Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Karczmarka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 kwietnia 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Karczmarka - ebook

Los potrafi być przewrotny, a droga, którą prowadzi przez życie śmiertelników, nie zawsze jest usłana różami. Dość boleśnie przekonała się o tym Żywia. Karczmarka, serwująca najlepszą potrawkę z zająca w całej Polanii, ale również wiedząca, którą wizje niejednokrotnie wpędziły w tarapaty. Od zawsze inna, wyśmiewana i niepasująca do czasów, w których przyszło jej żyć. Gdy traci dom, jej brat znika, a ona słyszy coś, czego nie powinna, kolejny raz musi uciekać. Jej śladem rusza najlepszy tropiciel w kraju, a przeznaczenie popycha ją w jeszcze większe kłopoty. Gdy na swej drodze spotyka złodzieja i kata, nie wie, że ich ścieżki już zawsze będą się ze sobą przeplatać. Odkrycie, komu może zaufać, gdy nad głową unosi się topór, nie będzie łatwe, tym bardziej jeśli serce i rozum podpowiadają zgoła co innego. „Karczmarka” to historia o wyrzutach sumienia, sile rodzinnych więzi i miłości, która nie zawsze jest oczywista. A to wszystko okraszone słowiańską mitologią, w której aż roi się od różnorakich demonów. Katarzyna Muszyńska to autorka powieści, głównie fantastycznych. Karierę pisarską rozpoczęła od wydania osadzonych w świecie Płaskowyżu „Tajemnicy Avinionu” i „Buntu”. W 2020 roku ukazała się jej trzecia powieść „Zielarka”, bardzo ciepło przyjęta przez czytelników a w 2022 roku kontynuacja "Zielarki" - "Uzdrowicielka". Rodowita bydgoszczanka, absolwentka Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Większość życia zawodowego spędziła w bydgoskich redakcjach, obecnie swoją kreatywność wykorzystuje na co dzień jako specjalistka ds. marketingu.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-142-9
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Katarzyna Muszyńska to autorka powieści, głównie fantastycznych. Karierę pisarską rozpoczęła od wydania osadzonych w świecie Płaskowyżu „Tajemnicy Avinionu” i „Buntu”. W 2020 roku ukazała się jej trzecia powieść „Zielarka”, bardzo ciepło przyjęta przez czytelników. Rodowita bydgoszczanka, absolwentka Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Większość życia zawodowego spędziła w bydgoskich redakcjach, obecnie swoją kreatywność wykorzystuje na co dzień jako specjalistka ds. marketingu.Spis treści

Rozdział 1. Piętno

Rozdział 2. Pościg

Rozdział 3. Nieszczęsne przeczucie

Rozdział 4. Czarcie Topielisko

Rozdział 5. Komplikacje

Rozdział 6. Pijawki

Rozdział 7. Spowiedź

Rozdział 8. Gulasz

Rozdział 9. Ułuda

Rozdział 10. Gość

Rozdział 11. Kodeks tropiciela

Rozdział 12. Gramy dalej

Rozdział 13. Nieumarły umarły

Rozdział 14. Kotek i myszka

Rozdział 15. Pułapka

Rozdział 16. Przewrotny los

Rozdział 17. Ostrójka

Rozdział 18. Zwidy

Rozdział 19. Dług

Rozdział 20. Przeznaczenie

Rozdział 21. Szeptucha

Rozdział 22. Sztyletem w serce

Rozdział 23. Tylko prawda

Rozdział 24. Serce nie sługa

Rozdział 25. Przedostatni z sekretów

Rozdział 26. Burza nad wodą

Rozdział 27. Ostatni element układanki

Rozdział 28. Nowy początek

Rozdział 29. Karczma u Maruszki

Epilog

Słowniczek

Kilka słów od autorki

PodziękowaniaRozdział 1. Piętno

Kolejny kufel przeleciał przez izbę i z hukiem rozbił się na ścianie, minąwszy o cal twarz Żywii. Rosław jednym susem pokonał ladę, doskoczył do chwiejącego się chudzielca i grzmotnął go w gębę, nim jego kompanii wszczęli kolejną burdę. Odkąd oddział, będący pod rozkazami kniazia, zatrzymał się u nich, każdy wieczór wyglądał tak samo. Wojowie byli znudzeni bezczynnym siedzeniem, a idealny sposób na odreagowanie stanowiły bójki z miejscowymi bywalcami karczmy. Pod Wisielcem nie było jakimś wykwintnym miejscem, ale serwowano tu doskonałą dziczyznę. Do tego dochodziły niezbyt rozwodnione piwo i znakomity miód przygotowywany przez samego właściciela. Był nim brodaty drągal, który mimo słusznej postury miał też miękkie serce.

Żywia patrzyła, jak Rosław rozdzielał awanturników. Gniewna wymiana zdań między nimi nie trwała długo i już po chwili karczmarz skinął, dając jej znać, że ma przynieść dwa kufle napitku. Spełniła jego polecenie i przecisnęła się między pozostałymi gośćmi, starając się nie rozlać chlupoczącej zawartości. Postawiła gliniane naczynia przed dwójką mężczyzn, którzy jeszcze przed chwilą chcieli się pozabijać. Darmowe piwo potrafiło zdziałać cuda, a nastrój zmienił się w okamgnieniu.

Chudy rycerz, siedzący ławę dalej, wpatrywał się w nią natarczywie. Lasota od pięciu dni, czyli od momentu, kiedy przybył tu wraz z drużyną, raczył ją niewybrednymi komentarzami, usiłując zwrócić jej uwagę. Dziewczyna pozostawała nieugięta. Nie w głowie jej były amory, a już na pewno nie zamierzała tracić czasu na kogoś, kto za chwilę otrzyma rozkaz wymarszu. Wracając za ladę, zgarnęła naczynia, które zalegały na dębowych ławach, i znikła na zapleczu.

Pracowała tu dwa miesiące, które minęły jak z bicza strzelił. Już po trzech tygodniach spłaciła dług, jaki zaciągnęła u Rosława. Pozwolił jej jednak zostać, a ona dobrze radziła sobie z obowiązkami pomocnicy karczmarza. Miała wszak doświadczenie. Kiedy pierwszy raz przestąpiła próg gospody, była brudna, głodna i na wpół żywa. Olbrzym nakarmił ją, wepchnął do balii z wodą i bez żadnych pytań położył spać. Wezwał też zielarkę, która opatrzyła jej rany. Kiedy okazało się, że nie miała czym zapłacić za gościnę, zatrudnił ją jako pomoc. Z nieskrywaną ulgą przystała na tę propozycję. Nie wypytywał o jej przeszłość, co było jej na rękę. Jeszcze nie miała odwagi się z nią zmierzyć.

Szorując brudne naczynia, bezwiednie nuciła piosenkę, którą śpiewała jej matka. Słowa kołysanki były kotwicą łączącą ją z dawnym życiem. Przed oczami stanęły jej płomienie łakomie pożerające zabudowania. Dym gryzł w oczy, a swąd spalenizny towarzyszył jej jeszcze przez kilka dni po tym, jak udało jej się uciec z masakry. Jęki rannych, krzyki zabijanych, odgłosy wydawane przez spanikowane zwierzęta. Poczuła łzy na policzkach. Nawet nie zauważyła, kiedy zastygła, zatopiona we wspomnieniach.

– To minie – usłyszała za sobą chrapliwy głos Rosława.

Zdziwiona odwróciła się w jego stronę. Od jakiegoś czasu mężczyzna stał oparty o framugę i się jej przyglądał.

– Kiedyś wspomnienia wyblakną. Nie obiecuję, że wszystkie, ale część z pewnością. Będzie lepiej – dodał i zostawił ją samą ze stertą do umycia i bólem, który oplatał jej serce.

Po północy karczma opustoszała. Żywia chwyciła szmatę i zaczęła wycierać klejące się ławy.

Dziś obyło się bez rozróby. Nie potrafiła już zliczyć, ile glinianych kufli, talerzy i mis rozbiło się w ciągu ostatniego tygodnia. Wojowie byli jak szarańcza. Wystarczyło, że trochę popili, a już odbierało im rozum. Teraz głośno chrapali w wynajętych izbach. Chwyciła wiadro z pomyjami i wyszła na zewnątrz, by pozbyć się jego zawartości. W jej głowie kołatało się przeczucie, że właśnie teraz powinna znaleźć się koło stajni. Bezwiednie przemknęła między chlewikiem a kurnikiem i nagle się zatrzymała. Trzech mężczyzn gwałtownie się kłóciło. Skryła się w mroku i nasłuchiwała.

– To, co planujesz, jest niegodne. – Splunął najwyższy z nich.

Dziewczyna znała ten głos. Należał do Bogdana, dowódcy oddziału.

– Ślubowałeś mi lojalność! Nie zapominaj się! – warknął jeden z jego towarzyszy.

– Ślubowałem lojalność kniaziowi! Zamordowanie twego brata nie jest częścią naszej umowy! – odciął się Bogdan, a Żywię sparaliżował strach.

– Gdyby był inny sposób, wybrałbym go. Niestety takowy nie istnieje.

– Nie pomogę ci w zgładzeniu Wojciecha. Jeszcze tej nocy wracam do Swaranczy.

– Jeśli nie jesteś ze mną, to jesteś przeciwko – syknął nieznajomy i wydobył miecz z pochwy.

Krzyknęła, gdy ostrze przebiło ciało. Za późno zasłoniła usta i teraz dwie pary zmrużonych oczu wpatrywały się w miejsce, gdzie stała. Dowódca leżał na ziemi. Nie ruszał się. Cofając się, wpadła na wiadro, które przed chwilą zostawiła przed drzwiczkami chlewu. Hałas przykuł uwagę nieznajomych.

– Kto tu? – głos mordercy zadrżał. – Wyłaź, nie zrobię ci krzywdy.

Jakoś mu nie uwierzyła. Rzuciła się do ucieczki. Niezbyt udanej. Potknęła się i runęła jak długa.

Nim zdążyła się pozbierać, stały nad nią dwie zakapturzone postacie.

– To niegrzecznie się tak nie odzywać. – Ten, który przed chwilą zaatakował woja, wyciągnął w jej kierunku dłoń.

Wzdrygnęła się i sama się podniosła. Nerwowo rozglądała się za Rosławem, jednak jak na złość akurat dzisiejszej nocy musiał dokądś poleźć.

– To zapewne ta urocza pomocnica karczmarza. – Młodszy uśmiechnął się drapieżnie, odsłaniając nieco pożółkłe zęby. – Rodzice nie nauczyli cię, że nieładnie jest podsłuchiwać?

Miał niewiele ponad dwadzieścia lat. Dłuższe ciemnobrązowe włosy wystawały spod obszernego kaptura płaszcza. Od razu zauważyła, że jego odzienie było idealnie skrojone i uszyte z porządnej tkaniny. Przybysz musiał należeć do zamożnego rodu.

– Myślę, że mamy tu pewien problem. Ty zapewne bardzo chcesz żyć, ja tymczasem nie mogę na to pozwolić – jego głos był miękki i delikatny, chociaż wypowiadane przez niego słowa, zimne jak lód, powodowały ciarki na skórze.

– Nic nikomu nie powiem – zapewniła. – Nic nie widziałam i nic nie słyszałam – pospiesznie wyrzucała z siebie słowa.

– Chciałbym ci uwierzyć. – Ujął jej twarz i obrócił w stronę światła, które dawała pochodnia, trzymana przez jego kompana. – Szkoda, że tak to się musi skończyć. Nawet ładna jesteś. Jaworze, zabij ją – powiedział to od niechcenia, jakby zamawiał rybę na obiad.

Cofnęła się, myśląc nad wyjściem z sytuacji, która stała się beznadziejna. Nagle ten, który wydawał rozkazy, upadł, powalony ciosem broczącego krwią Bogdana. Rozległ się dźwięk krzyżowanej ze sobą stali, gdy Jawor również chwycił za broń.

– Uciekaj – wykrztusił ranny, ledwo trzymając się na nogach. – Weź mojego konia. Jest osiodłany.

Nie wahała się ani chwili. Wbiegła do stajni. Kasztanowy rumak stał, strzygąc uszami. Nie czekając na zaproszenie, chwyciła jego uzdę, niezgrabnie wgramoliła się na siodło i z całych sił wbiła mu pięty między żebra. Zwierzę zarżało, ale ruszyło galopem. Wpadli między zabudowania i nie oglądając się na nic, pognali w stronę lasu.

Kazimierz patrzył w ślad za znikającą dziewczyną. Dowódca wojów leżał na ziemi bez życia. Tym razem się upewnił, czy aby na pewno. To drobne przeoczenie przypłacił guzem, który właśnie rósł na jego głowie. Ile ta karczmarka słyszała z tego, co zdradził Bogdanowi? Nie był pewny, ale wiedział, że nie mogą jej puścić.

– Znajdź Lisa – rozkazał podwładnemu. – Niech natychmiast za nią rusza.

– On nie znosi, gdy się mu przeszkadza – wyjąkał zmieszany Jawor.

Dobrze orientował się, gdzie akurat teraz przebywał ich najlepszy tropiciel. W zamtuzie oddalonym zaledwie o staję od Wisielca. Nie będzie zachwycony. Bardzo nie lubił, gdy zawracało mu się głowę w wolny wieczór.

Kilka godzin później koń zaczął zwalniać ze zmęczenia. Oddychał ciężko, a z pyska toczyła mu się piana. Żywia zjechała z dróżki i pozwoliła zwierzęciu się zatrzymać. Kępkami trawy wytarła jego mokre boki i ściągnęła siodło. Wyglądało na to, że Bogdan miał zamiar niezwłocznie wyruszyć. W jukach znalazła prowiant, który powinien starczyć na trzy dni i znaczny zapas wody. Napoiła kasztanowego rumaka, uwiązała go do drzewa i usiadła na wilgotnej ściółce. Nie wiedziała, gdzie konkretnie się znajdowała. Wszystko, co wydarzyło się tej nocy, wydawało się snem. Znów została zmuszona do ucieczki. Miała nadzieję, że Rosławowi nic się nie stało i że jakoś zrozumie powód jej nieobecności. Nie była pewna, czy morderca Bogdana nie wysłał jej śladem swoich zbirów. Nie miała też pojęcia, kim był. Usłyszała za to wystarczająco, aby wiedzieć, że życie jakiegoś mężczyzny było w niebezpieczeństwie.

Oparła głowę o pień i przymknęła powieki. Minuty mijały, a ona nadal nie wymyśliła, co robić. Wstała z ociąganiem. Spanie w pozycji siedzącej na mokrej ziemi z pewnością nie było dobrym pomysłem. Dokładniej przeszukała torby Bogdana. Odkryła prosty sztylet, dwie skóry wilka, parę lnianych koszul, nieduży zapas paszy i sakwę z miedziakami. Wysypała je na dłoń. Nie było ich dużo, ale powinny starczyć na kilka noclegów z posiłkami w przydrożnych gospodach. Niemiłe uczucie, że nie miała prawa korzystać z tych rzeczy, zaczęło kiełkować w jej świadomości. Szybko je stłamsiła, wmawiając sobie, że Bogdan z pewnością nie wyszedł żywo ze starcia z dwójką napastników. A na co martwemu monety? Ubolewała nad jego losem. Po kilku zdawkowych uprzejmościach, które wymienili w karczmie, oceniła, że był dość surowy, honorowy i przede wszystkim lojalny kniaziowi. Przymykał oko na swawole swoich ludzi, ale nie bał się ingerować, gdy sytuacja robiła się niebezpieczna. Sprawiał wrażenie porządnego.

Kiedy zeszła z niej adrenalina, zrozumiała, jak zmęczona była. Rzuciła na ziemię skóry i ułożyła się wygodnie. Na tyle, na ile było to możliwe na leśnej ściółce. Zasnęła momentalnie.

Obudziła się zlana potem kilka godzin później. O dziwo to nie nękające ją koszmary były tego przyczyną. Poczuła ogromny ból, zupełnie jakby coś przecinało jej skórę. Otworzyła oczy i złapała się za dłoń. Półprzytomnie wpatrywała się w jej wewnętrzną stronę, nie rozumiejąc, co się dzieje. Na skórze miała wyryty znak. Krew, która jeszcze nie skrzepła, układała się w triskelion. Trzy identyczne spirale były ze sobą połączone. Rana wyglądała, jakby wykonano ją ostrym nożem, a jej krawędzie były gładkie. Piekła i promieniowała dziwnym ciepłem. Z pewnością maczała w tym palce magia. Żywia odpruła kawałek materiału ze spódnicy i obwiązała dłoń. Nadal była zmęczona, a do świtu pozostała jeszcze może z godzina. Położyła się i ponownie zasnęła.

Rano nakarmiła konia, a sama poszła nad strumyk. Płynął niespiesznie przez polankę nieopodal miejsca, które wybrała na odpoczynek. Opłukała jedną ręką twarz, uważając, aby nie zamoczyć opatrunku. Nie była zielarką, ale doskonale zdawała sobie sprawę, co utrudniało gojenie. Woda była jedną z tych rzeczy. Rozczesała palcami sięgające pasa bursztynowe włosy i zaplotła je w ciasny warkocz, który związała błękitną tasiemką. Bardzo żałowała, że nie miała przy sobie ubrań na zmianę.

Wróciła do wierzchowca, który cicho zarżał na jej widok. Podeszła do zwierzęcia i pogładziła je po długim pysku.

– Nawet nie wiem, jak masz na imię. – Zastanowiła się chwilę. – Może Śmieszek? Nie, beznadziejne. To może Galop albo Piorun? Też nie. Wiem! Tancerz pasuje idealnie!

Żywia uznała, że kasztanek zaakceptował jej pomysł i zaczęła zbierać swoje rzeczy. A raczej rzeczy Bogdana. Niezgrabnie zwinęła skóry i przymocowała je do siodła. Postanowiła kierować się dalej na południe. Trakt tonął w promieniach słońca. Lato tego roku było niezwykle upalne, co martwiło chłopów. Mniej deszczu oznaczało suszę, a to z kolei fatalnie odbijało się na plonach. Nowa danina, nakazująca oddawanie połowy zbiorów kniaziowi sprawiała, że widmo głodu stawało się coraz bardziej realne. Dziewczyna zdołała poznać wiele historii w karczmie, którymi jej bywalcy szczodrze się z nią dzielili.

Gałąź smagnęła ją boleśnie w twarz, wymuszając, by bardziej skupiła się na drodze. Już po kilku godzinach jazdy ciało boleśnie jej przypomniało, że nie jest przyzwyczajone do długiego siedzenia w siodle. Paliły ją wszystkie mięśnie. Do tego mocno stłukła sobie pośladki, gdy Tancerz dwa razy się spłoszył i przeszedł w cwał.

Poczuła ulgę, gdy dostrzegła wydobywający się z kominów dym. Dotarła do niewielkiej, składającej się z zaledwie czterech chałup, osady. Stała skryta w lesie z dala od ciekawskich oczu wędrowców, przemierzających trakt. Skromne domostwa zbudowano z bali. Pomiędzy nimi biegały kury, nerwowo rozgrzebujące ziemię w poszukiwaniu ziaren. Na sznurach przewieszonych między zabudowaniami suszyły się ubrania. Na środku zaś stał olbrzymi posąg czterogłowego bóstwa. I już wiedziała, gdzie się znalazła. Wśród wyznawców Świętowita, wszechwiedzącego boga. Żywia niepewnie zeskoczyła z siodła i chwyciła lewą ręką uzdę. Prawa wciąż ją bolała. Przywitały ją nieufne spojrzenia. Nikt nie lubił obcych. Obojętnie dokąd by się nie udała, to jedno się nie zmieniało. Samotnie podróżująca, młoda dziewczyna tym bardziej wzbudzała niepokój. Powinna pomyśleć o tym wcześniej. Przeklęła własną głupotę.

– Sława. – Żywia zbliżyła się do starszej kobiety, która zamiatała obejście. – Czy jest tu może gdzieś izba do wynajęcia?

– Plugawych miejsc tu nie znajdzie. – Staruszka splunęła na jej widok. – Niech odejdzie, skąd przyszła.

– Najbliższa karczma znajduje się w Krotoszynie. – Podeszła do nich kilkunastoletnia brunetka.

– Wracaj do środka, Mileno. – Starucha chwyciła nowo przybyłą za rękę. – Niech nie zwiedzie cię jej niewinny wygląd. Pod skórą może kryć się bies albo inny demon.

– Jak tam dotrzeć? – Żywia marzyła, aby jak najszybciej znaleźć się z dala od tej przedziwnej osady. Widziała, jak pozostali mieszkańcy mamrotali słowa modlitw.

– Tą drogą do kniaziowego traktu – ponownie odezwała się Milena i wskazała na ścieżkę. – Przy najbliższym rozwidleniu trzeba skierować się na lewo.

– Dziękuję – odparła.

Tamta tylko skinęła w odpowiedzi i skryła się we wnętrzu chaty. Żywia zaś szybko wycofała się na szlak, odprowadzana przez zlęknione spojrzenia.

Trzymała się wskazówek i dzięki temu po niespełna dwóch godzinach minęła podgrodzie, a później bramy grodu. Szczelniej zasłoniła kapturem twarz. Nadal przykuwała spojrzenia, ale bardziej z ciekawości niż jako przykład opętania przez demona. Przejechała obok kilku rzemieślniczych chat, pracowni kowala i cieśli. Zatrzymała się przed chyboczącym się na wietrze szyldem. Przekazała konia wysokiemu chudemu stajennemu, któremu rzuciła Bogdanowego miedziaka i odczepiła torbę z cenniejszymi rzeczami. Niepewnie pchnęła sosnowe drzwi. Karczma Złamane Ostrze nie sprawiała dobrego wrażenia. Podobnie miała się sprawa z jej klientelą. W środku panował spory ruch. Dziewczyna ominęła dwóch chwiejących się drabów. Zignorowała także bezzębny uśmiech trzeciego i pieprzną uwagę czwartego. Przepchnęła się do lady i skinęła pulchnej karczmarce. Zdjęła kaptur z głowy.

– Co dla ciebie, złotko? – głos kobiety był ochrypły.

– Gulasz z chlebem. – Złożyła zamówienie. – I izbę na jedną noc.

– Rzadko gościmy tu samotne panienki. Nie chcę problemów, zatem zapytam otwarcie. Uciekłaś sprzed ołtarza? Mąż cię szuka? Ukradłaś coś?

– Nic z tych rzeczy – odparła i wpatrywała się w ciemne oczy tamtej.

– Dlaczego podróżujesz sama?

– Jadę do rodziny.

– Nie chcę tu przez ciebie kłopotów.

– Nie mam zamiaru ich sprawić. Skoro świt wyjadę. – Żywia wytrzymała spojrzenie karczmarki.

– Jeden gulasz z chlebem i nocleg. Płatne z góry. – Kobieta wyciągnęła dłoń.

Kiedy znalazły się w niej dwa miedziaki, uśmiechnęła się chytrze i zniknęła za dębowymi drzwiami. Po kwadransie wróciła z zamówieniem. Parująca gęsta breja o dziwo ładnie pachniała. Żywia zjadła ją tak szybko, że poparzyła sobie podniebienie. W smaku była średnia, Rosław gotował znacznie lepiej. Bywalcy gospody wciąż lustrowali ją wzrokiem. Nie robiło to na niej wrażenia. Przywykła do najpodlejszych zaczepek. Pijani mężczyźni, którzy wieczory spędzali w takich miejscach, zawsze szukali zwady. Posiedziała jeszcze chwilę, wysłuchawszy utyskiwań na zachowanie żon, jednych zarękowin oraz ballady ułożonej specjalnie na cześć jej urody i poprosiła o wskazanie miejsca do spania. Izba znajdowała się na pierwszym piętrze, na końcu korytarza. Była niewielka, ale w miarę czysta. Upewniwszy się, że skobel w drzwiach jest zasunięty, dziewczyna postawiła torbę przy ścianie i rzuciła się na posłanie, nie zaprzątając sobie głowy myciem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: