- W empik go
Kawa o zapachu lawendy - ebook
Kawa o zapachu lawendy - ebook
Konstanty, trzydziestoletni właściciel szkoły językowej i nauczyciel języka niemieckiego, czuje się samotny i sfrustrowany. Powracająca nerwica sprawia, że codzienność staje się coraz trudniejsza do zniesienia, a nietrwałe związki z przypadkowymi kobietami tylko potęgują wrażenie bezcelowości życia. Mimo że Konstanty ma świetny pomysł na powieść i w głębi ducha bardzo chciałby zadebiutować jako pisarz, jego brak wiary w siebie nie pozwala mu realizować marzeń.
Wszystko się zmienia, kiedy poznaje Anię, która z pasją prowadzi swoją kawiarnię. Dziewczyna staje się dla Kostka inspiracją i życiową przewodniczką, której tak bardzo potrzebuje. I kiedy już wydaje się, że nic nie może zakłócić jego szczęścia, nagle docierają do niego wieści ponownie pogrążające go w rozpaczy…
Konstanty zapłacił przemiłej pani z budki za ciemne pieczywo, odwrócił się i nagle oniemiał. Przy straganie naprzeciwko stała ona. Wyglądała cudownie w swojej zwiewnej, letniej sukience, z wiklinowym koszykiem na zakupy przewieszonym przez rękę.
Paulina Kowalczyk - Obserwatorka świata, podróżniczka, wrażliwa na piękno przyrody autorka rymowanych bajek dla dzieci. „Kawa o zapachu lawendy” jest jej pierwszą powieścią powstałą jako studium bohatera, którego życie zdominowały problemy z dzieciństwa.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-913-4 |
Rozmiar pliku: | 694 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Konstanty zawiązał buty do biegania i wyszedł pobiegać do pobliskiego parku. Robił to codziennie rano, ponieważ pracę zaczynał dopiero o godzinie jedenastej. Był właścicielem szkoły językowej i nauczycielem języka niemieckiego. Pierwsze zajęcia z kursantami rozpoczynał o piętnastej. Przed lekcjami zajmował się w sekretariacie sprawami biurowymi.
Tak naprawdę nie lubił biegać. Wiedział jednak, że wysiłek fizyczny pozwala odciąć się od nadmiernego myślenia i zachować ładną sylwetkę. Wieczorami chodził na siłownię ze swoim przyjacielem Bartkiem. Robił to głównie dla zabicia czasu i chęci spotkania się z kolegą. Niemniej jego wygląd był ponadprzeciętny. Wysoki, smukły, z dobrze umięśnioną klatką piersiową blondyn o krystalicznie czystych oczach był obiektem westchnień wielu kobiet. Niesfornie opadająca na czoło jasna grzywka nadawała mu chłopięcego uroku. Zupełnie nie wyglądał na swoje trzydzieści lat.
Kostek zrobił standardowo kilka rund wokół stawu, wrócił do domu i wskoczył pod prysznic. W tym czasie zadzwoniła jego komórka – to był Bartek.
– Hej, stary – powiedział. – Dzwonił do mnie Siwy. Chce wyjść w piątek na miasto. Co ty na to?
– Hej. Szczerze? Niezbyt mi się chce po raz kolejny wyciągać tego głąba z tarapatów – odpowiedział Kostek. – Po ostatniej akcji na Piotrkowskiej i tłumaczeniu policji, czemu ten idiota tłucze wszędzie butelki, raczej go unikam.
– Jejku… Nie przesadzaj. Obiecuję, że jeśli będzie agresywny, osobiście wsadzę go od razu do taksówki. Chociaż się nad tym zastanów, a wieczorem i tak widzimy się na siłce. Odpalam dziś nowy program na triceps – oznajmił z dumą Bartek.
– Super. Do zobaczenia wieczorem – odparł Kostek, odłożył słuchawkę i westchnął. Jakie to wszystko jest nudne, pomyślał. Ale chyba jednak wyjdę z nimi na miasto, w sumie to lepsze niż samotne picie piwa w piątkowy wieczór, stwierdził po chwili.
Ubrał jeden ze swoich ulubionych swetrów z dekoltem w serek, pod który najczęściej wkładał koszulę lub po prostu polo, narzucił czarną skórę i wyszedł ze swojego małego mieszkania na łódzkim Manhattanie. Miał jeszcze trochę czasu, dlatego postanowił wstąpić do pobliskiej kawiarni. Zaglądał tam kilka razy w tygodniu. Podawali w niej świetną kawę i domowe ciasta. Gdy wszedł do małej kafejki, od razu poczuł wspaniałą atmosferę tego miejsca. Wiedział, że osoba, która prowadzi tę kawiarnię, na pewno robi to z pasją, a klientów traktuje wyjątkowo. Potwierdzały to nie tylko wyśmienite ciasta, ale też bardzo przytulny wystrój.
Na stolikach były białe, koronkowe serwety, a aromatyczną kawę podawano w uroczych filiżankach w kolorowe kropki. Nad barem z jasnego drewna wisiały oprawione kredowe tablice. Na dwóch z nich umieszczono menu, na trzeciej z kolei zapisywano ciekawe sentencje z kawą w roli głównej, na przykład: Mów prędko, co ci leży na sercu, bo kawa stygnie* lub Kiedy nie trzeba udawać, nawet kawa ma więcej smaku**. Kostek stojąc w kolejce, zawsze chętnie je czytał. Był ciekawy, kto jest właścicielem tego lokalu, bo na pewno nie była to żadna z dwóch dziewczyn, które widywał za barem.
Zamówił café latte i kawałek puszystego sernika, po czym usiadł na swoim ulubionym miejscu w kąciku pod oknem i jak zwykle zapatrzył się w ruch na ulicy. Oczami swojej wyobraźni widział jednak coś całkiem innego. Konstanty od dawna miał w głowie pomysł na powieść kryminalną, ale nigdy nie zdecydował się jej napisać. Poszczególne wątki miał już poukładane w szufladkach swojego umysłu. Popijając latte, przypatrywał się przechodniom. Tym razem elegancki mężczyzna w garniturze zagrał w jego wyobraźni tyrana znęcającego się nad swoją żoną w domowym zaciszu. Komisarz Skowron już by wiedział, jak się za niego zabrać, pomyślał o swoim głównym bohaterze, który na własną rękę potajemnie rozprawiał się z różnymi czarnymi typami. Kostek spojrzał na telefon i wyrwał się z zamyślenia. Zrobiło się już późno i niestety musiał jechać do pracy.
Poprosił o jeszcze jeden kawałek ciasta na wynos. Zamierzał go zanieść swojej ulubionej sąsiadce – pani Wandzie. Miał sentyment do tej starszej kobiety o gołębim sercu. Bardzo przypominała mu jego nieżyjącą już babcię. Panie były zresztą przez pół życia sąsiadkami, a nawet przyjaciółkami. Wsiadł do czarnego audi i pojechał do szkoły językowej na ulicy Żeromskiego.
W pracy tego dnia wyjątkowo się nudził. Na jego zajęcia przyszło tylko kilku kursantów. Z niecierpliwością patrzył więc na zegarek, czekając na koniec lekcji. Nie ma co, przykładny ze mnie szef, pomyślał. Gdy nadszedł upragniony wieczór, spotkał się z Bartkiem na siłowni.
– Cześć Kostek, jak minął ci dzień?
– Cześć stary, trochę nudno – odpowiedział. – A jak u ciebie?
– Cały dzień czekałem, żeby wypróbować te nowe ćwiczenia. – Na twarzy Bartka widać było podekscytowanie. – Nie przewracaj tak oczami. Też mógłbyś poćwiczyć inne partie mięśni. Poszukam ci czegoś, jeśli chcesz. – Zaproponował Kostkowi przyjaciel.
– Spoko, ja nie angażuję się w to aż tak bardzo jak ty. Ale zmieniając temat – w piątek rządzimy na mieście. Dzwoniłem już do Pawełka. Plan jest taki, jak zazwyczaj: idziemy na naszą ulubioną pizzę, a potem zaliczymy parę klubów.
– Super! Widzimy się jak zwykle pod Centralem? – upewnił się Bartek.
– Tak, o dwudziestej pierwszej. Chodź już robić ten swój nowy program.
Weszli na prawie pustą salę, co bardzo ucieszyło Kostka, który nienawidził tłumów. Standardowo rozpoczął od rozgrzewki na bieżni, jednocześnie uciekając myślami w świat swojej powieści kryminalnej.
– Kostek! Kostek! Obudź się, chłopie – zawołał Bartek.
– O co chodzi? Czemu się tak wydzierasz?
– Wołałem cię już kilka razy, ale ty jak zwykle jesteś nieobecny. Czy wszystko okej? Już od dłuższego czasu chodzisz jakiś zamyślony. Mam wrażenie, że ciągle coś zaprząta ci myśli.
– Wszystko w porządku, Bartuś – odpowiedział Kostek.
– Biegasz już prawie dwadzieścia minut, a co z ćwiczeniami? Swoją drogą nie zapominaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli masz tylko jakiś problem, wal jak w dym! – próbował dotrzeć do przyjaciela Bartek.
– Dzięki, stary. Wszystko w porządku, naprawdę. Dobra, to idę jeszcze trochę poćwiczyć.
Kostek zszedł z bieżni i zaczął się zastanawiać: czy mogę zwierzyć się Bartkowi z tego, że ciągle odpływam myślami w świat mojego bohatera? Czy będzie w stanie to zrozumieć? Znamy się od piętnastu lat. Zawsze mogłem na nim polegać, nawet w najgorszym momencie mojego życia, gdy przez ojca wylądowałem na odwyku. Wtedy smutne wspomnienia zaczęły wracać.
Konstanty nie miał łatwego dzieciństwa. Jego ojciec – Mirosław, komendant jednego z łódzkich komisariatów, przejawiał swoje policyjne zapędy także w domu. Od początku dużo wymagał od swojego jedynego syna. Gdy Kostek miał dziesięć lat, wychowywał go już samotnie. Mama chłopca – Maria, umarła nagle na zawał serca, a miejsce matczynej czułości zajęły w domu przesadna dyscyplina i rygor. Kostek musiał mieć dobre oceny w szkole, być sprawny fizycznie i twardy. Latem i zimą jeździł na obozy przetrwania, na których dostawał wycisk. Następnie ojciec zapisał go do prywatnego liceum. To tam właśnie Kostek poznał Bartka, który stał się jego jedynym powiernikiem i najlepszym przyjacielem. Bartek niejednokrotnie był świadkiem tego, jak Konstanty był rygorystycznie traktowany przez ojca. Widział ich nieustające kłótnie o wyjście na imprezę czy kontrole spożycia alkoholu. Zdarzało się, że Kostek po imprezie zostawał u Bartka na noc w obawie przed zachowaniem ojca.
Mirosław zdecydował także za syna o wyborze kierunku studiów. Uważał, że osiemnastoletni człowiek nie jest sam w stanie podjąć dobrej decyzji o swojej przyszłości, a rodzice są od tego, żeby prawidłowo ukierunkować dziecko. I tak oto Konstanty poszedł na prawo, całkowicie wbrew sobie i swoim predyspozycjom. Problemy z nauką pojawiły się bardzo szybko. Nie chciał jednak zawieść ojca, dlatego uczył się ponad swoje siły. Zaczął sięgać po amfetaminę. Na imprezach brał dodatkowo jeszcze inne narkotyki, żeby odreagować codzienny stres. Na jednej z imprez wciągnął za dużo i połknął pigułkę niewiadomego pochodzenia. Trafił na płukanie żołądka, a następnie na Oddział Leczenia Uzależnień do Szpitala Psychiatrycznego na ulicy Aleksandrowskiej. Mirosław twierdził, że narkotyki w życiu Kostka to wina środowiska, w którym chłopak się obracał. Odpuścił mu jednak prawo i pozwolił zmienić kierunek studiów. Konstanty wybrał germanistykę, lecz nie spotkało się to z uznaniem ojca. Szło mu całkiem nieźle, ponieważ miał zdolności językowe. Może nie był pewien, czy to jest właśnie to, czym chce się w życiu zajmować, ale przynajmniej nie miał żadnych trudności w zaliczaniu kolejnych egzaminów.
Po zakończonych studiach otworzył szkołę języków obcych. Babcia zabezpieczyła go finansowo. Otrzymał także sporą pożyczkę od ciotki ze Stanów. Spłacał ją stopniowo, w miarę rozwoju swojego małego biznesu. Od ojca nie przyjął z kolei ani grosza. Zaraz po studiach wyprowadził się z rodzinnego domu na ulicy Julianowskiej i przeniósł się do małego mieszkania na Manhattanie. Zapisała mu je ukochana babcia. Tanim kosztem i przy pomocy kolegów zrobił remont i skromnie urządził kawalerkę. Kontakt z ojcem ograniczył do minimum. Odwiedzał go sporadycznie, najczęściej w nagłych wypadkach. Czasem spotykali się na cmentarzu przy grobie mamy lub babci. Święta spędzali osobno. Kostek najczęściej wykręcał się zmęczeniem, a Mirosław nie naciskał na kontakty z synem.
Konstanty wrócił z siłowni do domu i zaparkował auto na parkingu pod wieżowcem. Zanim wjechał na szóste piętro do swojego mieszkania, zajrzał jeszcze do pani Wandy z trzeciego.
– Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno, chciałem tylko przekazać mały drobiazg.
– Nic nie szkodzi, Kostek, zawsze miło cię widzieć, synku. Wejdź, proszę na herbatę – odpowiedziała sąsiadka.
– Innym razem, kochana pani Wandziu. W sobotę wybieram się na ryneczek. Czy kupić może coś pani? – zaproponował.
– Jak zwykle pomocny z ciebie chłopak. Kup mi, proszę, włoszczyznę na rosół. A co słychać u ojca?
– Nie wiem. Nie dzwoniłem do niego. Zresztą, telefony działają przecież w dwie strony.
– Oj, Kostek, powinniście się w końcu rozmówić. Nie można nosić urazy w sercu przez całe życie – powiedziała z troską sąsiadka.
– On i tak niczego nie zrozumie. Jest twardy jak skała granitowa. Dobrej nocy! – pożegnał się Kostek.
– Dobranoc, synku.
Pani Wanda zamknęła drzwi i westchnęła. Ciągle miała nadzieję, że tych dwóch mężczyzn jeszcze usiądzie przy wspólnym stole. Wiele w życiu przeszła. Wiedziała, że nie warto tracić czasu na konflikty i niedomówienia. Postawiła sobie za cel zrobić wszystko, aby Kostek i jego ojciec w końcu stali się prawdziwą rodziną. Dobrze znała ich obu. Mirek, syn jej zmarłej sąsiadki i zarazem najlepszej przyjaciółki, był człowiekiem upartym i zawziętym, ale nie od zawsze. Wiedziała, że zmieniła go praca w policji oraz utrata ukochanej żony. Pogubił się w swojej ojcowskiej miłości, chcąc z wrażliwego chłopca zrobić twardego mężczyznę. Wiedziała też, że Kostek był dzieckiem o artystycznej duszy i bujnej wyobraźni. Pamiętała, jak w dzieciństwie pisał wiersze o krasnalach i rysował do tego piękne ilustracje. Starała się zastąpić mu ukochaną zmarłą babcię i dać tyle miłości i zrozumienia, ile tylko mogła.
* Nadżib Mahfuz, Rozmowy nad Nilem, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2008.
** Izabela Sowa, Części intymne, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.