- W empik go
Kaja. Biografia Kai Danczowskiej - ebook
Kaja. Biografia Kai Danczowskiej - ebook
Kaja ‒ ktokolwiek orientuje się choćby odrobinę w świecie symfonii, suit i koncertów, wie, o kogo chodzi. Kaja Danczowska, wybitna skrzypaczka, gwiazda polskiej wiolinistyki, laureatka międzynarodowych konkursów. Nagrywała płyty, koncertowała na całym świecie, występowała w radiu i telewizji. A jaka jest naprawdę ‒ tego nadal nie wie nikt… Jej życie prywatne zawsze było tajemnicą, splotem niedomówień i domysłów. W rodzinnym Krakowie, dokąd ‒ uparcie i niezmiennie ‒ wracała traktowano ją najpierw jak maskotkę z przyklejoną etykietką „cudowne dziecko”, potem gwiazdę, a z czasem wtopiła się naturalnie w kolorowy krajobraz miasta, rozmyła w wibrującym tłumie.
Książka przedstawia drogę Kai do sławy, jej spektakularne sukcesy i ciężką, morderczą pracę, uchyla też rąbka wielkiej tajemnicy prywatności. Fragmenty bogatej i barwnej korespondencji Kai są dokumentalnym rarytasem dla muzyków, odsłaniającym kulisy i cenę sukcesu, ale też ‒ obrazem życia muzycznego drugiej połowy XX wieku. Kaja. Biografia Kai Danczowskiej to barwna opowieść o życiu radosnej dziewczyny, która z pełną świadomością, mimo trudności i niełatwych wyborów, poświęciła życie muzyce.
Spis treści
Wstęp
I. Dezyderiusz
II. Kaja
III. Eugenia Umińska
IV. Moskwa
V. Lata siedemdziesiąte
VI. Lata osiemdziesiąte
VII. Ludzie
VIII. Kameralistyka
IX. Kariera, praca, życie
Spis ilustracji
Bibliografia
Indeks nazwisk
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-242-6454-4 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szczere wyznanie
głuchego wydawcy
Oto jest pytanie: czy człowiek pozbawiony słuchu muzycznego, zwany potocznie „głuchym”, ma moralne prawo, by zabierać głos na temat muzyki i tych, którzy ją uprawiają? Pytanie jest ważne, ponieważ tę dziedzinę sztuki uważa się za formę estetycznej ekspresji najwyższą i dostępną nielicznym. Nielicznym, ale… przecież wszystkim! Trudno wszak wyobrazić sobie życie bez muzyki, a już „głusi” wiedzą to najlepiej. Tak! Piszę te słowa w pełnym przekonaniu, że, po pierwsze, jestem muzycznie „głuchy”, a po drugie, że muzyka mnie wzrusza i dotyczy dogłębnie. Podobnie jak modernistów na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, którzy uważali, że właśnie muzyka to sztuka najbardziej uniwersalna. Byli przekonani, że dźwięk wnika w ludzkie emocje najgłębiej, że jest językiem wzruszającym najsilniej i dotykającym nie do końca definiowalnych potrzeb człowieka.
Człowiek „głuchy”, bezkarny w swoim infantylizmie, waha się: trąbka? fortepian? wiolonczela? altówka? może skrzypce? A może wszystko razem? Trudna sprawa, wszak „głuchy” lubi to, co mu się podoba, bez uzasadnień. Nie zdaje sobie sprawy, że istota jego muzycznego wzruszenia nie wynika li tylko z brzmienia instrumentu, lecz jest rezonansem tajemniczego, duchowego fluidu, którym emanuje ten, kto gra.
„Głuchy” może sobie pozwolić na naiwne pytanie: „Słyszę artystę – czy raczej instrument?”. Nigdy nie miałem i nadal nie mam w tym względzie wątpliwości: instrument – dowolny! – jest zawsze tylko narzędziem, które brzmi o tyle, o ile artysta je ożywi, o ile posłuży się nim, by ze mną jako słuchaczem porozmawiać, porozumieć się, podzielić, zmusić do śmiechu, łez, uniesienia, zapomnienia i tego, co najważniejsze – poczucia radości życia. Od zawsze wiedziałem, że muzyka to życie. Boże drogi! Czego ja nie słuchałem w młodości… Gregorianów, Bacha, Bartóka, Beethovenów, mojej ulubionej awangardy ze Strawińskim na czele; czysty muzyczny chaos, bezkarny w doborze, ale jakże mi bliski…
No i Kaja Danczowska!... „Głuchy” miłośnik muzyki wyznaje swoją bezradność i jednocześnie… zazdrość, kiedy obserwuje, jak artysta, w ułamku sekundy, uderza w ten jedyny, właściwy klawisz fortepianu. A jeszcze bardziej – zazdrości skrzypaczce, która przez kilkadziesiąt minut naciska palcem struny, z dokładnością do ułamka milimetra, na gryfie pozbawionym progów i wszelkich innych ułatwień... Dla „głuchego” to jest magia, przekroczenie granic, doświadczenie niemożliwego. Ja tego nie rozumiem. Ale rozumiem, co ONA do mnie mówi, dźwiękiem swoich skrzypiec. Każdy „głuchy” (każdy!) chciałby grać tak, jak Kaja Danczowska. Każdemu „głuchemu” wydaje się, że w muzyce nie ma warsztatowych oporów, że można tak sobie przebierać paluszkami po klawiaturze czy gryfie – bezkarnie i z wiosenną beztroską kogoś, kto urodził się z dwudziestoma paluszkami zamiast dziesięciu. Lecz ja wiem, że tak nie jest, a Kaja Danczowska należy do tych, którzy przekroczyli warsztatowy trud i… jest już tylko muzyka.
Ta książka jest o Kai Danczowskiej, jej życiu, korzeniach, doświadczeniach, edukacji, wzruszeniach, fascynacjach, o krakowskich juwenaliach… Ale przede wszystkim to książka o kimś, kto mówi do mnie językiem muzyki. O Artystce.Podziękowania
Żadna praca – zwłaszcza taka, która ciągnie się przez kilka lat – nie dzieje się w próżni emocjonalnej. Również i ja wiele zawdzięczam dobrym ludziom, którzy wspierali mnie przez te lata i bez których nie udałoby mi się doprowadzić pisania książki do satysfakcjonującego końca. Oczywiście podobne słowa czyta się zazwyczaj z lekkim znudzeniem na pierwszych stronach wielu publikacji, ale dopiero gdy człowiek sam tak naprawdę doświadczy całego ogromu pracy, wysiłku i stresu związanych z przygotowaniem do druku książki – to nagle rozumie znaczenie wsparcia ze strony bliskich i dalszych życzliwych ludzi. I z wielkim wzruszeniem siada do pisania najszczerszych podziękowań, chociaż i tak nigdy nie będzie potrafił wyliczyć sumiennie wszystkich pomocnych dłoni. Ale próbuje! – więc próbuję i ja.
Dziękuję przede wszystkim moim Rodzicom. Za miłość, wsparcie, za konstruktywne recenzje, wielogodzinne rozmowy i nieskończoną cierpliwość dla mnie i dla Kai.
Mojej przyjaciółce Erice Crinó – za niezachwianą wiarę w sens mojej pracy, entuzjazm i trzeźwość osądów.
Pani Joannie Bocheńskiej ‒ za historie z dzieciństwa i młodości oraz fotografie z domowych zbiorów.
Pani Marcie Taranczewskiej za życzliwą pomoc i fachowe konsultacje.
Wszystkim moim rozmówcom za niezwykle barwne opowieści i zaufanie.
Rozgłośniom Deutschlandradio i Rundfunk Berlin-Brandenburg za bardzo profesjonalną pomoc w kompletowaniu danych.
Zakładowi Rękopisów w Bibliotece Narodowej w Warszawie za udostępnienie zbiorów z Archiwum Eugenii Umińskiej.
Panu Dyrektorowi Bogdanowi Toszy za skierowanie książki na właściwe tory wydawnicze.
Panu Leszkowi Mikosowi i Stowarzyszeniu Terra Artis Lanckorona za piękną pomoc w wydaniu biografii.
Kai – Jezus Maria! – za wszystko.Wstęp
Ubi tu, Caius, ibi ego, Caia. Gdzie ty, Kajus, tam ja, Kaja. Z tego pięknego starożytnego wersetu podobno wzięło się jej imię. Ale czy rzeczywiście? I kim w takim razie był – albo miał być – Kajus? Tego się nikt już nie dowie; historia inspiracji zniknęła na zawsze wraz ze śmiercią Beatrycze Danczowskiej, matki Kai. Ale tak jest właściwie z całym życiem Kai: tajemnica miesza się z niedopowiedzeniem, twarde realia nakładają się na czystą poezję. I nigdy nic nie wiadomo, a wszystko jest możliwe. Każdy może sam uzupełniać sobie porwane wątki, interpretować niepełne fakty, których część zaciera się gdzieś w przeszłości, w historii ludzi, których już nie ma. Przyczyniają się do tego również charakter i styl życia Kai: niezwykle barwnej, intensywnie żyjącej artystki, bez reszty poświęconej muzyce, ale nieco nonszalanckiej, jeśli chodzi o prozę codzienności. Nigdy nie lubiła polityki, dyplomacji, kalkulowania za i przeciw; nie lubiła także afiszować się ze swoim życiem prywatnym, które zawsze spychała na margines. Niesłychanie dyskretna, jeśli chodzi o własną biografię – kompletnie wręcz przezroczysta w sprawach plotek o innych ludziach. I nie jest to postawa wypracowana, ona po prostu była zawsze tak wypełniona muzyką, że nie starczało miejsca na żadne przyziemne sprawy. Jeśli więc piękną grecką sentencję z jej imieniem zinterpretujemy jako wyraz zdolności do bezwzględnej miłości i poświęcenia, to oddaje ona idealnie życie Kai Danczowskiej. Gdy czegoś się podejmuje, robi to z całym oddaniem, a miłość do muzyki i skrzypiec to jej całe życie. I może to właśnie jest jej Kajus?
Zawsze była powściągliwa. Nie robiła ze swojego życia wielkiej tajemnicy, ale irytowała ją powierzchowność wywiadów czy krótkich artykułów, nakierowanych na szybką sensację. Bo jak tu zmieścić w kilku minutach wywiadu niuanse kontekstu, związków między ludźmi, ich nadziei, charakterów, przeżyć? Jak to wszystko opowiedzieć w krótkich słowach dziennikarzowi, trzymającemu pod nosem mikrofon i spoglądającemu dyskretnie na zegarek? Zawrzeć całe życie w krótkim czasie antenowym? To już lepiej nie mówić wcale, wykręcić się żartem albo odwrócić pytanie w stronę rozmówcy. I mówić o muzyce ‒ to było zawsze dużo łatwiejsze i ważniejsze.
Życie i osobowość każdego człowieka są wypadkową genów, wychowania, czasów, w jakich się żyje, okoliczności i zdarzeń dziejących się w otoczeniu, ludzi, z którymi się zetknął. Kaja również nie pojawiła się znikąd, a w jej charakterze odzywają się echa rodziny i wpływ ludzi jej współczesnych.
Skąd więc się wziął ten kolorowy ptak, który sfrunął na Kraków? Historię trzeba zacząć od jej dziadka, Dezyderiusza Danczowskiego, wielkiego wirtuoza wiolonczeli w przedwojennej Polsce.