- W empik go
Juliusz Słowacki: Tom 1 jego życie i dzieła w stósunku do wspłczesnej epoki. - ebook
Juliusz Słowacki: Tom 1 jego życie i dzieła w stósunku do wspłczesnej epoki. - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 875 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa… IX
ROZDZIAŁ I.
Urodzenie poety – słów kilka o jego rodzicach – szkolne czasy – pierwsze objawy poetyckiego usposobieniu. Pierwsza przyjaźń i pierwsza miłość. Bnjronizm. Pierwszy krok w świat rzeczywisty – urzędowanie w Warszawie. Książę Lobecki, Dominik Lisiecki, Niemcewicz. Powstanie Listopadowe – pierwsze wystąpienie Juliusza jako poety. Wyjazd z kraju… 1
ROZDZIAŁ II.
Rok 1831 i pierwsza połowa 1832go. – Przybycie do Wrocławia, a stąd do Drezna. Odyniec – okolice drezdeńskie. Wyjazd do Londynu. Teatr londyński – Westminster – Niemcewicz. Przeniesienie się do Paryża – niekorzystny sąd o Francuzach – cmentarz Père – la – Chaise – tentra – Lelewel i inni Polacy przybywający na emigracyą Poeta zamierza ogłosić zbiór swoich poezyi – wiadomość o próbach jego najpierwszych – trudności znalezienia nakładcy – romaus w języku francuskim. Druk rozpoczęty – wiele obiecująca znajomość – panna Kora – owacye i nadzieje wielkiego powodzenia. Lafayette – X. Praniewicz – Skibicki. Dzieła wychodzą z pod prasy. Mickiewicz w Paryżu – pierwszy powód niesnasek pomiędzy nim a Słowackim – wspomnienie pewnego zdarzenia w Wilnie.. 27
ROZDZIAŁ III.
Poezya polska przed rokiem 1830 – jej stosunek do literatur zachodnich –: jej główne wewnętrzne znamię. Odrębność wyobrażeń Juliusza Słowackiego – niepopularność jego pierwszych publikacyi. Czas pracy nad każdym z utworów ogłoszonych w r. 1832. Uwagi o poemacie Hugo i o dramacie Mindowe, – rozbiór Maryi Stuart…. 62
ROZDZIAŁ IV.
Dalszy ciąg rzeczy zaczętej w poprzedzającym rozdziale. Nieco o powieści poetyckiej jako nowej formie poezyi. Bielecki – Mnich – Arab – Żmija. Ogólny wniosek. Bajronizm i jego ślady w poezyi polskiej… 102
ROZDZIAŁ V.
Druga połowa roku 1832. Ukończenie poematu Lambro. Smutne doniesienia z domu. Nowe niesnaski z Mickiewiczem. Dziady. Nagły wyjazd z Paryża. P. Lenormand i podróż do Genewy… 131
ROZDZIAŁ VI.
Rok 1833. – Pensyonat na przedmieściu genewskieni i jego gospodynie. Tryb życia Słowackiego w Genewie. Nowe stósunki i znajomości. Wrażenie francuskiej recenzyi jego Poezyi. Teatr genewski. – Wiadomość o zgonie Zienkowicza. – Lambro oddany do druku, przedmowa do niego. – Życie towarzyskie roku owego dość zajmujące. Boston – Eglantyna – Eliza. – Wiosna – różne figury z dalekich krajów sąsiadujące teraz z Słowackim – rodzina Uwarow – Potopow – hrabina Seidwitz – misyonarz Wolf itd. – Wycieczki w góry okoliczne. – Uroczystość szkolna – imieniny Juliusza. – W jesieni praca nad Kordyanem… 154,
ROZDZIAŁ VII.
Zdanie o poemacie Lambro. Czy narodowość poezyi natem polega, ażeby obrabiać materye brane jedynie ze sfery własnej? – Rozbiór Kordyana – kilka uwag o Dziadach Mickiewicza i o Garczyńskiego Wacławie… 177
strona ROZDZIAŁ VIII.
Rok 1834 i 1835. – Wiara w przeczucia. Śmierć babki. – Eglantyna. Przykrości wygnania dają się czuć pod każdym względem. Smutne usposobienie. Skromne życzenia, bez nadziei ich osiągnięcia. – Wieczorki genewskie. Prace i studya: Filozofia – Biblia – Georges Sand. Wallas – Mazepa – Balladyna – Horsztyński. – Lepsze chwile – Nowa znajomość – Marya W. – Podróż w miłem towarzystwie i dalsze z tego następstwa. – Rozczarowanie – trzy miesiące samotnego pobytu w górach. Przesilenie i nowe ideały. "W Szwajcaryi" – Anhelli… 204
ROZDZIAŁ IX.
Rok 1836 do połowy 1837. – Przygotowania do podróży włoskiej – trudności pasportowe. Wyjazd do Rzymu – wrażenia – nowe znajomości, Krasiński. Neapol – Sorrento – poemat "Wacław". Podróż na Wschód. Grecya – Egipt – Kairo – piramidy – spotkanie z przyjaciółmi koło Dendery. Teby – jazda na wielbłądach ku Palestynie. Kwarantanna w El-Arish. Jerozolima – noc u grobu Chrystusa. Ruiny Balbeku – Klasztor ormiański na Libanie – spowiedź – "Ojciec Zadżumionych". Bajrut – powrót okrętem do Liwurny… 243PRZEDMOWA.
Oddając do rąk publiczności tę książkę o Juliuszu Słowackim, uważam za potrzebne wytłómaczyć się, skąd mi przyszło na myśl pisać tak obszernie o człowieku, który w społeczeństwie zajmował tylko skromne stanowisko pisarza, a którego dziełom przy całej ich genialności sam nieraz niedostatki wytykam. Że mnie z tej strony będzie zaczepiała krytyka, o tem wcale nie wątpię. Niechże przynajmniej – jeżeli nie rozbroi, to bodaj złagodzi surowość jej zarzutów szczere i otwarte opowiedzenie, jak ta praca moja powstała i w jakim celu była podjęta. Dała mi do niej główny powód oddana do rąk moich w odpisie korespondencya Słowackiego, prowadzona z różnemi osobami, z Zygmuntem Krasińskim, z Teofilem Januszewskim, wujem poety, z Kornelim Stattlerem, znakomitym niegdyś profesorem malarstwa w Krakowie, a przedewszystkiem z matką. Do matki swojej pisywał poeta nasz w stałych i częstych terminach i zwykł jej był przez cały czas życia swego na emigracyi szczegółowo zdawać sprawę ze wszystkiego, z czego się tylko to życie jego splatało. Rozczytując ten nader znaczny zbiór listów ( jest ich tyle, że zapełniłyby dwa spore tomy), nie mogłem się oprzeć w pierwszej chwili urokowi, jaki wywiera to rzeczywiście bezprzykładne bogactwo wyobraźni, strumieniami rozlanej w owych potocznych i poufnych rozmowach nieznanego zupełnie dotychczas z tej strony wieszcza; i porwany myślą, że to prawdziwy pamiętnik wewnętrznego życia poety, że to istna fotografia najskrytszych poruszeń serca – zamierzyłem nakłonić koniecznie krewnych jego do bezzwłocznego ogłoszenia tej całej korespondencyi. Dalsze czytanie jednakże dało mi uczuć niebawem niestosowność tego żądania. Nie tylko bowiem czas obecny zdaje się być cokolwiek jeszcze za rychłym, żeby wszystko, co się w niej mieści, bezwarunkowo można było drukować; ale i tego nie mogę zataić, że kiedy się odczytuje zbiór listów cały w jednym ciągu jeden po drugim, doznawać się zaczyna z czasem przy tak wielkiej ich obfitości – znużenia. Ostatecznie bowiem każdy list jest tylko listem, choćby go pisał i genialny poeta! Doniesienia o bieżących potocznościach życia, o zdrowiu, kłopotach, powodzeniu itp. zajmują tu zawsze miejsce sobie właściwe; a nawet i najpoetyczniejsze ustępy nie mogą się nie powtarzać w podobnym ciągle sposobie. W skutek czego czytający te wynurzenia poufne traci coraz bardziej zmysł dla rzeczy prawdziwie niepospolitych, ginących w tym nawale powszednich konwencyjności.
Nie uważając zatem jak na teraz za pożądane, żeby korespondencya ta była drukowana w całości, a nie mogąc z drugiej strony i tego z przekonaniem swojem pogodzić, żeby pojedyncze z listów urywki, wyjęte na chybi trafi ze związku, było właściwem dawać do rąk publiczności w sposób, jak to uczyniono na przykład z listami Krasińskiego lat temu kilka: wziąłem sobie za zadanie zużytkować ten materyał inaczej. Postanowiłem z osnowy listów rozwinąć wątek autentyczny życia Słowackiego tak mało komu znanego dotąd dokładniej; a zapomocą lepiej rozwidnionego poglądu na tegoż życia koleje, rzucić też nieco światła i na jego dzieła. I oto w taki to sposób powstała książka niniejsza, poświęcona zarazem i biografii poety i krytycznemu rozbiorowi pism jego, w odniesieniu do całego ogółu ówczesnych usiłowań w literaturze naszej, stanowiących jakby tło dla wyłącznego uwag moich przedmiotu. Przyznaję otwarcie, że kiedym się zabierał do tej roboty, nie wystawiałem sobie, że się ona do tej objętości rozciągnie. Nie ręczę nawet za to, czybym się był zabrał do niej, gdybym to naprzód był wiedział. Ale zabrnąwszy raz w rzecz i spostrzegłszy się, w co ja wszedłem, trochę zapóźno: nie chciałem się już cofać po czasie. Prowadziłem tedy coraz dalej naprzód pracę zaczętą, pocieszając się nadzieją, że cokolwiek się stąd wywiąże, nie będzie bez pewnego interesu a może i pożytku. Mianowicie zaś towarzyszyło mi w tem zajęciu to przekonanie, że warto jest przypatrzeć się choćby też raz jeden z bliska… życiu Poety! Warto poznać w tym autentycznym, z własnych świadectw utworzonym obrazie, z czego to u natur wyjątkowych, noszących to chlubne miano, zazwyczaj splata się ów wątek uczuć, szałów, rzadkich pociech, częstszych boleści, niebiańskich natchnień i cierpień nieraz najdotkliwszych, który tłum ludzi, stojący u ich piedestala, nazywa później sławnem życiem genialnego człowieka… Tyle o tem już pisano w romansach! Każdy wystawia sobie stan duszy tych ludzi nadzwyczajnych – po swojemu. Prawdy bezwzględnej nie może być nigdy w takich wymarzonych i tylko z własnej głowy branych opisach. Otóż zdarzyła się sposobność, sposobność w literaturze naszej do tej przynajmniej pory jedyna, że przy pomocy takiego zapasu własnoręcznych zwierzeń, wyrzeczonych w chwilach zawsze stanowczych, pod wpływem uczuć zbyt świeżych, żeby przypuszczać, że ten, co to pisał, fałdy swej togi drapował sztucznie i stawał w postaci człowieka który pozuje… możemy krok w krok, jak cień za ciałem towarzyszyć jednemu z podobnych ludzi przez całe pasmo dni jego i mieć jak na dłoni przed sobą całą genezę i dziejów jego jako człowieka i natchnień jego jako artysty. Dlaczegoż nie mielibyśmy korzystać z tej sposobności? Nie miałżeby wizerunek taki mieć przynajmniej tyle wartości, co obrazy charakterów i opisy przygód wymarzonych w fantazyi?
Ale odeprze niejeden na to: przecież Słowacki nie był największym naszym poetą! jeżeli więc o to chodziło: to należało sobie wybrać kogoś takiego, któryby sprawiedliwiej mógł tu służyć za pomnikowy posąg wieszczego usposobienia. – Prawda! Autor Lilii Wenedy niewątpliwie miał coś w duchu swoim chorobliwego. Między dziełami, których ostatecznie dokonał, a tą potęgą jego poetyckiej zdolności, która w pojedynczych tylko miejscach bije u niego całym blaskiem świetności, gdzieindziej zaś już tylko "dymi przez słowa", nie ma należytego stósunku. Stemwszystkiem i ta anormalności, która nas w osobie jego uderza, nie byłto symptom oderwany i czysto osobisty. To było znamię typowe czasu, to było cierpienie właściwe mniej więcej całej tej generacyi, do której Juliusz należał. Już przeto dla tej jednej przyczyny uważam życie jego za przedmiot pod każdym względem godny głębszego rozpatrzenia.
A zresztą – należy zawsze korzystać ze sposobności, jaka się właśnie nadarza. Mickiewicz nie zostawił po sobie takiego materyału do odtworzenia wizerunku całego swego żywota; dlatego też.niejedno z źródeł jego natchnienia na zawsze dla potomnych pozostanie zagadką.
– Obok Słowackiego, stawionego na pierwszym planie, umieściłem w obrazie moim cały chór osób różnych współczesnych, z którymi łączyły go bliższe lub dalsze stósunki i o których często mówi w swojej korespondencya Zdawało mi się, że nie mogą być obojętne szczegóły dotyczące ich doli, wpływów na nich działających i okoliczności, śród których żyli. Ściąga się to głównie do tych pisarzów naszych, co życie spędzili na wygnaniu. Jeżeli wreszcie szczegóły podobne wydają się może dzisiaj jeszcze pomniejszej wagi, nie będąc tak dalece nieznanemi rzeczami dla pokolenia dzisiejszego: to rozumiem, że nie będą bez interesu dla późniejszych, do których tradycye żyjące pomiędzy nami, dojdą tylko w drobnych okruchach. Cóżbyśmy dziś za to dali, gdybyśmy tyle wiedzieć mogli na przykład o znakomitościach naszych z zygmuntowskiej epoki! Byłaby to nielogiczność, rozbijać się za najdrobniejszemi wiadomostkami, jeżeli takowe dotyczą od dawna zgasłych, a za nic ważyć sobie wspomnienia dotyczące osób, których mogiły jeszcze w ziemi nie zaklęsły i zaledwie darnią porody. Przyjdzie czas, że i te grobowce znikną z przed oczu żyjących, a wtedy będzie tem droższą wiadomość o wszystkich, którzy w głębi ich spoczęli…
– Ze stroną opisową i historyczną dzieła mojego połączyłem i część krytyczną. I wytłómaczyć się muszę, dlaczego rozwodzę się… tak obszernie nawet nieraz nad takimi utworami Słowackiego, którym sam wielkiego znaczenia artystycznego odmawiam. Dzieła tego poety, niesłusznie przez ogół mało poszukiwane, zaczęły od lat kilku tu i owdzie prawie znowu nad zasługę i miarę entuzyazmować pewną liczbę czytelników, zwłaszcza pomiędzy młodzieżą. Według wszelkiego podobieństwa do prawdy, będzie się to z czasem jeszcze powiększać. Przy takiej sprzeczności sądów i punktów widzenia – bardzo wiele zależy natem, ażeby sobie zdać raz sprawę na usilniejszych studyach opartą, tak ze zalet jako i przywar właściwych Słowackiemu. Krótkie wyroki na nic się tu nie przydadzą. Doraźnie wypowiadane mniemania nikogo jeszcze o niczem nie przekonały. Zresztą wszelkie krytyczne rozbiory zdaniem mojem wtedy tylko mogą być prawdziwie pożyteczne, kiedy nie ograniczając się do tego, żeby czy to naganą czy pochwałą wpłynąć na dalsze roboty krytykowanego pisarza, po – ruszają pytania sięgające donośnością swoją nieco po za zakres poruszonego właśnie przedmiotu. Niech mi się tu wolno będzie odwołać do wielkiej w takich rzeczach powagi. Krytyki Lessynga w jego "Hamburskiej Dramaturgii" objęte, są ciągle jeszcze pouczające, chociaż mało która ze sztuk przez niego tam rozbieranych bywa jeszcze grywaną, a choćby tylko czytywaną przez kogo… Daleki jestem od chęci przypisywania moim krytycznym wywodom znaczenia, któreby je zbliżać mogło do mistrzowskich rozbiorów Lessynga; ale godzi się każdemu iść w ślady za człowiekiem, którego sposób się uznaje za godny naśladowania.
– Na zakończenie powiedzmy słówko, czy się godziło robić użytek, przeznaczony dla wiadomości całej publiki, z listów prywatnych. Poruszył to pytanie co do Mickiewicza niedawnymi czasy znakomity nasz krytyk Julian Klaczko i bardzo się stanowczo wyraził zatem, że "ogłaszanie poufnych pism i listów znakomitych w narodzie ludzi nie jest rzeczą ani tak niechybnie godziwą, ani tak nad wszelką wątpliwość pożyteczną, jak się to niejednemu wydaje." Rozróżniając pomiędzy ludźmi czynu, do których policzył polityków, wojowników i dyplomatów, a mistrzami słowa i sztuki: uważa szanowny autor, że tylko pierwszych uważany być może i prywatny nawet żywot za godziwy przedmiot badań powszechnych; podczas gdy osobistość drugich radby on usunąć ile tylko być może z przed oczu ciekawych natrętów, a to dlatego że biografia artystów i poetów bywa prawie zawsze mikrografią ducha.
Przyznaję chętnie, że mogą niewątpliwie zdarzać się wielkie przesady w nieoględnem traktowaniu prywatnych stosunków czyichkolwiek, czy tam kto walczył na świecie bronią, czy wreszcie piórem. Stemwszystkiem zdaje mi się, że jednak podnosić do reguły powszechnej zaleconej tu dyskrecyi nie można. Koniec końcem, trudnoby było zaprzeczyć temu, że pospolicie dzieła poetów wtedy dopiero zaczynają być należycie zrozumiałe i pożyteczne dla wszystkich, kiedy się wie dokładnie, wśród jakich okoliczności one powstały, to jest kiedy się dobrze zna przebieg życia ich autora. A już to samo upoważnia do tego, aby się starać zbogacić biografią jego szczegółami jak najdokładniejszymi skądkolwiek bądź. Zresztą i najszczytniejsza poezya, ażeby nie była próżnym blichtrem i tumanem dla niedoświadczonych, powinna być popartą życiem poety. Mam to przekonanie, że narodowi służy wszelkie prawo do dochodzenia tego, co mu poeta daje: czy to szych, czy złoto szczere? czy przedewszystkiem wierzył on też w to wszystko, co słowami swemi wygłaszał, i czy sam żył podług tego? Gdzie bowiem rozdział nieprzeskoczny między pismem a czynami, tam zwykle i czyny liche i pisma wielce podejrzanej wartości!… A nakoniec nie zapominajmy i o owem odwiecznem zdaniu, że natura horret vacuum Jak w świecie fizycznym, tak też i w biografiach znakomitych ludzi aż nadto często się zdarza, że się niezapełnione niczem próżnie lubią zapełniać czemkolwiek bądź: w rzeczach fizycznych zapełniają się wiatrem, a w ludzkich – ploteczkami; a te nie zawsze wypadają na korzyść osób, do których się ściągają.ROZDZIAŁ DRUGI.
Rok 1831 i pierwsza połowa 1832go. Przybycie do Wrocławia, a stąd do Drezna. Odyniec – okolice drezdeńskie. Wyjazd do Londynu. Teatr londyński – Westminster – Niemcewicz. Przeniesienie się do Paryża – niekorzystny sąd o Francuzach – cmentarz Pére – la – Chaise – teatra – Lelewel i inni Polacy przybywający na emigracya. Poeta zamierza ogłosić zbiór swoich poezyi – wiadomość o próbach jego najpierwszych – trudności znalezienia nakładcy – romans w języku francuskim. Druk rozpoczęty – wiele obiecująca znajomość – – panna Kora – owacye i nadzieje wielkiego powodzenia. Lafayette – X. Praniewicz – Skibicki. Dzieła wychodzą z pod prasy. Mickiewicz w Paryżu – pierwszy powód niesnasek pomiędzy nim a Słowackim – wspomnienie pewnego zdarzenia w Wilnie.
Od pierwszej chwili wydalenia się Słowackiego z kraju rozpoczyna się jego korespondencya z matką. Korespondencya ta regularna, szczegółowa, prowadzona bez przerwy aż do ostatnich dni życia, leży w całej zupełności przedemną. Od tej pory możemy tedy iść za poetą naszym krok w krok i nawet własnemi jego słowy opowiadać o niejednem zdarzeniu.
"Wyjechał z Warszawy dnia 8 marca 1831 r. Wyjechał smutny i bez złudzeń co do sprawy publicznej.
"Nudną miałem drogę – pisał w pierwszym liście, z d. 17 marca datowanym z Wrocławia – czas dosyć brzydki; wyjechałem w nocy – smutno mi było – zdawało mi się, że uciekam; teraz jeszcze często się kłócę z mojem sumieniem. Mamo moja, śliczny kraj opuściłem, i może już do niego nigdy nie będę mógł powrócić"… Jechał właściwie ku Dreznu, ale trzeba było przejeżdżać przez terytoryum pruskie. Kiedy się przez granicę przeprawił, odebrano mu pasport, który miał wystawiony od rządu warszawskiego, i kazano zatrzymać się w "Wrocławiu, obiecując dać nowy pasport, pruski. Czekając na ten dokument, przepędził Słowacki w Wrocławiu dwa tygodnie i dni kilka pod ścisłym policyjnym nadzorem. Stał w hotelu Goldene Gans i nudził się w tem mieście niemiłosiernie; do czego się w części i ta przyczyniała okoliczność, że prawie nie znał wcale języka niemieckiego.
"Nie lękajcie się jednak o mnie (pisał żartobliwie w jednym z listów ówczesnych); mówię już i ja trochę tym językiem i nie jestem przymuszony, chcąc jeść zaglądać do rozmówek, jak nasz poczciwy Kł. À propos rozmówek, książeczka, którąś mi kochana Mamo przy moim odjeździe z Krzemieńca do tłomoka włożyła, nieraz mi tu usługuje; ale uczę się pierwej frazesu, a potem go recytuję w książeczkę nie patrząc. To jest bardziej honorowo" – Wreszcie dano mu pasport pruski, wystawiony do Francyi. Słowacki wyjechał jednak do Drezna, w zamiarze dłuższego tam atrzymania się. Przybył do Drezna w sam wielki Piątek. Stanął w hotelu pod złotą Koroną. Pierwszem miejscem, do którego się za przybyciem do miasta udał, był kościół.
"Zaraz wyszedłem na miasto – pisze w liście z dnia 12 kwietnia – albowiem mówiono mi, że w katolickim kościele ma być ładna muzyka. I słyszałem śpiewy. Trafiłem właśnie na psalm śpiewany przez Tarquiniego na jakąś bardzo smutną nutę. Pierwszy raz słyszany głos tego rodzaju – wreszcie cichość kościelna (bo była to właśnie chwila, kiedy księża gaszą po jednej trójkąt obstawiony palącemi się świecami), wszystko to niewypowiedziane na mnie sprawiło wrażenie… Po obiedzie znowu wyszedłem na miasto, w nadziei iż chodząc po ulicach, napotkam gdzie Odyńca*.