- W empik go
Josek Gesundhelt i S-ka: powieść z życia żydów warszawskich - ebook
Josek Gesundhelt i S-ka: powieść z życia żydów warszawskich - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 219 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Łódź
Nakładem Rodziny Druk K. Brzozowskiego i S-ki
1901.
Дозволеио цеизуроюִ г . Варшава, 28 Апрђля 1900 г.
Nie było szczęśliwszej pory w życiu Joska Gesundheita nad jego lata dziecięce!
Puszczany samopas i niedoglądany przez nikogo od chwili, gdy tylko skrzywione w pałąk nogi stawiać jako tako począł, a nawet wypędzany często z izby, aby nie zawadzał starszym przy robocie – bujał sobie swobodnie, najpierw po podwórzu rodzinnego domu, później po twardym bruku ulicy Muranowskiej, nakoniec zaś po wydeptanej łące o koło Cytadeli.
Tam to, wraz z gromadką takich jak sam brudnych i odartych dzieci, wywracał ucieszne kozły, zabawiał się piłką, uwitą nietyle misternie, ile pracowicie ze starych gałganków i strzępków, a wreszcie szachrował z towarzyszami i towarzyszkami, przybywającemi na ową łąkę z kromką chleba lub kawałkiem makagigi.
Piękne to były chwile! Tu już ojciec nie mógł uderzyć, dorosła siostra nie zrzędziła, jej mąż, a małego Joska szwagier, nie potrącał – jeśli zaś który z waleczniej szych towarzyszów zadrapał czasem twarz, płaciło mu się taką samą monetą lub też wymieniało ją na kułak albo kopnięcie nogą – i wszystko dobrze się kończyło.
A uciechy było w bród! Często nawet mały Josek, po wydostaniu się zrana z domu, w niemałym bywał kłopocie: gdzie iść i z którą partyą? Czy na plac Broni z gromadką z Niskiej, czy pod Cytadelę z towarzyszami z Muranowskiej, czy nakoniec z partyą z Bonifraterskiej pod wiadukt kolei Nadwiślańskiej?…
Pragnął też często trzech takich małych Josków z siebie zrobić, aby mógł być wszędzie naraz obecnym.
Po większej jednak części przyłączał się do ostatniej z wymienionych kompanij, raz dlatego, że w kompanii tej najwięcej bywało kolegów, uposażonych w różne łakocie, a powtóre, że blizkość drogi kolejowej przyczyniała się niemało do uroizmacenia rozkoszy, nasycających wrzaskliwą gromadkę.
Mianowicie, każdy przechodzący po linii pociąg wywoływał w całem zebraniu wielką sensacyę, ściągając z murawy i prostując nawet najzapaleńszych " koziołkowiczów " lub graczy guzikowych. Zapatrzeni w buchającą dymem lokomotywę, stawali wszyscy na chwilę w osłupieniu, co jednak nie przeszkadzało im potem wnieść ogromnej wrzawy na powitanie " żelaznego djabła", a czasem nawet i kamykami celować do okien pomykających wagonów.
Błogi ten stan byłby może trwał jeszcze długo, gdyby nie śmierć ojca, oraz nie złośliwość siostry i szwagra, którzy przypomnieli sobie, iż dwunastoletni chłopiec powinien nareszcie wziąć się do jakiej roboty.
Mały Josek szarpał się, rzucał i krzyczał, nie chcąc z gniazda rodzinnego wyruszyć, ale ostatecznie musiał uledz przemocy. Najprzód bowiem obito go sumiennie, a następnie poczęto mu tłómaczyć, że trafia się miejsce w sklepie żelaznym przy ulicy Bagno, za trzy ruble na miesiąc z początku, a po roku pięć, później dziesięć, piętnacie i więcej…
– Fufcen! – zapytał mały Josek.
– Fufcen! – odpowiedział szwagier.
To go ostatecznie przekonało. Wprawdzie bolał natem wielce, iż ulica Bagno tak bardzo oddalona jest od Muranowskiej i łąki pod Cytadelą, ale nie było na to rady. Szwagier bowiem zagroził znowu biciem, a skorsza do takich egzekucyj siostra zamierzała natychmiast groźbę rnęża swego wypełnić.
Tym sposobem, już nazajutrz, stał młody Josek za ladą sklepową, pilnie i z ciekawością wtajemniczając się w arkana handlu żelaznego.
Nowe zajęcie bawiło go o wiele nawet więcej, niż się tego spodziewał. Poczuł odrazu, że jest w swoim żywiole i z lubością wpatrywał się w dziesiątki, złotówki i ruble, wpływające do kasy pryncypała. Dotychczas zdaleka tylko mógł na prawdziwe pieniądze spoglądać – teraz dotykał ich własną ręką, doznając rozkosznego wzruszenia, gdy je przez chwilę w palcach zatrzymał; na myśl zaś, że po upływie miesiąca własne swoje trzy ruble mieć będzie, uczuwał zawrót głowy i upojenie, przyprawiające go chwilami o mdłości.
Całemi godzinami, zwłaszcza nocą, marzył teraz o tem tylko, co z ową sumą uczyni?
Trzy ruble! Güter Gott! A potem będzie sześć, a po trzech miesiącach dziewięć, a po roku trzydzieści sześć… Strach pomyśleć!…
Spotkało go wszakże wielkie rozczarowanie.
Oto bowiem, w ostatni dzień miesiąca, przybyła siostra wraz ze szwagrem i pryncypał na ich ręce wypłacił Joskową zasługę.
Zawiedziony Josek rozpłakał się z żalu.
Płakał cały wieczór, całą noc, całe następne rano, a gdy się nakoniec uspokoił, począł rozmyślać nad tem: czy już nigdy nie będzie mieć swych własnych pieniędzy?…
Rozmyślał przez tydzień, a w następnym tygodniu stała się z nim rzecz dziwna.
Ze żwawego, jak iskra malca, zrobił się ciężkim i powolnym; mieszał się, bladł lub zieleniał naprzemian, a humor i żywość, jakie dotąd go cechowały, przepadły bez śladu.
Tymczasem do tego samego sklepu, przyprowadzono pewnego ranka takiego, jak Josek wyrostka, którego ojciec, jak się okazało, był dobrym znajomym pryncypała.
Z pierwszych już zamienionych wyrazów dowiedział się Josek, iż otrzyma nowego kolegę i że ten kolega, wyglądający na bardzo potulnego chłopczynę, nazywa się Herszek Kessler. Przypatrując mu się z ukosa, zauważył nadto, że Herszek nie jest wcale spłakany, jak spłakanym był on sam, gdy go szwagier przyprowadzał. Owszem, kolega nowy przybywał wesół, a gdy układ między ojcem, a pryncypałem po krótkich pertraktacyach stanął, zostawał w sklepie z ochotą i żegnał się z ojcem czule, obiecując na " szabas" przybyć do domu.
Przez dwie godziny nowi znajomi, mający odtąd wspólną dzielić dolę, oglądali się wzajemnie w milczeniu, jak ogląda się para zwierząt, do jednej wpuszczonych klatki. Herszek podziwiał nabyte już wiadomości fachowe Joska, które tenżę miał sposobność okazać, znalazł się bowiem jakiś interesant, przybywający kupić parę kłódek; Josek zaś badał garderobę i ogólny wygląd Herszka i przychodził do przekonania, iż lepiej mieć ojca, niż siostrę i szwagra, albowiem Herszek miał na sobie nową kapotę, której kieszenie powypychane były kromkami chleba i pęczkami cebuli.
Około południa jedna z tych kromek znalazła się w rękach, a następnie i w żołądku Joskowym i odtąd nowi koledzy pozostali przyjaciółmi.
W niewielu wyrazach wtajemniczyli się wzajemnie w swoje stosunki rodzinne, poczęli sobie przypominać zabawy dziecięce i rozpowiadać o nadziejach na przyszłość. Okazało się nawet przytem, iż musieli się kiedyś znać i widywać, Herszek bowiem przez lat dwa należał do wypraw dzieciaków z Niskiej ulicy i ich uciech na placu broni. Josek nakoniec dowiedział się, iż jak jego pociągnęła obietnica zyskania kiedyś aż piętnastu rubli na miesiąc, tak dla Herszka argumentem wymownym do porzucenia zabaw były właśnie owe kromki chleba. Poznał też wkrótce, iż nad swym towarzyszem, znacznie mniej rozwiniętym, będzie miał bezwzględną przewagę.
Ostatecznie jednak nowa przyjaźń zadokumentowaną została dopiero przy pierwszym " geszefcie", jakiego Josek i Herszek wspólnie dokonali.
Oto zdarzyło się w parę dni po przybyciu Herszka, iż pryncypał wyszedł na chwilę ze sklepu z jakimś interesantem, a pod ten czas zjawił się właśnie chłopiec szewcki dla zakupienia " sztyftów" za dwanaście groszy.
Josek sztyfty odliczył i po wyjściu chłopca przyzwał skinieniem Herszka, a wsuwając mu w rękę trzygroszniak, rzekł:
– Weź, to dla ciebie, ale schowaj dobrze…
– Wie hajst? – zapytał naiwnie Herszek, wytrzeszczając zdziwione oczy.
– Nim! dżele sze z tobą! – dodał Josek.
Herszkowi przeleciał płomień po twarzy. Zaczął pojmować.
– Nu, a jak stary pozna? – dodał trwożliwie.
Josek uśmiechnął się z politowaniem.
– Co pozna? co on może poznać? Zkąd on sze będzie dowiedzieć, co tu był kto za kupnem? Nu, a co on może poznać: czy sztyftów ubyło z takiej wielkiej paczki?…
Herszek został przekonany.
– To tu tak można? – zapytał.
– Jaksze da, to można.
– A gdzie schować?
– Do buta! – brzmiała informacya
– Gut g'dacht! To dobrze pomiszlane! – szepnął Herszek, podziwiając rozum swego towarzysza.
Im zaś dłużej myślał, tem operacyą ta wydawała mu się naturalniejszą, Nie mógł tylko zrozumieć, dlaczego jemu dostało się trzy grosze, podczas gdy Josek zabrał dziewięć?
Nie miał jednak czasu nad tem rozumować, wieczorem bowiem nastręczyła się nowa trudność. W bucie pozyskanej monety nie można było trzymać, w ubraniu także, gdyż Josek z góry przestrzegał, iż w nocy pryncypał rewiduje garderobę swoich pomocników.
Trzeba było obmyśleć lepszą kryjówkę i Josek istotnie ją obmyślił, ale jak zręczny dyplomata, nie kwapił się z wyznaniem, chcąc, aby Herszek sam go o to poprosił i uznał tem samem jego wyższość.
Tak się istotnie stało.
Wówczas Josek wywabił Herszka w ciemny kąt siani, a dając mu kawałek szmaty i sznurka, kazał mu w szmatę dobrze pieniądz zawiązać i na sznurku zawiesić na szyi, w ten jednak sposób, że środek pętlicy z prawej tylko strony dotykał karku, węzełek zaś z monetą szedł pod pachwinę lewej ręki.
Tak żołnierze, tylko niżej nieco, przewieszają szable przez ramię.
Hörst dy! – mówił przytem Josek – choćby stary macał nas, jak będziemy spali, to nic nie znajdzie…
Pryncypał rzeczywiście w nocy przeszukał starannie garderobę Herszka (Joskowi widocznie już wierzył), zbliżył się doń nawet i macał go po piersiach. Ale obawiając się przebudzić śpiącego, nie wykonywał tej czynności tak dokładnie, aby aż sznurek pod palcami mógł poczuć, a węzeł z monetą znajdował się pod pachą.
Podczas tej funkcyi pryncypała, Josek udawał tylko śpiącego, biedny
Herszek zaś, najwięcej w rewizyi interesowany, spał istotnie, jak zabity.
Spółka została więc zawarta i usankcyonpwana powodzeniem.
Odtąd dzień, któryby nie przyniósł wspólnikom żadnej korzyści, należał do wyjątków. Josek kierował operacyami i działał zawsze tak, iż nie mógł być schwytany. Za rzeczy, których ubytek łatwo pryncypał mógł dostrzedz, oddawał wszystko rzetelnie, oszukując tylko na sprzedaży drobniejszych lub liczniejszych przedmiotów.
Operacye te ułatwiał im zresztą sam system, przyjęty po żydowskich handlach. Stałych cen nie było. Istniało wprawdzie pewne minimum, za jakie ten lub ów przedmiot można było oddać, zawsze jednak mówiło się cenę niższą, z której sprzedający opuszczał dopiero przy targu mniej lub więcej.
Spółce zatem dobrze się wiodło.
Ale jak pierwszego dnia, tak i następnych, Herszek zawsze był krzywdzony przez chytrego wspólnika.
Josek nigdy nie oddawał mu równej połowy, gdy zaś Herszek, operacyi" dokonywał, domagał się odeń najrówniejszego podziału.
– Jak to może być? – protestował czasem potulny Herszek.
– Ja to pomiszlałem! ja ciebie nauczyłem! cobyś miał bezemnie? – odpowiadał wówczas Josek.