Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kazimierz Wielki i Esterka. Tom 2: powieść historyczna z XIV wieku Alexandra Bronikowskiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kazimierz Wielki i Esterka. Tom 2: powieść historyczna z XIV wieku Alexandra Bronikowskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 279 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

UCZTA WIE­RZYN­KA.

Za­ślu­bi­ny wnucz­ki Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go z Ka­ro­lem IV. Ce­sa­rzem Nie­miec­kiem były ob­cho­dzo­ne z tak nad­zwy­czay­ną oka­za­ło­ścią; że trze­ba­by przeyść za okres ni­niey­szey po­wie­ści, chcąc opi­sać wszyst­kie za­ba­wy, tur­nie­ie, go­ni­twy, pa­ra­dy i uczty któ­re to­wa­rzy­szy­ły temu ob­cho­do­wi. Po­li­ty­ka ied­nak, któ­ra czter­na­ste­mu wie­ko­wi nie była tak obca iak ra­dzi gło­szą z dłu­gie­go le­tar­gu ock­nie­ni cza­sów ry­cer­skich stron­ni­cy, nie za­sy­pia­ła wsród tych wszyst­kich uro­czy­sto­ści. Przedew­szyst­kiem, Król Wę­gier­ski Lu­dwik An­jou, któ­re­go iako prze­bie­głe­go po­li­ty­ka i chwa­ły chci­we­go Mo­nar­chę, w scze­gól­no­ści zaś iego po­stę­pek z Jo­an­ną Ne­apo­li­tan­ką, o za­bój­stwo mę – za swe­go a iego bra­ta ob­wi­nio­ną, w dość czar­nych ko­lo­rach wy­sta­wia­ią dzie­ie, te­raz wy­si­lał się na wszyst­kie spo­so­by uię­cia so­bie Wuia w za­mia­rze odzie­dzi­cze­nia po iego śmier­ci osie­ro­cia­łe­go tro­nu Pia­stów. O po­par­cie tego za­mia­ru za­bie­gał Lu­dwik u Ce­sa­rza i Ksią­żąt Rze­szy Nie­miec­kiej, tu­dzież u Ksią­żąt Szlą­skich ple­mien­ni­ków Pia­sta a mia­no­wi­cie u mło­de­go Wła­dy­sła­wa Księ­cia Opol­skie­go, Sio­strzeń­ca swo­ie­go, któ­re­mu prze­zna­czał na­miest­ni­czą wła­dzę w Pol­sce, gdy­by sam iey Ko­ro­nę otrzy­mał. Roz­dwo­ie­nie Kró­lew­skiej mał­żeń­skiej pary i za­da­le­ko po­su­nię­ta dla płci pięk­nej sła­bość Ka­zi­mie­rza sprzy­ia­ły wi­do­kom Lu­dwi­ka: mo­gli­śmy zaś uwa­żać w po­wyż­szych ustę­pach iak zręcz­nie stron­ni­cy kró­la Wę­gier­skie­go pro­wa­dzi­li byli głów­ną nic tey ka­ba­ły.

Oso­bli­wa w swo­im ro­dza­iu uczta mia­ła za­mknąć uro­czy­stość za­ślu­bin.

Mi­ko­łay Wie­rzy­nek, z nie­miec­kiey nad­reń­skiey fa­mi­lii po­cho­dzą­cy, ław­nik i bo­ga­ty ku­piec Kra­kow­ski a pod­skar­bi kró­lew­ski, god­no­ścią szlach­ci­ca Pol­skie­go z przy­dom­kiem Ła­go­da za­sczy­co­ny, kie­ro­wał ob­rzę­da­mi ob­cho­du za­ślu­bin Ce­sar­skich i po­dey­mo­wa­nia Mo­nar­chów: a gdy Ci nie sczę­dzi­li po­chwal dla nie­go, Król zaś Ka­zi­mierz Pan iego za­py­tał go, czem­by chciał mieć na­gro­dzo­ne tru­dy swo­ie; z dum­ną skrom­no­ścią od­po­wie­dział Wie­rzy­nek: "Król Pan móy i Nay­ia­śniey­si go­ście Jego nay­hoy­niey na­gro­dzą moie usłu­gi, ie­że­li nie od­mó­wią uda­ro­wać swo­ią obec­no­ścią ucztę im któ­rą od­wa­żam się Ich za­pro­sić i nay­uni­że­niey za­pra­szam." Po­do­ba­ła się no­wość za­pro­si­li uko­ro­no­wa­nym gło­wom. Ce­sarz Rze­szy Nie­miec­kiey, czte­rech Kró­lów i kil­ku pa­nu­ią­cych Ksią­żąt, Kar­dy­na­ło­wie i wy­so­kie­go stop­nia Pra­ła­ci przy­chy­li­li się do żą­da­nia, rów­nie iak Au­gs­bur­scy Fug­ge­ro­wie za­moż­ne­go Kra­ko­wia­ka. O tey sław­ney uczcie, i go­ści i go­spo­da­rza god­ney, na­stę­pu­ią­cey w kro­ni­ce Dłu­go­sza do­czy­tu­ie­my się wia­do­mo­ści.

Gdy do suto przy­bra­ney sali gma­chu śro­dek ryn­ku zay­mu­ią­ce­go, dziś pod na­zwi­skiem Su­kien­nic utrzy­mu­ią­ce­go się, we­szło nay­ia­śniey­sze zgro­ma­dze­nie; Król Pol­ski iak daw­niey tak te­raz chciał ustą­pić pierw­sze­go miey­sca Ce­sa­rzo­wi Rzym­skie­mu. Lecz Wie­rzy­nek iako go­spo­darz uczty, zbli­żyw­szy się do go­ści z peł­ną usza­no­wa­nia po­sta­wą, za­niósł do nich proś­bę, aby mu było wol­no wy­zna­czyć im miey­sca: a gdy mu nie za­prze­cza­no praw go­spo­da­rza, za­pro­wa­dził Ka­zi­mie­rza na wyż­szy ko­niec sto­łu, i ob­ra­ca iąc się do obec­nych, tak prze­mó­wił: "ko­góż przy­zwo­iciey mógł­bym na pierw­szem miey­scu po­sa­dzić iak tego któ­re­mu wszyst­ko wi­nie­nem Nay­ia­śniey­sze­go Kró­la Pol­skie­go? niech więc przy sto­le Wie­rzyn­ka, przy sto­le nay­wier­niey­sze­go ze swo­ich pod­da­nych, ra­czy ła­ska­wie Król i Pan móy pierw­sze za­iąc miey­sce." Gdy się sta­ło we­dług woli go­spo­da­rza; ten do­pie­ro po pra­wey ręce Kró­la Pol­skie­go usa­do­wił Ce­sa­rza Ka­ro­la, po le­wey Ce­sa­rzo­wą Elż­bie­tę, a z obu­dwóch stron, Kró­lów Wę­gier­skie­go, Duń­skie­go i Cy­pry­y­skie­go, da­ley in­nych pa­nu­ią­cych Ksią­żąt i dwóch Kar­dy­na­łów. U czte­rech in­nych sto­łów, po czte­rech ro­gach Kró­lew­skie­go za­sta­wio­nych, za­ię­li miey­sca Pra­ła­ci, Pa­no­wie, Pa­nie i Pan­ny Prze­strzeń pię­ciu sto­łów była ob­wie­dzio­na ro­gat­ka­mi, po za któ­re­mi aż do ścian sali i w iey skle­pio­nych ustę­pach, sta­ło nie­prze­li­czo­ne mnó­stwo tey wiel­kiey sce­nie przy­pa­tru­ją­ce­go się ludu. Ro­ki­cza­nie Ko­pi­dło, któ­ra wśród oży­wio­ney we­so­ło­ści bie­sia­dy wal­czyć mu – sia­ła z do­le­gli­wo­ścią spo­mnień, i iey po­kie­wian­ce Teo­do­rze Po­krzyw­nic­kiey do­sta­ły się miey­sca przy tym sto­le któ­ry po pra­wey ręce Kró­la Ka­zi­mie­rza był za­sta­wio­ny: tak, iż tyl­ko kil­ka kro­ków prze­dzie­la­ły te dwie dzie­wi­ce z ie­dwey stro­ny od Ce­sa­rzo­wey Elż­bie­ty, z dru­giey od Kró­la Lu­dwi­ka. Gdy w cza­sie po­prze­dza­ią­cey uro­czy­sto­ści, chó­ro­wi pa­nień­skich ge­niu­szów prze­wod­ni­czy­ła Ro­ki­cza­na, iey ga­sną­ca pięk­ność po­ży­cza­ła po­wa­bów od fan­ta­stycz­ne­go stro­iu: ale dziś kie­dy prze­stron­na ma­te­ry­ial­na sza­ta po­kry­wa­ła iey de­li­kat­ną ki­bić, kie­dy iey wło­sy w drob­ne kosy we­dług owcze­sney medy skę­dzie­rza­wio­nę, unio­sły się w górę nie osła­nia­jąc bla­dych za­pa­dłych po­licz­ków, kie­dy blask suto opraw­nych dy­ainen­tów, pierś i szy­ię stro­ią­cych, zda­wał się urą­gać z omdla­łych wiel­kich oczu, dziś mó­wię była ona po­dob­na do wy­bla­dle­go, z ram wy­ię­te­go ob­ra­zu An­te­nat­ki, któ­rej­by mar­twe oczy były zwró­co­ne na ocho­czych bie­siad­ni­ków. Teo­do­ra ta­kie nie dzie­li­ła we­so­ło­ści ogó­łu: nie­ra­da znay­do­wa­ła­się ona wśród zgieł­ku uciech wiel­kie­go świa­ta, o któ­rych próż­no­ści pa­mięt­ną przy łóżu cho­rey przy­ia­ció­i­ki ode­bra­ła na­ukę, i dla tego pro­si­ła Oyca aby po skoń­czo­nych uro­czy­sto­ściach mo­gła wy­ie­chać z Kra­ko­wa.

Gdy go­ście za­sie­dli do sto­łu; Mi­ko­łay Wie­rzy­nek wziąw­szy zło­ty pu­har i uni­że­nie po­kło­niw­szy się go­ściom w tych sło­wach prze­mó­wił: "Przede wszyst­kiem, za zdro­wie Jego Mi­ło­ści­wo­ści Ka­zi­mie­rza Kró­la i Pana mo­ie­go, i za do­bre mie­nie Kró­le­stwa Pol­skie­go!" i do kro­pli speł­nił to­ast, któ­ry trą­by i ko­tły usza­no­wa­ły swo­im od­gło­sem. Wie­rzy­nek wziął po­tem inny kosz­tow­niey­szy pu­har, skosz­to­wał znay­du­ią­cę­go się w nim na­po­iu, i przy klek­nąw­szy na ied­no ko­la­no po­dał go swo­ie­mu Kró­lo­wi i Panu. Tym spo­so­bom ro­spo­czę­ły się ra­zem z ucztą, i we­dług przy­ię­tey ko­lei do­sto­ieństw na­stę­po­wa­ły po so­bie, to­a­sty za nowo za­ślu­bio­ną parę Ce­sar­ską tu­dzież za Kró­lów i Ksią­żąt obec­nych, po każ­dym zaś speł­nio­nym to­a­ście od­zy­wa­ły się ko­tły i trą­by. Już mi­nę­ło pierw­sze i dru­gie da­nie, już po czę­ści był zła­go­dzo­ny ostry ape­tyt bie­sia­du­ią­cych; kie­dy Ce­sarz Ka­rol uiął sto­ią­cy przed sobą pu­har i ob­ra­ca­iąc się na­przód do swo­iey ma­łion­ki, któ­ra z wdzię­kiem i za­ru­mie­nie­niem schy­li­ła przed nim gło­wę, a po­tem do iey dziad­ka, rzekł w nie­miec­kim ię­zy­ku: Cześć wier­ney mi­ło­ści (es gilt auf treue min­ne). Jed­no­myśl­nie po­chwa­li­ło ten od­wiecz­ny to­ast koło bie­sia­du­ią­cych, a gdy Król Ka­zi­mierz chciał go z ko­lei po­wtó­rzyć, rzu­cił oko na Ro­ki­cza­nę, któ­ra swo­ie w nie­go była wle­pi­ła: za­ciął się w ino – wie i skwa­pli­wie wy­chy­lił swóy har. Wte­dy Król Wę­gier­ski, przez któ­re­go by­strym wzro­kiem żad­ne po­ru­sze­nie Wuia ukryć się nie mo­gło, rze­ki: "Sło­wa bie­gną­ce­go to­a­stu prze­dziw­nie brzmią w ustach Jego Ce­sar­skiey Mi­ło­ści­wo­ści: słusz­nie ci któ­rych łą­czy po­wab mi­ło­sny, świet­ność zo­bo­pól­na rodu i nie­na­gan­ne za­cho­wa­nie, za­słu­gu­ią na pierw­sze wzglę­dy pierw­sze­go z wład­ców Chrze­ściiań­stwa: bo gdzie z tych trzech rze­czy, ied­ney lub dwóch nie do­sta­ie, tam bio­rą ze sobą roz­brat wier­ność i mi­łość." "Wy­bacz mi Kró­lu, rze­kła Ce­sa­rzo­wa Elż­bie­ta któ­ra mowę Lu­dwi­ka nie do tey do któ­rey on ią sto­so­wał lecz do Kró­lo­wy Ade­la­idy od­nio­sła, gdy po­wiem ze Wa­sza Mi­ło­ści­wość za let­ko trzy­masz o wier­no­ści i mi­ło­ści: bo we­dług zda­nia Wa­sze­go ich zwią­zek nie był­by wie­czy­sty i prze­miiał­by iak po­wab mi­ło­sny, któ­ry u nas ko­biet za II

pręd­ko od­ry­wa się od trój­ki przez Wa­szą Kró­lew­ską Mi­ło­ści­wość za­ło­żo­nej." "Ta praw­da ze są zni­ko­me mi­łość i pięk­ność, ode­zwał się Król Cy­pryj­ski któ­re­go spól­ność po­dró­ży i urząd prze­wod­ni­ka Nay­ia­śniey­szey Pan­ny Mło­dey wpro­wa­dzi­ły wblii­sze z Ce­sa­rzo­wą sto­sun­ki, nie może nas prze­ra­żać kie­dy ią sły­szy­my z ust Pani, któ­rą temi dwo­ma przy­mio­ta­mi tak hoy­nie ob­da­rzy­ła na­tu­ra. Do tego, Nay­mi­ło­ściw­sza Ce­sa­rzo­wa iest za nad­to pew­na wza­iem­no­ści, aże­by utra­ty swe­go sczę­ścia oba­wiać się mia­ła." "Co do mnie, ode­zwał się nie­co chra­pli­wym gło­sem Wal­de­mar Król Duń­ski, ia ro­zu­miem że wier­ność i mi­łość nie po­win­ny się roz­ry­wać, gdy­by na­wet czas lub przy­pa­dek nad­we­rę­żył pierw­szą lub dru­gą bez ob­ra­zy nie­na­gan­ne­go za­cho­wa­nia o któ­rem spo­mi­nał Jego Miio­ści­wość Król Wę­gier­ski. Nim ku­pi­my to­war, do­brze go wprzód o – bey­rzi­ny i po­znay­my, lecz raz na­by­ty sza­nuy­my i strzeż­my, bo nie­statc­cz­ność ro­dzi żale i cier­pie­nia." Ta mowa pół­noc­ne­go wład­cy nie nay­dź­więcz­niey brzmia­ła w uszach go­ści, bo mie­dzy nie­mi może żad­ne­go nie było któ­ry­by w niey nie zna­lazł ma­łe­go dla sie­bie przy­cin­ku: nay­wię­cey zaś do­tknę­ła tego któ­ry pierw­sze miey­sce zay­mo­wał. Nie omiesz­kał ro­spę­dzić zręcz­nym zwro­tem za­sę­pie­nie bie­sia­du­ią­cych Piotr Lu­si­gnan Król Cy­pry­y­ski. "Praw­da, ode­zwał się ten mo­nar­cha, że na­ru­sze­nie wia­ry zwy­kło da­wać po­wód do zayść nie­przy­iem­nych, nie idzie ied­nak za­tem, że za­raz po­win­ni­śmy po­tę­piać bliź­nie­go za krew­kość któ­rą na­wet Bo­gom swo­im przy­pi­sy­wa­li daw­ni Gre­cy, a któ­ra dziś ie­scze sta­no­wi osno­wę nie­ied­ney pięk­ney śpiew­ki nu­co­ney przez Cy­pry­y­skie dziew­czę­ta wśród wi­no­gro­dów ich oy­czy­stey wy­spy. Czy nie za­po­mnia­łeś Mi­ło­ści­wy

Ksią­że Po­mor­ski owych śpie­wek, któ­rych treść tło­ma­czy­łem Ci w Scze­ci­nie? "Pa­mię­tam ie, od­po­wie­dział teść Ce­sar­ski, i z po­wo­du ich tre­ści po­wiem że mi się nie zda­ie aby Ksią­że Chrze­ściań­ski miał być po­dob­ny do po­gań­skie­go Bo­ży­scza, a moia Elż­bie­ta do Kli­tyi, tak zwa­ney bo­ha­tyr­ki ied­ne­go ze śpie­wów Cy­pry­y­skich: ale zresz­tą nie… mam żad­ney w tym ra­zie oba­wy: moia cór­ka iest wy­cho­wa­na w skrom­no­ści lu­dom Sla­wian­skim wla­ści­wey a Nay­ia­śniey­szy Ce­sarz iest pra­wo­wier­nym Mo­nar­chą. "" Cóż to była za ied­na ta Kli­ty­ia Pa­nie Kró­lu Cy­pry­y­ski, " za­py­tał Lu­dwik An­jou, któ­ry wi­dząc iak na­brzmie­wa­ły żyły czo­ła wu­iow­skie­go, ża­ło­wał że dał po­wód do ta­kiey roz­mo­wy. "Kli­ty­ia, od­po­wie­dział Piotr Lu­si­gnan, iest imię grec­kiey dziew­czy­ny, któ­ra gwał­tow­ną mi­ło­ścią ku Boż­ko­wi słoń­ca pa­ła­ła, lecz tak nie­sczę­śli­wa była że iey zbli­że­nie się do pro­mie­ni­ste­go ulu­bień­ca uy­mo­wa­ło iey po­wa­bów. Bo­żek bo­wiem słoń­ca, przez nie­sta­tecz­ny i wy­bu­ia­ły cha­rak­ter, wnet so­bie uprzy­krzał ie­den przed­miot, zwy­cza­iem bo­ha­ty­rów i ksią­żąt któ­rym iako boż­kom ziem­skim taka nie­sta­tecz­ność ucho­dzi. Krót­ko mó­wiąc, bo­żek dnia w cza­sie swo­iey po prze­strze­ni świa­ta obia­idz­ki upa­try­wał co­raz no­wych ży­wio­łów dla swe­go w płci dru­giey upodo­ba­nia aKli­ty­ia po­szła w nie­pa­mięć." " Cóź tedy uczy­ni­ła ta bied­na dziew­czy­na," z cie­ka­wo­ścią za­py­ta­ła Ce­sa­rzo­wa? "Uczy­ni­ła to cze­go Wa­sza Mi­ło­s­ści­wość nig­dy nie bę­dziesz znie­wo­lo­na uczy­nić:: tra­pi­ła się i gry­zła póty, póki li­to­s­ści­wy Olimp nie za­mie­nił iey w kwiat, dziś sło­necz­ni­kiem zwa­ny, któ­ry na noc za­wie­ra list­ki swo­ie a na dzień o wscho­dzie słoń­ca otwie­ra ie i roz­wi­nię­te ku temu nie­bie­skie­mu cia­łu ob­ra­ca, po­mi­mo upa­łu iego pro­mie­ni od któ­rych blad­ną, po­chy­la­ła się i więd­ną." "Więc móy Mi­ło­ści­wy Oy­ciec, rze­kła Ce­sa­rzo­wa po­glą­da­iąc z przy­mi­le­niem na swe­go Mał­żon­ka, spra­wie­dli­wie nie ży­czy mi losu tey bie­dacz­ki. " Te sło­wa prze­rwa­ło obce wes­tchnie­nie tak głe­bo­kie i ża­ło­sne ze wszy­scy mi­mo­wol­nie obey­rze­li się w tę stro­nę, w któ­rey ie sły­sze­li. " Przez Boga, cóż ci się sta­ło Pan­no Ko­pi­dlo?" za­wo­łał gło­sem po­li­to­wa­nia Król Ka­zi­mierz, wi­dząc omdla­łą, na po­rę­cze krze­sła przc­chy­la­ią­cą się, Ro­ki­cza­nę, i chciał po­spie­szyć na iey ra­tu­nek, lecz go wstrzy­ma­ły wzglę­dy mo­nar­szey po­wa­gi, któ­rey w tak świet­nem kole obec­nych mu­siał prze­strze­gać. Ła­go­dząc po­mie­sza­nie i tro­skli­wość Wuia swe­go Król Wę­gier­ski, prze­mó­wił do go­ści i przy­pi­sał omdle­nie Ro­ki­cza­ny za­du­cho­wi sali. Księ­cia zaś Opol­skie­go za­pro­sił aby sła­bą do iey nie­szka­nia od­pro­wa­dzić ra­czył. Nie od­mó­wił swo­ich usług Ksią­że Opol­ski, lecz ich nie przy­ię­ła Ro­ki­cza­na; tłó­ma­cząc się że przy­czy­na, któ­rą od­gadł Król Wę­gier­ski, iuż na stan iey zdro­wia wpły­wać prze­sta­ła, a na­chy­liw­szy się po­tem do za­fra­so­wa­ney Teo­do­ry, po­wtó­rzy­ła iey do ucha na­stę­pu­ią­ce sło­wa: "i ow kwiat ob­ra­cał się do słoń­ca póki nie zwiędł od do­pie­ka­ią­cych pro­mie­ni." Gdy z ro­sną­cym bie­sia­du­ją­cych szme­rem, ro­ze­szło się wra­że­nie ia­kie na go­ści ta sce­na była spra­wi­ła; Król Ka­zi­mierz wdal się w roz­mo­wę z Ce­sa­rzem i z Kró­lem Lu­dwi­kiem, któ­rych w cią­gu dwu­dzie­sto­dnio­wey uro­czy­sto­ści sta­rał się utrzy­mać w przy­ia­ciel­skiem zbli­że­niu i skło­nić ich do po­łą­cze­nia sil swo­ich prze­ciw iuż pod­ów­czas pod­no­szą­cym w Eu­ro­pie gło­we Osma­nom. Król Cy­pryj­ski, któ­ry wta­ko­wym związ­ku Ka­ró­la IV. i Lu­dwi­ka An­jou upa­try­wał swo­ie wy­ba­wie­nie, szu­kał ich to­wa­rzy­stwa i wda­wał się z nimi w peł­ną znie­wa­la­ią­cey któ­rych blad­ną, po­chy­la­ła się i więd­ną." "Więc móy Mi­ło­ści­wy Oj­ciec, rze­kła Ce­sa­rzo­wa po­glą­da­iąc z przy­mi­le­niem na swe­go Mał­żon­ka, spra­wie­dli­wie nie ży­czy mi losu tey bie­dacz­ki." Te sło­wa prze­rwa­ło obce wes­tchnie­nie tak głę­bo­kie i ża­ło­sne że wszy­scy mi­mo­wol­nie obej­rze­li się w tę stro­nę, w któ­rey ie sły­sze­li. "Przez Boga, cóż ci się sta­ło Pan­no Ko­pi­dlo?" za­wo­łał gło­sem po­li­to­wa­nia Król Ka­zi­mierz, wi­dząc omdla­łą, na po­rę­cze krze­sła prze­chy­la­ią­cą się, Ro­ki­cza­nę, i chciał po­spie­szyć na iey ra­tu­nek, lecz go wstrzy­ma­ły wzglę­dy mo­nar­szey po­wa­gi, któ­rey w tak świet­nem kole obec­nych mu­siał prze­strze­gać. Ła­go­dząc po­mie­sza­nie i tro­skli­wość Wuia swe­go Król Wę­gier­ski, prze­mó­wił do go­ści i przy­pi­sał omdle­nie Ro­ki­cza­ny za­du­cho­wi sali, Księ­cia zaś Opol­skie­go za­pro­sił aby sła­bą do iey miesz­ka­nia od­pro­wa­dzić ra­czył. Nie od­mó­wił swo­ich usług Ksią­że Opol­ski, lecz ich nie przy­ię­ła Ro­ki­cza­na; tłó­ma­cząc się że przy­czy­na, któ­rą od­gadł Król Wę­gier­ski, iuż na stan iey zdro­wia wpły­wać prze­sta­ła, a na­chy­liw­szy się po­tem do za­fra­so­wa­ney Teo­do­ry, po­wtó­rzy­ła iey do ucha na­stę­pu­ią­ce sło­wa: ow kwiat ob­ra­cał się do słoń­ca póki nie zwiędł od do­pie­ka­ią­cych pro­mie­ni. " Gdy z ro­sną­cym, bie­sia­du­ją­cych szme­rem, ro­ze­szło się wra­że­nie ia­kie na go­ści ta sce­na była spra­wi­ła; Król Ka­zi­mierz wdał się w roz­mo­wę z Ce­sa­rzem i z Kró­lem Lu­dwi­kiem, któ­rych w cią­gu dwu­dzie­sto­dnio­wey uro­czy­sto­ści sta­rał się utrzy­mać w przy­ia­ciel­skiem zbli­że­niu i skło­nie ich do po­łą­cze­nia sił swo­ich prze­ciw iuż pod­ów­czas pod­no­szą­cym w Eu­ro­pie gło­wę Osma­nom. Król Cy­pryj­ski, któ­ry w ta­ko­wym związ­ku Ka­ro­la IV. i Lu­dwi­ka An­jou upa­try­wał swo­ie wy­ba­wie­nie, szu­kał ich to­wa­rzy­stwa i wda­wał się z nimi w peł­ną znie­wa­la­ią­cey grzecz­no­ści roz­mo­wę. Nie da­le­ko stam­tąd roz­ma­wia­no w ma­te­ry­iach mniey­szy z po­li­ty­ką zwią­zek ma­ią­cych. Król Duń­ski mó­wił z Ksią­żę­ta­mi Po­mor­skim i Ba­war­skim o swo­ich wo­ien­nych wy­pra­wach, o po­lo­wa­niu, ko­niach i psach, a Ksią­że Ma­zo­wiec­ki tę ma­te­iy­ią pod­sy­cał swo­ią ła­ci­ną, któ­rą Bo­gu­sław Ksią­że Świd­nic­ki sta­rał się prze­niem­czać. Wła­dy­sław Ksią­że Opol­ski wdał się w ci­chą roz­mo­wę z Opa­tem Ty­niec­kim. Kar­dy­na­ło­wie na­resz­cie, mało się od­zy­wa­li, da­iąc ze sie­bie przy­kład że bez­piecz­niey ucha swe­go niż ię­zy­ka uży­wać. W cza­sie zo­bo­pól­ne­go za­ię­cia Kró­lów i Ksią­żąt, Ce­sa­rzo­wa wo­dzi­ła oczy po prze­stron­ney sali, a Ro­ki­cza­na sie­dzia­ła nie­po­ru­szo­na i za­du­ma­na.

W tem, w środ­ko­wey ar­ka­dzie po­waż­nie po­stę­pu­ią­cy uy­rza­no uro­czy­sty or­szak. Kil­ku słu­żeb­nych, z ia­skra­wo świet­ne­mi, wo­nie roz­dy­ma­ią­ce­mi po­chod­nia­mi ota­cza­ło Ma­ior­do­ma, któ­ry na pur­pu­ro­wem ak­sa­mit­nem wez­gło­wiu niósł prze­pysz­ną szka­tu­le: za nim szli czte­rey inni po­słu­ga­cze dźwi­ga­iąc z ca­łem sił wy­war­ciem ogrom­ną srebr­ną wazę, z po­kry­wą z tego sa­me­go me­ta­lu: na­stę­pu­ią­ca po nich li­be­ry­ia ob­cią­żo­na we­ta­mi za­my­ka­ła or­szak. Po za tym or­sza­kiem zo­sta­wio­ne­mi otwo­rem drzwia­mi za­czął się tło­czyć lud, któ­re­mu te­raz do­zwo­lo­no wstę­pu aby i on był wi­dzem ocho­ty Mo­nar­chów i swey star­szey bra­ci szlach­ty. Za­le­d­wie sil­ni dźwi­go­nie po­do­ła­li wiel­kie­mu brze­mie­niu krusz­cu, pod któ­rym, gdy go zło­ży­li, ię­kły dyle sto­ło­we. Na ski­nie­nie go­spo­da­rza, któ­ry lubo miał swo­ie miey­sce przy koń­cu ostat­ne­go sto­łu, prze­cież po więk­szey czę­ści był na no­gach, zdy­ię­to po­kry­wę z wazy a bla­skiem zło­żo­ne­go w niey, świe­żo z pod stę­pia wy­szłe­go, zło­ta olśnę­ły oczy za – ię­tey ko­lei do­sto­ieństw, zło­żo­ną w nich kwo­tą. *)

Ka­rol IV, któ­re­mu dzie­ie przy­zna­ią po­ciąg do zło­ta, od razu zgar­nął swo­ię Ce­sar­ską część we­tów. Ce­sa­rzo­wa iego mał­żon­ka, lubo ze skrom­no­ścią i tyl­ko koń­cem pal­ców, wy­chwy­ci­ła twar­dy wpraw­dzie lecz nie­odra­ża­ią­cy kon­fekt. Król Cy­pry­y­ski, rad że Lu­dwik Wę­gier­ski oba­wia­iąc się by­strych oczu Wuia po­prze­stał na gar­st­ce po­ły­skli­we­go me­ta­lu, Król mó­wię Cy­pry­y­ski kosz­tem roz­no­szo­ney wazy nadał okrą­gley­szą po­stać swey po­dró­żu­ią­cey kie­sce. Wal­de­mar Duń­ski z wiel­ką uwa­gą od­li­czył dla sie­bie tyl­ko sto sztuk zło­ta. Ksią­że Opol­ski idąc za przy­kła- -

*) We­dług Kro­ni­ki w sto lat póź­niey pi­sa­ney, znay­do­wa­ło się w tey wa­zie 100, 000 du­ka­tów: kwo­ta w ów­czas pięć razy więk­szą war­tość niż dziś ma­ią­ca.

dem Lu­dwi­ka, ku­zy­na swo­ie­go, wy­brał dla sie­bie tyl­ko jed­nę sztu­kę: po­czem na­tar­li na srebr­ne na­czy­nie Ksią­żę­ta Ba­war­ski, Świd­nic­ki, Po­mor­ski i Ma­zo­wiec­ki, i tak ią czy­sto wy­próż­ni­li, iż go­ście wyż­sze­go rzę­du uię­li słu­żą­cym mo­zo­łu roz­no­sze­nia po­wab­nych we­tów po go­ściach niż­sze­go rzę­du, któ­rzy zra­zu tę­sk­ną­cem, po­żniey za­sę­pio­nem okiem ści­ga­li wy­próż­nia­ją­cą się wazę.

Ura­do­wa­ny tak spa­nia­łą Wie­rzyn­ka, a dla sie­bie po­chleb­ną hoj­no­ścią Ka­zi­mierz, po­ły­sku­ją­ce łzą Kró­lew­ską rzu­cił na nie­go oko, i chcąc mu od­dać za­słu­żo­ną po­chwa­łę; temi sło­dy­czy, czu­cia i pro­sto­ty peł­ne­mi sło­wy prze­mó­wił do nie­go: "Prze­zac­ny Ła­go­do Wie­rzyn­ku, kie­dyś nay­do­stoy­niey­szych go­ści mógł tyle ura­czyć, dla cze­gó­żeś nas sa­mych po­mi­nął? Czyż mniey niż inni wa­ży­my u cie­bie żeś nas od uczest­nic­twa upo­min­ków two­ich wy­łą­czył?"

"Nay­ia­śniey­szy Kró­lu, nay­uni­że­niey kła­nia­iąc się od­po­wie­dział Wie­rzy­nek, nie ie­steś go­ściem ale Pa­nem w tym domu: czem­że więc mógł­bym Cię ob­da­rzyć, kie­dy sam ze wszyst­kiem co po­sia­dam do Cie­bie na­le­żę? Pra­gnę prze­cież u stóp Two­ich Kró­lu zło­żyć upo­mi­nek, któ­ry iak­kol­wiek skrom­ny nie bę­dzie nie­god­ny Wa­szey Mi­ło­ści­wo­ści. Wszak­że prze­zeń pra­gnę uczcić Bo­ską cno­tę Mo­nar­chy, Jego o sczę­ście lu­dów swo­ich pie­czo­ło­wi­tość któ­rey ten skrom­ny dar iest go­dłem." To po­wie­dziaw­szy ode­brał z rąk słu­żą­ce­go zło­żo­ną na pur­pu­ro­wey po­dusz­ce szka­tuł­kę, i na klęcz­kach po­dał ią Panu swo­ie­mu. Unie­sie­ni cie­ka­wo­ścią obec­ni, zwró­ci­li oczy na ofia­ro­wa­ną Kró­ło­wi Pol­skie­mu szka­tuł­kę: ale iak­że się za­dzi­wi­li gdy Król w otwo­rzo­ney zna­lazł tyl­ko wie­niec z kło­sów uple­cio­ny, z ma­łym do nie­go przy­wią­za­nym krzy­żem. Zro­zu­mie­li wszy­scy zna­czę – nie wień­ca kło­so­we­go: krzyż zaś był z odłam­ku krzy­ża, któ­ry kie­dyś stal na gó­rze Kal­wa­ryi. Z głę­bo­ką czcią przy­ci­snął Król Ka­zi­mierz do ust swo­ich te świę­te re­li­kwiie, i uści­skał rękę "Wie­rzyn­ka. Głę­bo­ka ci­chość przez nie­ia­ki czas pa­no­wa­ła w sali, a po­wa­ga sce­ny sło­wa ię­zy­ko­wi, uśmie­chu ustom za­bro­ni­ła. Wie­lu uwa­ża­ło iak się za­du­mał Ce­sarz Rzym­ski, gdy tu te sło­wa z ust wier­ne­go pod­da­ne­go usły­szał, któ­re on sam pod­da­nym swo­im lu­bił po­wta­rzać, że­la­zne­mi prze­ko­ny­wa­iąc do­wo­da­mi, że ich do­bro, iest iego do­brem.

Gdy po zło­tych we­tach roz­no­szo­no ia­dal­ne i na­po­io­we, po­wstał w rogu sali po­mię­dzy przy­pa­tru­ią­cym się lu­dem tłu­mio­ny chy­chot. Po­sły­szał go Król Ka­zi­mierz, a obey­rzaw­szy się w tę stro­nę z któ­rey po­cho­dził. "Cie­szę się, rzekł, że moi ko­cha­ni ro­da­cy są uczest­ni­ka­mi we­so­ło­ści swe­go Pana i Przy – ia­cie­la. Dó­ydź tam pro­szę cię ku­zy­nie, rzekł po­tem do Księ­cia Opol­skie­go, i do­wiedz się o przy­czy­nie śmie­chu." Uiściw­szy się uda­ne­go so­bie po­le­ce­nia Ksią­że Wła­dy­sław, do­niósł Kró­lo­wi, że lu­dzie śmie­li się z żyda, któ­ry chci­we­mi ocza­mi ści­ga­iąc bie­ga­ią­cą mię­dzy go­ścia­mi wazę ze zło­tem, po każ­dem z niey ubyt­ku ser­decz­nie wzdy­chał, i bluź­nier­cze szka­lo­wa­nia mio­tał na za­cne­go uczto­daw­cę a mia­no­wi­cie na­zy­wał go sza­leń­cem i głup­cem za to że swóy ma­ją­tek i ze­bra­ny grosz tak nie­roz­myśl­nie trwo­nił. Roz­śmie­szo­ny ta­kiem spra­wy zda­niem spoy­rzal Król Ka­zi­mierz na ska­za­ne so­bie miey­sce, a zna­la­zł­szy ie szep­nął coś do ucha Księ­ciu Wła­dy­sła­wo­wi. Udaw­szy się zno­wu do ludu Ksią­że Opol­ski, wy­pro­wa­dził z po­środ­ka iego i przed mo­nar­cha­mi po­sta­wił Mar­da­cha­ie­go i pięk­ną Es­ter­kę. "Kró­lu Cy­pryj­ski, rzekł do­pie­ro Ka­zi­mierz do Pio­tra Lu­si­gnan,

Wa­sza Mi­ło­ści­wość, rów­nie iak do­stoy­ne zgro­ma­dze­nie, gnie­wać się za­pew­ne nie bę­dziesz, gdy Ci przed­sta­wię dziew­czy­nę któ­rą po­nie­kąd swo­ią pod­dan­ką na­zy­wać mo­żesz: wszak­że ona po­cho­dzi z kra­iu, któ­ry po­sia­da­li Twoi przod­ko­wie i któ­re­go mia­nu­iesz się Kró­lem: aza­lii po­moc tu obec­nych Wład­ców, tak im Boże do­po­móż, przy­ło­ży się do przy­wró­ce­nia Ci praw Two­ich. Nie za­prze­czysz za­pew­ne Wa­sza Kró­lew­ska Mi­ło­ści­wość, że to ie­den z nay­pięk­niey­szych kwia­tów Pa­le­sty­ny któ­re się tak do­brze na Sar­mac­kiey zie­mi przy­ię­ły." "Gdy­bym po­sia­dał wię­cey niż czczy ty­tuł Kró­la Pa­le­sty­ny, od­po­wie­dział Piotr Lu­si­gnan, umiał­bym ho­do­wać tak pięk­ne kwiat­ki: lecz ie losy in­a­czey zrzą­dzi­ły, cie­szę się że ie przy­naym­niey, tak do­brze przy­y­mu­ią­ce się w ogro­dzie Wa­szey Mi­ło­sci­wo­ści, wi­dzę." "Kie­dyć Król Je­ro­zo­lim­ski nie przy­zna­ie się do cie­bie, iako do swey pod­dan­ki, mó­wił da­ley Ka­zi­mierz to­nem żar­to­bli­wym do sto­ią­cey obok nie­go izra­el­skiey dziew­czy­ny, więc Pol­ski musi ci ofia­ro­wać swo­ię ła­skę i wzglę­dy." To mó­wiąc ob­ró­cił się do Ce­sa­rzo­wy, wnucz­ki swo­iey, pro­sząc iey o od­stą­pie­nie mu cząst­ki ze swo­ich zło­tych we­tów, dla ob­da­rze­nia nią iak po­wie­dział bied­ne­go dzie­cię­cia, któ­re pierw­szy raz tak świet­ne wi­dzi zgro­ma­dze­nie. Z uśmie­chem po­da­ła Elż­bie­ta dziad­ko­wi kil­ka sztuk zło­ta, a ura­do­wa­na Es­ter­ka ode­bra­ła ie z rąk Kró­lew­skich.

Ta nie­win­na sce­na dała po­wód do in­ney na­der smut­ney. Chcia­ło prze­zna­cze­nie aby Es­ter­ka, od­bie­ra­iąc dar Kró­lew­ski, trą­ci­ła w ra­mie nie­da­le­ko sie­dzą­cą Ro­ki­cza­nę Ko­pi­dło, któ­ra bez roz­ją­trze­nia nie mo­gła być świad­kiem wzglę­dów Kró­lew­skich ia­kie spły­nę­ły na pięk­ną Izra­elit­kę. Trą­co­na dama od nie­na­wist­ne­go so­bie przed­mio­tu, zmie­ni­ła dłu­go wy­mu­sza­ną po­sta­wę, i to­nem gnie­wu i wzgar­dy tak ofu­kła Es­ter­kę: "Uwa­żay prze­cie na­tręt­na Ży­do­wi­co i nie ocie­ray się o damy mię­dzy któ­re­mi nie war­taś się znay­do­wać." Cza­tu­ją­ca na po­ni­że­nie Ro­ki­cza­ny, po­sły­sza­ła te sło­wa Ce­sa­rzo­wa Elż­bie­ta i temi ie od­par­ła: "iak­to mo­żesz się wa­żyć Pan­no Ko­pi­dło ga­nić w na­szey obec­no­ści co my po­chwa­la­my! za­wcze­śnie lub za­póź­no za­czy­nasz ro­spo­ście­rać uro­io­ne pra­wa two­ie." Prze­ra­żo­na tak nie­spo­dzie­wa­nym wy­bu­chem Ro­ki­cza­na, zwró­ci­ła po­kor­ne oko na Kró­la, bła­ga­iąc go nie­mą po­sta­wą, o zdię­cie z niey tak za­bó­y­czey znie­wa­gi. Ale Król su­row­szym niż zwy­czaj­nie ode­zwał się gło­sem: "ma słusz­ność Ce­sa­rzo­wa: nie cier­pi­my aby ko­go­kol­wiek bać prze­śla­do­wa­no z po­wo­du iego wia­ry lub sta­nu, i dzi­wi­my się że Pan­na Ko­pi­dło wobe – cno­ści swe­go Kró­la i Pana, śmia­ła ofuk­nąć tę na któ­rą on ła­ska­we oko zwró­cił. Masz więc moia Pan­no unie­win­nić się w obec do­stoy­ne­go zgro­ma­dze­nia, któ­re­muś na­leż­ney czci ubli­ży­ła." Tak strasz­ny wy­rok nie­daw­no ła­ska­we­go na sie­bie Kró­la usły­szaw­szy Ro­ki­cza­na, na pół mar­twa żad­ne­go nie oka­za­ła po­ru­sze­nia, Król zaś nie chcąc ro­ście­rać tak przy­krey ma­te­ryi dał znak do wsta­nia od sto­łu.

Wśród wsczę­te­go w tey chwi­li zgieł­ku, na­chy­li­ła się Ro­ki­cza­na do Teo­do­ry i szep­nę­ła iey do ucha; "na­póy, o któ­rym mi daw­niey mó­wi­łaś, gdzie go masz Sio­stro?" Zmie­sza­na i peł­na oba­wy Teo­do­ra od­po­wie­dzia­ła: "Jak­to? te­raz? za­sta­nów się Ro­ki­cza­no." Lecz ta moc­niey­szym i na­le­ga­ią­cym gło­sem, "na­póy, na­póy! po­wtó­rzy­ła, po­day mi ie­że­li nie chcesz abym tru­pem u nóg two­ich pa­dła." Te­raz Teo­do­ra przy­po­mniaw­szy dane so­bie po­le­ce­nie, że tyl­ko na wy­raź­ne żą­da­nie ma wy­dać nie­sczę­sną fla­szecz­kę; drżą­cą ręką wy­cią­gnę­ła ią zza łona i po­da­ła Ro­ki­cza­nie mó­wiąc: "więc masz na­póy, któ­re­go ko­niecz­nie żą­dasz moia sio­stro, daię Ci go w imie Boga i Świę­tych Jego, któ­rych we­zwiy przed za­ży­ciem. " Po­chwy­ci­ła za­bó­y­czą ciecz Ro­ki­cza­na, i za­raz wy­chy­liw­szy w ku­bek od wina, po­łkła ią za ied­nym po­cią­giem. Mar­da­chai nie spu­ścił z oka tych dwóch nie­sczę­śli­wych ko­biet, a te­raz kie­dy speł­ni­ły czyn okrop­ny; roz­iskrzy­ły się oczy iego, roz­szeł się zło­śli­wy po iego szpet­ney twa­rzy uśmiech, ob­na­ży­ły się strasz­ne iego zęby: po czem szyb­kim kro­kiem wy­niósł się ze sali z Es­ter­ką wnucz­ką swo­ią. Lecz ani to co mię­dzy Ro­ki­cza­ną i Teo­do­rą za­szło, ani po­dey­rza­ny uśmiech Żyda, nie ukry­ły się przed ocza­mi ludz­kie­mi. Całą sce­nę, za­trzy­maw­szy się przy­pad­kiem bli­sko miey­sca iey speł­nie­nia, Lu­dwik Król Wę­gier­ski i Wa­cław Po­krzyw­nic­ki sta­ro­sta Za­rno­wiec­ki do­brze wi­dzie­li i uwa­ża­li, pierw­szy nie bez za­dzi­wie­nia, dru­gi nie bez we­wnętrz­ney trwo­gi któ­rey wy­tłó­ma­czyć so­bie nie umiał.

W cza­sach owych w któ­rych nie uży­wa­no ka­ret po mia­stach, bo cięż­kie po­wo­zy tyl­ko do po­dró­ży od­pra­wia­ney z ko­bie­ta­mi były prze­zna­czo­ne, nie zda­wa­ło się nic dziw­ne­go, że tak do­stoy­ne zgro­ma­dze­nie wy­ru­szyw­szy z gma­chu uczty, pie­szo uda­ło się na za­mek. Oby­czay wie­ku wy­ma­gał tyl­ko uro­czy­ste­go, po­wol­ne­go i pro­ces­sy­onal­ne­go po­cho­du. Na sczę­ście nie ie­sien­na pora po­wie­trza, ale ra­czey ciż­ba ludu cie­ka­we­go i ra­do­sne wy­da­ią­ce­go okrzy­ki były na za­wa­dzie po­wra­ca­ia­cym z uczty do zam­ku. Ale gdy wkra­cza­ią w uli­cę Grodz­ką: Ro­ki­cza­na

Ko­pi­dło któ­ra w kole pa­nień­skiem ota­cza­ią­cem parę Ce­sar­ską wspar­szy się na Teo­do­rze i zwie­siw­szy gło­wę po­stę­po­wa­ła, na­gle ckli­wo­ścią tknię­ta, wy­ry­wa się z rąk przy­ia­cioł­ki, swo­ie­mi chwy­ta się za bok ser­decz­ny, i z prze­ra­ża­ią­cym krzy­kiem pada na zie­mię. Za­sta­no­wił się or­szak Nay­ia­śniey­szey Pary, a ci któ­rzy przod­ko­wa­li po­cho­do­wi, dali krok w tył, chcąc się do­wie­dzieć o przy­czy­nie zgieł­ku. Nad­biegł i Król Ka­zi­mierz, a gdy po­strzegł bla­dą iak trup z prze­wró­co­ne­mi ocza­mi i ze­si­nia­łe­mi usta­mi, w gwał­tow­nych kon­wul­sjach bruk za­le­ga­ią­cą Ro­ki­cza­nę; wzglę­dy iego mo­narsz­ty po­wa­gi i świe­ża pa­mięć wy­rzą­dzo­ney mu ob­ra­zy, zga­sły przed uczu­cia­nu ludz­ko­ści i obu­dzo­ne­go nad kie­dyś dro­gim przed­mio­tem po­li­to­wa­nia. Nie ba­cząc na obec­ność Ce­sa­rza i Kró­lów przedarł się Ka­zi­mierz przez ciż­bę, pod­niósł omdla­łą, i w tych sło­wach do niey prze – mó­wił. "Na wszyst­kich świę­tych za­kli­nam cię Ro­ki­cza­no, po­wiedz co ci się sta­ło? Czy nie moia Kró­lew­ska na­ga­na, tak cię moc­no do­tknę­ła? Prze­mów­że, wszak wi­dzisz przed sobą two­ie­go przy­ia­cie­la i Kró­la." Nic nie po­mo­gła obec­ność i czu­łe sło­wa Ka­zi­mie­rza. Ścię­ły się usta cier­pią­cey, kon­wul­sy­ie wzmo­gły się, zie­lo­na­we pla­my okry­ły bla­de po­licz­ki, pot śmier­tel­ny wy­stą­pił na czo­ło. Gło­sem trwo­gi za­wo­łał Król na pierw­sze­go, któ­re­go po­strzegł le­ka­rza dwo­ru: "by­way dok­to­rze Wa­le­ry­anie, by­way! ra­tuy nie­scze­śliw żą­day co chcesz a ra­tuy." Przy­stą­pił le­karz do Ro­ki­cza­ny, pu­ścił w iey usta parę kro­pel elik­sy­ru i uiął ią za rękę ba­da­iąc z pul­su cho­ro­bę. Ale im dlu­żey ba­dał tym mniey na­dziei zda­wał się czy­nić, a wkoń­cu szep­nął coś do ucha Kró­lo­wi, co tak zmie­sza­ło tego Pana, że nie mógł być dłu­żey wi­dzem tey okrop­nej sce­ny i od­szeł.

Sko­ro le­kar­stwa Wa­le­ry­ana przy­wró­ci­ły przy­tom­ność Ro­ki­cza­nie; ona ko­łu­ią­ce oczy zwró­ci­ła na Teo­do­rę Po­krzyw­nic­ka, po­gro­zi­ła iey ręką i wśród uty­ski­wań po­wta­rza­ła iey imie. Tak tedy po ra­do­snym zgieł­ku gali, na­stą­pi­ła ci­sza po­grze­bo­wa: obec­ni umil­kli i za­du­mie­ni po­zie­ra­li li­to­snem okiem na cier­pią­cą, któ­rey wszyst­kie człon­ki drza­ły, któ­rey cera od ia­skra­we­go szkar­ła­tu do tru­piey bla­do­ści prze­cho­dzi­ła, któ­rey ręce znak ro­spa­czy da­wa­ły. Wtem z groź­ną po­sta­wą zbli­ża się do swo­iey cór­ki Wa­cław Po­krzyw­nic­ki i sil­nym gło­sem tak do niey prze­ma­wia: "Dla cze­goż to trwo­żysz się Teo­do­ro? dla cze­goż to iak­by mio­ta­na wy­rzu­ta­mi zbrod­ni, bla­dość na ru­mie­niec i zno­wu ru­mie­niec na bla­dość za­mie­niasz? Dla cze­góż to Ro­ki­cza­na po­wta­rza two­ie imie, i ie­sta­mi bo­le­ści Cie­bie zda­ie się ob­wi­niać? oto wi­dzisz przed sobą oyca two­ie­go, któ­ry nie ścier­pi aby hań­bią­ce po­dey­rze­nie pla­mi­ło twóy ho­nor." A Teo­do­ra gło­sem ro­spa­czy za­wo­ła­ła: "Ze­suń­cie się na mnie góry i pa­gór­ki i po­gnęb­cie mnie wa­szym cię­ża­rem! Có­żem nie­sczę­śli­wa uczy­ni­ła? Upro­wadź mnie, ach upro­wadź stąd, Oy­cze ko­chay! upro­wadź z wi­do­wi­ska któ­re na łono moie mio­ta pie­kiel­ne węże!" To po­wie­dziaw­szy, pa­dła do nóg Oycu, lecz Sta­ro­sta Żar­no­wiec­ki unie­sio­ny za­pal­czy­wo­ścią ode­pchnął cór­kę w ob­li­czu Mo­nar­chów i Ksią­żąt, świad­ków hań­by iaką Teo­do­ra sie­bie, płeć swo­ię i ród swóy okry­ła. " Żal mi Cię Pa­nie Sta­ro­sto, rzekł Król Pol­ski do stra­pio­ne­go Oyca, żal mi Cię szla­chet­ny ry­ce­rzu tym bar­dziey, ze iako wła­ści­we­mu urzęd­ni­ko­wi po­le­cić i ro­ska­zać ci mu­szę, aby cór­ka two­ia w ręce spra­wie­dli­wo­ści, nie­zwłocz­nie była od­da­na. " I wnet ce­kla­rze uię­li i upro­wa­dzi­li Teo­do­rę Po­krzyw­nic­ką, słu­żeb­ni na przy­rzą­dzo­nem krze­śle za­nie­śli Ro­ki­cza­nę do Za­ni­ku a go­dow­ni­cy w ci­cho­ści ro­ze­szli się do swo­ich go­spod, peł­ni bo­le­ści ze tak świet­na i ocho­cza uro­czy­stość tak smut­ny ko­niec mia­ła.

We dwa dni po­tem zda­rze­niu, w cią­gu któ­rych na­próż­no sztu­ką le­kar­ską usi­ło­wa­no uko­ić za­bó­y­cze cier­pie­nia Ro­ki­cza­ny, Wa­cław Po­krzyw­nic­ki był urzę­dow­nie wy­sła­ny do swey cór­ki, osa­dzo­ney we wil­got­ney na pół oświe­co­ney pie­cza­rze, do któ­rey pro­wa­dzi­ły dłu­gie pod­ziem­ne chod­ni­ki. Na chrzęst otwie­ra­nych drzwi ze­rwa­ła się Teo­do­ra z za­la­ne­go swe­mi łza­mi bar­ło­gu i drżą­cym kro­kiem po­stą­pi­ła ku Oycu. Nie wy­rzek­szy sło­wa siadł na ka­mien­ney bry­le, okry­ty pła­sczem, spar­ły na rę­ko­ie­ści pa­ła­sza Wa­cław Po­krzyw­nic­ki. "Więc ie­scze przy­cho­dzisz Oy­czę do nie­sczę­śli­wey cór­ki two­iey," za­czę­ła Teo­do­ra. "Milcz Wać­pan­na, ofuk­nął chwi­cią­cą się Wa­cław, i nie po­wa­żay się na­zy­wać Oj­cem Sta­ro­stę Po­krzyw­nic­kie­go, póki cią­żyć na to­bie bę­dzie za­rzut zbrod­ni, o któ­rą je­steś ob­wi­nio­na, a z któ­rey w ob­li­czu Kró­lów i Ksią­żąt, wy­da­ły cię wła­sne two­ie usta. Nie Oyca wi­dzisz przed sobą ale urzęd­ni­ka, któ­ry cię wzy­wa abyś ia­sno i wy­raź­nie spra­wi­ła się przed nim z twe­go wi­no­wac­twa. Dzię­ki Kró­lo­wi, że w ła­ska­wo­ści swo­iey, przez wzgląd na siwe wło­sy moie, nie kogo in­ne­go, ale mnie sa­me­go użył w tey po­trze­bie." Wznió­sł­szy oczy i ręce ku Nie­bu, uty­sku­ią­cym gło­sem za­wo­ła­ła Teo­do­ra: "więc i ty Oy­cze masz mnie za win­ną?" "Cóż­to chcesz po­wie­dzieć, skwa­pli­wie prze­rwał sta­ro­sta iak gdy­by pro­myk na­dziei prze­szył zbo­la­łe ser­ce Oy­cow­skie; czyi w przy­stę­pach bo­le­ści nie ob­wi­nia Cię Ro­ki­cza­na, a ty sama nie ze­zna­ła­żeś pu­blicz­nie two­iey sro­mo­ty?" "To Ro­ki­cza­na ie­scze cier­pi?" za­py­ta­ła z za­dzi­wie­niem Teo­do­ra. "Ta­kiest, cier­pi, od­po­wie­dział Sta­ro­sta: ręka bez­boż­na za­da­ła nie­sczę­śli­wey taką tru­ci­znę, któ­ra po­wo­li pod­że­ra pier­wiast­ki ży­cia, a w koń­cu w śród męk nie­wy­po­wie­dzia­nych za­biia." "Tru­ci­znę! po­wtó­rzy­ła Teo­do­ra, któ­ra po­wo­li za­biia: ach! zmi­łuy się Boże nade mną." "Mo­żesz do­znać mi­ło­sier­dzia Bo­skie­go, ale nig­dy ludz­kie­go, prze­mó­wił Po­krzyw­nic­ki tłu­miąc bo­leść Oy­cow­ską mę­stwem nie­za­chwia­ne­go czło­wie­ka: po­wie­dzie mi, kto pod­czas uczty Wie­rzyn­ka po­dał za­tru­ty na­póy Ro­ki­cza­nic? czy ty, czy kto inny? a ie­że­li nie ty, mu­sisz wie­dzieć kto, boś iey przez cały prze­ciąg uczty na mo­ment nie od­stą­pi­ła." "Ja: od­po­wie­dzia­ła Teo­do­ra, ia go po­da­łam Ro­ki­cza­nie." "To mi wię­cey nie po­trze­ba: tak sil­nie wy­krzyk­nął Po­krzyw­nic­ki ze pio­ru­nu­ią­cy głos wstrzą­snął skle­pie­nia pie­czar: ied­nem sło­wem,

Oyca twe­go i twóy ród szla­chec­ki, za­bi­łaś na sła­wie. Dane mi po­le­ce­nie iest tedy iuż wy­ko­na­ne: idę te­raz zdać spra­wę Kró­lo­wi, a w scze­gól­no­ści po­wtó­rzyć mu co z two­ich ust sły­sza­łem. Cór­ko wy­rod­na! go­tuy się do wiecz­ne­go z two­im Oy­cem roz­dzia­łu." To po­wie­dziaw­szy od­wró­cił się i szyb­kim kro­kiem za­czął zdą­żać ku drzwiom wię­zie­nia. Ale Teo­do­ra po­sko­czy­la za Oy­cem, po­chwy­ci­ła go za kray pła­scza, i te wy­lka­ła sło­wa: "Oy­cze, ie­scze sło­wo po­zwól so­bie po­wie­dzieć, pro­szę cię na zba­wie­nie two­tóy i mo­iey du­szy. Je­stem nie­win­na mimo to wszyst­ko, com mo­gła uczy­nić i po­wie­dzieć. Bóg wi­dzi ie ie­stem nie­win­na: nie chciey więc wy­sta­wiać mnie na trwo­gę i ro­spacz, a sie­bie na zmar­twie­nie, któ­re­go nie­wy­słu­cha­na mogę Cię na­ba­wić." Że­brzą­cy głos dzie­cię­cia stłu­mił unie­sie­nia Oyca. Jak­kol­wiek ża­lem i obu­rze­niem mio­ta­ny, za­trzy­mał się Po­krzyw­nic­ki i ob­ró­ciw­szy się dó Teo­do­ry rze­ki: "I ty, któ­ra za­pra­wiasz za­bó­y­cze na­po­ić, mo­żesz być nie­win­na! Ja­kież to ułu­dze­nie tak da­le­ce cię za­śle­pia, że za nic nie masz naysz­ka­rad­niey­szey zbrod­ni któ­rąś po­peł­ni­ła? po­wiedz co cię spo­wo­do­wa­ło do uczy­nie­nia za­ma­chu na ży­cie przy­ja­ciół­ki i krew­ney two­iey?" "Chcia­łam ią ra­to­wać, od­po­wie­dzia­ła Teo­do­ra, i zgu­bi­łam ią i sie­bie. " " Chcia­łaś ią ra­to­wać! po­wtó­rzył Oy­ciec: po­wiedz więc czyś sama za­pra­wi­ła pie­kiel­ny na­póy? "Nie, Oy­cze, iam go nie za­pra­wia­ła. " A wie­dzia­ła­żeś o iego za­bó­y­czey sile?" "Nic, Oy­cze. " "Któż ci go dał?" Po chwi­li wa­ha­nia się z mocą i sta­ło­ścią od­po­wie­dzia­ła Teo­do­ra: "Nikt Oy­cze i Pa­nie móy!" "Slu­chay Teo­do­ro! mó­wił da­ley Sta­ro­sta kie­dy taka od­po­wiedź cór­ki, iuż oży­wio­ną, zno­wu stłu­mi­ła iego na­dzie­ię: nie mogę przy­pu­ścić aby cór­ka moia, któ­rey o – by­cza­ie nig­dy zło­ścią, nig­dy fał­szem nie były ska­żo­ne, mo­gła przy­y­sść ha myśl okrop­ną speł­nie­nia mor­der­stwa na oso­bie przy­ia­ciół­ki, krew­ney i ró­wien­ni­cy swo­iey: po­wiedz tedy kto ci dał za­bó­y­czy na­pój?" Nikt, od­po­wie­dzia­ła Teo­do­ra. "Cór­ko za­sta­nów się: przy­szłość two­ie­go dziś ro­skwi­ta­ią­ce­go ży­cia, ho­nor two­ie­go wie­kiem po­chy­lo­ne­go Oyca, po­le­ga­ią na twey od­po­wie­dzi. Jak­że? nikt ci nie dał tru­ci­zny?" Nikt: ze łka­niem po trze­ci raz po­wtó­rzy­ła Teo­do­ra. "A czy iey nie za­pra­wia­łaś, rze­ki Oy­ciec, i czy iey siła za­bó­y­cza nie była ci zna­na?" "Jak pra­gnę Boga, w go­dzi­nie mego sko­na­nia, wznió­sł­szy ku Nie­bu łza­mi za­la­ne oczy prze­mó­wi­ła Teo­do­ra, nie za­pra­wia­łam tru­ci­zny, ani iey za­bó­y­czey siły nie zna­łam. " Na te sło­wa, wpa­tru­iąc się w aniel­skie ob­li­cze Teo­do­ry, zda­wał się Po­krzyw­nic­ki po­strze­gać w nich świa­teł­ko roz­rze­dza­ią­ce gę­stą po­mro­kę rów­nie okrop­ne­go iak nie­po­ię­te­go czy­nu. Przy­stą­pił do Cór­ki i iuż ła­god­niey­szym gło­sem za­gad­nął ią: "od ia­kie­goż cza­su by­łaś w po­sia­da­niu fla­szecz­ki, któ­rą przy schył­ku uczty Wie­rzyn­ka, w miey­scu przez Ro­ki­cza­nę zay­mo­wa­nem, zna­le­zio­no?" "Już temu sześć ty­go­dni," od­po­wie­dzia­ła. "Więc ie­scze w Zam­ku Żar­no­wiec­kim mia­łaś ią?" "Ta­kiest, Oy­cze" od­po­wie­dzia­ła Teo­do­ra, a Sta­ro­sta wziąw­szy cór­kę za rękę tak da­ley mó­wił: "Nie po­wie­szie mi co wię­cey? czy cza­sem przy­się­ga nię zmu­sza cię do mil­cze­nia." Teo­do­ra zaś ca­łu­iąc ręce oj­cow­skie i ob­le­wa­ią­ce ie łza­mi, rze­kła: a ie­że­li­by przy­się­ga wią­za­ła móy ię­zyk, czy­byś wy­ma­gał Oy­cze abym ią ła­ma­ła?' Na te sło­wa Po­krzyw­nic­ki, wzno­sząc ręce nad gło­wą nie­sczę­śli­we­go dzie­cię­cia iak gdy­by chcąc mu bło­go­sła­wić, w moc­nem wzru­sze­niu po­wie­dział: "O. Wy świę­ci Pa­tro­no­wie ko­ro­ny Pol­skiey, ie­źe­li wam wi­nie­nem do­mysł na któ­ry pa­dam w tey chwi­li, ie­że­li ten do­mysł nie iest czczą marą; to pew­nie nie­win­ność try­um­fo­wać, zbrod­nia wsty­dzić się bę­dzie. Teo­do­ro bąć go­to­wa! za kil­ka go­dzin ro­spocz­nie się śledz­two w twey spra­wie."

To za­po­wie­dzia­ne śledz­two ukoń­czy­ło się w są­dach grodz­kich Kra­kow­skich, lecz wę­zła spra­wy nie roz­wi­kła­ło. Teo­do­ra ie­scze mniey win­ną po­ka­za­ła się przed krat­ka­mi sądu, niż w oczach tyło i tak gwał­tow­ne­mi uczu­cia­mi mio­ta­ne­go Oyca. Jey ze­zna­nia mia­ły moc i sta­łość: naym­niey­szem sło­wem nie wy­da­ła spraw­cy zbrod­ni. Na­stęp­nie Sta­ro­sta Za­rno­wiec­ki i Wła­dy­sław Ksią­że Opol­ski, któ­ry na Ma­ło­pol­sce dzier­żył urząd nay­wy­isze­go sę­dzie­go, we­zwa­ni do Lu­dwi­ka Kró­la Wę­gier­skie­go, od­by­li na­ra­dę w skut­ku któ­rey od­dział stra­ży Kró­lew­skiey był wy­sia­ny do Mie­cho­wa, z ro­ska­zem uię – cia Mar­da­cha­ie­go z wnucz­ką iego Es­ter­ką i ich sta­rą słu­żeb­ni­cą Ra­che­lą i osa­dze­nia wszyst­kich we wię­zie­niu na zam­ku w Kra­ko­wie. Wy­ko­na­no ten ro­skaz: i tak Sy­na­go­ga Mie­chow­ska ze swe­go prze­mą­dre­go Rab­bi­na zo­sta­ła osie­ro­co­na.

Po­świę­co­ne uczcze­niu za­ślu­bin Ka­ró­la IV. Ce­sa­rza i Elż­bie­ty wnucz­ki Ka­zi­mie­rza, uro­czy­sto­ści Kra­kow­skie, skoń­czy­ły się z ucztą Wie­rzyn­ka. Kil­ka dni na­stę­pu­ią­cych po tey uczcie, a ra­czey po okrop­nem wy­da­rze­niu któ­re ią za­mie­sza­ło; ze­szło na przy­spo­bie­niach do od­iaz­du do­stoj­nych go­ści a mia­no­wi­cie Ce­sar­skie­go dwo­ru. Ka­zi­mierz Wiel­ki ze świet­nem po­cze­tem Pa­nów, Ksią­żąt i Kró­lów, od­pro­wa­dził Nay­ia­śniey­szych No­wo­żeń­ców aż do Opa­wy, gdzie na­stą­pi­ło ostat­ne po­że­gna­nie. Stąd każ­dy z Ksią­żąt udał się do swe­go kra­iu, oprócz Pio­tra Lu – si­gnan Kró­la Cy­pryj­skie­go któ­ry z no­we­mi prze­ło­że­nia­mi po­spie­szył do Avi­gnon, do Oyca Świę­te­go In­no­cen­te­go VI. Z tylu do­stoj­nych go­ści po­zo­stał w Kra­ko­wie tyl­ko Lu­dwik Wę­gier­ski i iego ku­zyn Ksią­że Opol­ski. Za po­wro­tem wła­s­ści­wey owym wie­kom ci­szy do sto­li­cy, zmniey­szy­ly się po­wo­dy do wzna­wia­nia szme­ru o strasz­ney przy­go­dzie. Zbyt nie­do­sta­tecz­na pod­ów­czas zna­jo­mość sztu­ki le­kar­skiey nie po­tra­fi­ła za­po­biedz aby dzia­ła­nie szyb­ko i gwał­tow­nie ude­rza­ią­ce­go na­po­iu, nie przedar­ło się do sie­dli­ska ży­cia: skąd po­szło ii Ro­ki­cza­na, za­le­d­wie cień owey przed kil­ką ty­go­dnia­mi pierw­szey pięk­no­ści, zwąt­pia­ia i bez­sil­na, in­ne­go prócz śmier­ci nie wi­dzia­ła na swe cier­pie­nia le­kar­stwa. Ciem­ne wię­zie­nie Teo­do­iy za­mie­nio­no na zno­śniey­sze lubo ob­wa­ro­wa­ne za­be­spie­cze­nie. Wa­cław Po­krzyw­nic­ki, za­pew­ne nie bez wie­dzy Kró­lew – skiey wy­ie­chał do Zam­ku Źar­no­wiec­kie­go, pod iego za­rzą­dem bę­dą­ce­go, skąd za­braw­szy Bur­gra­bie­go, odźwier­ne­go, ha­la­bart­ni­ka i kil­ka ko­biet zam­ko­wych, po­wró­cił do Kra­ko­wa. Se­kre­tarz Księ­cia Opol­skie­go, iako nay­wyż­sze­go na Ma­ło­pol­sce sę­dzie­go, z przy­bra­ne­mi są­do­we­mi oso­ba­mi udał się do Mie­cho­wa. Owo zgo­ła wszyst­ko ka­za­ło bliż­szym tych po­ru­szeń wi­dzom do­my­ślać się iż bar­dzo za­wi­kła­ne oko­licz­no­ści wstrzy­my­wa­ły wy­miar i wy­rok spra­wie­dli­wo­ści w do­tąd nie­od­gad­nio­ney spra­wie.

Wy­staw­my so­bie Teo­do­rę Po­krzyw­nic­ką w wię­zie­niu w go­dzi­nie po­ran­ko­wey, rzę­si­ste­mi łza­mi par­ga­mi­no­wą księ­gę mo­dli­tew skra­pia­ią­cą, ro­spa­mię­ty­wa­niem re­li­gij­nem go­rycz swe­go ży­cia sło­dzą­cą, bez­sen­no­ścią znu­żo­ne oko na obec­ny wi­ze­ru­nek Chry­stu­sa zwra­ca­ią­cą, na to źró­dło nie­bie­skie z któ­re – go prze­śla­do­wa­na nie­win­ność po­cie­chę, błąd po­bła­ża­nie, wina od­pu­scze­nie czer­pa. W ta­kim sta­nie du­szy ob­wi­nia­ła się ta nie­sczę­śli­wa dzie­wi­ca, że nie słu­cha­ła we­wnętrz­ne­go gło­su, któ­ry ią prze­strze­gał aby nie do­wie­rza­ła sło­wom za­pa­mię­ta­łey i mści­wey Ade­la­idy, że ode­bra­ne od niey le­kar­stwo, iego isto­ty nie zna­iąc, strę­czy­ła i po­da­ła sio­strze i przy­ia­ciół­ce swo­iey, któ­rey te­raz umie­ra­ią­cey ięki zda­wa­ła się sły­szyc. Z dru­giey stro­ny po­cie­sza­ła się tą my­ślą ie wkrót­ce za swóy błąd mę­czeń­ską śmier­cią od­po­ku­tu­ie, i że Bóg któ­ry nay­le­piey zna iey nie­win­ność, ka­rać iey na in­nym świe­cie nie bę­dzie. Ale zno­wu iey myśl opa­no­wał ob­raz ro­spa­cza­ią­ce­go nad gro­bem swey Cór­ki i swe­go ho­no­ru Oyca, i te­raz za­ła­mu­iąc ręce za­wo­ła­ła: "O móy Oy­cze! o móy Oj­cze!"

Na te sło­wa otwie­ra­ią się drzwi wię­zie­nia i wcho­dzi Wa­cław Po­krzyw­nic – lii. "Oyca, któ­re­go wzy­wasz, wi­dzisz przed sobą moie dzie­cię, rze­ki ro­sczu­lo­ny Sta­ro­sta: przy­szeł on do cie­bie, aby Ci prze­wod­ni­czył po bar­dzo przy­krey dro­dze. Na­de­szła go­dzi­na, w któ­rey twóy los bę­dzie ro­strzy­gnię­ty, a w któ­rey się po­ka­że czy te siwe wło­sy z ho­no­rem i try­um­fem, czy z hań­bą i ro­spa­czą mam po­nieść do gro­bu. Ukóy łzy two­ie i na­bierz od­wa­gi, bo za kil­ka mi­nut sta­niesz przed nay­wyż­szym w Kró­le­stwie Sę­dzią, przed Kró­lem i Pa­nem two­im." "Ja, móy Oy­cze, mam sta­nąć przed Kró­lem, po­wtó­rzy­ła drżą­ca Teo­do­ra, przed Mo­ca­rzem któ­re­go ied­no spoy­rze­nie może sta­no­wić o śmier­ci lub ży­ciu ob­wi­nio­ney." "Więc się lę­kasz spra­wie­dli­wo­ści?" ode­zwał się Sta­ro­sta. "Nie trwo­ży­ło­by mnie oko sę­dzie­go, któ­ry iest w Nie­bie­siech, od­po­wie­dzia­ła Teo­do­ra, bo on zna mnie, a mi­ło­sier­dzie Jego za­wsze z nim: lecz zdrę­twie­ię gdy sta­nę przed tym kto­ry są­dzi na zie­mi, bo ia­nie przed Bo­giem ale przed ludź­mi zgrze­szy­łam." "Po­słu­chay mnie Cór­ko, od­po­wie­dział Sta­ro­sta. Król Ka­zi­mierz iest na­miest­ni­kiem Bo­skim na zie­mi, i iak w ła­ska­wo­ści tak w spra­wie­dli­wo­ści usi­łu­ie na­śla­do­wać Pana nad Pa­na­mi i Kró­la nad Kró­la­mi. Ale ied­nak ty Teo­do­ro, sa­mey spra­wie­dli­wo­ści uledz mu­sisz, bo dla zbrod­ni nie masz mi­ło­sier­dzia na zie­mi." "Kie­dy tak, to mnie pro­wadź pro­sto na śmierć, Oy­cze i Pa­nie móy, że­brzą­cym gło­sem rze­kła Teo­do­ra: nie chcę wi­dzić ob­li­cza Kró­la, któ­ry na in­nym świe­cie nie mógł­by mnie uznać za nie­god­ną swe­go po­li­to­wa­nia." " Cóż wiec po­wiem Kró­lo­wi? czy to że cór­ka moia przy­zna­ie się do ci­cho­bó­y­stwa speł­nio­ne­go przez za­da­nie tru­ci­zny? Więc mam ro­strą­cić i skru­szyć tę her­bo­wą tar­czę, któ­ra przez dwa wie­ki, zna­ko­mi­te miey­sce mię­dzy kley­no­ta­mi szla­chec­twa, dzier­ży­ła? I mam­że po­wie­dzieć Kró­lo­wi któ­ry w ła­ska­wo­ści swo­iey mnie vy­zna­czył na twe­go po przy­krey sciesz­ce prze­wod­ni­ka, że nie­god­na swe­go Oyca cór­ka, mniey się lęka ka­tow­skie­go to­po­ra, niż ob­li­cza swe­go Mo­nar­chy i swo­ich sę­dziów? "Zno­śniej­sza za­iste by­ła­by dla mnie śmierć mę­czeń­ska, od­po­wie­dzia­ła Teo­do­ra, niż bo­leść i udrę­cze­nie nay­lep­sze­go Oyca mo­ie­go, i te ięki nie­sczę­śli­wey ofia­ry błę­du mo­ie­go, któ­re przez nay­grub­sze mury i z nay­odle­gley­szey czę­ści zam­ku do mego wię­zie­nia zda­ią się prze­dzie­rać i uszy moie ra­zić. Cóż­bym z resz­tą in­ne­go mo­gła po­wie­dzieć Sę­dziom i Kró­lo­wi, iak­to, co to­bie Oy­cze iuż po­wie­dzia­łam? Chy­ba że żą­dasz abym z grze­chu w grzech wpa­da­ła, i na­wet na in­nym świe­cie nie zna­la­zła mi­ło­sier­dzia, któ­re­go mi na tym od­ma­wia­ią." Więc dla cie­bie ie­dy­na w śmier­ci i w gro­bie uciecz­ka, z wes­tchnie­niem rzekł Wa­cław Po­krzyw­nic­ki, a nie spo­mnisz na to że twóy ni­czem nie­po­cie­szo­ny Oy­ciec rwał­by so­bie te siwe wło­sy na twey odar­tey ze czci mo­gi­le, że przez resz­tę iak­kol­wiek co do licz­by lat krót­kie­go, ale co do licz­by udrę­czeń na­der dłu­gie­go ży­cia dźwi­gał­by cię­żar sro­mo­ty swe­go dzie­cię­cia, któ­re ko­chał i od któ­re­go był ko­cha­ny, że wy­ty­ka­no­by go pal­cem, iako Oyca tey któ­ra fa­bry­ko­wa­ła tru­ci­znę i czar­no­księ­skie wio­dła rze­mio­sło? Je­sczeż trwać bę­dziesz w two­im upo­rze i nic dla twe­go Oyca nie uczy­nisz?" W uci­sku i udrę­cze­niu ser­ca za­wo­ła­ła Teo­do­ra: " kie­dy tak, to ie­stem go­to­wa, idę za tobą Oy­cze ko­cha­ny." "Po­każ od­wa­gę moie dzie­cię, od­po­wie­dział skru­szo­ny Oy­ciec. Bóg ob­da­rzył na­sze­go Kró­la mą­dro­ścią: nie odey­mie iey od nie­go w tak waż­ney po­trze­bie. Już do­tąd za­bły­sło kil­ka pro­mie­ni, któ­re roz­bi­ły gru­bą po­mro­kę strasz­ny czyn ota­cza­ią­cą: a ia mam na­dzie­ię, że po nich na­stą­pi ia­sność dzien­na, któ­ra reszt­ki ciem­no­ści ro­spę­dzi i praw­dę w czy­stem świe­tle uka­że.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: