Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

KAMA. Historia Kamili Skolimowskiej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

KAMA. Historia Kamili Skolimowskiej - ebook

Co można osiągnąć do 27. urodzin?

Znaleźć przyjaciół, wyzwolić ciekawość, dziwić się, szukać odpowiedzi, stawać w obronie, polubić siebie, rozpoznać swoje mocne strony, czuć, upadać, cieszyć się, płakać, podnosić się, kochać, śmiać się, żałować, złościć, wybaczać, coś zyskać, coś stracić…

Kamila Skolimowska, choć zmarła w wieku 27 lat, doświadczyła tego wszystkiego. I więcej – poznała smak triumfu. Nie miała jeszcze 18 lat, gdy zdobyła złoty medal na igrzyskach w Sydney.

Ile jeszcze mogłaby osiągnąć? W tej książce nie znajdziecie odpowiedzi na to pytanie. Jej historia kończy się zbyt wcześnie.

Nie jest to jednak tylko tragiczna opowieść. Kama (bo tak ją wszyscy nazywali) - dziewczyna z warszawskiego blokowiska, o za dużej posturze i nieco nieokrzesana, stawia wszystko na jedną kartę. Niedoskonałości ciała zmienia w atut, dokłada niezłomność charakteru i nabywa pewności, że sport będzie ważną częścią jej życia.

Jest zwyczajną dziewczyną, która ma tę przewagę nad wieloma innymi zwyczajnymi dziewczynami, że doskonale wie, czego chce. Cała reszta to tylko konsekwentne dążenie do celu. Dzięki determinacji, osobowości, łutowi szczęścia i życzliwości najbliższych zdobywa nagrodę należną największym mistrzom.

Robi coś jeszcze. Swoją historią zmusza wielu z nas, bez względu na to, ile mamy lat, do odpowiedzi na kluczowe pytanie:

A Ty? Czy już wiesz, co chcesz zrobić ze swoim życiem?

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-3723-4
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rzut młotem kobiet po raz pierwszy pojawił się w programie igrzysk olimpijskich w 2000 roku w Sydney. Kamila Skolimowska była jedyną reprezentantką Polski w tej dyscyplinie

Rozdział 1

NIESPODZIANKA

Jest najmłodsza, nazywa się Kamila Skolimowska i nie ma jeszcze osiemnastu lat. Przed nią tylko jedno zadanie: stanąć w kole i rzucić młotem jak najdalej. W głowie mantra:

Nic nie musisz, masz dokąd wrócić, masz co jeść i gdzie spać.

Nic nie musisz, żadnej presji.

Utrzymują cię rodzice. Nie stresuj się więc, bez nerwów, bo przecież nic nie musisz.

Ale wystarczy się rozejrzeć dookoła. Stadion olimpijski w Sydney, pierwszy w historii igrzysk konkurs rzutu młotem kobiet. Niecichnąca wrzawa. Dziesiątki tysięcy ludzi śmieją się, rozmawiają, robią zdjęcia, popijają napoje gazowane, pozdrawiają się, podjadają przekąski. Czekają na rozstrzygnięcie.

Jest piątek wieczorem, 29 września 2000 roku. Na ławce siedzą faworytki konkursu olimpijskiego w rzucie młotem: Rosjanka Olga Kuzienkowa, wicemistrzyni świata, i Kubanka Yipsi Moreno, świetnie przygotowana i bardzo mocna wicemistrzyni igrzysk panamerykańskich. Która zdobędzie złoto?

Wszystkie dziewczyny starsze, skupione, spięte. Lepiej nie patrzeć im w oczy, bo odwzajemniają się spojrzeniem zabójcy. Każda pragnie złota, każda to rywalka, każda to wróg.

Na szczęście Skolimowska nie jest faworytką. Nieobyta z wielkimi imprezami i stadionami, może nie wytrzymać napięcia.

Pierwsza próba Polki i błąd. Skolimowska wypada z koła, rzut spalony. I jeszcze ten deszcz, drobny kapuśniaczek, który wiosną często pada na południu kontynentu. Nie pomaga, bo w mokrym kole, w którym zawodniczki rozpędzają młot, łatwiej o kontuzję.

W Polsce jest dopiero jedenasta przed południem. Teresa Skolimowska, matka Kamili, pracuje w oddziale BRE Banku przy ulicy Senatorskiej 18 w Warszawie. W dniu zawodów chce wziąć urlop, ale koledzy w pracy radzą: „Nie bierz, co się będziesz sama denerwowała?”.

W biurze nie ma telewizora, ale informatyk, kolega Teresy, czyta relację w internecie i na bieżąco informuje, że na stadionie jest kilka polskich flag, że Kamila wypada z koła i dotyka dłońmi ziemi.

Robert Skolimowski też w pracy. Co chwilę odbiera telefon od żony.

– Kama spaliła – słyszy w słuchawce.

– Tego się najbardziej obawiałem. Oby się teraz nie podłamała psychicznie – mówi.

Drugie rozdanie. Kamila odprowadza wzrokiem młot, który spada w odległości 66,33 metra. Piąty wynik. Nieźle, bo po trzech seriach do ścisłego finału wchodzi ósemka zawodniczek, które oddały najdłuższe rzuty.

Finał konkursu rzutu młotem kobiet na igrzyskach olimpijskich w Sydney rozgrywano 29 września. Pierwszą próbę Kama spaliła

Stadion szaleje, bo po dwóch seriach prowadzi Australijka Debbie Sosimenko, która w pierwszej próbie rzuca na odległość 67,95 metra. Na trybunach owacje, gdy spiker ogłasza, że to rekord Australii i krajów Wspólnoty Brytyjskiej. Faworytki zajmują miejsca drugie i trzecie. Rosjanka ma zaliczone 67,18 metra, a Kubanka – 67,16.

Drugi rzut uspokaja rodziców, ale nie mogą słyszeć Czesława Cybulskiego, trenera Kamili, który na stadionie w Sydney kiwa z niezadowoleniem głową. – Powinna rozluźnić ramiona, wydłużyć dźwignię. Przecież to proste, czysta fizyka – komentuje.

Rodzice inaczej: – Jest super! Kamila na pewno wejdzie do finału – melduje mężowi Teresa.

Lepiej pokazać piłkarzy

Robert, starszy o trzy lata brat Kamili, relację z zawodów ogląda w domu z dwoma kolegami. Nie wie, że losy relacji wiszą na włosku. Marek Jóźwik, który z Włodzimierzem Szaranowiczem komentuje zawody, dostaje informację, że za chwilę schodzą z anteny. Dla realizatorów transmisji w Polsce ważniejsi są piłkarze Chile i USA, którzy przygotowują się do meczu o trzecie miejsce na igrzyskach olimpijskich. Lepiej pokazać ich rozgrzewkę, to ich ludzie chcą oglądać.

Jóźwik nalega, by kontynuować relację ze stadionu, ale w słuchawce słyszy, by schodził. Kto chce oglądać rzut młotem kobiet!?

Szaranowicz popiera kolegę. Czują, że powinni zostać na wizji. Realizator: Schodzić!

Komentatorzy: Ani nam się śni!

Zyskują czas.

Wszystko się może zdarzyć

Kamila podchodzi do trzeciego rzutu. – Koncentracja jest rzeczą piekielnie ważną. W jednym ułamku sekundy trzeba wszystko zrobić. Uspokoić się i pobudzić – zapowiada jej próbę Marek Jóźwik.

Już w kole Polka odwraca się w kierunku trybun i przyłożonym do ust palcem wskazującym prosi publiczność o ciszę. Stadion zamiera, Kamila nabiera kilka głębokich oddechów. Wykonuje trzy energiczne obroty i wyrzuca młot. Ledwo utrzymując się w kole, wydaje jeszcze głośny okrzyk, a potem odprowadza wzrokiem szybujący młot.

– Dobrze, dobrze, jeeest. To jest dobry rzut! – ocenia Włodzimierz Szaranowicz.

– O tym mówiliśmy, wszystko się może zdarzyć! – dopowiada Marek Jóźwik.

Na tablicy wyświetla się rezultat: 71,16 metra! Nowy rekord olimpijski, nowy rekord świata juniorek i zarazem życiowy rekord Kamili Skolimowskiej. Komentatorzy podsumowują: – Po trzeciej serii konkursu Kama wysuwa się na prowadzenie. Ma ponad półtora metra przewagi nad Kuzienkową.

W banku szaleństwo, koledzy krzyczą z radości. Teresa chwyta za słuchawkę: – Kama rzuciła 71 metrów, prowadzi – mówi mężowi.

Potem odbiera telefon od syna: – Mamo, słyszałaś!?

Robert Skolimowski po latach: – Każda kolejna seria to było już odliczanie i oczekiwanie na to, co zrobią rywalki Kamy.

W czwartej serii Kama rzuca słabiej, tylko 66,06 metra. Trzy rywalki mają lepsze próby, ale żadna z nich nawet nie zbliża się do 71 metrów. Olga Kuzienkowa rzuca 69,77, poprawia się o 13 centymetrów.

W piątej serii Polka oddaje drugi najlepszy rzut konkursu – 69,91 metra, ale z wybuchem radości czeka do końca. Nawet gdy Kuzienkowa pali ostatnią próbę i wiadomo, że już nikt nie wyprzedzi Kamili, polska młociarka zachowuje spokój. Skoncentrowana wchodzi do koła, ale musi przerwać rzut. Na stadionie rozpoczyna się dekoracja najlepszych kulomiotek. Po ceremonii Kamila podchodzi do sędziów i oznajmia, że rezygnuje z próby. Emocje opadają, Kamila płacze, podbiega do trybun, ściska się z Jerzym Skuchą z Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

– Kamila, sprawiłaś ogromną niespodziankę! Nawet nie wiesz, jak bardzo się wszyscy cieszymy! – mówi jej Skucha.

Młodziutka młociarka ze wzruszenia nie jest w stanie wydusić słowa, tylko mocno wtula się w jego ramiona.

Potem chwila z polskimi kibicami, Kamila aż podskakuje z radości. Polska flaga, dziennikarze, pierwsze komentarze.

– Mam złoty medal, który spadł na mnie tak niespodziewanie jak manna z nieba – mówi do mikrofonów. – Gdy przed konkursem usłyszałam Mazurka Dąbrowskiego, którego zagrano Robertowi Korzeniowskiemu, od razu poczułam się mocniej. Przyszło mi do głowy, że przecież ja też mogę stanąć na najwyższym stopniu podium. Ale ta myśl naszła mnie dopiero w trakcie konkursu, no bo gdzież bym śmiała wcześniej przymierzać się do takiego zaszczytu? Nerwy zżerały mnie do ostatniej próby, jaką wykonywała Olga Kuzienkowa, oczekiwałam bowiem, że w końcu rzuci dalej ode mnie, bo to bądź co bądź była rekordzistka świata!

Przyzna też, że po pierwszym spalonym rzucie przeszło jej przez myśl, że może sprawić wielki zawód. – Na szczęście drugi rzut był już wystarczająco dobry. Za trzecim razem pomyślałam: Boże, rozdają medale w finale, a ja mam nie wziąć? Zakręciłam więc ile sił, no i wyszedł rekord. Byłam tak rozemocjonowana, że do tej pory nie potrafię podać szczegółów tego rekordowego rzutu, bo wykonywałam go jak w transie. Gdy wynik pojawił się na tablicy, nie wierzyłam własnym oczom. Rzucałam w pewnej desperacji, żeby tylko jak najszybciej mieć to za sobą. Ważne, że młot daleko poleciał – mówi dziennikarzom Kamila.

Mistrzyni olimpijska w rzucie młotem nie mogła uwierzyć w sukces. – Złoty medal spadł na mnie jak manna z nieba – mówiła dziennikarzom

Jerzy Skucha ogląda zawody wspólnie z prezeską Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Ireną Szewińską i dyrektorem generalnym PZLA Ryszardem Wysoczańskim. – Zajęliśmy miejsca wysoko na trybunach, a gdy okazało się, że Kamila może zdobyć złoto, zbiegliśmy na dół. Ja byłem najszybszy – mówi Skucha. Z Kamilą mieliśmy fajne relacje, dobrze znałem się też z jej rodzicami. Radość była niesamowita – przyznaje.

Teresa Skolimowska nie wie, co robić: obsługiwać klientów czy odbierać gratulacje. W banku urywają się telefony. Szef zamawia taksówkę, każe Teresie wracać do domu.

Skolimowska siada na tylnej kanapie. Taksówkarz podkręca radio. – Słyszała pani o tej młodej Skolimowskiej, która zdobyła złoto?

Teresa: – Owszem, to moja córka.

Kiedy Kamila Skolimowska została mistrzynią olimpijską, miała 17 lat i 331 dniRobert Skolimowski spotkał Teresę Wentę na obozie sportowym w Bydgoszczy. Oboje mówią, że była to miłość od pierwszego wejrzenia

Rozdział 2

MIŚ

Teresa Wenta w czerwcu 1972 roku kończy szkołę podstawową w Pucku. W domu się nie przelewa. Ojciec umiera, gdy Teresa ma pięć lat. Jej matka zostaje sama z trójką dzieci. – Chciałam się usamodzielnić, pomóc mamie – mówi. A fryzjerstwo daje dobry i pewny chleb.

Praktyki zawodowe odbywa w małym zakładzie w Pucku. Mycie głów, przygotowywanie mikstur do trwałej ondulacji, nakładanie wałków, strzyżenie. Robota od rana do wieczora, bo gdy za ostatnią klientką zamkną się drzwi, trzeba jeszcze pozamiatać, wyczyścić sprzęt, wyszorować umywalki, umyć podłogę. Dopiero potem można wyjść.

Klientki krzywo patrzą

Teresa bardzo się stara, ale chęci to za mało. – Moje dłonie były w katastrofalnym stanie, musiałam być uczulona na jakieś składniki chemiczne, bo skóra była cały czas podrażniona, zaczerwieniona. Zdarzały się dni, że nożyczki wypadały mi z obolałych rąk, nie umiałam ich utrzymać – wspomina Teresa. Lekarze przepisują maści, ale ulga jest chwilowa. Nic nie pomaga. Klientki zaczynają krzywo patrzeć. Nie chcą, żeby dotykała je fryzjerka z dłońmi w strupach.

Edmund, starszy brat Teresy, trenuje pchnięcie kulą w klubie Bałtyk Gdynia, też nie może znieść tego widoku. – Tak nie wyglądają dłonie młodej, pięknej kobiety – mówi.

Jest sprawna, wysoka, powinna zrezygnować z fryzjerstwa i zająć się sportem.

Trenerzy Zawiszy Bydgoszcz są zainteresowani, zastanawiają się, jak wykorzystać 183 cm wzrostu Teresy. We wrześniu 1975 roku decydują, że będzie rzucała dyskiem. Ma też iść do Liceum Ogólnokształcącego o profilu sportowym im. Janusza Kusocińskiego w Bydgoszczy. Maści wreszcie zaczynają działać. Kończą się problemy z dłońmi.

Zgrabna dziewczyna o czarnych włosach

Uczniowie liceum sportowego muszą brać udział w zgrupowaniach. W lutym 1976 roku do Bydgoszczy przyjeżdżają sportowcy z Warszawy: ciężarowcy i miotacze. Na sto dwadzieścia osób tylko dziewięć dziewczyn. Oczywiście, że są w centrum zainteresowania.

Gdańsk, 1976 rok. Dwudziestoletni Robert Skolimowski podczas mistrzostw świata juniorów w podnoszeniu ciężarów. Z wynikiem 367,5 kilograma w dwuboju zdobył trzecie miejsce

Robert Skolimowski z Warszawy ma 19 lat, uczeń ostatniej klasy technikum mechanicznego, sztangista w wadze superciężkiej. Otwarty, wesoły, przebojowy. Opowiada, że pięć lat wcześniej zmienił nazwisko. Urzędnicy lata temu popełnili błąd i wpisali ojcu w dokumentach Skólimowski. Robertowi to nie przeszkadzało, ale gdy zaczął brać udział w zawodach, sędziowie i tak wywoływali: Skolimowski. No więc zmienił.

Warszawiak, wychowanek Waldemara Baszanowskiego, dwukrotnego mistrza olimpijskiego w podnoszeniu ciężarów, wielokrotnego mistrza świata i Europy. W Bydgoszczy wszyscy wiedzą, że Robert to mistrz świata i mistrz Europy juniorów.

Robi wrażenie na dziewczynach, ale patrzy tylko na Teresę. Zgrabna dziewczyna o czarnych włosach i rozbrajającym uśmiechu. Robert chce przebywać tylko w jej towarzystwie. Ma wiele okazji, bo wspólne dla wszystkich uczestników zgrupowania są stołówka i kawiarnia, wspólne są też dyskoteki.

Sport to zazdrosna kochanka

Teresa z przyjaciółką Krysią Mrozik mieszkają w internacie, tuż obok hotelu Zawiszy Bydgoszcz, gdzie zakwaterowano zawodników z Warszawy. Hotel z internatem jest połączony korytarzem na poziomie parteru. W jedną i drugą stronę korytarzem przemykają młodzi ludzie. Wychowawczyni w internacie w ciągu dnia stara się przymykać oczy, ale wieczorami nie pozwala na odwiedziny.

Chłopcy z hotelu wiedzą, jak obejść stróżówkę internatu. Wdrapują się na dach korytarza, potem po balkonach wchodzą do pokojów dziewczyn.

Teresa zwierza się przyjaciółce, że ten sztangista Robert bardzo się jej podoba. Taki postawny, umięśniony, z burzą włosów na głowie. I wszyscy go lubią. I szarmancki, bo przepuszcza dziewczyny w drzwiach, ustępuje miejsca w kolejce. Ach...

Krysia obawia się, że Teresa sama nic nie zrobi. Zdradza Robertowi, że jej przyjaciółka dobrze o nim mówi i że jakby się dobrze zakręcił, to miałby u Tereski szansę.

– Ucieszyłem się, bo ta dziewczyna bardzo mi się spodobała – mówi Skolimowski. – Nigdy wcześniej o żadnej nie myślałem tak jak o tej. Byłem skupiony na sporcie, na dziewczyny nie miałem czasu.

Robert pamięta nauki trenerów. Wbijają chłopakom do głów, że sport to bezwzględna i zazdrosna kochanka. Wymaga całkowitego poświęcenia, uwagi i zaangażowania. Każde jej zaniedbanie natychmiast przekłada się na gorsze wyniki. Kto chce osiągać sukcesy, musi zapomnieć o innych przyjemnościach. Robert bardzo chce złamać te zasady dla Tereski.

Krysia spełnia się w roli swatki i aranżuje pierwszą randkę. Proponuje Teresie, by poszły razem na basen. A przed wejściem już czekał Robert. – Kryśka się natychmiast ulotniła i zostawiła mnie z nim – mówi Teresa.

Robert proponuje spacer, następnego dnia zaprasza Teresę na dyskotekę. Po dyskotece pierwszy raz się całują. – To było pod zegarem na Stadionie Zawiszy. – Nawet po latach Robert pamięta doskonale.

Hej dziewczyno, spójrz na misia

Zgrupowanie się kończy, Robert musi wracać do Warszawy. Obiecuje Teresie, że będzie pisał, a nawet ją odwiedzał. Dotrzymuje słowa. Na Dzień Kobiet przysyła swojej dziewczynie wielkiego białego misia z różą w rączce. Krysia, za zasługi swatki, dostaje mniejszą wersję maskotki. Prezent dobrze wymyślony, cała Polska zna tę piosenkę:

Hej dziewczyno, spójrz na misia

On przypomni, przypomni chłopca Ci

Nieszczęśliwego białego misia

Który w oczach ma tylko szare łzy

Biały miś, biały miś dla dziewczyny

Którą kocham i będę kochał wciąż

Teresa też pamięta te słowa.

Zgadza się odwiedzić Roberta w Warszawie. Chłopak pokazuje jej miasto, zaprasza do klubu sportowego. Chce przedstawić Teresę trenerowi Baszanowskiemu. Teresa zna już na pamięć historię o tym, jak trener pokazuje chłopakom technikę poprawnego rwania i podrzutu. Nagle staje na jednej nodze i robi przysiad z ciężką sztangą nad głową. Chłopcy są pod wrażeniem. Baszanowski to dla nich wielki autorytet. Powtarzają za nim: „Im będziesz większym mistrzem, tym bardziej musisz być skromny”.

Baszanowski pozwala Teresie zostać na treningu. – Był zainteresowany moimi osiągnięciami. Miły, ciepły człowiek. Interesował się życiem swoich podopiecznych, chciał wiedzieć, z kim się spotykają, co robią po zajęciach. Wierzył, że wszystko miało wpływ na ich wyniki – mówi Teresa.

Wielki chłop, a w środku galareta

Odległość doskwiera młodym, łapią chwile. Na zgrupowanie do Cetniewa Robert zawsze jedzie przez Bydgoszcz albo przez Puck.

Ale Edmund, brat Teresy, chce mieć pewność, że Robert traktuje ją poważnie. Spotykają się na zgrupowaniu kadry w Centralnym Ośrodku Sportowym w Warszawie.

– Podobno jesteś zainteresowany moją siostrą? To fajna dziewczyna jest – mówi Edmund.

Robert: – Potwierdzam, to świetna dziewczyna, ale chyba nie masz nic przeciwko, żebyśmy się spotykali?

– Nie mam, ale pamiętaj, że to moja siostra.

Robert dzisiaj: – Wtedy mu nie odpowiedziałem, ale miałem szczere i czyste intencje.

Na dowód poważnych zamiarów Robert jedzie z pierwszą oficjalną wizytą do Pucka. Zestresowany. – Wielki chłop, a w środku galareta – wspomina.

Matka Teresy nie wita chłopaka z otwartymi ramionami. Sceptyczna. Nie wierzy w związek siedemnastolatki z o dwa lata starszym chłopakiem. Kwiaty przyjmuje, rozmawia uprzejmie, ale nie ukrywa dystansu.

Teresa Wenta i Robert Skolimowski pobrali się 17 września 1977 roku. On miał 21 lat, ona – 19. Po ślubie zamieszkali w Warszawie, z rodzicami Roberta

Robert bardziej się boi dziadka swojej wybranki. Postawny Kaszub, ponad 1,9 metra wzrostu. To on jest głową rodziny. Na przywitanie ściska dłoń, jak w żelaznym imadle. Obserwuje reakcję. Robert odwzajemnia ten mocny uścisk. To wystarcza. Dziadek jest zachwycony młodym sportowcem, imponują mu jego wyniki. Robert musi mu opowiadać o treningach, diecie, zawodach i zdobytych tytułach.

Teresa chce spędzić z Robertem choć chwilę na osobności. Idą porozmawiać do szopy. Widać ją z okna domu. Dziadek zagląda przez okno i głośno komentuje: – Ooo... Młodzi chyba idą na siano!

Robert zapewnia, że byli grzeczni. Musieli po prostu ustalić, co dalej. Ślub będzie na pewno, ale kiedy? Obydwoje są za młodzi, polskie prawo każe czekać chłopakowi, aż skończy 21 lat – potem nie musi już prosić o zgodę rodziców.

Co ze sportową karierą? Może tak: Robert wciąż będzie trenował, a Teresa przeprowadzi się do Warszawy, zajmie się domem i dziećmi, gdy już się pojawią?

Teresa nie protestuje. Nie jest wybitną sportsmenką, a dobrze wie, że dwójka czynnych sportowców nie stworzy rodziny. Jest gotowa zrezygnować z kariery. Chce być z Robertem i mieć z nim dzieci.

Robert kończy 21 lat 14 sierpnia 1977 roku. Już miesiąc później, 17 września, Skolimowscy stają przed ołtarzem w kościele pod wezwaniem Świętych Piotra i Pawła w Pucku.

Po ślubie zajmują pokój Roberta w mieszkaniu jego rodziców.

Piętnaście pieluch tetrowych

To nie najlepszy pomysł. Teściowa lubi Teresę, ale dwie gospodynie w jednej kuchni raczej się nie dogadają. I jeszcze ta niedogodność – Robert może sypiać z młodą, cudowną żoną, ale nie czuje się swobodnie, gdy za ścianą są rodzice. Muszą się jak najszybciej usamodzielnić.

Robert pyta trenera, czy mógłby pomóc zdobyć przydział na mieszkanie, jednak Baszanowski rozkłada ręce. Ale jest inny sposób. Każdy sportowiec w Warszawie wie, że w Legii Warszawa najlepsi zawodnicy dostają mieszkania za wyniki sportowe.

Robert, choć bardzo żałuje, musi się rozstać z trenerem Baszanowskim. Przechodzi do Legii. Na początek dostaje pokój w klubowym hotelu, niedaleko kortów. To tymczasowe rozwiązanie, zaraz kończy się budowa bloków przy ul. Kwiatkowskiego na Gocławiu, a jedno z 40-metrowych mieszkań przeznaczone jest dla Skolimowskich.

Do dwóch pokoików z kuchnią wprowadzają się w listopadzie 1979 roku, na miesiąc przed porodem pierwszego dziecka. – 4 grudnia jechałam na porodówkę, a mąż z kolegami robili w mieszkaniu ostatnie poprawki. Z Robertem juniorem wróciłam już do gotowego, naszego pierwszego wspólnego domu. Czekała już na mnie wyprawka z Legii: piętnaście pieluch tetrowych, śpioszki, smoczki, mleko, butelki. Klub dbał o zawodników i rodziny – wspomina Teresa.

Dziecko silne i zdrowe

Robert nie ma czasu nacieszyć się synkiem. Intensywnie przygotowuje się do igrzysk olimpijskich w Moskwie. Liczy na medal, ale w kategorii superciężkiej, z wynikiem 385 kg (175 kg w rwaniu i 210 kg w podrzucie), zajmuje dopiero siódme miejsce.

Teresa też nie siedzi z założonymi rękami. Opiekę nad synem łączy z nauką w wieczorowym liceum i pracą w Warszawskiej Spółdzielni Ogrodniczej przy ul. Grójeckiej na Ochocie. – Zawsze mogłam liczyć na teściową, która chętnie zostawała z juniorem. Przyjeżdżała też moja mama z Pucka i zostawała u nas na miesiąc, czasami dłużej – mówi Teresa.

Na początku 1982 roku znowu jest w ciąży. – Ucieszyliśmy się bardzo. Myślałam, że znów będzie syn, bo ciążę przechodziłam podobnie: żadnych dolegliwości, miałam ochotę na słodycze i owoce – wspomina. Płci dziecka nie znają, kto wtedy słyszał o USG?

W Polsce trwa stan wojenny, w sklepach puste półki. Cukier, mięso, masło, mydło, benzyna, buty... Wszystko na kartki. Robotnicy dostają przydział na 3,5 kg mięsa i wędlin miesięcznie. Wyjątkiem są górnicy i kobiety w ciąży, którym należy się 5 kg, do tego jeden kurczak miesięcznie. Jest pożytek z męża sportowca. Robert dostaje z klubu kartki na 25 kg mięsa i 15 kg wędlin – tyle, ile miesięcznie dostawały przedszkola i żłobki. Teresa obdziela mięsem rodzinę i znajomych, wymienia na inne produkty. Nie jest tak źle.

Kamila urodziła się 4 listopada 1982 roku. Robert, starszy syn Skolimowskich, nie był zachwycony, że będzie miał siostrę. Był zazdrosny, chciał mieć mamę tylko dla siebie. Ale gdy zobaczył Kamilę, nie pozwalał nikomu obcemu się do niej zbliżać

Lekarz ustala termin porodu na 4 listopada. Robert jedzie z Teresą do szpitala autobusem. Lekarz każe wrócić za dwa tygodnie. Jest przekonany, że wcześniej nie dojdzie do porodu.

Wracają do domu, też autobusem, ale Teresa czuje, że lekarz nie miał racji. – Coś mi się zdaje, że jeszcze tam dzisiaj wrócimy.

– Mała, ty się zdecyduj, bo przecież nie będziemy kursować autobusem tam i z powrotem – prosi Robert.

Od dawna mówią do siebie pieszczotliwie: Mały i Mała. Ona wysoka, on wielki, umięśniony. Lubią, gdy wywołuje to uśmiech na twarzy postronnych osób.

Teresa się nie myli, wysiadają na najbliższym przystanku i łapią autobus jadący w przeciwną stronę. Poród przebiega bez komplikacji. – Ma pani córeczkę – mówi położna Teresie.

– Kamila – myśli Teresa.

Ustalili z Robertem, że jak będzie chłopak, to Kamil, a jak dziewczynka, to Kamila.

Dziecko jest silne i zdrowe. 3840 gramów i 56 centymetrów, 10 punktów w skali Apgar.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: