- W empik go
Kampania 1814 - ebook
Kampania 1814 - ebook
Praca poświęcona jest przede wszystkim trzeciej części kampanii francuskiej 1814 roku. Okres ten rozpoczyna się 27 lutego bitwą pod Bar-sur-Aube i kończy 30 marca bitwą o Paryż. Jest to najmniej znany fragment dziejów kampanii 1814 roku, ale najbardziej dramatyczny. W publikacji przedłużono opis zdarzeń aż do abdykacji Napoleona (6 kwietnia), łącząc szczegóły historii militarnej z wydarzeniami z dziejów politycznych.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7889-525-1 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kampania francuska, w której nieustępliwość żołnierzy dorównywała geniuszowi ich wodza, składała się z trzech różnych części. Trwający od 25 stycznia do 8 lutego okres pierwszy odznacza się groźnymi postępami aliantów. Na próżno Napoleon odnosi zwycięstwo pod Brienne, na próżno przez dwanaście godzin utrzymuje się pod La Rothière, walcząc przeciwko trzykrotnie większym siłom, w końcu i tak zarządza odwrót. Sytuacja wydaje się katastrofalna, koniec wojny bliski, a jej rezultat – przesądzony. Napoleon czuje się już niezdolny do zatrzymania Armii Czeskiej i Śląskiej, które zdążyły się do tego czasu połączyć. Na swoje wojska liczy tylko w takim stopniu, w jakim liczy jeszcze na siebie, a jego jedyna i największa nadzieja tkwi w błędzie przeciwnika.
Znaczony tyloma zwycięstwami i wypełniony tyloma nadziejami okres drugi rozpoczyna się 9 lutego i kończy 26 lutego. Wszystko się zmienia, gdyż alianci popełnili tak wyczekiwany przez Napoleona strategiczny błąd. Zamiast maszerować na Paryż koncentrycznie, szli na niego odśrodkowo. Armie alianckie są rozdzielone. Cesarz rzuca się więc najpierw na Blüchera i pokonuje go w czterech kolejnych bitwach, a potem zwraca się przeciwko Schwarzenbergowi, który, także zwyciężony, wycofuje się na Chaumont i Langres. 26 lutego sytuacja jest więc następująca: armie koalicji są pobite i rozproszone, Armia Czeska jest w trakcie odwrotu na wschód, zaś Armia Śląska ma w swoim marszu zagrożone skrzydło i ryzykuje tym swoje kompletne zniszczenie. Napoleon, zwycięzca dziewięciu bitew w ciągu dwudziestu dni, przywrócił równowagę. Jest w ofensywie i ma nadzieję na zwycięstwo.
Trzeci okres rozpoczyna się 27 lutego bitwą pod Bar-sur-Aube i kończy się 30 marca bitwą o Paryż. Rzeczywistość obraca się przeciwko cesarzowi. Wydarzenia go zawodzą. Jego cudowne manewry i najwyższy wysiłek jego żołnierzy doprowadzają co prawda do zwycięstw, ale „tak krwawych, że aż śmiertelnych”. Pomimo to podczas trzeciej fazy wojny jest jeszcze dużo szans i jest jeszcze wielka nadzieja. Trzy razy niepohamowany geniusz Napoleona odzywa się, kiedy fortuna znowu zaczyna przypominać o sobie, i trzy razy alianci są w niebezpieczeństwie, a być może są już nawet zgubieni. Jednak przypadek staje po ich stronie, pomaga im i w końcu ich ratuje.
Opowiadamy przede wszystkim o tym ostatnim okresie kampanii, najmniej znanym, ale też i najbardziej dramatycznym, przedłużając opis aż do abdykacji i łącząc szczegóły historii militarnej z wydarzeniami z historii politycznej. Nie zaniedbaliśmy zresztą przy tym pokazania początków inwazji. W początkowych rozdziałach będziemy podążać za armiami alianckimi od Renu do rzeki Aube, za Napoleonem w jego mądrych odwrotach i błyskawicznych zwrotach oraz za dyplomatami w Châtillion w trakcie ich pracowitych negocjacji. Będziemy patrzeć na Francję zrujnowaną i upokorzoną, podburzaną przez niezadowolonych i spiskowców, grabioną przez kozaków i Prusaków, najpierw zaskoczoną i cierpliwą, a później zbuntowaną i mściwą.
Przy pisaniu tej książki posługiwaliśmy się wyłącznie dokumentami źródłowymi. Zaledwie na około dziesięciu stronach udawało nam się ciągnąć opowieść bez odwoływania się do tekstów historyków. Piszemy „do tekstów”, a nie „do dzieł”, ponieważ choć w archiwach francuskich i zagranicznych znajdywaliśmy bez liku dokumentów, to równie wielką liczbą oryginałów uraczyli nas historycy niemieccy i rosyjscy. Na przykład Krieg in Frankreich autorstwa Carla von Plotho jest właściwie tylko zbiorem rozrządzeń i rozkazów marszowych. Warto zresztą przy tym zauważyć, że wszystkie dokumenty źródłowe, choć równie autentyczne, nie są jednak tak samo wiarygodne. Łatwo jest stwierdzić czy prawdziwszy jest rozkaz napisany o poranku przed bitwą, kiedy najmniejszy błąd w wyznaczeniu godziny albo miejsca mógłby spowodować najstraszniejszą katastrofę, czy też raport opracowany następnego dnia po akcji. To samo dotyczy korespondencji ministra i jego rękopiśmiennych bądź drukowanych memuarów i taka sama różnica zachodzi pomiędzy raportem policyjnym i artykułem w gazecie. Jest także jasne, że świadectwo za lub przeciw Cesarstwu ma mniejszą lub większą wiarygodność w zależności od tego czy jest pisana piórem rojalisty jak Gain de Montagniac, Rosjanina jak Danilewski, republikanina jak Dardenne czy też bonapartysty jak Lavalette. Dodajmy, że jeśli w naszych przypisach cytujemy zazwyczaj dwa albo trzy dokumenty, podczas gdy wydawałoby, że jeden byłby wystarczający, to robimy tak na mocy powiedzenia: testis unus, testis nullus¹.
Prawdy dociekaliśmy sumiennie. Ryzykując narażenie się wszystkim, nie chcieliśmy niczego pominąć, ukryć ani złagodzić. Jednak bezstronność w żadnym wypadku nie oznacza obojętności. W tym opracowaniu, w którym widzieliśmy przede wszystkim wielką i okaleczoną Francję, nie mogliśmy nie drżeć z litości i gniewu. Nie będąc w po stronie Cesarstwa, cieszyliśmy się jednak z sukcesów cesarza i cierpieliśmy z powodu jego porażek. W roku 1814 Napoleon nie jest już władcą, jest generałem, jest pierwszym francuskim żołnierzem. Zjednoczyliśmy się pod jego sztandarem, mówiąc jak stary chłop z dóbr Godefroya Cavaignaka; „Tu już nie chodzi o Bonapartego. Napadnięto na naszą ziemię. Idziemy się bić”.
H. H.
Paryż, 25 marca 1888 r.ROZDZIAŁ I FRANCJA NA POCZĄTKU ROKU 1814
Po samych zwycięstwach nastały same klęski. Francja napoleońska, ta Francja, która liczyła 130 departamentów, w tym departament Lemanu ze stolicą w Genewie, departament Rzymu ze stolicą w Rzymie, departament Zuiderzee ze stolicą w Amsterdamie, departament Ujścia Łaby ze stolicą w Hamburgu; ta Francja która miała pod swoją kontrolą uzależnione od siebie Włochy, Królestwo Neapolu, Illirię, Hiszpanię, Związek Reński, tj. księstwa Bergu, Hesji, Badenii, oraz Wirtembergię, Bawarię, Westfalię, Saksonię i połowę Polski; ta Francja, której rozległe imperium było teraz rozczłonkowane, a armie zewsząd wyparte, zobaczyła swojego wroga – całą Europę – na wschodzie u stóp Wogezów i Jury oraz na południu po tej stronie Pirenejów. Francja napadnięta, ogołocona z ludzi i pieniędzy, znowu, podobnie jak zimą 1709 r., przeżywała ponure dni, gdyż to właśnie za czasów Ludwika XIV doznawała takiego samego strasznego jutra po wielkich zwycięstwach oraz nagłych i okrutnych zwrotów znudzonej fortuny.
Od stepów Możajska do szpitali Moguncji tysiące trupów znaczyło drogę, którą podążała Wielka Armia. W roku 1812 175 tys. Francuzów przekroczyło Niemen, potem w roku 1813 Ren przekroczyło dodatkowe 400 tys. rekrutów, a od jesieni 1813 r. nowe dekrety powołały pod broń jeszcze 796 tys. ludzi¹. Blokada kontynentalna, pola leżące ugorem, zamknięte fabryki, kompletna stagnacja w interesach i robotach publicznych, wstrzymanie wypłaty 25 procent kwot pensji i emerytur innych niż wojskowe², olbrzymia podwyżka podatków³, wszystko to na bogatych sprowadziło kłopoty, a biednych przywiodło do nędzy. Renta spadła z 87 do 50 franków, akcje Banku Francji wyceniane kiedyś na 1430 franków kosztowały teraz 715, kurs wymiany biletów bankowych wynosił 0,012 za srebro i 0,05 za złoto. Gotówka w obiegu stała się tak rzadka, że musiano do 1 stycznia 1815 r. zawiesić przepis, który ustalał stopę procentową na wysokości 5,6 procent, i każdy mógł teraz pożyczać na taki procent, jaki sobie życzył⁴. W Paryżu nie handlowano niczym poza żywnością i noworocznymi cukierkami⁵. Na prowincji armatorzy trzymali swoje statki w portach, fabrykanci mieli pełne magazyny, a piwnice winiarzy pękały w szwach. Prawdą jest też, że ci ostatni mieli należności u Niemców: czy w ogóle będą spłaceni? W oczekiwaniu przynoszono do banków pobożnych⁶ srebrne zastawy, meble, bieliznę. Wszędzie dochodziło do licznych bankructw. Lotne oddziały przetrząsały lasy w poszukiwaniu uchylających się od służby wojskowej i zakładały kwatery w ich rodzinnych domach⁷. W niektórych okolicach ziemię uprawiały już tylko kobiety i dzieci⁸. Zresztą czyż minister spraw wewnętrznych nie miał wkrótce zarządzić w prasie, że kobiety i dzieci mogą skutecznie zastępować mężczyzn przy pracach polowych i że orka łopatą powinna uzupełniać pług, który i tak stał się bezużyteczny z powodu braku koni⁹.
W takich warunkach jedyną myślą, jedyną nadzieją i jedynym życzeniem całej zrujnowanej i zdziesiątkowanej ludności Francji był pokój. To jednomyślne błaganie miast i wsi, a nawet sztabów generalnych, docierało też do stóp cesarskiego tronu¹⁰. Od czasu kampanii lat 1808 i 1809, a przede wszystkim od momentu odwrotu z Rosji, Francja była zmęczona wojną. Katastrofy nad Berezyną i pod Lipskiem oraz pochód nieprzyjaciela ku granicom sprawiły, że ocknęła się ona ze swoich marzeń o sławie, tak jak piętnaście lat wcześniej hekatomba Wielkiego Terroru i chaos czasów Dyrektoriatu wyleczyły ją ze snów o wolności. Po 25 latach rewolucji i wojen chciała odpoczynku. Jednak przy tym wszystkim Francja, a rozumiemy przez to ogromną większość kraju, bo aż cztery piąte społeczeństwa, w żadnym wypadku nie życzyła sobie upadku Napoleona. Nawet o tym nie myślała!
Szlachta i część burżuazji widziały, prawdę mówiąc, te sprawy nieco inaczej. Szlachta, pomimo że mnóstwo jej przedstawicieli przyłączyło się do cesarza, nigdy się do końca nie uspokoiła. Jednak na prowincji małe tajne sprzysiężenia zawieszały swoją działalność na czas nieoznaczony, gdy nazwisko komisarza policji zostało nieoczekiwanie ogłoszone przez jednego ze spiskowców. Co do arystokracji, zadowalała się one prowadzeniem małych wojenek z docinkami używanymi w charakterze nabojów. Kiedy gazety ogłaszały „ostatnie zwycięstwo cesarza”, dowcipnisie, wykorzystując grę słów, wznosili w towarzystwie toast: „Pijemy za ostatnie zwycięstwo cesarza!”. Nie było to zbyt szkodliwe. Niebezpieczniejsi byli liberałowie, ponieważ było ich dużo, a poza tym wielu z nich zasiadało w Parlamencie i pracowało w administracji. Ci ostatni płaszczyli się służalczo, kiedy cesarz był panem wszystkiego, natomiast gdy rozpoczął się okres jego porażek, zaczęli przeklinać okrucieństwo jego ambicji, szaleństwo marzeń, despotyzm rządów. Oskarżali służalczy Senat, którego wielu z nich było członkami, iluzoryczną reprezentację, której niektórzy byli częścią, tyrańską administrację, w której niejeden się wyróżniał, ministra policji, którego rękę ściskali wszyscy, a który 25 lat po Rewolucji Francuskiej wciąż zachowywał się jak de Sartines¹¹, bez sądu wysyłając pisma skazujące, przeznaczając książki na przemiał, relegując, skazując na banicję, arbitralnie wsadzając do więzienia¹². Ta irytacja liberałów, która tak silnie manifestowała się przy okazji raportu Lainégo¹³, była wprawdzie uzasadniona, niemniej protest ten był spóźniony i zupełnie nie na czasie. Deputowani powinni byli dokonać krytyki i zgłosić swoje żądania dwa lata wcześniej, czyli wtedy, kiedy mogli jeszcze uniemożliwić agresję, tymczasem teraz przeszkadzali już tylko w obronie kraju.
Odroczenie posiedzenia Ciała Ustawodawczego (31 grudnia 1813 r.) oraz obraźliwe słowa Napoleona do deputowanych podczas pożegnalnej audiencji przed ich rozjechaniem się do domów (1 stycznia 1814 r.) zwiększyły tylko niezadowolenie burżuazji. Deputowani, którzy pozostali w Paryżu, nie kryli powodów odroczenia posiedzenia Parlamentu i wyolbrzymiając słowa i idee, powtarzali przemówienie cesarza. To samo robili na prowincji, dokąd wielu z nich wróciło w pierwszych dniach stycznia. W Bordeaux, Marsylii i w wielu innych miastach Lainé, Raynouard i inni rozpowszechniali rękopiśmienne kopie słynnego raportu. Komentarze pojawiały się szybko: cesarz mógł zawrzeć pokój, ale nie chciał, oskarżano go więc o upór, pychę i tyranię¹⁴.
Opinie takie, które opanowały miasta od salonów do sklepików, nie dotknęły jednak ani zakładów rzemieślniczych, ani wsi. Cierpiano tam okrutnie z powodu ówczesnego stanu rzeczy, chciano pokoju, ale cesarza nie obwiniano. Choć nienawidzono wojny, to ten autor tylu wojen wcale nie stał się niepopularny. Nie myślano o skojarzeniu przyczyn i skutków ani o zestawieniu tych dwóch prawie tożsamych słów: wojna i Napoleon. Chłopi krzyczeli równocześnie „Precz z podatkami pośrednimi!¹⁵” i „Niech żyje cesarz!”¹⁶. Lud, który ze względu na łatwość jego zastąpienia, był właściwie jedynym płacącym krwią za sławę Napoleona, dochowywał mimo wszystko swojej wiary cesarzowi. W korespondencji prefektów i raportach policyjnych z początków stycznia 1814 r., czyli w dokumentach, w których przecież nic się nie ukrywa ani nie kłamie w kwestiach biedy, panującej frustracji, rojalistycznych afiszy, dezercji, buntów przeciwko poborcom podatkowym, nieprzychylnych rozmów burżuazji – w dokumentach tych więc próżno szukać okrzyków nienawiści lub gróźb wobec cesarza wypowiadanych przez społeczeństwo. Wręcz odwrotnie, wiele świadectw potwierdza słowa Molliena: „Masy ludzkie uznawały tylko cesarza i Cesarstwo¹⁷… Cesarz, tak przecież godny potępienia, jak to tylko było możliwe, nie tylko nie stracił nic ze swojego uwielbienia wśród ludu. Mimo że tak przegrany, jakim był w rzeczywistości, zachowywał ciągle czar niezwyciężonego wodza. Wyobrażano sobie, że to on jest panem pokoju, o który go tak nieśmiało błagano, i że to on może udzielić go łaskawie aliantom. Jeśli więc mimo wszystko nie zawiera tego tak pożądanego pokoju, to widocznie dlatego, że jest pewien zwycięstwa. Myślano jak ci żołnierze z garnizonu drezdeńskiego, którzy idąc do niewoli, nie zważając na warunki kapitulacji, zniszczyli swoją broń na stokach twierdzy, krzycząc przy tym: „Napoleon jeszcze nie umarł!”.
Tymczasem pierwszy z tych wielkich poborów zadekretowanych na jesieni 1813 r. przeszedł dość gładko¹⁸. Cesarz zażądał 160 tys. ludzi ze spisów lat od 1808 do 1814, a ogołocona Francja i tak dała mu ich 184 tys.¹⁹. Drugi pobór (160 tys. z klasy roku 1815) także nie spotkał się z oporem poza kilkoma zachodnimi i południowo-zachodnimi departamentami²⁰. Jednak pobór ten, który miał dostarczyć tylko mężczyzn w średnim wieku 19 lat, właśnie z tego powodu nie mógł być efektywny. Administracja, biura rekrutacyjne, magazyny mundurowe, a przede wszystkim arsenały nie mogły zajmować się tyloma poborami na raz. A przecież cesarz też wolałby dwudziestopięcioletnich poborowych od dziewiętnastoletnich. Rozpoczęty po tym 160-tysięcznym poborze zaciąg ze spisu na rok 1815 był więc daleki od zakończenia nawet przy końcu wojny²¹.