- W empik go
Kawa literacka w Warszawie: (1829-1830). - ebook
Kawa literacka w Warszawie: (1829-1830). - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 235 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W WARSZAWIE.
(r. 1829 – 1830).
PRZEZ
k… wł… wójcickiego
Wydanie Redakcyi Biblioteki Warszawskiej.
WARSZAwA
Nakładem Gebethnera i Wolffa.
1873.
Äîçâîëåíî Öåíçóðîþ. Âàðøàâà 12 Ìàðòà 1873 ãîäà.
Druk J. Bergera, Daniłowiczowska N. 619.
I
Brak salonów literackich w Warszawie. Obiady uczone u Wincentego hr. Krasińskiego. Konstanty Gaszyński. Franciszek Morawski. Jaksa Marcinkowski. Poemat Jaksajda. Kawiarnia pod Kopciuszkiem. Artyści i literaci w nićj się zbierający. Franciszek Salezy Dmochowski. Dominik Lisiecki. Ludwik Osiński. Bruno Kiciński. Aloizy Żółkowski. Kudlicz. Kazimierz Brodziński. „Suchy las.” L. A. Dmuszewski redaktor Kuryera
Warszawskiego.
rozbudzonym życiu literackiem jakie się pojawiło od roku 1825, szczególniej w latach 1829 i 1830, niepoślednie miejsce zajmują kawiarnie, gdzie się wielu z pisarzy, głównie młodych zbiórało i poznajamiało.
Salonów literackich Warszawa nie miała, tylko u Wincentego hrabiego Krasińskiego zbierało się liczne grono pisarzy na smaczne obiady, ale tam jedynie wybrane osoby były ich uczestnikami. Z młodzieży zaś bywał Antoni Edward Odyniec, Franciszek Salezy Dmochowski i dwaj przyjaciele syna generała Krasińskiego, Zygmunta, Konstanty Gaszyński i Dominik Magnuszewski. Pierwszy zyskał sobie na nich rozgłos poematem dowcipnym Jaksajda, w którym na pośmiech oddawał zgromadzonym przeważnie klassyków, Jaksę Marcinkowskiego, wierszopisarza, którego sobie za cel swych żartów obrało to towarzystwo uczonych. Z niego, najzdolniejszy i z prawdziwym talentem poetycznym Franciszek Morawski, ośmielił Gaszyńskiego do wyszydzenia starszego wiekiem człowieka, co mu nie chwalono, bo wówczas jeszcze wiek szanowano. Ale młody poeta, jakże nie miał iść za przykładem właśnie starszego, który tak znakomite miejsce zajmował na uczonych obiadach, gdy był świadkiem, jak przy stole u W. hr. Krasili-skiegOj sam Fr. Morawski odczytał swój wiersz:
„Do milczącego Jaksy.”
„Sowo Minerwy, perło Apolla, Szczytna topoli w poetów klombie, Ty, coś tak piękne grywał nam sola,
Na Feba trąbie.
Sławny pijaku krynic Parnaskicb, Coś Bielawskiego, coś Jacka przepił 1), Któż ci na wieczny smutek Morawskich,
Gębę zalepił?
Był czas, gdy jeden Bóg nas prowadził, I przyjacielskie godził nam lutnie, A każdy z nas się na koncept sadził,
Kto lepiej utnie.
Wtenczasto, jakby Etna wzburzona, Wiersze-ś nam miotał, wierszem grzmiał, ryczał; Dziarski twój pegaz zadarł ogona,
Wierzgał i kwiczał.
1) Józef Bielawski, cel szyderstw Kajetana Węgierskiego, byt autorem komedyi Natręty, którą na pierwsze otwarcie narodowego teatru w Warszawie odegrano dnia 19 listopada 1765 roku. Jacek, jestto Jacek Przybylski mąż uczony, stale mieszkający w Krakowie, tłumacz Iliady, Odyssei, Luzyady, i wielu innych, pod żadnym względem nie zasługuje na porównanie z Bielawskim, i wystawianie prac jego na śmieszność, której sobie dozwalali klassycy.
Każden ci wprawdzie łatki przypinał,
Lecz i tyś dowiódł że umiesz kąsać;
Poznał świat wówczas, co za kryminał,
Jaksa potrząsać!
I zkąd-że po tej bójce tak grackiej,
Milczysz na wieczne dni mych zatrucie;
Zapiej! ach zapiej! grzędy sarmackiej
Sławny kogucie!"
Znałem osobiście Marcinkowskiego: człowiek uprzejmy w obejściu, ochotnie przyjmowany, nawet po towarzystwach, miał dwie słabości, któremi się odznaczał: słabość do płci pięknej, i słabość do pisania nędznych wierszy, a nawet deklamowania improwizacyi. Lubionym był pomimo to, a ja będąc studentem, patrzałem nań z pewnym rodzajem uszanowania, wiedząc, że drukował swoje utwory. Z tych, kobiety chwaliły szczególniej poemat Gorset, którego treścią była śmierć jakiejś hrabianki, zrządzona przez zbyteczne ściskanie się sznurówką. Szukając polepszenia losu, przybył z Wołynia do Warszawy, z listem polecającym do Wincentego hr. Krasińskiego, nie przewidując, że w nim przywozi zarazem tę samą śmieszność, którą go obsypywano na Wołyniu. Krasiński, Koźmian, Osiński i Morawski, znaleźli w nim wyborny materyał, który dostarczy przedmiotu do zabawki i śmiechu, tak potrzebnego po dobrym obiedzie. Od tej chwili, Marcinkowski zapraszany do gościnnego pałacu generała, na każdym znajdował sic obiedzie uczonym, znosząc cierpliwie żarty i drwiny, bo lubił dobrze zjeść i popijać wytrawnego węgrzyna, którego na tym stole nie brakło.
Fr. Morawski nie dawał mu spokoju: dowiedziawszy się, że GodebsM dawniejszy redaktor tygodnika Wandy, dociął jakimś żartem dowcipnym Marcinkowskiego, bierze jego obronę, i w jego imieniu pisze odpowiedź Godebskiemu, która jest najzjadliwsza satyrą biednego Jaksy, i tak ją zakończa groźnie:
„Ciszej więc bratku, gdyż naostatku, Jak się rozjuszę i z zemstą ruszę, Tak ci dogryzę, przez improwizę, I taki na cię, w drwin tych odpłacie, Lunę trzydniowy potop rymowy, Że z strachu cały, jak trup skostniały,
Świata się zrzekniesz, w piekło uciekniesz,
A ja tara nawet, płacąc wet za wet,
Na kark ci wsiędę, wiersze ciąć będę,
I tak z ich hurmem, uderzę szturmem,
Że wszystko zburzę, diabłów wykurzę:
Sam szatan ryknie, o litość krzyknie!
Tak wreszcie dzielny, długi, piekielny,
Wiersz ci zawyję, że mózg ci zryje,
Szpik ci wysuszy, piekła zagłuszy,
I jak lew w dziczy, wieczność przeryczy."
Marcinkowski, dla pozyskania jakiegoś stanowiska i zwrócenia uwagi, wyjednał sobie krzyżyk miechowski, z którym się zawsze nosił. Wspominam o tem, bo ten krzyżyk gra właśnie rolę w poemacie Jaksajda.
Konstanty Gaszyński w dwudziestym roku życia wszedłszy na pole literackie, zapragnął i na uczonych obiadach zajaśnieć: poszedł więc śladami Morawskiego, i dla zabawy gości zwyczajnych napisał ten poemat, dając mu tytuł od imienia bohatera. Treścią jego było, że duchy piekielne, oburzone sławą Jaksy, umyśliły wykraść mu wenę poetyczną.
Wysłany Mefistofiles do Płocka, gdzie właśnie Jaksa Marcinkowski był inspektorem przy gimnazyum, zszedł go śpiącego smacznie po dobrym obiedzie, i zabrał się do wykonania swego posłannictwa. Ale zaledwie zbliżył się do łóża, na którem spoczywał poeta, odskoczył sparzony strasznie o krzyżyk miechowski, który nosił przy fraku, surducie i szlafroku, a właśnie szlafrokiem był przykryty. Ostrożnie przeto jednym rożkiem ściągnął go na ziemię, i oswobodzony od groźnego wroga, usiadł wygodnie na piersiach chrapiącego autora Gorsetu.
„Trudów i pracy nie szczędził.
Póty chuchał, póty dmuchał,
Aź z Jaksy wenę wypędził.
Wyszła z niego wena sławna,
Ale chuda, wynędzniała,
Suchoty cierpiała zdawna,
Na drżących nóżkach się chwiała.
Mefistofd widząc jaśnie,