Kacper Ryx i król alchemików - ebook
Kacper Ryx i król alchemików - ebook
Nobilitacja, ślub z Janką, stracenie Samuela Zborowskiego - Kacper Ryx może wreszcie odetchnąć i cieszyć się życiem. Nic bardziej mylnego. Przeszłość powraca w najmniej oczekiwanym momencie. Ryx musi po raz kolejny użyć swych inwestygatorskich talentów, by udaremnić spisek różokrzyżowców, odnaleźć księgę mistrza Twardowskiego, ocalić rodzinę i uniknąć śmierci.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788375151992 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uppsala, maj 1567 roku
Musisz ich zabić!
Znów się zjawili. Dawniej odwiedzali go tylko w nocy, ale ostatnio przychodzili, kiedy im się podobało, nawet podczas posiedzenia rady, tak jak teraz. Kiedyś spytał Perssona, czy też ich widział, ale zaufany kanclerz tylko popatrzył na niego ze zdumieniem, więc przestał pytać.
– Musisz zabić obu, brata i bratanka, nim za ich przyczyną utracisz królestwo, zasię bratową wydać Polakom albo Moskwie – sycząc jak wąż, powtórzył ten z prawej, chłop czarny i kudłaty, sadzą z komina umazany na gębie, utykający na jedną nogę, szpetny niby sam czart.
Drugi był to pies; wielki, srogi i czarny jak noc. Ten sączył mu do lewego ucha, zionąc smrodliwym oddechem:
– Zabij wszystkich panów, nim cię z tronu zrzucą, i chłopów do rady przypuść.
Ukradkiem obrzucił wzrokiem obecnych, ale wyglądało na to, że nikt oprócz niego nie widzi i nie słyszy niesamowitych doradców. Ślepcy i głupcy!
– Wasza królewska mość, nie pora na wahania – ponaglił swego pana jego trzeci zły duch, Göran Persson, milczenie Eryka i jego nieobecne spojrzenie biorąc za namysł. – Nie stać nas na wojnę z Moskwą. Zwłaszcza teraz, gdy mamy konflikt z Polską i Danią. Trzeba spełnić żądanie Iwana Groźnego i wydać mu Jagiellonkę. I to szybko, bo poseł carski Iwan Woroncow już po nią wyruszył i tylko go patrzeć.
Obruszył się na te słowa graf Swen Sture, siwowłosy starzec, ongi znamienity wódz, najpierwszy spośród wielmożów należących do rady królewskiej.
– Nie lza frymarczyć ręką księżny finlandzkiej, póki ma męża! – zganił surowo królewskiego faworyta, którym gardził za jego niski stan, pazerność, okrucieństwo i bezwzględność w dążeniu do władzy.
– Właśnie – uśmiechnął się cynicznie Persson, nienawidzący starej szlachty z równą siłą, jak ona nim pogardzała. – Dlatego trzeba czym prędzej uczynić ją wdową.
Sture poczerwieniał.
– Waść namawiasz króla do bratobójstwa?! Hańba!
– Hańba! – zawtórowali mu pozostali senatorowie.
W zacietrzewieniu stracili z oczu króla i to był błąd, ponieważ Eryk XIV, od czasu najnowszego najazdu Duńczyków zdradzający wyraźne objawy niepoczytalności, dodatkowo wystraszony żądaniami Moskwy, w trakcie narady z wolna popadał w stan podniecenia i wściekłości. Ręce zacisnął na oparciu krzesła, oczy nabiegły mu krwią, mięśnie twarzy drgały, a wargi rozchyliły się i zmarszczyły niczym u wściekłego wilka, obnażając duże i silne zęby.
– Pozwolisz im na takie zuchwalstwo? – podbechtywał go chłop o oczach czarnych i bezdennych jak sama śmierć.
– Zabij ich – poradził mu czarny pies, którego ślepia dla odmiany jarzyły się piekielnym ogniem.
– Auuuuuuu!
Zgromadzeni zmartwieli z przerażenia i zaskoczenia, gdy z rozdziawionych ust króla wydobyło się straszliwe wycie, po czym ustało tak nagle, jak się zaczęło.
– Znów chcesz mnie pouczać?! – wrzasnął Eryk, wbijając gorejący wzrok w nieszczęsnego Sturego, który niedawno w imieniu rady nie zgodził się na zaślubienie przez króla miłośnicy Karin, córki Månsa, dziewki z ludu, i jej koronację. – Niedoczekanie! Giń, zdrajco!
Błyskawicznym ruchem dobył sztylet i z obłędem w oczach rzucił się na senatora, zadając mu cios za ciosem. Syn mordowanego Nils Sture próbował zasłonić ojca i sam zginął, tak samo jak następny senator. Czarny chłop i czarny pies pomagali Erykowi, jak mogli, kąsając i szarpiąc zgromadzonych kłami i pazurami. Król pastwił się nad zwłokami, siekąc je i dźgając, aż jucha bryzgała wokół, ochlapując jego, posadzkę i ściany. Wrzeszczał przy tym obłąkańczo, toczył pianę z ust i wył jak zwierzę. Po czym rzucił się na pozostałych, którzy rozbiegli się po sali w panice. Nie mogąc samemu ich dopaść, zmęczony, zostawił ściganie chłopu i psu, i wezwał straże.
– Zabijcie wszystkich! – rozkazał drabantom.
Dopiero kiedy rzeź się skończyła i dobito ostatniego rannego, pozwolił się odprowadzić na spoczynek. Zanim usnął, przywołał Perssona.
– Weź ludzi i pojedźcie zaraz do Gripsholmu. Wytnijcie wszystkich Polaków, których tam znajdziecie, niewiast nie wyłączając. Mojego bratanka nabij na pal, bratową odeślij Moskalom, a głowę księcia Jana przywieź mi osobiście. Chcę ją zobaczyć, gdy rano otworzę oczy. Na co czekasz? Ruszaj!
Sztokholm, wrzesień 1574 roku
Był ograniczony, ale nie głupi. Nie miał złudzeń. Koronę zawdzięczał nie własnym zdolnościom, bo charakter miał zbyt słaby i chwiejny, i nie chwilowemu szaleństwu brata, tylko temu, co za nie uznano – doprowadzonemu jednak do skutku ożenkowi Eryka z Karin Månsdotter i koronowaniu tej prostej dziewczyny. Ale zdążył zasiedzieć się na tronie i nie zamierzał nikomu dać się z niego strącić. Odstąpił od okna, z którego oglądał egzekucję. Właśnie stracono sługę Eryka, Charlesa de Mornaya, kuzyna Walezjuszy, za udowodnioną próbę podbechtania szkockich gwardzistów do zgładzenia króla. Spisek ujawnił inny Francuz w szwedzkiej służbie Pontus de la Gardie.
– Jeszcze dziś znajdziesz pewnego człeka i pchniesz go z listem do komendanta zamku w Åbo – powiedział do swego zausznika Bengta Gylta.
– Pojmuję – odparł tamten, skłonił się i ruszył do wyjścia.
– Stój! Nic nie pojmujesz! Na razie niech przewiozą naszego brata do więzienia w Gripsholmie, abyśmy go mogli stale mieć na oku. Jednak na wszelki wypadek miej pod ręką odpowiednio przyprawioną grochówkę.
– A Karin Månsdotter i królewskie bastardy?
Ekskrólowej nie pozwolono zamieszkać z mężem w więzieniu, ale nie rozdzielono ich ostatecznie. Mogła widywać Eryka chwilę przed wieczornym dzwonieniem. Mieszkała zaś wraz z dziećmi w ubogiej chatce pod murem zamku w Åbo.
– Mają pozostać w Finlandii.
– Gustawowi Erikssonowi idzie szósty rok – zauważył Gylt znacząco.
Jan III zmarszczył brwi. Od dawna rozważał ten problem. Zimny jak bałtycki śledź, w gruncie rzeczy był tak samo bezlitosny jak Eryk, tylko lepiej się maskował.
– Co proponujesz?
– Niezawodną trójcę: worek, kilka ciężkich kamieni i głęboką wodę.
– Bliżej stamtąd do rzeki Aury niźli do morza – uściślił król, który Åbo i okolicę znał jak własną kieszeń jeszcze z czasów, gdy był księciem finlandzkim.
– Co to? Kto tu jest?! – Gyltowi wydało się, że usłyszał jakiś szmer za kotarą.
Jan błyskawicznie dobył rapiera i przeszył fałdzistą materię. Raz, drugi i trzeci. Ale żelazo nie napotkało oporu, żaden trup nie zwalił się na pawiment, nikt raniony nie wyskoczył z krzykiem zza opony.
– Masz zwidy – rzekł z ulgą. – Idź już i czyń swoje.
Dopiero gdy i on odszedł, zza zasłony wychynęła ulubiona karlica Anny Jagiellonki, podarowana przez nią siostrze Katarzynie z okazji ślubu i odtąd towarzysząca wiernie nowej pani Dorota Osiecka zwana Dosieczką. Była blada jak śmierć, gdyż ostrze rapiera przeszło jej tuż nad głową, muskając włosy.
Gdańsk – Sztokholm, sierpień 1584 roku
Przedwieczorna burza schłodziła letni skwar, mimo to Mikołaj Rascius pocił się jak szczur, którym był w istocie. Tajny agent Jana III Wazy, miał powody do zdenerwowania. Batory nie cierpiał swego szwedzkiego szwagra, a jeszcze bardziej jego szpiegów. Z kolei gdańszczanie bardzo nie lubili, gdy naruszano ich przywileje. Dla tych, którzy to czynili, pobudowano w mieście szubienice przed Zieloną Bramą. On zaś znajdował się właśnie pomiędzy miastem a przedmieściem Scotlandia, obdarzonym prawem azylu, i zamierzał pogwałcić to święte prawo.
Było po zmierzchu, zamknięto bramy miejskie i ostatni maruderzy wracali do przedmieścia na noc. Od trzech wieczorów zaczajony w ciemnym zaułku Rascius czekał na ofiarę, eksambasadora szwedzkiego w Polsce Francuza Andrzeja Lorichsa. Jan III dowiedział się bowiem niedawno od Pontusa de la Gardie, który ze zdradzania rodaków uczynił cnotę, o konszachtach swego byłego ambasadora z Iwanem Groźnym i wziął mu to za złe, mimo iż od lat zapominał wypłacać mu pensję.
Rascius z daleka dostrzegł trzy błyski światła. To człowiek, który śledził Lorichsa, dawał znak, że ambasador tym razem był sam. Rascius cicho gwizdnął, by poukrywani po bramach jego ludzie byli w pogotowiu.
Zaatakowany znienacka, lekko podpity Lorichs nie miał żadnych szans. Ocknął się dopiero na okręcie czekającym w Wisłoujściu, który podniósł żagle, gdy tylko porwany znalazł się pod pokładem. Jeszcze wiele razy potem tracił i odzyskiwał przytomność, modląc się o śmierć, która nie chciała nadejść.
– Gdzie on jest?! – spytał po raz setny Jan III.
Nowina, którą ujawnił torturowany, uderzyła go jak obuchem. Śmierci by się prędzej spodziewał niż tego. Odkąd się o tym dowiedział, nie mógł jeść ani spać. Złość na zmarłą żonę i jej miękkie serce odejmowała mu rozum, a strach o przyszłość szarpał nerwy. Musiał to wiedzieć, żeby podjąć odpowiednie kroki, tym razem skuteczne.
– Gdzie on jest?! – powtórzył.
Umęczony Lorichs zwrócił ku niemu zmasakrowaną twarz i niewidzące oczy, i ledwie zrozumiale wyszeptał przez rozbite wargi i potrzaskane zęby:
– Nie… wiem… Stra…ci…łem… go… z… o…czu…
– Łżesz! – ryknął król i skinął na oprawców.
Jeden z nich podkręcił śrubę garoty.
– Aaaaaaaa… – zajęczał więzień, po czym zarzęził okropnie, wyprężył się i zwiotczał.
– Gadaj, łotrze! – półprzytomny z wściekłości król szarpał unieruchomione w stalowych cęgach ciało nieszczęśnika.
– On już nic nie powie, wasza królewska mość – oznajmił kat. – Skonał.
Cała nagromadzona złość, lęk i ogromne rozczarowanie króla skrupiły się na Gylcie.
– To wszystko twoja wina! – wrzasnął na totumfackiego, który przed siedmiu laty pomógł mu na dobre pozbyć się trzymanego w zamku Örbyhus pod Uppsalą Eryka, aplikując więźniowi grochówkę zaprawioną arszenikiem. – Sfuszerowałeś robotę! Daję ci ostatnią szansę. Znajdź go, zanim zrobią to inni, bo skończysz jak ten szczur. – Wskazał na trupa.