- W empik go
Kaprysy Marianny - ebook
Kaprysy Marianny - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 176 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena I
Ulica przed domem Klaudia.
Marianna wychodzi z domu z książką do nabożeństwa w ręku, Cziuta zbliża się do niej.
CZIUTA.
Piękna pani, czy mogę rzec słówko?
MARIANNA.
Czego sobie życzysz?
CZIUTA.
Młodzieniec pewien tutejszy śmiertelnie jest w tobie zakochany; od miesiąca próżno szuka sposobności, aby ci to okazać. Nazywa się Celio: szlachetnie urodzony i przystojny młodzian.
MARIANNA.
Dosyć. Powiedz temu, kto cię przysłał, że traci czas i trudzi się na próżno. Jeśli się ośmieli drugi raz wybrać z czymś podobnym, poskarżę się mężowi.
(Wychodzi ).
CELIO wchodzi
I cóż, Cziuto, co mówi?
CZIUTA.
Cnotliwsza i dumniejsza niż kiedykolwiek.
Powie mężowi, rzekła, jeśli ją będziesz niepokoił.
CELIO
Och, ja nieszczęśliwy, trzeba mi tedy umrzeć. Ha! najokrutniejsza z kobiet! I cóż mi radzisz, Cziuto? czy jest jeszcze jaki sposób?
CZIUTA.
Przede wszystkim radzę ci oddalić się: oto mąż.
Wychodzą. – Wchodzi Klaudio i Tibia
KLAUDIO.
Czy jesteś moim wiernym sługą, oddanym lokajem? Dowiedz się, że mam pomścić zniewagę.
TIBIA.
Pan?
KLAUDIO.
Tak, ja. Te bezczelne gitary nie przestają brząkać pod oknami żony. Ale cierpliwości! jeszcze nie koniec, –
Podejdź no bliżej; widzę jakichś ludzi, mogliby usłyszeć.
Sprowadzisz dziś wieczór zbira, o którym ci mówiłem.
TIBIA.
Po co?
KLAUDIO.
Podejrzewam, że Marianna ma gachów.
TIBIA.
Sądzi pan?
KLAUDIO.
Tak; pachnie mi tu koło domu gachem; nikt nie mija po prostu i zwyczajnie moich drzwi; istny deszcz gitar i rajfurek,
TIBIA.
Czy może pan zabronić, aby żonie wyprawiano serenady?
KLAUDIO.
Nie; ale mogę postawić człowieka za węgłem i sprzątnąć pierwszego, który wejdzie do domu.
TIBIA.
Fe! żona pańska nie ma gachów. To tak, jakby pan powiedział, że ja mam kochanki.
KLAUDIO.
Czemużby nie, Tibia! jesteś szpetny, ale obrotnego dowcipu.
TIBIA.
Przyznaję, przyznaję.
KLAUDIO.
Widzisz, Tibia, sam przyznajesz; nie ma co wątpić, hańba moja jest publiczna.
TIBIA. Czemu publiczna?
KLAUDIO.
Powiadam, publiczna.
TIBIA.
Ależ, panie, żona pańska uchodzi w całym mieście za wzór cnoty; nie przyjmuje nikogo, wychodzi jedynie do kościoła.
KLAUDIO.
Zostaw to mnie. – Wściekłość mnie dławi: po tylu podarkach, jakimi ją obsypałem!… Tak, Tibia, gotuję w tej chwili straszliwą pułapkę; czuję, że jeszcze trochę, a umrę z bólu.
TIBIA.
Ej, nie, nie.
KLAUDIO.
Kiedy ci mówię , może będziesz łaskaw wierzyć.
(Wychodzą).
CELIO wraca.
Biada temu, kto w kwiecie młodości trawi się miłością beznadziejną! Biada temu, kto podda się słodkim rojeniom, zanim wie, dokąd go zawiodą i czy może się spodziewać wzajemności! Leniwo wyciągnięty w łodzi, oddala się zwolna od brzegu; widzi czarowne równiny, zielone łąki, zwiewny miraż swego Eldorado, Wiatry unoszą go bez szelestu, kiedy zaś rzeczywistość go obudzi, widzi, że jest równie daleko od celu, do którego dąży, co od brzegu, który opuścił; nie może już ani płynąć dalej, ani nawrócić.
(Słychać brzęk instrumentów).