Karta ateńska - ebook
Karta ateńska - ebook
Karta ateńska to zestaw wytycznych do projektowania nowoczesnych miast stworzony przez architektów i urbanistów z organizacji CIAM (Międzynarodowe Kongresy Architektury Nowoczesnej). Zjazd CIAM IV odbył się na statku Patris II płynącym z Marsylii do Aten oraz w samych Atenach latem 1933 roku, z udziałem przedstawicieli polskiej awangardy.
Dziesięć lat później, w okupowanej Francji, Le Corbusier wydał „Postanowienia” w zaktualizowanej i rozszerzonej wersji, jako Kartę ateńską. W powojennych dekadach stała się ona drogowskazem dla urbanistów odbudowujących i budujących miasta na całym świecie, w tym w Polsce.
Karta ateńska budzi wiele kontrowersji. Optymistyczna i humanistyczna, czy nieludzka i technokratyczna? Jedno jest pewne – to najważniejszy miejski manifest XX wieku. Dlatego w serii FUNDAMENTY prezentujemy pierwsze od lat i najpełniejsze do tej pory polskie wydanie Karty, uzupełnione o wcześniej nie tłumaczone fragmenty.
Tekst i grafika (projekt: Studio Szeryfy) oparte są na opracowanej przez Le Corbusiera edycji z 1943 roku.
Oryginał wzbogaciliśmy o współczesny komentarz socjolożki Joanny Kusiak, która zastanawia się do czego Karta może służyć w XXI wieku (Wściekły rozwój miasta kontra nadopiekuńczy rozsądek utopii).
*Uwaga - tekst Johna R. Golda Jak stworzono Kartę ateńską jest dostępny tylko w wersji drukowanej*
Kategoria: | Architektura |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-943750-9-6 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pierwsza wersja tekstu ukazała się w broszurze towarzyszącej wystawie Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera za Żelazną Bramę zorganizowanej przez Centrum Architektury w roku 2012 (Joanna Kusiak, Wściekły rozwój miasta vs nadopiekuńczy rozsądek utopii, w: Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera za Żelazną Bramę, Warszawa 2012, s. 20–27).Co nam leży na sercu? – Wszystko nam leży na sercu. Całe okrągłe, lekko spłaszczone na biegunach szczęście planety. Cale owalne, elipsoidalne szczęście galaktyki. Wszystko. Pokój narodom i pax tibi. I nawet to, żeby ci, co budują budy dla psów, nie robili otworu budy na zachód, skąd tu, na średnich szerokościach, wieją najprzeważniejsze wiatry i psy marzną.
Edward Stachura, Cała jaskrawość
Wszędzie przemoc, ponure ugory blokowisk, wyciekające baterie, palące się rowery, komputerowe symulacje hałd.
Dorota Masłowska, Między nami dobrze jest
Problem, jaki ludzkość ma z modernizmem, jest w dużej mierze podobny do problemu, jaki ludzkość ma z marksizmem. Po pierwsze, istnieją dzieła Karola Marksa i zawarte w nich teorie. Po drugie, istnieje marksizm, a właściwie różne marksizmy, które wychodzą od idei zawartych w dziełach Marksa, jednak rozwijają je w kierunkach niekoniecznie zgodnych z literą tekstu i intencją autora (sam Marks zarzekał się, że nie jest marksistą). Wreszcie – pojawił się między innymi w naszej części świata realnie istniejący socjalizm, który legitymizowano ideami Marksa i marksistów. Część z nich rzeczywiście wprowadzał w życie, jednocześnie jednak stosował szereg strategii politycznych jawnie sprzecznych z pierwotnymi ideami Marksa. Po upadku realnie istniejącego socjalizmu stosunek do Marksa i marksizmu nadal dzieli wielu intelektualistów na dwa bloki. Dla jednych totalitarny wymiar realnego socjalizmu oraz sposób, w jaki upadł, są absolutnym i ostatecznym dowodem na porażkę idei Marksa i marksizmu. Wszelkie próby nawiązania do tych idei, a tym bardziej obrony poprzedniego systemu, grupa ta traktuje jako pełzający bolszewizm, a sformułowania takie jak „walka klas” czy „nacjonalizacja środków produkcji” wywołują u niej gęsią skórkę. Grupa ta naturalnie tekstów Marksa nie czyta w ogóle, ma natomiast legendarne wręcz wyobrażenia na temat tego, co się w nich znajduje. Z kolei druga grupa, do której należy znakomita większość zachodniej lewicy i która jeszcze w 1968 roku pokładała w bloku wschodnim ogromne nadzieje, po upadku komunizmu poczuła się zawiedziona, by nie powiedzieć obrażona, z powodu jego porażki. Doprawdy symptomatyczne jest, do jakiego stopnia grupa inteligentnych ludzi zawodowo zajmujących się marksizmem nie jest zainteresowana przebiegiem i wynikami eksperymentu przeprowadzonego przy użyciu idei marksistowskich w Europie Wschodniej. Realnie istniejący socjalizm to według nich wypaczenie, za które należy winić Stalina i jego następców, niemające nic wspólnego z marksizmem. Marksa czytają uważnie i nabożnie. Z kolei wszelkie próby zwrócenia uwagi na możliwe ideologiczne źródła porażki tego eksperymentu są dezawuowane. Tymczasem wydaje się, że trzeźwa i rzeczowa analiza myśli Marksa przez pryzmat bieżących nierówności społecznych i przeszłości socjalistycznego eksperymentu (potraktowanych razem) pierwszych pozbawiłaby wielu złudzeń, drugich natomiast popchnęłaby do przodu.
Podobnie naładowane emocjami są obecnie popularne wyobrażenia o modernizmie. „Realnie istniejący modernizm” pozostawił po sobie szereg bardzo mocnych obrazów, które do dziś funkcjonują jako bezdyskusyjne symbole jego porażki. Tak jak zburzenie muru berlińskiego uchodzi za dzień końca komunizmu, dniem, w którym – wedle Charlesa Jencksa – umarł modernizm, był 15 lipca 1972 roku, kiedy to wysadzono w powietrze corbusierowski w stylu kompleks Pruitt-Igoe w St. Louis w Stanach Zjednoczonych¹. Wybudowano go zaledwie siedemnaście lat wcześniej. Był to zespół subsydiowanych budynków wzniesionych na terenie dawnych slumsów, uznawany początkowo za przełom w urbanistycznej historii Ameryki. Do sekwencji walenia się gigantycznego superbloku, wielokrotnie powtarzanej później w telewizji, Philip Glass napisał muzykę, która wraz z materiałem filmowym stała się jedną z najmocniejszych scen kultowego Koyaanisqatsi, eksperymentalnego filmu zbudowanego z sekwencji obrazów, które „mówią same za siebie” i które mają zastąpić język odrywający się od rzeczywistości. Upadek betonowego molocha, w ciągu ułamków sekund zapadającego się i rozmywającego w chmurze pyłu, czytano jako śmierć modernistycznej utopii. Wtedy też sformułowanie „modernistyczna utopia” w odniesieniu do idei Le Corbusiera i CIAM-u stało się naturalne i powszechne. Modernizm zaczął się kojarzyć z wieloma dysfunkcjami, które każdy, kto chociaż odrobinę interesuje się architekturą, z łatwością wymieni na jednym wdechu: nieludzka skala, ambicje biopolityczne i chęć kontrolowania wszystkich aspektów ludzkiego życia, nadmierna estetyzacja formy urbanistycznej całego miasta (czego skrajnym przykładem jest Brasilia, z góry przypominająca ptaka) i jednocześnie brzydota poszczególnych budynków, monotonia formy, niezdolność do malowniczego starzenia się, rozcinanie miast autostradami i promowanie szybkiego ruchu samochodowego, rozlewanie się miast w niekończące się osiedla, brutalna destrukcja przeszłości (często cytowany Le Corbusier: „Trzeba zabić ulicę!”), ujednolicenie potrzeb mieszkalnych i życiowych, rozbicie tradycyjnej wspólnoty miejskiej. Co najmniej kilka gwoździ do trumny wbiła modernizmowi nowojorska aktywistka Jane Jacobs, udowadniając, że codzienne życie na tradycyjnej miejskiej ulicy jest dynamiczniejsze, a zarazem bezpieczniejsze niż na nieprzejrzystych blokowiskach, niesprzyjających kontroli społecznej. Powyższa lista bolączek jest uzupełniana obrazami z życia „realnie istniejącego modernizmu”, prezentującymi kolejno: ekschłopów trzymających w blokach kury na balkonach, puste strzykawki po heroinie walające się w ciemnych klatkach schodowych, zepsute windy, podglądaczy siedzących z lornetkami w bloku naprzeciwko, fawele oblepiające próbującego wzlecieć ptaka Brasilii, młode Rumunki z epoki Ceauseşcu wyrzucające do blokowych zsypów płody po chałupniczo dokonanej aborcji², taksówkarzy na Ursynowie bez końca krążących w poszukiwaniu właściwego adresu i ogólnie – by użyć sformułowania Doroty Masłowskiej – „ponure ugory blokowisk”. Koniec końców jedyne, co u Le Corbusiera wydaje się zupełnie niekontrowersyjne, to szezlong LC4. Nawet jeśli istnieje stosunkowo liczna grupa miłośników modernistycznej architektury, nawet jeśli de facto ciągle powstaje spora liczba lubianych budynków w tym stylu, modernizm jako urbanistyczna ideologia i całościowa wizja świata uchodzi za skompromitowany.