- W empik go
Kabbalah: możesz zmienić wszystko - ebook
Kabbalah: możesz zmienić wszystko - ebook
Postępowy przewodnik po życiu codziennym, który rozbudza świadomość i stymuluje zmiany osobiste oraz globalne.
Badając tak trudne tematy, jak polityka, religia, środowisko i gospodarka, Yehuda Berg pokazuje, w jaki sposób możemy zmienić wszystko na świecie, bez względu na to, jak beznadziejna może wydawać się nasza sytuacja. Wymaga to jedynie zmiany nastawienia.
Pisząc w swoim inteligentnym, zwięzłym, a czasami wręcz zuchwałym stylu, Berg cytuje anegdoty z życia, komentarze z blogów oraz stare przypowieści, aby uświadomić czytelnikom, że to oni są odpowiedzialni za to w jakiej znajdują się sytuacji - cokolwiek robimy, robimy to sami. Nawołuje on do wzięcia odpowiedzialności za własny los, ponieważ każde, nawet najdrobniejsze działanie ma ogromny wpływ na rzeczywistość w skali wszechświata.
Obecnego stanu rzeczy nie powinniśmy akceptować jako swojego losu. Ta książka uświadamia niewygodną prawdę, że zmiany indywidualne to w rzeczywistości szanse na zmiany globalne.
Spis treści
Przedmowa
Wstęp: CZAS APOKALIPSY
Rozdział Pierwszy: ŹRÓDŁO WSZELKIEGO ZŁA
Rozdział Drugi: MOJA NIANIA BYŁA ZAMACHOWCEM-SAMOBÓJCĄ
Rozdział Trzeci: POTRZEBA CAŁEJ WIOSKI
Rozdział Czwarty: DYM I LUSTRA
Rozdział Piąty: DECYZJA NALEŻY DO CIEBIE...
Epilog: PRACE W TOKU
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9-788389-746559 |
Rozmiar pliku: | 332 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy dorastałem, w piwnicy naszego domu moi rodzice nauczali Kabbalah. Niewiele wtedy rozumiałem z tego co robili. Pamiętam tylko, że w mieszkaniu zawsze było dużo ludzi – od uzależnionych od narkotyków po bezdomnych, którym moi rodzice coś tłumaczyli i którym pomagali.
Zanim jednak skończyłem 12 lat, zacząłem zadawać pytania, a wtedy mój ojciec, Rav, zaczął przekazywać mi swoją mądrość. Mądrość, którą nauczyciel jego nauczyciela przetłumaczył na język współczesny, następnie nauczyciel ojca udostępnił klasie pracującej, a Rav i Karen (czyli mój ojciec i moja matka) dzielą się nią z każdym, kto tylko chce się uczyć. I właśnie tę mądrość mój ojciec przekazał także mnie.
Nigdy jednak nie powiedział mi, co mam z nią zrobić ani, że jego mądrość ma wyznaczać także moją ścieżkę. Zawsze dawano mi wolny wybór – mogłem być lekarzem, architektem czy też kimkolwiek, kim tylko bym zechciał. A przecież już mając siedemnaście lat jakimś sposobem wiedziałem, iż to jest także moja ścieżka. Czułem potrzebę przekazywania tej mądrości innym.
To ojciec zlecił mi pierwszy projekt, nad którym miałem pracować dla Centrum Kabbalah. Potem było ich dużo więcej. Ale zawsze, na każdym kroku, nie miałem wątpliwości, że potrzebuję Rava i jego mądrości jako podpory. Nie miało znaczenia, ile lat już minęło, ilu uczniów uczyłem, czy też ile napisałem książek. Wciąż byłem tym siedemnastoletnim chłopcem, kryjącym się za jego plecami, odczuwającym potrzebę jego kierownictwa oraz aprobaty.
Uważałem, że nie zasługuję na to, by być kolejnym nauczycielem w tym historycznym rodowodzie gigantów. Potrzebowałem przewodnictwa nauczyciela Rava oraz nauczyciela jego nauczyciela.
2 września 2004 roku mój ojciec miał wylew i zaprzestaliśmy wspólnej nauki. Ponieważ od tamtej pory nie mogłem się już za nim chować, zacząłem zrzucać wszystko na kabalistów: „według kabalistów to”, „według kabalistów tamto”. Przez cały ten czas unikałem wzięcia na siebie odpowiedzialności bycia nauczycielem. Aż do teraz.
Co ciekawe, na pierwszej stronie mojej pierwszej książki zacytowałem Kabalistę Solomona Gabirola, traktującego o zdobywaniu mądrości. Powiedział on: „Pierwszym etapem w poszukiwaniu mądrości jest milczenie, drugim słuchanie, trzecim zapamiętywanie, czwartym praktykowanie, piątym nauczanie”.
Jeśli więc naprawdę szukasz mądrości, musisz nauczać.
To spostrzeżenie było pierwszym krokiem na drodze mojej własnej podróży.
Kabbalah: Możesz Zmienić Wszystko to krok kolejny. Pisząc tę książkę, nauczyłem się, że aby prawdziwie nauczać, należy wziąć na siebie odpowiedzialność za ogół, i to bez względu na wszystko. By zmienić świat, każdy z nas musi być nauczycielem. Musi odważnie stanąć na mównicy Speakers’ Corner w londyńskim Hyde Parku, nie zważając na to, kto słucha i co sobie pomyśli. Trzeba zwyczajnie podjąć ryzyko.
Ta książka jest moją mównicą. I oto stoję na niej pełen obaw oraz nadziei, że zdecydujecie się rozpocząć naukę, a pewnego dnia, także nauczanie.
Pełen miłości i obaw,
Yehuda BergNieważne, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie, żyjemy obecnie w czasie wojny. Prowadzimy zażartą walkę, chcąc powstrzymać nieustanną destrukcję każdego aspektu życia. Istna wojna świadomości. Biblia mówi, że przyjdzie taki czas pod koniec naszych dni, kiedy to: „Będziecie jedli ciało synów i córek waszych.” Księga Kapłańska 26:29
Ten świat miał być błogi, piękny, szczęśliwy, zdrowy, czysty, wieczny, zrównoważony – mówiąc krótko, idealny. I my także. Co takiego więc się stało? Mimo zamierzeń, świat nie został jako taki stworzony. Stworzono go jednak w taki sposób, abyśmy dzięki własnym staraniom mogli osiągnąć perfekcję dla nas samych oraz naszej planety. A więc cóż za prawda kryje się za tą bolesną historią ludzkości?
To opowieść o Świadomości.
Naszej świadomości.
Świadomość jest esencją wszystkiego. To ona sprawia, że robimy to, co robimy, i myślimy w sposób, w jaki myślimy. To wbudowany konstrukcyjnie układ sterowania, który nade wszystko tworzy nas takimi, jakimi jesteśmy.
W 2009 roku doktor Robert Lanza napisał książkę Biocentrism: How Life and Consciousness Are the Keys to Understanding the True Nature of the Universe. Stwierdził w niej: „Nie istnieje odrębny materialny wszechświat poza życiem i świadomością. Nie ma rzeczywistości poza tym co uświadomione. W żadnym okresie nie istniał nigdy zewnętrzny, niemy, materialny wszechświat, ani też życie, które przypadkowo narodziło się z niego w czasie późniejszym. Przestrzeń i czas istnieją tylko jako wytwory umysłu”.
Fizyka kwantowa mówi zasadniczo, że istotną rolę w rzeczywistości odgrywa ludzka świadomość. Innymi słowy, twój stół kuchenny nie istnieje, dopóki twoja świadomość go nie dostrzeże. Zgodnie z najnowszymi eksperymentami z dziedziny fizyki, nie ma czegoś takiego jak niezależny wszechświat. Cały kosmos jest iluzją wywołaną przez umysł. Tak naprawdę nie istnieje nic poza twoim umysłem. Wszechświat, który – jak ci się wydaje – widzisz, istnieje jedynie wewnątrz sfery ludzkiej świadomości. Jest wytworem umysłu.
Według doktora Lanzy, to świadomość tworzy wszechświat, który dostrzegamy, a nie na odwrót! Wszechświat wcale nie narodził się po to, by stworzyć następnie galaktyki, Ziemię, życie i potem świadomość. To świadomość dała początek wszechświatowi, razem ze wszystkimi jego prawami. Inaczej mówiąc, nie istnieje coś takiego jak umysł ponad materią. Umysł jest materią. Świadomość nie tylko stworzyła wszystko, więcej – świadomość jest wszystkim.
Czy więc nauka mówi (a ja sugeruję), że to my sami stworzyliśmy cierpienie? Odpowiedź brzmi – tak.
Napisany ponad 2000 lat temu Zohar wyjaśnia, że Świątynia Jerozolimska nie została zbudowana za pomocą toporów i młotów. Owszem, narzędzia te wzniosły jej materialną strukturę, jednak jej prawdziwe stworzenie miało swój początek w świadomości ludzi, którzy ją sobie wyobrazili. Faktem jest, że wszystkie cuda świata – Piramidy, Angel Falls, Wiszące Ogrody Babilonu itd. – były tworzone przez świadomość. W sierpniu tego roku zwiedzałem Victoria Falls na rzece Zambezi i po obejrzeniu tego cudu świata w moim umyśle nie ma nawet cienia wątpliwości, że został on stworzony właśnie przez świadomość.
Jednak w ten sam sposób świadomość może również siać zniszczenie. Wiem, że Moc Zmiany Wszystkiego wydaje się być wygórowanym celem, jeśli:
• Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że co roku 2,4 miliona ludzi umiera z powodu problemów zdrowotnych związanych bezpośrednio z zanieczyszczeniem powietrza. Dzięki satelitom ustalono, że ponad 3,5 miliarda kilogramów zanieczyszczeń pochodzących z Azji Wschodniej i innych regionów świata rozprzestrzenia się nad Pacyfikiem i dociera do Ameryki Północnej.
• Każdego roku umiera 5 milionów ludzi; przemoc oraz urazy ciała stanowią 9% tej liczby, co dorównuje liczbie zgonów spowodowanych HIV, malarią i gruźlicą razem wziętych. Sześć z piętnastu najczęstszych powodów śmierci ludzi w wieku od 15 do 29 lat wiąże się z przemocą: są to samobójstwa, morderstwa, utonięcia, oparzenia, obrażenia wojenne i zatrucia.
• Pewien mężczyzna z Bakersfield w stanie Kalifornia odurzył się fencyklidyną (PCP), po czym wydłubał oko swemu czteroletniemu synkowi i zjadł je. Krążą pogłoski, że kiedy poszukiwania oka chłopca nie przyniosły efektów, dziecko wyjaśniło detektywowi: „Tatuś zjadł moje oko”. Po makabrycznych torturach, jakim poddał swoje dziecko, ten poruszający się na wózku inwalidzkim człowiek próbował potem odrąbać sobie nogi siekierą.
Prawda jednak pozostaje niezmienna. Wszystko jest tworzone i niszczone przez świadomość.
Tak więc, bez względu na to, jak bardzo rzeczy wydają się być stałe i niezmienne, jesteśmy w stanie zmienić wszystko.
CO TO JEST ŚWIADOMOŚĆ?
Istnieje nieskończona siła Świadomości. To ona jest Przyczyną wszystkich przyczyn i zawiera w sobie nieskończone szczęście. Religia nazywa tę siłę Bogiem. Niektórzy nazywają ją Światłem lub Energią. Jakąkolwiek jednak nazwę wybierzecie, wiedzcie, iż jest ona Przyczyną oraz źródłem wszelkiego dobra.
Jest także druga siła Świadomości, która została stworzona przez pierwszą, ażeby pełnić rolę odbiorcy całego tego dobra. Ta druga siła świadomości zawiera w sobie wszystkie dusze ludzkości.
Jeśli ta pierwsza siła Świadomości jest Przyczyną, to logika mówi nam, że ta druga jest Skutkiem.
Podążajmy, więc za tą logiką, a zrozumiemy, co tak naprawdę musimy zrobić, by się zmienić.
Zasadź ziarno w ziemi, a wyrośnie drzewo. Ziarno jest przyczyną, zaś drzewo niosące owoc jest skutkiem. Oto wyzwanie, przed którym stajemy. Kiedy ziarno wykiełkuje znika, stając się niemożliwe do odnalezienia. A mimo to cały czas jest obecne, nieustannie oddając swą esencję rozwiniętemu drzewu, nawet jeśli nic nie wskazuje na to, że ono nadal istnieje.
Odkąd Przyczyna całego stworzenia puściła kiełki naszego wszechświata – gwiazdy, galaktyki, planety, oceany oraz owoc, który nazywamy ludzkością – zdaje się, że Bóg przestał istnieć. To dlatego tak często odczuwamy brak jego obecności w naszym życiu oraz w próbach uzdrowienia tego chaotycznego świata.
Matka Teresa przez wiele dziesięcioleci cierpiała z powodu kryzysu wiary, co potwierdzają jej listy, które zachowano zresztą wbrew jej woli. Wiele z nich opublikowano w książce Mother Teresa: Come Be My Light. Odczuwana przez nią pustka zdaje się mieć początek w chwili, kiedy zaczęła opiekować się biednymi i umierającymi w Kalkucie. W jednym z listów pisanych do duchowego powiernika, wielebnego Michaela van der Peet, napisała: „Jezus darzy Ciebie bardzo szczególną miłością, i mnie także, cisza oraz pustka są tak wspaniałe, że patrzę i nie widzę, słucham i nie słyszę – język się rusza, lecz nie mówi… Chcę, żebyś się za mnie modlił – gdyż daję Mu wolną rękę”.
Taka pustka oraz ciemność to bolesny rezultat niewiedzy, gdzie znajduje się Esencja Boga.
Tak jak każda przyczyna zawiera w sobie skutek, tak każdy skutek zawiera w sobie przyczynę.
Oznacza to, że jeśli spojrzysz do wnętrza owocu rosnącego na drzewie – czyli efektu końcowego – odnajdziesz przyczynę. Pamiętaj, że kiedy z nasienia wyrośnie już roślina, niemożliwe staje się wykrycie lub odnalezienie pierwotnego nasienia. Kto jednak zaprzeczy twierdzeniu, że jest ono przez cały czas obecne, wciąż oddając swą esencję rozwiniętemu drzewu, nawet jeśli nie ma dowodu ani śladu jego istnienia? Jeśli ludzkość jest skutkiem Stworzenia, to zaglądając do wnętrza ludzkości, odnajdziemy przyczynę Stworzenia. Kiedy spojrzymy do wnętrza człowieka, odnajdziemy Boga. Naszą prawdziwą esencją jest Bóg, naszym źródłem świadomości jest Bóg, a Bóg posiada moc przemiany wszystkiego. Tyle że o tym zapomnieliśmy i wciąż zapominamy!
A więc w jaki sposób ożywić Esencję Boga wewnątrz nas?
UŻYWANIE ZASADY ŚWIADOMOŚCI
Istnieje stała zasada, która rządzi sferą świadomości. Jeśli nie pojmiemy jej, tej niezmiennej, nieodwołalnej reguły, wciąż będziemy cierpieć i umierać. Rav Ashlag mówi, że to prawo właśnie jest kluczem do całej mądrości. Oto ono:
Podobieństwa się przyciągają, a przeciwieństwa się odpychają.
Mówiąc to, nie mam na myśli popularnego prawa przyciągania (nasze myśli tworzą naszą rzeczywistość). To jedynie pierwsza połowa tego prawa. Wszyscy pragniemy szczęścia, lecz co zamierzamy zrobić, aby je osiągnąć i jaką pracę jesteśmy gotowi w to włożyć? To właśnie w tej kwestii ludzkość zawodziła do tej pory. Zapomnieliśmy, że praca zawarta jest w drugiej połowie tego prawa – przeciwieństwa się odpychają.
Jeśli Bóg jest Przyczyną, a my Skutkiem, a przyczyna i skutek to przeciwległe bieguny, to znajdujemy się w rzeczywistości będącej przeciwieństwem Boga. Rzeczywistość śmierci zamiast nieśmiertelności. Ciemność zamiast Światła. Smutek zamiast pogody ducha. Cierpienie zamiast spokoju. Ataki paniki zamiast spokoju umysłu. Kłamstwa zamiast prawdy. Bezmyślna materia zamiast świadomości. Chaos zamiast porządku. Pustka zamiast spełnienia.
Nasza praca, czy ją zaakceptujemy, czy też nie, polega na zmianie naszej świadomości – z tej właściwej skutkowi, będącej przeciwieństwem Boga, na tę, która jest Bogiem. Naszą pracą jest przekształcanie świata, który wydaje się niedoskonały i spowity w ciemnościach, w coś, czym miał być w zamierzeniu – w świat doskonały i wypełniony Światłem.
DROGA DO DOMU
Jest tylko jeden sposób na powrót do raju. Jeśli Bóg jest Źródłem wszystkiego dobra, jeśli Bóg jest jednością, jeśli Bóg jest potężny, jeśli Bóg widzi obraz całości, jeśli Bóg jest odpowiedzialny, jeśli Bóg jest troskliwy, jeśli Bóg daje i przekazuje, to my musimy stać się tacy sami jak Bóg. Pamiętajmy, że mamy tę esencję w nas samych. Przez cały czas tam była.
Kiedy zapominamy, że jesteśmy Bogiem, stajemy się jak zwierzęta. Prawdę mówiąc, stajemy się od nich gorsi.
W czasie mej ostatniej podróży do Botswany dowiedziałem się od mego przewodnika czegoś naprawdę interesującego o słoniach. Otóż słonie jedzą od 16 do 18 godzin dziennie, ale tylko 12,5% tego, co zjedzą, odżywia ich ciało. Pozostałe 87,5% zostaje zwyczajnie wydalone. Tyle, że to łajno odgrywa istotną rolę w ekosystemie – podtrzymuje przy życiu inne zwierzęta oraz rośliny. Kiedy przychodzi deszcz, użyźnia glebę i pomaga w wytwarzaniu pożywienia na kolejną porę roku.
Kiedy mamy świadomość skutku, nasza energia nie tylko nie zachowuje ciągłości, ale też manifestuje zniszczenie. Po prostu tworzymy odpady, które niczego nie użyźniają. Kiedy świadomość Boga znika ze świata, świat zmierza ku samozniszczeniu.
Jedynie gatunek ludzki ma wolną wolę. Żaden inny aspekt Stworzenia nie może wybierać pomiędzy Boską Świadomością, a świadomością skutku. My możemy.
Zostaliśmy obdarzeni wolną wolą i kiedy pojawia się wyzwanie, możemy rozpoznać je jako możliwość rozwoju. Pod warunkiem, że postrzegamy je jako wezwanie do działania, a nie jako okazję, by prześladować innych. Jeśli chcemy mieć dobry dzień, mamy narzędzia, aby sprawić by był wspaniały. Przetrwamy, czy staniemy się wartością liczbową, będziemy Stwórcą czy niszczycielem? Wybór należy do nas.
Jest taka opowieść o człowieku, który opuszcza świat i dociera do perłowych wrót, gdzie anioł ukazuje mu przedsmak Nieba i Piekła. Scenerie są takie same: wokół wielkiego garnka ze strawą siedzą ludzie, a każdy trzyma w dłoni drewnianą łyżkę o bardzo długim trzonku. Zdezorientowany mężczyzna mówi do anioła:
– To nie mogą być Niebo i Piekło. Wyglądają przecież tak samo.
Na co anioł odpowiada:
– Mylisz się, ludzie przebywający w Piekle są zdenerwowani i głodni. Na próżno starają się zjeść choć odrobinę. I nieważne jak bardzo będą próbować, i tak nie doniosą jedzenia do swych ust, bo mają za długie łyżki. W Niebie natomiast ludzie są zadowoleni, bo po prostu karmią się nawzajem.
W historii ludzkości znajdujemy się na skrzyżowaniu, gdzie możemy dokonać wyboru pomiędzy Niebem a Piekłem. Niemal osiągnęliśmy już najniższy możliwy punkt. Teraz to już tylko do nas należy wybór, gdzie będziemy przebywać. Jak mówi Biblia, ludzie albo zmienią się na lepsze, albo rozpoczniemy koniec świata.
Wielu wierzy, że 21 grudnia 2012 roku – zgodnie z Kalendarzem Majów w Długiej Rachubie, to data oznaczająca koniec trwającej 5126 lat ery – nasza planeta, oraz wszyscy jej mieszkańcy doświadczą pozytywnej fizycznej lub duchowej transformacji. Inni uważają, że wtedy zacznie się apokalipsa.
Nie możemy już dłużej czekać.
Jako astrologiczny bliźniak jestem zafascynowany „newsami”. W tej książce zamierzam odnieść się do wielu problemów dzisiejszego świata i być może przedstawić je w nowym świetle. Zaproponuję trochę przemyśleń nad codziennymi duchowymi rozwiązaniami oferowanymi przez kilku największych mędrców w historii. Nie jest to jednak główny powód, dla którego powstała ta książka.
Moim celem jest otworzenie nam oczu na prostą wiedzę, która mówi, że rzeczy mogą być inne, jeśli zmienimy naszą świadomość. Od skutku do Boga. Od snu do przebudzenia. Od ofiary do przywódcy. Nie można rozwiązać problemu, kiedy się go nie dostrzega. Ale kiedy już go ujrzymy, jedynym potrzebnym składnikiem będzie pragnienie. To pragnienie musi pojawić się indywidualnie – i u ciebie i u mnie. Musimy chcieć zmienić nasz świat. Musimy chcieć dokonać naszej osobistej przemiany. Ale by zmienić wszystko, musisz naprawdę, naprawdę tego chcieć.
Liczę na to, że po przeczytaniu tych stron, naprawdę poczujesz pragnienie zmiany.Wielu ludzi nie kryje zdumienia, kiedy mówię, że nie głosowałem w wyborach prezydenckich w 2008 roku i, że niekoniecznie jestem zwolennikiem Baracka Obamy. Chociaż nie jestem też republikaninem. Po prostu uważam, że nie ma jednej osoby mogącej spowodować zmianę na skalę, jakiej oczekujemy. Wybory prezydenckie w 2008 roku dotyczyły tak naprawdę zmiany za wszelką cenę. Ludzie czuli, że „cokolwiek” i tak będzie lepsze od panującej sytuacji. Ale nam potrzeba czegoś więcej niż oferty nadziei lub jakiejś zmiany w partii politycznej. Żadna pojedyncza osoba, żadna partia, żaden system nie dokonają nigdy tego wszystkiego, ani nawet wystarczająco wiele. Zmiana musi wyjść od każdego z nas oddzielnie.
Z duchowego punktu widzenia przywódca jest jedynie odbiciem świadomości ludzi. Dlatego też lider będzie tak silny i potężny jak ludzie, którym służy. Kiepscy przywódcy potrzebni są po to, by pobudzić nas samych do działania. Kiedy dostrzegamy w naszych przywódcach coś, czego nie lubimy, to jest to wskazówka co tak naprawdę musimy rozpoznać i przemienić w nas samych. Nie powinniśmy oczekiwać, że nasi przywódcy będą idealni – bo tacy nie są. Powinniśmy oczekiwać, by pracowali nad sobą i pokazywali nam co powinniśmy zmienić sami.
Gdyby nawet każde państwo na świecie miało najlepszego możliwego przywódcę, świat wciąż nie byłby idealny. Jeśli prawa fizyki zostałyby uchylone i Abraham Lincoln mógłby służyć jako prezydent przez kolejne 200 lat, Stany Zjednoczone wciąż borykałby się z tymi samymi problemami, z jakimi borykają się dzisiaj. Będziemy stawiać im czoło tak długo, jak długo nasza świadomość pozostanie niezmieniona.
Na moje przekonania polityczne z pewnością miały wpływ przekonania mego ojca oraz matki. Kiedy dorastałem, nigdy nie braliśmy udziału w wyborach prezydenckich, nigdy też nie przyłączaliśmy się do tej „przejażdżki kolejką górską” prowadzoną przez kolejnego prezydenta lub lidera politycznego. Polityka była czymś, co tyczyło się ego. Była niczym chmura, która sprawia wrażenie czegoś niezwykle solidnego, a w istocie jest tylko parą wodną. Prawdę mówiąc, długo się zastanawiałem, czy zawrzeć w tej książce rozdział o polityce. Mając jednak świadomość, że wielu ludzi postrzega politykę jako sposób osiągnięcia zmian, uznałem, iż konieczne jest odniesienie się do niej.
W naszej rodzinie wierzyliśmy, że prawdziwa moc dokonywania zmian bierze się z nauczenia się pracy według zasad duchowych oraz praw uniwersalnych. Kiedy mój ojciec był młodym mężczyzną, podjął pierwszą próbę dokonania zmiany, a było to nauczanie dzieci. Potem starał się osiągnąć zmianę poprzez swoją działalność biznesową, lecz mimo sukcesów nie zdołał w ten sposób doprowadzić do większych zmian. Następnie spróbował polityki. Zaczął przekazywać pieniądze, aby wesprzeć inicjatywy polityków, których ideały były mu bliskie, i ostatecznie nawiązał liczne znajomości z wieloma potężnymi ludźmi w Waszyngtonie. Kiedy jednak spotkał swego duchowego nauczyciela, Rava Brandweina i zaczął studia, uświadomił sobie, że jego własnym narzędziem do przeprowadzania największej pozytywnej zmiany w świecie będzie nauczanie Kabbalah.
DUCHOWOŚĆ I POLITYKA
Tybet, zanim przejęli w nim władzę Chińczycy, był prawdopodobnie jednym z niewielu idealnych modeli społeczno-duchowego systemu politycznego. Na czele „religijnego i niepodległego narodu” stał rząd prowadzony przez Jego Świątobliwość Dalajlamę, ostatniego z długiej linii zarówno politycznych, jak i duchowych przywódców. Chiński rząd, dokonując najazdu, był przekonany, że wystarczy zażądać, aby Tybetańczycy zastąpili portrety Dalajlamy portretami Mao, i tym sposobem wymusić na nich przejście z buddyzmu na komunizm. Jakkolwiek niedorzecznie to brzmi, unaocznia, w jaki sposób polityka, i to na całym świecie, odstąpiła od swych duchowych podstaw. Nieistotne, czy państwo jest monarchią, oligarchią, republiką czy też demokracją, wyparliśmy się duchowych celów jego założycieli, tworząc system oparty na ego.
Wielu naszych prekursorów, wliczając w to ludzi takich jak Benjamin Franklin, George Washington, Thomas Jefferson i John Hancock było masonami. Zasady, na których opierała się masoneria, sięgają do tych samych założeń, które leżą u podstaw duchowego systemu Kabbalah: przedkładanie potrzeb innych nad swoje. Washington, składając po raz drugi przysięgę jako prezydent Stanów Zjednoczonych, miał na sobie uroczysty strój masoński. Obraz przedstawiający go w tym stroju do dziś wisi w Bibliotece Kongresu. Albert Pike, oficer wojskowy Konfederatów, adwokat, pisarz oraz jeden z największych masonów w dziejach, powiedział kiedyś: „To, co zrobiliśmy tylko dla siebie, umiera razem z nami. Co zrobiliśmy dla kogoś i dla świata, pozostaje nieśmiertelne”.
ROZDZIELANIE LUDZI
Ciężko jest pogodzić się z podziałami, które tworzy nasz obecny system polityczny. Polityka jest czymś, co powinno jednoczyć ludzi, a przecież zdaje się mieć całkowicie odwrotne działanie. W USA obecność jedynie dwóch głównych partii politycznych potęguje jeszcze ten polaryzujący efekt. Wielu ludzi czuje, że muszą opowiedzieć się po jednej ze stron, a kiedy już to zrobią, że ich zobowiązanie musi pozostać niezmienne – i to niezależnie od tego, co sądzą o ludziach reprezentujących daną partię oraz o ich polityce. Każda istniejąca dziś grupa polityczna określa się, sytuując po lewej bądź prawej stronie, podczas gdy duchowe rozwiązania najczęściej odnaleźć można w tym, co buddyści nazywali Drogą Środka, a kabaliści nazywają Środkową Kolumną.
Z punktu widzenia duchowości, ideał obejmuje zarówno postawę konserwatywną, jak i liberalną. Wartością konserwatywnego sposobu myślenia jest podkreślenie odpowiedzialności za nasze czyny oraz ich skutki. Korzyści płynące z liberalnego sposobu myślenia są takie, że pozwala ono nam świadomie traktować innych w sposób, w jaki sami chcielibyśmy być traktowani, oraz przeżywać głębokie poczucie satysfakcji płynącej z opiekowania się innymi. Większość działań politycznych nie przynosi efektów, ponieważ opierają się one na podkreślaniu różnic pomiędzy tymi ideałami, podczas gdy duchowość zawiera w sobie oba.
Co więcej, nawet politycy o pozornie silnych przekonaniach stale zmieniają swoją pozycję; nie dlatego, że ich ideały uległy zmianie – oni po prostu stają się uzależnieni od potęgi opinii publicznej. Jeden z byłych prezydentów USA powiedział kiedyś: „Podczas wyborów chodzi jedynie o zmianę oraz troskę o ludzi. Lecz kiedy już masz stołek, liczy się tylko to, żeby na nim pozostać”.
Mój brak zainteresowania polityką oraz nieuczestniczenie w niej nie powstrzymały jednak ludzi przed próbami przyklejenia mi etykiety. Rozesłałem niedawno mnóstwo e-maili zachęcających ludzi do większej troski o środowisko. Wielu odpowiedziało na nie, wyraźnie zakładając, że moje stanowisko w sprawie środowiska świadczy o tym, iż jestem demokratą. Dlaczego troska o naszą wodę i powietrze przypisywana jest tylko demokratom? Dlaczego musimy próbować definiować siebie za pomocą uniwersalnych etykiet?
Tożsamość i prawo własności są domeną ego. To za sprawą ego przywiązujemy się do ideologii, partii politycznej, konkretnej osoby oraz do naszych namiętnych i cząstkowych opinii. Mówiąc krótko, polityka stała się nierozerwalnie połączona z ego. Duchowość natomiast ma na celu pozbycie się go. Jak wyjaśnia Rav Ashlag, ego jest tym głosem odzywającym się wewnątrz nas, który powoduje osądy, kontrolę, gniew, dumę, a nawet nienawiść. Godnym pożałowania jest fakt, iż większość systemów politycznych wpaja ludziom te wartości, zamiast wychwalać zalety tolerancji, ludzkiej godności oraz troski o innych, na straży których zgodnie ze swymi ideałami powinni stać nasi przywódcy.
Nie istnieją prawdy absolutne. Za każdym razem, kiedy coś zmierza w tym kierunku, miej się na baczności: to zagrywka ego. Jedynie ego pragnie, by wszystko było czarne albo białe, dobre albo złe – ono chce, abyśmy stwierdzili, że jesteśmy wszystkim albo niczym, że jesteśmy albo Donaldem Trumpem, albo w ogóle nikim.
Jak powiedział George Orwell: „Władza absolutna deprawuje absolutnie”. Jak udowadniają bohaterowie jego powieści Folwark Zwierzęcy: daj komuś władzę absolutną, a on nieuchronnie zacznie kontrolować i zmuszać innych do spełniania jego żądań. Widziana w tym świetle rewolucja socjalna Folwarku Zwierzęcego od samego początku była skazana na porażkę, mimo iż rozpoczęła się ustanowieniem optymistycznego kodeksu tolerancji: „Żadnemu zwierzęciu nie wolno nigdy tyranizować swego własnego gatunku. Słabi czy silni, bystrzy czy prości, wszyscy jesteśmy braćmi”.
Prezydent Nixon usiłował zataić przed komisją senacką i prokuratorem specjalnym obciążające go taśmy. Z pewnością wszyscy prezydenci oraz ludzie władzy ulegają pokusie, by nadużywać władzy, prawdą jest jednak także to, że nikt z nas nie jest pozbawiony tego typu egocentrycznego myślenia. To właśnie ego podstępnie prowadzi nas ku myśleniu, że jesteśmy usprawiedliwieni, robiąc cokolwiek, by pokonać tych, których postrzegamy jako naszych wrogów.
Wiele krwi przelewa się podczas wojny, wiele cennych zasobów jest wtedy trwonionych. Wojna Secesyjna była najbardziej krwawą wojną w historii Ameryki – pochłonęła około 1,030,000 ofiar (wówczas około 3% populacji USA), wliczając w to 620,000 żołnierzy. Szacuje się, że przyczyniła się do śmierci tylu Amerykanów, co wszystkie pozostałe wojny toczone przez USA razem wzięte.
Była to wojna prowadzona ponad kwestiami społecznymi, politycznymi, ekonomicznymi i rasowymi. Ludzie definiowali się, wspierając jedną ze stron, zamiast zająć się ukrytymi rzeczywistymi źródłami problemu. Obie strony do tego stopnia stały się ograniczone, że pokojowe rozwiązanie nie było już możliwe. Ego znajduje sposoby, by posłać nas na wojnę – nawet z nami samymi.
Myślenie absolutystyczne pozwala nam atakować siebie nawzajem, czego dowodzą oszczerstwa, osądy oraz gniew, towarzyszące na przykład wyborom prezydenckim w Stanach Zjednoczonych w 2008 roku. Jak zauważył kiedyś Rudyard Kipling, brytyjski autor i poeta: „Słowa są oczywiście najsilniejszym narkotykiem używanym przez ludzkość”. Słowa mogą wyrządzić wielkie szkody jednostkom oraz ich rodzinom. My jednak staliśmy się nieświadomi tego faktu. Ból oraz podziały będące wynikiem rzucania wyzwisk na prawo i lewo na arenie politycznej – uważa się za normę. To właśnie ego pozwala nam tak zwyczajnie traktować te dodatkowe obrażenia. Niezależnie od tego, czy słowa, których używamy, stymulują nas, czy też poniżają innych, zawsze ich źródłem jest ego.
Co gorsza, pomimo wielokroć wygłaszanych zapewnień, że jest inaczej, nie odczuwamy najmniejszej nawet prawdziwej odpowiedzialności. Jeśli brak jest mechanizmów gwarantujących zachowanie równowagi, nasze ego może przejąć kontrolę i prowadzić do zepsucia. W rezultacie ludzie sprawujący władzę zaczynają wierzyć, że wolno im robić wszystko, co tylko zechcą i przedmiotem ich zainteresowania – którym być może niegdyś była służba – staje się wyłącznie dążenie do zwiększania i zachowania władzy.
TWORZENIE IDOLI
Jednostkom, które obiecują nam zmiany, gotowi jesteśmy dać ogromną władzę. Chcemy, żeby naprawili to, co jest złe w naszym życiu, byśmy nie musieli tego robić sami. Z tego samego powodu wielokrotnie naszymi idolami stają się celebryci, którymi zajmujemy się wręcz obsesyjnie. Cóż, jeśli skupimy się na ostatnich hollywoodzkich rozstaniach lub najnowszej kreacji pierwszej damy, nie będziemy musieli myśleć o naprawdę istotnych problemach. O wiele łatwiej jest nam tworzyć czyjś idealny obraz lub tworzyć historię tej osoby, niż brać odpowiedzialność za to, co dzieje się w naszym życiu.
Pierwotnym celem dziennikarstwa było umożliwienie zabierania głosu ludziom żyjącym w demokratycznym państwie. Pionierzy prasy podejmowali wielkie ryzyko, byle tylko zdobyć i przekazać ważne informacje, pozwalając tym samym opinii publicznej wpływać na system mechanizmów gwarantujących zachowanie równowagi politycznej. Jednakże, zamiast pielęgnować ten dar, utraciliśmy umiejętność odróżniania rozrywki od prawdziwych wiadomości – i to do tego stopnia, że prawdziwe informacje giną w gąszczu nieistotnych spraw.
Nie zaprzeczam, że wokół pewnych konkretnych wydarzeń powinien być szum, jednakże ilość relacji poświęcanych życiu, a niekiedy i śmierci pewnych ludzi dowodzi, jakie są nasze priorytety. Codziennie, więcej dowiadujemy się o kłopotach Britney Spears czy Lindsay Lohan niż na przykład o ludobójstwie w Afryce czy katastrofie naturalnej w Chinach. A kim właściwie jest Paris Hilton? Co takiego kiedykolwiek zrobiła, by zasłużyć na sławę? O ile mi wiadomo, umiejętnie tylko rozgrywała medialną grę, by wykreować swą lukratywną, powszechnie znaną tożsamość.
Kiedy zmarł Michael Jackson, „Król Popu”, fani całe godziny spędzali na Twitterze, śledzili blogi i oglądali wiadomości telewizyjne, bez końca analizujące życie i śmierć artysty. Sieci telewizyjne na całym świecie transmitowały ceremonię pogrzebową, a Facebook odnotował zdumiewającą reakcję użytkowników na upamiętniającą Michaela Jacksona relację na żywo z pogrzebu (którą stworzono we współpracy z CNN). W ciągu 30 minut przekazu dokonano 500,000 wpisów; 300000 użytkowników zalogowało się, używając Facebook Connect oraz CNN; odnotowano również około 6000 uaktualnień statusów na minutę. Statystyki te nie odzwierciedlają jeszcze dodatkowego wsparcia Facebooka dla internetowego wydania E! Online, MTV oraz ABC News. Zanotowane liczby znacznie przekroczyły te z inauguracji prezydentury Baracka Obamy.
Bez wahania stawiamy na piedestale ludzi, których podziwiamy, a kiedy ich zachowanie przestaje już nam odpowiadać, równie szybko ich strącamy. Cóż, nasi idole w niczym tak naprawdę nie różnią się od innych ludzi. Mają nie tylko zalety, ale i wady. Prawdziwi przywódcy to tacy, którzy znają swoje słabości i pracują nad nimi. Idą za swymi słowami, przewodzą – dając przykład, i inspirują ludzi do podejmowania samodzielnego działania.
JONASZ I WIELORYB
Jeśli czytaliście Biblię, znacie na pewno opowieść o Jonaszu. Bóg powiedział mu, że ma on uratować 600,000 ludzi żyjących w napędzanym przez ego mieście Niniwa. Jednak Jonasz nie czuł się godny podjęcia takiej misji i zamiast ocalić miasto, uciekł i schował się na łodzi wypływającej w morze. Po kilku dniach statkowi zagroził potężny sztorm. Załoga była przekonana, że w ten sposób morze okazuje gniew komuś na pokładzie. Aby odgadnąć imię tej osoby, ciągnęli losy – wskazały na Jonasza. Mając nadzieję załagodzić gniew morza, marynarze wyrzucili Jonasza za burtę.
I tak Jonasz znalazł się sam na otwartym oceanie i walczył o życie. Kiedy już tracił nadzieję, został połknięty przez wieloryba. W jego ciepłym brzuchu zaczął rozpatrywać wszystko, od czego do tej pory uciekał. Modlił się i niezmordowanie pracował nad tym, by przezwyciężyć swoje ego. To ono bowiem sprawiało, że nie czuł się na siłach, by przyjąć odpowiedzialność, którą obarczył go Bóg. Po trzech dniach wieloryb wypluł Jonasza do morza.Przepełniony uczuciem ulgi i odnowiony duchowo Jonasz bezpiecznie dotarł do brzegu. Następnie popędził do Niniwy, żeby ocalić jej mieszkańców. Ponieważ wierzył już w swoje siły, zdołał pomóc im się zmienić. I na tym właśnie polega bycie przywódcą. Prawdziwe przywództwo wymaga zmiażdżenia swojego ego.
Wszyscy jesteśmy tutaj po to, żeby popełniać błędy. To nieunikniony aspekt naszego losu. Prawdziwy przywódca pokaże nam, że istnieją dwie drogi, które możemy obrać: przyznać się do naszych błędów i zmienić się lub ukrywać prawdę przed samym sobą i obwiniać innych. Prawdziwy przywódca nie tylko pomaga nam odkryć nasze niedoskonałości, ale także daje nam przyzwolenie na bycie bezbronnymi i dzięki temu prawdziwie się zmienić. Kiedy decydujemy się skrywać nasze błędy, działamy w domenie ego. Kiedy jednak odsłaniamy nasze mroczne, słabe punkty, wszechświat chroni nas przed osądami oraz odrzuceniem. Paradoksalnie stopień, w jakim się odsłaniamy, jest też stopniem, w jakim jesteśmy chronieni. Ostatnio otrzymałem e-mail od pewnego opiekuna kampusu, który podzielił się ze mną wyzwaniami przed jakimi stanął. Jego odwaga oraz wrażliwość wzruszyły mnie, chciałbym więc podzielić się z wami jego słowami:
Dzień dobry,
Każdego tygodnia oczekuję na wiadomość od ciebie. Daje mi ona wiele do myślenia oraz zmusza do zastanawiania się. Szczególnie dziękuję ci za twoją mądrość w tym tygodniu. W obrębie szkoły, w której służę jako Pastor Kampusu, trwa wojna. Walki stały się zacięte i bardzo osobiste. Przez trzy lata byłem obiektem niemiłych słów, plotek, ataków oraz odrzucenia. Było to męczące doświadczenie. W tym roku odnowiłem swe zobowiązania, żeby pozbyć się negatywnych uczuć i zająć się po prostu swoją pracą na miarę moich możliwości. Jednak ataki wciąż napływały… niektóre spodziewanie, niektóre z zaskoczenia. Bezustanna niechęć tych wszystkich, którzy biorą udział w wojnie.
Twoje słowa dodały mi odwagi: bym odkrył me niepewności, „problemy” oraz czułe punkty, dzięki temu nie pozwolę wyprowadzić się z równowagi.
Prowadząc badania nad społecznymi i politycznymi systemami, trafiłem na kolejny niezwykły list, tym razem dużo starszy, bo rzekomo napisany przez Arystotelesa do Aleksandra Wielkiego. Dowiedziałem się później, że niektórzy podważają jego autentyczność. Dla mnie jednak okazał się on tak istotny w tej dyskusji, że postanowiłem go przytoczyć: