Kapitał kobiet - ebook
Kapitał kobiet - ebook
Wszyscy wiemy, że kobiety zarabiają gorzej od mężczyzn, wolniej awansują i rzadziej zasiadają w zarządach. Czy jednak jesteśmy tym faktem wystarczająco oburzeni? Czy raczej przyjmujemy jako oczywistość skandal, że połowa ludzkości, która w dodatku w krajach rozwiniętych jest – średnio rzecz biorąc – lepiej wykształcona, dostaje mniejsze wynagrodzenie za tę samą pracę? Czy faktycznie mężczyźni – w szerszej perspektywie – na swoim uprzywilejowaniu korzystają?
Linda Scott ze swadą dowodzi, jak bardzo kobiety są niewykorzystanym zasobem i jak bardzo wszyscy na tym tracimy. Tak w sferze ekonomicznej, jak emocjonalnej. Badania dobitnie pokazują, że mężczyźni są szczęśliwsi, gdy nie są zmuszeni do odgrywania roli jedynego żywiciela rodziny. Gospodarcze równouprawnienie wpływa korzystnie na dobrostan obu płci, równowagę społeczeństw, dostatniość całych krajów. Linda Scott rysuje parę konkretnych pomysłów, jak je wprowadzić w życie. A przede wszystkim pokazuje, że patriarchat jest nie tylko problemem kobiet, lecz również mężczyzn. W jej ujęciu – bardziej dewastującym niż kapitalizm.
Kategoria: | Ekonomia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-957973-5-4 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PRZEDMOWA DO POLSKIEGO WYDANIA
DLACZEGO KOBIETY POTRZEBUJĄ WŁASNEGO KAPITAŁU?
KAPITAŁ KOBIET
1 | GOSPODARKA XX
2 | PRZEZ PRYZMAT STATYSTYKI
3 | WE WŁADZY POTRZEB
4 | NIEWYSTARCZAJĄCE WYMÓWKI, NIEWYBACZALNE TRAKTOWANIE
5 | Z MIŁOŚCI, NIE DLA PIENIĘDZY
6 | UCIECZKA Z KUCHNI
7 | KARA ZA MACIERZYŃSTWO
8 | FANATYCY PŁCI MÓZGU
9 | NIEPOWODZENIE RÓWNEJ PŁACY
10 | BOŻE NARODZENIE NA 80 PROCENT
11 | STRAŻNICY SKARBCA
12 | NA SWOIM
13 | JAK SIĘ WŁĄCZYĆ W GLOBALNY HANDEL
14 | DROGA DO ODKUPIENIA
EPILOG | KOLEJNE KROKI
PRZYPISY
WYBRANA BIBLIOGRAFIA
PODZIĘKOWANIA1 | GOSPODARKA XX
Samochód kluczył po nieoświetlonych uliczkach Akry, a mnie serce waliło jak młotem. Kierowca objaśniał sceny, które rozgrywały się za szybą. W jego głosie słychać było smutek i gniew.
W ciemnościach poruszały się setki bezdomnych nastolatek. Niektóre, na wpół obnażone, myły się w wiadrach, pozbawione jakiejkolwiek prywatnej przestrzeni. Część spała na kupie. „Uciekły ze swoich wsi – powiedział kierowca. – Rodzice chcieli je wydać za obcego, by jak zwierzęta harowały za dnia i jak zwierzęta oddawały się nocą. Zbiegły do miasta, bo myślały, że się wymkną”.
Niejedna z nich była w ciąży lub trzymała na rękach dziecko. Kierowca tłumaczył, że na wsiach gwałty to codzienność, ale w miastach wcale nie jest bezpieczniej. „Rośnie pokolenie, które od urodzenia wychowuje się na ulicy – tłumaczył zrezygnowanym głosem. – Nie wiedzą, czym jest rodzina czy wspólnota. Jak nauczą się odróżniać dobro od zła? Co się stanie z Ghaną, gdy te dzieci dorosną?”
Wiele dziewcząt pracowało na targach, nosząc ludziom zakupy w koszach dźwiganych na głowie, ale część stoczyła się w prostytucję, inne zaś schwytano w pułapkę z koszmarnej przeszłości: padły ofiarą handlu ludźmi, procederu nadal uprawianego w Afryce Zachodniej i zapewniającego wpływy organizacjom przestępczym z całego świata.
W hotelowym lobby poczułam się tak, jakbym wróciła z innego wymiaru. Od dawna pracowałam z ubogimi ze wszystkich zakątków Ziemi, ale nigdy nie oglądałam czegoś, co poruszyłoby mnie tak bardzo jak obrazy widziane tego pierwszego wieczoru w Ghanie.
Przyleciałam tu w ramach obiecującego projektu: mój zespół z Oxfordu chciał przetestować program wsparcia dziewczynek ze wsi, by mogły bez przeszkód kontynuować naukę. Pomysł był prosty: zapewnić im darmowe podpaski. Wiedzieliśmy już, że w ubogich krajach kształcenie dziewcząt w szkołach średnich daje gospodarce silny impuls do rozwoju. Wykształcone kobiety podnoszą jakość dostępnej puli zasobów ludzkich i znacznie ją poszerzają, a to stymuluje wzrost gospodarczy, przy czym kobiety z wykształceniem co najmniej średnim później rodzą pierwsze dziecko i mają mniej liczne potomstwo; w ten sposób spowalniają bardzo szybki przyrost naturalny. Ponadto wykształcone kobiety inaczej wychowują swoje dzieci: pilnują, by te ukończyły szkoły, dobrze się odżywiały i miały odpowiednią opiekę zdrowotną. Wykształcone matki przerywają rujnujący Afrykę cykl dziedziczenia biedy.
Tego wieczoru zobaczyłam na własne oczy, co się dzieje, gdy mechanizmy eliminujące dziewczęta z systemu kształcenia skłaniają je do ucieczki. Zdesperowane nastolatki wchodzą na równię pochyłą, obarczając nędzą i realnym ryzykiem wiele kolejnych pokoleń w całym regionie. Wiedziałam, że te niszczycielskie siły rozprzestrzeniają się po całym świecie, zarażając kolejne kraje przemocą i polityczną niestabilnością, bo handel ludźmi to jeden z najbardziej intratnych biznesów międzynarodowych grup przestępczych. Tamtej nocy zmieniło się moje myślenie o własnej pracy. Pojęłam, że nie ma czasu do stracenia.
Główna teza tej książki jest zgoła nieprawdopodobna: równouprawnienie ekonomiczne kobiet zbudowałoby podstawy powszechnego dobrobytu i wyeliminowało przynajmniej część negatywnych zjawisk, za które świat płaci horrendalną cenę. W kolejnych rozdziałach opowiem więcej historii podobnych do tej z mroków Akry. Będę czerpać z własnych obserwacji zgromadzonych w afrykańskich wsiach i azjatyckich slumsach, ale też w londyńskich korporacjach oraz na amerykańskich uniwersytetach. Udowodnię, że w każdym z tych miejsc powtarza się podobny scenariusz materialnego wykluczenia, który zawsze jest niekorzystny.
Bezprecedensowy przyrost ilości danych, które zaczęto gromadzić w 2005 roku, ujawnił nagą prawdę: charakterystyczny wzorzec gospodarczej dyskryminacji dotyka kobiety we wszystkich krajach, a mechanizmy utrwalające nierówności są wszędzie takie same. Na całym świecie dyskryminacja ze względu na płeć wykracza poza pracę i płacę, obejmując prawo do posiadania nieruchomości i kapitału oraz dostęp do rynków i kredytów. Przeszkody ekonomiczne i kulturowy gorset, w który wciskana jest połowa społeczeństwa – brak swobody przemieszczania się, ryzyko niechcianej ciąży, groźba gwałtu, ciężar macierzyństwa, wszechobecne zagrożenie przemocą – stwarzają szarą strefę obejmującą właśnie kobiety. Nazywam ją „gospodarką XX”.
Gdyby świat przestał rzucać kobietom kłody pod nogi, nastałaby epoka nieznanego dotąd pokoju i dobrobytu. W ciągu minionej dekady ukonstytuował się niewielki ruch stawiający sobie za cel właśnie usunięcie barier. Ten ruch gospodarczego równouprawnienia, choć wciąż nieliczny, ma już zasięg globalny, a rosnąca sieć jego sojuszników obejmuje najbardziej wpływowe podmioty: władze państwowe, instytucje międzynarodowe, wielkie fundacje, globalne organizacje dobroczynne, kościoły i korporacje działające na wszystkich kontynentach.
Należę do tego ruchu od jego zarania. Najpierw testowaliśmy pomysły na wsparcie kobiet dążących do finansowej autonomii. Początkowo pracowałam na wsiach, głównie w Afryce. Wypróbowywałam w praktyce własne i cudze koncepcje, w bezpośrednim kontakcie z kobietami z wielu krajów, znajdującymi się w bardzo różnym położeniu. Organizowałam doroczną konferencję specjalistów z dziedziny równouprawnienia ekonomicznego (Power Shift Forum for Women in the World Economy). W 2015 roku zmieniłam nieco profil zainteresowań. Wciąż prowadzę badania w odległych rejonach świata, lecz teraz dodatkowo biorę udział w rozmowach na najwyższym szczeblu, które dotyczą globalnych reform, więc pojawiam się również w stolicach.
I to, co widzę, napawa mnie przerażeniem. Ministrowie finansów zarządzający światową gospodarką sabotują działania rzeczniczek sprawy kobiecej, traktując je jak zwykłe przystawki. Wspólnota Gospodarcza Azji i Pacyfiku (APEC) oraz grupa G20 mogą sobie organizować „tydzień kobiet”, zainaugurować działanie jakiejś „grupy inicjatywnej”, a nawet umieścić jedno zdanie o kobietach w swoim komunikacie, lecz nie uwzględnią w swoich planach szczególnych potrzeb połowy obywateli. Nie dopuszczają myśli, że ekonomiczne wykluczenie kobiet szkodzi gospodarce, a ich uwzględnienie w wydatkach budżetowych spowodowałoby wzrost PKB, którego decydenci tak rozpaczliwie łakną. Marginalizują gospodarkę XX wyłącznie ze względu na własne uprzedzenia.
Dlatego Was potrzebujemy. Tą książką mam nadzieję pozyskać niejeden głos, niejedną parę rąk i niejeden umysł dla sprawy równouprawnienia ekonomicznego. Proponuję konkretne, realne, skuteczne działania. Proszę Was, byście przyłączyli się do tego ruchu niezależnie od swojej płci, orientacji czy pochodzenia; niezależnie od tego, czy pracujecie w biurze, w fabryce, na roli, w domu czy zdalnie. Za każdym razem, gdy piszę „powinniśmy…” albo „możemy wywnioskować…”, mam na myśli nas wszystkich.
Dlaczego dopiero teraz dowiadujemy się o tej szarej strefie? Istniały dwie przeszkody: brak danych i wąskie pojmowanie naszych systemów wymiany dóbr. Wskaźniki gospodarcze skupiały się na transakcjach finansowych, lecz większość kobiecego wkładu w gospodarkę – jak praca w domu czy w gospodarstwie rolnym – jest niewynagradzana. Co więcej, najmniejszą jednostką opisywaną za pomocą danych ekonomicznych jest gospodarstwo domowe, a zarobki kobiet zwykle przypisuje się do mężczyzny będącego głową rodziny. Już choćby z tych dwóch powodów nasze systemy statystyczne zwykle nie rejestrują aktywności gospodarczej kobiet.
Co gorsza, ani instytucje państwowe, ani ośrodki naukowe zasadniczo nie gromadzą i nie analizują danych w podziale na płeć. W latach siedemdziesiątych, w okresie rozkwitu ruchów kobiecych, studiowało niewiele kobiet, wskutek czego żadna z dyscyplin naukowych nie poświęcała im specjalnej uwagi. W ciągu minionego półwiecza, gdy liczba naukowczyń i ich renoma systematycznie rosły, kolejne dyscypliny – choćby historia, antropologia, psychologia, socjobiologia, archeologia, medycyna czy nauki biologiczne – doświadczały gruntownych przeobrażeń, za sprawą jednego prostego pytania: co z kobietami? Wciąż jednak istnieje kilka dyscyplin nietkniętych intelektualnym fermentem – i jedną z nich jest ekonomia.
Bardzo długo za sprawą braku danych w podziale na płeć systematyczne porównywanie dobrostanu kobiet „tu” z dobrostanem kobiet „tam”, a nawet „teraz” z „kiedyś”, było zwyczajnie niemożliwe. Jednak tym, co przede wszystkim powstrzymywało ekonomistów od podjęcia tej kwestii, była głęboka wzgarda żywiona przez nich do kobiet. Ci, którzy zarządzają mechanizmami krajowej gospodarki, doktoryzują się na wydziałach ekonomii, gdzie uczy się ich myśleć o gospodarce jako obojętnej maszynie działającej na poziomach tak wysokich, że nie dociera tam prozaiczność dyskryminacji ze względu na płeć. Właśnie na uniwersytetach ekonomiści uczą się deprecjonować i lekceważyć kobiety jako grupę społeczną.
Niechęć ekonomistów płci męskiej do kobiet była ostatnio przedmiotem obszernych artykułów opublikowanych w takich tytułach prasowych jak „The New York Times”, „Washington Post”, „Financial Times” czy „The Economist”. Uwagę dziennikarzy przykuło badanie odsłaniające z bulwersującą szczegółowością mizoginię nieformalnych rozmów ekonomistów. Przeanalizowano miliony postów z internetowych grup dyskusyjnych, na których studenci i wykładowcy ekonomii plotkują o współpracownikach. Celem badania było sprawdzenie, czy ekonomiści – kiedy się nie pilnują – inaczej mówią o kobietach, a inaczej o mężczyznach. Okazało się, że słowa i sformułowania używane najczęściej w kontekście współpracujących z nimi kobiet to: gorąca, lesbijka, seksizm, cycki, anal, wychodzi za mąż, feminazistka, szmata, seksowna, cipa, balony, w ciąży, ciąża, słodka, żenić się, wydymać kogoś na kasę, wspaniała, napalona, lecieć na kogoś, śliczna, sekretarka, rzucić, zakupy, randka, non profit, zamiary, atrakcyjna, byłem na randce, prostytutka. Słowa używane w kontekście współpracujących z nimi mężczyzn to matematyk, wycena, opiekun naukowy, podręcznik, zmotywowany, Wharton, cele, Nobel, filozof. Jedna z ekonomistek powiedziała dziennikarzom, że ta lista słów odzwierciedla sposób, w jaki starsi ekonomiści uczą młodszych deprecjonować kobiety1.
Ekonomia jest tą dziedziną wiedzy akademickiej, którą w największym stopniu – bardziej nawet niż nauki politechniczne – zdominowali mężczyźni, i to na całym świecie. Ze względu na przyrost liczby kobiet w środowisku akademickim, w krajach takich jak Stany Zjednoczone uzyskują one ponad połowę wszystkich tytułów doktorskich, podczas gdy w dziedzinie ekonomii – mniej niż jedną trzecią2. Ten odsetek nie zwiększył się od dziesięcioleci, bo ekonomistom taki rozkład w ogóle nie przeszkadza. Jak wyjaśniła ekonomistka Shelly Lundberg: „W większości dziedzin panuje powszechna zgoda, że różnorodność jest z definicji korzystna. Ekonomia głównego nurtu odrzuca tę tezę, co wynika z przywiązania do poglądu, iż brak różnorodności to efekt działania sprawnego rynku. Ekonomiści znacznie częściej uważają, że jeśli w tej dziedzinie nie ma zbyt wielu kobiet, to dlatego, iż nie są nią szczególnie zainteresowane lub też są niezbyt produktywne”3.
Jednak klimat panujący na wydziałach ekonomii podpowiada inne wyjaśnienie. 48 procent wykładowczyń ekonomii twierdzi, że są w pracy dyskryminowane ze względu na płeć. Powszechny problem stanowi nękanie. Wiele osób zwraca uwagę na prezentacje wyników badań ekonomicznych, których wymaga się od osób świeżo zatrudnionych, młodszych pracowników naukowych i doktorantów. Takie prezentacje zawsze stają się przedmiotem nieprzyjaznej, skrupulatnej analizy dokonywanej przez wykładowców płci męskiej, „którzy starają się przyszpilić prezentującego do tablicy”. 46 procent kobiet uczestniczących w konferencjach naukowych deklaruje, że nie odpowiada na pytania i nie prezentuje własnych koncepcji z obawy przed nieuzasadnionym atakiem. W 2018 roku Amerykańskie Towarzystwo Ekonomiczne przyznało, że mizoginia odczuwalna w tej dyscyplinie badań prowadzi do „zachowań nieakceptowalnych, które milcząco się toleruje”. Leah Boustan, ekonomistka z Princeton, wyjaśnia, że starsi wykładowcy uznają kobiety za klasę niższą, która zagraża statusowi mężczyzn, wkraczając w ich dyscyplinę. Dlatego zastraszają kobiety w nadziei, że te odejdą, nie naruszając ich prestiżu4.
Ekonomia jako dziedzina wiedzy ma potężne oddziaływanie na społeczeństwo, bo na podstawie wyników jej badań władze państwowe prowadzą politykę gospodarczą. „Jeśli systemowy brak obiektywizmu zniekształca perspektywę badawczą – czytamy w „The Economist” – wywiera to konkretny wpływ na autorów polityki gospodarczej i inne osoby, które sięgają po prace ekonomistów w poszukiwaniu rzetelnych analiz, propozycji czy w ogóle wiedzy”5. Uprzedzenia akademików względem kobiet przekładają się na negatywny stosunek do ekonomii widzianej z ich perspektywy, co utrudnia gospodarce XX przebicie się w globalnym programie gospodarczym.
Poważną barierą jest sama filozofia, na której opiera się to nieprzejednane stanowisko. Pierwsze jej przykazanie głosi, że gospodarka jest sumą indywidualnych posunięć racjonalnych i dobrze poinformowanych osób, które – działając niezależnie – swobodnie podejmują decyzje zgodne ze swoim interesem. Utrzymuje się, że taka gospodarka, pozostawiona sama sobie i wiedziona słynną „niewidzialną ręką” Adama Smitha, przynosi zagregowany efekt optymalny dla wszystkich, choćby wydawał się skrajnie niesprawiedliwy. I jeśli ktoś nie korzysta na funkcjonowaniu tego sprawnego mechanizmu, to albo ma wrodzone ułomności, albo z własnego wyboru znalazł się w tak niekorzystnej sytuacji.
Gospodarka XX działa w warunkach tak sprzecznych z tym założeniem, że stawiają one pod znakiem zapytania całą powyższą filozofię. Jak przekonamy się podczas dalszej lektury, kobiety jako klasa społeczna mają poważnie ograniczony wybór i celowo utrudniany dostęp do ważnych informacji, a przy tym są karane za chęć działania we własnym interesie. Co więcej, gdy przychodzi do wyborów ekonomicznych, rzadko mogą działać niezależnie – przeciwnie, często zmuszone są podejmować decyzje nieracjonalne (pod tym określeniem rozumiem decyzje sprzeczne z ich interesem). Zmorą kobiet jest nie tylko dyskryminacja, ale często całkowite wykluczenie ekonomiczne, wypaczona nauka zaś nie dostarcza nawet narzędzi opisu tego zjawiska. Jedyne proponowane przez nią dziś wyjaśnienia brzmią następująco: (a) kobiety są biologicznie gorsze z perspektywy udziału w gospodarce lub (b) kobiety same podjęły taką decyzję, by postawić się w gorszym położeniu we wszystkich krajach i we wszystkich dziedzinach gospodarki, co jest tezą równie nieprzekonującą, jak seksistowską. Zatem filozofia gospodarcza rządząca globalnym rynkiem od początku pomija połowę ludności świata. Jak ostrzega ekonomistka pisząca dla „Financial Timesa”: „Zmaskulinizowana ekonomia i zmaskulinizowana polityka gospodarcza są równie złe jak prowadzenie badań medycznych głównie na mężczyznach. Wyniki szkodzą przynajmniej połowie populacji”6.
Wskutek uporu akademików analizę danych pozwalających opisać gospodarkę XX prowadzą nie uniwersytety, lecz grupy kobiet, które działają w ramach instytucji międzynarodowych. Na początku wieku duże organizacje, takie jak Program Narodów Zjednoczonych do spraw Rozwoju (UNDP) czy Światowe Forum Ekonomiczne, zaczęły porównywać wskaźniki sytuacji kobiet (zdrowie, prawa, wykształcenie, zatrudnienie, reprezentacja na stanowiskach kierowniczych) z danymi na temat sytuacji gospodarczej danego kraju7. Wobec głównych punktów naukowego konsensusu dotyczącego gospodarki pewnym zdumieniem napełniło badaczy odkrycie uderzającej korelacji pomiędzy wskaźnikami równości płci a kondycją gospodarki (ilustracja 1). Tam, gdzie rzeczone wskaźniki były wysokie, równie wysoki był przychód krajowy i standard życia, tam zaś, gdzie panowała nierówność, kraje tkwiły w potrzasku biedy i konfliktów.
Z początku mówiono: „No tak, w krajach ubogich ludzie martwią się, jak przeżyć dzień, więc mężczyźni z konieczności przejmują władzę. W krajach zamożnych żyje się bardziej komfortowo, więc obywateli stać na to, by pozostawić kobietom więcej swobody”8. Nigdy jednak nie przedstawiono żadnych dowodów na poparcie tezy, że męska dominacja jest warunkiem koniecznym do przeżycia. Przeciwnie, mamy mocne przesłanki, iż nadmierna dominacja mężczyzn jest czynnikiem destabilizującym, który ogranicza szanse przeżycia, zwłaszcza z uwagi na częstość występowania konfliktów. Teza, że równość płci jest luksusem, a społeczeństwo lepiej wychodzi na męskiej dominacji, bardzo długo odpowiadała powszechnym wyobrażeniom, więc nikt jej nie kwestionował.
Jednak w 2006 roku Światowe Forum Ekonomiczne zaczęło publikować doroczny raport o nierówności szans gospodarczych kobiet (Global Gender Gap Report), który wprowadził do ekonomii perspektywę płci, stawiając tezę, że włączenie kobiet w życie gospodarcze na równych prawach stymuluje wzrost, za to ich marginalizacja skazuje kraje na stagnację. Dlatego rozwiązaniem dla krajów ubogich jest naśladowanie bogatych poprzez zniesienie dyskryminacji. Narzucający się wniosek: to nie bogate kraje stać na wyzwolenie kobiet – to wyzwolenie kobiet czyni kraje bogatymi.
Jeszcze więcej danych zgromadziły i przeanalizowały Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy, UNICEF i kilka globalnych think tanków9. W 2018 zebrano wszystkie te materiały, by pokazać, że równe szanse korzystnie wpływają na bogactwo i ogólny dobrobyt obywateli danego kraju, natomiast gospodarczy monopol mężczyzn wywiera wpływ negatywny. W tym samym okresie autorzy praktycznych badań na mniejszą skalę – takich jak nasze w Ghanie – analizowali mechanizmy dyskryminacji i wypróbowywali narzędzia pozwalające przesunąć granice udziału kobiet w gospodarce. Wskutek tego wszystkiego nasze rozumienie roli kobiet w gospodarce radykalnie się zmieniło.
Gospodarkę XX można rozumieć analogicznie do czarnego rynku, szarej strefy, zjawiska prekariatu czy gospodarki informacyjnej. To wszystko wyodrębnione części gospodarki światowej, choć żadna z nich nie stanowi zamkniętej całości. Każda wywiera (i z dobrym czy złym skutkiem będzie wywierać) wpływ na system globalny. Gospodarka XX to gospodarka tworzona przez kobiety. Cechują ją specyficzne metody działania, produkty i usługi. Dla wielu osób jest równie niewidzialna jak czarny rynek, ale będzie w równej mierze kształtować przyszłość, jak kształtowała przeszłość. Ruch ekonomicznego wyzwolenia kobiet stawia sobie za cel uczynienie tej przyszłości lepszą – nie gorszą.
Ilustracja 1. Każda kropka na tych dwóch wykresach pokazuje wartość wskaźnika szans gospodarczych kobiet w danym kraju w relacji do konkurencyjności jego gospodarki (wyżej) lub PKB per capita (niżej). Na każdym z wykresów zaprezentowano około stu krajów; uwzględniono wszystkie, dla których były dostępne dane. Na górnym wykresie skupienie kropek wokół wyobrażonej krzywej rosnącej sygnalizuje, że im większe są szanse ekonomiczne kobiet, tym większa konkurencyjność gospodarki krajowej, będąca miarą potencjału wzrostowego danego państwa. Na dolnym wykresie zauważamy podobną korelację szans gospodarczych kobiet i PKB per capita. Łącznie te dwa wykresy – obrazujące stan przed wzrostem PKB i po nim – pozwalają wnioskować, że gospodarcza równość kobiet wpływa korzystnie na dobrobyt kraju. Wniosek ten znajduje oparcie również w innych danych.
Źródła: PKB mierzony parytetem siły nabywczej na podstawie baz danych World Bank Open Data; wskaźnik szans gospodarczych kobiet na podstawie Women’s Economic Opportunity Index, opracowanego przez The Economist Intelligence Unit; wskaźnik konkurencyjności gospodarek krajowych na podstawie National Competitiveness Index Światowego Forum Ekonomicznego.
U zarania ruchu lobbowałyśmy na rzecz gospodarki XX, posługując się argumentem wzrostu gospodarczego, który przemawiał do większości adresatów naszego przekazu, czyli głównie ekonomistów i ministrów finansów, zainteresowanych wzrostem gospodarczym, a obojętnych na kwestie sprawiedliwości społecznej. Z czasem zaczęłyśmy sięgać po wskaźnik PKB jako syntetyczną miarę kierunku i skali wszystkich makroekonomicznych skutków włączenia (lub wykluczenia) kobiet. I właśnie w ten sposób będę się nim posługiwać. Nie chcę przez to powiedzieć, że należy działać na rzecz równych szans wyłącznie z uwagi na wzrost gospodarczy. Bezmyślne dążenie do wzrostu jest typową cechą gospodarek patriarchalnych; to nie wzrost powinien być naszym głównym celem.
Liczby świadczą o tym, że gospodarka XX jest ogromna i tylko rozmyślna ślepota ekonomistów powstrzymuje ich przed dostrzeżeniem tego. Dość powiedzieć, że gdyby gospodarka XX funkcjonująca w Stanach Zjednoczonych była oddzielnym państwem, jej wielkość pozwoliłaby włączyć ją do grupy G7. Kobiety już w tym momencie wytwarzają około 40 procent globalnego PKB, a wkrótce będą wytwarzać połowę. Już teraz odpowiadają za połowę światowej produkcji rolnej. Lecz chociaż stanowią połowę gatunku ludzkiego, generują prawie połowę globalnego PKB i produkują połowę żywności, to przez ekonomistów i autorów polityki gospodarczej wciąż traktowane są jak marginalni gracze10.
Gospodarka XX jest również najbardziej niezawodnym motorem wzrostu gospodarczego. Gdy w latach siedemdziesiątych zeszłego wieku na północnoamerykański i zachodnioeuropejski rynek pracy weszła znaczna liczba kobiet, wywołało to koniunkturę, która zapewniła tamtejszym krajom współczesny dobrobyt. Wzrostowy potencjał pracy zawodowej kobiet udowodniono na podstawie danych pochodzących ze 163 krajów11. Na całym świecie mężczyźni stanowią fundament gospodarki, bo większość z nich pracuje, właściwie bez przerwy. O ile więc nie nastąpi skokowe zwiększenie produktywności, nie można liczyć na wzrost koniunktury wypracowany przez mężczyzn – ich wydajność bowiem osiągnęła już maksimum. Tymczasem kobiety są zasobem niewykorzystanym lub wykorzystanym niewystarczająco, dlatego ich aktywizacja zawodowa wywołuje wzrost gospodarczy. Dane przemawiają za tym, że wejście kobiet na rynek pracy nie wypycha z niego mężczyzn, czego wiele osób się obawia. Przekonanie, że włączenie kobiet w życie gospodarcze jest grą o sumie zerowej, a jedna płeć może coś zyskać jedynie kosztem drugiej, okazało się fałszywe.
Gdy dzięki wyzwoleniu ekonomicznemu kobiet sytuacja gospodarcza kraju się poprawia, wszystkim obywatelom żyje się lepiej. I odwrotnie: na wykluczeniu kobiet cierpią wszyscy. W najbiedniejszych i najbardziej niestabilnych krajach wskaźniki gospodarczych szans kobiet są najniższe, a ich wykluczenie ma tragiczne skutki – biedę, przemoc i głód, zaniedbanie dzieci, marnotrawstwo zasobów, pogłębienie konfliktów i niewolnictwo. Destrukcyjny wpływ skrajnej w tych krajach dominacji mężczyzn odczuwa cały świat.
Wzmacnianie kobiet okazało się skuteczną strategią walki z nędzą, głodem i chorobami. „Kolejne badania nie pozostawiają wątpliwości, że nie ma skuteczniejszych narzędzi rozwoju niż równouprawnienie kobiet” – napisał w 2007 roku Kofi Annan, były sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych, we wstępie do raportu UNICEF-u o sytuacji dzieci na świecie The State of the World’s Children. „Żadna inna strategia nie zwiększa w takim stopniu produktywności gospodarczej i nie zmniejsza śmiertelności matek i dzieci. Żadna inna strategia nie daje podobnych szans na poprawę wyżywienia i stanu zdrowia obywateli, w tym zapobieganie AIDS. Żadna inna strategia nie przynosi tak radykalnej poprawy wykształcenia kolejnych pokoleń”12. A jednak, choć wiemy to wszystko, jedynie drobna część pomocy międzynarodowej trafia do kobiet.
Na całym świecie koszty utraconych możliwości związane z wykluczaniem kobiet z życia gospodarczego są bardzo wysokie. Przykładowo, zbyt niska w bogatych krajach dostępność przedszkoli i żłobków zmusza miliony kobiet, które chciałyby pracować w pełnym wymiarze, do przejścia na część etatu lub całkowitej rezygnacji z pracy, co równa się wielomiliardowym stratom w PKB. „Kara za macierzyństwo” to główna przyczyna luki płacowej, której ofiarą padają kobiety. Bank Światowy szacuje, że wskutek nierówności płac światowa gospodarka traci każdego roku 160 bilionów dolarów13, a równocześnie uczestniczki gospodarki XX są karane za realizację jednego z ich najważniejszych gospodarczo zadań: kreowania kapitału ludzkiego.
Zdrowi, wykształceni obywatele to najcenniejszy zasób, jakim dysponuje współczesna gospodarka. Jednak na Zachodzie zaczęto postrzegać dzieci jako prywatny luksus, a nie publiczny kapitał. Rodzice wkładają w swoje dzieci wiele pieniędzy i wysiłku do momentu, w którym te będą zdolne samodzielnie się utrzymać. Gdy potomstwo dorasta, raczej nie oczekuje się od niego, że będzie utrzymywać rodziców. Wychowywanie dzieci zaczyna zatem przypominać nie inwestycję, lecz konsumpcję. Może dlatego ludzie w krajach zamożnych przestali dostrzegać, jak istotne jest kolejne pokolenie dla tego, które kroczy przed nim. Wszyscy jesteśmy zależni od dzieci innych ludzi, które będą gasić pożary, ścigać przestępców, budować domy, leczyć nas, uczyć nasze wnuki, prowadzić biblioteki i grać na koncertach. To one uczynią nasze życie bezpieczniejszym i szczęśliwszym.
Gospodarka XX kładzie podwaliny pod lepszą przyszłość, sprzyjając rozsądnym wydatkom na dzieci i współobywateli. Choć powszechnie uważa się, że kobiety nierozsądnie wydają pieniądze, trwoniąc je na ubrania i kosmetyki, mężczyźni zaś gospodarują racjonalnie i odpowiedzialnie, jednak twarde dane każą sądzić, że to przekonanie jest zwykłym seksizmem. Mężczyźni jako grupa często decydują się wydawać pieniądze na własne przyjemności i nie dzielą się nimi z rodziną, przedkładając wydatki na papierosy, alkohol, hazard, prostytucję czy broń ponad wykształcenie własnych dzieci. Kobiety jako grupa w pierwszej kolejności wydają na potrzeby swoich rodzin, zwłaszcza dzieci, oraz potrzeby swojej społeczności. Zgodnie z raportem Instytutu Rynków Globalnych banku Goldman Sachs kraje BRIC (Brazylia, Rosja, Indie i Chiny) oraz kraje „kolejnej jedenastki” (Bangladesz, Egipt, Indonezja, Iran, Meksyk, Nigeria, Pakistan, Filipiny, Turcja, Korea Południowa i Wietnam) muszą dążyć do równouprawnienia, by wytworzyć klasę średnią, będącą warunkiem stabilności każdej gospodarki rynkowej. Analitycy Goldman Sachs tłumaczą ten mechanizm następująco: tym, co buduje klasę średnią, są nakłady na poprawę dobrostanu domowników – ich wyżywienie, wykształcenie, opiekę zdrowotną, ubranie, przedszkola i wyposażenie domu – czyli właśnie wydatki kobiet14. Badania dowiodły wielokrotnie, że nawet w najbiedniejszych krajach włączenie kobiet w życie gospodarcze powoduje wzrost wydatków na edukację, wyżywienie i opiekę zdrowotną, co wpływa pozytywnie na wszystkich obywateli.
Choć bez kobiet nie byłby możliwy materialny dobrostan, gospodarka XX jest nieustannie deprecjonowana. Wynika to z panującego na całym świecie przekonania, że kobiety zasługują na mniej. Ten wniosek można wyciągnąć choćby z danych na temat równości płac gromadzonych co roku przez Światowe Forum Ekonomiczne15. W przeprowadzonym przez tę organizację badaniu opinii zapytano menadżerów ze 132 krajów: „W jakim stopniu w Pana/Pani kraju wynagrodzenia kobiet i mężczyzn za tę samą pracę zostały zrównane?”. Odpowiedzi ankietowanych nie wskazują na wysokość faktycznego wynagrodzenia, lecz pozwalają oszacować obowiązującą w tym kraju normę: ile zwykle i – w domyśle – uczciwie płaci się kobietom. Jak widać na ilustracji 2, nie ma takiego kraju na ziemi, w którym zwyczajowo wynagradzałoby się pracowników obu płci tak samo. Średnio na całym świecie praca kobiet – niezależnie od tego, na czym polega – warta jest 65 procent pracy mężczyzn. Te uprzedzenia przyczyniają się do niższej pozycji kobiet w każdej dziedzinie gospodarki.
W każdym rodzaju pracy, w każdym sektorze, w każdym zawodzie kobiety wynagradzane są niżej niż mężczyźni. Każde badanie płac, wykonane dowolną metodą, prowadzi do tego samego wniosku. Tylko poprzez nieuczciwą manipulację danymi można uzyskać inne wyniki. Niestety, mnóstwo apologetów męskiej dominacji gotowych jest zakłamywać obraz tylko po to, by puścić w świat hasło, że „luka płacowa to wymysł”. Te trolle manipulują danymi na temat wynagrodzeń tak, by wyodrębnić zmienne wyraźnie odnoszące się do jednej płci, zwłaszcza wpływ obowiązków domowych i opieki nad dziećmi na kariery kobiet, a potem obwieszczają triumfalnie, że nie ma czegoś takiego jak dyskryminacja ze względu na płeć.
Istotą problemów gospodarki XX jest ciężar służebności; tak zwane obowiązki domowe dyskryminują kobiety w miejscu pracy i zwiększają ich własne ryzyko ekonomiczne. We wszystkich krajach kobiety przepracowują godzinowo tyle samo albo i więcej niż mężczyźni, lecz ponieważ obciąża je nieopłacana praca w domu, mniejszą liczbę godzin poświęcają na płatną pracę i wypoczynek. Mężczyźni mogą pracować dłużej za pieniądze i czerpią z tego wymierne korzyści, bo kobiety służą im w domu.
Ilustracja 2. Wskaźnik równości płacy za tę samą pracę to wyrażona w procentach część płacy mężczyzny, jaką otrzymuje kobieta za wykonanie tej samej lub podobnej pracy. Czarną kreską zaznaczono poziom, na którym wynagrodzenie kobiety byłoby równe wynagrodzeniu mężczyzny. Wyraźnie widać, że w żadnym z badanych krajów zwyczajowo nie wynagradza się kobiet tak samo jak mężczyzn. Kraje podano w kolejności alfabetycznej, poczynając od Albanii, a kończąc na Wenezueli.
Źródło: World Economic Forum, The Global Gender Gap Report 2018.
Porównanie różnych krajów pokazuje, jak wygląda ten wybór „coś za coś” z perspektywy kobiet i władz. Jak pokazano na ilustracji 3, udział kobiet w sile roboczej danego kraju koreluje z wyższym PKB per capita w takich bogatych krajach jak Szwecja, Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania – czyli wszędzie tam, gdzie liczba kobiet na rynku pracy jest niemal równa liczbie mężczyzn, lecz przepracowywana przez nie liczba opłacanych godzin jest niższa. Jednak we wszystkich krajach ujętych w tabeli kobiety wykonują więcej prac domowych niż mężczyźni – od 30 procent więcej w Szwecji do prawie dwóch razy więcej w Wielkiej Brytanii. Zatem kobiety i mężczyźni przepracowują łącznie równą lub podobną liczbę godzin, ale mężczyźni za większość swojej pracy są wynagradzani, tymczasem kobiety wykonują więcej pracy bezpłatnie. W Meksyku, Turcji i Indiach, gdzie udział kobiet w rynku pracy jest niższy, niższy jest również PKB. Kobiety w domach to wysoki koszt utraconych możliwości w krajach, w których kobiety wykonują w domu trzy do siedmiu razy więcej pracy niż mężczyźni. W Turcji i Indiach ciężar obowiązków domowych rozłożony jest tak nierówno, że kobiety codziennie pracują w domu godzinę do dwóch więcej niż mężczyźni – myją podłogi, kiedy ich mężowie oglądają telewizję.
Możliwości zarobkowania kobiet są zatem odwrotnie proporcjonalne do ich sytuacji domowej: im więcej wykonują obowiązków domowych, tym gorsza jest ich pozycja na rynku pracy. Do tego w przypadku kobiet podporządkowanie w rodzinie pociąga za sobą nieproporcjonalnie wysokie straty i zagrożenia. Od kobiet oczekuje się zwykle, że poświęcą własne ambicje w imię ambicji mężów. Kiedy pojawiają się dzieci, właściwie zawsze to kobieta rezygnuje z pracy lub podejmuje ją w niepełnym wymiarze godzin. On robi karierę, tymczasem jej kariera spowalnia lub staje w miejscu. Kobiety odrzucają możliwości awansu, bo ich mężowie nie zgadzają się na przeprowadzkę, choć jednocześnie od kobiet oczekuje się zwykle, że przeprowadzą się za swoimi mężami. „Obowiązki” domowe kobiet stopniowo obniżają ich płace i wydłużają ścieżkę awansu, ale nie dość na tym: jeśli para się rozwiedzie lub mąż umrze, poziom życia kobiety i jej dzieci się obniży, często drastycznie. Ponieważ straty finansowe akumulują się przez całe życie, emerytura kobiety będzie znacznie niższa niż mężczyzny, co zwiększa ryzyko, że to kobieta na starość popadnie w nędzę, obciążając rodzinę i państwo16.
Praca kobiet w domu jest niezbędna do funkcjonowania gospodarki, jednak obyczaj mierzenia aktywności gospodarczej wyłącznie w kategoriach finansowych sprawia, że obowiązkom domowym nie przypisuje się żadnej wartości. Niestety, to przeoczenie skłoniło z czasem część ekonomistów do traktowania tej pracy, jakby była owej wartości całkowicie pozbawiona. Dlatego ekonomistki i ekonomiści z zacięciem feministycznym oraz aktywistki i aktywiści ruchu gospodarczego równouprawnienia kobiet naciskają na władze państwowe i doradzające im organizacje, by obliczyły wartość tej nieopłacanej pracy i uwzględniały ją w swoich modelach.
OPŁACANA I NIEOPŁACANA PRACA W PODZIALE NA PŁEĆ
----------------------- ------------------------------------------------------------------------- ---------------------------------- ------------------------------------------------------------------------------------------------------ ---------------------------------------------------------------------------------------------------- ---------------------------------------------------------------------------------------------------
Udział w rynku pracy (stosunek liczby kobiet do liczby mężczyzn) PKB per capita (w tysiącach USD) Czas poświęcany tygodniowo na pracę bezpłatną (stosunek czasu kobiet do czasu mężczyzn) Całkowity czas przepracowywany w tygodniu (stosunek czasu kobiet do czasu mężczyzn) Pozycja w rankingu szans i udziału kobiet w rynku pracy WEF 2017 (łącznie 144 pozycje)
SZWECJA 0,95 51,5 1,3 1,00 12
STANY ZJEDNOCZONE 0,86 59,5 1,6 1,01 19
WIELKA BRYTANIA 0,87 44,1 1,8 1,04 53
MEKSYK 0,59 19,9 2,8 1,02 124
TURCJA 0,44 26,9 3,6 1,15 128
INDIE 0,35 7,2 6,8 1,21 139
----------------------- ------------------------------------------------------------------------- ---------------------------------- ------------------------------------------------------------------------------------------------------ ---------------------------------------------------------------------------------------------------- ---------------------------------------------------------------------------------------------------
Ilustracja 3. Stosunek liczby pracujących kobiet do liczby pracujących mężczyzn różni się w poszczególnych krajach i widać wyraźną tendencję, że jest wyższy tam, gdzie większy jest PKB per capita. Tak oto wygląda korelacja aktywności zawodowej kobiet i bogactwa. Trzecia kolumna pokazuje stosunek czasu poświęcanego tygodniowo na bezpłatną pracę przez kobiety do czasu przepracowywanego bezpłatnie przez mężczyzn. W czwartej kolumnie pokazano stosunek całkowitego czasu przepracowywanego w tygodniu przez kobiety do czasu przepracowywanego przez mężczyzn. Piąta kolumna to miejsce zajmowane przez dany kraj w opracowanym przez Światowe Forum Ekonomiczne rankingu szans kobiet i ich udziału w życiu gospodarczym. Im więcej obowiązków domowych spoczywa na kobietach, tym bardziej topnieją ich szanse na rynku pracy.
Źródła: World Economic Forum, The Global Gender Gap Report 2017 (pierwsza i piąta kolumna); CIA, World Factbook 2017 (druga kolumna); dane statystyczne Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju na temat czasu pracy, dostęp 2 listopada 2018.
Gospodarka XX nigdy nie miała sprawiedliwego udziału w majątku, który współtworzy, głównie dlatego, że kobiety nie są na równi z mężczyznami właścicielkami rodzinnych dóbr. Na całym świecie niespełna 20 procent posiadaczy ziemi to kobiety. Ziemia bardzo długo stanowiła główny rezerwuar bogactwa, a kobietom rzadko pozwalano na jej posiadanie, dlatego dziś wszędzie na świecie kobiety jako grupa społeczna mają znacznie mniej kapitału niż mężczyźni. Dzieje się tak nawet mimo ogólnego wzrostu zamożności, który pozwala niektórym kobietom się wzbogacić17.
.
.
.
...(fragment)...
Całość dostępna w wersji pełnej.