- W empik go
Kate – Księżna Cambridge - ebook
Kate – Księżna Cambridge - ebook
Kate Middleton – kim jest kobieta, która podbiła serce nie tylko księcia Williama, lecz także wszystkich Brytyjczyków?
W kilka lat zrobiła to, nad czym głowili się przez dekady PR-owcy brytyjskiej monarchii – zwróciła oczy całego świata na rodzinę Windsorów i sprawiła, że mieszkańcy Wielkiej Brytanii znów pokochali swoją rodzinę królewską. Dziś Diamentowy Jubileusz Elżbiety II, królewskie wesele, narodziny i chrzest małego księcia George’a to najpopularniejsze wydarzenia na Wyspach, a uśmiech pięknej Kate zdobi okładki większości magazynów kobiecych na całym świecie.
Kate Middleton, absolwentka Uniwersytetu St. Andrews, córka stewardesy i byłego dyspozytora lotów, czekała na oświadczyny swojego wymarzonego księcia prawie dziesięć lat. Kiedy nadeszła wreszcie ta chwila, William wręczył jej jeden z najsłynniejszych klejnotów świata, odziedziczony po matce – księżnej Dianie, pierścionek, wykonany z białego złota oraz czternastu brylantów, otaczających owalny dwudziestokaratowy szafir z Cejlonu. Książę William nie wiedział wtedy jeszcze, że ta skromna, piękna dziewczyna zmieni na zawsze nie tylko jego życie, lecz także całej rodziny królewskiej.
Książka „Kate – Księżna Cambridge” portretuje: dzieciństwo Kate Middleton, czas jej studiów na uniwersytecie St Andrews; opisuje też moment poznania księcia Williama, ich związek i próby, którym poddawał go los, a także ślub i nową, oficjalną rolę księżnej oraz oczywiście okres ciąży i narodzin małego księcia George’a. To nie tylko doskonała pozycja dla wielbicieli księżnej Kate, lecz również wszystkich zainteresowanych losami jednej z najsłynniejszych rodzin królewskich świata.
Autorka, Marcia Moody, była królewską korespondentką magazynu OK.! i koordynowała jego specjalne wydanie poświęcone ślubowi książęcej pary, które sprzedało się w nakładzie miliona egzemplarzy. Od dwóch lat przygotowuje publikacje dotyczące rodziny królewskiej, towarzyszyła również parze książęcej podczas jej podróży do Kanady i Kalifornii. Przez dziesięć lat pracowała jako dziennikarz w branży rozrywkowej. Mieszka w hrabstwie Wiltshire na południu Anglii.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64460-00-5 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Kasia-Czekasia”, „gorąca siostrzyczka”, księżna Cambridge, ikona mody… Wszystkie te określenia – mniej lub bardziej trafne – dotyczą jednej i tej samej osoby. Catherine Elizabeth Middleton. Nie nadała ich sobie sama. Wymyślili je ludzie, którzy nigdy z nią nawet nie rozmawiali. Wszystkie te określenia są więc niczym więcej niż tylko projekcjami czyichś wyobrażeń o żonie następcy tronu. Kate latami udawało się zachować anonimowość i wciąż pozostaje postacią-zagadką.
Przez dziesięć długich lat Kate była najbliższą osobą dla człowieka, który pewnego dnia zostanie królem, mimo to niewiele osób zdawało sobie w ogóle sprawę z jej istnienia.
Kiedy w 2001 roku poznała księcia Williama, jego rodzina miała za sobą trudny okres, naznaczony skandalami i głośnym rozwodem, co z kolei spowodowało ogromny spadek popularności wśród poddanych. Pojawiały się pytania o sens istnienia monarchii we współczesnym państwie, szczególnie kiedy księżna Walii i księżna Yorku przerwały milczenie i po latach trzymania buzi na kłódkę zaczęły odkrywać sekrety królewskiego dworu. Stało się jasne, że pałac Buckingham jest całkowicie oderwany od obywateli. Aby mógł przetrwać, konieczne były zmiany, które pozwoliłyby poprawić wizerunek familii. Bóg miał ich w opiece, bo po skandalach lat dziewięćdziesiątych XX wieku w nowym stuleciu relacje w rodzinie królewskiej układają się co najmniej poprawnie.
Gdy książę William rozpoczął studia, książę Karol zawarł umowę z mediami. W zamian za pozostawienie jego syna w spokoju biuro prasowe zapewniało dziennikarzom regularne wywiady i sesje fotograficzne. W ten sposób nadworni PR-owcy upiekli dwie pieczenie przy jednym ogniu, bo dzięki temu przekazywali tylko te informacje, którymi chcieli się dzielić z prasą. Właśnie dlatego przez dłuższy czas nikt nie zauważył obecności Kate w życiu księcia Williama. Ich uczucie rozkwitało z dala od ciekawskich oczu – wcześniej członkowie rodziny królewskiej nie mieli takiego luksusu.
Zanim ogłoszono zaręczyny, Kate i William spotykali się ze sobą przez osiem lat. Prasa zainteresowała się dziewczyną dopiero wtedy, gdy ze sobą zerwali (na krótko zresztą), ale przez resztę czasu nie przyciągała ona uwagi opinii publicznej. Jedną z najsłynniejszych kobiet świata stała się dopiero, przyjmując pierścionek zaręczynowy. Dla rodziny królewskiej okazała się cennym nabytkiem. Inteligentna, czarująca, zrównoważona i pewna siebie. W dodatku wspierała Williama w jego najtrudniejszych chwilach. Była przy nim, kiedy jako student musiał stawić czoło kolejnym skandalom w rodzinie, i pomagała „małemu księciu” pogodzić się z losem następcy tronu. On także dawał jej oparcie, szczególnie gdy stała się osobą publiczną. Kate została zaakceptowana przez rodzinę królewską, a William zdobył sympatię przyszłych teściów. Najważniejsze jednak, że się kochali, byli szczęśliwi i tworzyli zgraną drużynę.
Do dnia zaręczyn widziano w Kate tylko dodatek do Williama, a jej ta rola odpowiadała. W końcu to on był potomkiem rodziny królewskiej i nawykł do bycia obiektem powszechnego zainteresowania. Poznali się, gdy osiągnął pełnoletność i zaczynał wchodzić w rolę, jaką mu wyznaczono. Wspierała go podczas studiów, a także na początku kariery wojskowej. Małżonkowie członków rodziny królewskiej zawsze muszą sprostać określonym oczekiwaniom, jednak od Kate nie wymagano zbyt wiele. Głównie dlatego, że była kobietą. Kiedy książę Filip poślubił królową Elżbietę, musiał zrezygnować z dobrze zapowiadającej się kariery w marynarce wojennej. Udało mu się jednak znaleźć swoje miejsce i pogodzić obowiązki królewskiego małżonka z własnymi ambicjami.
Kate stała się kimś więcej niż tylko żoną następcy tronu, a jej przyszłość maluje się w jasnych barwach. Ci, którzy z nią kiedykolwiek pracowali, cenią ją nie tylko za naturalne ciepło i empatię, lecz także za uwagę, jaką poświęca szczegółom. Jeszcze zanim weszła do rodziny królewskiej, pomagała dzieciom pokrzywdzonym przez los. Teraz zgłosiła gotowość do zajmowania się też poważniejszymi problemami, choćby pomocą uzależnionym od narkotyków. Z okazji ślubu wspólnie z Williamem napisała modlitwę, którą wygłosili, składając sobie przysięgę małżeńską: „Pomóż nam służyć cierpiącym i wspomagać ich”. To jawna deklaracja – właśnie tak tych dwoje wyobraża sobie swoją rolę w społeczeństwie. Carole, matka Kate, wychowała troje dzieci, jednocześnie stworzyła od podstaw własną firmę i zamieniła ją w świetnie prosperujące przedsiębiorstwo. Córka zamierza iść w jej ślady i łączyć macierzyństwo z obowiązkami reprezentacyjnymi.
Teraz, kiedy Kate oficjalnie należy już do rodziny królewskiej, nadszedł czas, żeby lepiej się jej przyjrzeć. To jedyna kobieta bez arystokratycznych korzeni, która w ciągu ostatnich trzystu pięćdziesięciu lat poślubiła następcę tronu. Prawdopodobnie nie doszłoby do tego, gdyby nie tragedie, które dotknęły obydwie rodziny. Wydarzenia poprzedzające jej przyjście na świat oraz wsparcie i miłość, jakie otrzymała od rodziców, sprawiły, że znalazła się w takim, a nie innym miejscu. Reszta to jej zasługa.
Na chrzcie nadano jej imię Catherine. Podczas studiów zaczęto wołać na nią Kate. Tak też zwraca się do niej William. Dziennikarze skwapliwie podchwycili to zdrobnienie i teraz już nikt nie mówi o niej inaczej. Pewnego dnia ta kobieta zostanie królową Catherine, na razie jednak jest znana i uwielbiana jako Kate.ROZDZIAŁ PIERWSZY Fatalny zbieg okoliczności
W 1982 roku brytyjska zima była wyjątkowo mroźna. W styczniu przez kraj przeszły intensywne zamiecie. Zamknięto setki kilometrów dróg, odwołano pociągi, dzieci nie chodziły do szkoły. W kraju zapanował chaos. W hrabstwie Berkshire policja zalecała mieszkańcom pozostanie w domach. Powiedzieć, że było nieprzyjemnie, to eufemizm. I akurat w samym środku jednej ze śnieżyc okazało się, że Carole i Michael Middletonowie muszą natychmiast jechać do szpitala, na świat miało bowiem przyjść ich pierwsze dziecko. Pobrali się półtora roku wcześniej. Oboje ciężko pracowali i byli lubiani przez sąsiadów. Byli bardzo rodzinnymi ludźmi i nie mogli się doczekać narodzin pierwszej córki. Catherine Elizabeth Middleton ujrzała świat w szpitalu Royal Berkshire w Reading, w sobotę 9 stycznia 1982 roku. Była dorodnym dzieckiem, z burzą czarnych włosków. Po krótkim pobycie w szpitalu mama i maleństwo wrócili do domu.
Choć Kate nie zdawała sobie z tego sprawy, jej szczęśliwy poród w obliczu pogodowej klęski był symbolicznym końcem długiej i krętej drogi, jaką musieli pokonać Carole i jej przodkowie. Przez ponad sto lat rodzina Harrisonów pracowała w kopalniach i spędzała pod ziemią po osiemnaście godzin dziennie, sześć dni w tygodniu. Na każdym kroku groziła im śmierć – wybuchy gazu i tąpnięcia były w ówczesnych kopalniach chlebem powszednim. Gruźlica, cholera i polio zbierały żniwo wśród mieszkańców górniczych osiedli, pozostawiając bez środków do życia tłumy wdów i sierot. Harrisonowie mieszkali w hrabstwie Durham, na południe od Newcastle. Kopalnie, w których pracowali, należały do rodziny Bowes-Lyons, z której wywodziła się królowa matka. Kto wie, jak długo jeszcze kolejne pokolenia Harrisonów wydobywałyby węgiel, gdyby śmierć nie zajrzała do ich domu. Thomas, przyszły pradziadek Kate, miał zaledwie czternaście lat, gdy w okopach pierwszej wojny światowej stracił ojca. Tragedia odmieniła życie chłopaka i wpłynęła na los jego potomków. Thomas rzucił robotę w kopalni i zaczął terminować na stolarza u dziadka ze strony matki. Gdy osiągnął pełnoletność, ożenił się, a wkrótce został ojcem dziewczynki, której nadano na imię Dorothy. W przyszłości miała zostać babką Kate. Kiedy w latach czterdziestych XX wieku kraj powoli podnosił się z gruzów po drugiej wojnie światowej, Harrisonowie w poszukiwaniu lepszego życia przenieśli się na południe.
Osiedlili się w Southall, na przedmieściach Londynu. Tam właśnie Dorothy poznała Rona Goldsmitha – przyszłego dziadka Kate. Jego rodzina nigdy nie pracowała w kopalni, ale także klepała biedę. Goldsmithowie pochodzili z Kentu i zarabiali na życie jako niewykwalifikowani robotnicy lub w najlepszym wypadku mechanicy. Podobno kilku z nich było na bakier z prawem i skończyło w Australii, w tamtych czasach wciąż jeszcze będącej brytyjską kolonią karną. Z tą niechlubną tradycją rodzinną zerwał dopiero prapradziadek Kate, John Goldsmith, i w poszukiwaniu zajęcia przeniósł się najpierw do Londynu, a w końcu do Southall. Kiedy Ron poznał Dorothy, ona pracowała w ekskluzywnym sklepie z odzieżą, a on był kierowcą. Dziewczyna chciała poprawić swój los i konsekwentnie do tego dążyła. Mniej przychylna część rodziny narzeczonego uważała ją nawet za „bezczelną pannicę ze skłonnością do wywyższania się”. Inni podkreślali jej urok osobisty, bezpośredniość oraz łatwość nawiązywania znajomości.
– Była bardzo miła w obyciu – wspominał Dudley Singleton, mieszkaniec Southall, który poznał Dorothy i Rona, kiedy byli już małżeństwem. – Zawsze chodziła wyprostowana, uśmiechała się do wszystkich uroczo i miała iście dworskie maniery. Nazywano ją więc „księżną”. I ona, i jej mąż, człowiek spokojny i cichy, cieszyli się powszechną sympatią. Po ślubie młodzi małżonkowie zamieszkali u owdowiałej matki Rona, a wkrótce przenieśli się do mieszkania komunalnego. Za pieniądze pożyczone od szwagra zbudowali swój pierwszy dom. I właśnie tam, 31 stycznia 1955 roku, przyszła na świat ich córka Carole Elizabeth Goldsmith.
Przez dziewięć lat była jedynaczką. Później Dorothy urodziła syna, Gary’ego, a rodzina przeniosła się do pobliskiego Norwood Green – miejscowości już nie tak biednej jak Southall, ale cieszącej się tylko trochę lepszą opinią. Zamieszkali w domu na osiedlu komunalnym, wybudowanym na terenach zbombardowanych podczas wojny. Zamiast kupić niewielkie mieszkanie, na które ze swoimi dochodami mogliby sobie spokojnie pozwolić, zainwestowali w większą nieruchomość. Ron, pracujący jako kierowca ciężarówki, często brał dodatkowe kursy, żeby zapewnić rodzinie odpowiedni poziom życia. Dorothy zajmowała się dziećmi i dorabiała jako agentka handlu nieruchomościami. Po przeprowadzce Ron założył własną firmę budowlaną, ale na swoim też pracował równie ciężko. Oczkiem w głowie i dumą Goldsmithów były ich dzieci.
Jasnowłosa Carole grała w szkolnym zespole muzycznym. Była typową słodką dziewczynką – uwielbiała kolor różowy i taniec przed telewizorem. Kochała swojego młodszego o dziewięć lat brata. Jako nastolatka zainteresowała się muzyką soul, a do jej ulubionych artystów należeli Stevie Wonder oraz grupa Earth, Wind & Fire. Pracowała w popularnym sklepie z ubraniami C&A. Nie epatowała urodą, ale powszechnie uważano ją za ładną dziewczynę.
– Raczej się nie malowała – wspominała jej kuzynka Anne Terry w książce Claudii Joseph Kate Middkton: Princess in Waiting („Kate Middleton: przyszła księżniczka”). – Była bardzo naturalna, najczęściej nosiła dżinsy i luźną bluzę, ale i w nich wyglądała atrakcyjnie.
W wielu dwudziestu jeden lat Carole zaczęła pracę w British Airways. Tam poznała uroczego młodego człowieka, Michaela Middletona, i to spotkanie miało zmienić jej życie.
Historia rodziny Middletonów była zdecydowanie mniej pogmatwana i dramatyczna niż losy Goldsmithów i Harrisonów.
Przodkowie Michaela od pięciu pokoleń prowadzili kancelarię adwokacką w Leeds i wiodło im się lepiej niż dobrze. Pradziadek Kate, Noel Middleton, ożenił się z panną z towarzystwa Olive Lupton, córką bogacza Francisa Luptona, i to jemu i jego młynom rodzina zawdzięczała majątek. Francis Lupton miał trzech synów i dwie córki. Niestety, wszyscy chłopcy zginęli podczas pierwszej wojny światowej, a nieszczęsny ojciec do końca życia nie potrafił pogodzić się z tą stratą. Po śmierci Francisa majątek został podzielony między córki. Część, która przypadła Olive, dzisiaj byłaby warta około dziesięciu milionów funtów.
Przez Luptonów Kate jest spokrewniona z księciem Williamem. Oboje pochodzą z linii sir Thomasa Fairfaksa, członka parlamentu i naczelnego dowódcy z czasów angielskiej wojny domowej w XVII wieku. William jest z nim spokrewniony od strony matki, Kate – poprzez ojca, a to oznacza, że są kuzynami piętnastego stopnia. Warto wspomnieć, że Zofia, córka sprzedawcy opon i sekretarki, a obecnie hrabina Wessex i żona księcia Edwarda, jest kuzynką swojego męża w jedenastym stopniu. Gdyby zgłębić rzecz dokładniej, okazałoby się, że wielu tak zwanych zwyczajnych obywateli wśród swoich przodków ma arystokratów, których nazwiska dziś pokrył już kurz historii.
Noel i Olive mieli dwóch synów. Jednym z nich był przyszły dziadek Kate, Peter, a drugiemu dali na imię Anthony. Kiedy dorośli, w ciągu jednego roku poślubili bliźniaczki, Valerie i Mary Glassborow. Dziewczęta pochodziły z rodu bankierów i urzędników, urodziły się na londyńskim East Endzie, ale wychowały w Marsylii. Dziadek Kate złamał rodzinną tradycję, nie został bowiem prawnikiem, tylko wstąpił do Królewskich Sił Lotniczych Wielkiej Brytanii (RAF), a po drugiej wojnie światowej został pilotem British European Airways, czyli przodka British Airways. Ta decyzja w przyszłości miała wpłynąć na wybór zawodu przez jego syna Michaela. Podczas wojny Peter pilotował samolot myśliwsko-bombowy Mosquito. Jego zadanie polegało na odstrzeliwaniu stateczników niemieckich rakiet V1, które dzięki temu nie dolatywały do Londynu i spadały na słabo zaludnione tereny wiejskie.
Drugi z czterech synów Petera, Michael Francis Middleton, przyszedł na świat 23 czerwca 1949 roku. Trzy lata później rodzina przeprowadziła się do Buckinghamshire, żeby Peter miał bliżej do pracy na lotnisku Heathrow. Właśnie wtedy miał okazję towarzyszyć księciu Edynburga podczas jego dwutygodniowej podróży po Ameryce Południowej. Peter pełnił funkcję pierwszego oficera, a w podziękowaniu za zasługi otrzymał od rodziny królewskiej list oraz parę złotych spinek do mankietów.
Michael Middleton pobierał nauki w Clifton College w Bristolu. Początkowo marzył, żeby tak jak ojciec zostać pilotem. W 1972 roku British European Airlines połączyła się z British Overseas Airlines i tak powstało British Airways. Michael rozpoczął pracę na lotnisku Heathrow. Nosił granatowy mundur ze złotymi dystynkcjami na mankietach, białą koszulę, ciemnoniebieski krawat i czerwoną czapkę, której pracownicy obsługi zawdzięczają swoje przezwisko. Michael był odpowiedzialny za koordynację ruchu naziemnego na płycie lotniska. Przed startem przeprowadzał inspekcję: sprawdzał, czy maszyna została odpowiednio zatankowana i zaopatrzona w żywność, a liczba pasażerów i bagaży odpowiada tej, która została zadeklarowana podczas odprawy. Dopiero wtedy piloci otrzymywali zezwolenie na start. Kiedy zaś jakiś samolot wylądował, Michael jako pierwszy wchodził na pokład, by wymienić z pilotem techniczne informacje na temat lotu. Następnie sprawdzał, czy personel kabinowy wykonał swoje zadania. Podczas jednej z takich kontroli poznał młodą stewardesę, Carole Goldsmith.
W latach sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych XX wieku podróże powietrzne wciąż miały posmak luksusu, na który tylko niewielu mogło sobie pozwolić. Praca na pokładzie samolotu uchodziła za niezwykle prestiżową. Stewardesy musiały być pełne życia, młode, ładne i łatwo nawiązywać kontakt z pasażerami. Wystarczyło, by któraś przytyła kilka kilogramów, a była wzywana na poważną rozmowę. W 1976 roku, kiedy dwudziestojednoletnia Carole zaczynała karierę zawodową, sytuacja powoli zaczynała się zmieniać. Powstały pierwsze biura podróży oferujące pakiety wycieczkowe razem z przelotem i ceny biletów nieco spadły. Budowano coraz większe i szybsze samoloty, a za tym szła konieczność zatrudniania nowych ludzi. Mimo to personel pokładowy wciąż był postrzegany jako pewnego rodzaju elita, a zdobycie upragnionego etatu poprzedzała długa i żmudna rekrutacja. Zanim Carole rozpoczęła szkolenie, musiała przejść rozmowę kwalifikacyjną, podczas której oceniano jej komunikatywność, zachowanie, sposób ubierania się, a nawet wysławiania. Linie lotnicze były w stanie przyjąć do pracy osobę, która mówiła z lekkim akcentem, ale nie tolerowały wplatania slangowych słów i zwrotów.
Kandydatura Carole została zaakceptowana i dziewczyna rozpoczęła sześciotygodniowe szkolenie, podczas którego poruszano wiele rozmaitych, czasem dość dziwnych zagadnień. Włosy stewardes musiały być krótko obcięte lub związane w kok i w żadnym wypadku nie powinny dotykać kołnierzyka. Kobiety mogły używać tylko jednego, określonego, rodzaju szminki, a profesjonalni wizażyści przeprowadzili pokaz dozwolonego makijażu. Regulamin określał nawet wygląd paznokci, które musiały być czyste i starannie wypielęgnowane. Przyszłe stewardesy pouczono również o odpowiednim kolorze rajstop i przypomniano o starannym czyszczeniu obuwia. Zdarte obcasy były, rzecz jasna, niedopuszczalne. Podczas służby pracownice musiały nosić stosowny uniform, łącznie z kapeluszem i rękawiczkami.
Szkolenia odbywały się w centrum w Cranebank, zwanym „szkołą umiejętności”. Carole uczyła się nawet profesjonalnego serwowania posiłków i nalewania szampana oraz mieszania drinków, takich jak martini czy Krwawa Mary. Na potrzeby szkolenia zbudowano makietę przedziału pasażerskiego, w której pracownicy British Airways udawali pasażerów, a uczennice trenowały ich obsługiwanie. Wymagano, by poruszały się z gracją, uważnie słuchały i nawiązywały kontakt wzrokowy z pasażerami. Oczywiście wszystko z uśmiechem. Jak mówił jeden z byłych instruktorów:
– Konieczne było opanowanie wszystkich elementów omawianych podczas szkolenia. Żeby otrzymać zaliczenie, trzeba było zdobyć odpowiednią liczbę punktów.
Natomiast brat Carole, Gary, wspominał:
– W czasach, kiedy chodziła na kurs, w domu godzinami ćwiczyła komunikaty, które wypowiada się na pokładzie. Nagrywała je na magnetofon, żeby wychwycić błędy. Bardzo mnie to wtedy bawiło.
Po ślubie Kate i Williama pojawiło się wiele pochlebnych komentarzy na temat powściągliwego zachowania członków rodziny panny młodej. Po części jest to ich naturalny sposób bycia, po części zaś zasługa szkolenia, jakie przeszła Carole na początku swojej kariery zawodowej. Dziś wymagania, stawiane w tamtych czasach stewardesom, mogą się wydawać staroświeckie, ale dobre maniery i opanowanie nigdy nie tracą uroku. W podobny sposób zachowuje się również Kate – zawsze uśmiechnięta, elegancka i uprzejma dla wszystkich.
Trening z zakresu bezpieczeństwa, który obowiązkowo musieli przejść wszyscy kandydaci na pracowników British Airways, obejmował zajęcia na basenie, poza tym obsługę tratw oraz rękawów ratunkowych. Uczono nie tylko zasad pierwszej pomocy, lecz także odbierania porodu, technik reanimacji czy podawania leków pasażerom. Każdy musiał umieć opatrywać rany, a nawet unieruchamiać w łupkach złamane kończyny. Zaliczenie dawał tylko wynik dziewięćdziesiąt osiem procent z testu. Jeśli nie udało się to za pierwszym razem, kandydat dostawał drugą szansę, ale kolejna porażka oznaczała koniec z marzeń o zostaniu członkiem personelu pokładowego.
Carole zdała wszystkie egzaminy i była wszechstronnie przygotowana do rozpoczęcia kariery zawodowej. Potrafiła odebrać poród, przyrządzić martini i przywrócić akcję serca – a wszystko to z profesjonalnym uśmiechem. W tamtych czasach stewardesy nosiły skromne uniformy o tradycyjnym kroju, na które składała się biała bluzka z kołnierzykiem, długi, dopasowany żakiet w kolorze granatowym oraz spódnica sięgająca połowy łydek. Całości dopełniały wspomniane rękawiczki i kapelusz. Carole była zachwycona pracą na pokładzie.
Musiała szybko zreorganizować swoje dwudziestojednoletnie życie. Zdarzało się bowiem, że przez dwadzieścia dni z rzędu była poza domem. Latała zarówno w dzień, jak i w nocy, pełniąc obowiązki nieprzerwanie przez wiele godzin i śpiąc o najdziwniejszych porach. Z powodu zmiany stref czasowych miewała po powrocie do Anglii problemy z zasypianiem. Mimo to lubiła swoją pracę i uważała ją za bardzo ekscytującą. Zdarzało się, że czekając na lot powrotny na drugim końcu świata, miała kilka dni tylko dla siebie. Wiele młodych kobiet marzyło o takiej pracy. Personel pokładowy nie mógł też narzekać na życie towarzyskie. Pracownicy otrzymywali dodatkowe fundusze na własne wydatki w walucie kraju, do którego akurat lecieli. W roku 1976 podróże lotnicze wyglądały zupełnie inaczej niż obecnie. Trafiali się turyści (szczególnie panowie), którzy nie przywykli jeszcze do latania samolotem. Bywało, że próbowali wejść na pokład prosto z plaży – bez koszuli, w klapkach i kąpielówkach. Wtedy piloci prosili ich, by wrócili do hali odlotów i przebrali się w coś bardziej stosownego do sytuacji. W tamtych czasach nie obowiązywał zakaz palenia. Jeden z byłych pracowników British Airways wspominał, że cały personel kabinowy potrafił zbierać się w maleńkiej kuchni na papierosa, a posiłki rozwoziło się w chmurze siwego dymu. Przy okazji oczywiście romansowano na potęgę, a wiele stewardes wychodziło za mąż za pilotów. Szybko stało się jasne, że Carole i Michael doskonale do siebie pasują. Wkrótce też zostali parą. Oboje ciężko pracowali, mieli dyżury o najróżniejszych porach dnia i nocy, często spotykali się tylko w biegu gdzieś po drodze. Mieli jednak świadomość, że atrakcyjna praca wymaga poświęceń. Jak pracownikom wszystkich linii lotniczych na świecie, im też przysługiwało kilka darmowych przelotów w roku oraz duże zniżki przy zakupie biletów.
Młodzi szybko zamieszkali razem. Wynajęli mieszkanko w Slough, przemysłowej dzielnicy w rejonie Heathrow. Pod koniec lat siedemdziesiątych wspólne życie bez ślubu świadczyło o „nowoczesnym” podejściu do związku. Carole i Michael nie wyobrażali sobie jednak życia bez siebie i już w 1979 roku zaręczyli się, a wkrótce potem kupili pierwszy własny dom w miejscowości Bradfield na Cock Lane. Była to połówka bliźniaka, zbudowana z czerwonej cegły, przytulna i skromna, typowa dla angielskiej prowincji. Dudley Singleton, agent, który sprzedał im tę nieruchomość, zapamiętał Carole jako „bardzo stylową kobietę, uśmiechniętą i pełną uroku osobistego”, za to Michael wydał mu się „cichy, nieco wycofany, ale sympatyczny”.
Ślub wzięli 21 czerwca 1980 roku w kościele Świętego Jakuba Mniejszego. Panna młoda dotarła na miejsce konnym powozem. Determinacja i wrodzony urok Dorothy oraz talent i pracowitość Rona zapewniły rodzinie finansową stabilizację. Czasy mieszkania komunalnego w Southall należały do przeszłości. Gościom zaserwowano szampana i tartinki w pobliskim Dorney Court. Później wszyscy przenieśli się na wesele do domu brata Michaela, Simona.
Następnej wiosny Carole zaszła w ciążę. Zrezygnowała z pracy w liniach lotniczych, a na pożegnanie otrzymała odprawę w wysokości pięciu tysięcy funtów. Nie zamierzała jednak osiąść na laurach. Postanowiła założyć własną firmę, która za kilka lat miała uczynić z Middletonów milionerów. Na razie młode małżeństwo poświęcało całą uwagę nowo narodzonemu dziecku.
Dzień, w którym Kate przyszła na świat, był wyjątkowo mroźny i śnieżny. W całym kraju panowały bardzo trudne warunki pogodowe, ale w hrabstwie Berkshire styczeń 1982 roku uznano za rekordowo zimny.
Dziewczynka okazała się spokojnym, pogodnym maleństwem, a Carole szybko odnalazła się w roli matki. Zaprzyjaźniła się z innymi świeżo upieczonymi matkami z okolicy. Jedna z nich, George Brown, wspominała:
– Wychodziłyśmy z dziewczynkami na spacer, a po drodze wpadałyśmy na kawę. Catherine najczęściej spokojnie spała. Najwyżej raz albo dwa widziałam, jak płakała.
W wieku pięciu miesięcy Kate została ochrzczona w kościele Świętego Andrzeja w Bradfield. Na uroczystość, która odbyła się 20 czerwca, z całego kraju zjechali krewni. Michael wystąpił w eleganckim garniturze, a Carole – w sukience w kwiaty. Następnego dnia urodził się książę William. Middletonowie bardzo interesowali się wydarzeniami na dworze. Nie tylko dlatego, że księżna Walii zaszła w ciążę w tym samym czasie, co Carole. Wszak w latach osiemdziesiątych rodzina królewska cieszyła się powszechną sympatią. Wszyscy uwielbiali Dianę, a jej ślub z księciem Karolem był wielkim wydarzeniem, transmitowanym przez telewizję na cały świat. Wiadomość, że książęca para spodziewa się pierwszego potomka, została przyjęta z radością. Kolorowe magazyny publikowały zdjęcia przyszłej mamy i skwapliwie opisywały jej stroje. Dopiero dziesięć lat później wyszły na jaw problemy, z jakimi borykała się księżna. Ludzie dowiedzieli się o załamaniach, stanach lękowych i próbie samobójczej, którą podjęła, rzucając się ze schodów pałacu Sandringham, wiejskiej rezydencji królewskiej w Norfolk. Na razie jednak Diana prezentowała przed kamerami promienny uśmiech, a kobiety na całym świecie starały się naśladować jej sposób ubierania się i fryzurę.
Carole uwielbiała rodzinne uroczystości. Przekonała swoją przyjaciółkę i sąsiadkę George Brown, jak ważne jest fetowanie urodzin dziecka – nawet jeśli kończyło zaledwie roczek. George – matka trójki maluchów – nie bardzo miała na to ochotę, ale dała się namówić, a Carole przyniosła tort. W tym czasie była już w drugiej ciąży. Niebawem – 6 września 1983 roku – na świat przyszła druga córka. Nadano jej imiona Philippa Charlotte, choć szybko zaczęto ją nazywać po prostu „Pippa”. Życie toczyło się normalnie, wkrótce jednak Carole i Michael stanęli przed ważną decyzją.
Pierwsze lata życia Kate przypadły na niespokojny okres w Wielkiej Brytanii. Rok wcześniej w całym kraju wybuchły gwałtowne zamieszki. W Southall, gdzie wcześniej mieszkała Carole, 120 osób zostało rannych podczas ulicznych bójek między skinheadami i młodymi Azjatami. Konserwatywny rząd ciął wydatki na cele publiczne, bezrobocie wzrosło do poziomu, jakiego nie notowano od czasów drugiej wojny światowej. W marcu 1982 roku wybuchła wojna o Falklandy (Malwiny). Irlandzka Armia Republikańska dokonywała krwawych zamachów, w których ginęło wielu przypadkowych ludzi.
Wspierani finansowo przez rodzinę Michaela Middletonowie żyli z jednej pensji. Kiedy więc pojawiła się możliwość dobrze płatnej pracy za granicą, nie wahali się długo. Podobną decyzję podjęło wtedy wielu pracowników British Airways i na kilka lat trafili oni do przedstawicielstw firmy w różnych częściach świata. Middletonowie wyjechali na Bliski Wschód, do Jordanii – niewielkiego kraju, który graniczy z Izraelem, Syrią, Irakiem i Arabią Saudyjską. Było to odważne posunięcie, zwłaszcza w przypadku rodziny z dwójką małych dzieci – Kate miała przecież wtedy dwa lata, a jej siostra zaledwie osiem miesięcy. Zamieszkali w północnej części kraju, w stolicy – Ammanie. Szczęśliwie dziewczynki były na tyle małe, że zmiana otoczenia niespecjalnie wpłynęła na ich życie. Middletonowie planowali wrócić do Anglii, kiedy Kate będzie szła do szkoły. Mieli okazję zobaczyć coś nowego, nacieszyć się słońcem, a przy okazji całkiem nieźle zarobić. Lot do Londynu trwał tylko pięć godzin, w razie potrzeby mogli więc szybko wrócić do rodzinnego kraju.
W maju 1984 roku Middletonowie wyruszyli do Ammanu, idąc w ślady Rona, ojca Carole, który za swoich żołnierskich czasów stacjonował na Bliskim Wschodzie. Jako pracownicy British Airways oboje byli przyzwyczajeni do podróżowania, ale tym razem było to co innego – mieli zamieszkać w nieznanym kraju, z dala od najbliższych. Amman okazał się tętniącym życiem, przysypanym pustynnym kurzem miastem, pełnym targowisk i meczetów. Po ulicach chodziły konie i osły, a domy wyglądały jak pozbawione okien, białe sześciany. Dominowała kuchnia arabska. Wszędzie można było kupić faszerowane liście winogron, ryż, jagnięcinę, podpłomyki oraz świeże warzywa i owoce. Pięć razy dziennie z licznych minaretów rozlegały się nawoływania muezzinów do modlitwy. Middletonowie musieli przywyknąć do nowych zwyczajów, waluty, a nawet świąt. Piątek zwyczajowo był dniem wolnym od pracy, natomiast w niedzielę wszystkie instytucje i sklepy działały normalnie.
Młoda rodzina zamieszkała w prostym parterowym budynku. Czynsz opłacały linie lotnicze, dzięki czemu Carole i Michael mogli zatrzymać dom w Berkshire. Ojciec Kate pracował na otwartym zaledwie rok wcześniej międzynarodowym lotnisku imienia królowej Alii, trzeciej żony króla Jordanii Husajna I.
Zajmował kierownicze stanowisko, miał do dyspozycji służbowy samochód i grywał w tenisa w ambasadzie Wielkiej Brytanii. Middletonom zaoferowano bezpłatne bilety lotnicze do Anglii, Carole z dziewczynkami mogła więc regularnie odwiedzać kraj. Dzięki temu każde święta Bożego Narodzenia cała czwórka spędzała wśród najbliższych.
Middletonowie uwielbiali odkrywać nowe miejsca. Kiedy tylko mieli okazję, zwiedzali Jordanię, poznając jej przyrodę i zabytki. Szczególnie w pamięć zapadły im starożytne ruiny w Dżarasz, mieście założonym przez Aleksandra Wielkiego. Często jeździli nad rzekę Jordan, nacieszyć oczy tamtejszą niepowtarzalnie soczystą zielenią. Pod wpływem słońca włosy obu dziewczynek szybko zmieniły barwę na złocisty blond. Kate chodziła do miejscowego przedszkola, gdzie uczyła się wierszyków po arabsku. Potrafiła nawet zaśpiewać w tym języku „Sto lat”, i to jeszcze zanim nauczyła się słów tej przyśpiewki po angielsku.
Nim się obejrzeli, minęło kilka lat. Nadszedł czas powrotu do Wielkiej Brytanii.ROZDZIAŁ DRUGI Dziewczynka zwana „Piszczkiem”
Middletonowie regularnie bywali w ojczyźnie. Krótko po czwartych urodzinach Kate po raz kolejny wsiedli do samolotu, tym razem jednak po to, by wrócić na dobre. Dziewczynka niewiele pamiętała z pierwszych dwóch lat życia spędzonych w domu przy Cock Lane. Teraz na nowo odkrywała jego sekrety. Jej pokój znajdował się na poddaszu, miał skośny sufit, a dokładnie pośrodku niego okno.
O domu ciężko było powiedzieć, że był przesadnie przestronny, ale dziewczynki mogły bawić się w cieniu dębów w olbrzymim ogrodzie. Przynajmniej przez kilka miesięcy, bo Kate niebawem miała pójść do pierwszej klasy. Zamiast do rejonowej podstawówki, oddalonej o minutę od domu, rodzice posłali ją do St. Andrews w Pangbourne, dokąd trzeba było dojeżdżać dziesięć mi nut samochodem. Dziewczynce w dostaniu się do elitarnej szkoły prywatnej pomogła wysoka pozycja rodziny ojca. Ponieważ Middletonowie zaoszczędzili w Jordanii niemałą sumkę, było ich stać na czesne w wysokości – bagatela – czterech tysięcy funtów za semestr. I tak, pewnego dnia czterolatka wystrojona w białą bluzkę, niebieską spódniczkę, zielony sweterek i czarny krawat przekroczyła próg szkoły.
Budynek stał w sercu gęsto porośniętego drzewami parku o powierzchni ponad dwudziestu hektarów. Prowadziła do niego długa, kręta droga. Dla ciekawej świata Kate było to miejsce wprost wymarzone i w rzeczy samej szkoła wywarła ogromny wpływ na jej charakter. Główny gmach wyglądał jak wiktoriańskie zamczysko z czerwonej cegły, ale w pobliżu było rozrzuconych wiele skromniejszych zabudowań i kilka placów zabaw. Carole i Michael od dziecka wpajali córkom zasady dobrego wychowania i budowali w nich poczucie obowiązku. W szkole także zwracano na to uwagę. Program nauczania był nowatorski. Obejmował nie tylko zagadnienia z wiedzy ogólnej, zajęcia sportowe i artystyczne, lecz także rozwijał w uczniach umiejętności społeczne. Szczególny nacisk kładziono na „szacunek, uprzejmość, pracę zespołową, szczerość, entuzjazm i wytrwałość”. Ponieważ szkoła prowadzona była przez Kościół anglikański, dzieci co tydzień, a także we wszystkie święta, miały obowiązek uczestniczyć w nabożeństwie.
Middletonowie ponownie przyzwyczajali się do sielskiego życia na angielskiej prowincji. Carole po raz trzeci zaszła w ciążę. W tym czasie wpadła na pomysł założenia firmy, która dostarczałaby zabawki i słodycze na przyjęcia organizowane dla dzieci z okolicy. Wiele matek narzekało na brak drobiazgów, którymi za rozsądną cenę można by urozmaicić kinderbale, i Carole postanowiła wypełnić tę lukę. Początkowo sprzedawała je na kiermaszach w ratuszu, ale szybko stało się jasne, że musi rozszerzyć działalność.
Syn Middletonów urodził się 15 kwietnia 1987 roku. Otrzymał imiona James William. Kate chwilę wcześniej skończyła pięć lat. Razem z młodszą siostrą oszalały na punkcie braciszka.
– Traktowały go jak skarb – wspominał wuj dziewczynek, Gary Goldsmith.
Narodziny dziecka bynajmniej nie ograniczyły zawodowej aktywności Carole i w tym samym roku, kiedy mały James przyszedł na świat, działalność rozpoczęła jej firma Party Pieces. Początkowo zamówienia realizowano wyłącznie wysyłkowo. Carole przygotowała katalog, z którego klienci mogli zamawiać prywatkowe gadżety. Na pierwszej stronie zamieściła zdjęcie córek trzymających tacę z babeczkami.