- W empik go
Kazio w miasteczku pełnym wampirów - ebook
Kazio w miasteczku pełnym wampirów - ebook
Pewnego dnia w lokalnej gazecie ukazał się artykuł: WAMPIRY ATAKUJĄ! Ale zaraz, zaraz... przecież Kazio zna mnóstwo wampirów i żaden z nich nie jest groźny! Czyżby komuś zależało na tym, aby ludzie zaczęli się ich bać? I kto stoi za tym spiskiem, i kto porwał profesora Gurgula? Kazio, Antek, Zuzulida, babcia Fibrycukella i dziadek Hongogard muszą rozwiązać te zagadki.
Oj będzie się działo w Milusinie!
Spis treści
Rozdział 1. Ąjukata yripmaw
Rozdział 2 Laboratorium profesora Burgula
Rozdział 3. Zamek hrabiego Vonpluszcza
Rozdział 4. Najciemniej jest pod nietoperzem
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-259-0606-1 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
A jeden dziennikarz napisał, że to wcale nie były wampiry, tylko przebierańcy, którzy przyjechali do miasteczka na wielki bal karnawałowy.
Rozdział 1 Ąjukata yripmaw
Była zimna i pochmurna marcowa sobota. Mama Kazia właśnie wracała z zakupów. W bagażniku samochodu wiozła dwie spore torby, a w każdej z nich trzy kilogramy czosnku. Zaparkowała przy bramie ogródka i spojrzała na pokryte śniegiem grządki. Westchnęła z żalem. Od wiosny do jesieni rósł tutaj czosnek i nie musiała jeździć po niego do sklepiku w miasteczku. Wystarczyło tylko wyjść przed dom i wyrwać kilka główek, a potem dodać je do zupy, ciasta, budyniu czy lodów.
„Ciekawe, kto go tu posadził? – zastanawiała się często. – To musiała być bardzo mądra osoba. Chciałabym ją poznać. Bo czosnek jest dobry na wszystko! Na grypę, kaszel, kłopoty w szkole i deszczowe popołudnie, gdy dzieci okropnie się nudzą i kłócą. No i podobno odstrasza wampiry, a to bardzo ważne, jak się mieszka w Wampirzycach!”.
Mama Kazia nie miała pojęcia, że osoba, która zasadziła czosnek w ogródku, mieszka w tym samym domu, co ona i jej rodzina. Tym kimś była babcia Fibrycukella. Mama jednak nigdy dotąd jej nie spotkała. Pewnie dlatego, że babcia była wampirem, a rodzice Kazia nie wierzyli w wampiry. Stara skrzynia stojąca na strychu była dla nich tylko zakurzonym rupieciem i do głowy by im nie przyszło, że przez ten pokryty pajęczynami mebel przechodzi się wprost do mieszkania wampirów.
Babcia Fibrycukella podzielała zdanie mamy Kazia na temat czosnku. No, może poza tym, że odstrasza wampiry. Wprost przeciwnie! Sama musiała niemal każdego dnia przepędzać od półmiska z czosnkiem swojego brata Hongogarda.
Mama Kazia weszła na ganek, otworzyła drzwi i z przerażenia upuściła torby z zakupami na podłogę. W całym domu panowała ogłuszająca cisza, której nie mąciło nawet brzęczenie much pod sufitem. Ale to nie brak owadów tak ją przeraził. W końcu była zima, więc muchy spały smacznie w szparach okiennych i między deskami pod sufitem. Przestraszyła się, bo nie słyszała żadnego ze swoich dzieci! Tymczasem o tej porze Baśka regularnie wydzierała się na Kazia, który regularnie pożyczał sobie bez pytania jej flamastry. Kazio krzyczał na Stasia, który zabierał mu flamastry pożyczone bez pytania od Baśki i na przykład przemalowywał jego szkolne tenisówki na czerwono. Staś awanturował się, bo przemalowane tenisówki brata przypominały landrynki o smaku truskawkowym i wcale nie zamierzał ich oddawać, zanim nie spróbuje, czy tak samo smakują. A Wampir szczekał, bo liczył, że Staś jak zwykle się z nim podzieli.
„Coś się stało! – pomyślała mama Kazia i rzuciła się pędem do kuchni, po drodze wpadając na starą szafę w korytarzu. – To na pewno wampiry porwały mi dzieci! I skąd tu się wziął ten mebel?!”.
Stanęła w drzwiach. A w kuchni… Baśka, Staś, Kazio i jamnik Wampir siedzieli wokół stołu i spoglądali w milczeniu na tatę, który pił kawę i czytał gazetę. Mama uśmiechnęła się. Jednak wampiry nie porwały jej dzieci i psa. Uff, co za ulga! Ale zaraz znowu się zasępiła… „Może i nie porwały, ale na pewno rzuciły na nich jakiś urok! Przecież oni nigdy nie byli tak cicho! Jak dobrze, że kupiłam czosnek! Skoro chroni przed wampirami, to pewnie odczynia też ich uroki”.
Wyciągnęła z torby kilka największych główek i ruszyła z nimi w stronę rodziny. Nagle tata Kazia odłożył gazetę, sięgnął po notatnik, który leżał obok, i zaczął szkicować.
W tym samym momencie Kazio, Baśka, Staś i Wampir rzucili się do walki o gazetę porzuconą przez tatę. Zaczęli ją sobie wyrywać, wrzeszcząc i szczekając przy tym tak głośno, że lampa nad stołem zaczęła drżeć.
Mama odetchnęła z ulgą. „No, chyba jest w porządku. Wszyscy zdrowi. Ale czosnek im nie zaszkodzi” – myślała. Wręczyła każdemu z dzieci i mężowi po jednej główce, a ostatnią rzuciła Wampirowi, przerywając tym samym gazetową bitwę. Wrzaski w kuchni ucichły, a zamiast nich rozległo się ciamkanie, mlaskanie, chrupolenie, pogryzanie i wciąganie.
Kazio ciamkał na okiennym parapecie.
Staś mlaskał pod piecem, zerkając łakomie na palec wystający z dziurawej skarpetki brata, i zastanawiając się, jak smakowałby z czosnkiem.
Wampir chrupolił pod stołem, co jakiś czas zlizując z podłogi resztki, które spadły z bródki Stasia.
Tata pogryzał, schowany za swoim notatnikiem, i zastanawiał się, w jaki sposób ze starej szafy zrobić jeszcze starszą. Właśnie takie zlecenie dostał od pewnego dziwnego człowieka, który nazywał się Bluszcz czy Pluszcz. Mógłby co prawda poprosić o wsparcie synów, którzy z pomocą rodzinnego jamnika każdą nową rzecz w mig doprowadzali do kompletnej ruiny. Ale klientowi chyba nie chodziło o to, żeby jego mebel zamienił się w kupę drzazg i trocin.
Tylko Baśka skrzywiła się z obrzydzeniem i po kryjomu schowała swój czosnek do kieszeni, zamierzając go wyrzucić do kosza, gdy nikt nie będzie patrzył. Uważała, że coś takiego może smakować tylko psom, okropnym młodszym braciom i może jeszcze wampirom. „I bardzo dobrze – myślała i uśmiechała się chytrze. – Niech jedzą to paskudztwo, a ja tymczasem…”.
Baśka należała do drużyny harcerskiej, która właśnie przeprowadzała zbiórkę makulatury. A gazeta taty była wyjątkowo gruba.
„Musi ważyć z kilogram. Jak ją zaniosę do szkoły, razem z tym, co dostałam od sąsiadów, z pewnością zdobędę sprawność młodego ekologa” – kombinowała, sięgając po porzucony na stole skarb.
Niestety, dokładnie w tym samym momencie o gazecie przypomnieli sobie Kazio, Staś i Wampir. Cała czwórka znów zaczęła się kotłować z wrzaskiem i szczekaniem po kuchni.
– Zostawcie mnie, wy wampiry jedne! – krzyczała Baśka.
– Wampiry nie jedzą czosnku.
Nie lubią go – odruchowo sprostowała mama.
– Nieprawda! – zaprotestował Kazio. – One bardzo lubią czosnek!
– No, pięknie! – Baśka odganiała się z obrzydzeniem od Stasia i Wampira, którzy wyniuchali czosnek schowany w jej kieszeni i usiłowali się do niego dobrać, śliniąc się przy tym okrutnie. – Ci dwaj na sto procent są wampirami! Łapy przy sobie! I zostawcie moją gazetę!
Gdy mamie wreszcie się udało rozdzielić i uciszyć całe towarzystwo, każdy trzymał kawałek gazety.
– No i problem sam się rozwiązał… – uśmiechnęła się mama.
– Chyba rozerwał – skrzywiła się Baśka, zastanawiając się, czy ta część gazety, jaką wydarła braciom i psu, wystarczy do zdobycia harcerskiej sprawności.
Niestety, na odzyskanie reszty nie było raczej szans, ponieważ Staś i Wampir zdobyte strony zdążyli już dokładnie pogryźć, przeżuć i wypluć, a Kazio przysiadł w kącie, robiąc ze swoich czapkę piracką. To miał być element jego przebrania na wielki bal karnawałowy organizowany przez Towarzystwo Przyjaźni Ludzko-Wampirskiej założone w Wampirzycach przez babcię Fibrycukellę. Czapeczka wyszła mu wspaniale. Kazio stanął przed lustrem w korytarzu, obok szafy i przyjrzał się sobie z dumą. Nagle.
– Co to za napis? ĄJUKATA YRIPMAW? Bardzo dziwne! To musi być w jakimś obcym języku. Szkoda, że żadnego jeszcze nie znam. Zaraz, zaraz. Zuzulinda mówiła, że jej wuj Drakula miał kiedyś naprawdę stary zamek w Transylwannie.
– Zajrzał do kuchni. – Tato, gdzie jest Transylwanna?
– Transylwanna…? Chyba chodzi ci, synku, o Transylwanię. To kraina geograficzna w Rumunii – odpowiedział tata zza notatnika nieco roztargnionym głosem.
„Czyli to musi być po rumuńsku! – myślał Kazio. – Poproszę wuja Drakulę to na pewno mi przetłumaczy ten napis”. Rozejrzał się. Tata dalej rozmyślał o starej szafie. Stasiek i Wampir porzucili już smętne resztki gazety, a teraz żuli sznurkowy mop wyciągnięty ukradkiem ze schowka. Baśka rozmawiała z kimś przez telefon.
„Nikt nie zauważy, że gdzieś zniknąłem – stwierdził zadowolony Kazio. – Mogę pójść na górę”. Wspiął się po schodach na strych i wskoczył do starej skrzyni. Po chwili znalazł się pod drzwiami kuchni, zza których rozchodził się zapach pierniczków. Zapukał, zajrzał i aż wrzasnął z przerażenia. Za stołem babci Fibrycukelli siedział najprawdziwszy… wampir! Ogromny, z gigantycznymi zębami, którymi z głośnym trzaskiem miażdżył główki czosnku.
„Rety, on zaraz odgryzie mi głowę i wyssie krew!”. – Przerażony chłopiec już chciał się rzucić do ucieczki, gdy nagle wampir spojrzał na niego, uśmiechnął się i powiedział głosem pana Hongogarda:
– Witaj, Kakakakaziu! Miło, że wpadłeś! Właśnie o tobie rozmawialiśmy.
Kazio wszedł ostrożnie do kuchni, cały czas gotów wziąć nogi za pas, gdyby na przykład się okazało, że oto jakiś cwany wampir udaje głos pana Hongogarda, żeby zwabić bliżej smakowitego chłopca. Co prawda pani Fibrycukella mówi zawsze, że wampiry nie są złe, ale może jednak znalazł się jeden, o którym nie wiedziała?
– Nie bój się, Kakakakaziu – odezwała się pani Fibrycukella, stawiając na stole blachę z gorącymi pierniczkami czosnkowymi.
Kazio nie zdziwił się, że starsza pani wie, co mu przed chwilą przyszło do głowy. Już od dawna podejrzewał, że ona potrafi czytać w myślach.
– Wampiry bardzo lubią ludzi – ciągnęła babcia. – Szczególnie ten, który zjadł dzisiaj już dwa kilo czosnku i zaraz będzie jęczał, że go wątroba boli.
– No wiesz, droga Fibrycukello! Co ty opowiadasz dziecku? – oburzył się dziadek Hongogard. – Ja nigdy nie jęczę, przenigdy! Chyba że mnie wątroba boli, tak jak teraz. Coś mi musiało zaszkodzić. Może zjem jeszcze trochę czosnku to mi przejdzie? Jak myślisz?
– Koniec z czosnkiem, Hongogardzie! – Pani Fibrycukella pogroziła bratu palcem. – I zdejmij tę maskę! A ty, Kakakakaziu, siadaj i skosztuj pierniczków.
– Fajną masz czapkę! – zawołała Zuzulinda, którą właśnie zwabił do kuchni upojny zapach ciastek. – Tylko dlaczego jest na niej napisane: „WAMPIRY ATAKUJĄ”?
– To ty znasz rumuński? – szczerze zdziwił się chłopiec.
– Rumuński? – zdziwiła się z kolei jego przyjaciółka Zuzulinda. – Dlaczego rumuński? Przecież to jest po polsku.