- W empik go
Kamperem przez świat. Poradnik karawaningowy - ebook
Kamperem przez świat. Poradnik karawaningowy - ebook
To pierwszy profesjonalny poradnik karawaningowy, zarówno dla początkujących i chcących zacząć podróże kamperem, jak i dla wszystkich vanlajfersów i pasjonatów karawaningu, którzy pragną spełnić swoje marzenia o dalekich wyprawach po najbardziej fascynujących zakątkach świata.
Autorzy są w drodze kamperem nieprzerwanie od wielu lat i mieszkają w nim na stałe, chociaż podróżowali wcześniej na wszystkie możliwe sposoby. Dlaczego więc ostatecznie wybrali taki sposób na życie?
W poradniku tym poznasz ich historię. Podzielą się swoją wiedzą, wieloletnim doświadczeniem i podróżniczymi patentami. Poznasz m.in.:
·Jak dobrze przygotować się i do wyjazdu kamperem na urlop, i do zamieszkania w nim.
·Czy na pewno kamper jest dla ciebie, a jeśli tak, to który spełni twoje oczekiwania.
·Od czego zacząć przygodę z kamperem, na co zwrócić uwagę przy jego kupnie, a na co przy samodzielnej budowie.
·Co oznaczają podstawowe pojęcia i znaki karawaningowe oraz jakiego slangu kamperowego używają na co dzień doświadczeni podróżnicy.
·Jakie zasady savoir vivre’u trzeba znać, by nie wyjść na gbura.
·Historię vanlife i sposoby, by dobrze się przygotować do podróży kamperem: gdzie zrobić serwis, co koniecznie zabrać, a co zostawić w domu, jak znaleźć epicką miejscówkę na dziko.
·Patenty na szybkie i zdrowe gotowanie oraz ulubione przepisy rodziny kamperowej, samych KamperManiaków, ale także ich gości.
·Jak oszczędzać w podróży, a nawet jak w niej zarabiać.
Dzięki temu poradnikowi dowiesz się wszystkiego tego, co sami autorzy chcieliby wiedzieć przed swoją pierwszą podróżą kamperem. Znajdziesz tu również wypowiedzi innych ekspertów związanych z karawaningiem.
Aby twoja podróż była spełnieniem marzeń, bez względu na to, czy wybierasz się na krótki urlop po Polsce, czy planujesz dłuższe wakacje w Europie, czy chcesz ruszyć w wielomiesięczną podróż dookoła świata – ta książka to najlepszy kompan!
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-510-9 |
Rozmiar pliku: | 7,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
Gdy kupowaliśmy naszego pierwszego kampera na próżno było szukać porad na temat tego, na co zwrócić uwagę i jak to zrobić dobrze, by móc od razu wyjechać w podróż, a nie spędzać czas w warsztacie lub modyfikować jego wyposażenie. W internecie można było znaleźć jedynie szczątkowe dane, często wprowadzające w błąd. To samo dotyczyło naszych początków w karawaningu już po zakupie pojazdu. W tamtym czasie nie było informacji, gdzie wykonać podstawowy serwis i jak obsługiwać kampera, by nie tracić czasu na naprawy i by żyło się w nim wygodniej. Jak najlepiej szukać miejsc na dziko, jak zadbać o bezpieczeństwo i komfort podróży, nawet nie tylko kamperem, ale autem osobowym, jak dodatkowo wyposażyć kampera, co można ugotować w kamperze, by nie tracić czasu, pieniędzy i zdrowia oraz jak nie popełnić gafy, będąc w obcym kraju. Jaki kierunek wybrać, co spakować na wyjazd, a co lepiej zostawić w domu, jak oszczędzać w podróży, a nawet jak w niej zarabiać. Jakie zwyczaje mają karawaningowcy, czy istnieją określone zasady, tzw. „savoir-vivre”, a jeśli tak, to jakie, by nie wyjść na karawaningowego bufona czy ignoranta. W jaki sposób ułatwić sobie wyjazd kamperem i na co się przygotować. Tego wszystkiego uczyliśmy się sami metodą prób i błędów. Nie ukrywamy, że straciliśmy na to mnóstwo czasu i energii.
W dalszym ciągu nie ma na rynku opracowania kompleksowej wiedzy, wyjaśnienia podstawowej terminologii oraz elementarnych informacji, jak zacząć, jakie decyzje podjąć na wstępie przygody z kamperem oraz jak zadbać o bezpieczeństwo w podróży. Stąd nasza decyzja o napisaniu tej książki. Aby ułatwić innym początki karawaningu oraz zainspirować do takiego podróżowania, postanowiliśmy podzielić się naszą wiedzą i doświadczeniem w tym poradniku.
Jesteśmy przekonani, że gdybyśmy wiedzieli to wszystko wcześniej, mielibyśmy więcej czasu na eksplorowanie świata i moglibyśmy poświęcić wiele straconych godzin na rozwijanie naszych pasji. Dlatego spisaliśmy całą wiedzę i doświadczenia, by zaoszczędzić twój czas, a nierzadko nawet nerwy. Chcemy w ten sposób pomóc wgryźć się w temat karawaningu i pokazać, że stosując kamperowe sztuczki takich starych wyjadaczy jak my, czy jeszcze starszych karawaningowców, z którymi konsultowaliśmy podstawowe kwestie, możesz znacząco zaoszczędzić czas, lepiej zadbać o bezpieczeństwo i komfort podróży, a także uniknąć wielu niepotrzebnych problemów. Postanowiliśmy poruszyć także kwestię podstawowej terminologii karawaningowej, gdyż jest ona w Polsce coraz częściej błędnie i niepotrzebnie amerykanizowana. W książce zamieściliśmy także porady, jak poprawnie i bezpiecznie korzystać z kampera.
Poradnik, który trzymasz w rękach, to pigułka podstawowej wiedzy, którą sami chcielibyśmy przeczytać przed zakupem naszego kampera i wyruszeniem nim w pierwszą podróż. To książka o tym, co trzeba wiedzieć przed zakupem czy budową kampera, jakiego kampera wybrać i jak go dostosować do swoich potrzeb oraz na co zwrócić uwagę, by potem nie żałować. W poradniku zawarliśmy nasze triki kamperowe, bogate doświadczenie z wielu lat podróży kamperem, ale nie tylko, także najbardziej potrzebne informacje, by twoja podróż nie zamieniła się w gehennę, ale w prawdziwą przygodę i spełnienie marzeń.CZY KAMPER JEST DLA CIEBIE
01
Czy kamper
jest dla ciebie
Wakacyjne wyjazdy, weekendowe podróże czy jednodniowe wycieczki mogą odbywać się na wiele sposobów, w zależności od preferencji noclegowych, budżetu, a także stylu podróży. Jedni lubią się przemieszczać, zwiedzać, odkrywać, inni wolą przebywać w tym samym miejscu przez cały pobyt, jeszcze inni zachowują równowagę pomiędzy zmianą lokalizacji a odwiedzaniem atrakcji. Czasem trzeba spróbować każdej opcji, by dowiedzieć się, która forma będzie dla nas najbardziej odpowiednia. Mało kto ma tyle szczęścia, że za pierwszym razem trafia w dziesiątkę.
A jak to było z nami?
Przez ponad siedemnaście lat podróżowaliśmy razem praktycznie w każdy możliwy sposób. Najczęściej i najłatwiej odbywaliśmy te eskapady autem, ale próbowaliśmy niemal wszystkich innych możliwości. W naszym przypadku był to proces. Wiedzieliśmy tylko tyle, że chcemy podróżować, jednak na początku kompletnie nie wiedzieliśmy w jaki sposób. Metodą prób i błędów, w każdy wolny weekend czy urlop planowaliśmy wyjazdy. Ograniczał nas czas, gdyż pracowaliśmy oboje stacjonarnie na etatach. Zaczęliśmy od zorganizowanych wycieczek, gdyż ta forma była dla nas najbardziej atrakcyjna pod względem finansowym, a także dlatego, że początkowo sądziliśmy, że ktoś inny będzie w stanie uatrakcyjnić nasz wyjazd i zaoszczędzi nasz czas przeznaczony na organizację. Dopiero po kilku takich wyjazdach, okazało się, że to nie jest to, o co nam chodzi. Nasze przekonanie, że tak jest taniej i szybciej nie do końca przekładało się na zadowolenie ze zorganizowanych wycieczek. Cały czas czegoś nam brakowało, jednak nie do końca wiedzieliśmy czego, dlatego próbowaliśmy kolejnych rozwiązań.
Czego brakowało nam bez kampera
Na zorganizowanej wycieczce – decyzyjności, bezpieczeństwa i wolności. W podróży samolotem – auta i taniego noclegu. W podróży tylko autem – prysznica i toalety. Na wyjeździe z namiotem – bezpieczeństwa i komfortu. Ostatecznie wynikiem naszych doświadczeń był zakup kampera, a gdy go kupiliśmy, mieliśmy wszystko oprócz czasu na dłuższe wyjazdy, ograniczały nas obowiązki i terminy urlopów. Mimo wszystko próbowaliśmy i kombinowaliśmy, jak wydłużyć czas wyjazdu. Aż pewnego dnia postanowiliśmy rzucić pracę na etacie i w końcu zacząć żyć na pełen etat. Po zakupie kampera w kwietniu 2017 roku i pierwszej wyprawie do Hiszpanii w listopadzie tego samego roku powstał nasz kanał na Youtube „KamperManiak.” Po dwóch latach użytkowania kampera, w lipcu 2019 roku, rzuciliśmy pracę na etatach i zaczęliśmy van life. A gdy wróciliśmy z wyprawy „Kamperem nad Bajkał” po pierwszej fali pandemii do Polski (dokładnie rok później, czyli w lipcu 2020 roku) stworzyliśmy firmę podróżniczą. Od 2019 roku jesteśmy cały czas w drodze, mieszkamy w kamperze, pracujemy zdalnie z różnych zakątków świata. Spełniliśmy swoje marzenie, by podróżować przez cały rok. Staliśmy się cyfrowymi nomadami, a naszym domem i biurem jest kamper. Zdajemy sobie sprawę, że tak samo jak my na początku, masz wiele wątpliwości. Zmartwimy cię, gdyż ani my, ani nikt inny nie wie, czy kamper jest dla ciebie, oprócz… ciebie. Jedyne co możemy zagwarantować to, że na bazie naszych doświadczeń, będzie ci łatwiej podjąć decyzję. W poszczególnych rozdziałach będziemy starali się rozwiać twoje wątpliwości.
Wycieczki zorganizowane
Ta forma podróżowania ma wiele plusów, gdyż praktycznie o nic nie musimy się martwić. Wszędzie nas zawiozą, odwiozą, cały czas jesteśmy pod opieką pilota, który załatwia za nas wszystko, co jest jeszcze większym plusem, jeśli trzeba porozumieć się w języku, którego nie znamy. Z góry zaplanowane są wszystkie atrakcje, których nie musisz wyszukiwać na własną rękę ani błądzić, by do nich trafić, dodatkowo nie trzeba zdobywać informacji, gdyż przewodnik jest po to, by przekazać ci tę wiedzę.
Historia z naszych początków
Daniel dostał w prezencie na urodziny od rodziców wycieczkę autokarową na długi weekend. W dniu wyjazdu, o 5.50 rano obudził nas telefon z pytaniem, czy na pewno jedziemy w góry, bo właściwie to brakuje tylko nas. AAAA!!! Po odłożeniu słuchawki, usłyszał to cały nasz blok. Do tej pory nie wiemy, jak to się stało, że żaden z naszych trzech budzików nie zadzwonił. W ciągu pięciu minut zamówiliśmy taksówkę, ubraliśmy się, dopakowaliśmy rzeczy. O 6.05 wsiedliśmy do taksówki, obiecując kierowcy podwójny napiwek, jeśli dowiezie nas szybciej, niż zazwyczaj wozi klientów. O 6.15 weszliśmy do autokaru, w którym siedzieli wściekli na nas pasażerowie. Ani oni, ani my nie wiedzieliśmy jeszcze, że to dopiero początek naszego wspólnego piekła.
O godzinie 7. rano przewodnik odpalił mikrofon, a nasi współtowarzysze podróży wyciągnęli różańce. Z przerażeniem przeszukaliśmy bagaże, żeby nie przeszkadzając w modlitwie sąsiadom, sprawdzić, czy wsiedliśmy do tego autokaru co trzeba. Znaleźliśmy program wycieczki, ale nie było w nim słowa o potrzebie zabrania czegokolwiek, a już tym bardziej różańców. Dodatkowo przypomnieliśmy sobie, że pilot znał nasze imiona i nazwisko. Po odmówieniu różańca i odśpiewaniu kilku religijnych pieśni, mikrofon umilkł. Próbowaliśmy się zintegrować z grupą, by przy okazji zasięgnąć języka, czy na pewno jedziemy w góry, na Słowację i Węgry. Człowiek, najlepsze źródło informacji. Dowiedzieliśmy się wszystkiego. Otóż wycieczka była w atrakcyjnej cenie, dlatego że została zorganizowana przez stowarzyszenie religijne. O godzinie 11 był pierwszy postój. Wszyscy jedli, my myliśmy zęby i pachy w publicznej toalecie. Staropolskim zwyczajem urodzinowym kupiliśmy cukierki dla wszystkich naszych „pielgrzymów” jako przeprosiny za spóźnienie. W końcu się do nas uśmiechnęli, a nawet złożyli życzenia.
Godzina 11.30 – odmówiono Litanię do Najświętszej Marii Panny, my ukradkiem zjedliśmy nasze pierwsze śniadanie. Wreszcie dojechaliśmy na nocleg. Czas wolny. Wszyscy poszli spać, my byliśmy pierwszy raz razem w Tatrach i właśnie znaleźliśmy na mapie, że blisko naszego hotelu niedawno wybudowano wypasione termy. Spakowaliśmy ręczniki, klapki, stroje kąpielowe i ruszyliśmy spacerkiem. Po drodze minęliśmy kilku naszych współtowarzyszy wycieczki. Pytali zaciekawieni, dokąd idziemy. Opowiedzieliśmy o swoim planie i niektórzy wyraźnie mieli ochotę pójść z nami. Zaprosiliśmy wszystkich. Po chwili nasi współtowarzysze uświadomili sobie, że na wyjazd w góry nie zabrali strojów kąpielowych. Ponieważ do term piechotą było dosyć daleko, a do tego zrobiło się już ciemno i zimno, kilka osób, które chciały dokupić stroje kąpielowe w termach, zrezygnowało. Do celu doszliśmy sami i siedzieliśmy tam do oporu, do samego zamknięcia. Wróciliśmy zadowoleni, gdy wszyscy już spali. Podczas śniadania osoby, które zrezygnowały z term, pytały, jak było. Opowiedzieliśmy, przyłączyły się inne osoby, wyraźnie zawiedzione, że nie były w termach, że nikt im nie powiedział, by zabrać kąpielówki, że jak to tak poszliśmy sami. Tego nie było w programie wycieczki. Patrzyłam i nie wierzyłam własnym oczom, różańców też nie było w programie. Czas wolny, to czas wolny. Pojechaliśmy do Zakopanego, spacerowaliśmy po Krupówkach i zobaczyliśmy kogoś skaczącego na bungee. Daniel miał tego dnia urodziny i jego mina mówiła jedno, że on nie chce innego prezentu. Po obiedzie nasza wycieczka poszła zwiedzać kościół, od współtowarzyszy dowiedzieliśmy się, że mieli w planie zostać w nim na mszy. Pobiegłam do szefowej organizatorki i spytałam, co będą robili po mszy. Powiedziała, że będą zwiedzać zabytkowy cmentarz. Cudownie, cmentarz na pewno nie ucieknie, do Zakopanego jeszcze kiedyś wrócimy, a mój mąż ma 25 urodziny raz w życiu. Spytałam, o której planują zbiórkę w hotelu? Okazało się, że mieliśmy prawie trzy godziny, spytałam więc, czy możemy w tym czasie odłączyć się od grupy. Po negocjacjach, argument urodzin zwyciężył, dostałam pozwolenie i uff, mieliśmy czas wolny. Pobiegliśmy na Krupówki. W tym czasie w Zakopanem było pierwsze bungee w Polsce. Zdecydowaliśmy, że skaczemy oboje, jedno po drugim. Było super, Daniel przeszczęśliwy, tylko na cmentarz daleko. Do skoków na bungee była kolejka, a my nie wiedzieliśmy, ile czasu nam to zajmie, więc znowu wpadliśmy na zbiórkę po czasie. Weszliśmy do autokaru, cukierków już nie było, mieliśmy wrażenie, że tym razem to nas zjedzą. Ktoś krzyczał, co można tyle czasu robić na Krupówkach. Jakaś kobieta pytała, co kupiliśmy. Pochwaliliśmy się jej zdjęciami ze skoków, a reszta dopytywała się zaciekawiona i zszokowana naszą brawurą, tak że zapomnieli nawet, by znowu się na nas wściekać. Uff. W następnych dniach jeździliśmy po dość wysokich górach, a w autokarze śmierdziało spalonymi hamulcami. Kierowca zamiast hamować silnikiem, palił klocki. A my, bojąc się o swoje życie, odmawialiśmy różaniec z grupą i śpiewaliśmy wszystkie piosenki. Większość współtowarzyszy podróży nie miała świadomości, że w każdej chwili hamulce mogły zawieść…
Po tym doświadczeniu zastanawialiśmy się długo, gdzie popełniliśmy błąd. Z jednej strony próbując nowych rzeczy, zdobywa się nowe doświadczenia. Sprawdza się tu idealnie powiedzenie: nie wiesz, dopóki nie spróbujesz. Dlatego warto i trzeba próbować, bo jak inaczej się dowiedzieć, że wycieczki autokarowe nie są dla nas. Wnioski, do których doszliśmy:
Rzeczywiście zorganizowane wycieczki są tańsze, ale to nie znaczy, że są dla wszystkich. Tańsze nie znaczy lepsze. Można w podróży oszczędzać na wiele innych sposobów, o czym będziemy pisali dalej.
Transport zbiorowy to ryzyko, to powierzenie odpowiedzialności za swoje zdrowie, a nawet życie. Więcej słyszy się o wypadkach autokarowych niż kamperowych. Nie wiemy, ani czym jedziemy, ani z kim, gdyż pozostaje to w gestii organizatora. Gdy jeździmy swoim autem, kamperem, wiemy, w jakim jest stanie, gdyż sami je serwisujemy.
Najlepsze atrakcje, to jednak te, które zapewniamy sobie sami. Pod warunkiem, że wiemy czego chcemy i umiemy je sobie zorganizować. Jak to zrobić, opowiemy w rozdziale: „Planowanie trasy”.
Trudniej jest uszczęśliwić trzydziestoosobową wycieczkę obcych sobie ludzi niż rodzinę, parę, która ma już wiedzę, na jakie kompromisy trzeba pójść, żeby wszyscy z wyjazdu byli zadowoleni.
Jeśli podróżujemy z całą wycieczką, musimy się liczyć z całą grupą. Z tym, że będzie tam wiele różnych osób, z różnymi potrzebami i oczekiwaniami co do wspólnego wyjazdu. Na jednych się czeka, za drugimi trzeba gonić. Atrakcje zwiedza się w określonych ramach czasowych. Brakuje tu wolności dopasowanej do indywidualnych zainteresowań i potrzeb.
Warto sobie wtedy zadać pytanie: czy lubisz, jak ktoś za ciebie planuje, czy wolisz, jak ktoś organizuje ci czas podczas wakacji? Czy masz większą satysfakcję, jeśli samodzielnie decydujesz o swoim życiu w podróży?
Agroturystyka i hotel
W następnych latach nasza ewolucja podróżnicza była oparta na metodach kombinowanych. Blisko, w Polsce, na weekendy wyjeżdżaliśmy autem, nocując w hotelach, hostelach i agroturystykach. Na dalsze wyjazdy lataliśmy samolotem i w ten sposób zwiedzaliśmy Europę. Na miejscu wynajmowaliśmy apartament, czasami hotel był wliczony w cenę wyjazdu, wypożyczaliśmy auto i na własną rękę, po swojemu planowaliśmy interesujące nas wycieczki. W swoim czasie popularne stały się w Polsce tzw. „groupony”, czyli oferty, dzięki którym można było znaleźć pokój w hotelu czy agroturystyce w określonych terminach o wiele taniej niż na innych stronach internetowych. Uznaliśmy, że jest to świetne rozwiązanie dla nas. Przez dobrych kilka lat jeździliśmy autem, zwiedziliśmy w ten sposób wiele pięknych zakątków przede wszystkim Polski, nocowaliśmy w malowniczych miejscach i ekskluzywnych hotelach, które w regularnej cenie byłyby poza naszym zasięgiem.
Ze względu na nasze preferencje dotyczące zmiany lokalizacji w trakcie wyjazdu, aby urlop wykorzystać maksymalnie, chcąc na własną rękę zarezerwować pokój na jedną noc, wielokrotnie otrzymywaliśmy odmowę lub wręcz wyższą stawkę. W szczycie sezonu, w popularnych regionach turystycznych znalezienie wolnego pokoju wymagało wiele czasu i nie zawsze się udawało.
Brak elastyczności w dopasowaniu terminu ofert grouponu, które zazwyczaj wykluczały długie weekendy i święta, kiedy można było przedłużyć wyjazd, by oszczędzić kilka dni urlopu, oraz ograniczenie kierunków, w które chcieliśmy pojechać, zmusiły nas do szukania innych wariantów.
Pomimo organizacji podróży samodzielnie, dalej byliśmy zależni od terminów, cen w danym regionie czy kraju i dyspozycyjności hoteli.
Historia z naszego życia
Tym razem zaplanowaliśmy urlop naszą osobówką w Polsce. Dwa tygodnie chcieliśmy spędzić, przede wszystkim chodząc po górach, zdobyć Śnieżkę, Rysy i zobaczyć po drodze inne mniejsze szczyty. Pierwszy tydzień spędziliśmy w Sudetach, a drugi w Tatrach. Zaczęliśmy urlop w długi czerwcowy weekend, by zaoszczędzić kilka dni z naszych urlopów, jednak ze względu na zdobywanie szczytów, a także na pogodę nie zarezerwowaliśmy noclegów, oprócz jednego w Schronisku Morskie Oko. W pierwszym tygodniu, gdy byliśmy w okolicach Wrocławia, pogoda się zmieniła. Okazało się, że w Sudetach w drugiej połowie pierwszego tygodnia naszego urlopu ma padać i mamy tylko jeden słoneczny dzień na zdobycie Śnieżki. Mimo późnego wieczoru, postanowiliśmy od razu pojechać w okolice Karpacza i podczas jazdy znaleźć nocleg. Daniel prowadził auto cały czas, a ja obdzwaniałam po kolei miejsca noclegowe w okolicy Śnieżki. Niestety wszystkie były zajęte, z uwagi na szczyt sezonu, dobrą pogodę i właśnie długi weekend.
Gdy minęliśmy Karpacz i już planowaliśmy spać w naszej osobówce, udało mi się zarezerwować pokój w hotelu, w zasięgu naszego budżetu, w mało znanej miejscowości, ale całkiem blisko upragnionego szczytu. Było już bardzo późno, my zmęczeni trasą z wielką ulgą od razu położyliśmy się do łóżka, kompletnie nie spodziewając się żadnej niespodzianki, i wtedy dostrzegliśmy zagrzybiony sufit, z którego sypała się na nas odpadająca farba. Od razu pobiegłam do łazienki, gdzie grzyb był tak mocno rozwinięty, że po prysznicu trzeba było wycierać się w pokoju, ponieważ nie można było położyć ręcznika, by nie dotknąć pleśni. Rano, gdy Daniel poszedł zapłacić za nocleg, zwrócił uwagę, że po hotelu chodzą podejrzani ludzie o wyjątkowo ciemnej karnacji, z ciekawości zapytał właścicielki, skąd pochodzą. Wówczas przyznała, że na górze znajduje się hotel, a na dole prowadzi drugą działalność, ośrodek dla uchodźców.
Tym sposobem doszliśmy do nowych wniosków. Po pierwsze, jeśli chce się wynająć pokój na jedną noc, jest trudniej i drożej. Po drugie, jeśli lubimy się stale przemieszczać i podróżować, zmieniając często plany, ta opcja kompletnie odpada. Wszędzie dobrze, ale we własnym domu i łóżku najlepiej. Tylko jak zabierać na wyjazdy własne łóżko? Wtedy pojawił się pomysł, by wypróbować coś innego.
Namiot
Opcja najbardziej survivalowa, to prawie jak spanie pod gołym niebem, gdyż od nieba dzieli nas jedynie kawałek materiału. Jednak niezwykle opłacalna finansowo, koszt namiotu to nieduża inwestycja na lata, pola namiotowe czy kempingi są o wiele tańsze. Zdecydowanie łatwiej o miejsce na polu biwakowym czy kempingu z namiotem niż o pokój, kiedy przyjeżdżamy znienacka. Nawet w „wysokim sezonie” udawało nam się znaleźć miejsce bez uprzedniej rezerwacji na jedną noc. Poza tym namiot gdzieś się zawsze wciśnie. Śpi się we własnym śpiworze, na własnej macie czy materacu. Rozbicie namiotu na dziko jest ryzykowne, ale można i tak.
Jest to rozwiązanie niemalże idealne, jednak tylko w wysokich górach, gdzie na długich górskich trasach nie ma możliwości, by dotrzeć od schroniska do schroniska. Jest niestety najbardziej niebezpieczne, a w przypadku zwykłych wakacji po prostu uciążliwe.
Namiot jest najłatwiejszym łupem dla złodzieja, ciężko cokolwiek zostawić w środku, by nie zostało ukradzione, dlatego rzeczy cenniejsze trzeba nosić ze sobą w plecaku lub zostawiać w aucie. Czyli trzeba je przynosić i odnosić, otwierać auto, zamykać i tak w kółko.
Namiot i my
Zniechęcały nas niedogodności związane z przekładaniem naszych rzeczy z auta do namiotu oraz bieganie przez cały kemping do toalety, pod prysznic, z naczyniami do mycia czy po prostu, by umyć ręce, co zabierało nam za dużo czasu. Pierwszy raz na cały urlop, i jak na razie ostatni, wybraliśmy się pod namiot do Chorwacji, gdzie chcąc nie chcąc, musieliśmy korzystać z kempingów, ze względu na obowiązujący w tym kraju zakaz biwakowania na dziko. Już pierwszej nocy przeżyliśmy burzę, w czasie której gwałtowny wiatr miotał drzewami nad naszymi głowami (często w krajach południowych parcele są odgrodzone od siebie drzewami, które podczas upału dają cień, jednak w czasie burz czy silnych wiatrów stanowią zagrożenie). A my spaliśmy na materacu, w śpiworach, pod nami były skały, które stanowiły dobry przewodnik dla prądu w przypadku trafienia piorunem. Myśleliśmy o tym, żeby noc spędzić w naszej osobówce, jednak było już tak późno, a my byliśmy tak zmęczeni trasą, że było nam wszystko jedno. By nie zmoknąć i nie przenosić rzeczy od nowa, zostaliśmy w namiocie. Wówczas pierwszy raz obserwowaliśmy kamperowców, z każdym dniem, z każdym nowym kempingiem i polem namiotowym, z coraz większą zazdrością. Wtedy zrozumieliśmy, że to jest sposób zwiedzania świata, który chcemy wypróbować, połączenie minimalizmu, wolności i kompaktowości. To właśnie dwanaście lat temu pod namiotem w Chorwacji podjęliśmy decyzję o zakupie kampera. Następną kwestią było bezpieczeństwo. Wypadków z udziałem namiotów znamy wiele. Są te spowodowane warunkami pogodowymi, gdy wiatr poderwał namiot do góry, a ludzie zginęli roztrzaskani o skały. Zdarzało się, że do namiotu dostał się niedźwiedź, który podjął trop za jedzeniem. Słyszeliśmy wiele historii od naszych znajomych i rodziny, o kradzieżach w namiotach, nawet na polach namiotowych, ze względu na brak właściwych zabezpieczeń. Na szczęście takie sytuacje nas nie spotkały. Widzieliśmy za to, na własne oczy, wiele niebezpiecznych wypadków, na przykład gdy pijana osoba wjechała na rowerze w namiot, w którym spały dzieci, lub jak ktoś, potykając się o śledzia czy grając w piłkę, wpadał w namiot, w którym ktoś inny spał.
Bus
Kiedy kilkanaście lat temu w Chorwacji pod namiotem zakiełkowała w nas myśl o własnym kamperze, pewnego razu pożyczyliśmy zwykły, niezagospodarowany bus i pojechaliśmy nim na długi majowy weekend w Bieszczady. Miał on jedynie pustą pakę transportową, tak małą, że po nadmuchaniu pożyczonego materaca z tyłu mieściły się jedynie nasze dwa górskie plecaki, śpiwory, kartusz gazowy, jeden garnek, bukłak z wodą i górskie buty. Sam wyjazd był najtańszy ze wszystkich naszych wyjazdów, a my, o dziwo, najbardziej usatysfakcjonowani. Ani razu nie zapłaciliśmy za nocleg, nocowaliśmy wyłącznie na dziko. Najwięcej kosztowało nas jedzenie, które i tak musielibyśmy kupić, nawet nie wyjeżdżając. Pożyczony bus nie rozwijał dużych prędkości, ale za to bardzo mało palił. Wydaliśmy grosze na bilety wstępu na szlaki i nasze prysznice. Mimo że pierwsza noc w maju pod Małą Rawką była bardzo zimna i w nocy odpalaliśmy kartusz, aby się ogrzać, a w następnych dniach powietrze zeszło z dmuchanego materaca, a nam nie zmieściła się pompka. Mimo że jednej nocy słychać było wilki, a innej, gdy robiliśmy kolację, lis nie opuszczał nas na krok, poczuliśmy całkowitą wolność. Byliśmy sami, przez prawie tydzień otoczeni górską naturą, nocowaliśmy całkowicie na dziko. Nie byliśmy uzależnieni od żadnych terminów i mogliśmy robić, co nam przyszło do głowy. Codziennie chodziliśmy po górach i spaliśmy przy wejściach na szlaki. Jednocześnie codziennie głowiliśmy się, gdzie się umyć, bo przecież bus nie miał łazienki ani toalety, to jednak myliśmy się co wieczór. Raz na stacji benzynowej, gdzie wyszłam ze swojej strefy komfortu oraz musiałam pozbyć się stereotypów w mojej głowie, że w takich miejscach można nabawić się jakichś chorób, bo myją się tam bezdomni i prostytutki. Mało tego, okazało się, że było czyściej niż w wielu hotelach, w których spaliśmy, a myli się tam jedynie kierowcy ciężarówek. Innym razem na polu namiotowym, gdzie nie nocowaliśmy, a zapytaliśmy jedynie o cenę usługi wzięcia prysznica, pozwolono nam go wziąć za darmo. Najdrożej kosztował nas prysznic w nieposprzątanym jeszcze pokoju w hotelu, po innych ludziach, ale udało się, codziennie byliśmy wykąpani. I już wtedy wiedzieliśmy, że chcemy jeździć na dziko, ale łazienkę z prysznicem mieć ze sobą, by nie tracić czasu na poszukiwania. Jednocześnie, aby nie marznąć, potrzebne nam będzie ogrzewanie, które przyda się także do podgrzania wody na prysznic i do mycia naczyń i trochę więcej miejsca, by wyjechać na dłużej. Po tym weekendzie w Bieszczadach rozpoczęliśmy poszukiwania naszego pierwszego kampera.
Wnioski nasuwają się same. Wszystkie odmiany podróżowania mają swoje plusy i minusy. Jednak im częściej się przemieszczamy, im więcej chcemy zwiedzić czy doświadczyć podczas jednego wyjazdu, tym każde z powyższych rozwiązań ma więcej minusów. Namiot czy przyczepa kempingowa to nieprzerwane rozstawianie, przekładanie rzeczy wte i wewte. Poza tym zostawienie na dziko samej przyczepy czy namiotu niesie zbyt duże ryzyko kradzieży. Z drugiej strony koszty pola namiotowego, czy kempingu bezlitośnie uszczuplają budżet. Samolot to koszty związane z poruszaniem się, by dotrzeć do miejsc, które nas interesują, wypożyczeniem auta, potem oddaniem go w konkretnym miejscu, dojazdem z lotniska, które rzadko znajduje się blisko atrakcji turystycznych czy noclegi i planowanie, co zrobić z bagażem. I tu też jest ciągłe rozpakowywanie się i pakowanie. Z jednej strony samolot jest najszybszym środkiem transportu, a z drugiej tracimy dużo czasu na miejscu. Same odprawy na lotnisku zajmują wiele godzin, które zwielokrotnione przez ilość podróży, odejmują nam mnóstwo dni naszego życia. Wyjazdy zorganizowane to oszczędność czasu, a także czasem i pieniędzy, jednak kosztem pójścia na wiele kompromisów. Dostosowywanie się do grupy, programu wycieczki, brak miejsca na indywidualność i wolność, i co najgorsze, brak kontaktu z ludźmi niepracującymi w turystyce, czyli brak możliwości poznania zwykłego codziennego życia rdzennych mieszkańców danego regionu czy kraju.
Plusy kampera
- 2 W 1 – auto i dom. Kamper łączy w sobie nasze mieszkanie w zminimalizowanej formie oraz własny środek transportu. To auto stworzone z myślą o turystyce, dostosowane pod względem budowy i wyposażenia do podróży, a nawet do mieszkania w nim na stałe, tzw. vanlife. Zapewnia miejsce do spania i przechowywania rzeczy bez potrzeby ich przepakowywania. Większość kamperów ma toaletę, prysznic z ciepłą wodą, lodówkę, kuchenkę do gotowania i ogrzewanie postojowe. Kamper to zarówno środek do przemieszczania się, jak i baza noclegowa, sanitarna i gastronomiczna, czyli wszystko w jednym. Mając własną toaletę, kuchnię, prąd, wodę, gaz, zapasy żywności, jesteśmy niezależni na tyle, na ile pozwala nam dany kraj i jego infrastruktura, ale bardziej niż w przypadku innych wariantów podróży.
- WOLNOŚĆ – podróż i przygoda zaczynają się od razu. Takiej wolności nie doświadczysz na innych wyjazdach. Nie myślisz o terminach, rezerwacjach, jeśli miejsce ci się podoba, zostajesz dłużej, jeśli nie, jedziesz dalej, bez żadnych konsekwencji. Robimy przerwy, kiedy chcemy, jemy, kiedy i gdzie chcemy, odwiedzamy, co chcemy i jesteśmy tam tyle, ile chcemy. Nie tyle, ile przewiduje program wycieczki, tylko nasz program. Jedyne co rozpakowujemy to zakupy, ewentualnie rowery, które można zabrać ze sobą, czy stolik i krzesełka. To, czego potrzebujemy, to co kilka dni zatankować wodę do mycia się i zmywania naczyń oraz pozbycia się nieczystości, jeśli biwakujemy na dziko. Gdy korzystamy z kempingów, właściwie nic nam nie trzeba, powinniśmy tylko zapłacić za miejsce postoju. Chociaż nadal na świecie jest wiele miejsc z dostępem do bezpłatnej wody, a nawet do prądu. Kampery mają zwykle duże baki na paliwo, więc tankujemy je raz na jakiś czas.
- KONTAKT Z NATURĄ – dzięki kamperowi możesz nocować na całkowitym odludziu, usłyszeć odgłosy przyrody lub znaleźć prawdziwą ciszę. Wdychać świeże powietrze i odetchnąć od zgiełku miast.
- WIDOK Z OKNA – żaden hotel nie zapewni co dzień nowego widoku z okna, a te w kamperze wybierasz sobie sam. Codziennie możesz mieć inny widok, a jeśli jakiś spodoba ci się wyjątkowo, możesz zostać w tym miejscu dłużej. Możesz parkować nad potokiem i słuchać jego szumu, w lesie, by mieć ciszę, lub nad jeziorem, by codziennie na nie patrzeć i się w nim kąpać.
- CZAS – w podróży kamperem dostosowujesz czas do swojego tempa, potrzeb i możliwości. Nie stoi nad tobą pilot wycieczki i nie pogania, by realizować następny punkt programu.
- LUDZIE – w czasie podróży poznaje się wielu ludzi – i tych w trasie, i tych, którzy mieszkają na stałe w danym rejonie. Uznajemy to za plus, bo my najczęściej poznajemy ciekawych podróżników, z którymi wymieniamy doświadczenia, ale też lokalsów, którzy często opowiadają nam o swoim regionie, kulturze czy zwyczajach, o tym, czego nie ma w przewodnikach. Takie spotkania pozwalają nam pełniej poznać i zrozumieć nowy kraj czy region. Poznawanie ludzi ma też swoje minusy, o czym piszemy niżej.
Minusy kampera
- ZAKUP – koszt zakupu czy wynajmu kampera nie należy do najtańszych, to droga inwestycja, nawet w przypadku używanych aut.
- BUDOWA – to zawsze dużo czasu, poświęconego na robotę i okres oczekiwania na urządzenia. Dodatkowo potrzebne są wiedza i umiejętności.
- CZAS – to zarówno plus, jak i minus. Zrobienie serwisu, znalezienie miejscówki na nocleg czasami trwa bardzo długo i wymaga cierpliwości.
- WYSOKIE KOSZTY – kamper, nawet używany, jest autem, które ze względu na bazę mieszkalną, nie jest tanie. Poza tym oprócz zagospodarowania przestrzeni mieszkalnej i wyposażenia go w niezbędne urządzenia, ponosisz koszty serwisu, mechanicznego zużycia, ubezpieczenia, które nie należą do najtańszych.
- PALIWO – ze względu na swoją wagę kampery dużo palą, a liczba osób do podziału kosztów jest mała, więc jest to duży wydatek, tym bardziej w czasach, w których ceny paliwa gwałtownie rosną.
- ZASIĘG – jeśli chcesz odwiedzać dalsze cele podróży, potrzebujesz wiele czasu na to, by tam dojechać i wrócić.
- RYZYKO KRADZIEŻY – w przypadku kampera, oprócz domu, wartościowych rzeczy, tracisz także środek komunikacji. Szczególnie dotkliwe może to być w trakcie wyjazdu, gdy dodatkowo stracisz zaplanowany urlop.
- GABARYTY – kampery są na ogół większe, wyższe i cięższe niż standardowe auta, a co za tym idzie, nie są przeznaczone do wszystkich dróg, a już tym bardziej do jeżdżenia po urokliwych wąskich uliczkach. Poruszając się kamperem, należy zwracać uwagę na wszelkie ograniczenia wagi pojazdu, a także niskie mosty i wiadukty. Nie wszędzie też można zaparkować, a nawet jeśli można, nie wszędzie się zmieścisz. Dodatkowo za kampery obowiązują wyższe opłaty drogowe za przejazd.
- WODA – to zmora każdego karawaningowca na dziko, zawsze jest jej za mało. W kamperze inaczej korzysta się z prysznica, o wannie można zapomnieć, inaczej zmywa się naczynia, a nawet inaczej robi się pranie. Te kwestie początkowo wydają się trudne, jednak w kolejnych rozdziałach pokażemy, jak znaleźć na to sposób.
- LUDZIE – w podróżach kamperem poznaje się więcej ludzi niż zazwyczaj, tym bardziej kiedy jesteś w dłuższej podróży. Minusem w przypadku nawiązania głębszych znajomości są ciągłe rozstania i pożegnania. Poznawanie ludzi, głównie w krajach azjatyckich, ma też swoje minusy, o czym przekonaliśmy się podczas naszej podróży kamperem do Indii. Już w Turcji ludzie są bardziej otwarci i ciekawi przybyszów. Jednak dalej – w Iranie, Pakistanie i Indiach – byliśmy prawdziwą sensacją. Nie było dnia, żebyśmy kilka, a nawet kilkanaście razy nie pokazywali swojego kampera w środku, nie byli proszeni o zdjęcie, nie odpowiadali na ciągle te same pytania, skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, gdzie byliśmy, gdzie będziemy, za co żyjemy, w co wierzymy, ile mamy lat. Czasami bywa to bardzo męczące, a nawet frustrujące, zajmuje bardzo dużo czasu i ciężko wytłumaczyć komuś, kto nie zna angielskiego, że jesteśmy głodni i właśnie chcemy zjeść, albo że dziś piszemy naszą książkę czy montujemy vloga na jutro i potrzebujemy dzień dla siebie. Mało tego, w krajach, gdzie populacja ludności ma najwyższe wskaźniki na świecie, nie bardzo jest się gdzie ukryć. W Azji nieraz zdarzało się, że budzono nas w nocy, bo ktoś chciał sobie zrobić z nami zdjęcie albo zobaczyć, jak śpimy. W tych krajach tubylcy ciekawi przybyszów z Europy znajdowali nas w najbardziej dzikich miejscach, na przykład w rezerwacie tygrysów w Indiach, gdzie bardziej spodziewaliśmy się spotkania z dzikim zwierzęciem niż ludźmi, którzy będą prosić nas o selfie i pokazanie kampera w środku.