- W empik go
Karol Darwin i jego poprzednicy: studyjum nad teorią przeobrażeń - ebook
Karol Darwin i jego poprzednicy: studyjum nad teorią przeobrażeń - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 438 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Quatrefages jest przeciwnikiem Darwina – ale jednym z tych nielicznych przeciwników, którzy zarzuty teoryi jego czynione, czerpią wyłącznie z czystego źródła nauki,
Dzieło które czytelnikom polskim przedstawiam w przekładzie, posiada podwójną wartość: dla nauki i dla ogółu. Dla nauki – ponieważ streszcza w sobie wszystkie zarzuty, jakie tylko ze stanowiska pozytywnej wiedzy teoryi Darwina uczynić można; dla ogółu – ponieważ daje jasne i dokładne pojęcie o całym zakresie rozbieranego przedmiotu, przedstawiając mianowicie teoryją Darwina w najprzystępniejszem i najwierniejszem streszczeniu.
Oto co mówi w tym przedmiocie pani Klementyna Royer w przedmowie do francuskiego przekładu pierwszej pracy Darwina: "Przyznajemy chętnie, że pan Quatrefages, pomimo że umysł jego od tak dawna już przywykł do wprost przeciwnych teoryi przeobrażeń poglądów, umiał oddać całą… sprawiedliwość przeciwnikowi z którym walczy. Przedstawione przezeń streszczenie teoryi Darwina jest tak bezstronne, tak jasne, tak dokładne, że ułatwi niewątpliwie zrozumienie jej zasad znacznej liczbie umysłów, przywykłych raczej do potocznej wymowy literackiego języka, aniżeli do suchego naukowego wykładu, i ścisłych wywodów dzieła: 0 pochodzeniu gatunków. Niektóre z najważniejszych praw wykrytych przez Karola Darwina, p. Quatrefages przedstawił jaśniej i ozdobniej od samego autora. I jakkolwiek znakomity antropolog, może nie zawsze dokładnie pojął całą ich doniosłość, wszystkie wypływające z nich wnioski, wszystkie wzajemne ich stosunki; jakkolwiek nie zawsze spostrzegł że uchylają one własne jego zarzuty; jakkolwiek niektóre z nich nieco zaniedbał – stem wszystkiem zajmujące jego studyjum nad ogólną historyją naturalną, jest wybornym rozbiorem teoryi przeobrażeń, mogącym służyć za wstęp do dzieła: O pochodzeniu gatunków (1). "
Winienem jeszcze dodać parę słów o dopełnieniach jakie weszły w skład niniejszej pracy. Sam… tytuł oryginału (Charles Darwin et ses précurseurs français) wskazuje że była w nich mowa wyłącznie o francuskich poprzednikach Darwina. Taka jednostronność odejmowała dziełu charakter wyczerpującego studyjum nad historycznym rozwojem teoryi przeobrażeń. Dla tego to postanowiłem, streszczenie poglądów francuskich naturalistów, uzupełnić poglądami niemieckich i angielskich. Tym sposobem liczba ośmiu poprzedników Darwina podanych u Quatrefages'a wzrosła do czterdziestu jeden – i sądzę że przez takie dopełnienie obraz rozwoju całej teoryi, stał się pełniejszym i dokładniejszym.
Streszczenie teoryj niemieckich podałem podług Haeckela – angielskich zaś podług samego Darwina.
J. O.
–- (1) Charles Darwin. De l'origine des éspeces, trad… de M-e Clémence Royer 3-e édition. Paris 1870. – XI – XII.WSTĘP.
Gdy naturalista obejmie myślą przeszłość i teraźniejszość naszej ziemi, przed oczyma jego ducha roztoczy się widok dziwnie piękny i wspaniały. Na tym pustym niegdyś globie, rządzonym przez same tylko fizyko – chemiczne siły martwej przyrody, zjawia się życie, rośnie i rozkrzewia się z podziwu godną potęgą. Od pierwszej chwili pojawu, flora i fauna, okazują typowe formy wielkich działów, po większej części odpowiadające i dziś jeszcze żyjącym, organizmom. Prawie wszystkie zasadnicze typy dzisiejszych roślin i zwierząt, dotrwały jeszcze z owych pierwszych czasów – ale przewaga jednego z nich w pewnej epoce, w następnej ustępowała miejsca drugim. Zmieniając się bezustanku w różnych epokach i miejscowościach, przez długi ciąg wieków, wytworzyły one z siebie nieskończoną liczbę typów drugorzędnych, form gatunkowych, ściśle z niemi związanych. Widzimy je niekiedy występujące nagle w olbrzymiej liczbie, utrzymujące się czas pewien, potem wygasające stopniowo i niknące zupełnie, ażeby ustąpić miejsca nowym formom; z dawnych pozostają tylko resztki skamieniałe, niby medale minionych wiekow opowiadające nam ich historyja. W ten to sposób fauny i flory przeobrażają się bezustanku, nigdy się nie powtarzając, i przez kolejne wymieranie jednych a krzewienie się drugich form, występują nakoniec nasze zwierzęta i rośliny, cały ten obszar zjawisk, które studyjując od tylu wieków, zoolog i botanik, wynajdują co chwila jakąś nową sprzeczność, lub też niespodziewaną zgodność i harmoniją.
Oto są fakta. Świadczą one same przez się o wielkości tych umysłów, które je wykryć zdołały. Ale w dzisiejszych czasach, umysł ludzki, mniej niż kiedykolwiek skłonnym jest do poprzestawania natem, że wykrył fakt i pewność jego stwierdził. Chciałby nadto wytłomaczyć samo jego istnienie, a głębokość i obszar tych zagadnień, stają się dla niego tym większą podnietą do badań. Trudno zaś znaleźć więcej zawiłe i więcej zwodnicze, jak te które dotyczą objawów życiowych, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ogólny plan ich powstania i rozwoju. Skąd się wzięły te myryjady form żywych zaludniające ziemię, powietrze i wody? W jaki sposób następowały po sobie w ciągu wieków? Jakie prawo kierowało rozmieszczeniem ich w przestrzeni? Jakiej przyczynie przypisać zasadnicze podobieństwo łączące wszystkie istoty organiczne w jednę całość, i różnice mniej lub więcej głębokie tworzące z nich odrębne królestwa, działy, gromady, rzędy, rodziny, rodzaje i gatunki? Czem jest w gruncie rzeczy gatunek, ten niezbędny punkt wyjścia dla wszystkich nauk przyrodniczych, ta jednostka organiczna do której powracają bezustanku ci nawet, którzy przeczą jej rzeczywistości? Czy jest ona faktem zasadniczym, pierwotnym, czy też wypadkową całego łańcucha zjawisk? Pomiędzy gatunkami pokrewnemi i tak ściśle nieraz podobnemi do siebie, że zdają się mieszać jedne z drugiemi, czy niema innej łączności, oprócz przypadkowego podobieństwa? Czy rzeczywiście istniało między niemi pokrewieństwo życiowe? Czy choćby najwięcej od siebie odległe gatunki, powstały w zupełnem odosobnieniu? Czy też wywodzą, swój ród od jednych i tych samych przodków; i czy należy szukać aż w gieologicznych epokach, w szeregu prostych przeobrażeń, prarodziców, współczesnych nam roślin i zwierząt?
Oto pytania które stawiał sobie człowiek od wieków, nadając im tylko różną formą, wyrażenia, stosownie do stanu wiedzy w danej epoce. Dzisiejsza nauka nadała tym pytaniom więcej ścisłości i na nie to starał się odpowiedzieć autor książki, której rozbiór jest podstawą naszej pracy.
Imię Karola Darwina, i nazwa darwinizmu, oznaczająca całość jego idei, są dziś już znane powszechnie. Dzieło w którem uczony angielski naturalista wykazał swój sposób ujmowania całości zagadnień wyżej przytoczonych, jest tłomaczonem lub rozbieranem we wszystkich językach (1). Na polu tych nowych badań filozofowie poczęli łączyć się z naturalistami a wszystkie niemal pisma peryjodyczne otworzyły swe łamy rozprawom nad tym nowym kierunkiem – (1) We Francyi tłomaczenie panny Klementyny Royer ma już trzy wydania.
idei (1). Starałem się i ja ze swej strony traktować te trudne zagadnienia, przez angielskiego badacza podniesione. Lecz, niech mi wolno będzie wyznać, że stanąłem na stanowisku cokolwiek innem aniżeli większość moich poprzedników.
Teoryja Darwina z zapałem przyjęta przez jednych, w imię filozofii i postępu – przez drugich została wyklętą w imię religii; niemal odrębna gałęź piśmiennictwa nie przestaje do tej chwili, rozwijać obutych sprzecznych z sobą kierunków. Lecz pośród tej walki, z jednej i z drugiej strony zapominano nieraz o rzeczywistem znaczeniu i rozciągłości idei wyrażonych przez samego autora. Przyjaciele i przeciwnicy przekręcali je częstokroć lub też niedość konsekwentne wyprowadzali z nich wnioski. Przeciw tym to dążeniom, starałem się oddziaływać. Jako naturalista i fizyjolog, tylko w imię nauk przyrodniczych głos mój podnosiłem. Przedstawić czem jest w rzeczywistości ta teoryja, wykazać co w niej jest prawdą, lecz zarazem i to, czego przyjąć nie można, rozebrać niektóre z konsekwencyj tej teo- – (1) Obacz między innemi w Revue des deux mondes z 1-go kwietnia 1860 r. artykuł: p… t. Une nouvellc theorie d'histoire natur elle, p. Augusta Laugel i z 1-go grudnia 1863 r. artykuł p… t.: Une théorie anglaise sur les causes finales p. M. Paul Janet.
ryi, przyznając każdej z nich to, na co zasługuje – oto cel niniejszej książki.
Teoryja Darwina sprowadza się do jednej zasadniczej i jasnej idei, którą, można wyrazić w sposób następujący: Wszystkie gatunki zwierzęce i roślinne dawne i dzisiejsze, powstały na drodze stopniowych przeobrażeń trzech lub czterech zasadniczych typów i to prawdopodobnie z jednego pierwotnego prototypu.
Sprowadzony do takiego wyrażenia, darwinizm nie przedstawia nic tak dalece nowego. Jeśli większość zwolenników tej teoryi, uważa ją za wytwór ostatniej epoki, to jednak, przyznać należy, że błąd ten w żadnym razie nie spada na angielskiego badacza. Z prawdziwie godną, szacunku szczerością, której nie podobna nie spostrzedz w jego dziełach, Darwin zebrał sam i ogłosił na czele swej książki nazwiska dwudziestu sześciu naturalistów angielskich, niemieckich, belgijskich, francuskich, którzy wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, w sposób mniej lub więcej stanowczy i dokładny – wygłaszali przed nim podobne poglądy (1).
–- (1) Oto jest lista wraz z datami przedstawiona przez Darwina w 3-em wydaniu jego dzieła. (Przekład panny Royer;)
Szkoda tylko że w tym przeglądzie, Darwin ogranicza się na krótkich wskazówkach; a te kilka wierszy jakie poświęcił swoim poprzednikom nie pozwalają uchwycić rozwoju idei, ani też ocenić do jakiego stopnia zbliżają się lub oddalają od siebie autorowie których uważamy za wyznawców jednej teoryi. A jednak niezaprzeczony interes naukowy wiąże się z tego rodzaju rozbiorem. Teoryje wygłoszone w przedmiocie pochodzenia gatunków drogą przeobrażeń, jakkolwiek zbliżone do siebie w wielu względach, częstokroć bardzo się różnią. Niekiedy nawet wzajemnie się wykluczają, a z tej ich przeciwstawności, wycho- -
Lamarck (1801 – 1815); Stefan Geoffroy Saint-Hilaire (1795); wielebny W. Herbert (1822); Grant (1826); Patrick Matthew (1831); Rafinesque (1836); Haldeman (1843 – 1844); bezimienny autor dzieła Vestiges de la creation (1844); Omalius d'Haliny (1831 – 1848); Owen (1849); Izydor Geoffroy Saint Hilaire (1850); Freke (1851); Herbert Spencer (1852 – 1858);. Naudin (1852); Keiserling (1853); Schaafhausen (1853); Baden Powoli (1855) – Oprócz tych autorów na których Darwin kładzie nacisk, wylicza jeszcze innych bez wszelkich uwag; a mianowicie: Ungera, d'Alton'a, Okena, Bory de Saint-Vineem, Burdach'a Poiset'a, Fries'a. Wspomina też swego dziada porównywając jego poglądy z ideami Lamarcka, które to porównanie będę miał sposobność rozwinąć w dalszym ciągu. Nakoniec przytaczając datę pierwszej swojej rozprawy w kwestyi pochodzenia gatunków (lipiec 1858) zwraca uwagę, że p. Wallace tegoż samego dnia czytał memoryjał w tym samym przedmiocie i na tych samych zasadach oparty. "
dzą dla nas bardzo szacowne wskazówki. Rozbiór zatem darwinizmu, winien być poprzedzony sumarycznym przynajmniej przeglądem teoryj z któremi jest mniej lub więcej związany.
Nie będę jednak poddawał rozbiorowi wszystkich prac przez Darwina cytowanych. Niektóre z nich, przyznam się, nie są mi znane; inne znów opierają się na podstawach zbyt różnych od naukowych danych na których oprzeć się powinniśmy. Tak np. jakkolwiek słuszną być może sława Okena, nie sądzę jednak abym był obowiązany wchodzić w rozbiór poglądów opartych przedewszystkiem na apriorycznych danych, pochodzących bezpośrednio z Schellingowskiej filozofii. Rozbiór autorów francuskich wystarczy zresztą, ażeby nam dać niemal wszechstronne pojęcie o tych wszystkich punktach widzenia rzeczy, z jakich usiłowano rozjaśnić zajmujące nas zagadnienie. Spotkamy bowiem najróżnorodniejsze poglądy, już to wkraczające w sferę marzeń zatytułowanych szumnie filozofiją, już też opierają się na spostrzeżeniach i doświadczeniach a tem samem stają na gruncie naukowym. Tylko że dla dopełnienia tego rozbioru zmuszeni będziemy sięgnąć dalej, aniżeli to uczynił Darwin. Zatrzymuje się on na Lamarcku, na jego Filozofii
Zoologicznej. I w samej rzeczy mógł tak postąpić nie popełniając błędu. Lepiej jednak będzie sięgnąć aż do czasów Buffona a nawet zatrzymać się nad nim samym. Z niektórych pism tej epoki, musimy zaczerpnąć wiadomości, choćby dlatego ażeby sprowadzić do ich rzeczywistej wartości, pewne zbliżenia wymyślone w owych czasach w celu zdyskretowania poglądów Lamarcka a powtarzane dziś w walce przeciwko Darwinowi.
Cofać się dalej jeszcze byłoby bez pożytku. Bezwątpienia, ogólna myśl wywodząca dzisiejsze formy zwierzęce i roślinne od form dawniejszych już nieistniejących – dałaby się odszukać i w znacznie głębszej przeszłości. Znaleźlibyśmy ją wyrażoną w sposób mniej lub więcej dokładny w pismach niejednego z filozofów greckich, niejednego ze średniowiecznych alchemików.
Przed Ray'em (1) i Tournefortem (2) naturaliści nie zdawali sobie nawet jasnej sprawy z tego co nazywają gatunkiem, której to nazwy używali jednak bezustannie. A przecież jest rzeczą widoczną, że przedewszystkiem należało odpowie- – (1) Historia plantarum, 1686.
(2) Institutiones rei herbariae, 1700.
dzieć na to pytanie, zanim się zaczęło badać w jaki sposób mogły się utworzyć i wyosobnić te grupy zasadnicze, będące punktem wyjścia dla wszelkich racyjonalnych badań w dziedzinie istot organizowanych. Nawet w początkach XVIII-go wieku, zagadnienie o pochodzeniu gatunków nie mogło być postawione w tem znaczeniu jakie mu dziś nadajemy i należy odwołać się aż do d e Maillet'a chcąc znaleść przedmiot ten traktowany w sposób mogący nas zaciekawić (1). Od tej-to chwili, liczba proponowanych rozwiązań tej wielkiej zagadki powiększa się nagle. Natworzyło się też mnóstwo teoryjek, z których większa część leży poza obrębem naszego rozbioru.
Te o których będzie tu mowa, opierają się – (1) Benedykt de Maillet, szlachcic lotaryński, urodził siew 1650 roku. Mając lat 33 został mianowany konsulem generalnym w Egipcie, i z obowiązków tych wywiązywał się tak zręcznie że po szesnastu latach ofiarowano mu konsulat w Livorno, uważany wówczas za najwyższą posadę. W sześć lat potem mianowany został inspektorem miast portowych Barbaryi i Lewantu. Dokonawszy tej missyi, powrócił do życia prywatnego, przyczem tytułem nagrody otrzymał od króla znaczną pensyją. Umarł w Marsylii 1738. ("Vie de M. de Maillet umieszczone na czele drugiego wydania dzieła p… t. Telliamed par Pabbe Lemascrier, son secretaire). – De Maillet badał gruntownie język arabski i wydał o Egipcie dzieła w swoim czasie wielce szacowne.
niemal wszystkie na jednej ogólnej zasadzie, która od drugiej połowy zeszłego wieku, aż do naszych czasów stopniowo rosła, uzupełniała się, modyfikowała, w miarę jak rozwój nauki przynosił nowe zagadnienia i otwierał dla hipotezy nowe widnokręgi. Jakiekolwiek są punkta wyjścia tych teoryj i ich ostateczne konsekwencyje, zawsze zgadzają się one w wywodzeniu części lub całości dzisiejszych gatunków z form uprzednich, a tem samem w przypisywaniu królestwom organicznym własności stopniowego przeobrażenia się, stopniowego rozwoju. Z niniejszem lub większem prawem dają, się one podszyć pod ogólną nazwę teoryi nazywanej obecnie w Anglii teoryją rozwoju lub pochodzenia, a przez autorów kontynentu ochrzconej mianem teoryi przeobrażeń czyli transformizmu. To ostatnie wyrażenie zdaje mi się być najwłaściwszem, jak to zaraz usprawiedliwię.
Dotychczas pospolicie pod nazwą zwolenników teoryi rozwoju czyli ewolucyjonistów, rozumiano tych przyrodników, którzy wyznawali wiarę w tworzenie się istot organicznych w skutek rozwoju odwiecznych zarodków. Wyrażenie to stało się w Anglii symbolem innej myśli przedstawionej przez Huxley'a w na – stepującym ustępie: "Ci którzy wierzą w teoryja rozwoju (a należę sam do ich liczby) sądzą że mamy poważne pobudki do utrzymywania, że świat, ze wszystkiem tem co jest w nim i na nim, nie zjawił się ani w tych warunkach jakie nam dziś przedstawia, ani też w innych choćby cokolwiek do nich zbliżonych. Przeciwnie, wierzą że skład i układ dzisiejszej skorupy ziemskiej, rozdział wody i lądu, nieskończona rozmaitość form roślinnych i zwierzęcych stanowiących dzisiejsze ich zaludnienie są tylko ostatnim wyrazem olbrzymiego łańcucha zmian dokonanych w ciągu nieobliczonej liczby lat, za sprawą przyczyn mniej lub więcej podobnych do tych jakie dziś jeszcze działać nie przestają" (1).
Ze swej strony, Owen, streszczając osobiste swe przekonania, w następujący sposób określił znaczenie jakie przywiązywał do wyrazu "pochodzenie: "Sądzę że wrodzona skłon- – (1) "On the Animals which are most nearly intermediate between Birds and Reptiles. " Zresztą Huxley przyznaje, że można być wyznawcą teoryi rozwoju, nie przyjmując jednak bez zastrzeżenia wszystkich konsekwencyi tej ogólnej teoryi wprowadzonych w dziedzinie astronomii, geologii, biologii i t… p. Cytuje on "System filozofii. " Herberta Spencera jako jedyne dzieło zawierające zupełny i systematyczny wykład tej nauki.
ność do uchylania się od typu rodzicielskiego, działając w odpowiednich przerwach czasu, jest najprawdopodobniejszą podstawą, drugorzędnego prawa, na mocy którego gatunki rozwijały się jedne z drugich (1). " Jest według mego zdania rzeczą niedogodną zmieniać nagle i bez dostatecznej przyczyny, znaczenie wyrażeń długiem używaniem uświęcanych. Prosta idea rozwoju, najzupełniej zgodna ze sposobem w jaki Reaumur, Bonnet i współcześni im badacze pojmowali proces tworzenia się istot z odwiecznych zarodków – wydaje mi się mało odpowiednią do wyrażenia tych zmian, o tyle potężnych że były w stanie przeobrazić promieniaki lub mięczaki w kręgowe, wymoczki w ptaki lub ssące. W zakresie zajmujących nas poglądów, te to właśnie zmiany stanowią o zjawisku najwięcej pozornem i najwięcej zasadniczem zarazem; na nich to spoczywa teoryja pochodzenia. Nazwa teoryi przeobrażeń albo transformizmu używana od kilku lat przez PP. księdza Bourgeois (2), Vog- – (1) Derivative hypothesis of life and speeies (1868). Praca ta stanowi czterdziesty rozdział Anatomii kręgowych, i zawiera ogólne wnioski autora.
(2) Congres international d'anthropologie et d'archeologie, session de Paris, 1867.
ta (1), Daily'ego (2), etc…, przyjęta przez bardzo wielu innych autorów, zdaje mi się daleko lepiej oddawać myśl zasadniczą wszystkich tych teoryj które rozbierać zamierzam. Wreszcie ma ona tę wyższość nad innemi, że niedopuszcza żadnych dwuznaczników. Jej zatem trzymać się będziemy.
Niech mi będzie wolno dodać jeszcze słów parę, rzucających światło na ducha tej książki.
Będę roztrząsał teoryje na które nie mogę się zgodzić. To mnie zmusi do wstąpienia w walkę z wielu potężnymi umysłami, z towarzyszami na polu nauki, których wiedzę i charakter cenię bardzo wysoko. Nie byłbym występował gdyby tu chodziło tylko o obronę moich własnych przekonań, codziennie napastowanych w sposób nieraz bardzo przykry dla tych, którzy wierzą w to, co w mojem przekonaniu jest prawdą.
W dyskussyi tej nie zejdę nigdy z pola czysto pozytywnych, przyrodniczych badań. Pozostawiam innym uogólnienia, które częstokroć równie łatwo zbłąkać jak i nauczyć mogą. Będę unikał najstaranniej, jak zawsze, sprzeczek wszczy- – (1) Congres international d e Paris.
(2) L'ordre des primates et le transformisme 1868.
nanych w imię teologii lub filozofii. Jedynem mojem życzeniem jest przedstawić dwom tym wysokim gałęziom wiedzy ludzkiej, prawdę naukową, taka jaką mi się wydaje po długich i sumiennych badaniach. Przedewszystkiem zaś będę się starał jaknajdokładniej wywiązać z tej części mojej pracy, która polega na zapoznaniu czytelników z poglądami które zbijać zamierzam. Będę musiał rozbierać prace moich przeciwników; uczynię to z taką dokładnością, jak gdybym był ich uczniem – i nie zadam sobie przymusu, uznając w nich to, co na uznanie zasługuje.
Różnica przekonań w przedmiocie zjawisk dotychczas niewyjaśnionych, nie uczyni mnie nigdy niesprawiedliwym względem zasłużonych badaczów. Awanturnicze hipotezy Filozofii zoologicznej albo Wstępu do historyi zwierząt bezkręgowych, nie przeszkodziły mi spostrzedz tego co pozostanie – wiecznie prawdziwem w dziełach Lamarcka, nazywanego od współczesnych francuskim Linneuszem. Teoryje Naudin'a nie przeszkodzą mi widzieć w nim szczęśliwego nieraz rywala Koelreutera (1) Huxley po- – (1) Koelreuter całe dwadzieścia siedm lat poświeci! badaniom nad lubrydacyją, i on to właśnie wykrył niemal wszystkie rządzące nią prawa. Prace jego wydane były pomiędzy r. 1761 i 1774
zostanie dla mnie jednym z najznakomitszych przedstawicieli dzisiejszej zoologii, takiej jaka być powinna.
Co się dotyczy Darwina, to z przyjemnością zajmę się przedstawieniem szczegółów jego życia, całkowicie poświęconego nauce, jego odkryć pierwszorzędnej doniosłości, zbogacających kolejno wszystkie działy przyrodniczej wiedzy (1). Byłbym szczęśliwy gdybym mógł wykazać, całą różnorodną i niezaprzeczoną wiedzę tych prac których myśl główną mara poddać krytyce, ale z których sam tak wiele skorzystałem (2). Na nieszczęście cel tej książki, zakazuje mi szer- – (1) Wszyscy gieologowie znają spostrzeżenia Darwina nad wyspami wulkanioznemi, nad budową i rozkładem wysp madreporycznych, nad gieologją Ameryki południowej. Paleontologowie, zoologowie i embriologowie nie mogą zapomnieć o wybornej pracy nad Korzenionogami (Cirripediae) wydanej nakładem Towarzystwa Ray'a; nakoniec w niedawno mianej mowie przy otwarciu trzydziestego ósmego posiedzenia Towarzystwa Brytańskiego. Dr. Hooker, bezwątpienia jeden z najbezstronniejszych sędziów w tej sprawie, zaliczył spostrzeżenia Darwina w zakresie botaniki dokonane do najznakomitszych odkryć natem polu. Należą tu przedewszystkiem jego studyja nad polymorfizmem (wielokształtnością) licznych gatunków, nad zjawiskami krzyżowania się gatunków jednego rodzaju, nad budową i ruchami roślin czepiających się i t… p.
(2) De l'origine des especes, i De la variation des animans et des plantes sous l'action de la domestication.
szego rozwodzenia się w tym przedmiocie. Starałem się przynajmniej uwydatnić, tak jak na to zasługuje, niemal quasi rycerską dobrą wiarę tego myśliciela, który wśród najżywszego przejęcia się swą myślą, zachowuje jednak dosyć spokoju, ażeby widzieć we własnych swych pracach fakta i zasady, mogące służyć za broń dla jego przeciwników – dosyć szczerości ażeby je im wskazać. Prawdziwa to rozkosz śledzić podobny umysł nawet w jego błędach, a z pracy takiej wynosi się zawsze, podwojenie wysokiej czci dla uczonego, serdecznej sympatyi dla człowieka.
Paryż, 10 lutego 1870 r.
Część Pierwsza.ROZDZIAŁ I.
POPRZEDNICY DARWINA.
Histoiyja każdej nauki dostarczyć nam może licznych przykładów, dowodzących jak wielo potrzeba czasu, ażeby nowa myśl, nowa teoryja mogła dojrzeć, ustalić się i zająć poważne w nauce stanowisko. Na jedne i też same zjawiska, tysiące ludzi patrzyło, całe setki badaczów zastanawiały się nad tym lub owym faktem, a jednak myśl, którą mają wydać następne pokolenia, albo wcale nie przyszła im do głowy, albo też przyszła i przeszła bez wywarcia silniejszego wrażenia na umysłach badawczych; dopiero gdy z czasem liczba podobnych spostrzeżeń nagromadzać się zacznie, gdy poglądy których nauka oczekuje, staną się jakby zawieszonemi w duchowej atmosferze wieku, wtedy znajduje się umysł wrażliwszy, który skupiwszy w sobie te rozproszone w powietrzu zarodki nowych myśli, od – czuwa je silniej, przyswaja sobie, pielęgnuje i oddaje światu, w formie mniej lub więcej dojrzałej. Ale to będzie dopiero pierwsza epoka w historyi każdej nowej teoryi. Poglądy naukowe mają także swoję walkę o byt, swoje współzawodnictwo życiowe, w skutek którego każda nowonarodzona teoryja musi się znaleźć na gruncie teoryj dawnych, musi się znaleźć z niemi w kollizyi, uznać je za stronę wojującą. Następuje tedy starcie, zawsze z razu niepomyślne dla nowej idei – budzi się walka więcej uczuciowa niż rozumowa i częstokroć jeden błąd w obozie postępowym, jedna niedorzeczna uwaga przez nowatarów wypowiedziana, w ręku przeciwników, staje się bronią potężną przeciw nowatorskim zachciankom. Po pewnym jednak czasie zjawia się nowy obrońca postępu, który zataiwszy myśl w sobie, żyje nią, pracuje dla niej, i z nowym zasobem dowodów występuje do walki.
Taki człowiek bywa uwielbiany przez jednych, potępiany przez drugich, dopóki zaciętość tradycyi nie ustąpi pod naciskiem nowych poglądów. Wielbiciele widzą w nim twórcę, przeciwnicy kompilatora, co zresztą łatwo usprawiedliwić zważywszy, że najgenialniejsza myśl nie powstała nigdy nagle i nie dojrzała od razu, jakby w skutek jakiegoś duchowego samorodztwa. W świecie ducha, podobnie jak w świecie materyi wszystko rozwija się zwolna, stopniowo i jeśli geologiczne prace Lyell'a, ustaliły ostatecznie w nauce zasadę powolnych przemian, to bezwątpienia prace nowszych historyków – psychologów wykażą nam podobną ciągłość i prawidłowość przeobrażeń duchowych. Rewolucyje społeczne objawiają się nagle, niespodzianie jak wybuch wulkanu, to prawda. Ale każda z nich powstawała i rozwijała się zwolna, zanim wybuchły wezbrane namiętności.
Historyja teoryi przeobrażeń albo teoryi pochodzenia jak ją inni nazywają, posłuży nam za jeden z najlepszych przykładów stwierdzających powyższe uwagi.
Niema takiej myśli, której początku z mniej lub więcej nieznacznem naciąganiem, niemożnaby było odszukać w najgłębszej starożytności. Ale nie sądzą aby nam cośkolwiek natem zależało. W czasach, kiedy ani systematyka ani fizyjologija ustrojów nieistniały jeszcze, nie mogło też być mowy o racyjonalnej teoryi przeobrażeń. Odwieczna wiara w metempsykozę, może nam zaledwie służyć za dowód, że myśl przyrodzonej łączności organizmów, i ich ciągłego rozwoju ku doskonałości, zwłaszcza ze względu na duchową stronę zjawisk, sięga bardzo głębokiej starożytności. Ale z temi podaniami i wierzeniami biologija niema nic do czynienia.
Zaledwie u Arystotelesa znaleśćbyśmy mogli odbłyski fantazyi zostające w pewnym związku z teoryją przeobrażeń. Mam tu na myśli wiarę Arystotelesa w samorodztwo o tyle jednak nieuzasadnioną a nawet wprost fałszywą o ile odnosił ją do organizmów stosunkowo wyższych, które w żaden sposób bezpośrednio z materyi nieorganicznej powstawać nie mogą.
Wieki średnie, jak w każdej może nauce, tak też i w biologii stanowią prawdziwą lukę, próżnią, nie dającą się wypełnić żadnym śladem rzeczywistych oznak Postępu. Nie dalej też, jak do roku 1748 należy odnieść pierwszy zawiązek właściwej teoryi przeobrażeń.
De Maillet (1). (Telliamed, pseudonym powstały z wypisania nazwiska na odwrót). Zapomniany twórca teoryi dotyczącej odpływu morza, przypomniany badaczom w skutek historycznych poszukiwań Quatrefages'a i d'Archiac'a (2) winien zająć pierwsze miejsce w szeregu poprzedników Darwina. De Maillet, w zacytowanem poniżej dziele, na wpół poważnem, na wpół fantazyjnem, usiłował rozjaśnić powstanie gatunków na podstawie wniosków, wywiedzionych z ogólnej kosmologicznej teoryi, którą przedstawia w temże dziele. Jakkolwiek wygłosił w niem wiarę w Boga a nawet system swój starał się pogodzić z podaniem Biblii, rozszerzając pojęcie dni stworzenia jako odrębnych epok geologicznych nieoznaczonej długości (3) niemniej jednak śmiałością swych myśli oburzył na siebie dogmatycznych przeciwników, a niezręcznem podszywaniem się pod powagę Pisma Św. wywołał uszczypliwe dowcipy wolnomyślnych filozofów współczesnych a w szczególności Voltaire'a. – De Maillet ułożył hipotezę, na mocy której słońca, stygnąc stopniowo zmieniają się w planety, bywają wstrzymywane w biegu i wyrzucone w przestrzeń krążą, dopóki inne jakie słońce nie pochwyci ich w wir swego obrotu. Wtedy staja się rzeczywistemi planetami, woda nagromadza się na nich, kształtuje wypukłości i doliny, roznosząc zarodki ży- – (1) Telliamed, ou Entrctiens d'un philosophe indien avec un missionnaire francais sur la diminution de la mer, 1748 i 1756.
(2) Cours do paleontologie stratigrafique.
(3) Zdanie to podzielają dziś najprawowierniejsi pisarze kościelni.
ciowe, które Bóg złożył w niej od wieków. Na myśl powyższą, naprowadziły go skamieniałości znalezione wewnątrz skał bardzo odległych od brzegów morskich. De Maillet idąc za przykładem Bernarda Palissy nie wahał się skamieniałości tych uznać za szczątki pierwotnych mieszkańców morza, podczas gdy Voltaire wyśmiewał ten pogląd, uważając owe muszle i kości za resztki porzucone przez pielgrzymów udających się… w znacznej liczbie do Rzymu, (Dictionnaire philosophigue, artykuł Coquilles) a ryby kopalne znalezione w Hessyi i w Alpach uważał za porzucony przez kupców podróżnych zepsuty towar, po upływie pewnej liczby lat skamieniały.
W kwestyi owych przedwiecznych zarodków, de Maillet nie był bynajmniej w sprzeczności z nauką, że tak powiem urzędową. W jednym z ostatnich swych pism, Cuvier, oświadcza, że "najgłębsze rozumowanie zarówno jak i najbieglejsze spostrzeżenia, mogą nas doprowadzić tylko do tajemnic tej teoryi." (1)
W tych to odwiecznych zarodkach, de Maillet widzi zaczątki wszystkich istot organicznych. Bezpośrednio jednak z owych zarodków powstać miały tylko morskie gatunki zwierząt i roślin. Dopiero z tych, drogą przeobrażeń wytworzyły się gatunki ziemne i powietrzne, nie wyłączając i człowieka. W skutek odpływu morza, zapadającego w głębsze przestrzenie, potworzyły się tu i owdzie z pozostałych na lądzie wód, strumienie i rzeki, w których zatrzymane gatunki – (1) Règne animal, 2 édit. Introduction.
morskie pod wpływem potężnego działania nowych warunków życia przeobraziły się w gatunki wód słodkich, a w części nawet w gatunki ziemnowodne i ziemne. Co do gatunków powietrznych, de Maillet, powstanie ich usprawiedliwia, znaczną ilością pary wodnej unoszącej się nad wodami, która pozwalała rybom latającym przywykać do nowych warunków życia i nie waha się twierdzić, że wszystkie ptaki z ryb powstały. Zwierzęta ssące wywodzi on również z gatunków morskich, przytaczając za przykład foki, które mogąc długi czas na lądzie pozostawać, mogły też do nowych warunków przywyknąć i dalej się przeobrażać. Wreszcie cytuje opowiadanie o ludziach jakoby w morzu żyjących, uważając ich za przodków naszego rodzaju. Należy przyznać, że de Mailletowi nie… brakowało fantazyi. Dziwić się zaś nie można, że występując z nowemi poglądami nie mając żadnych prawie dowodów empirycznych, naraził się nieraz na śmieszność. Teoryja jego jest tem względem teoryi Darwina czem obciosana z gruba bryła marmuru względem Venus Medycyjskiej. Z przeobrażeniem istot jednych w drugie nie robi sobie żadnej subiekcyi. Nieusprawiedliwia najgłębszych metamorfoz ani długością czasu ani przyrodzoną skłonnością organizmu, ani delikatnemi wpływami w pierwszych epokach życia jednostek. Sądzi owszem, że dojrzały osobnik jednego gatunku w ciągu swego życia przeobrażał się wprost w inny gatunek nie tylko innego rodzaju, ale nawet innej gromady, innego rzędu. Nie powołuje dla usprawiedliwienia tych przemian ani całego szeregu pokoleń, ani dziedziczności, któraby drobne, stopniowo gromadzące się zboczenia ustalała; zdaniem jego, jajko zwierzęcia morskiego wyrzucone na ląd stały przeobrażało się odrazu w inne jakieś zwierzę lądowe. Wyłączną przyczyną wszystkich tych przeobrażeń miało być spadanie morza. O zmianach istot w morzu stale żyjących lub też stale przeobrażonych w lądowe, nic nie mówi, widocznie nie przypuszczając żeby w tych gatunkach przemiany jakie zachodzić mogły. Uprzedzając zarzut, który się nawija sam przez się, dla czego nikt nie widział dotychczas zwierzęcia morskiego ryby np. przeobrażającej się w ptaka lub w zwierzę ssące, de Maillet odpowiada, że przeobrażenia takie odbywać się muszą tylko przy biegunach i w miejscach zupełnie pustych… "I jakże tu polemizować, mówi Quatrefages, z przeciwnikiem, który nawet niewiadomość uważa za dowód swej teoryi. " Nie zapominajmy jednakże, że jest to pierwsza próba i że zważywszy współczesny stan nauki, przyznać winniśmy de Maillet'owi niemały stopień przenikliwości i wysoką naukę.
Robinet (1) któremu z kolei drugie się miejsce należy, był poprostu marzycielem, bez stałych zasad i gruntownych wiadomości, dla tego też zasłużył sobie na lekceważenie z jakiem go traktował Cuvier w polemice– (1) Réne Robinet, urodzony w Rennes 1735 r., zmarły tamże w 1820. Prace jego wyszły w Holandyi, gdzie mieszkał czas jakiś. Przed śmiercią Robinet wyrzekł się zasad, których przez długi czas bronił.
z Lamarkiem (1) Robinet podobnie jak de Maillet odróżnia Boga od przyrody – naturę niestworzoną od natury stworzonej (2). Natura stworzona niezna przeskoków, mówi on z Leibnitzem i Bonneteni. Prawo ciągłości, jest prawem wszechbytu. Stosując się do zjawisk przyrodzonych, Robinet, przeczy różnicy istniejącej pomiędzy naturą martwą i naturą uorganizowaną. Dla niego, wszystko jest żywe. Cały świat jest przepełniony zarodkami z których powstają zarówno ciała martwe jak i ciała ustrojowe. Rozwój tych zarodków polega tylko natem że jeden zarodek skupia drugie w około siebie tworząc jednę całość organiczną; śmierć jest tylko rozerwaniem tego związku. Formy w ten sposób powstające mogą być najrozmaitsze ale zarodki są wszystkie jednostajne, są wszystkie zarodkami zwierząt – to co my nazywamy rośliną lub kamieniem, jest także zwierzęciem. Jedno zatem jest tylko królestwo – królestwo zwierząt. Ziemia, słońce, gwiazdy wszystko to olbrzymie zwierzęta, których budowy nie możemy rozpoznać, z przyczyny ich wielkości.
Według owego prawa powszechnej ciągłości każda rzecz istniejąca jest osobnikiem; ani gatunków, ani rodzajów żadnych niema. Są tylko przejawy różnych indywidualności. Pojęcie gatunku jest tylko dowodem naszego niedołęstwa – nie umiejąc bowiem upatrzyć drobnych różnic stanowiących ciągłość przejawów, wy- – (1) Dictionnaire des sciences naturelles, art. Nature.
(2) De la, nature (1766). – Considérations philosophique sur la gradation naturelle des formes de l'etre, ou les Essais de la nature qui apprend u faire l'homme (1768).
bieramy tylko większe, ażeby na ich podstawie w sztuczny sposób pooddzielać od siebie osobniki. Wszystkie formy są formami przejściowemi. Natura nigdy się nie powtarza; od jednego końca wszechświata do drugiego, wszędzie panuje ciągły ruch, ciągła zmienność ciągłe przeobrażenia. "Może przyjść czas w którym ani jedna istota żyjąca nie będzie podobną do tych jakie dzisiaj widzimy. "Świat sił ukryty przed naszemi oczyma przeobraża się podobnie jak świat zjawisk który widzimy. Wszystko jest postępem od rzeczy pojedyńczych do złożonych – a pierwotnym prototypem wszechbytu musiał być związek najprostszej siły z najprostszą formą. Postęp ten odbywa się na korzyść siły, która stopniowo zyskuje przewagę nad materyją – zacząwszy od kamienia a skończywszy na człowieku.
"Muszą jeszcze powstać, mówi Robinet, formy więcej subtelne, potęgi silniejsze nad te które dziś składają człowieka. Siła musi się nareszcie uwolnić od wszelkich materyjalności, ażeby rozpocząć życie nowe…, lecz dodaje on, niepowinniśmy błąkać się w obszernych sferach przewidzenia. "
Każda forma zwierzęca jest rodzajem próby, jaką odbywa natura ażeby uczynić się zdolną do wydania człowieka. Nie orangutang, ma być uważany za pierwszą próbę ludzkiej formy, nie koń, nie dąb, – ale te skamieniałości i kamienie które pod stopami naszemi powstają. Dowód na to następujący: "Istnieją, kamienie mające kształt serca, mózgu, czaszki, nogi, ręki…, " wszystko to zatem są próby nad wytworzeniem organizmu ludzkiego.
0Takie to dowody miała w owym czasie teoryja przeobrażeń.
Winienem jeszcze zwrócić uwagę na jednę osobliwą stronę teoryi Robineta.
Nie jest ona właściwie teoryją przeobrażeń, ponieważ Robinet nie tylko nic przypuszcza przemiany osobnika jednego gatunku w drugi, nie tylko nie głosi przemian powolnych na znacznej liczbie pokoleń jednego gatunku, ale wprost przecząc istnieniu gatunków w ogóle, uważa każdy osobnik za bezpośrednie dzieło natury, za produkt odmiennego zarodka niezależnie od poprzednich generacyj wytworzony. Niema więc ani przodków ani potomków, niema żadnego rzeczywistego pokrewieństwa form – są tylko niezależne jedne od drugich, próby natury usiłującej wytwarzać coraz to doskonalsze organizmy.
Tak wiec i owa doskonalsza istota, która ma po człowieku nastąpić, nierozwinie się drogą przeobrażeń z dzisiejszego rodu ludzkiego lecz zupełnie od niego niezależnie.
To com przytoczył, wystarczy ażeby dać pojecie niedorzeczności całej teoryi.
Buffon (1). Pod względem poglądów na kwestyją przeobrażeń gatunkowych, Buffon, wygłaszał zmienne pojęcia. Zrazu wyznawał absolutną niezmienność cech – (1) Grzegorz Ludwik Leclerc hrabia de Buffon ur. w Montbard 1707, zm… w Paryżu w 1788. Naturalista pierwszorzędnej sławy. Najważniejsze jego dzieło: "Histoire naturelle générale et particuliére avec la description du cabinet du Roi, 1749 – 1789.
gatunkowych, następnie począł głosić nietylko zasadę zmienności ale i teoryją pochodzenia form jednych od drugich, sprowadzając 200 opisanych przez siebie gatunków do 38 typów pierwotnych z których powstały (1).
Wreszcie pod koniec życia ograniczył ostatni swój pogląd, przyjmując najszersze przemiany cech, ale przecząc możności przeradzania się gatunków jednych w drugie i wspólnego ich pochodzenia.
Jednym słowem przyjmował istnienie przeobrażeń aż do tej granicy, która stanowi o tworzeniu się nowych ras – ale uważał cechy gatunku za niewzruszone, gdy chodziło o zasadniczy typ gatunku.
Za przyczynę przemian uważał wyłącznie wpływ otoczenia, nie przypuszczając żadnego oddziaływania ze strony samych istot organicznych. Pierwszy też zwrócił uwagę na wpływ otoczenia przy hodowli domowej.
Kant (2). Twórca systemu krytycznej filozofii winien z kolei zająć miejsce w szeregu poprzedników Darwina. Już bowiem w r. 1757 usiłował on w dziele p… t. Algemeine Naturgeschichte und Theorie des Himmels "wytłumaczyć kształt i mechaniczne powstanie całego wszechświata, według praw odkrytych przez Newtona" i mechanicznie objaśnić przyrodniczy przebieg rozwoju materyi z wykluczeniem zupełnem wszelkich cudów (3). Przeczuwał on możność wyjaśnienia historyi rozwoju – (1) Oeuvres de Buffon: De la dégénération des animaux.
(2) Sławny filozof i metafizyk królewiecki, ur. 1724 zm. 1804.
(3) Porównaj Ernesta Haeckela… dzieje utworzenia przyrody I, str. 68.
na drodze czysto przyrodniczych poszukiwań ale sam jej niedowierzał i z tego powodu wpadał w sprzeczności, których co prawda znakomity idealista w ogóle nieszczędził w swym wykładzie. "Podobieństwo tylu rodzajów zwierzęcych w pewnych wspólnych cechach, dotyczących nie tylko budowy ich skieletów, lecz i innych części ciała, przy zadziwiającej prostocie zarysów, zmniejszanie się jednych, rozrastanie innych części organizmu, które wytworzyło w następstwie taką rozmaitość gatunków, – wszystko to razem rzuca pewien, w prawdzie słaby, promyk nadziei, że zdołamy zastosować tu w części zasadę mechaniczną, bez której rzeczywiście, żadna nauka przyrody istniećby nie mogła. To pododobieństwo form, które pomimo tak wielkich rozmaitości, zdaje się wykazywać, że zostały one wytworzone na wzór wspólnego im pierwokształtu, wzmacnia domysł rzeczywistego ich z sobą pokrewieństwa w pochodzeniu ze wspólnej formy rodowej przez stopniowe zbliżanie jednych rodzajów zwierzęcych ku innym, poczynając od tych u których zasada celowości (das Princip der Zwecke) zdaje się być najdokładniej urzeczywistnioną – mianowicie u ludzi, aż do polipów, a następnie do mchów i porostów, wreszcie aż do najniższych znanych nam stopni rozwoju, do surowej materyi, (zur rohen Materie). Z tej ostatniej i z jej sił powstała, według praw mechanicznych (podobnych do tych, jakie dzałają przy tworzeniu się kryształów), cała technika przyrody, tak zawikłana i niepojęta dla nas w istotach organicznych, że uważamy nawet za potrzebne wyszukanie innej zasady dla ich objaśnienia. "
Wspaniale myśli! lecz by je usprawiedliwić choć w części. Kant musiał by dożyć naszych czasów – w 1790 niepodobna było zrobić więcej. Jednakże myśli jego choć sam w nie nie wierzył nie zginęły – przeszły one w atmosferę wieku, czekając lepszych warunków rozwoju by dojrzeć i wydać owoce. Niepowinniśmy się też dziwić że tenże sam Kant w przystępie zwątpienia napisał następujące słowa: "Jest rzeczą nie zaprzeczoną, że nie zdołamy nigdy dostatecznie pojąć ustrojowych istot, wytłomaczyć ich wewnętrznej budowy, na mocy tylko mechanicznych zasad przyrodniczych – jest to tak pewnem iż możemy poprostu powiedzieć: niedorzecznością jest cieszyć się nadzieją, że kiedyś znajdzie się drugi Newton, który w zrozumiały sposób wytłomaczy nam według praw przyrody zapłodnienie źdźbła trawki, jakoby dziejącego się bez celu; przeciwnie powinniśmy wręcz ludziom zaprzeczyć prawa podobnego badania. "
Tym czasem dodaje w tem miejscu Haeckel – drugi ten Newton zjawił się w 70 lat później w osobie Darwina a jego teoryja doboru rozwiązała faktycznie zagadkę, której rostrzygnięcie, Kant, uważał za absolutną niemożebność. "
Ale czy tak jest w rzeczy samej? Czy Darwin rzeczywiście jest owym drugim Newtonem?
Nie uprzedzajmy rozbioru.