Kaci Polski Ludowej - ebook
Kaci Polski Ludowej - ebook
Zasadniczym zadaniem urzędu bezpieczeństwa w początkowym okresie PRL było wspieranie komunistycznej władzy, która pełnymi garściami czerpała z systemu ZSRR. W okresie stalinowskim do walki z członkami niepodległego podziemnego państwa walczącego z okupantem niemieckim zaangażowano nie tylko bezpiekę, ale cały aparat sprawiedliwości. Nazywało się to walką z „wrogami ludu”, a celem było unicestwienie całego patriotycznego podziemia.
Ówczesne sądownictwo nie było niezawisłe, lecz całkowicie podporządkowane partii, jej nakazom i zakazom, służąc wiernie i ferując wyroki zgodnie z żądaniem władz. Instytut Pamięci Narodowej, powołany do życia w styczniu 1999 roku, wprowadził przepisy o zbrodni komunistycznej, jak również nieznane wcześniej w polskim prawodawstwie pojęcie mordu sądowego, odnosząc je do czasów stalinowskiego terroru. Procesy przed stalinowskimi sądami były mordami sądowymi, prokuratorzy oskarżali na podstawie spreparowanych dowodów i zeznań wymuszonych torturami, sąd orzekał z góry narzucony wyrok. Do tego oskarżony przechodził piekło przesłuchań prowadzonych przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa.
W świadomości większości Polaków dominuje pogląd, że w czasach stalinowskich w kadrach zbrodniczego aparatu bezpieczeństwa, podobnie jak wśród morderców sądowych, dominowali Żydzi. Jednak oficerowie pochodzenia żydowskiego stanowili tylko dość znaczny procent wśród kierowników i zastępców szefów wojewódzkich UB.
Książka pokazuje życiorysy katów stalinowskich, na czele z Julią Brystigerową, Heleną Wolińską czy Jackiem Różańskim.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-17212-8 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Peerelowskie władze dysponowały dość rozbudowanym aparatem bezpieczeństwa, którego zasadniczym zadaniem nie było stanie na straży bezpieczeństwa państwa i jego obywateli, ale wspieranie funkcjonowania dyktatury partii. Był to więc nie tylko oręż komunistów, ale najważniejsze spoiwo ich władzy. Jan Nowak-Jeziorański stwierdził kiedyś, że bezpieka, jak potocznie nazywano służby bezpieczeństwa funkcjonujące w PRL, była ni mniej, ni więcej tylko narzędziem wojny prowadzonej przez „władzę ludową” ze społeczeństwem, wojny bezpardonowej, brutalnej, w której stosowano niezgodne z obowiązującym prawem i często bestialskie metody. Oficjalna propaganda mówiła o walce czy wręcz o niszczeniu „wrogich sił”, a wszystkie wewnętrzne akty prawne obligowały bezpiekę do zapobiegania i zwalczania „wrogiej działalności”. Problem jednak polegał na tym, że pojęć „wrogie siły” czy „wroga działalność” nie definiował żaden kodeks prawny, dlatego można było je dowolnie stosować, kierując się jedynie kryteriami politycznymi.
Wojna ze społeczeństwem prowadzona przez komunistyczne władze przybrała wyjątkowo brutalne oblicze w czasach stalinowskich, kiedy do walki z „wrogami ludu” zaangażowano nie tylko bezpiekę, ale także cały aparat sprawiedliwości. Ówczesne sądownictwo nie było bynajmniej niezawisłe, ale podporządkowane partii, jej nakazom i zakazom, służąc wiernie i ferując wyroki zgodnie z żądaniem władz. Instytut Pamięci Narodowej, powołany do życia w styczniu 1999 roku, wprowadził przepisy o zbrodni komunistycznej, jak również nieznane wcześniej w polskim prawodawstwie pojęcie mordu sądowego, odnosząc je do czasów stalinowskiego terroru. Zgodnie z definicją do mordu sądowego dochodzi wtedy, kiedy sąd orzeka karę śmierci, która zostaje w rzeczywistości wykorzystana do zamordowania człowieka, lub kiedy orzeczenie kary ostatecznej jest niewspółmierne do czynu, za który skazany stanął przed sądem. A procesy przed stalinowskimi sądami były w istocie mordami sądowymi, ponieważ prokurator oskarżał na podstawie spreparowanych dowodów i zeznań wymuszonych torturami. Rola obrońcy została zmarginalizowana, a sąd orzekał z góry narzucony wyrok. Zanim jednak oskarżony trafił przed oblicze sądu, przechodził istne piekło przesłuchań prowadzonych przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa.
Chociaż działalności peerelowskiej służby bezpieczeństwa nie można porównywać, jak czasem czynią to współcześni ultraprawicowi dziennikarze, do hitlerowskiej SS, to nie sposób nie zgodzić się z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, który nazywa ją organizacją przestępczą. „Nikt nie policzy ludzi, którym partia i bezpieka zniszczyły życie, zamykając im przez dyskryminację w nauce, pracy i wykonywaniu zawodu drogę do zajęcia należnego miejsca w hierarchii społecznej – pisze Kurier z Warszawy. – Świadectwem zbrodni bezpieki są polskie katynie. Te masowe groby rozsiane po całej Polsce kryją szczątki ludzi najbardziej ofiarnych, którzy gotowi byli oddać swe życie w walce z wrogiem, a stracili je z ręki polskich katów ze Służby Bezpieczeństwa”¹.
W świadomości większości Polaków dominuje pogląd, że w czasach stalinowskich w kadrach zbrodniczego aparatu bezpieczeństwa, podobnie jak wśród morderców sądowych, dominowali Żydzi. Jest to zgodne z prawdą, gdyż, jak wykazały współczesne badania, wśród personelu ówczesnego aparatu represji, a więc zarówno wojskowego, jak i powszechnego wymiaru sprawiedliwości, Informacji Wojskowej, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Milicji Obywatelskiej oraz więziennictwa liczba oficerów i osób sprawujących funkcje kierownicze legitymujących się pochodzeniem żydowskim, wynosiła od kilku do kilkudziesięciu procent, podczas gdy Żydzi stanowili zaledwie jeden procent ludności ówczesnej Polski. Oficerowie pochodzenia żydowskiego stanowili także dość znaczny procent wśród kierowników i zastępców szefów wojewódzkich UB. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy oprawcy stalinowskiej bezpieki i mordercy sądowi mieli żydowskie korzenie, nie brakowało wśród nich także Polaków, często wywodzących się z przedwojennej inteligencji, z wykształceniem prawniczym i praktyką jeszcze z czasów Drugiej Rzeczypospolitej. Należał do nich chociażby Zbigniew Domino, prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej, Władysław Garnowski, prezes Najwyższego Sądu Wojskowego (notabene były akowiec), naczelnik osławionego więzienia mokotowskiego Alojzy Grabicki, Teofil Karczmarz, sędzia NSW, słynący z ferowania wyroków śmierci sędzia Roman Kryże (o którym mecenas Siła-Nowicki mawiał, że „kryżuje” ludzi), prokurator Wacław Krzyżanowski, oskarżyciel „Inki”, sanitariuszki w oddziale „Łupaszki”, a przede wszystkim Stanisław Radkiewicz, szef Resortu Bezpieczeństwa Publicznego PKWN, a po jego przekształceniu w ministerstwo – minister bezpieczeństwa publicznego.
Gdy pisałam o stalinowskich oprawcach czy mordercach sądowych, nie interesowała mnie jednak ich narodowość, ale poglądy, wyznawane przez nich ideały oraz droga, jaka doprowadziła ich do stalinowskich sądów czy UB, gdzie jako śledczy znęcali się nad przesłuchiwanymi ludźmi, wymuszając odpowiednie zeznania. Czy wierzyli w słuszność obranej przez siebie drogi, sądząc, że gdy wyeliminują przeciwników systemu, zbudują nowe, lepsze i bardziej sprawiedliwe państwo? Czy byli komunistami z przekonania? Czy też zaprzedali się dla kariery i zaszczytów, jakie oferowała im nowa władza? A może, tak jak twierdził na swoim procesie Różański, byli z gruntu dobrymi ludźmi, ale zepsuł ich „zły system”? Sądzę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Jedno jednak jest pewne: każda władza nieprzestrzegająca zasad demokracji, dążąca do podporządkowania sobie niezawisłych sądów i lekceważąca podstawowe prawa prowadzi do pojawienia się całej armii takich ludzkich bestii.PRACA OPERACYJNA I METODY ŚLEDCZE APARATU BEZPIECZEŃSTWA W OKRESIE STALINOWSKIM
Komuniści, przejmując władzę w powojennej Polsce, doskonale zdawali sobie sprawę, że jej utrzymanie nie będzie możliwe bez sprawnie działającego aparatu bezpieczeństwa, dlatego, poza przyznaniem mu szerokich uprawnień, nie szczędzili środków na jego funkcjonowanie. W efekcie środki finansowe, jakimi na potrzeby kierowanego przez siebie resortu dysponował Radkiewicz, znacznie przewyższały możliwości budżetowe państwa polskiego, z trudem dźwigającego się ze zniszczeń wojennych. Aż do 1955 roku fundusze przewidziane na ten cel stanowiły drugi co do wielkości składnik wydatków naszego państwa. Więcej wydawano tylko na Ministerstwo Obrony Narodowej.
Aby nie być gołosłownym, wystarczy wspomnieć, że w 1946 roku na działalność resortu bezpieczeństwa wyasygnowano 19 590 tysięcy złotych, a więc o 100 tysięcy złotych więcej, niż wynosił budżet Ministerstwa Oświaty, co stanowiło bardzo znaczącą kwotę w wydatkach państwa. Budżety dwóch innych ministerstw, ważniejszych z punktu widzenia dobra obywateli i gospodarki państwa – Ministerstwa Pracy oraz Ministerstwa Zdrowia – prezentowały się także znacznie skromniej. Pierwszy z nich miał do dyspozycji 1 113 tysięcy złotych, a drugi –1 244 tysięcy złotych. Dwa lata później na potrzeby Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przeznaczono kwotę dziesięciokrotnie większą niż dla Ministerstwa Odbudowy. W 1947 roku minister Radkiewicz mógł dysponować kwotą 17 010 tysięcy złotych, przekraczającą łączne budżety resortów najważniejszych dla gospodarki odbudowującego się państwa, a więc Ministerstwa Ziem Odzyskanych, które otrzymało 5 308 tysięcy złotych, Ministerstwa Komunikacji, na którego potrzeby wyasygnowano 5 320 tysięcy złotych, Ministerstwa Przemysłu i Handlu, dysponującego budżetem w wysokości 2 572 tysiące złotych oraz Ministerstwa Administracji Publicznej, które na swoje potrzeby otrzymało 1 511 tysięcy złotych. Biorąc to pod uwagę, śmiało można postawić tezę, że powtarzane niczym mantra przez cały okres trwania PRL twierdzenie o zaangażowaniu „władzy ludowej” w odbudowę kraju jest jedynie propagandowym mitem. Niewątpliwie, zarówno tempo odbudowy, jak i poziom życia obywateli byłyby znacznie wyższe, gdyby pieniądze przewidziane na utrzymanie aparatu bezpieczeństwa zostały przeznaczone zgodnie z rzeczywistymi potrzebami społeczeństwa i powstającego z ruin państwa.
Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego umiało wykorzystać każdą przeznaczoną na ten resort złotówkę. Dużą część środków pochłaniały pensje funkcjonariuszy, których liczba z roku na rok rosła. W listopadzie 1944 roku w bezpiece pracowało około 2,5 tysiąca funkcjonariuszy, ale w końcu 1945 roku ich liczba wzrosła do około 24 tysięcy, by w 1953 roku dojść do 33 tysięcy. Zgodnie z szacunkami współczesnych historyków, w latach pięćdziesiątych jeden funkcjonariusz przypadał na 1300 obywateli. Resort od początku się rozbudowywał i został ukształtowany w strukturę o pionowej zależności. W jego skład weszło oczywiście Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, pełniące funkcję centrali, oraz wojewódzkie i powiatowe Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego, a na niektórych terenach w latach 1944–1945 również gminne Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego, Referaty Ochrony (RO), jak również Referaty Wojskowe (RW).
Rok 1953 był niewątpliwie szczytowym okresem rozwoju liczebnego i organizacyjnego resortu. Wówczas na terenie Polski, oprócz ministerstwa, którego siedziba mieściła się oczywiście w stolicy, funkcjonowało: siedemnaście wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, dwa miejskie Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego na prawach wojewódzkich (w Warszawie i Łodzi), czternaście miejskich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, dziesięć Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego na miasto i powiat (w: Toruniu, Będzinie, Bielsku, Bytomiu, Częstochowie, Gliwicach, Radomiu, Tarnowie, Jeleniej Górze oraz Wałbrzychu), dwieście sześćdziesiąt pięć powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, jeden Urząd Bezpieczeństwa Publicznego na Nową Hutę i placówki Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego na m.st. Warszawę: Urząd Bezpieczeństwa Publicznego Wawer oraz Urząd Bezpieczeństwa Publicznego Włochy.
W okresie istnienia ministerstwa nie tylko systematycznie zwiększała się liczba etatów, ale i rozbudowywała się jego struktura, która z czasem była tak skomplikowana, że obecnie nieliczni znawcy tematu potrafią wymienić poszczególne wydziały, departamenty i resorty, z podaniem ich pełnej nazwy oraz kompetencji. Dość powiedzieć, że na przykład w 1951 roku w skład działu Szefostwa Zaopatrzenia wchodziło aż 14 wydziałów pełniących funkcje pomocnicze. Nic więc dziwnego, że rozbudowujący swoje struktury resort z czasem stał się istnym państwem w państwie, dysponował bowiem własną siecią punktów usługowych, w których zaopatrywać się mogli wyłącznie funkcjonariusze bezpieki i urzędnicy resortowi, przedszkoli (tylko w Warszawie działało aż pięć resortowych placówek tego typu), a nawet szpitali i sanatoriów.
Jak obliczyli współcześni historycy, na początku lat pięćdziesiątych ministerstwo miało dwa szpitale i poliklinikę w stolicy, kilkanaście resortowych szpitali w miastach wojewódzkich oraz aż dwanaście sanatoriów. Pracownicy aparatu bezpieczeństwa mogli wybierać spośród siedmiu domów wczasowych zlokalizowanych w najatrakcyjniejszych turystycznie rejonach naszego kraju. Tak rozrośnięta struktura sprawiła, że na liście płac resortu znajdowali się nie tylko jego funkcjonariusze, współpracownicy czy urzędnicy administracji, ale także osoby niemające nic wspólnego z pracą w aparacie bezpieczeństwa, jak chociażby pielęgniarki oseskowe oddziału ginekologiczno-położniczego Centralnego Szpitala MBP. Takie szeroko rozbudowane zaplecze socjalne, obok wysokich zarobków, miało zachęcić do wstępowania w szeregi służb bezpieczeństwa.
Problemem okazało się wykształcenie funkcjonariuszy, z których niewielu mogło wykazać się świadectwem maturalnym. „Ilość aktywu (ogólna) kierowniczego – stwierdził podczas narady odbywającej się 26 maja 1950 roku Stanisław Radkiewicz – wynosi 2059 ludzi. W wieku do 22 lat mamy 2 osoby, do 25 283. Można powiedzieć, że w zasadzie, jeśli chodzi o wiek – aparat kierowniczy naszego ministerstwa w WUBP jest na ogół zadowalający. Rzecz jasna, że nie jest normalną rzeczą, że mamy 283 osoby, które nie mają pełne 25 lat. Robotników mamy 76%, chłopów 16%, inteligencji pracującej 10%, drobnomieszczaństwa 4%, innych 3%. Stan społeczny kadr naszego aparatu w zasadzie przedstawia się zadowalająco. Ze szkołą powszechną mamy 38% (800 osób); 43 ludzi na kierowniczych stanowiskach naszego aparatu w całym kierownictwie ma zaledwie 7 kl wykształcenia. Pod względem wykształcenia ogólnego kadra nasza przedstawia się opłakanie”³⁸. Chciałoby się powiedzieć: „przyganiał kocioł garnkowi”, bo autora tej wypowiedzi trudno byłoby zaliczyć do osób wykształconych – minister ukończył zaledwie kilka klas szkoły podstawowej. Podobnym wykształceniem legitymowała się zdecydowana większość ówczesnej kadry kierowniczej resortu, osoby mające dyplom ukończenia studiów można było policzyć na palcach jednej ręki, nawet biorąc pod uwagę urzędy wojewódzkie i powiatowe.
Tak jak w innych krajach bloku wschodniego, zwanych potocznie demoludami, polski aparat bezpieczeństwa służył wyłącznie interesom „przewodniej siły narodu”, czyli PPR, a później – PZPR. Wszyscy jego funkcjonariusze musieli należeć do partii. Resort pracował zgodnie z wytycznymi Biura Politycznego Komitetu Centralnego PPR, a później – PZPR, a wszystkie otrzymywane stamtąd polecenia i zalecenia były w ministerstwie przekładane na język resortowych rozkazów lub instrukcji, a następnie przekazywane do podległych departamentów i jednostek terenowych. Zarówno minister, jak i szefowie lokalnych urzędów utrzymywali ścisły kontakt z kierownictwem partyjnym, a obsada wyższych stanowisk musiała być zaakceptowana przez stosowne czynniki partyjne.
Zgodnie z nakazami władzy aparat bezpieczeństwa, stojąc na straży zdobyczy socjalizmu, zajmował się identyfikacją, rozpracowywaniem i eliminacją rzeczywistych bądź urojonych wrogów partii rządzącej, posługując się wzorcami zaczerpniętymi, jakżeby inaczej, zza wschodniej granicy. 24 lutego 1949 roku powołano niejawną Komisję Bezpieczeństwa, która jako Komisja Biura Politycznego ds. Bezpieczeństwa Publicznego miała za zadanie sprawować nadzór partii nad organami bezpieczeństwa. Jej szefem został Bolesław Bierut, wspierany przez innych partyjnych tuzów – Jakuba Bermana, Hilarego Minca oraz oczywiście Stanisława Radkiewicza.
W pierwszym okresie istnienia resortu główny ciężar „oczyszczania terenów z wrogich elementów” spoczywał jednak na formacjach radzieckich, obecnych na ziemiach polskich jeszcze przed styczniową ofensywą 1945 roku. Już wówczas zrzucano na tyły frontu radzieckie oddziały wywiadowcze i partyzanckie. Krok w krok za regularną armią w głąb terytorium naszego kraju przesuwały się grupy operacyjne NKWD i „Smiersza” – zjednoczonej struktury kontrwywiadu wojskowego Armii Czerwonej, posługującej się akronimem hasła _smiert’ szpionam_ – śmierć szpiegom, które bezzwłocznie po wkroczeniu na tereny naszego kraju rozpoczęły aresztowania członków Armii Krajowej.
W meldunku przygotowanym pod koniec lutego przez pułkownika Jana Zientarskiego, komendanta Okręgu AK Radom–Kielce, dla komendanta głównego AK, czytamy: „Na terenie Okręgu wszystkie więzienia są już zapełnione żołnierzami AK. Aresztowania trwają w dalszym ciągu”³⁹. A dowodzący Okręgiem Białostockim podpułkownik Władysław Linarski dodawał: „NKWD z całą pasją wściekłości przeprowadza aresztowania dowódców AK. Bada w bestialski sposób, bije drutem kolczastym, kłuje szpilki za paznokcie, łamie żebra i wszystkich wywozi do Rosji”⁴⁰.
W efekcie szeroko zakrojonych działań formacji radzieckich Armia Krajowa tylko w ciągu pierwszych tygodni 1945 roku poniosła znacznie większe straty niż w czasie okupacji niemieckiej! Jednak największy cios AK zadała radziecka bezpieka, aresztując w Pruszkowie 27 i 28 marca 1945 roku 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, których wywieziono do Moskwy i postawiono przed sądem. Posłużono się w tym celu podstępem: polscy działacze zostali zaproszeni na spotkanie z przedstawicielami dowództwa 1 Frontu Białoruskiego – generałem Iwanowem (pseudonim, pod którym ukrywał się wspomniany już w niniejszej publikacji Iwan Sierow) i pułkownikiem Pimenowem – który ręczył słowem honoru za bezpieczeństwo zaproszonych Polaków. Pomimo nieufności wobec Sowietów i ogromnego ryzyka Polacy postanowili przybyć na spotkanie.
Jak zauważa profesor Andrzej Garlicki: „Można uważać, że przywódcy podziemia łatwo dali się zwabić w pułapkę zręcznie zastawioną przez gen. Iwana Sierowa . Ale sprawa nie była wcale taka prosta. Decyzja rozmów z władzami radzieckimi była decyzją polityczną. Zakładano możliwość aresztowania, ale przede wszystkim poszukiwano drogi do włączenia się w życie legalne. Przywódcy podziemia chcieli wykorzystać wszelkie formy legalnej opozycji w zapowiadanym przez postanowienia jałtańskie systemie demokratycznym”⁴¹. Ponieważ na nawiązanie kontaktów z Sowietami nalegały także rządy Wielkiej Brytanii i USA, przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego uznali je za swój patriotyczny obowiązek. Według wstępnych ustaleń rozmowy miały dotyczyć stanowiska polskiego wobec władz ZSRR, uzgodnień jałtańskich oraz sytuacji na zapleczu frontu. Ze względu na wagę spotkania, Rząd RP na Uchodźstwie został również o nim poinformowany.
Dwudziestego siódmego marca do Pruszkowa przybyli: delegat rządu na kraj i wicepremier Jan Stanisław Jankowski, ostatni Komendant Główny AK, generał Leopold Okulicki, pełniący funkcję Komendanta Głównego organizacji NIE *, Kazimierz Pużak, przewodniczący Rady Jedności Narodowej, oraz pełniący funkcję tłumacza Józef Stemler–Dąbski, jednocześnie wiceminister Departamentu Informacji Delegatury RP na Kraj. Następnego dnia dołączyli do nich: Antoni Pajdak (PPS-WRN), Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Zbigniew Stypułkowski i Aleksander Zwierzyński ze Stronnictwa Narodowego, Józef Chaciński i Franciszek Urbański ze Stronnictwa Pracy, Adam Bień, Kazimierz Bagiński i Stanisław Mierzwa ze Stronnictwa Ludowego oraz Eugeniusz Czarnowski i Stanisław Michałowski ze Zjednoczenia Demokratycznego.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. J. Nowak-Jeziorański, _Wstęp_, J. Widacki, W. Wróblewski, _Czego nie powiedział generał Kiszczak_, Warszawa 1992, s. 7.
2. Za: T. Leszkowicz, _Zemsta w imieniu prawa. Dekret o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego_, na portalu historycznym Histmag.org , dostępne w internecie: http://histmag.org/Zemsta-w-imieniu-prawa.-Dekret-o-odpowiedzialnosci-za-kleske-wrzesniowa-i-faszyzacje-zycia-panstwowego-7864
3. Dekret o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego, „Dziennik Ustaw” 1946, nr 5, poz. 46, _Internetowy System Aktów Prawnych_ , dostępne w internecie: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19460050046
4. Ibidem.
5. Za: T. Leszkowicz, _Zemsta w imieniu prawa,_ op. cit.
6. Za: ibidem.
7. W. Materski, _Dyplomacja Polski „lubelskiej” lipiec 1944 – marzec 1947_, Warszawa 2007, s. 43–44.
8. E. Osóbka-Morawski, _Dziennik polityczny 1943–1948_, Gdańsk 1981, s. 61.
9. Ustawa z dnia 31 grudnia 1944 r. o powołaniu Rządu Tymczasowego Rzeczypospolitej Polskiej, „Dziennik Ustaw” 1944, nr 19, poz. 99, _Internetowy System Aktów Prawnych_ , dostępne w internecie: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19440190099
10. Ibidem.
11. W. Materski, op. cit., s. 44.
12. M. Korkuć, _„Kujbyszewiacy” – awangarda UB_, „Arcana” 2002, nr 46_–_47, s. 76.
13. L. Chajn, _Odrodzenie sądownictwa polskiego_, _Trzy lata demokratyzacji prawa i wymiaru sprawiedliwości_, Warszawa 1947, s. 77.
14. J. Migdał, _Polityka karna i penitencjarna Polski w latach 1944–1956_, Lublin 2008, s. 130.
15. Za: M.R. Bombicki, _AK i WiN przed sądami specjalnymi_, Poznań 1993, s. 23.
16. Za: S. Włodyka, _Organizacja wymiaru sprawiedliwości w PRL_, Warszawa 1963, s. 67.
17. J. Migdał, op. cit., s. 131.
18. Za: ibidem, s. 132.
19. Za: ibidem.
20. Za: ibidem.
21. Za: ibidem.
22. H. Świątkowski, _Sądownictwo Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w walce o umacnianie praworządności ludowej_, „Nowe Drogi” 1955, nr 5, s. 3.
23. Za: H. Podlaski, G. Auscaler, M. Jaroszyński, G.L. Seidler, J. Wróblewski, _Praworządność ludowa w świetle Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, głos w dyskusji W. Świątkowskiego,_ _Zagadnienia prawne Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Materiały Sesji Naukowej PAN 4–9 lipca 1953 r._, t. I, Warszawa 1954,s. 354.
24. H. Świątkowski, _Sąd i prokuratura w walce o wykonanie Planu Sześcioletniego w Polsce Ludowej_, „Przegląd Prawniczy” 1950, nr 5, s. 6.
25. Ibidem.
26. Ibidem.
27. Dekret z 22 stycznia 1946 roku o wyjątkowym dopuszczaniu do obejmowania stanowisk sędziowskich, prokuratorskich i notarialnych oraz do wpisywania na listę adwokatów, „Dziennik Ustaw” 1946, nr 4, poz. 33, _Internetowy System Aktów Prawnych_ , dostępne w internecie: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19460040033
28. Za: _Duracz wiecznie żywy – artykuł Tadeusza M. Płużańskiego_ na stronie Damiana Padjasa , dostępne w internecie: http://damianpadjas.pl/blog/2014/11/19/duracz-wiecznie-zywy-artykul-tadeusza-m-pluzanskiego/
29. Za: T. Płużański, _Lista oprawców_, Warszawa 2014, s. 23.
30. Za: _Duracz wiecznie żywy…,_ op. cit.
31. Za: ibidem.
32. Za: M. Kallas, A. Lityński, _Historia ustroju i prawa Polski Ludowej_, Warszawa 2000, s. 223.
33. Za: ibidem.
34. T. Kostewicz, _Wykonanie kary pozbawienia wolności wobec więźniów politycznych w latach 1944–1956_, „Przegląd Więziennictwa Polskiego” 1991, nr 1, s. 86.
35. L. Gardocki, _Zagadnienia odpowiedzialności karnej za zbrodnie stalinowskie_, „Przegląd Prawa Karnego” 1992, nr 6, s. 62.
36. S. Murzański, _PRL zbrodnia niedoskonała. Rozważania o terrorze władzy i społecznym oporze_, Warszawa 1996, s. 248.
37. Z. Hołda, _Prawo karne wykonawcze_, Kraków 2003, s. 23.
38. Za: _Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza, t. I 1944–1956_, red. nauk. K. Szwagrzyk, Warszawa 2005, s. 72.
39. Za: R. Terlecki, _Miecz i tarcza komunizmu. Historia aparatu bezpieczeństwa w Polsce 1944–1990,_ Kraków 2007, s. 48.
40. Za: ibidem.
41. Za: _69 lat temu w Moskwie skazano przywódców Polskiego Państwa Podziemnego_, dzieje.pl portal historyczny , dostępne w internecie: http://dzieje.pl/aktualnosci/69-lat-temu-w-moskwie-skazano-przywodcow-polskiego-panstwa-podziemnego