- W empik go
Kazimierz Wielki i Esterka. Tom 2: powieść historyczna z XIV wieku Alexandra Bronikowskiego - ebook
Kazimierz Wielki i Esterka. Tom 2: powieść historyczna z XIV wieku Alexandra Bronikowskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 279 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaślubiny wnuczki Kazimierza Wielkiego z Karolem IV. Cesarzem Niemieckiem były obchodzone z tak nadzwyczayną okazałością; że trzebaby przeyść za okres ninieyszey powieści, chcąc opisać wszystkie zabawy, turnieie, gonitwy, parady i uczty które towarzyszyły temu obchodowi. Polityka iednak, która czternastemu wiekowi nie była tak obca iak radzi głoszą z długiego letargu ocknieni czasów rycerskich stronnicy, nie zasypiała wsród tych wszystkich uroczystości. Przedewszystkiem, Król Węgierski Ludwik Anjou, którego iako przebiegłego polityka i chwały chciwego Monarchę, w sczególności zaś iego postępek z Joanną Neapolitanką, o zabójstwo mę – za swego a iego brata obwinioną, w dość czarnych kolorach wystawiaią dzieie, teraz wysilał się na wszystkie sposoby uięcia sobie Wuia w zamiarze odziedziczenia po iego śmierci osierociałego tronu Piastów. O poparcie tego zamiaru zabiegał Ludwik u Cesarza i Książąt Rzeszy Niemieckiej, tudzież u Książąt Szląskich plemienników Piasta a mianowicie u młodego Władysława Księcia Opolskiego, Siostrzeńca swoiego, któremu przeznaczał namiestniczą władzę w Polsce, gdyby sam iey Koronę otrzymał. Rozdwoienie Królewskiej małżeńskiej pary i zadaleko posunięta dla płci pięknej słabość Kazimierza sprzyiały widokom Ludwika: mogliśmy zaś uważać w powyższych ustępach iak zręcznie stronnicy króla Węgierskiego prowadzili byli główną nic tey kabały.
Osobliwa w swoim rodzaiu uczta miała zamknąć uroczystość zaślubin.
Mikołay Wierzynek, z niemieckiey nadreńskiey familii pochodzący, ławnik i bogaty kupiec Krakowski a podskarbi królewski, godnością szlachcica Polskiego z przydomkiem Łagoda zasczycony, kierował obrzędami obchodu zaślubin Cesarskich i podeymowania Monarchów: a gdy Ci nie sczędzili pochwal dla niego, Król zaś Kazimierz Pan iego zapytał go, czemby chciał mieć nagrodzone trudy swoie; z dumną skromnością odpowiedział Wierzynek: "Król Pan móy i Nayiaśnieysi goście Jego nayhoyniey nagrodzą moie usługi, ieżeli nie odmówią udarować swoią obecnością ucztę im którą odważam się Ich zaprosić i nayuniżeniey zapraszam." Podobała się nowość zaprosili ukoronowanym głowom. Cesarz Rzeszy Niemieckiey, czterech Królów i kilku panuiących Książąt, Kardynałowie i wysokiego stopnia Prałaci przychylili się do żądania, równie iak Augsburscy Fuggerowie zamożnego Krakowiaka. O tey sławney uczcie, i gości i gospodarza godney, następuiącey w kronice Długosza doczytuiemy się wiadomości.
Gdy do suto przybraney sali gmachu środek rynku zaymuiącego, dziś pod nazwiskiem Sukiennic utrzymuiącego się, weszło nayiaśnieysze zgromadzenie; Król Polski iak dawniey tak teraz chciał ustąpić pierwszego mieysca Cesarzowi Rzymskiemu. Lecz Wierzynek iako gospodarz uczty, zbliżywszy się do gości z pełną uszanowania postawą, zaniósł do nich prośbę, aby mu było wolno wyznaczyć im mieysca: a gdy mu nie zaprzeczano praw gospodarza, zaprowadził Kazimierza na wyższy koniec stołu, i obraca iąc się do obecnych, tak przemówił: "kogóż przyzwoiciey mógłbym na pierwszem mieyscu posadzić iak tego któremu wszystko winienem Nayiaśnieyszego Króla Polskiego? niech więc przy stole Wierzynka, przy stole naywiernieyszego ze swoich poddanych, raczy łaskawie Król i Pan móy pierwsze zaiąc mieysce." Gdy się stało według woli gospodarza; ten dopiero po prawey ręce Króla Polskiego usadowił Cesarza Karola, po lewey Cesarzową Elżbietę, a z obudwóch stron, Królów Węgierskiego, Duńskiego i Cypryyskiego, daley innych panuiących Książąt i dwóch Kardynałów. U czterech innych stołów, po czterech rogach Królewskiego zastawionych, zaięli mieysca Prałaci, Panowie, Panie i Panny Przestrzeń pięciu stołów była obwiedziona rogatkami, po za któremi aż do ścian sali i w iey sklepionych ustępach, stało nieprzeliczone mnóstwo tey wielkiey scenie przypatrującego się ludu. Rokiczanie Kopidło, która wśród ożywioney wesołości biesiady walczyć mu – siała z dolegliwością spomnień, i iey pokiewiance Teodorze Pokrzywnickiey dostały się mieysca przy tym stole który po prawey ręce Króla Kazimierza był zastawiony: tak, iż tylko kilka kroków przedzielały te dwie dziewice z iedwey strony od Cesarzowey Elżbiety, z drugiey od Króla Ludwika. Gdy w czasie poprzedzaiącey uroczystości, chórowi panieńskich geniuszów przewodniczyła Rokiczana, iey gasnąca piękność pożyczała powabów od fantastycznego stroiu: ale dziś kiedy przestronna materyialna szata pokrywała iey delikatną kibić, kiedy iey włosy w drobne kosy według owczesney medy skędzierzawionę, uniosły się w górę nie osłaniając bladych zapadłych policzków, kiedy blask suto oprawnych dyainentów, pierś i szyię stroiących, zdawał się urągać z omdlałych wielkich oczu, dziś mówię była ona podobna do wybladlego, z ram wyiętego obrazu Antenatki, którejby martwe oczy były zwrócone na ochoczych biesiadników. Teodora takie nie dzieliła wesołości ogółu: nierada znaydowałasię ona wśród zgiełku uciech wielkiego świata, o których próżności pamiętną przy łóżu chorey przyiacióiki odebrała naukę, i dla tego prosiła Oyca aby po skończonych uroczystościach mogła wyiechać z Krakowa.
Gdy goście zasiedli do stołu; Mikołay Wierzynek wziąwszy złoty puhar i uniżenie pokłoniwszy się gościom w tych słowach przemówił: "Przede wszystkiem, za zdrowie Jego Miłościwości Kazimierza Króla i Pana moiego, i za dobre mienie Królestwa Polskiego!" i do kropli spełnił toast, który trąby i kotły uszanowały swoim odgłosem. Wierzynek wziął potem inny kosztownieyszy puhar, skosztował znayduiącęgo się w nim napoiu, i przy kleknąwszy na iedno kolano podał go swoiemu Królowi i Panu. Tym sposobom rospoczęły się razem z ucztą, i według przyiętey kolei dostoieństw następowały po sobie, toasty za nowo zaślubioną parę Cesarską tudzież za Królów i Książąt obecnych, po każdym zaś spełnionym toaście odzywały się kotły i trąby. Już minęło pierwsze i drugie danie, już po części był złagodzony ostry apetyt biesiaduiących; kiedy Cesarz Karol uiął stoiący przed sobą puhar i obracaiąc się naprzód do swoiey małionki, która z wdziękiem i zarumienieniem schyliła przed nim głowę, a potem do iey dziadka, rzekł w niemieckim ięzyku: Cześć wierney miłości (es gilt auf treue minne). Jednomyślnie pochwaliło ten odwieczny toast koło biesiaduiących, a gdy Król Kazimierz chciał go z kolei powtórzyć, rzucił oko na Rokiczanę, która swoie w niego była wlepiła: zaciął się w ino – wie i skwapliwie wychylił swóy har. Wtedy Król Węgierski, przez którego bystrym wzrokiem żadne poruszenie Wuia ukryć się nie mogło, rzeki: "Słowa biegnącego toastu przedziwnie brzmią w ustach Jego Cesarskiey Miłościwości: słusznie ci których łączy powab miłosny, świetność zobopólna rodu i nienaganne zachowanie, zasługuią na pierwsze względy pierwszego z władców Chrześciiaństwa: bo gdzie z tych trzech rzeczy, iedney lub dwóch nie dostaie, tam biorą ze sobą rozbrat wierność i miłość." "Wybacz mi Królu, rzekła Cesarzowa Elżbieta która mowę Ludwika nie do tey do którey on ią stosował lecz do Królowy Adelaidy odniosła, gdy powiem ze Wasza Miłościwość za letko trzymasz o wierności i miłości: bo według zdania Waszego ich związek nie byłby wieczysty i przemiiałby iak powab miłosny, który u nas kobiet za II
prędko odrywa się od trójki przez Waszą Królewską Miłościwość założonej." "Ta prawda ze są znikome miłość i piękność, odezwał się Król Cypryjski którego spólność podróży i urząd przewodnika Nayiaśnieyszey Panny Młodey wprowadziły wbliisze z Cesarzową stosunki, nie może nas przerażać kiedy ią słyszymy z ust Pani, którą temi dwoma przymiotami tak hoynie obdarzyła natura. Do tego, Naymiłościwsza Cesarzowa iest za nadto pewna wzaiemności, ażeby utraty swego sczęścia obawiać się miała." "Co do mnie, odezwał się nieco chrapliwym głosem Waldemar Król Duński, ia rozumiem że wierność i miłość nie powinny się rozrywać, gdyby nawet czas lub przypadek nadwerężył pierwszą lub drugą bez obrazy nienagannego zachowania o którem spominał Jego Miiościwość Król Węgierski. Nim kupimy towar, dobrze go wprzód o – beyrziny i poznaymy, lecz raz nabyty szanuymy i strzeżmy, bo niestatcczność rodzi żale i cierpienia." Ta mowa północnego władcy nie naydźwięczniey brzmiała w uszach gości, bo miedzy niemi może żadnego nie było któryby w niey nie znalazł małego dla siebie przycinku: naywięcey zaś dotknęła tego który pierwsze mieysce zaymował. Nie omieszkał rospędzić zręcznym zwrotem zasępienie biesiaduiących Piotr Lusignan Król Cypryyski. "Prawda, odezwał się ten monarcha, że naruszenie wiary zwykło dawać powód do zayść nieprzyiemnych, nie idzie iednak zatem, że zaraz powinniśmy potępiać bliźniego za krewkość którą nawet Bogom swoim przypisywali dawni Grecy, a która dziś iescze stanowi osnowę nieiedney piękney śpiewki nuconey przez Cypryyskie dziewczęta wśród winogrodów ich oyczystey wyspy. Czy nie zapomniałeś Miłościwy
Książe Pomorski owych śpiewek, których treść tłomaczyłem Ci w Sczecinie? "Pamiętam ie, odpowiedział teść Cesarski, i z powodu ich treści powiem że mi się nie zdaie aby Książe Chrześciański miał być podobny do pogańskiego Bożyscza, a moia Elżbieta do Klityi, tak zwaney bohatyrki iednego ze śpiewów Cypryyskich: ale zresztą nie… mam żadney w tym razie obawy: moia córka iest wychowana w skromności ludom Slawianskim wlaściwey a Nayiaśnieyszy Cesarz iest prawowiernym Monarchą. "" Cóż to była za iedna ta Klityia Panie Królu Cypryyski, " zapytał Ludwik Anjou, który widząc iak nabrzmiewały żyły czoła wuiowskiego, żałował że dał powód do takiey rozmowy. "Klityia, odpowiedział Piotr Lusignan, iest imię greckiey dziewczyny, która gwałtowną miłością ku Bożkowi słońca pałała, lecz tak niesczęśliwa była że iey zbliżenie się do promienistego ulubieńca uymowało iey powabów. Bożek bowiem słońca, przez niestateczny i wybuiały charakter, wnet sobie uprzykrzał ieden przedmiot, zwyczaiem bohatyrów i książąt którym iako bożkom ziemskim taka niestateczność uchodzi. Krótko mówiąc, bożek dnia w czasie swoiey po przestrzeni świata obiaidzki upatrywał coraz nowych żywiołów dla swego w płci drugiey upodobania aKlityia poszła w niepamięć." " Cóź tedy uczyniła ta biedna dziewczyna," z ciekawością zapytała Cesarzowa? "Uczyniła to czego Wasza Miłosściwość nigdy nie będziesz zniewolona uczynić:: trapiła się i gryzła póty, póki litosściwy Olimp nie zamienił iey w kwiat, dziś słonecznikiem zwany, który na noc zawiera listki swoie a na dzień o wschodzie słońca otwiera ie i rozwinięte ku temu niebieskiemu ciału obraca, pomimo upału iego promieni od których bladną, pochylała się i więdną." "Więc móy Miłościwy Oyciec, rzekła Cesarzowa poglądaiąc z przymileniem na swego Małżonka, sprawiedliwie nie życzy mi losu tey biedaczki. " Te słowa przerwało obce westchnienie tak głebokie i żałosne ze wszyscy mimowolnie obeyrzeli się w tę stronę, w którey ie słyszeli. " Przez Boga, cóż ci się stało Panno Kopidlo?" zawołał głosem politowania Król Kazimierz, widząc omdlałą, na poręcze krzesła przcchylaiącą się, Rokiczanę, i chciał pospieszyć na iey ratunek, lecz go wstrzymały względy monarszey powagi, którey w tak świetnem kole obecnych musiał przestrzegać. Łagodząc pomieszanie i troskliwość Wuia swego Król Węgierski, przemówił do gości i przypisał omdlenie Rokiczany zaduchowi sali. Księcia zaś Opolskiego zaprosił aby słabą do iey nieszkania odprowadzić raczył. Nie odmówił swoich usług Książe Opolski, lecz ich nie przyięła Rokiczana; tłómacząc się że przyczyna, którą odgadł Król Węgierski, iuż na stan iey zdrowia wpływać przestała, a nachyliwszy się potem do zafrasowaney Teodory, powtórzyła iey do ucha następuiące słowa: "i ow kwiat obracał się do słońca póki nie zwiędł od dopiekaiących promieni." Gdy z rosnącym biesiadujących szmerem, rozeszło się wrażenie iakie na gości ta scena była sprawiła; Król Kazimierz wdal się w rozmowę z Cesarzem i z Królem Ludwikiem, których w ciągu dwudziestodniowey uroczystości starał się utrzymać w przyiacielskiem zbliżeniu i skłonić ich do połączenia sil swoich przeciw iuż podówczas podnoszącym w Europie głowe Osmanom. Król Cypryjski, który wtakowym związku Karóla IV. i Ludwika Anjou upatrywał swoie wybawienie, szukał ich towarzystwa i wdawał się z nimi w pełną zniewalaiącey których bladną, pochylała się i więdną." "Więc móy Miłościwy Ojciec, rzekła Cesarzowa poglądaiąc z przymileniem na swego Małżonka, sprawiedliwie nie życzy mi losu tey biedaczki." Te słowa przerwało obce westchnienie tak głębokie i żałosne że wszyscy mimowolnie obejrzeli się w tę stronę, w którey ie słyszeli. "Przez Boga, cóż ci się stało Panno Kopidlo?" zawołał głosem politowania Król Kazimierz, widząc omdlałą, na poręcze krzesła przechylaiącą się, Rokiczanę, i chciał pospieszyć na iey ratunek, lecz go wstrzymały względy monarszey powagi, którey w tak świetnem kole obecnych musiał przestrzegać. Łagodząc pomieszanie i troskliwość Wuia swego Król Węgierski, przemówił do gości i przypisał omdlenie Rokiczany zaduchowi sali, Księcia zaś Opolskiego zaprosił aby słabą do iey mieszkania odprowadzić raczył. Nie odmówił swoich usług Książe Opolski, lecz ich nie przyięła Rokiczana; tłómacząc się że przyczyna, którą odgadł Król Węgierski, iuż na stan iey zdrowia wpływać przestała, a nachyliwszy się potem do zafrasowaney Teodory, powtórzyła iey do ucha następuiące słowa: ow kwiat obracał się do słońca póki nie zwiędł od dopiekaiących promieni. " Gdy z rosnącym, biesiadujących szmerem, rozeszło się wrażenie iakie na gości ta scena była sprawiła; Król Kazimierz wdał się w rozmowę z Cesarzem i z Królem Ludwikiem, których w ciągu dwudziestodniowey uroczystości starał się utrzymać w przyiacielskiem zbliżeniu i skłonie ich do połączenia sił swoich przeciw iuż podówczas podnoszącym w Europie głowę Osmanom. Król Cypryjski, który w takowym związku Karola IV. i Ludwika Anjou upatrywał swoie wybawienie, szukał ich towarzystwa i wdawał się z nimi w pełną zniewalaiącey grzeczności rozmowę. Nie daleko stamtąd rozmawiano w materyiach mnieyszy z polityką związek maiących. Król Duński mówił z Książętami Pomorskim i Bawarskim o swoich woiennych wyprawach, o polowaniu, koniach i psach, a Książe Mazowiecki tę mateiyią podsycał swoią łaciną, którą Bogusław Książe Świdnicki starał się przeniemczać. Władysław Książe Opolski wdał się w cichą rozmowę z Opatem Tynieckim. Kardynałowie nareszcie, mało się odzywali, daiąc ze siebie przykład że bezpieczniey ucha swego niż ięzyka używać. W czasie zobopólnego zaięcia Królów i Książąt, Cesarzowa wodziła oczy po przestronney sali, a Rokiczana siedziała nieporuszona i zadumana.
W tem, w środkowey arkadzie poważnie postępuiący uyrzano uroczysty orszak. Kilku służebnych, z iaskrawo świetnemi, wonie rozdymaiącemi pochodniami otaczało Maiordoma, który na purpurowem aksamitnem wezgłowiu niósł przepyszną szkatule: za nim szli czterey inni posługacze dźwigaiąc z całem sił wywarciem ogromną srebrną wazę, z pokrywą z tego samego metalu: następuiąca po nich liberyia obciążona wetami zamykała orszak. Po za tym orszakiem zostawionemi otworem drzwiami zaczął się tłoczyć lud, któremu teraz dozwolono wstępu aby i on był widzem ochoty Monarchów i swey starszey braci szlachty. Zaledwie silni dźwigonie podołali wielkiemu brzemieniu kruszcu, pod którym, gdy go złożyli, iękły dyle stołowe. Na skinienie gospodarza, który lubo miał swoie mieysce przy końcu ostatnego stołu, przecież po większey części był na nogach, zdyięto pokrywę z wazy a blaskiem złożonego w niey, świeżo z pod stępia wyszłego, złota olśnęły oczy za – iętey kolei dostoieństw, złożoną w nich kwotą. *)
Karol IV, któremu dzieie przyznaią pociąg do złota, od razu zgarnął swoię Cesarską część wetów. Cesarzowa iego małżonka, lubo ze skromnością i tylko końcem palców, wychwyciła twardy wprawdzie lecz nieodrażaiący konfekt. Król Cypryyski, rad że Ludwik Węgierski obawiaiąc się bystrych oczu Wuia poprzestał na garstce połyskliwego metalu, Król mówię Cypryyski kosztem roznoszoney wazy nadał okrągleyszą postać swey podróżuiącey kiesce. Waldemar Duński z wielką uwagą odliczył dla siebie tylko sto sztuk złota. Książe Opolski idąc za przykła- -
*) Według Kroniki w sto lat późniey pisaney, znaydowało się w tey wazie 100, 000 dukatów: kwota w ówczas pięć razy większą wartość niż dziś maiąca.
dem Ludwika, kuzyna swoiego, wybrał dla siebie tylko jednę sztukę: poczem natarli na srebrne naczynie Książęta Bawarski, Świdnicki, Pomorski i Mazowiecki, i tak ią czysto wypróżnili, iż goście wyższego rzędu uięli służącym mozołu roznoszenia powabnych wetów po gościach niższego rzędu, którzy zrazu tęsknącem, pożniey zasępionem okiem ścigali wypróżniającą się wazę.
Uradowany tak spaniałą Wierzynka, a dla siebie pochlebną hojnością Kazimierz, połyskujące łzą Królewską rzucił na niego oko, i chcąc mu oddać zasłużoną pochwałę; temi słodyczy, czucia i prostoty pełnemi słowy przemówił do niego: "Przezacny Łagodo Wierzynku, kiedyś naydostoynieyszych gości mógł tyle uraczyć, dla czegóżeś nas samych pominął? Czyż mniey niż inni ważymy u ciebie żeś nas od uczestnictwa upominków twoich wyłączył?"
"Nayiaśnieyszy Królu, nayuniżeniey kłaniaiąc się odpowiedział Wierzynek, nie iesteś gościem ale Panem w tym domu: czemże więc mógłbym Cię obdarzyć, kiedy sam ze wszystkiem co posiadam do Ciebie należę? Pragnę przecież u stóp Twoich Królu złożyć upominek, który iakkolwiek skromny nie będzie niegodny Waszey Miłościwości. Wszakże przezeń pragnę uczcić Boską cnotę Monarchy, Jego o sczęście ludów swoich pieczołowitość którey ten skromny dar iest godłem." To powiedziawszy odebrał z rąk służącego złożoną na purpurowey poduszce szkatułkę, i na klęczkach podał ią Panu swoiemu. Uniesieni ciekawością obecni, zwrócili oczy na ofiarowaną Krółowi Polskiemu szkatułkę: ale iakże się zadziwili gdy Król w otworzoney znalazł tylko wieniec z kłosów upleciony, z małym do niego przywiązanym krzyżem. Zrozumieli wszyscy znaczę – nie wieńca kłosowego: krzyż zaś był z odłamku krzyża, który kiedyś stal na górze Kalwaryi. Z głęboką czcią przycisnął Król Kazimierz do ust swoich te święte relikwiie, i uściskał rękę "Wierzynka. Głęboka cichość przez nieiaki czas panowała w sali, a powaga sceny słowa ięzykowi, uśmiechu ustom zabroniła. Wielu uważało iak się zadumał Cesarz Rzymski, gdy tu te słowa z ust wiernego poddanego usłyszał, które on sam poddanym swoim lubił powtarzać, żelaznemi przekonywaiąc dowodami, że ich dobro, iest iego dobrem.
Gdy po złotych wetach roznoszono iadalne i napoiowe, powstał w rogu sali pomiędzy przypatruiącym się ludem tłumiony chychot. Posłyszał go Król Kazimierz, a obeyrzawszy się w tę stronę z którey pochodził. "Cieszę się, rzekł, że moi kochani rodacy są uczestnikami wesołości swego Pana i Przy – iaciela. Dóydź tam proszę cię kuzynie, rzekł potem do Księcia Opolskiego, i dowiedz się o przyczynie śmiechu." Uiściwszy się udanego sobie polecenia Książe Władysław, doniósł Królowi, że ludzie śmieli się z żyda, który chciwemi oczami ścigaiąc biegaiącą między gościami wazę ze złotem, po każdem z niey ubytku serdecznie wzdychał, i bluźniercze szkalowania miotał na zacnego ucztodawcę a mianowicie nazywał go szaleńcem i głupcem za to że swóy majątek i zebrany grosz tak nierozmyślnie trwonił. Rozśmieszony takiem sprawy zdaniem spoyrzal Król Kazimierz na skazane sobie mieysce, a znalazłszy ie szepnął coś do ucha Księciu Władysławowi. Udawszy się znowu do ludu Książe Opolski, wyprowadził z pośrodka iego i przed monarchami postawił Mardachaiego i piękną Esterkę. "Królu Cypryjski, rzekł dopiero Kazimierz do Piotra Lusignan,
Wasza Miłościwość, równie iak dostoyne zgromadzenie, gniewać się zapewne nie będziesz, gdy Ci przedstawię dziewczynę którą poniekąd swoią poddanką nazywać możesz: wszakże ona pochodzi z kraiu, który posiadali Twoi przodkowie i którego mianuiesz się Królem: azalii pomoc tu obecnych Władców, tak im Boże dopomóż, przyłoży się do przywrócenia Ci praw Twoich. Nie zaprzeczysz zapewne Wasza Królewska Miłościwość, że to ieden z naypięknieyszych kwiatów Palestyny które się tak dobrze na Sarmackiey ziemi przyięły." "Gdybym posiadał więcey niż czczy tytuł Króla Palestyny, odpowiedział Piotr Lusignan, umiałbym hodować tak piękne kwiatki: lecz ie losy inaczey zrządziły, cieszę się że ie przynaymniey, tak dobrze przyymuiące się w ogrodzie Waszey Miłosciwości, widzę." "Kiedyć Król Jerozolimski nie przyznaie się do ciebie, iako do swey poddanki, mówił daley Kazimierz tonem żartobliwym do stoiącey obok niego izraelskiey dziewczyny, więc Polski musi ci ofiarować swoię łaskę i względy." To mówiąc obrócił się do Cesarzowy, wnuczki swoiey, prosząc iey o odstąpienie mu cząstki ze swoich złotych wetów, dla obdarzenia nią iak powiedział biednego dziecięcia, które pierwszy raz tak świetne widzi zgromadzenie. Z uśmiechem podała Elżbieta dziadkowi kilka sztuk złota, a uradowana Esterka odebrała ie z rąk Królewskich.
Ta niewinna scena dała powód do inney nader smutney. Chciało przeznaczenie aby Esterka, odbieraiąc dar Królewski, trąciła w ramie niedaleko siedzącą Rokiczanę Kopidło, która bez rozjątrzenia nie mogła być świadkiem względów Królewskich iakie spłynęły na piękną Izraelitkę. Trącona dama od nienawistnego sobie przedmiotu, zmieniła długo wymuszaną postawę, i tonem gniewu i wzgardy tak ofukła Esterkę: "Uważay przecie natrętna Żydowico i nie ocieray się o damy między któremi nie wartaś się znaydować." Czatująca na poniżenie Rokiczany, posłyszała te słowa Cesarzowa Elżbieta i temi ie odparła: "iakto możesz się ważyć Panno Kopidło ganić w naszey obecności co my pochwalamy! zawcześnie lub zapóźno zaczynasz rospościerać uroione prawa twoie." Przerażona tak niespodziewanym wybuchem Rokiczana, zwróciła pokorne oko na Króla, błagaiąc go niemą postawą, o zdięcie z niey tak zabóyczey zniewagi. Ale Król surowszym niż zwyczajnie odezwał się głosem: "ma słuszność Cesarzowa: nie cierpimy aby kogokolwiek bać prześladowano z powodu iego wiary lub stanu, i dziwimy się że Panna Kopidło wobe – cności swego Króla i Pana, śmiała ofuknąć tę na którą on łaskawe oko zwrócił. Masz więc moia Panno uniewinnić się w obec dostoynego zgromadzenia, któremuś należney czci ubliżyła." Tak straszny wyrok niedawno łaskawego na siebie Króla usłyszawszy Rokiczana, na pół martwa żadnego nie okazała poruszenia, Król zaś nie chcąc rościerać tak przykrey materyi dał znak do wstania od stołu.
Wśród wsczętego w tey chwili zgiełku, nachyliła się Rokiczana do Teodory i szepnęła iey do ucha; "napóy, o którym mi dawniey mówiłaś, gdzie go masz Siostro?" Zmieszana i pełna obawy Teodora odpowiedziała: "Jakto? teraz? zastanów się Rokiczano." Lecz ta mocnieyszym i nalegaiącym głosem, "napóy, napóy! powtórzyła, poday mi ieżeli nie chcesz abym trupem u nóg twoich padła." Teraz Teodora przypomniawszy dane sobie polecenie, że tylko na wyraźne żądanie ma wydać niesczęsną flaszeczkę; drżącą ręką wyciągnęła ią zza łona i podała Rokiczanie mówiąc: "więc masz napóy, którego koniecznie żądasz moia siostro, daię Ci go w imie Boga i Świętych Jego, których wezwiy przed zażyciem. " Pochwyciła zabóyczą ciecz Rokiczana, i zaraz wychyliwszy w kubek od wina, połkła ią za iednym pociągiem. Mardachai nie spuścił z oka tych dwóch niesczęśliwych kobiet, a teraz kiedy spełniły czyn okropny; roziskrzyły się oczy iego, rozszeł się złośliwy po iego szpetney twarzy uśmiech, obnażyły się straszne iego zęby: po czem szybkim krokiem wyniósł się ze sali z Esterką wnuczką swoią. Lecz ani to co między Rokiczaną i Teodorą zaszło, ani podeyrzany uśmiech Żyda, nie ukryły się przed oczami ludzkiemi. Całą scenę, zatrzymawszy się przypadkiem blisko mieysca iey spełnienia, Ludwik Król Węgierski i Wacław Pokrzywnicki starosta Zarnowiecki dobrze widzieli i uważali, pierwszy nie bez zadziwienia, drugi nie bez wewnętrzney trwogi którey wytłómaczyć sobie nie umiał.
W czasach owych w których nie używano karet po miastach, bo ciężkie powozy tylko do podróży odprawianey z kobietami były przeznaczone, nie zdawało się nic dziwnego, że tak dostoyne zgromadzenie wyruszywszy z gmachu uczty, pieszo udało się na zamek. Obyczay wieku wymagał tylko uroczystego, powolnego i processyonalnego pochodu. Na sczęście nie iesienna pora powietrza, ale raczey ciżba ludu ciekawego i radosne wydaiącego okrzyki były na zawadzie powracaiacym z uczty do zamku. Ale gdy wkraczaią w ulicę Grodzką: Rokiczana
Kopidło która w kole panieńskiem otaczaiącem parę Cesarską wsparszy się na Teodorze i zwiesiwszy głowę postępowała, nagle ckliwością tknięta, wyrywa się z rąk przyiaciołki, swoiemi chwyta się za bok serdeczny, i z przerażaiącym krzykiem pada na ziemię. Zastanowił się orszak Nayiaśnieyszey Pary, a ci którzy przodkowali pochodowi, dali krok w tył, chcąc się dowiedzieć o przyczynie zgiełku. Nadbiegł i Król Kazimierz, a gdy postrzegł bladą iak trup z przewróconemi oczami i zesiniałemi ustami, w gwałtownych konwulsjach bruk zalegaiącą Rokiczanę; względy iego monarszty powagi i świeża pamięć wyrządzoney mu obrazy, zgasły przed uczucianu ludzkości i obudzonego nad kiedyś drogim przedmiotem politowania. Nie bacząc na obecność Cesarza i Królów przedarł się Kazimierz przez ciżbę, podniósł omdlałą, i w tych słowach do niey prze – mówił. "Na wszystkich świętych zaklinam cię Rokiczano, powiedz co ci się stało? Czy nie moia Królewska nagana, tak cię mocno dotknęła? Przemówże, wszak widzisz przed sobą twoiego przyiaciela i Króla." Nic nie pomogła obecność i czułe słowa Kazimierza. Ścięły się usta cierpiącey, konwulsyie wzmogły się, zielonawe plamy okryły blade policzki, pot śmiertelny wystąpił na czoło. Głosem trwogi zawołał Król na pierwszego, którego postrzegł lekarza dworu: "byway doktorze Waleryanie, byway! ratuy niescześliw żąday co chcesz a ratuy." Przystąpił lekarz do Rokiczany, puścił w iey usta parę kropel eliksyru i uiął ią za rękę badaiąc z pulsu chorobę. Ale im dlużey badał tym mniey nadziei zdawał się czynić, a wkońcu szepnął coś do ucha Królowi, co tak zmieszało tego Pana, że nie mógł być dłużey widzem tey okropnej sceny i odszeł.
Skoro lekarstwa Waleryana przywróciły przytomność Rokiczanie; ona kołuiące oczy zwróciła na Teodorę Pokrzywnicka, pogroziła iey ręką i wśród utyskiwań powtarzała iey imie. Tak tedy po radosnym zgiełku gali, nastąpiła cisza pogrzebowa: obecni umilkli i zadumieni pozierali litosnem okiem na cierpiącą, którey wszystkie członki drzały, którey cera od iaskrawego szkarłatu do trupiey bladości przechodziła, którey ręce znak rospaczy dawały. Wtem z groźną postawą zbliża się do swoiey córki Wacław Pokrzywnicki i silnym głosem tak do niey przemawia: "Dla czegoż to trwożysz się Teodoro? dla czegoż to iakby miotana wyrzutami zbrodni, bladość na rumieniec i znowu rumieniec na bladość zamieniasz? Dla czegóż to Rokiczana powtarza twoie imie, i iestami boleści Ciebie zdaie się obwiniać? oto widzisz przed sobą oyca twoiego, który nie ścierpi aby hańbiące podeyrzenie plamiło twóy honor." A Teodora głosem rospaczy zawołała: "Zesuńcie się na mnie góry i pagórki i pognębcie mnie waszym ciężarem! Cóżem niesczęśliwa uczyniła? Uprowadź mnie, ach uprowadź stąd, Oycze kochay! uprowadź z widowiska które na łono moie miota piekielne węże!" To powiedziawszy, padła do nóg Oycu, lecz Starosta Żarnowiecki uniesiony zapalczywością odepchnął córkę w obliczu Monarchów i Książąt, świadków hańby iaką Teodora siebie, płeć swoię i ród swóy okryła. " Żal mi Cię Panie Starosto, rzekł Król Polski do strapionego Oyca, żal mi Cię szlachetny rycerzu tym bardziey, ze iako właściwemu urzędnikowi polecić i roskazać ci muszę, aby córka twoia w ręce sprawiedliwości, niezwłocznie była oddana. " I wnet ceklarze uięli i uprowadzili Teodorę Pokrzywnicką, służebni na przyrządzonem krześle zanieśli Rokiczanę do Zaniku a godownicy w cichości rozeszli się do swoich gospod, pełni boleści ze tak świetna i ochocza uroczystość tak smutny koniec miała.
We dwa dni potem zdarzeniu, w ciągu których napróżno sztuką lekarską usiłowano ukoić zabóycze cierpienia Rokiczany, Wacław Pokrzywnicki był urzędownie wysłany do swey córki, osadzoney we wilgotney na pół oświeconey pieczarze, do którey prowadziły długie podziemne chodniki. Na chrzęst otwieranych drzwi zerwała się Teodora z zalanego swemi łzami barłogu i drżącym krokiem postąpiła ku Oycu. Nie wyrzekszy słowa siadł na kamienney bryle, okryty płasczem, sparły na rękoieści pałasza Wacław Pokrzywnicki. "Więc iescze przychodzisz Oyczę do niesczęśliwey córki twoiey," zaczęła Teodora. "Milcz Waćpanna, ofuknął chwiciącą się Wacław, i nie poważay się nazywać Ojcem Starostę Pokrzywnickiego, póki ciążyć na tobie będzie zarzut zbrodni, o którą jesteś obwiniona, a z którey w obliczu Królów i Książąt, wydały cię własne twoie usta. Nie Oyca widzisz przed sobą ale urzędnika, który cię wzywa abyś iasno i wyraźnie sprawiła się przed nim z twego winowactwa. Dzięki Królowi, że w łaskawości swoiey, przez wzgląd na siwe włosy moie, nie kogo innego, ale mnie samego użył w tey potrzebie." Wzniósłszy oczy i ręce ku Niebu, utyskuiącym głosem zawołała Teodora: "więc i ty Oycze masz mnie za winną?" "Cóżto chcesz powiedzieć, skwapliwie przerwał starosta iak gdyby promyk nadziei przeszył zbolałe serce Oycowskie; czyi w przystępach boleści nie obwinia Cię Rokiczana, a ty sama nie zeznałażeś publicznie twoiey sromoty?" "To Rokiczana iescze cierpi?" zapytała z zadziwieniem Teodora. "Takiest, cierpi, odpowiedział Starosta: ręka bezbożna zadała niesczęśliwey taką truciznę, która powoli podżera pierwiastki życia, a w końcu w śród męk niewypowiedzianych zabiia." "Truciznę! powtórzyła Teodora, która powoli zabiia: ach! zmiłuy się Boże nade mną." "Możesz doznać miłosierdzia Boskiego, ale nigdy ludzkiego, przemówił Pokrzywnicki tłumiąc boleść Oycowską męstwem niezachwianego człowieka: powiedzie mi, kto podczas uczty Wierzynka podał zatruty napóy Rokiczanic? czy ty, czy kto inny? a ieżeli nie ty, musisz wiedzieć kto, boś iey przez cały przeciąg uczty na moment nie odstąpiła." "Ja: odpowiedziała Teodora, ia go podałam Rokiczanie." "To mi więcey nie potrzeba: tak silnie wykrzyknął Pokrzywnicki ze piorunuiący głos wstrząsnął sklepienia pieczar: iednem słowem,
Oyca twego i twóy ród szlachecki, zabiłaś na sławie. Dane mi polecenie iest tedy iuż wykonane: idę teraz zdać sprawę Królowi, a w sczególności powtórzyć mu co z twoich ust słyszałem. Córko wyrodna! gotuy się do wiecznego z twoim Oycem rozdziału." To powiedziawszy odwrócił się i szybkim krokiem zaczął zdążać ku drzwiom więzienia. Ale Teodora poskoczyla za Oycem, pochwyciła go za kray płascza, i te wylkała słowa: "Oycze, iescze słowo pozwól sobie powiedzieć, proszę cię na zbawienie twotóy i moiey duszy. Jestem niewinna mimo to wszystko, com mogła uczynić i powiedzieć. Bóg widzi ie iestem niewinna: nie chciey więc wystawiać mnie na trwogę i rospacz, a siebie na zmartwienie, którego niewysłuchana mogę Cię nabawić." Żebrzący głos dziecięcia stłumił uniesienia Oyca. Jakkolwiek żalem i oburzeniem miotany, zatrzymał się Pokrzywnicki i obróciwszy się dó Teodory rzeki: "I ty, która zaprawiasz zabóycze napoić, możesz być niewinna! Jakież to ułudzenie tak dalece cię zaślepia, że za nic nie masz nayszkaradnieyszey zbrodni którąś popełniła? powiedz co cię spowodowało do uczynienia zamachu na życie przyjaciółki i krewney twoiey?" "Chciałam ią ratować, odpowiedziała Teodora, i zgubiłam ią i siebie. " " Chciałaś ią ratować! powtórzył Oyciec: powiedz więc czyś sama zaprawiła piekielny napóy? "Nie, Oycze, iam go nie zaprawiała. " A wiedziałażeś o iego zabóyczey sile?" "Nic, Oycze. " "Któż ci go dał?" Po chwili wahania się z mocą i stałością odpowiedziała Teodora: "Nikt Oycze i Panie móy!" "Sluchay Teodoro! mówił daley Starosta kiedy taka odpowiedź córki, iuż ożywioną, znowu stłumiła iego nadzieię: nie mogę przypuścić aby córka moia, którey o – byczaie nigdy złością, nigdy fałszem nie były skażone, mogła przyysść ha myśl okropną spełnienia morderstwa na osobie przyiaciółki, krewney i rówiennicy swoiey: powiedz tedy kto ci dał zabóyczy napój?" Nikt, odpowiedziała Teodora. "Córko zastanów się: przyszłość twoiego dziś roskwitaiącego życia, honor twoiego wiekiem pochylonego Oyca, polegaią na twey odpowiedzi. Jakże? nikt ci nie dał trucizny?" Nikt: ze łkaniem po trzeci raz powtórzyła Teodora. "A czy iey nie zaprawiałaś, rzeki Oyciec, i czy iey siła zabóycza nie była ci znana?" "Jak pragnę Boga, w godzinie mego skonania, wzniósłszy ku Niebu łzami zalane oczy przemówiła Teodora, nie zaprawiałam trucizny, ani iey zabóyczey siły nie znałam. " Na te słowa, wpatruiąc się w anielskie oblicze Teodory, zdawał się Pokrzywnicki postrzegać w nich światełko rozrzedzaiące gęstą pomrokę równie okropnego iak niepoiętego czynu. Przystąpił do Córki i iuż łagodnieyszym głosem zagadnął ią: "od iakiegoż czasu byłaś w posiadaniu flaszeczki, którą przy schyłku uczty Wierzynka, w mieyscu przez Rokiczanę zaymowanem, znaleziono?" "Już temu sześć tygodni," odpowiedziała. "Więc iescze w Zamku Żarnowieckim miałaś ią?" "Takiest, Oycze" odpowiedziała Teodora, a Starosta wziąwszy córkę za rękę tak daley mówił: "Nie powieszie mi co więcey? czy czasem przysięga nię zmusza cię do milczenia." Teodora zaś całuiąc ręce ojcowskie i oblewaiące ie łzami, rzekła: a ieżeliby przysięga wiązała móy ięzyk, czybyś wymagał Oycze abym ią łamała?' Na te słowa Pokrzywnicki, wznosząc ręce nad głową niesczęśliwego dziecięcia iak gdyby chcąc mu błogosławić, w mocnem wzruszeniu powiedział: "O. Wy święci Patronowie korony Polskiey, ieźeli wam winienem domysł na który padam w tey chwili, ieżeli ten domysł nie iest czczą marą; to pewnie niewinność tryumfować, zbrodnia wstydzić się będzie. Teodoro bąć gotowa! za kilka godzin rospocznie się śledztwo w twey sprawie."
To zapowiedziane śledztwo ukończyło się w sądach grodzkich Krakowskich, lecz węzła sprawy nie rozwikłało. Teodora iescze mniey winną pokazała się przed kratkami sądu, niż w oczach tyło i tak gwałtownemi uczuciami miotanego Oyca. Jey zeznania miały moc i stałość: naymnieyszem słowem nie wydała sprawcy zbrodni. Następnie Starosta Zarnowiecki i Władysław Książe Opolski, który na Małopolsce dzierżył urząd naywyiszego sędziego, wezwani do Ludwika Króla Węgierskiego, odbyli naradę w skutku którey oddział straży Królewskiey był wysiany do Miechowa, z roskazem uię – cia Mardachaiego z wnuczką iego Esterką i ich starą służebnicą Rachelą i osadzenia wszystkich we więzieniu na zamku w Krakowie. Wykonano ten roskaz: i tak Synagoga Miechowska ze swego przemądrego Rabbina została osierocona.
Poświęcone uczczeniu zaślubin Karóla IV. Cesarza i Elżbiety wnuczki Kazimierza, uroczystości Krakowskie, skończyły się z ucztą Wierzynka. Kilka dni następuiących po tey uczcie, a raczey po okropnem wydarzeniu które ią zamieszało; zeszło na przyspobieniach do odiazdu dostojnych gości a mianowicie Cesarskiego dworu. Kazimierz Wielki ze świetnem poczetem Panów, Książąt i Królów, odprowadził Nayiaśnieyszych Nowożeńców aż do Opawy, gdzie nastąpiło ostatne pożegnanie. Stąd każdy z Książąt udał się do swego kraiu, oprócz Piotra Lu – signan Króla Cypryjskiego który z nowemi przełożeniami pospieszył do Avignon, do Oyca Świętego Innocentego VI. Z tylu dostojnych gości pozostał w Krakowie tylko Ludwik Węgierski i iego kuzyn Książe Opolski. Za powrotem własściwey owym wiekom ciszy do stolicy, zmnieyszyly się powody do wznawiania szmeru o straszney przygodzie. Zbyt niedostateczna podówczas znajomość sztuki lekarskiey nie potrafiła zapobiedz aby działanie szybko i gwałtownie uderzaiącego napoiu, nie przedarło się do siedliska życia: skąd poszło ii Rokiczana, zaledwie cień owey przed kilką tygodniami pierwszey piękności, zwątpiaia i bezsilna, innego prócz śmierci nie widziała na swe cierpienia lekarstwa. Ciemne więzienie Teodoiy zamieniono na znośnieysze lubo obwarowane zabespieczenie. Wacław Pokrzywnicki, zapewne nie bez wiedzy Królew – skiey wyiechał do Zamku Źarnowieckiego, pod iego zarządem będącego, skąd zabrawszy Burgrabiego, odźwiernego, halabartnika i kilka kobiet zamkowych, powrócił do Krakowa. Sekretarz Księcia Opolskiego, iako naywyższego na Małopolsce sędziego, z przybranemi sądowemi osobami udał się do Miechowa. Owo zgoła wszystko kazało bliższym tych poruszeń widzom domyślać się iż bardzo zawikłane okoliczności wstrzymywały wymiar i wyrok sprawiedliwości w dotąd nieodgadnioney sprawie.
Wystawmy sobie Teodorę Pokrzywnicką w więzieniu w godzinie porankowey, rzęsistemi łzami pargaminową księgę modlitew skrapiaiącą, rospamiętywaniem religijnem gorycz swego życia słodzącą, bezsennością znużone oko na obecny wizerunek Chrystusa zwracaiącą, na to źródło niebieskie z które – go prześladowana niewinność pociechę, błąd pobłażanie, wina odpusczenie czerpa. W takim stanie duszy obwiniała się ta niesczęśliwa dziewica, że nie słuchała wewnętrznego głosu, który ią przestrzegał aby nie dowierzała słowom zapamiętałey i mściwey Adelaidy, że odebrane od niey lekarstwo, iego istoty nie znaiąc, stręczyła i podała siostrze i przyiaciółce swoiey, którey teraz umieraiącey ięki zdawała się słyszyc. Z drugiey strony pocieszała się tą myślą ie wkrótce za swóy błąd męczeńską śmiercią odpokutuie, i że Bóg który naylepiey zna iey niewinność, karać iey na innym świecie nie będzie. Ale znowu iey myśl opanował obraz rospaczaiącego nad grobem swey Córki i swego honoru Oyca, i teraz załamuiąc ręce zawołała: "O móy Oycze! o móy Ojcze!"
Na te słowa otwieraią się drzwi więzienia i wchodzi Wacław Pokrzywnic – lii. "Oyca, którego wzywasz, widzisz przed sobą moie dziecię, rzeki rosczulony Starosta: przyszeł on do ciebie, aby Ci przewodniczył po bardzo przykrey drodze. Nadeszła godzina, w którey twóy los będzie rostrzygnięty, a w którey się pokaże czy te siwe włosy z honorem i tryumfem, czy z hańbą i rospaczą mam ponieść do grobu. Ukóy łzy twoie i nabierz odwagi, bo za kilka minut staniesz przed naywyższym w Królestwie Sędzią, przed Królem i Panem twoim." "Ja, móy Oycze, mam stanąć przed Królem, powtórzyła drżąca Teodora, przed Mocarzem którego iedno spoyrzenie może stanowić o śmierci lub życiu obwinioney." "Więc się lękasz sprawiedliwości?" odezwał się Starosta. "Nie trwożyłoby mnie oko sędziego, który iest w Niebiesiech, odpowiedziała Teodora, bo on zna mnie, a miłosierdzie Jego zawsze z nim: lecz zdrętwieię gdy stanę przed tym ktory sądzi na ziemi, bo ianie przed Bogiem ale przed ludźmi zgrzeszyłam." "Posłuchay mnie Córko, odpowiedział Starosta. Król Kazimierz iest namiestnikiem Boskim na ziemi, i iak w łaskawości tak w sprawiedliwości usiłuie naśladować Pana nad Panami i Króla nad Królami. Ale iednak ty Teodoro, samey sprawiedliwości uledz musisz, bo dla zbrodni nie masz miłosierdzia na ziemi." "Kiedy tak, to mnie prowadź prosto na śmierć, Oycze i Panie móy, żebrzącym głosem rzekła Teodora: nie chcę widzić oblicza Króla, który na innym świecie nie mógłby mnie uznać za niegodną swego politowania." " Cóż wiec powiem Królowi? czy to że córka moia przyznaie się do cichobóystwa spełnionego przez zadanie trucizny? Więc mam rostrącić i skruszyć tę herbową tarczę, która przez dwa wieki, znakomite mieysce między kleynotami szlachectwa, dzierżyła? I mamże powiedzieć Królowi który w łaskawości swoiey mnie vyznaczył na twego po przykrey scieszce przewodnika, że niegodna swego Oyca córka, mniey się lęka katowskiego topora, niż oblicza swego Monarchy i swoich sędziów? "Znośniejsza zaiste byłaby dla mnie śmierć męczeńska, odpowiedziała Teodora, niż boleść i udręczenie naylepszego Oyca moiego, i te ięki niesczęśliwey ofiary błędu moiego, które przez naygrubsze mury i z nayodlegleyszey części zamku do mego więzienia zdaią się przedzierać i uszy moie razić. Cóżbym z resztą innego mogła powiedzieć Sędziom i Królowi, iakto, co tobie Oycze iuż powiedziałam? Chyba że żądasz abym z grzechu w grzech wpadała, i nawet na innym świecie nie znalazła miłosierdzia, którego mi na tym odmawiaią." Więc dla ciebie iedyna w śmierci i w grobie ucieczka, z westchnieniem rzekł Wacław Pokrzywnicki, a nie spomnisz na to że twóy niczem niepocieszony Oyciec rwałby sobie te siwe włosy na twey odartey ze czci mogile, że przez resztę iakkolwiek co do liczby lat krótkiego, ale co do liczby udręczeń nader długiego życia dźwigałby ciężar sromoty swego dziecięcia, które kochał i od którego był kochany, że wytykanoby go palcem, iako Oyca tey która fabrykowała truciznę i czarnoksięskie wiodła rzemiosło? Jesczeż trwać będziesz w twoim uporze i nic dla twego Oyca nie uczynisz?" W ucisku i udręczeniu serca zawołała Teodora: " kiedy tak, to iestem gotowa, idę za tobą Oycze kochany." "Pokaż odwagę moie dziecię, odpowiedział skruszony Oyciec. Bóg obdarzył naszego Króla mądrością: nie odeymie iey od niego w tak ważney potrzebie. Już dotąd zabłysło kilka promieni, które rozbiły grubą pomrokę straszny czyn otaczaiącą: a ia mam nadzieię, że po nich nastąpi iasność dzienna, która resztki ciemności rospędzi i prawdę w czystem świetle ukaże.