Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Juliusz Cezar - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Juliusz Cezar - ebook

Juliusz Cezar – sztuka autorstwa Williama Shakespeare’a, napisana w roku 1599. Opowiada o spisku przeciwko rzymskiemu dyktatorowi, Juliuszowi Cezarowi, jego zabójstwie i następstwach tego wydarzenia. To pierwsza ze sztuk związanych z Rzymem oparta na prawdziwych wydarzeniach. (za Wikipedią). Życzymy przyjemnej lektury!

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-437-4
Rozmiar pliku: 137 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JULIUSZ CEZAR

Przypomnijmy sobie — pisze Gervinus w swych studyach nad Szekspirem — z jaką swobodą i samoistnością poeta źródłami swemi się posługuje. Gdy mu się trafiło mieć do czynienia ze starym dramatem, najczęściej całą formę jego precz odrzucał, zatrzymując tylko sam wątek i imiona. Ze skąpej noweli włoskiego pochodzenia rzadko mógł skorzystać, dopóki jej wprzód zupełnie nie rozpruł, charaktery do niej tworzyć zmuszony na nowo. Potrzeba sobie przypomnieć płaskie, suche opowiadania, z których większa część dramatów jego powstała; przetworzone całkowicie, dopełnione logicznym wywodem pobudek czynności, zmienione częstokroć co do treści. Nawet kroniki swej historyi angielskiej, jakkolwiek z poszanowaniem obchodził się z niemi, musiał wszakże, aby w nie wlać życie, wielekroć rozszerzać, uzupełniać treścią nie historyczną; objaśniające motywa czynów często bardzo dodawać”.

„Cale inny, zdumiewający stosunek zachodzi pomiędzy poetą naszym i jego Plutarchem, którego w tłómaczeniu Tomasza North (1579) czytał. Proste, naiwne, a przecież nie bez fantazyi, pojęcie i sposób przedstawiania spraw ludzkich tego historyka, tak mu do umysłu i uczucia przemawiało, że tu swobodę swą całkiem pohamował, samoistności się wyrzekł, i historyczny tekst niemal tylko przepisywał. Nie umiemy powiedzieć, gdzie się nam Szekspir większym wydaje, tam, gdzie ze skąpych źródeł tworzył wszystko, czy tu, gdzie wszystko znalazł i przejął — czy jego twórczości siłę i bogactwo, czy wstrzemięźliwość i zaparcie, bardziej podziwiać mamy. Daleki od wszelkiej zarozumiałości aktorskiej i uganiania się za oryginalnością, idzie tu za klasycznym dziejów opowiadaczem, nie myśląc przerabiać natury, starając się owszem zachować jej kształty nietknięte, tak jak je znalazł u niego. Jeżeli gdzie, to w tym rysie maluje się to poczucie prawdy i skromności, która charakteryzuje poetę”.

Uwaga ta Gervinusa do wszystkich dramatów klasycznych Szekspira zastosować się daje, choć nie zawsze im na korzyść wychodzi. Plutarch niezaprzeczenie cenniejszym był materyałem, niż stare ułomne dramata i nieforemne, a blade nowele. Co się tyczy Holinsheda, Gervinus zdaje się zapominać, jak wiernie szedł za nim poeta, gdziekolwiek w nim znalazł tradycyę i echo życia. Postępowanie z nim nie różni się wcale od użycia Plutarcha. Szekspir oboma posługiwał się jednakowo; poprawiał klasycznego dziejopisa, gdzie charakterystyka jego zdała mu się niedostateczną lub fałszywą, tak samo jak Holinsheda; obu przepisywał, gdy w nich znalazł prawdę. Geniusz Szekspira był nadewszystko sumiennym, szanował piękno i prawdę, gdziekolwiek natrafił na nie, a gdzie ich brakło, własnem poczuciem obojga dopełniał.

Z dramatów starożytnych Juliusz Cezar, zdaniem wielu, stoi niemal najwyżej. W Anglii, za czasów Szekspira, do którego najdojrzalszych prac się liczy, miał powodzenie nadzwyczajne.

Przedmiot, jak wyżej mówiliśmy, wzięty z dwóch życiorysów Plutarcha, ożywiony niewielu dotworzonemi szczegółami. Jak w Koryolanie, tak w Cezarze, poeta wyrzekł się dobrowolnie jednego żywiołu, który i własne jego usposobienie i tradycya teatralna gdzieindziej niezbędnym prawie czyniły: świat poziomy, sfery życia prozaiczne, ze swym uśmiechem chłodnym i szyderskim, z niewiarą odczarowującą, z sarkazmem na ustach, tu się wcale nie ukazują. Powaga przedmiotu, uroczystość sceny, nie potrzebowała kontrastu, któryby ją podnosił i potęgował. Jak w Koryolanie tak tu Szekspir strzegł się barwę ich świetną, nastrój wysoki nadwerężać czemś powszedniem i trywialnem. Harmonia całości, żadnym tonem fałszywym nie zamącona, różni się od większej części dramatów Szekspira. Życie powszednie pozostaje za ramami obrazu, Koryolan i Brutus obracają się w atmosferze klasycznej, wśród postaci wybranych... Kobiety nawet występują tylko epizodycznie, nie samoistnie, dopełniająco, tak, aby przez nie bohater główny tłómaczył się i w nich odzwierciadlał. Wolumnia, Wirgilia, Porcya, są to niby posągi na piedestałach w portyku ustawione, zaledwie z główną akcyą związane. Jak w ówczesnym życiu Rzymian, tak na scenie role ich są wielce podrzędne.

Juliusz Cezar właściwiej winienby się nazywać Brutusem. Dramat tylko przez poszanowanie głośnego imienia, które miało urok pociągający, otrzymał tytuł niezupełnie usprawiedliwiony. Charakter Brutusa, myśl jego panuje tragedyi; Cezar mniej czynny, ukazujący się w pewnem oddaleniu, niknie zupełnie w trzecim akcie.

Przeżyta już jego wielkość nie obudza takiego zajęcia, jak surowa, posępna, z wielkiem zamiłowaniem wyrzeźbiona postać republikanina, mściciela. Ten męczennik idei wielkiej, którego ideały rozbijają się o walkę z rzeczywistością, z przebiegłością Antoniusza, z testamentem Cezara, z niestałością tłumu, i tu, jak w Koryolanie, odmalowanego z Arystofanesowską prawdą, jest widocznie bohaterem dramatu.

Lud ukazuje się tu znowu w znanych nam z Koryolana barwach. Niezbity to, wiekami stwierdzony pewnik, że masy równie łatwo uwieść jak odwieść się dają, pchnąć do miłości i zwrócić do ostracyzmu, z miłości przejść do nienawiści, z zapalczywej niechęci do uwielbienia. W obu tragedyach Szekspira ta chwiejność tłumów, ta płochość ich występuje dobitnie. Wspomnieliśmy, jakie z tych obrazów ciągniono wnioski. Przypomnieć też należy, że ówczesny dramat dla tych klas szczególniej był przeznaczony, które lud właśnie takim widzieć były skłonne. Szekspir pisał dla dworu królowej, dla szlachty i społeczeństwa wykształconego, masy jeszcze do życia powołane nie były.

Gervinus, a z nim wielu komentatorów Szekspira znajdują, iż wizerunek Brutusa jest w pewnem pokrewieństwie z Hamletem. Jest ono raczej pozorne niż rzeczywiste, w obu jedną widzimy melancholię, ponurość, pewną analogię fizyonomii, trudną do określenia, żywo w czytaniu uderzającą, lecz przypatrzenie się z blizka wskazuje różnice.

Mimowolnie może dwie te postacie w umyśle naszym się łączą, chociaż stoją w istocie bardzo od siebie daleko. Możnaby powiedzieć, że to są dwie braterskie twarze, jednego ojca synowie, na których różne wieki i wpływy odmienne położyły piętna. Hamlet jest marzycielem, człowiekiem słowa; Brutus mężem przekonań i czynu. Hamlet ulega uczuciu i wrażeniom; Brutus się im opiera i idzie za przewodnią gwiazdą idei. O ile Hamlet niepewnym jest, gdy chwila wykonania przychodzi, o tyle Brutus panem swej woli, mężnym i stanowczym. Hamlet modlącego się króla zabić nie chce; Brutusa uroczyste posiedzenie senatu nie wstrzymuje. On kocha Cezara, i zabija go z przekonania o obowiązku, we krwi wziąwszy spadek idei republikańskich po starym swym imienniku. Życie wspólne z niewiastą surowego obyczaju i wielkiego męstwa, jaką jest Porcya, córka Katona, usposabia go na mściciela idei. Jedno może łączy i zbliża obu, to pewien rodzaj skeptycyzmu, przebijający się później w charakterze Brutusa: nie wierzy on w zwycięstwo tej idei, dla której się poświęca. Lecz to go większym jeszcze czyni.

Cezar, wrzekomy bohater tragedyi, nakreślony mistrzowsko, choć rysami niewielu i na drugim planie. Cały jego charakter występuje w scenie z Kalpurnią w domu, przed wyjściem do senatu. Wielki to mąż już w drugiej połowie swojego żywota, po za chwilą najwyższej siły, upojony potęgą, rozmarzony pochlebstwy, zmiękły powodzeniem, rojący o blaskach i czci, potrzebujący dworu, wieńców, okrzyków tłumu i kadzideł.

Każe się zmuszać do przyjęcia korony, odrzucając ją na pozór, a chciwie jej pragnąc w duszy. Tak samo, z równą potęgą prawdy przedstawiony jest Antoniusz, pełen ambicyi, dla której do wszelkich ofiar jest gotów, przebiegły, umiejący przybrać ton właściwy w każdem położeniu, znający słabe strony wszystkich i korzystający z nich raczej, niż z dodatnich charakteru przymiotów. Wie on, jak mówić do ludu, jak pozyskać senat, czem ująć Brutusa; podstęp i zdrada nic go nie kosztują, gdy i idzie o zdobycie panowania i władzy. Ludzie dlań są narzędziami, które gotów w każdej chwili poświęcić; mówi z krwią zimną o pozbyciu się tych, z którymi na innych spiskował przed chwilą. Lepidusa cierpi do czasu i listę proskrypcyjną z nim układa, jutro go na niej mając pomieścić. Brutus i on w scenie po zabiciu Cezara występują jako dwa kontrasty cnoty surowej i zręczności podstępnej, prawości, która ufa i przebiegłości, która korzysta. Nic lepiej nie uwydatnia cnoty republikanina nad tę politykę intryganta, który wielkiemi słowy na wędkę łapie serca czyste, przed ludem gra rolę wspaniałomyślną, probuje usposobień i narzuca mu te, jakich do swej gry potrzebuje. Mowa jego i cała scena z ludem jest w swym rodzaju arcydziełem. Tak samo charakterystyka Kassyusza i innych sprzysiężonych szczęśliwie bardzo wyrażona.

Historya nie potrzebowała tu być ani naciąganą ani gwałconą, aby wydała jako owoc tę wielką prawdę, że idee wielkich ludzi kruszą się i rozbijają o przebiegłość maluczkich, że w świecie rzeczywistości zręczność więcej waży niż cnota, przebiegłość chytra niż prawość, i że prosta droga nie zawsze do mety prowadzi. Dramat rozwija się szybko, nieprzerwanie, żadnymi epizodycznymi obrazy nie wstrzymywany. Śmierć Porcyi nawet, któraby była mogła dostarczyć wątku do pięknej sceny, zaledwie jest wspomnianą, tak jak wspaniała jej postać na to tylko zdaje się wprowadzoną w początku, aby nam ukazała małżonkę godną takiego bohatera. Rozmowa jej, gdy usiłuje wybadać męża, dostateczną jest do uwydatnienia charakteru córki Katona.

Za życia Szekspira Juliusz Cezar drukowanym nie był. Zdaje się, że Globus, na którym go z wielkiem powodzeniem przedstawiano, rękopism autora dla własnego tylko zachował użytku. Tragedya o Juliuszu Cezarze (the tragedie of Julius Caesar) wyszła po raz pierwszy w zbiorowem wydaniu 1623 r.

Powodzenie tragedyi miało być wielkie bardzo, o czem przekonywa najlepiej, wkrótce po ukazaniu się jej, mnóstwo w ślad goniących obrabiań tego przedmiotu na scenach i w druku.

Komentatorowie Szekspira, z formy i stylu wnosząc, Cezara do pierwszych lat XVII wieku odnoszą. Z wiersza w Miror of Martyr’s, Weewers’a, dowodzi Halliwell, iż ukazanie się tragedyi musiało poprzedzić rok 1601; wspomina on o tem, jak Brutus „wielogłowemu tłumowi umiał wmówić, iż Cezar był chciwym władzy, a wymowny Marek Antoniusz potrafił zmienić zręcznie to usposobienie ludu”.

W Drayton’a „Baron’s Wars” (1603), są zapożyczone wiersze Szekspira z mowy Marka Antoniusza. Najlepszym dodowem, że nie przypadkowa to analogia i podobieństwo, jest to, iż wiersze z razu z pamięci powtórzone niedokładnie, w późniejszych wydaniach, gdy po śmierci Szekspira rękopism sztuki stał się dostępnym, w roku 1619 już są dosłownie przepisane.

W literaturze angielskiej historya Cezara wspomnianą jest w Gosson’a School of Abuse w roku 1579 pod tytułem: „History of Caesar and Pompey”. W roku 1604, jest Julius Caesar W. Alexandra (Lorda Sterlina); Henslowe’a dziennik w roku 1602 mówi o tragedyi Caesar’s Fall”, kilku autorów, Munday’a, Drayton’a Webster’a i Midleton’a. W roku 1607, na prywatnym teatrze grali studenci Oxfordscy „The tragedie of Caesar and Pompey, or Caesar’s Revenge”. (Od Farsali do Filippów). W roku 1582, wspomniony jest łaciński dramat Richarda Aedes, zaginiony.

Szekspira tragedyę przerobioną przez Dryden’a i Davenant’a, drukowano w Londynie w roku 1719. (Julius Caesar, with the death of Brutus). Książę Buckingham podzielił ją na dwie: na Juliusza Cezara i Marka Brutusa, opatrzywszy prologami i chórami (drukowane w roku 1722).

Leon Ulrich (1895)OSOBY:

JULIUSZ CEZAR.

Tryumwirowie po śmierci Juliusza Cezara:

OKTAWIUSZ CEZAR

MAREK ANTONIUSZ

MAREK EMILIUSZ LEPIDUS

Senatorowie:

CYCERO

POPILIUSZ LENA

PUBLIUSZ

Sprzysiężeni przeciw Juliuszowi Cezarowi:

MAREK BRUTUS

KASYUSZ

KASKA

TREBONIUSZ

LIGARYUSZ

DECYUSZ BRUTUS

METELLUS CYMBER

CYNNA

Trybunowie:

FLAWIUSZ

MARULLUS

ARTEMIDORUS, sofista z Kuidos.
WIESZCZEK.
CYNNA, poeta.
DRUGI POETA.
LUCYNIUSZ, TYTYNIU8Z, MESSALA, młodszy KATO, WOLUMNIUSZ, przyjaciele Brutusa i Kasyusza.
WARRO, KLITUS, KLAUDYUSZ, STRATO, LUCYUSZ, DARDANIUSZ, słudzy Brutusa.
PINDAR, sługa Kasyusza.
KALPURNIA, małżonka Juliusza Cezara.
PORCYA, małżonka Brutusa.

Senatorowie, obywatele, straże i inne osoby.

Scena odbywa się przez większą część sztuki w Rzymie, następnie w Sardes i pod Filippami.AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA

Jedna z ulic Rzymu.

FLAWIUSZ, MARULLUS i gromada obywateli.

Flawiasz. Precz stąd: do domów, do domów próżniaki!
Czy to dziś święto? Jakto, czy nie wiecie,
Że w dzień roboczy, bez znaku profesyi
Rzemieślnikowi włóczyć się nie wolno?
Jakiegoś Wasze rzemiosła?
Pierwszy obywatel. Ja, Panie? jam sobie cieśla.
Manillas. Gdzież masz skórzany fartuch i liniał?
Dla czegoś dzisiaj tak strojnie wystąpił?
A Wasze, jakież Waścine rzemiosło?

Drugi obywatel. Prawdę mówiąc, Panie, daleko mi być znakomitym majstrem. Jestem sobie po prostu, jak to mówią, partacz.

Marallus. Ale ja pytam o Waści rzemiosło,
Wprost odpowiadaj.

Drugi obywatel. Jestto rzemiosło, którem zdaje mi się, iż mogę się z spokojnem trudnić sumieniem. Łatam, Panie, skórę tym, co nie statkują.

Manillas. Jakie rzemiosło twoje, gburze, pytam:
Jakie rzemiosło?

Drugi obywatel. Proszę was, Panie, nie zaczynajcie ze mną tak z kopyta, bo na kopyto! mógłbym wam łatkę przypiąć.

Marullus. Mnie łatkę przypiąć! Co przez to rozumiesz,
Zuchwalcze?

Drugi obywatel. Nie chcecie łatki, Panie, no, to mógłbym wam dać przyszczepkę.

Marullus. To tedy z ciebie naprawiacz obuwia?

Drugi obywatel. Nieinaczej, Panie, z szydła tylko żyję. Nie mieszam się do interesów niczyich, nie wyłączając kobiecych, niczem innem jak szydłem. Słowem, Panie, jestem chirurgiem starych chodaków, jeżeli im wielkie niebezpieczeństwo grozi, robię im operacyę i mogę się pochlubić, że moja partanina służy niejednemu z owych wielkich panów, co na wołowej skórze chodzą.

Flawiusz. Ale dlaczegoś dziś nie przy warsztacie?
Dlaczego wodzisz po mieście tych ludzi?

Drugi obywatel. Dlatego, Panie, mówiąc między nami, żeby zdarli obuwie i żeby mi się tym sposobem dostała robota. Ale rzetelnie mówiąc, świątkujemy dziś, Panie, dlatego, żeby zobaczyć Cezara i cieszyć się jego tryumfem.

Marilllus. Cieszyć się? Z czego? Jakież on Rzymowi
Niesie podboje? Jakież shołdowane
Przez niego ludy spętanym orszakiem
Uwieńczyć mają koła jego wozu?
O, głąby! o! wy bałwany nieczułe,
Stokroć nieczulsze od nieczułych głazów!
O! twarde serca, okrutni Rzymianie,
Zapomnieliścież już o Pompejuszu?
Ileż to razy nie tak dawno jeszcze,
Wdzieraliście się na mury i domy,
Na wieże, okna, nawet na kominy,
Z dziećmi na ręku i tam siedzieliście
Całymi dniami, cierpliwie czekając,
Rychło Pompejusz, ów wielki Pompejusz
Przejeżdżać będzie przez ulice Rzymu.
A gdyście jego wóz ujrzeli zdala,
Nie wydaliścież jednocześnie wszyscy
Takich okrzyków, że aż Tyber zadrżał
W swoich łożyskach, słysząc powtórzenie
Odgłosów waszych nad brzegami swymi?

I wyżto dzisiaj przywdziewacie stroje?
I wyżto dzisiaj obchodzicie św ięto?
I wyżto kwiaty dziś posypujecie
Na drodze temu, który tryumfuje
Dlatego, że krew Pompejusza przelał?!
Precz stąd zmienniki!
Idźcie do domów, zegnijcie kolana,
Błagajcie bogów, błagajcie penatów
O odwrócenie klęsk, jakie podobna
Niewdzięczność musi pociągnąć za sobą.
Flawiusz. Odejdźcie, dobrzy ludziska, odejdźcie.
Dla naprawienia zaś waszego błędu,
Zgromadźcie rzeszę równych wam biedaków
U brzegów Tybru i dopóty lejcie
Łzy wasze w jego koryto, dopóki
Najniższy jego strumień nie podskoczy
Do najwyższego z okolicznych brzegów.

(Wychodzą obywatele).

Patrz, i najlichszy kruszec da się wzruszyć.
Świadomość winy krępuje im język.
Milcząc rozchodzą się. Idź ty tą stroną,
Ja tędy pójdę; pozdzieraj z posągów
Ozdoby, jeśli je na nich zobaczysz.
Marullus. Nie będzież to krok za śmiały?
Wszakże to Rzym dziś święci Luperkalia?
Flawiusz. Cóż z tego, wara trofeom Cezara
Wisieć na jakimbądź posągu. Przejdę
Do koła miasta, pospędzam gmin z ulic,
Ty zrób to samo, skoro tłum spostrzeżesz.
Rosnące pióra u skrzydeł Cezara
Trzeba oskubać, powściągnąć wzlot jego,
Inaczej mógłby wznieść się za wysoko
I nas obrócić w drżących poddańczuchów.

(Wychodzą obadwaj).SCENA DRUGA.

Plac publiczny w Rzymie.

Procesyonalnie, z towarzyszeniem muzyki, wchodzą: CEZAR, ANTONIUSZ, w pogotowiu do gonitwy; KALPURNIA, PORCYA, DECYUSZ, CYCERO, BRUTUS, KASYUSZ i KASKA, za nimi wielki tłum ludu, wśród którego WIESZCZEK.

Cezar. Kalpurnio!
Kaska. Hola! milczcie, Cezar mówi.

(Muzyka ustaje).

Cezar. Kalpurnio!
Kalpurnia. Jestem, Panie.
Cezar. Stań na drodze
Antoniuszowi. gdy przebiegać będzie.
Gdzie jest Antoniusz?
Antoniusz. Cezarze, rozkazuj.
Cezar. Pamiętaj, biegnąc, dotknąć się Kalpurnii.
Starzy albowiem zapewniają ludzie,
Ze na niepłodnych niewiastach przestaje
Ciężyć przekleństwo, gdy się ich kto dotknie,
Świętą gonitwę odbywając.
Antoniusz. Będę
O tem pamiętał. Kiedy Cezar powie:
Zróbcie to, już to zostało spełnionem.
Cezar. Postąpmy dalej:
A nie pomińcie nic z zwykłych obrzędów.

(Muzyka).

Wieszczek. Cezarze!
Cezar. Kto mnie wzywa?
Kaska. Hola! uciszcie się, Cezar chce mówić.

(Muzyka ustaje).

Cezar. Kto się tam w ciżbie tej odezwał? Jakiś
Głos donośniejszy od muzyki wołał:
Cezarze! Cezar gotów go wysłuchać.
Wieszczek. Strzeż się dnia Idus w marcu.
Cezar. Któż to taki?
Brutus. To jakiś wieszczek daje ci przestrogę.
Cezar. Przywiedźcie go tu, niech ujrzę twarz jego.
Kaska. Bracie, wyjdź z tłumu, przystąp do Cezara.

Cezar. Cóżeś to wasze mi powiedział? powtórz.
Wieszczek. Strzeż się dnia Idus w marcu.
Cezar. To marzyciel.
Nie zatrzymujmy się. Naprzód, panowie.

(Odgłos trąb. Wszyscy wychodzą, prócz Brutusa i Kasyusza).

Kasyusz. Czy i ty pójdziesz przyjrzeć się gonitwie?
Brutus. Ja, nie.
Kasyusz. Proszę cię, pójdź.
Brutus. Nie mam humoru do zabaw; nie jestem
W usposobieniu takiem jak Antoniusz.
Nie zatrzymuję cię jednak, Kasyuszu;
Idź, jeśli masz chęć.
Kasyusz. Brutusie, już ja od pewnego czasu
Uważam ciebie: nie widzę w twych oczach
Owej życzliwej dobroci, do której
Zdawna przywykłem; zimno, obojętnie
Podajesz teraz dłoń przyjacielowi,
Który cię szczerze miłuje.
Brutus. Kasyuszu!
Nie wiń mnie; jeślim wzrok pokrywał chmurą,.
To nie dla czego innego, jak tylko
Dla utajenia wnętrznych niepokojów.
Miotany jestem od pewnego czasu
Rozmaitemi troskami, myślami,
Mojej jedynie głowie właściwemi,
Które rzucają może cień na moje
Postępowanie. Ale niech się na to
Nie żalą moi dobrzy przyjaciele.
(Do których rzędu pozwól mi i ciebie
Liczyć Kasyuszu); niech obojętności
Mojej za powód to jedynie dają,
Że biedny Brutus sam z sobą w niezgodzie,
Czule na drugich patrzeć zapomina.
Kasyusz. Skoro tak, błędniem więc sobie, Brutusie,
Tłómaczył stan twej duszy, i dla tego
Pierś ta przed tobą ukrywała dotąd
Ważne, wielkiego znaczenia pomysły.
Powiedz mi, proszę Brutusie, czy możesz
Ujrzeć twarz własną.

Brutus. Nie, Kasyuszu; oko
Nie może bowiem samo siebie widzieć,
Chyba w odbiciu.
Kasyusz. Prawda: to też wielu
Boleje nad tem, Brutusie, że nie masz
Takich zwierciadeł, któreby ci mogły
Stawić przed oczy twą ukrytą wartość,
Abyś ją ujrzał widomie. Słyszałem
Najszanowniejszych Rzymian, (z wyłączeniem
Nieśmiertelnego Cezara), mówiących
Wśród utyskiwań nad niedolą wieku:
„Gdyby szlachetny Brutus chciał się przejrzeć!”
Brutus. Na bogi, w jakież to niebezpieczeństwo
Chcesz mnie pociągnąć, Kasyuszu, żądając,
Ażebym w sobie szukał tego, czego
Znałeśćbym nie mógł?
Kasyusz. Słuchaj mnie, Brutusie:
Skoro uznajesz, że nie możesz siebie
Widzieć inaczej, jak tylko w odbiciu;
Ja, niby lustro, spróbuję ci odkryć
Tę twoją stronę, której jeszcze nie znasz.
Nie miej szczerości mojej w podejrzeniu,
Brutusie. Gdybym był gminnym pustakiem,
Gdybym, szafując przysięgą za bezcen,
Sprzedawał przyjaźń moją lada komu;
Gdybyś był świadom, że się komukolwiek
Przypochlebiałem, żem go czule ściskał,
A potem czernił za oczyma; gdybyś
Był świadom, że się z lada zbiegowiskiem
Łączę, dla podłych uczt i pohulanek:
Wtedybyś mógł mnie niebezpiecznym sądzić.

(Odłos trąb i okrzyki).

Brutus. Cóżto za okrzyk? Lękam się, czy tylko
Lud nie chce królem obwołać Cezara.
Kasyusz. Lękasz się tego? Byłżebyś wiec temu
Przeciwny?
Brutus. Byłbym przeciwny, Kasyuszu,
Pomimo tego, że mu bardzo sprzyjam.
Ale dlaczego mnie tu zatrzymujesz
Tak długo? Cóżeś to miał mi powiedzieć?

Jeżeli idzie o dobro ogółu,
Staw mi przed oczy honor obok śmierci,
A pewnie kroku nie cofnę; bo niech mię
Bogowie skarżą, jeżeli nie bardziej
Miłuję honor, niż się śmierci lękam.
Kasyusz. Znam ja tę twoją cnotę, o, Brutusie!
Znam ją tak dobrze, jak rysy twej twarzy.
W istocie, honor jest osnową tego,
O czem ci mówić zamierzyłem. Nie wiem,
Jak tam kto sobie wyobraża życie,
Ale co do mnie, mniemam, że na jedno
Wychodzi nie żyć wcale, jak żyć w ciągłej
Obawie kogoś nam równego. Jam się
Urodził wolnym, tak samo jak Cezar;
Ty także: obu nas równie karmiono,
I oba, tak jak on, umiemy znosić
Zimowe chłody. Baz w dzień niepogodny,
Kiedy wzburzony Tyber wstrząsał brzegi,
Rzekł do mnie Cezar: „Miałżebyś, Kasyuszu,
Odwagę, rzucić się ze mną w te fale,
I płynąć razem do tamtego punktu?”
Ledwie to wyrzekł, ja nierozebrany
Skoczyłem w rzekę, wyzywając go, żeby
Zrobił toż samo; co on też uczynił.
Nurt ryknął, myśmy smagali go siłą
Naszych muskułów, roztrącali na bok,
Wstrzymywali go przekornemi pierśmi.
Aleśmy jeszcze nie dosięgli kresu,
Aliście Cezar zawołał: „Kasyuszu,
Ratuj mię, tonę!” Jak niegdyś Eneasz,
Nasz wielki pradziad, na barkach z pożaru
Troi starego wyniósł Anchizesa,
Tak i ja wtedy nawpół omdlałego
Cezara z Tybru wyniosłem. I tento
Człowiek jest dzisiaj bożyszczem, a Kasyusz
Nędznem stworzeniem, pokornie się musi
Chylić do ziemi, kiedy Cezar ledwie
Głową mu kiwnie z niechcenia. Kiedyśmy
Byli w Hiszpanii, miał on zimną febrę,
I uważałem, jak drżał, ile razy

Przyszedł paroksyzm. Tak, to bóstwo drżało;
Z tchórzliwych jego lic uciekła farba,
Wzrok jego stracił blask, ten sam wzrok, który
Trwogą świat teraz krępuje. Słyszałem
Jego jęk, i te usta, które dzisiaj
Każą Rzymianom na czatach mieć słuchy
I mowy jego do ksiąg zapisywać,
Wołały: „Daj mi wody, Kasyuszu”,
Jak chora dziewka. O! bogi, słupieję,
Kiedy pomyślę, że tak kruchy człowiek
Może wybiegać nad majestat świata
I palmę dzierzyć sam jeden.

(Okrzyki. Odgłos trąb).

Brutus. Znów jednogłośne okrzyki!
Pewnie ten poklask jest oznaką jakichś
Nowych honorów, którymi Cezara
Lud obsypuje.
Kasyusz. Tak, mój przyjacielu;
Rozkraczył on się na tym ciasnym świecie
Jak kolos, a my, maluczcy jak mrówki,
Przechodzić musim między olbrzymiemi
Jego nogami i zerkać, ażali
Gdzieś w kącie sobie nie upatrzym grobu.
Przecież czasami, kochany Brutusie,
Ludzie panami są swoich przeznaczeń;
Jeżeli nisko spadamy, częstokroć
Nie jest to wina gwiazd, ale nas samych.
Brutus i Cezar! czemże tu jest Cezar?
Czemuż to imię ma twoje zacierać?
Napisz je razem: twoje niemniej piękne;
Wyrzecz je razem: twoje równie zabrzmi;
Zważ je: nie będzie pewnie twoje lżejszem;
Użyj obudwu do zaklęć: a Brutus
Wywoła duchów tak dobrze, jak Cezar.

(Okrzyki).

Jeszcze ten okrzyk! W imię wszystkich bogów,
Jakiemiż to się pokarmami żywi
Ten nasz potężny Cezar, że tak wyrósł?
Hańba ci, wieku! Ezymie, wysechł w tobie

Zdrój krwi szlachetnej!... W jakimż to okresie
Ubiegłych czasów, od daty potopu,
Jeden mąż tylko sławą świat napełniał?
Kiedyż to kto mógł powiedzieć o Rzymie,
Że jego mury, te rozległe mury,
Jednego tylko męża w sobie mieszczą?
Dziś Rzym jest Rzymem, taż sama w nim przestrzeń,
Ale w nim tylko jeden mąż. —
Opowiadali nam ojcowie nasi,
Że żył przed laty jakiś Brutus, który
Byłby był raczej ścierpiał w Rzymie panem
Dyabła, niż króla.
Brutus. O! ja nie wątpię, że mi szczerze sprzyjasz.
Pojmuję trochę to, coś mi nasunął.
Co o tem wszystkiem myślę, później powiem.
Teraz zaś proszę cię w imię przyjaźni,
Nie chciej mię badać. To, coś mi powiedział,
Rozważę; tego, co mi jeszcze powiesz,
Wysłucham, i mam nadzieję, że wkrótce
Znajdę sposobną chwilę do bliższego
Rozmówienia się w tak ważnej materyi.
Tymczasem przestań na tem, przyjacielu:
Że Brutus prędzej by wieśniakiem został,
Niżby uchodzić chciał za syna Rzymu
Pod tak twardymi warunkami, jakie
Zdaje się na nas wkładać czas obecny.
Kasyusz. Przestaję na tem i cieszę się z tego,
Że słabe słowa moje wywołały
Z piersi Brutusa choć tyle zapału.
(Cezar wraca z orszakiem swoim).
Brutus. Już po igrzyskach i Cezar powraca,
Kasyusz. Kiedy nas będą mijać, uchwyć Kaskę
Za krawędź szaty, jeżeli dziś zaszło
Co ciekawego, on nam to opowie
Oryginalnym swoim stylem.
Brutus. Dobrze, Kasyuszu, ale patrz, czy widzisz,
Jak się płomieni na czole Cezara
To zdradzające gniew znamię, a orszak
Jego wygląda jak stukana gawiedź.
Kalpurnia blada, a Cycero błyska

Tym samym wzrokiem łasicy ognistym,
Jakiśmy nieraz u niego widzieli
Na Kapitolu, gdy senatorowie
Oponowali mu się w czasie obrad.
Kasyusz. Kaska nam powie, co to wszystko znaczy.
Cezar. Antoniuszu!
Antoniusz. Cezarze!
Cezar. Otocz mię ludźmi poszytymi w ciało,
Którym się świeca policzki i którzy
W nocy sypiają. Ten Kasyusz wygląda
Chudo i głodno, snać, za wiele myśli,
Z takimi ludźmi niebezpiecznie.
Antoniusz. Oddal obawę, Cezarze, ten człowiek
Nie może się zwać niebezpiecznym, jestto
Szlachetny, dobrze myślący Rzymianin.
Cezar. Szkoda, że nie je st cokolwiek otylszy,
Ale ja się go nie obawiam, chociaż,
Gdyby me imię szło w parze z obawą,
Nie ma człowieka, któryby mnie bardziej
Mógł niepokoić, niż ten suchy Kasyusz.
On wiele czyta, wiele obserwuje,
Wdaje się w rozbiór spraw ludzkich, nie lubi
Igrzysk, do których ty, mój Antoniuszu,
Taki masz pociąg, nie lubi muzyki,
Rzadko się śmieje, a gdy się rozśmieje,
To tak jak gdyby sam z siebie chciał szydzić,
Jakby się z siebie samego naśmiewał,
Że go coś w świecie zdołało rozśmieszyć.
Ludzie takiego charakteru nigdy
Nie patrzą chętnie na wyższych od siebie,
Stąd też są oni wielce niebezpieczni.
Mówię ci o tem jak o rzeczy, której
Baćby się można, nie której się boję,
Boć nie przestałem być jeszcze Cezarem.
Pójdź tu na prawo, bo to ucho głuche,
I szczerze powiedz mi, co o nim myślisz.

(Cezar z orszakiem wychodzi, Kaska pozostaje).

Kaska. Pociągnąłeś mnie za płaszcz, czy masz mi co do powiedzenia?
Brutus. Nie inaczej; Kasko, powiedz nam, co się to stało, że Cezar tak ponuro — wygląda?
Kaska. Albożeście to z nim nie byli? Jakto? nie byliście?
Brutus. Gdybym z nim był, nie pytałbym Kaski, co się stało.
Kaska. Cóż się miało stać? Ofiarowano mu koronę, a on ją płazem ręki odepchnął: ot tak. Co widząc lud, dalejże wrzeszczeć.
Brutus. Cóż znaczył ów drugi okrzyk?
Kaska. To, co i pierwszy.
Brutus. Ale ten okrzyk trzy razy się powtórzył, — cóż spowodowało ostatni?
Kaska. To samo, co i pierwszy.
Brutus. Wiec mu po trzykroć ofiarowano koronę?
Kaska. A jakże, i on ją po trzykroć odepchnął, jednakże za każdym razem łagodniej, a za każdem jej odepchnięciem, szanowni moi sąsiedzi huknęli z całego gardła.
Brutus. Któż mu koronę podawał?

Kaska. Któżby? Antoniusz.

Brutus. Opowiedz nam to, Kaśko, dokładnie.
Kaska. Dam się obwiesić, jeśli dokładnie opowiedzieć to potrafię; było to istotne dzieciństwo. Nie natężałem uwagi. Widziałem, że mu Marek Antoniusz podał koronę, to jest właściwie nie koronę, tylko pewien rodzaj tego, co królowie noszą na głowie; a on ją odepchnął, jak powiedziałem: chociaż, o ile mogę sądzić, nie byłby jej zatrzymał niechętnie. Po niejakim czasie podał mu ją znowu Antoniusz i on ją znowu odepchnął; chociaż, o ile mogę sądzić, nie bez odrazy przyszło mu od niej odjąć palce. Nareszcie podał mu ją Antoniusz po raz trzeci i on ją po raz trzeci odepchnął; a za każdem takowem jego postąpieniem motłoch wyć zaczął, klaskać w popękane dłonie, rzucać do góry obszarpane czapki, przyczem wyzionął taką dozę nieprzyjemnego oddechu z radości, że Cezar nie przyjął korony, iż Cezarowi musiało się mdło zrobić, bo zemdlał i padł na ziemię. Co się mnie tyczy, nie śmiałem się roześmiać, bom się bał usta otworzyć i wciągnąć w siebie zepsute, powietrze.
Kasyusz. Zwolna, zwolna, mówisz więc, że Cezar zemdlał?
Kaska. Padł na środku rynku; pianą mu się usta pokryły i głos mu się zatamował w piersiach.
Brutus. Nie ma w tem nic nadzwyczajnego; on choruje na padaczkę.
Kasyusz. Nie on to na nią choruję; ale, ty i ja i nasz poczciwy Kaska.
Kaska. Nie wiem, co chcesz przez to powiedzieć; wiem tylko tyle, że Cezar padł na ziemię, że ta hołota poklaskiwała mu lub sykała na niego w miarę, jak się jej podobał lub niepodobał; tak jak to robi komedyantom na teatrze. Jeżeli to nieprawda, to nie chcę się zwać poczciwym człowiekiem.
Brutus. Cóż powiedział, przyszedłszy do siebie?
Kaska. Jeszcze przed swoim upadkiem, widząc radość pospólstwa, z powodu, że nie przyjął korony, obnażył szyję, na znak, że gotów ją sobie dać urżnąć. Gdybym był prostym, rzemieślnikiem i nie był go wtedy wziął za słowo, to niechby mnie była z tymi szubrawcami ziemia pochłonęła. Potoczył się więc i upadł. Powróciwszy do zmysłów, rzekł: że jeżeli coś niestosownego zrobił lub powiedział, prosi szanowne publicum, aby to było na karb jego słabości policzone. Trzy czy cztery baby, wpodle mnie stojące, wykrzyknęły: „Niestety, poczciwa dusza!” i przebaczyły mu z całego serca. Ale tego nie trzeba brać tak ściśle, bo choćby im był Cezar kazał matki zarżnąć, nie byłyby były mniej czułe.
Brutus. I dlatego to Cezar miał minę tak posępną?
Kaska. Zdaje się, iż dla tego.
Kasyusz. Nic-że Cycero nie powiedział?
Kaska. I owszem, mówił po grecku.
Kasyusz. Cóż mówił?
Kaska. Ba! i bardzo! Gdybym wam to powtórzył, nigdybym wam już w oczy nie mógł spojrzeć; ale ci, co go zrozumieli, śmieli się między sobą i potrząsali głowami. Co do mnie, było dla mnie po grecku. Mogę wam jeszcze więcej nowin udzielić: Marullus i Flawiusz zostali na odosobnienie skazani za zdzieranie ozdób z posągów Cezara. Bądźcie zdrowi. Było tam jeszcze więcej dzieciństw, ale mi wywietrzały z pamięci.
Kasyusz. Przyjdziesz-li do mnie na wieczerzę, Kasko?
Kasko. Nie, jużem zamówiony gdzieindziej.
Kasyusz. To może jutro na obiad?
Kaska. Zgoda, jeżeli żyw będę; twoja chęć dobra i obiad twój wart jedzenia.
Kasyusz. Będę cię oczekiwał.
Kaska. Możesz. Bądźcie zdrowi obadwa.

(Odchodzi).

Brutus. Jakże ten człowiek ociężał na duchu!
Kiedyśmy razem chodzili do szkoły,
Byłto chłop dziarski.
Kasyusz. Jest on i dziś takim.
Ilekroć razy przychodzi m u spełnić
Jaki czyn piękny i śmiały, i tylko
Na pozór takim tępym się wydaje.
Jego rubaszność jest jak sos zaprawą
Jego dowcipu i żołądki ludzkie
Sposobi z lepszym apetytem trawić
Jego wyrazy.
Brutus. Być może. A teraz,
Żegnam cię. Jutro, jeśli wola twoja,
Przyjdę do ciebie na dłuższą rozmowę;
Albo jeżeli wolisz, sam przyjdź do mnie,
Będę na ciebie czekał.
Kasyusz. Dobrze, przyjdę;
Tymczasem pomnij o świecie.

(Wychodzi Brutus).

Wiedziałem
O tem, Brutusie, że szlachetnie myślisz,
Ale uważam, że twój grunt szacowny
Zmienić się może pod obcą uprawą.
Dlatego dobrze to, kiedy szlachetnie
Myślący ludzie zawsze się podobnych

Siebie trzymają: bo któż ma sam w sobie
Dosyć rękojmi, że się nie da uwieść?
Cezar coś na mnie krzywo patrzy, ale
Kocha Brutusa; gdybym był Brutusem
A ten Kasyuszem, mnieby nie polubił.
Tej nocy wrzucę mu przez okno listy
Odmiennej ręki, jakoby przez różnych
Obywateli pisane; a listów
Tych treścią będą wysokie nadzieje,
Jakie Rzym w jego pokłada imieniu;
Przyczem nieznacznie napomkniętym będzie
O Cezarowem pięciu się do władzy.
Niechże się potem to bożyszcze krzepko
Trzyma na nogach, bo albo usuniem
Jego piedestał, albo sami runiem.

(Wychodzi).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: