- W empik go
Karolina Tom 1: powieść w trzech tomach - ebook
Karolina Tom 1: powieść w trzech tomach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 277 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zadziwi to moźe dawnych i łaskawych czytelników moich, iź będąc zawsze przeciwną romansom, dziś z romansem występuję? – Bo tez Karolina nie romans; jest to sobie powieść kobieca, domowa, drobiazgowa, gdzie fantazyi i imaginacyi wcale niema, intryga prawie żadna i nie nowa, morałów ile się zmieściło i wiele gadaniny; jest to powieść, której – i proszę o tem pamiętać – nie pisałam ani dla dzieci ani dla uczących się panien, tylko dla matek, dla panien w wieku zamęźcia, słowem, dla kobiet dojrzałych.
Ale jakkolwiek moja Karolina kobietom jest przeznaczona, zgaduję wcześnie, źe wielu się nie podoba. Te zwłaszcza, co juź nawykły do zadziwiających wypadków, do śmiałych zdań i widoków, do nadzwyczajnych charakterów dzisiejszych francuzkich romansów, te co się oswoiły z czarownem i gorącem piórem autorki Indyany9 te mówię, uznają w niej powieść staroświecką, blado napisaną, a przebiegłszy ją z niechcenia ziewną i rzucą.
Z przeproszeniem tych pan, taka re-cenzya, taki los mojej pracy z ich ust i ręki, ani mnie zdziwi, ani zasmuci. Czołem bijąc przed świetnością talentu, dowcipu, imaginacyę Balzaków, Sulierów, i im podobnych, podziwiając męzki geniusz Pani Sand, nie poważam sic, a nawet nie pragnę mierzyć się z niemi, ani im sprostać. Moje chęci są bardzo skromne. Do małej liczby dzisiejszych książek towarzyskich polskich, chciałam dorzucić jedne 5 chciałam rozerwać sic sama w tęsknych nie raz chwilach; chciałam – i to był podobno główny cel mój – zasady i zdania, które już od dwudziestu lat głoszę, ubrać w krój odmienny, dla mnie nowy, puścić je tak w świat i obaczyć czy nie przystaną lepiej? –
Wiem ja dobrze, iź co do barwy, toku, stylu tej powieści byłoby wiele do powiedzenia, wiem, że jej brak bardzo wiele, ale wiem i to, że jest w tem wszystkiem moja i nie moja wina…. Moźe dalsze da Bóg, lepsze będą. –
Saint Germain en Laye, 28. Czerwca 1839.
wieści wzięta iest z
Wj '"I" A m*maSe of * romansu ranny
SPIS ROZDZIAŁÓW
w tym pierwszym Tomie zawartych
I. Dzień i wieczór ślubny.
II. Oba ojcowie, syn i jeszcze któś czwarty. III. Matka i córka..
IV* Pierwsze dwa tygodnie.
V. Rodzice u dzieci.
VI. Goście.
KAROLINA.
ROZDZIAŁ I.
Dzień i wieczór ślubny*
Jeden z najświeższych dni wiosny, dwudziesty maja, tysiąc ośmset czwartego roku, wybrany na ślub pięknej Karoliny z młodym Hrabią Leonem***, już zawitał. Już tez wszystko było przygotowane do tego uroczystego obrzędu, który na wyraźne żądanie kawalera odbyć się miał w pokoju, w domu rodziców Panny młodej, na Długiej ulicy, w Warszawie. Salon, czyli jak w ówczas mówiono, pokój bawialny, nie tyle elegancko, ile uczciwie i wygodnie umeblowany, napełniony był kre-wnemi i przyjaciółmi Państwa młodych. Wszyscy mieli stroje godowe i weselny uśmiech na Tom i… I
twarzach; wszyscy chwalili związek zawrzeć się mający i wróżyli mu pomyślność, chociaż może wielu inaczej myślało.
Ojciec Panny młodej, Pan Marcin Dyblewicz, niedyś syn Berdyczewskiego kupca, poźniej pisarczyk przy komisarzu wielkiego pana na Ukrainie, dalej sam komisarz, plenipotent i prawa ręka kilku znacznych magnatów, a nareszcie przy protekcyi i pieniądzach, szlachcic, Cześnik i kawaler S. Stanisława, uzbierał był sobie pracując lat przeszło czterdzieści, nie bez mozołu i szczęścia, ale bez skazy na honorze, bardzo znaczny majątek. Nosił się po polsku; a dziś w nowym amarantowym żupanie i w perłowym kontuszu, na którym jaśniała gwiazda, w złotolitym pasie, z białą czapką pod pachą, szastał się wesoło po całym pokoju, zakręcał siwego wąsa, głaskał rzadką już czuprynę, kłaniał się nisko gościom, ściskał niektórych za kolana, dodawał to świec jarzących, to kwiatów do przyrządzonego ołtarza, przestawiał krzesła; zgoła, widać było z każdego jego ruchu i słowa, iż obrządek nastąpić mający spełniał dawne i serdeczne jego życzenia; jakoż, nadawał córce jedynaczce, pannie kilku milionowej, to jedno, czego cała miłość rodzicielska i największe nakłady zapewnić jej inaczej nie mogły: imię znakomite w kraju od wieków, tytuł Hrabiny i Wojewodzicowej, i miejsce w najpierwszem towarzystwie.
Obejście się Pani Cześnikowej, również stosownie i suto ubranej, zdradzało mniej swobodną radość; łzę było widać w jej oku, wtedy nawet kiedy odpowiadała z wdzięcznym uśmiechem na komplementa zebranych gości. Lubo dzisiejsze postanowienie córki było także od lat kilku, szczerem jej pragnieniem, przecież, zdawało się jakoby w tej stanowczej chwili myślała o tem szczególniej: że utracą na zawsze jedynaczkę: że ją oddaje Hrabiemu w prawdzie, panu z panów, ale młodzieńcowi którego zna mało, i o którym pewną nie jest, czy godzien tego skarbu? –
Wszyscy już się zebrali, prócz Państwa młodych. Ojciec kawalera, Pan Wojewoda***, który zdawał się niemal równie szczęśliwyjak ojciec panny – lubo wyschła i blada twarz jego, nie odbijała tak szczerze wesela jak pełne i rumiane lica Cześnika – już był od godziny przyjechał, a Leona jeszcze nie było. Dziwili się temu obecni, ukrywając jednak starannie zadziwienie swoje. Któś powiedział: ze tu jadąc widział sześciokonną karetę Wojewodzica przed bramą jego pałacu, na Krakowskiem przedmieściu, i że niebawem przyjedzie. Dama niezupełnie już młoda i świeża, lecz najwykwintniej ubrana i najgłośniej mówiąca, Szambelanowa R., wyrzekła z pewrnym uśmiechem: iż przed godziną w dalekiej części miasta koło Ujazdowa, jej służący spotkał jego angielską karyolkę. „Zapewne jedździł sam po bukiet do Łazienkowskiej oranżeryi” dodała z pospiechem obaczywszy – surowe wejrzenie Wojewody, którego miała zaszczyt być daleką kuzyna. – Jakkolwiek bądź, to spóźnienie zaczynało się wydawać wzsystkim wcale nie zwyczajne; a oba ojcowie, zwłaszcza Wojewoda, widocznie sic niespokoili. Skoro zdaleka turkot powozu jakiego słyszeć się dawał, wychylali głowę przez otwrarte szybki; ale na próżno, niebył to Leon.
Rozmowa ogólna zaczęła ustawać.. Już jej nie podsycał jak z początku Cześnik, szerokiem opowiadaniem o zaletach i talentach córki. Wojewoda mimo całej znajomości świata i słynnego zdawna salonowego dowcipu, nic nie mógł wynaleźć do powiedzenia. Było tam pari kilka młodych i nie młodych z najpierwszej elegancyi, prócz wspomnianej Szam-belanowej, było i kilku paniczów z lorynetką przy oku i brelokami u zegarka, którzy, jak się zdawało byliby mieli z czem się odezwać; lecz ci szeptali między sobą i to półgębkiem i bardzo ostrożnie; dosyć, że nastało wkrótce zupełne milczenie, przerywane tylko kiedy niekiedy jakiem czczem słówkiem obmyślonem z trudnością, i na które zwykle dwie osoby od razu się zdobywały; jak to się zdarza powszechnie, tam gdzie rozmowa nie idzie.-– Gospodyni domu choć zawsze przyzwoita i na swojem miejscu, nie była też bynajmniej w stanie zabawienia kompanji; cierpiała srogie męki; to blada, to czerwona, wychodziła nawet często z pokoju, piła wodę, wąchała ocet, żeby płaczu serdecznego nie dostać.
Nareszcie, usłyszano jadący pedem powóz; zatrzymała się angielska karyolka przed domem, i wnet wszedł do pokoju Leon blady, i prawie bez tchu; a chociaż moment podobny, byłby zapewne dla każdego przykry i żenujący, przecież pomięszanie jego jeszcze większe się zdawało.
Hrabia Leon, młodzieniec dwudziesto pie-cio letni, był bardzo dorodny i co się zowie dobrego tonu. Oczu czarnych pełnych ognia i uczucia, włosów ciemnych, czoła pięknego, płci bladawej, wysoki i szczupły w miarę, zawsze modnie, lecz bez przesady ubrany, zwracał w każdem towarzystwie powszechną uwagę: nie tyle jeszcze regularnym składem twarzy, męzkim i udatnym kształtem, ile szlachetnością wyrazu i postawy, i dorzecznością całego układu. Miał coś tak ujmującego i wyższego w spojrzeniu, w uśmiechu, w ukłonie, w mo wie, ie obojętne nawet lab źle uprzedzone osoby łatwo rozbroił i zniewolił, skoro się do nich zbliżyć i przemówić raczył. – Lecz w tym razie takie było jego pomięszanie, iż zdawało się, że brak mu nie na woli, ale na siie użycia tych korzyści; wyrzekłszy słów kilka bez ładu i głosu, spuścił oczy, stanął kolo okna, i stał zamyślony.
„Wojewodzie, widać, roztropny choć miody, pobożny choć z zagranicy wraca – powiedziała cicho poczciwa jakaś Starościna do drżącej zawsze Cześnikowej – małżeństwo uważa jako rzecz ważną, jako sakrament i związek dozgonny. Nie tak jak prawie cała dzisiejsza młodzież, co ze śmiechem do ołtarza idzie, bo w duchu o rozwodzie myśli. J świętej pamięci mąż mój bardzo był pomieszany jadąc do ślubu; trzydzieści tez lat z górą przeżyliśmy w zgodzie.44 – Biedna Matka ledwie dosłyszała tych słów; jej dusza, jej oczy wlepione były w drzwi któremi wnijść miała córka. Już ojciec poszedł po nią. Jakoż otworzyły sic wnet podwoje i weszli.
Karolina skończyła lat ośmnaście. Dorodnego i ślicznie rozwiniętego wzrostu i kształtu, szczupła w stanie, szeroka w ramionach, szyi łabędziej, rysów twarzy delikatnych i nadobnych, włosów długich i jasnych, nadzwyczaj biała, gładka i świeża, w całym układzie, w każdem ruszeniu, miała coś zupełnie niewieściego; a w błękitnych oczach czarnemi rzęsami ocienionych, w uśmiechu i w głosie, wyrazi dźwięk prawie dziecinny, a raczej anielski. Kto spojrzał na pogodę jej czoła, na płci zdrowie i przezroczystość, kto ogarnął okiem kibić jej udatną, a niewymuszoną, temu przypominała dziecię kwitnące, albo pierwszą niewiastę, kiedy ją Stwórca stawił przed Adamem w całej chwale i wdzięku kobiecej młodości; kto wejrzenie jej spotkał, kto głosu dosłyszał, do kogo się uśmiechnęła, temu anioł przez myśl przelatywał. – I w tej chwili gdy weszła do pokoju lekkim a poważnym krokiem, sama jedna w długiej szacie białej i w zielonych liściach, wśród tylu kobiet strojnych w jaskrawe barwy i upięcia, wydała się jak gość z górnych krain;
i mimowolne uszanowanie ogarnęło wszystkich, choć na chwilę.
Przystąpiono do ślubnego obrządku. Panna młoda przejęta głęboko uroczystością owej najważniejszej chwili w życiu kobiety, była zupełnie przytomna, z namysłem i dobrowolnie czyniąca; widać było oczywiście: że nie tylko ludzi ale Boga i Świętych jego ma świadkami. Pan młody drżał jak liść, zdawało sic że ledwie wie co robi, jakby z musu czyni, i prawie zapomina, że ktokolwiek bądź na niego patrzy. Ksiądz, nie żaden dygnitarz, jakby może znakomitość zebranych osób wymagała, ale prosty Kapucya z długą brodą, niewiadomo czy z litości dla obecnych, czy z własnego wzruszenia, skrócił przemowę do jakiej sic był przygotował, i złagodził niektóre surowsze jej wyrazy, tak, że wiele co do wymowy straciła.– Gdy przyszło do wyrzeczenia sakramentalnych odpowiedzi, i do złożenia świętej i niezłomnej przysięgi, Karolina mówiła dobitnie i skoro; jak najwyraźniej ślubowała miłość, wiarę i posłuszeństwo małżeńskie, i przysięgła „nie opuścić wybranego dobrą wolą małżonka, aż do śmierci.64 Leon powtarzał słowa kapłana leniwo i tak cicho, ie ojciec stojący za nim musiał mu podpowiadać prawie każdy wyraz. – Ale jakkolwiek bądź odprawił się ów akt ślubny, spełnił się przecież. Ksiądz Onufry zamienił złote obrączki, wezwał obecnych za świadków: „jako małżeństwo niniejsze przystojnie zostało zawarte, i od Kościoła potwierdzone:44 związał ręce Państwa młodych stułą, pobłogosławił, i złączone zostały na całe życie dwie osoby, które nie zobopólnie jak się zdaje, tego związku pragnęły.
Po ślubie nastąpiły zwykłe uściskania, powinszowania, komplementa, a tym czasem sześciokonna kareta wiedeńska z herbami i sutą liberyą, zajechała z trzaskiem przed dom. – Mało jeszcze używanym wtedy obyczajem, a świeżo przeniesionym z Anglji do Polski, wraz z siodłami damskiemi, żokiejami i herbatą, niektórzy panowie z najwyższej elegancyi, nie obchodzili już wesel po staropolsku, w kilkudniowych familijnych ucztach, ale natychmiast po ślubie, pędzili pocztą we dwoje na wieś przeżyć w samotności pierwsze miodowe tygodnie. Hrabia Leon równie jak ślubu w dorau zaindultem i bez zapowiedzi, tak i tej przejażdżki żądał był wyraźnie. Bardzo sic nie podobało w duchu, i jedno i drugie Cześnikowi i jego żonie: oddawna marzyli sobie jak córka ich i Pan Wojewodzie „spadać będą z ambony44 we dwóch przynajmniej parafiach, przez trzy następne niedziele, jaki będzie zjazd i ciżba na ślubie u Fary, w kaplicy Pana Jezusa, jakie huczne wesele, jaka wspaniała wieczerza: – przecież jak na wiele innych niesmacznych w tym związku rzeczy, tak i na to pomruczawszy przystali. –