Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kazio w miasteczku pełnym wampirów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kazio w miasteczku pełnym wampirów - ebook

Pewnego dnia w lokalnej gazecie ukazał się artykuł: WAMPIRY ATAKUJĄ! Ale zaraz, zaraz... przecież Kazio zna mnóstwo wampirów i żaden z nich nie jest groźny! Czyżby komuś zależało na tym, aby ludzie zaczęli się ich bać? I kto stoi za tym spiskiem, i kto porwał profesora Gurgula? Kazio, Antek, Zuzulida, babcia Fibrycukella i dziadek Hongogard muszą rozwiązać te zagadki.

Oj będzie się działo w Milusinie!

Spis treści

Rozdział 1. Ąjukata yripmaw

Rozdział 2  Laboratorium profesora Burgula

Rozdział 3. Zamek hrabiego Vonpluszcza

Rozdział 4. Najciemniej jest pod nietoperzem

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-259-0606-1
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Było so­bie mia­stecz­ko… Niby zwy­czaj­ne, po­dob­ne do in­nych, ale nie­zu­peł­nie. Nie­któ­rzy lu­dzie opo­wia­da­li, że miesz­ka­ją w nim okrut­ne i pod­stęp­ne wam­pi­ry, któ­re na­pa­da­ją na lu­dzi i wy­sy­sa­ją z nich krew. Inni twier­dzi­li, że wam­pi­ry może i są, ale wca­le nie ta­kie złe. Wprost prze­ciw­nie – lu­bią lu­dzi i chcą się z nimi przy­jaź­nić. Po­dob­no za­ło­ży­ły na­wet ja­kiś klub czy koło przy­jaź­ni ludz­ko-wam­pir­skiej, a może wam­pir­sko-ludz­kiej?

A je­den dzien­ni­karz na­pi­sał, że to wca­le nie były wam­pi­ry, tyl­ko prze­bie­rań­cy, któ­rzy przy­je­cha­li do mia­stecz­ka na wiel­ki bal kar­na­wa­ło­wy.

Rozdział 1 Ąjukata yripmaw

Była zim­na i po­chmur­na mar­co­wa so­bo­ta. Mama Ka­zia wła­śnie wra­ca­ła z za­ku­pów. W ba­gaż­ni­ku sa­mo­cho­du wio­zła dwie spo­re tor­by, a w każ­dej z nich trzy ki­lo­gra­my czosn­ku. Za­par­ko­wa­ła przy bra­mie ogród­ka i spoj­rza­ła na po­kry­te śnie­giem grząd­ki. Wes­tchnę­ła z ża­lem. Od wio­sny do je­sie­ni rósł tu­taj czo­snek i nie mu­sia­ła jeź­dzić po nie­go do skle­pi­ku w mia­stecz­ku. Wy­star­czy­ło tyl­ko wyjść przed dom i wy­rwać kil­ka głó­wek, a po­tem do­dać je do zupy, cia­sta, bu­dy­niu czy lo­dów.

„Cie­ka­we, kto go tu po­sa­dził? – za­sta­na­wia­ła się czę­sto. – To mu­sia­ła być bar­dzo mą­dra oso­ba. Chcia­ła­bym ją po­znać. Bo czo­snek jest do­bry na wszyst­ko! Na gry­pę, ka­szel, kło­po­ty w szko­le i desz­czo­we po­po­łu­dnie, gdy dzie­ci okrop­nie się nu­dzą i kłó­cą. No i po­dob­no od­stra­sza wam­pi­ry, a to bar­dzo waż­ne, jak się miesz­ka w Wam­pi­rzy­cach!”.

Mama Ka­zia nie mia­ła po­ję­cia, że oso­ba, któ­ra za­sa­dzi­ła czo­snek w ogród­ku, miesz­ka w tym sa­mym domu, co ona i jej ro­dzi­na. Tym kimś była bab­cia Fi­bry­cu­kel­la. Mama jed­nak nig­dy do­tąd jej nie spo­tka­ła. Pew­nie dla­te­go, że bab­cia była wam­pi­rem, a ro­dzi­ce Ka­zia nie wie­rzy­li w wam­pi­ry. Sta­ra skrzy­nia sto­ją­ca na stry­chu była dla nich tyl­ko za­ku­rzo­nym ru­pie­ciem i do gło­wy by im nie przy­szło, że przez ten po­kry­ty pa­ję­czy­na­mi me­bel prze­cho­dzi się wprost do miesz­ka­nia wam­pi­rów.

Bab­cia Fi­bry­cu­kel­la po­dzie­la­ła zda­nie mamy Ka­zia na te­mat czosn­ku. No, może poza tym, że od­stra­sza wam­pi­ry. Wprost prze­ciw­nie! Sama mu­sia­ła nie­mal każ­de­go dnia prze­pę­dzać od pół­mi­ska z czosn­kiem swo­je­go bra­ta Hon­go­gar­da.

Mama Ka­zia we­szła na ga­nek, otwo­rzy­ła drzwi i z prze­ra­że­nia upu­ści­ła tor­by z za­ku­pa­mi na pod­ło­gę. W ca­łym domu pa­no­wa­ła ogłu­sza­ją­ca ci­sza, któ­rej nie mą­ci­ło na­wet brzę­cze­nie much pod su­fi­tem. Ale to nie brak owa­dów tak ją prze­ra­ził. W koń­cu była zima, więc mu­chy spa­ły smacz­nie w szpa­rach okien­nych i mię­dzy de­ska­mi pod su­fi­tem. Prze­stra­szy­ła się, bo nie sły­sza­ła żad­ne­go ze swo­ich dzie­ci! Tym­cza­sem o tej po­rze Baś­ka re­gu­lar­nie wy­dzie­ra­ła się na Ka­zia, któ­ry re­gu­lar­nie po­ży­czał so­bie bez py­ta­nia jej fla­ma­stry. Ka­zio krzy­czał na Sta­sia, któ­ry za­bie­rał mu fla­ma­stry po­ży­czo­ne bez py­ta­nia od Baś­ki i na przy­kład prze­ma­lo­wy­wał jego szkol­ne te­ni­sów­ki na czer­wo­no. Staś awan­tu­ro­wał się, bo prze­ma­lo­wa­ne te­ni­sów­ki bra­ta przy­po­mi­na­ły lan­dryn­ki o sma­ku tru­skaw­ko­wym i wca­le nie za­mie­rzał ich od­da­wać, za­nim nie spró­bu­je, czy tak samo sma­ku­ją. A Wam­pir szcze­kał, bo li­czył, że Staś jak zwy­kle się z nim po­dzie­li.

„Coś się sta­ło! – po­my­śla­ła mama Ka­zia i rzu­ci­ła się pę­dem do kuch­ni, po dro­dze wpa­da­jąc na sta­rą sza­fę w ko­ry­ta­rzu. – To na pew­no wam­pi­ry po­rwa­ły mi dzie­ci! I skąd tu się wziął ten me­bel?!”.

Sta­nę­ła w drzwiach. A w kuch­ni… Baś­ka, Staś, Ka­zio i jam­nik Wam­pir sie­dzie­li wo­kół sto­łu i spo­glą­da­li w mil­cze­niu na tatę, któ­ry pił kawę i czy­tał ga­ze­tę. Mama uśmiech­nę­ła się. Jed­nak wam­pi­ry nie po­rwa­ły jej dzie­ci i psa. Uff, co za ulga! Ale za­raz zno­wu się za­sę­pi­ła… „Może i nie po­rwa­ły, ale na pew­no rzu­ci­ły na nich ja­kiś urok! Prze­cież oni nig­dy nie byli tak ci­cho! Jak do­brze, że ku­pi­łam czo­snek! Sko­ro chro­ni przed wam­pi­ra­mi, to pew­nie od­czy­nia też ich uro­ki”.

Wy­cią­gnę­ła z tor­by kil­ka naj­więk­szych głó­wek i ru­szy­ła z nimi w stro­nę ro­dzi­ny. Na­gle tata Ka­zia odło­żył ga­ze­tę, się­gnął po no­tat­nik, któ­ry le­żał obok, i za­czął szki­co­wać.

W tym sa­mym mo­men­cie Ka­zio, Baś­ka, Staś i Wam­pir rzu­ci­li się do wal­ki o ga­ze­tę po­rzu­co­ną przez tatę. Za­czę­li ją so­bie wy­ry­wać, wrzesz­cząc i szcze­ka­jąc przy tym tak gło­śno, że lam­pa nad sto­łem za­czę­ła drżeć.

Mama ode­tchnę­ła z ulgą. „No, chy­ba jest w po­rząd­ku. Wszy­scy zdro­wi. Ale czo­snek im nie za­szko­dzi” – my­śla­ła. Wrę­czy­ła każ­de­mu z dzie­ci i mę­żo­wi po jed­nej głów­ce, a ostat­nią rzu­ci­ła Wam­pi­ro­wi, prze­ry­wa­jąc tym sa­mym ga­ze­to­wą bi­twę. Wrza­ski w kuch­ni uci­chły, a za­miast nich roz­le­gło się ciam­ka­nie, mla­ska­nie, chru­po­le­nie, po­gry­za­nie i wcią­ga­nie.

Ka­zio ciam­kał na okien­nym pa­ra­pe­cie.

Staś mla­skał pod pie­cem, zer­ka­jąc ła­ko­mie na pa­lec wy­sta­ją­cy z dziu­ra­wej skar­pet­ki bra­ta, i za­sta­na­wia­jąc się, jak sma­ko­wał­by z czosn­kiem.

Wam­pir chru­po­lił pod sto­łem, co ja­kiś czas zli­zu­jąc z pod­ło­gi reszt­ki, któ­re spa­dły z bród­ki Sta­sia.

Tata po­gry­zał, scho­wa­ny za swo­im no­tat­ni­kiem, i za­sta­na­wiał się, w jaki spo­sób ze sta­rej sza­fy zro­bić jesz­cze star­szą. Wła­śnie ta­kie zle­ce­nie do­stał od pew­ne­go dziw­ne­go czło­wie­ka, któ­ry na­zy­wał się Bluszcz czy Pluszcz. Mógł­by co praw­da po­pro­sić o wspar­cie sy­nów, któ­rzy z po­mo­cą ro­dzin­ne­go jam­ni­ka każ­dą nową rzecz w mig do­pro­wa­dza­li do kom­plet­nej ru­iny. Ale klien­to­wi chy­ba nie cho­dzi­ło o to, żeby jego me­bel za­mie­nił się w kupę drzazg i tro­cin.

Tyl­ko Baś­ka skrzy­wi­ła się z obrzy­dze­niem i po kry­jo­mu scho­wa­ła swój czo­snek do kie­sze­ni, za­mie­rza­jąc go wy­rzu­cić do ko­sza, gdy nikt nie bę­dzie pa­trzył. Uwa­ża­ła, że coś ta­kie­go może sma­ko­wać tyl­ko psom, okrop­nym młod­szym bra­ciom i może jesz­cze wam­pi­rom. „I bar­dzo do­brze – my­śla­ła i uśmie­cha­ła się chy­trze. – Niech je­dzą to pa­skudz­two, a ja tym­cza­sem…”.

Baś­ka na­le­ża­ła do dru­ży­ny har­cer­skiej, któ­ra wła­śnie prze­pro­wa­dza­ła zbiór­kę ma­ku­la­tu­ry. A ga­ze­ta taty była wy­jąt­ko­wo gru­ba.

„Musi wa­żyć z ki­lo­gram. Jak ją za­nio­sę do szko­ły, ra­zem z tym, co do­sta­łam od są­sia­dów, z pew­no­ścią zdo­bę­dę spraw­ność mło­de­go eko­lo­ga” – kom­bi­no­wa­ła, się­ga­jąc po po­rzu­co­ny na sto­le skarb.

Nie­ste­ty, do­kład­nie w tym sa­mym mo­men­cie o ga­ze­cie przy­po­mnie­li so­bie Ka­zio, Staś i Wam­pir. Cała czwór­ka znów za­czę­ła się ko­tło­wać z wrza­skiem i szcze­ka­niem po kuch­ni.

– Zo­staw­cie mnie, wy wam­pi­ry jed­ne! – krzy­cza­ła Baś­ka.

– Wam­pi­ry nie je­dzą czosn­ku.

Nie lu­bią go – od­ru­cho­wo spro­sto­wa­ła mama.

– Nie­praw­da! – za­pro­te­sto­wał Ka­zio. – One bar­dzo lu­bią czo­snek!

– No, pięk­nie! – Baś­ka od­ga­nia­ła się z obrzy­dze­niem od Sta­sia i Wam­pi­ra, któ­rzy wy­niu­cha­li czo­snek scho­wa­ny w jej kie­sze­ni i usi­ło­wa­li się do nie­go do­brać, śli­niąc się przy tym okrut­nie. – Ci dwaj na sto pro­cent są wam­pi­ra­mi! Łapy przy so­bie! I zo­staw­cie moją ga­ze­tę!

Gdy ma­mie wresz­cie się uda­ło roz­dzie­lić i uci­szyć całe to­wa­rzy­stwo, każ­dy trzy­mał ka­wa­łek ga­ze­ty.

– No i pro­blem sam się roz­wią­zał… – uśmiech­nę­ła się mama.

– Chy­ba ro­ze­rwał – skrzy­wi­ła się Baś­ka, za­sta­na­wia­jąc się, czy ta część ga­ze­ty, jaką wy­dar­ła bra­ciom i psu, wy­star­czy do zdo­by­cia har­cer­skiej spraw­no­ści.

Nie­ste­ty, na od­zy­ska­nie resz­ty nie było ra­czej szans, po­nie­waż Staś i Wam­pir zdo­by­te stro­ny zdą­ży­li już do­kład­nie po­gryźć, prze­żuć i wy­pluć, a Ka­zio przy­siadł w ką­cie, ro­biąc ze swo­ich czap­kę pi­rac­ką. To miał być ele­ment jego prze­bra­nia na wiel­ki bal kar­na­wa­ło­wy or­ga­ni­zo­wa­ny przez To­wa­rzy­stwo Przy­jaź­ni Ludz­ko-Wam­pir­skiej za­ło­żo­ne w Wam­pi­rzy­cach przez bab­cię Fi­bry­cu­kel­lę. Cza­pecz­ka wy­szła mu wspa­nia­le. Ka­zio sta­nął przed lu­strem w ko­ry­ta­rzu, obok sza­fy i przyj­rzał się so­bie z dumą. Na­gle.

– Co to za na­pis? ĄJU­KA­TA YRIP­MAW? Bar­dzo dziw­ne! To musi być w ja­kimś ob­cym ję­zy­ku. Szko­da, że żad­ne­go jesz­cze nie znam. Za­raz, za­raz. Zu­zu­lin­da mó­wi­ła, że jej wuj Dra­ku­la miał kie­dyś na­praw­dę sta­ry za­mek w Tran­syl­wan­nie.

– Zaj­rzał do kuch­ni. – Tato, gdzie jest Tran­syl­wan­na?

– Tran­syl­wan­na…? Chy­ba cho­dzi ci, syn­ku, o Tran­syl­wa­nię. To kra­ina geo­gra­ficz­na w Ru­mu­nii – od­po­wie­dział tata zza no­tat­ni­ka nie­co roz­tar­gnio­nym gło­sem.

„Czy­li to musi być po ru­muń­sku! – my­ślał Ka­zio. – Po­pro­szę wuja Dra­ku­lę to na pew­no mi prze­tłu­ma­czy ten na­pis”. Ro­zej­rzał się. Tata da­lej roz­my­ślał o sta­rej sza­fie. Sta­siek i Wam­pir po­rzu­ci­li już smęt­ne reszt­ki ga­ze­ty, a te­raz żuli sznur­ko­wy mop wy­cią­gnię­ty ukrad­kiem ze schow­ka. Baś­ka roz­ma­wia­ła z kimś przez te­le­fon.

„Nikt nie za­uwa­ży, że gdzieś znik­ną­łem – stwier­dził za­do­wo­lo­ny Ka­zio. – Mogę pójść na górę”. Wspiął się po scho­dach na strych i wsko­czył do sta­rej skrzy­ni. Po chwi­li zna­lazł się pod drzwia­mi kuch­ni, zza któ­rych roz­cho­dził się za­pach pier­nicz­ków. Za­pu­kał, zaj­rzał i aż wrza­snął z prze­ra­że­nia. Za sto­łem bab­ci Fi­bry­cu­kel­li sie­dział naj­praw­dziw­szy… wam­pir! Ogrom­ny, z gi­gan­tycz­ny­mi zę­ba­mi, któ­ry­mi z gło­śnym trza­skiem miaż­dżył głów­ki czosn­ku.

„Rety, on za­raz od­gry­zie mi gło­wę i wy­ssie krew!”. – Prze­ra­żo­ny chło­piec już chciał się rzu­cić do uciecz­ki, gdy na­gle wam­pir spoj­rzał na nie­go, uśmiech­nął się i po­wie­dział gło­sem pana Hon­go­gar­da:

– Wi­taj, Ka­ka­ka­ka­ziu! Miło, że wpa­dłeś! Wła­śnie o to­bie roz­ma­wia­li­śmy.

Ka­zio wszedł ostroż­nie do kuch­ni, cały czas go­tów wziąć nogi za pas, gdy­by na przy­kład się oka­za­ło, że oto ja­kiś cwa­ny wam­pir uda­je głos pana Hon­go­gar­da, żeby zwa­bić bli­żej sma­ko­wi­te­go chłop­ca. Co praw­da pani Fi­bry­cu­kel­la mówi za­wsze, że wam­pi­ry nie są złe, ale może jed­nak zna­lazł się je­den, o któ­rym nie wie­dzia­ła?

– Nie bój się, Ka­ka­ka­ka­ziu – ode­zwa­ła się pani Fi­bry­cu­kel­la, sta­wia­jąc na sto­le bla­chę z go­rą­cy­mi pier­nicz­ka­mi czosn­ko­wy­mi.

Ka­zio nie zdzi­wił się, że star­sza pani wie, co mu przed chwi­lą przy­szło do gło­wy. Już od daw­na po­dej­rze­wał, że ona po­tra­fi czy­tać w my­ślach.

– Wam­pi­ry bar­dzo lu­bią lu­dzi – cią­gnę­ła bab­cia. – Szcze­gól­nie ten, któ­ry zjadł dzi­siaj już dwa kilo czosn­ku i za­raz bę­dzie ję­czał, że go wą­tro­ba boli.

– No wiesz, dro­ga Fi­bry­cu­kel­lo! Co ty opo­wia­dasz dziec­ku? – obu­rzył się dzia­dek Hon­go­gard. – Ja nig­dy nie ję­czę, prze­nig­dy! Chy­ba że mnie wą­tro­ba boli, tak jak te­raz. Coś mi mu­sia­ło za­szko­dzić. Może zjem jesz­cze tro­chę czosn­ku to mi przej­dzie? Jak my­ślisz?

– Ko­niec z czosn­kiem, Hon­go­gar­dzie! – Pani Fi­bry­cu­kel­la po­gro­zi­ła bra­tu pal­cem. – I zdej­mij tę ma­skę! A ty, Ka­ka­ka­ka­ziu, sia­daj i skosz­tuj pier­nicz­ków.

– Faj­ną masz czap­kę! – za­wo­ła­ła Zu­zu­lin­da, któ­rą wła­śnie zwa­bił do kuch­ni upoj­ny za­pach cia­stek. – Tyl­ko dla­cze­go jest na niej na­pi­sa­ne: „WAM­PI­RY ATA­KU­JĄ”?

– To ty znasz ru­muń­ski? – szcze­rze zdzi­wił się chło­piec.

– Ru­muń­ski? – zdzi­wi­ła się z ko­lei jego przy­ja­ciół­ka Zu­zu­lin­da. – Dla­cze­go ru­muń­ski? Prze­cież to jest po pol­sku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: