- W empik go
Jubileomania: nowela galicyjska - ebook
Jubileomania: nowela galicyjska - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 221 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Witaj narodzie, obyczajem stary,
Lecz młody sercem, bo kochasz bez miary
Boga i ziemię i ojczyznę całą,
Kochasz (kiś, jak się dawniej ją kochało,
I wierząc w chwałę narodu i cnotę,
Potępiasz podłą służalstwa robotę.
Witaj narodzie prostaczków naiwnych,
Tyś dla wypadków przeznaczony dziwnych.
A więc słuchajcie, zemnąście grzeszyli,
I wy "Zwycięztwa" świadkami-ście byli,
"Zwycięztwo książki!" (1) – to grzech, więc pokutę
W błagalną osnuć należy się nutę;
Więc księgowstrętu odwołuję brednie,
Wzory wszechwiedzy ogłaszając przednie,
I zadmę w surmę wiekopomnej sławy,
Zbiorów mądrości uczczenia ciekawy.
–- (1) "Zwycięztwo książki." Poprzednie dziełko tegoż autora.
W jakich te skarby tajnikach ukryte?
Czy w grobach Skitów czekają spowite?
Całe Pokucie przebiegliśmy hoży,
Kopalnia zerów, pusty tam świat Boży,
Cóż to? Czy fata morgana nas łudzi?
Czy znów Tatarów pożoga się budzi?
Cóż to? "Zwycięztwo książki!" Widzieliście
Jak z pnia Pokucia opadały liście,
I kwiat narodu przed książką pierzchnący
Hen! aż za Białą sparł się truchlejący;
Ztamtąd porwany, niesiony w bezdroże
Aż po Atlantyk i Śródziemne morze.
Patrz, tam… Monako! Tam nasze klejnoty
Z rewolwerowej powalone psoty
Leżą snem wiecznym, z litości grzebani,
Na nieświęconej ziemi pochowani.
A ci… w Karlsbadzkie wciśnięci zakątki,
Zaledwo dyszą, płucowemi szczątki;
Tamci, stękają na wyschnięcie szpiku,
Cuchnące cielsko kręcąc po trawniku,
Ten na atryzys skarży się w lamenty,
Poobwijany jak turecki święty!
Tamten paryskie zalega bulwary,
Utyskujący na gośćce, katary.
Dwaj powrócili, lecz miasto szpicruty,
Na kulach sparli cielesne deruty;
Wnet stary Kraków szczudłami zadudni,
W kruchtach godzinki spiewają obłudni…II.
Tabula rasa! – Żegnaj nam Pokucie,
Chwałę narodu w Rungórskiej czerp hucie.
Czego szukamy – na Podolu kwitnie,
Żyć na Podolu, jakżeż to zaszczytnie!
Ależ – którędy pospieszym tam dzieci?
Szkodaby czasu, co marnie uleci,
Więc Horodeńsko-Zaleszczycką drogą
Dojdziem najprędzej, choć noga za nogą.
Przebóg! ta droga Bukowiny słucha,
Zabije serca… wyziębi nam ducha!
Tam czerniowieckie panują kahały,
Ferfassungstraje… giermany, centrały,
Polakożercze czyhają tam kupy,
Naszych rycerzów butwieją tam trupy,
Tam alma mater jaszczurcze ma oczy,
Morar przeciw nam z Apologią kroczy.
Tam, bizantyńska ucztuje biesiada,
Na ustach miłość, ale w sercu zdrada!
A więc wprost przez Dniestr, do Czerwonogrodu,
Do podolskiego pospieszmy narodu!
Na widnokręgu, patrzcie, już stolica
Ziemi podolskiej słonecznie przyświeca.
Potok Dżurynu po kamykach mruczy,
O dawnych dziejach przychodnia policzy…
O nie! – Wracajmy, nie tędy nam droga.
Tu skarga szumi w powietrzu – przestroga;
Widma straszliwe szybują w obłoki,
Z ócz wyciskają krwawych łez potoki.
Patrz, co za chmury, dziwadła przyrody!
Ach, to nie chmury, narodowe wrzody,
Sejm rozbiorowy, Rejtana katusze…
Tu – miłującą kraj ściskają duszę!III.
Wy się gniewacie, dalej iść nie chcecie,
Bo zaproszeni na figle – płaczecie,
No, to przestańmy tych peregrynacyi;
Do zastawionej zasiądźmy kolacyi,
I nad Seretem, podolskim Dunajem
Poplądrujemy dawniejszym zwyczajem.
Oto – Trembowla! Siedział tu przed laty
Książę Wasylko, co miał dobre braty,
Więc… by nie widział światowych zdrożności,
Wzrok wyłupili bratu z pobożności.
Dziś tu już bracia nie wykłują wzroku,
Ale oplwają, to jawnie, to z boku.
Bądź zdrów Wasylku, trembowelski panie!
Nam spieszno spojrzeć na – sławy świtanie,
Patrz! nad tem siołem, u Seretu brzegu
Łuna światłości wstrzymała się w biegu…
Tam Parnasówka! jakże w ogniu płonie
Z tą aureolą – jak śliczne to skronie!
Któż w tym Olimpie, choć w płaszczyznie leży.
Przewodniczenie nad muzami dzierży?
To pan Onufry pięcioset-morgowy,
Piegawo-licy, lecz rumiany, zdrowy,
Z wąsem strzyżonym… rozumem bogaty,
Świadkiem wzrok pewny, świadkiem nos perkaty!
Istny Apollo, choć pięćdziesiąt-letny,
A że był bożkiem, więc nie był bezdzietny.
To też we dworze jest panna Basieńka,
Pulchna, jak pączek, choć w pasie jest cieńka.
A dwór – drewniany, pokryty gontami,
Zewnątrz bielony, z siedmią pokojami:
Jeden salonik, dwa mniejsze dla gości,
Dwa dla panienki, jeden jegomości.
Dla muz ostatni przeznaczon ochrony,
Biblioteki nazwą uraczony.
Ztąd owa jasność, owa błogość płynie.
– Pamięć o tobie nigdy nie zaginie!
We wsi cerkiewka z kamienia i cegły.
Trzy się po dachu kopuły rozbiegły,
Z boku dzwonnica i plebania dalej;
Tam ksiądz Dymitry pana Boga chwali.
A księdza chwali i obłaść i sioło;
Z uczciwem sercem można żyć wesoło.
Lecz pan Onufry zkąd nabrał tej weny,
Ze dwór podolski przemienił w Ateny?
Był to myśliciel ten pan piwnooki,
Przechodził światem jak długi, szeroki,
W Trembowli odbył kursa na sorbonie,
Słuchał wykładu o starym zakonie.
Tu mistrz z pod Pragi uczył alfabety
Sylabizować i czytać na wety,
A dając dowód, że pedagog szczery,
Uczył premiantów: "dwa razy dwa – cztery."
Po latach czterech został laureatem
I akademii prawym kandydatem!
Dwie akademie rywalizowały
O ten egzemplarz wiekopomnej chwały:
Buczacz z zachodu, Tarnopol z północy.
Zyzem wejrzenia rzucając jak z procy,
W końcu, tryumfem jezuitów sztuka,
Buczacz zabiła nieszczęsna asbuka!
A w Tarnopolu… zwykli Podolacy
Sześć lat śleczyli w olimpijskiej pracy,
Bo akademia jest to muz przybytek,
A hipokreny jest drogi napitek.
Ale Onufry umiał pić kuflami,
Z czary mądrości chłypał potokami,
I po dwóch latach stał napity gotów
Najśmielszych świadom pegaza obrotów!
Wrócił do domu z dyplomem w kieszeni –
Ojciec łzę otarł, tak mądrość tę ceni.
– Prawda, tu stoi, żeś skończył infimę?
Lecz to najgłębszą oznacza estymę.
Przecież ostatni a najgłębszy – jedno,
Toć to głowinę namęczyłeś biedną!
A gdy najgłębszych prawd jesteś doktorem,
Więc akademią skończyłeś z honorem!
Zostaniesz w domu, a miasto książeczki
Bierz się do żyta, pszenicy i hreczki.
Tak się też stało. Wnet przybyła żona
Przybyła córka, ale wnet od łona
Dzieciny, matkę sroga śmierć porwała;
Wnet dłoń synowska ojca pochowała,
Więc pan Onufry pozostał z córeczką,
Żytem, pszenicą, jęczmieniem i hreczką.IV.
Umarł namiestnik we Lwowie. Bez mała
Szlachta z Podola w komplecie zjechała
Na pogrzeb. Także pan Onufry zjechał,
Ze jest szlachcicem dowieść nie zaniechał,
By nie mówiono: to ród bez klejnota,
Obywatelstwa podolskiego psota,
Że się pokazać między szlachtą sroma,
Płód to jakiegoś pewnie ekonoma.
– Taki animusz Tarnopol w nim zrodził,
Jakie to szczęście, że tam do szkół chodził!
Przecież ta podróż nie cieszy szlachcica,
Nie nęci kirem okręcona świeca –
Mil to dwadzieścia! Lwów w odległym kraju
Ani był świadom stolicy zwyczaju…
Tu, czeka orka i czynsze z arendy,
Tam się czas traci, tu robota wszędy.
Lecz co tu gadać – szlachectwo go wiąże,
A wiec stolicy przekroczył wrzeciąże.