- W empik go
Każdy ma swoje niebo - ebook
Każdy ma swoje niebo - ebook
Renata Kulczycka ma trzydzieści lat, ale czuje się i zachowuje jakby przekroczyła sześćdziesiątkę. Jest zmęczona monotonną pracą urzędniczki, a popołudniami nie ma siły na życie prywatne. Codzienny marazm jej życia przerywa wypadek samochodowy, na skutek którego Renata trafia do nieba. Jak wyglądają słynne niebiosa? I czy na pewno bardzo różnią się od tego co na ziemi?
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-9146-1 |
Rozmiar pliku: | 329 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oczywiście wszystkie nazwy, postacie i sytuacje wyssałam z palca, zaś podobieństwa są przypadkowe i niezamierzone.
Kolejka – raz, dwa, trzy, pięć, siedem osób, a wszyscy wściekli, rzucający zjadliwe uwagi.
– Siedzi jak na tronie, a ja czekam godzinę!
– Malowana lala. Obłożyła się papierami i udaje, że coś robi.
– Idę do kierownika, niech ją pogoni.
_Idź. Do kierownika, dyrektora, prezesa albo samego Boga. Może oni siądą na moim miejscu i obsłużą was wszystkich. Niech tłumaczą, przekonują, płaszczą się – profesjonalnie, uprzejmie, z uśmiechem._
– Niestety powinna pani przepisać ten druczek, nie spełnia wymogów. Przykro mi, że traci pani czas, ale to konieczne. Nie, „A” wygląda inaczej, tak samo „R”, a „BURMISTRZ” pisze się przez „U” otwarte i „RZ”. Trudno, niech zostanie. Dziękuję, do widzenia.
– Dzień dobry, proszę usiąść, w czym mogę pomóc?
– Dziękuję, do widzenia.
– Dzień dobry, proszę usiąść, w czym mogę pomóc?
– Dziękujędowidzenia.
– Dzieńdobryproszęusiąśćwczymmogępomóc?
– Dzię...widzenia.
– Dobry...siąść...pomóc?
– Przykro mi, ale to nie wchodzi w zakres moich obowiązków. Owszem, proszę pana, wywieszka znajduje się na drzwiach, o tutaj. Gdyby pan był uprzejmy ją przeczytać, nie spędziłby pan czterdziestu minut w kolejce.
– Nie, nie uważam, żebym zachowała się bezczelnie. Skoro tak pani twierdzi... Kierownik przyjmuje w pokoju numer 40. Do widzenia.
– Dzień dobry, proszę usiąść, w czym mogę pomóc?
– Dziękuję, do widzenia.
– Dzień dobry... Nie, nie szkodzi, że już tak późno. Proszę usiąść i nie zwracać uwagi na sprzątaczki. W czym mogę pomóc?
Było piętnaście po czwartej, kiedy Renatka wyszła z biurowca. Zachodzące słońce odbijało się od śniegu i drażniło czerwone, załzawione oczy. Wynoszone do domu papiery, nad którymi miała posiedzieć wieczorem ciążyły w reklamówce. Bolały ją plecy, a nadgarstek rwał od ściskania komputerowej myszki. Szła na przystanek, powłócząc nogami, przygarbiona, z potwornym bólem głowy i twarzą zdrętwiałą od wykrzywiania się w sztucznym uśmiechu. Autobus uciekł jej sprzed nosa, więc dotarła do domu o wpół do szóstej. Rozebrała się, rzuciła na łóżko i zasnęła.
Obudził ją dzwonek telefonu.
– Dzień dobry, Biuro Obsługi Klienta, mówi Renata Kulczycka. W czym mogę pomóc? – wymamrotała do słuchawki.
– Zwariowałaś? – odezwał się zdumiony, damski głos.
– Justyna?
– Idziemy wieczorem do pubu. Wypijemy parę piw, może kogoś poderwiemy?
– Daj spokój. Późno wróciłam, głowa mi pęka, jeszcze nic nie jadłam i mam robotę na wieczór.
Justyna milczała i Renatka pomyślała, że przyjaciółka się rozłączyła.
– Jesteś tam?
– Wiesz, tak sobie myślę... Dzwonię trzeci raz w tym miesiącu i ciągle słyszę to samo: masz robotę, głowa cię boli, jesteś zmęczona. Dziewczyno, ledwo skończyłaś trzydzieści lat, a zachowujesz się, jakbyś przekroczyła sześćdziesiątkę.
– Ale ja naprawdę jestem padnięta – broniła się Renatka. – I mam całą reklamówkę papierów do przejrzenia.
– Jak chcesz. – Głos Justyny zobojętniał. – Trzymaj się.
Renatka odłożyła słuchawkę. Miała przeczucie, że przyjaciółka więcej nie zadzwoni. Wzruszyła ramionami, wygrzebała się z pościeli, powlokła do kuchni i zajrzała do lodówki. Na półce leżał kawałek zeschniętego sera i jedno jajko. Oczywiście, znowu zapomniała o zakupach. Westchnęła smętnie, zjadła ser z czerstwą bułką, wzięła prysznic i siadła nad papierami, ale nie mogła się skupić.
Masz trzydzieści lat, a zachowujesz się jak sześćdziesięciolatka, brzmiało jej w uszach.
_To prawda. Nigdzie nie wychodzę, z nikim się nie spotykam, nie pamiętam, kiedy byłam u fryzjera czy kosmetyczki._
Ta ostatnia myśl sprawiła, że spojrzała do lustra.
Oczywiście, widziała codziennie swoją twarz, kiedy się czesała albo myła zęby, ale już od dawna tak naprawdę nie przyglądała się sobie. To, co teraz zobaczyła wcale jej się nie spodobało. Zaczerwienione białka, drobne zmarszczki i podkówki wokół oczu, szara cera, włosy opadające w nieporządnych kosmykach. A figura? Renatka zrzuciła koszulę i obróciła się przed lustrem. Nie, nie była gruba, tylko jakaś taka... sflaczała. Przygarbiona, z wyraźnie opadającym prawym ramieniem. I miała, szlag by go trafił, cellulit.
_Kiedy tak się zmieniłam? Kiedy zniknął uśmiech, a pojawił się ten wyraz zmęczenia i goryczy? Jak to się stało, że ta cholerna praca przysłoniła mi cały świat, odebrała radość, pozbawiła prywatnego życia?_
Ubrała się, siadła na kanapie i machinalnie zaczęła przeglądać przyniesione papiery. Artykuły, ustępy, zmiany do artykułów i ustępów, w tym coś usunięto, w następnym dodano.
_Nic mnie to nie obchodzi. Zamiast gapić się na tę poronioną twórczość powinnam wyjść z przyjaciółmi, pogadać o zwykłych, codziennych sprawach, potańczyć, wypić parę kieliszków wina i chociaż na chwilę zapomnieć o przepisach, klientach, telefonach._
Sfrustrowana, rzuciła papierami, aż się rozsypały po dywanie.
_Dość tych stresów i zaniedbywania własnego życia. Jutro pójdę do fryzjera, zrobię porządne zakupy, zjem coś ciepłego i zadzwonię do Justyny. Popołudnia i wieczory znów będą należeć do mnie!_
Pod wpływem buntowniczego nastroju przygotowała sobie ubrania na następny dzień – krótką spódnicę i seksowną bluzkę z koronkowymi wstawkami. Idąc za ciosem, zrobiła nawet kilka skłonów i przysiadów.
Nie spała dobrze. Śniły jej się szczerzące zęby segregatory pełne dokumentów i chichoczące nad jej niewiedzą teczki z przepisami.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.