- W empik go
Karolina Tom 3: powieść w trzech tomach - ebook
Karolina Tom 3: powieść w trzech tomach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 269 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uzupełnienie Notatek.
Może się mylę, ale zdaje misie, że nie jedna z czytelniczek, rzuciwszy Tom skończony, weźmie ten trzeci z pewną niecierpliwością, chcąc się dowiedzieć: czemu tam wydrukowano, na ostatniej kartce „Koniec Notatek ” kiedy Karolina zabierała się w najlepsze do dalszego pisania. – Musiał więc zajść nareszcie jakiś stanowczy wypadek, który jej przeszkodził? – I już rozmaite przygody, może więcej zajmujące od istotnych, przez bujną myśl im przechodzą. –
Jakkolwiek miłą mi jest ta ciekawość, przecież muszę jej zaspokojenie do dalszych rozdziałów odłożyć; a teraz dotrzymując dawniejszej obietnicy, nie iść naprzód, ale w tył, zajrzeć w serce Karoliny, a razem uzupełnić, objaśnić owe Notatki, w tem zwłaszcza, co się jej samej dotyczę. Bo to pisemko jest tylko jak zarys, w wielu miejscach niewyraźny, który koniecznie wykończyć trzeba, żeby sprawił pożądane wrażenie. Kiedy Karolina go kreśliła – osobliwie przed trzynastym marca – nie znała, nie rozumiała samej siebie; nie mogła przeto dać się poznać drugim; a mnie bardzo o to idzie, żeby ją czytelnicy moi dobrze i dokładnie znali. – Wreszcie w młodości, a nie raz i poźniej, drudzy mają klucz naszego serca, my czytać w niemnie umiemy. My jesteśmy ciągle z sobą, i najwięcej zważamy na szczegóły; drudzy, rzadziej nas widząc, biorą ogół i trafniej sądzą. Tak nie jedna z nas, przeglądając się codzień w zwierciedle, myśli że się nie starzeje; a każdy za pierwszym rzutem oka wiek jej odgadnie, czasem i przyda. –
Napomknęliśmy dawniej i łatwo sobie każdy wystawi jakie różne niebezpieczeństwa czekały Karolinę na wielkim świecie. Same zabawy Warszawskie, wtedy tak huczne, wesołe, zapamiętałe, dla osoby mało z niemi obeznanej miały grożącą stronę. – Polakom w ogólności przyznać należy, że bądź co bądź bawić się umieją. Niewiem, gdzie szukać źródła tego daru: czy w hojności i gościnności wrodzonej, czy też w owem uczuciu studenta, który w krótkiej chwili rekreacyi, pustuje i używa co się zmieści? to przecież pewna, że nie jeden szczęśliwszy i bogatszy od nas naród nie posiada do tego stopnia owej wesołej sztuki. Nie jeden cudzoziemiec powtarza: „Nigdzie tak się nie bawiłem jak w Polszcze;” nie jeden mąż twierdzi z westchnieniem: „W polskiem twarzystwie najsnadniej głowy się zawracaj ą.” –
Karolina z położenia i wychowania swego, prócz tych spólnych niebezpieczeństw wystawioną jeszcze była na właściwe sobie, które zgłębić musiemy z kolei. –
Niech co chcą mówią filozofki, a raczej te kobiety, które nigdy w świecie żadnego rodzaju powodzenia nie miały, jest w pochwałach głośnych, w hołdzie niejako publicznym, urok bardzo ponętny. Nektar pochlebstw najmocniejsze głowy upaja; a co dziwnego, pochwały urodzie dawane, najrozsądniejszą najłatwiej omamią. Jest w płci niewieściej taka próżność, takie zamiłowanie tego znikomego ciała, że nie jedne kobietę pochwal z urody, a przytem powiedz na nią co chcesz, gotowa ci przebaczyć. – ?eby ów zawrót pochwał rychło minął, a młoda i uwielbiana osoba w niczem z drogi prawej nie zeszła; trzeba jej obok pewnych zasad: szczęścia domowego i cnotliwej miłości.
Karolina pierwszego nie miała, druga zbyt ją ubezpieczyła. Wiemy z jaką niewinną serdecznością kochała się w Leonie; jak całem jej pragnieniem na przyszłość stało się, być kiedyś od niego wzajemnie kochaną. A jakikolwiek bądź skutek, te jej widoki i życzenia wziąść miały, w jej przekonaniu historya jej serca była zupełnie skończona. – I bez wątpienia, w tera się nie myliła; kobieta najmłodsza i najpiękniejsza skoro raz za mąż pójdzie, już swój romans kończy. Ale nie idzie zatem, żeby czuwać nad sercem swojem przestała. Człowiek skłonny jest do złego od początku; stałość w uczuciach, w powinności, w pracach, słowem cnota, niczem więcej nie jest tylko ciągłem czuwaniem. Nie jednej, osobliwie póki młoda, serce by wyskoczyło, noga zboczyła, ręka omdlała, gdyby mocna i ciągła wola nie rządziła niemi. – Dla mężatki szczęśliwej lub nieszczęśliwej, wszelkie widoki zajęcia innych mężczyzn mają być zamknięte; jednego męża kochać miłością powinna i nie dać się kochać nikomu „ choćby na żart; takie są dwa główne artykuły kodexu małżeńskiego, i oczywiście vice versa. – Lecz czyż to co dziać się powinno, może się dziać samo z siebie? – Karolina tak sądziła, i myślała; że kiedy kto raz już dobry i kocha z przekonania, na zawsze takim zostanie. Jeżeli co do innych widziała, że wielu nie robi tego co by powinno, o sobie miała tę pewność pierwszej i niedoświadczonej młodości, ie zbłądzić nie może, bo zbłądzić nie chce. Prócz tego z romansów, które tak chciwie i niebacznie czytała, czerpnęła nie jedne pięknie brzmiącą a przewrotną maxymę.
„Głęboka miłość rękojmią jest niezawodną cnoty kobiety.”
„Wzbudzić zazdrość nieomylnym jest sposobem obudzenia miłości.”
„Pięknie jest zyskać pochwały i serca wszystkich, żeby je złożyć u stóp jednego.”
Oto naprędce kilka z tych, które najlepiej jej się podobały i według jakich prowadzić się umyśliła. –
Obronna tedy w mniemaniu własnem, miłością dla męża, wierząc, że świetnem powodzeniem obojętność jego pokona, przytem, pragnąca już zabaw dla samej siebie, rzuciła się w świat chętnie, bezpiecznie, a nawet śmiało; i nikt by w niej nie był poznał na pierwszym zaraz balu, owej milczącej Karoliny, co z samym i źle uprzedzonym Leonem często trzech zliczyć nie umiała. Kobieta –
to zmienna a raczej dotkliwa istota; układ jej zależy po części od tego co ją otacza. Tak w krzaku róży okrytym kwiatami w czerwcu? nie poznasz suchej i smutnej marcowej rośliny; bo przez ten czas wionął wiatr przyjazny, zaświeciło jasne słońce. –
Czystość jej chęci, a przytem brak zupełny zwyczajnych pretensyi, sprawiły: że wdzięcznie i wesoło przyjmowała nadsługowa-nia młodzieży i często dwuznaczne słówka; czem od razu ośmieliła mężczyzn, a kobietom nasunęła większą jeszcze ochotę do mówienia źle o niej. Bo jakże rzadko między ludźmi, kto uwierzy, aby człowiek cały był na wierzchu, aby takim się okazywał jak jest. Tam, niemal każdy rolę przyjętą odgrywa, każdy siebie kryje; i kiedy mimo tylu starań z czemsiś nagannem się zdradzi, wszyscy wiedzą, że to tylko próbka tego co tai, ucho wilcze co z pod skóry owczej wyjrzało.
Wreszcie Karolinę złudził jeszcze, jak już wiemy, język francuzki; nie rozumiejąc prawdziwego znaczenia wielu wyrazów, nie przy więzywała przyzwoitej wartości do tego co w nim słyszała i mówiła; myśl jej ślizgała się tylko po słowach, i uważała go ciągle jako układową monetę, co za obrębem salonowym kursu mieć nie będzie.
Tem całem postępowaniem ściągnęła więcej oczu na siebie, podobała się zapewne daleko lepiej niż gdyby w zupełnie właściwej trzymała się mierze. Któż nie wie jak łatwo uwielbianą bywa mężatka ładna, młoda, przyjemna, kiedy mile przyjmuje grzeczności mężczyzn? każdy spodziewa się być szczęśliwym, a żaden nic nie ryzykuje. Na wyścigi przeto złota młodzież Warszawska – na czele której świetniał już nie młody ale jeszcze powabny i niebezpieczny Książe Józef – nadskakiwać jej zaczęła, chwalić ją, wynosić pod niebiosa, i kochać się w niej na zabój. Bo jeszcze do wszystkich swoich powabów, potrafiła sama niewiedząc jak, za co, i kiedy, uzyskać ów talizman cudowny, który zastępuje nie raz w ludziach rozum, urodę, wszelkie przymioty, dziełom i artystom bez talentu, strojom cudacznym i nie do twarzy wziętość zapewnia: weszła w modę. – Czy powodem do tego się stało spaźniane a wyglądane jej ukazanie się w świecie, czy znane nam uwielbienie Kasztelanica, czy zręczne pochwały Wojewody i Kasztelanowej, czy inne jeszcze jakie intrygi, tego odgadnąć trudno, dosyć że: weszła w modę, podobno jeszcze nim się ukazała. – Już w czasie pierwszej wizyty pod Blachą nazwano ją delicieuse, a na pierwszym balu, okrzyczano incomparable. Piękne damy nawet, jakkolwiek między sobą różnie o niej szeptały, w oczy mówiły jej pełno grzeczności i czułości; w wielu rzeczach naśladowały ją nawet zręcznie, myśląc że jej szczęście do podobania się, zawisło od układu włosów albo od kroju sukni. Mężczyźni zaś wszyscy bez wyjątku chwalili ją, choćby dla tego, żeby broń Boże, kto nie pomyślał, że źle są od niej widziani. – „Pani Karolina obiecała mi dwa tańce na bal jutrzejszy” – mówił jeden. „Mam na dziś bilet do jej loży” – powiadał drugi. „Galopowałem godzinę kolo jej powozu, aż bała się o mnie” – zapewniał trzeci. „Posłałem jej w tej chwili bukiet przepyszny, anonimc – zwierzał się czwarty – ona odgadnie do razu kto?” – Takie i tem podobne były przechwałki elegantów; a skoro się gdzie pokazała. Każdy chciał dowieść ich prawdy – uczynkiem. – Gdziekolwiek się ruszyła, latano za nią; na balach trudno było docisnąć się do jej ręki; jeźli w pierwszej parze polskiego tańczyła, nadążyć nie mogła z witaniem tych co się cisnęli do jej odbicia; jeźli w mazurku rzuciła chustkę w górę, las rąk się wznosił do jej schwytania; jeźli zmęczona chciała się ochłodzić, jeden drugiego prześcigał, kto szklankę napoju choćby na klęczkach jej poda? Jeźli wyjechała w ulicę Ujazdowską albo na Fawory, jeźdźcy najpierwszego tonu otaczali jej powóz jakby monarchini, narażając się nie raz na szwank, byle na ich pląsy i skoki łaskawie spojrzeć raczyła; na teatrze cały parter więcej patrzył na nią niż na sztukę; między aktami loża pełna była kawalerów; kwiaty, pomarańcze, cukierki, książki, zgoła te drobne rzeczy, które weszło w zwyczaj ofiarować bezkarnie kobietom, sypały się jej codzień; a ona w niedoświadczeniu swojem, to myślała: że tak wszystkim się dzieje na wielkim świecie, a jej dziwić się i gniewać nie wypada, gdyż ją parafianką nazwą; to znowu zwłaszcza z początku sądziła: że te grzeczności nie są zdrożne, i że im naturalniej przyjmować je będzie, tem więcej okaże jak mało je ceni; nakoniec, że lada dzień otworzą oczy Leonowi i pokażą mu, iż i ona podobać się może. –
Gdyby Karolina jednego szczerego i rozsądnego przyjaciela miała, byłby ją jak najłatwiej oświecił i poprowadził; – ale nieboga nie miała nikogo.
Któż na wielkim świecie przyjaźń znajdzie? szczęśliwy traf, kiedy się dawna nie przerwie, a przynajmniej nie oziembi; gdzieżby myśleć o zawieraniu nowej? Tam, są prawie same chwilowe i interesowane związki; każdy z każdego ciągnie korzyść i zabawę;