Julka, mała weterynarka. Tom 2. Wielki pokaz - ebook
Julka, mała weterynarka. Tom 2. Wielki pokaz - ebook
Edukacyjna seria o przygodach Julki, która pomagając mamie weterynarce, zdobywa wiedzę o zwyczajach wielu gatunków zwierząt.
Cześć! Jestem Julka. Mam dziesięć lat. I jestem już prawie weterynarką! Moja mama leczy zwierzęta, a ja przyglądam się jej pracy i często w niej pomagam. Razem z moją najlepszą przyjaciółką, Chelsea, kochamy zwierzęta. Tym razem pomagamy naszej przyjaciółce Maisy przygotować kucyka do pokazu koni. Ale Mucha woli jeść niż uczyć się skakać (ech…). Szkolenie kucyka jest trudniejsze, niż myślałyśmy!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8271-297-1 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Weterynarz bywa bardzo zajęty
Jest sobota i mam bardzo dużo do zrobienia. Mama rano jedzie do mleczarni Brownów, by zbadać krowę, która skaleczyła się o ogrodzenie. Mama zawsze zabiera mnie na takie wizyty, bo naprawdę potrafię jej pomóc. To dla mnie świetna okazja do zdobywania doświadczenia jako prawie weterynarka. Mama powiedziała, że moja przyjaciółka Chelsea może pojechać z nami.
Ale najpierw muszę zważyć i zmierzyć swoje świnki morskie, żeby przekonać się, jak przebiega ich ciąża. Lulu jest teraz taka okrągła i wielka, osiągnęła niemal rozmiar talerza obiadowego. Nie potrafię się oprzeć – cofam się do kuchni i łapię jeden z talerzy, by ją z nim porównać. Właśnie mam położyć Lulu na talerzu, kiedy wchodzi Chelsea.
Chelsea to moja najlepsza przyjaciółka. Mieszka tuż obok.
– Patrz na to, Chelsea!
Sadzam Lulu na wielkim talerzu. Spod futerka wystają tylko brzegi, a świnka zajmuje całą resztę. Wybuchamy śmiechem.
– Ale słodko wygląda, prawda? – zachwyca się Chelsea. – Jest niemal idealnie okrągła!
– A to jest coś naprawdę słodkiego. – Delikatnie łapię dłoń Chelsea i wsuwam ją pod ogromny brzuszek Lulu. – Jeśli położysz tam dłoń, bardzo delikatnie, możesz poczuć, jak maluszki się ruszają.
Siedzimy w ciszy i czekamy.
Nagle Chelsea rozjaśnia się w uśmiechu. Nic nie mówi, ale otwiera szeroko usta i delikatnie wzdycha. Kocha moje świnki morskie tak samo mocno jak ja.
Wyciągam stetoskop z zestawu weterynarki i delikatnie kładę go na serduszku Lulu. Wskazuję na swój „Dziennik weterynarki”.
– Możesz zerknąć do tabelki Lulu i zapisać, że ma mocne i regularnie bijące serduszko? A ja położę ją na wadze i zmierzę ją taśmą mierniczą.
Chelsea uważnie wypełnia rubryczki.
– Jak myślisz, ile to jeszcze potrwa?
Sprawdzam tabelkę i cofam się do momentu, gdy zaczęłyśmy zapisywać dane dotyczące jej ciąży.
– Ciąża u świnek trwa około dziesięciu tygodni, więc pewnie to już niedługo. Nie mogę się doczekać.
Podnoszę Lulu, a Chelsea spogląda na talerz.
– Czy to nie jeden z tych, na których normalnie jecie?
Wzruszam ramionami.
– Nie mogłam znaleźć starego. Nie szkodzi, zaraz się go umyje.
– Fuj, ohyda – mamrocze Chelsea.
Zbliża się do nas mój pięcioletni brat, Maks. Jak zawsze, trzyma w ręku plastikowego dinozaura.
Maks ma obsesję na punkcie dinozaurów. Nie umie myśleć o niczym innym. Dostaję od tego szału. Najgorsze jest to, że ma ich całe setki i ciągle się o nie potykam w domu, a mama wciąż dokupuje mu nowe.
– Hej, Maksozaurus – odzywam się miłym głosem. Zawsze tak go nazywam, gdy czegoś od niego chcę. I to zawsze działa.
– Tak? – pyta entuzjastycznie.
Rzucam okiem na dinozaura.
– O, czy to nowy nabytek? Nie widziałam go wcześniej.
Maks się rozpromienia.
– To liopleudoron. Był wielkim drapieżnikiem morskim, który żył w połowie ery jurajskiej. Rósł aż do siedmiu metrów i…
– Ale piękny, co? – Wiem, że muszę mu przerwać, bo inaczej będzie tak nawijał godzinami.
Maks z zapałem kiwa głową.
Z szerokim uśmiechem podaję mu talerz i pytam:
– Możesz to za mnie odstawić do zlewu? Potem z przyjemnością obejrzę wszystkie twoje dinozaury, ale teraz jestem zawalona obowiązkami weterynarki.
– Dobra – odpowiada Maks i odchodzi z talerzem w stronę kuchni.
Chelsea kiwa głową i uśmiecha się.
– Bierzmy się do pracy – mówię, odkładając Lulu do jej maleńkiego domku. – Muszę zmierzyć i zważyć Pysię i obejrzeć uszy Lokiego, żeby sprawdzić, czy przechodzi mu infekcja. Mama mówi, że planuje wyruszyć o dziewiątej.
– To lepiej pójdę się ubrać – rzuca Chelsea. – Nie mogę wyjść w takim stroju. Wyglądam jak jakieś kocie trofeum!
Spoglądam na porządne warkocze Chelsea, jej lśniącą białą koszulkę, wyprasowane dżinsy i białe buty. A potem na swoją piżamę. Jest pokryta futrem i sianem, a gdzieniegdzie ubłocona. Wzruszam ramionami. Byłam zbyt zajęta zwierzętami, by przejmować się tym, jak wyglądam.
Kiedy wszystko jest już sprawdzone, ruszam do swojego pokoju, by się upewnić, czy mam w zestawie weterynarki wszystko, czego potrzebuję. Córka pana Browna, Maisy, ma kotkę, która nazywa się Draka i której pomogłyśmy, gdy była bezdomna. Chcę ją zbadać, kiedy do nich pojedziemy.
– Julka, jesteś już gotowa? – woła mama z werandy. – Wychodzę zapakować rzeczy do samochodu. Chelsea już na ciebie czeka.
– Idę! – Łapię swój zestaw weterynarki, wrzucam na siebie jakieś ciuchy i po drodze wpadam do kuchni po coś do picia.
Maks ustawia wszystkie swoje dinozaury w rządku na stole. Tata na klęczkach zagląda pod zlew. Wokół niego piętrzą się nieumyte talerze i kubki.
– Co ty robisz? – pytam.
Tata przykłada palec do ust.
– Cicho… Nie mów mamie, bo będzie się martwić, ale chyba mamy w kuchni szczury. Znalazłem sierść na talerzach, które zostały po kolacji. Ohyda!
Aż się wzdryga, pokazując mi talerz.
Rzucam Maksowi ostrzegawcze spojrzenie.
Maks uśmiecha się szeroko.
– O której będziesz w domu? – pyta.
– A co? – Nabieram podejrzeń.
– Chcę wiedzieć, ile mam czasu, żeby ci ustawić do oglądania moje dinozaury. Obiecałaś! Napiszę kilka słów o każdym i ci o nich poczytam.
Słyszę klakson samochodu.
– Nie będzie nas bardzo długo – odpowiadam.
– Nie szkodzi. – Uśmiecha się. – Ja też długo będę je ustawiać. W pokoju mam jeszcze trzy pudełka.
O rany.
– Pamiętaj, ani słowa mamie – szepcze tata. – Znajdę te szczury, choćby nie wiem co.
Szybko wycofuję się z kuchni, czując się trochę winna. Chelsea siedzi już na tylnym siedzeniu i macha, żebym się pospieszyła. W drodze do gospodarstwa mama przekazuje mi świetną nowinę.
– Dziewczynki, wczoraj po południu przywieziono do gabinetu cztery młode kury bantamki. Znaleziono je w pustym kurniku w opuszczonym domu. Są wychudzone i zaniedbane. Może chciałybyście się nimi zająć?
– Naprawdę? Możemy je zatrzymać? – wołam. – Dzięki, mamo! Teraz mamy jeszcze więcej zwierzątek, dzięki którym możemy nabierać doświadczenia!
Wyciągam notes i sprawdzam notatki na temat kogutów, które Chelsea spisała pod moje dyktando.
Musimy dowiedzieć się znacznie więcej o kurach, jeśli mamy się nimi zajmować.
– Wiesz, że twój tata nie za bardzo lubi ptactwo, ale ponieważ to nie są samce, zgodził się je zatrzymać. Zbuduje im kurnik, ale to ty będziesz musiała o nie dbać. – Mama zerka przez ramię, by sprawdzić, czy słuchamy.
Odwracam się do Chelsea zadowolona.
– Najpierw musimy je wykąpać. Mogą mieć wszy.
Chelsea trochę blednie, ale jeśli ma być słynną fryzjerką i treserką zwierząt, będzie musiała radzić sobie z takimi sprawami.
– Pamiętaj tylko – ciągnie mama – że odpowiednia opieka nad zwierzętami to sporo pracy. Może nie bierz już teraz na siebie więcej obowiązków, okej?
Przytakujemy, ale tak naprawdę nie za bardzo jej słuchamy. Jesteśmy zbyt zajęte rozmową o tym, jak nazwiemy nasze nowe pierzaste podopieczne.Julka ma zostać przez cały tydzień na farmie Maisy i nie może się doczekać. Nie ma pojęcia o karmieniu śmierdzących świnek, narodzinach owieczek czy ratowaniu cielaczka. Tak naprawdę życie na farmie wygląda zupełnie inaczej, niż Julka to sobie wyobrażała…
Kiedy las tropikalny staje w płomieniach, Julka chce pomóc. Każdego dnia znajdują się kolejne bezdomne dzikie zwierzęta. Julka nigdy nie miała tyle pracy! A gdy trzeba będzie je odesłać z powrotem do buszu, czy będzie potrafiła to zrobić…?słowo od Rebekki Johnson
Kiedy dorastałam, miałam bzika na punkcie zwierząt. Nie tylko takich zwykłych, jak koty, psy i konie, ale na temat wszystkiego, co się porusza. Najfajniejsze było to, że mieszkałam obok gabinetu weterynarza! Dziś ma on dziewięćdziesiąt pięć lat i nadal się bardzo przyjaźnimy. Jednym z moich najlepszych wspomnień z dzieciństwa jest wyprawa kajakowa z siostrą i bratem po tym, jak zdarzyła się powódź. Ratowaliśmy zwierzęta, które zostały uwięzione na gałęziach i pniach drzew, i przewoziliśmy je w bezpieczne miejsce. Nie każda dziewczynka byłaby szczęśliwa w kajaku pełnym myszy, robaków i dziwnych zielonych węży, ale Julka na pewno!
słowo od Kyli May
Jako mała dziewczynka zawsze chciałam zostać weterynarką. Miałam myszki, świnki morskie, psy, złote rybki, hodowałam też ślimaki, krewetki i kijanki. Gdy moje przyjaciółki wyjeżdżały na wakacje, uwielbiałam zajmować się ich pupilami i co sobotę pomagałam w miejscowym sklepie zoologicznym. Teraz, gdy dorosłam, mam najlepszą pracę na świecie. Rysuję zwierzęta do książek dla dzieci i do filmów animowanych w telewizji. W moim studiu zawsze są dwa psy, Jed i Evie, oraz dwa koty, Bosco i Kobe, które uwielbiają obserwować mnie przy pracy.