyc w pełni. Mimo późnej pory leżące poniżej miasto było niespokojne, miotało się i wystrzeliwało w ciemności światłami, autobusami, samochodami i ludźmi — ci byli wszędzie — którzy chodzili, śpieszyli się, pracowali, pili, tańczyli, spali; nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na bicie dzwonów.

Na wieży dźwięk był ogłuszający. Mimo to kobiety bez wahania zbliżyły się i utworzyły krąg. Stały boso na zimnej kamiennej posadzce z rozpuszczonymi włosami spływającymi na proste szaty. Zsunęły kaptury z głów, czując w kościach wibracje dzwonów, czując brzęczenie i zamęt leżącego poniżej miasta, czując milczenie księżyca widocznego przez okna, czując nabrzmiewanie języków ich własnej magii. Wybrzmiał ostatni kurant.

Północ. Nadszedł czas.

Uniosły ręce ku niebu.

Nie krzyknęły, kiedy to się stało — Siódemka nie była stworzona do takich reakcji, ale i tak nie miałyby czasu na krzyk. Nie otrzymały żadnego ostrzeżenia, nim to nadeszło…

Szyby w oknach popękały. Do środka wsączyła się noc. Zabrzmiały słowa, niewzruszone i niezniszczalne. Kobiety zostały szarpnięte w tył, a ich nagie stopy przesunęły się po posadzce. Ciała uniosły się w powietrze, szaty rozwiały się, członki zastygły w blasku księżyca. Czuły teraz jedynie daremność — miały głęboką świadomość, że nic nie mogą zrobić, że liny okręcają się wokół ich szyj, a one same spadają w pustą noc.

Dopiero wtedy, kiedy ich ciała przestały należeć do nich, uczyniły to, co uczyniłyby wszystkie ciała: wiły się, szarpały, charczały i dusiły się — powoli umierały.

Poniżej życie Londynu toczyło się jak przedtem, ale dzwony Big Bena nigdy nie były tak milczące.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiRADOŚĆ

Piętnastolatka

Okolica była bardzo podobna do wszystkich przedmieść Londynu: rzędy wysokich i wąskich szeregowych domów o surowych fasadach, zadbane ogródki, żelazne furtki — teraz zamknięte. Zasłony były zaciągnięte, a okna jaśniały na tle zewnętrznej ciemności. Panowała cisza — rozlegało się tylko dalekie pobrzękiwanie ruchu ulicznego, kroki kogoś wracającego do domu, szczekanie psa, szum drzew na wietrze — lecz jeden dom był cichszy od wszystkich innych.

Milczący.

Mimo że cisza była tak głęboka, nikt jej nie zauważał, tak jak samego domu. Nie skręcał do niego żaden z przechodniów. Był ledwie przelotnym dreszczem — na prowadzącej do niego żwirowej ścieżce wszystkie kamyki znajdowały się na swoim miejscu, jego ganek schludnie zdobiły wiszące doniczki, jego białe drzwi były zamknięte na znajdujący się poza nimi świat. Nic się nie poruszało. Wydawało się, że pod drzwiami domu zamiera nawet wiatr.

Zza jego ścian nie dobiegał żaden dźwięk, a mimo to wewnątrz, w salonie, samo z siebie grało pianino — melodia była tak krucha i dojmująco piękna, że sprawiała wrażenie stworzonej z samej ciszy. Trzepotała przy oknach, ale nie mogąc się wydostać, zapadała się w samą siebie, znikając w pustce pomiędzy nutami.

Kobieta zagłębiona w fotelu poruszała rękami w rytm muzyki. Dziewczyna, która siedziała na podłodze, miała zamknięte oczy, jakby całkowicie zatopiona w tych dźwiękach, lecz dłoń zaciskała na kawałku zasupłanego sznurka. Nie mogła słuchać muzyki. Mogła ją słyszeć, ale nie mogła jej słuchać. Kłykcie miała białe.

Tempo muzyki zwolniło; wybrzmiała jedna nuta niczym dzwon, czysta, piękna i pełna uczucia.

Dziewczyna nie potrafiła już tego znieść. Dopuściła do siebie nieco brzmienia, wdychając jego radość. Muzyka zaczęła wypełniać jej płuca, a ona nagle zakrztusiła się i chwyciła za gardło, usiłując oddychać. Powietrze było jednak za gęste, zbyt ciężkie od muzyki — zatapiało ją.

Dłonie kobiety nie przestawały poruszać się w powietrzu.

Dziewczyna mocniej zaciągnęła jeden z węzełków na swoim sznurku. Jeszcze mocniej. Usiłowała przebrnąć przez panikę, usuwając muzykę z ciała, z umysłu. Zaciągnęła węzełek tak mocno, że jej palce zawyły z bólu. Radość w jej sercu gwałtownie się uciszyła. Muzyka omywała ją, lecz nie wnikała głębiej, a ona zaczerpnęła niepewnie powietrza…

Odczuła ulgę tylko przez sekundę; szybko zamknęła oczy, ścisnęła sznurek i utwierdziła się w swoim zamiarze. Pieśń brzmiała dalej, już wcale nie piękna, będąc jedynie dźwiękiem, interesującym układem wibracji powietrza. Nie muzyką.

Na zewnątrz zrobiło się ciemno. Dziewczyna topiła się jeszcze kilka razy. W końcu kobieta przestała poruszać rękami. Muzyka ucichła.

— Magia to pierwszy grzech; musimy go dźwigać w milczeniu — odezwała się kobieta z wyraźnym rozczarowaniem w głosie.

— Magia to pierwszy grzech; musimy go dźwigać w milczeniu — powtórzyła dziewczyna.

— Idź spać, Anno.

Siostrzenica była zbyt zmęczona, by coś powiedzieć. Wstała, ucałowała ciotkę na dobranoc w zimny, odwrócony policzek i poszła na górę.

Kobieta nadal siedziała w fotelu z głową pełną ciężkich myśli, powoli obracających się jak młyńskie koło. Dziewczyna wkrótce obchodzi urodziny. Czy będzie gotowa, kiedy nadejdzie czas? Musi być gotowa. Kobieta poruszyła rękami w powietrzu i pianino znowu zagrało.

Była zadowolona, że w swoim sercu znalazła tylko ciszę.

HAFTY

Wbijam igłę, przeciągam nić, strachem haftuję,

Igielne oko uważnie mnie obserwuje.

Wbijam igłę, przeciągam nić, haftuję krwią,

W każdym ściegu tajemnice uwięzione tkwią.

Wbijam igłę, przeciągam nić, haftuję mocą,

Milczenie w każdym węzełku zaciągniętym mocno.

Wbijam igłę, przeciągam nić, widzę wyraźnie:

Im ścieg ciaśniejszy, im mocniej węzełek ściągnięty,

Tym słodszy haft cały.

Śpiewka ściegów, Rozrywki, Księga Wiążących

Anna obudziła się, czując niepokój. Ból. Pragnienie. Uczucie, którego nie potrafiła umiejscowić. Próbowała je schwytać, ale już zniknęło. Sen? Anna nie śniła.

Podniosła wzrok na wiszący nad nią wiązacz snów — na sznurku znajdowało się kilka węzełków. Tę stworzoną przez Wiążących pokręconą wersję sznurkowego talizmanu, długi kawałek sznurka, ciotka umieściła tu trzy lata temu, żeby siostrzenicy nic się nie śniło. Chwyta każdy sen w osobny węzełek. Węzełki zaczęły się rozsupływać i wiązacz snów z powrotem zmienił się w powykręcany sznurek; Anna ziewnęła, wyczerpana. Nie spała dobrze. Nigdy nie spała dobrze. Nie musiała spoglądać na zegar, żeby wiedzieć, która jest godzina. Czekała. Pukanie do drzwi. Rozlegało się co rano o wpół do siódmej. Pierwszy ścieg ich codziennego porządku. Wbijam igłę, przeciągam nić.

— Anno!

— Idę, ciociu.

— Wczesny ptaszek chwyta robaczka, ale wcześniejszy robaczek ucieka ptaszkowi.

Wiem, bo mówisz to każdego ranka.

— Idę — powtórzyła dziewczyna, usiłując nadać głosowi żywsze brzmienie, starając się poczuć bardziej ożywioną.

Na kołdrze wciąż leżała książka, którą czytała, nim w końcu zasnęła — jej jedyna ucieczka podczas pustych nocnych godzin. Przesunęła ją na bok i podniosła się z łóżka. Podeszła boso do drzwi balkonowych po drugiej stronie pokoju. Otworzyła je i wyszła na balkon na tyłach domu. Rozciągał się przed nią podmiejski Londyn: niebo jak odległa, szara ściana, łatanina przylegających do siebie dachów i ciemnych ceglanych domów przetykanych zmęczoną zielenią. Ogródki tkwiły w bezruchu — skoszone trawniki i wymuskane klomby; u sąsiadów szemrał grzecznie mały sztuczny wodospad.

Anna odetchnęła wiatrem i pomyślała, a może wyobraziła sobie, że czuje zapach zmiany: powiew dymu, jesieni, Selene. Na wargach dziewczyny pojawił się uśmiech, którego nie zdołała schwytać.

Jeszcze trzy dni.

Jeszcze trzy dni do jej urodzin, do przybycia Selene. Gdy kilka dni temu siedziały jak zwykle wieczorem w salonie i w milczeniu haftowały, ciotka nagle oznajmiła, jakby to nie było nic niezwykłego:

— Na twoje urodziny spodziewamy się gości.

Anna natychmiast pomyślała o Wiążących i serce drgnęło jej ze strachu. Przyjdą? Na odświętne przesłuchanie? Lecz wtedy ciotka powiedziała, że odwiedzi je Selene i że przyprowadzi ze sobą córkę. Anna skinęła na to spokojnie głową, ale wiadomość była tak niespodziewana, a ona tak się nią przejęła, że ostatnią część haftu wyszyła nieporządnymi ściegami, które zawijały się w górę i w dół pętlami tak dużymi, jak mocne były uderzenia jej serca. Zanim ciotka pozwoliła jej odejść, Anna musiała je spruć i wszystko wyszyć na nowo.

Selene nie odwiedzała ich od dawna, a ostatnia wizyta nie skończyła się dobrze. Dawna przyjaciółka rodziny chodziła do szkoły z internatem razem z ciotką i matką Anny. Wtedy były nierozłączne — a przynajmniej tak słyszała Anna, chociaż zawsze z trudem wyobrażała sobie ciotkę i Selene jako przyjaciółki. Podczas jej krótkich i wybuchowych wizyt ledwie się nawzajem tolerowały. Annie ta kobieta zawsze jawiła się jako cudowny, oszałamiający przerywnik w jej monotonnym życiu, kolorową wstążkę wplecioną w zwykły sznurek, lśniący klucz do innego świata. Stanowiła przeciwieństwo ciotki: wesoła, pełna życia i radości; była kusicielką, cudem, czarownicą. Czarownicą jak one i wcale do nich niepodobną. Z pewnością nie należała do Wiążących.

Anna wróciła do środka. Strzepnęła kołdrę, pościeliła łóżko, włożyła kapcie i szlafrok, wzięła z nocnej szafki Zawęźlony Sznurek i włożyła go do kieszeni. Patrząc w lustro, związała włosy w koński ogon. Zawsze czuła się tak, jakby brakowało jej jakiegoś kawałka. Widziała to, ilekroć patrzyła na swoje odbicie — niezupełnie na miejscu, niezupełnie cała. Jej spojrzenie oddawała dziewczyna straszliwie blada, z zapadniętymi, wyblakłymi oczyma i splątanymi rudymi włosami; na brodzie powoli, lecz systematycznie rosła krosta. Co sobie teraz pomyśli o mnie Selene?

— Anno!

— Idę!

Zbiegła po schodach, zaciskając jeden z węzełków na Zawęźlonym Sznurku, aż poczuła, że jej podekscytowanie znika. Gdyby ciotka je wyczuła, bez wątpienia na złość Annie odwołałaby wizytę. Śniadanie zrobiły i zjadły w milczeniu. Grzanki i solone śledzie. Porcja była mała i dziewczyna nadal czuła głód. Zawsze czuła głód. Ciotka przeglądała tytuły na tablecie, cmokając z dezaprobatą.

— Gospodarka Wielkiej Brytanii się załamuje, a premier obiecuje „odbicie”.

Cmok.

— Czy imigranci zabierają pracę młodym Brytyjczykom?

Cmok.

— Molestowanie seksualne w pracy przyczyną depresji.

Cmok, cmok, cmok, jak uderzenia metronomu. Ciotka czytała z neutralnym wyrazem pociągłej, królewskiej twarzy. Doskonale umiała przybierać spokojną i uprzejmą minę, odpowiednią dla świata, lecz siostrzenica wiedziała, jak mocno były ściągnięte jej rysy, jak naciągnięte zbyt daleko, mogły pęknąć w każdej chwili.

— Czy zechciałabyś powiedzieć mi, gdzie jest zegar? — odezwała się ciotka, nie podnosząc wzroku.

Anna spojrzała na zegar wiszący na ścianie kuchni.

— No proszę. — Ciotka wyłączyła tablet i spojrzała dziewczynie w oczy. — A więc masz świadomość, gdzie on jest. Dlaczego zatem wciąż siedzisz przy stole, skoro jest prawie wpół do ósmej? Czy twoje obowiązki same się dziś robią?

Ciotka zawsze była trudna, ale przez ostatnie kilka dni okazywała szczególną drażliwość i była tak niespokojna, jak Anna.

— Przepraszam, ciociu. — Siostrzenica szybko wstała i zaczęła sprzątać ze stołu. — Już działam.

Ciotka wydała pełne dezaprobaty mruknięcie.

— Muszę iść do supermarketu po kilka rzeczy na tę weekendową wizytę. — Zabarwiła to słowo swoją charakterystyczną cierpkością. — Kiedy wrócę, wszystkie pokoje mają lśnić. Nie masz dużo czasu. — Wstała, upychając luźne pasemka rudych włosów pod kok i otulając się szczelniej szalem. Ciotka zawsze okrywała szyję, jak inne Wiążące. — I nie zapomnij o liściach, Anno — dodała ostrym tonem. — Zaczynają spadać na ścieżkę, cały plac będzie o nas plotkować.

Broń Boże! Dziewczyna zaczekała, aż trzasną drzwi frontowe, a potem rozejrzała się z rozpaczą po uporządkowanych szafkach i białych powierzchniach w kuchni. Wszystko już lśniło. Może to nie było właściwe słowo. Wszystko było raczej nieświeże, milczące, nieruchome. Wszystkie pokoje w domu wyglądały tak samo: kremowe ściany, zasłony w kwiaty, stare meble z oszczędnymi, szczególnymi zdobieniami. Gdyby Anna przestawiła któryś z wazonów na inny stolik, dom nie wyglądałby właściwie. Istniał tu porządek; przedmioty miały swoje miejsce. Nawet róże w donicach poustawiane w kącie każdego pokoju: ciemne liście błyszczące jak języki i ciasno zwinięte pączki, które nigdy się nie otwierały.

Nawet ja.

Anna podeszła do lodówki i wykradła kilka truskawek — słodycz na języku — jedną, dwie, trzy, nie na tyle dużo, żeby dało się to zauważyć, a następnie zakasała rękawy i wzięła się do pracy. Trzeba było odkurzyć dywany, zetrzeć kurze, wybielić łazienki, zamieść liście, zeskrobać wszystkie oznaki życia. Jeśli w domu panuje nieporządek, Anno, to umysł bierze z niego przykład. Wszystkie dni letnich wakacji były takie same: obowiązki, nauka, gra na pianinie, wieczorne haftowanie, szkolenie Wiążących, znowu obowiązki — bez przerwy w niekończącej się, nieuniknionej pętli. Wbijam igłę, przeciągam nić, jeszcze… trzy… dni.

Podczas ostatniej wizyty Selene trzy lata temu ciotka przyłapała ją na próbie nauczenia Anny posługiwania się magią — magią miłości — językiem zdecydowanie nietolerowanym przez Wiążące. Pokłóciły się i choć pozornie oczyściły atmosferę, to potem Selene wyprawiła wieczorną imprezę…

Anna pamiętała, jak następnego ranka zeszła na dół i zastała ich idealny dom w nieładzie: nieprzytomni ludzie na sofach, wszędzie kieliszki, na dywanie plamy z wina, na jednej z martwych natur ciotki wiszących w korytarzu coś, co wyglądało na bitą śmietanę, a z ich grilla w ogrodzie strzelały trzymetrowe fioletowe płomienie. Odesłana do pokoju, Anna próbowała słuchać pyskówki, jaka się wywiązała. Wydało jej się, że usłyszała, jak Selene krzyczy: „Chcieliśmy pianek!”, a ciotka syczy: „A gdyby sąsiedzi zobaczyli!” i bez końca powtarza: „Obrzydliwe zachowanie!”, ale po chwili ich głosy przycichły, chociaż stały się jeszcze ostrzejsze. Dziewczyna nie zrozumiała już nic więcej, a potem trzasnęły drzwi frontowe. Anna nie spodziewała się, że jeszcze kiedyś zobaczy Selene.

Dlaczego ciotka miałaby jej teraz pozwolić na odwiedziny? Po tak długim czasie? Z drugiej strony, Selene umiała zdobywać dokładnie to, czego chciała, i nawet ciotka nie była odporna na jej namowy. Kobieta nigdy przedtem nie przyprowadzała córki. Anna jak przez mgłę pamiętała, że raz widziała jej zdjęcie: chuda dziewczyna w jej wieku z czarnymi włosami i gniewną miną. Effie. Poczuła wtedy tylko niekomfortową zazdrość, że ta szczęściara ma za matkę Selene. Nie chciała jej poznać ani wówczas, ani teraz. Effie na pewno okaże się równie czarująca, magiczna i pełna życia, jak Selene — czyli będzie całkowitym przeciwieństwem Anny.

Wzięła szczotkę i wyszła na dwór, zadowolona, że pozbędzie się z nosa smrodu detergentu. Niebo się przetarło, dzień pojaśniał, przeplatany podmuchami wiatru, a na ziemi leżało już trochę liści — lato prawie się skończyło. Identyczne domy przy Cressey Square z frontowymi drzwiami zamkniętymi jak usta w grymasie dezaprobaty patrzyły na nią przenikliwie. Anna zgarnęła na kupkę liście z frontowego ogródka i wrzuciła je do pojemnika, lecz jeden z nich się uwolnił i z powrotem osiadł na ścieżce. Dziewczyna podniosła go i obracała w dłoniach; był już suchy i brązowy. Martwy.

Nie myśląc, wpadła z powrotem do domu, odstawiła szczotkę i chwyciła jeden z kluczy wiszących na wieszaku na klucze. Przebiegła przez ulicę do ogrodu położonego na środku placu: „Ogród prywatny. Tylko dla mieszkańców”. Przekręciła klucz w zamku żelaznej bramki i otworzyła ją ze zgrzytem metalu. Ciotka wkrótce wróci do domu. Nie ma wiele czasu.

Ogród był pusty, ale on zawsze był pusty; w sumie nie miał sprawiać przyjemności, tylko być podziwiany z okien salonów. Anna pobiegła ścieżką, mijając zarośnięte klomby i wysychającą fontannę, aż dotarła do miejsca, gdzie drzewa tworzyły kępę i chroniły ją przed wzrokiem wścibskich sąsiadów. Tam usiadła, opierając się plecami o znajomą krzywiznę pnia dębu, wdychając chwilę wolności. Kiedy była mała, często marzyła o ucieczce. Stało się to czymś w rodzaju hobby: wyobrażanie sobie siebie w książkach, które czytała, wymyślanie historyjek, granie na pianinie piosenek, co sprawiało, że czuła się, jakby znajdowała się gdzie indziej, jakby była kimś innym. Teraz już właściwie tego nie robiła. Lecz ogród nadal stanowił swego rodzaju ucieczkę. Znajdował się ledwie kilkanaście metrów od budynku, ale tworzył własny świat, w którym miała nad sobą tylko wiatr i czysty kawałek nieba. Nikogo, kto by ją widział, oceniał, karał…

Anna położyła liść na kolanach i z plątaniny sznurków w kieszeni wybrała dwa świeże odcinki. Szybko je związała z pętlą pośrodku przypominającą serce i odchodzącymi od niej trzema kawałkami jak żyły: powstał węzełek ankh, Węzełek Życia. Skupiła się na liściu i narastaniu energii pod palcami. Wyobraziła sobie, jak liść wraca do życia, rozwija się, nabiera sił, jak jego zieleń odzyskuje blask. Trzymany w dłoni węzełek drgał. Rozwiązała go i poczuła uwolnienie nagromadzonej energii. Liść poruszył się, przy łodyżce błysnęła zieleń, a potem… nie stało się nic.

Wciąż martwy.

Wiotkie sznurki zwisały z jej dłoni jak osuszone żyły. Anna podniosła liść i zgniotła go, usiłując nie zwracać uwagi na znajome uczucia frustracji i zawstydzenia. Najbardziej raniła nadzieja, cienka i delikatna jak igła wbijana w jej serce. Czarownica, która nie umie rzucać zaklęć. Czy jestem największym żartem świata? Możliwe, że ogród jest jej ostatnią ucieczką, ale nie może jej pomóc. Ona sama jest nieudacznicą i pod koniec roku zgasną resztki nadziei, że będzie się posługiwać magią. Ucieczka nie będzie już możliwa. Zostanie Wiążącą.

Gdzieś dalej zaszczekał pies, wyrywając Annę z zamyślenia. Upchnęła sznurki do kieszeni i rozejrzała się ze strachem, który szybko zastąpił jej nagły zapał. Gdyby została przyłapana na rzucaniu zaklęcia… Dziewczyna nawet nie chciała myśleć, co ciotka mogłaby zrobić.

Magia to pierwszy grzech; musimy go dźwigać w milczeniu.

Anna ruszyła szybko w stronę drzwi, rozglądając się nerwowo po okolicznych oknach, ale u sąsiadów nic się nie działo. Wszyscy byli w środku. Dziewczyna podniosła wzrok na swój dom. Dwuspadowy dach krył najwyższe piętro, które miało okno od frontu. Było ciemne, zasłony jak zwykle pozostawały zaciągnięte. Pokój na trzecim piętrze. Anna nigdy w nim nie była. Ciotka twierdziła, że używa go jako składziku oraz przechowuje w nim dokumenty Wiążących i nie chce, żeby siostrzenica w nich grzebała. Dziewczyna była zmuszona zaakceptować to wyjaśnienie, przyjąć — jak zwykle — to, co jej mówiono.

Weszła do wnętrza i zatrzymała się przy wieszaku na klucze wiszącym na ścianie. Był ciężki od kluczy ich życia. Klucze do domu. Kluczyki samochodowe. Klucze z pracy… Anna odwiesiła klucz do ogrodu przy Cressey Square na miejsce wśród innych kluczy, lecz jej dłoń zawisła w powietrzu — powędrowała ku kluczowi wiszącemu na ostatnim, dziewiątym haczyku. Nie sprawiał wrażenia szczególnie niedopasowanego do pozostałych — był odrobinę mniejszy, miał zawęźloną żelazną główkę — lecz różnił się od nich. Zdawał się spokojniejszy, bardziej nieruchomy. Niczego nie zdradzał. Klucz ciotki. Klucz do pokoju na trzecim piętrze.

Gdy dziewczyna była mała, spróbowała go kiedyś ukraść. Ciotka brała kąpiel, a Anna zeszła chyłkiem na dół i zdjęła klucz z haczyka. Kiedy tylko znalazł się w jej dłoniach, jego pióro zaczęło się poruszać, nieustannie zmieniając wzór wycięć, zaginając się i rozprostowując, zmieniając kształt, jakby zmieniało biegi. Dziewczyna przyglądała mu się jak zahipnotyzowana, lecz nagle poczuła nad sobą cień. Obróciła się w miejscu i ujrzała ciotkę z rysami twarzy zastygłymi w gniewie, ale kiedy kobieta odezwała się, w jej głosie brzmiała zimna pewność siebie: Tylko w moich rękach klucz odnajduje właściwą postać.

Ciotka zrobiła wtedy dłońmi gest, jakby zawiązywała węzełek. Anna wzdrygnęła się na wspomnienie poczucia, że pęka kość w jej palcu. Klucz upadł na podłogę. Nauczyła się w bolesny sposób, by nigdy więcej nie próbować brać go do ręki.

Dziewczyna opuściła dłoń i sięgnęła do kieszeni po Zawęźlony Sznurek. Zaciągnęła jeden z jego węzełków, zawiązując swoją ciekawość. W tym domu ciekawość nie była mile widziana. Anna odwróciła się od haczyka i poszła na górę umyć ręce i wyczesać z włosów wiatr.

— Czerwony sznurek?

— Siła.

— Pomarańczowy sznurek, dwa węzełki?

— Związanie dwóch przeciwieństw.

Za oknem salonu wycofywały się reszki dziennego światła. W pokoju panował chłód. Telewizor był wyłączony, klapa pianina opuszczona, a pączki stojącego na nim krzaku róży drobne i drżące jak gęsia skórka. Ciotka siedziała w fotelu i wypisywała szpitalne sprawozdania, bez podnoszenia wzroku sprawdzając, czy Anna zna zgodności, a dziewczyna posłusznie recytowała odpowiedzi, nie przerywając haftowania. Szelest nitki nie przerywał ciszy panującej w pokoju między pytaniami ciotki; przeciwnie, napinał ją jeszcze bardziej.

Wbijam igłę, przeciągam nić. Wbijam igłę, przeciągam nić.

— Żółty sznurek, Węzełek Dziergany, poniedziałek?

— Dla zagojenia rany.

— Brązowy sznurek, sześć Niemych Węzełków?

— Dla odpędzenia niechcianych myśli.

Na środek haftu Anny ciotka wybrała werset z Biblii: „Od rąk grzesznika ustrzeż mię, Panie, zachowaj mnie od gwałtownika, od tych, co zamyślają z nóg mnie zwalić”*. Cytaty biblijne stanowiły dobre zastępstwo; trudno, żeby ciotka wieszała na ścianie wersy z Księgi Wiążących. To tam znajdzie się haft Anny, kiedy już go skończy. Hafty pokrywały ścianę za nimi, pożerając każdy cal przestrzeni, zamykając kolorowe obrazki i przerażające teksty w ciemnych ramkach. Zaklęcia milczenia i ochrony, mówiła ciotka, na zewnątrz i tutaj, dodawała, dotykając serca.

— Czarny sznurek, siedem Węzełków Krępujących, środa.

— Dla powstrzymania kogoś innego od mówienia.

— Źle.

Ciotka poruszyła nieznacznie dłonią; igła wbiła się w palec Anny. Dziewczyna nie krzyknęła. Uważała, by kropelka krwi nie spadła na haft. Wiele z nich zostało zniszczonych w ten sposób.

— Dla powstrzymania kogoś innego od rozpowiadania sekretów — poprawiła się szybko Anna.

— Biały sznurek, Węzełek Służebny?

Pytania ciągnęły się bez chwili przerwy. Dziewczyna nigdy nie była utalentowaną szwaczką, ale zmuszano ją do szycia przez tyle lat, że z łatwością wykonywała ściegi. Odpowiadała bez zastanowienia, marząc o tym, by usiąść przy pianinie i zagrać. Oswobodzić splątane myśli. Przyzwyczaiła się do tworzenia piosenek w głowie podczas haftowania — wbijam igłę, przeciągam nić — stapiając w jedno nuty nici, rytm ściegów, melodię ich wzorów. Dla niej te hafty nie były zaklęciami ochronnymi, a pieśniami tęsknoty.

Lecz tego wieczoru nie chciała się pojawić nawet jej muzyka. Anna nie mogła przestać myśleć o tamtym liściu w ogrodzie; strofowała siebie samą za magiczną nieudolność. Dlaczego to szkolenie Wiążących, które przechodzi, musi być tak otępiające, dlaczego musi być taką torturą? To klepanie zgodności, recytowanie Księgi Wiążących, wiązanie węzełków, bezlitosne próby emocjonalne, ściegi, ściegi, ściegi… Rzadko jej się zdarzało rzucać prawdziwe zaklęcia.

— Szary sznurek, Węzełek Kochanków, piątek?

— Dla ochrony… ochrony przed cielesnym pożądaniem…

— Znowu źle!

Igła drugi raz wbiła się w ciało Anny, a kropla krwi wsiąkła w płótno. Może uda mi się ją zasłonić różą…

— Przepraszam, dla stłumienia cielesnego pożądania.

— Skup się, Anno! Co w ciebie wstąpiło?

Nic! Nic we mnie nie ma, w tym cały problem. Czy Selene będzie teraz mogła powiedzieć, że jestem nieudacznicą? Czarownicą bez magii? Ale liść poruszył się — prawda? Może jest jeszcze nadzieja, odrobina nadziei, która nie została stłumiona.

Kiedy ciotka w końcu oznajmiła, że skończyły, Anna odłożyła haft.

— Ciociu — zaczęła niepewnie.

— Tak, Anno.

Dziewczyna już słyszała w jej głosie niecierpliwość. Ciotka zawsze sprawiała wrażenie, że wyczuwa, co siostrzenica zamierza powiedzieć.

— Przez całe lato nie… no, nie próbowałyśmy rzucać zaklęć. Tak sobie pomyślałam, czy może nadeszła pora, żeby trochę poćwiczyć?

Anna mówiła szybko, desperacko, chcąc wyrzucić słowa z siebie, zanim ta rozsądniejsza część jej umysłu zdąży je powstrzymać.

Ciotka zamknęła laptop i zamilkła. Anna dobrze znała jej milczenia. Było milczenie jej pytań: wąskie i spiczaste, pełne ślepych uliczek i pionowych urwisk. Milczenie jej gniewu, niczym błyskawica bez grzmotu — wiadomo, że grzmi, ale pomruk jest zbyt daleki, zbyt głęboki, by go usłyszeć, choć usłyszenie go polepszyłoby w jakiś sposób sytuację, ujęłoby jej grozy…

— Jak brzmi trzecia zasada Wiążących, Anno?

— Rzucamy zaklęcia tylko wtedy, kiedy jest to naszą powinnością.

— I ty nagle uważasz, że to twoja powinność?

— Nie, tylko…

— Co znaczy zostanie Wiążącą?

Anna aż nadto dobrze wiedziała, co to znaczy. Do jej Zawęźlenia został tylko rok.

— Moja magia zostanie związana.

Wbijam igłę, przeciągam nić, odcinam ją i wiążę supełek.

Dziewczyna chwyciła Zawęźlony Sznurek w kieszeni.

— Po prostu pomyślałam sobie, że…

Ciotka zrobiła w powietrzu węzełek i usta Anny gwałtownie się zamknęły. Sama również doświadczyła kiedyś tego losu, ale gdy została Starszą Wiążącą, uwolniono jej magię, by mogła wypełniać nowe obowiązki.

— Ty nie myślisz, Anno. Ty tylko czujesz. I to jest twój problem. Czujesz przyciąganie magii?

— Nie.

Palce siostrzenicy zacisnęły się na jej Zawęźlonym Sznurku.

Ciotka usiadła na kanapie obok niej.

— Twoja matka czuła to przyciąganie, prawda? — odezwała się łagodnym tonem.

— Tak.

— I dokąd ją to doprowadziło?

— Do śmierci.

— Magia ją zabiła. — W głosie ciotki brzmiała rozpacz. — Nie jesteś jeszcze Wiążącą, nie nosisz na szyi prawdziwego ciężaru magii. Dla ciebie to wciąż gry i zabawy.

— Nie.

Anna pokręciła głową, żałując, że w ogóle się odezwała.

— Nie? — Ciotka na powrót otworzyła laptop. — Poprosiłaś o ćwiczenia z rzucania zaklęć i jutro je sobie zrobimy. Teraz chyba jednak będziemy kontynuować zgodności.

Dziewczyna skinęła głową i wróciła do haftowania.

— Węzełek Dławiący?

Wbijam igłę, przeciągam nić.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: