- W empik go
Kepler62. Część piąta. Wirus - ebook
Kepler62. Część piąta. Wirus - ebook
Po strasznych przeżyciach w wiosce Szeptaczy życie na planecie Kepler62 tylko pozornie wraca do normy. Joni na szczęście czuje się już lepiej, ale nie może wybaczyć sobie tego, co się stało. Ari pilnie strzeże swojego sekretu, a Marie znika na całe dnie i nikt nie wie, gdzie.
Kiedy Ari i Marie znajdują tajemniczą wiadomość nadesłaną przez dziwną sondę, orientują się, że jedno z nich wie więcej od pozostałych… Prawda o tym, po co naprawdę zostali wysłani na tę wyprawę, okaże się straszniejsza od najgorszych koszmarów. Tymczasem idzie zima, a ON zaczyna się budzić…
Krótkie teksty, przemyślane suspensy i świetne ilustracje sprawiają, że nie sposób się od lektury oderwać.
Książka wydana w ramach projektu „Bliskie-dalekie sąsiedztwo".
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-958453-8-3 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zerwał jabłko. Z drzewa. A przynajmniej owoc odrobinę przypominał jabłko. Odgryzł duży soczysty kawałek i powoli go przeżuwał. Sok wytrysnął mu z kącików ust i spłynął na klatkę piersiową. Wiekowy ochroniarz przytruchtał spomiędzy drzew. Dyszał ciężko, zmęczony biegiem przez cały las. Chłopiec stał bez ruchu, trzymając w ręce jabłko, i czekał, aż mężczyzna do niego dotrze. Potem wręczył mu owoc. Ich spojrzenia się spotkały: pełne życia, zawadiackie oczy chłopca i poważne, ale ugodowe oczy starszego pana.
– Słyszałeś kiedyś o drzewie wiadomości dobrego i złego? – zwrócił się do chłopca ochroniarz.
– Niech się pan nie martwi. Wszystko będzie dobrze – odpowiedział.
Stary mężczyzna uśmiechnął się i odgryzł kawałek owocu. Jego głowa eksplodowała.
Ari momentalnie otworzył powieki. Słońce raziło go w oczy. Porośnięte trawą zbocze przywodziło na myśl ciepłe futro jakiegoś kolosalnego zwierzęcia. Pozostali mieszkańcy bazy najwyraźniej zajmowali się już codziennymi obowiązkami.
Głowa Ariego, wciąż nie do końca przebudzona, rejestrowała pojedyncze szczegóły niczym poszczególne okienka z kalendarza adwentowego.
Oto Min-Jun pokazywał Swietłanie pierwszą marchewkę, która wyrosła w ich ogródku warzywnym. Na Keplerze-62e wszystko rosło błyskawicznie, było tam więcej światła niż na Ziemi.
Dalej, na przeciwległym zboczu, dostrzegł pomiędzy panelami słonecznymi nienaturalnie jasnego stwora. To pewnie Olivia w swoim ochronnym skafandrze. Ari zmarszczył brwi. Poczuł, jak jakieś nieprzyjemne uczucie skręca mu żołądek. Nie wiedział, co właściwie myśleć o kobiecie, która uratowała życie jego młodszego brata, ale przecież to właśnie przez nią Joni w ogóle zachorował. A przynajmniej tak uparcie twierdziła Marie.
Marie. Na jej widok poczuł pustkę. Ostatnio dziewczyna zrobiła się trochę dziwna. Dużo czasu spędzała w samotności. Raz za razem odłączała się od grupy, a kiedy wracała, miała minę winowajczyni. Ari uznał, że lepiej zachować wobec niej dystans. Sam już nie wiedział, co myśleć i komu wierzyć.
Na szczęście Joni już prawie całkiem wyzdrowiał. Olivia nadal codziennie kontrolowała jego samopoczucie, robiła mu badania i wszystko notowała. Mały nadal był blady i zmizerniały, ale przecież zawsze tak wyglądał. Porcelanowy kotek, któremu brakuje kawałka ogona. Joni i Lisa wyszli właśnie z modułu mieszkalnego. Ari uśmiechnął się pod nosem na widok młodszego brata, który z ekscytacją tłumaczył coś Lisie, żywiołowo przy tym gestykulując. Swego czasu Joniego głęboko poruszyła śmierć Szeptaczy, za którą najwyraźniej czuł się odpowiedzialny. To był oczywiście nonsens, bo przecież nie mógł nic poradzić na własną chorobę, ani nijak nie mógł wiedzieć, że wirus, którym był zakażony, jest dla Szeptaczy zabójczy. Na szczęście towarzystwo Lisy wpływało na niego zbawiennie. Dziewczynka, która pochodziła z Kanady, miała w sobie jakiś spokój, stabilność i równowagę. Zaraz po Jonim była drugą najmłodszą uczestniczką wyprawy, ale sprawiała wrażenie znacznie starszej od rówieśników. Ari nie był całkiem pewien, lecz coś mu podpowiadało, że jego młodszy brat trochę się w niej podkochuje. Kto by pomyślał!
Zachichotał sam do siebie i wyciągnął ręce, by poczuć pod głową trawę. Natychmiast natrafił palcami na chłodny kawałek metalu. Po raz kolejny wyjął z kępy traw tablet wykonany z lekkiego, nieznanego metalu, i zaczął wpatrywać się w logo znajdujące się na tylnej obudowie. Robił tak już wiele razy w ostatnich tygodniach, od czasu, gdy ukradł sprzęt wielkim, łysym niedźwiedziowatym istotom. Gnamerom. KTA. Wiedział, że to nieprawdopodobne, by ktoś tutaj używał takiej samej kombinacji liter. Ale niby jakim cudem te sykające stwory mogą być w posiadaniu urządzenia, które wyprodukowane zostało na Ziemi? To by oznaczało, że oni sami wcale nie są pierwszymi przybyszami stamtąd zamieszkującymi Keplera-62e. A to by znów dowodziło, że ktoś przed nimi wiedział już o Szeptaczach i Sykaczach, dwóch gatunkach, które tu spotkali... Na planecie oczywiście są też inne żywe istoty: ogromne stworzenia przypominające ptaki, małe jaszczurki o sześciu nogach, umykające włochate kulki, które nazywali piszczałkami, bo kiedy się przestraszyły, wydawały takie same odgłosy jak gumowe zabawki dla psów, oraz całe mnóstwo innych żyjątek. Ale Szeptacze i Sykacze byli oprócz nich jedynymi inteligentnymi istotami. Na razie.
Ari przeczuwał, że klucz do rozwiązania zagadki kryje się w tablecie. Obrócił go w rękach, musnął metalową powierzchnię. Urządzenie pozostało wygaszone. Dalej nie udało mu się zajść, chociaż upłynęły już tygodnie. Przyrząd miał chyba jakiś czujnik, prawdopodobnie na odcisk palca, lecz na dotyk Ariego nie reagował. Po drugiej stronie znajdował się jeszcze rząd metalowych wypustek, ale żadnych innych przycisków czy wyłączników. Może Olivia coś by o tym wiedziała? Z jakiegoś powodu Ari nie chciał jednak pokazywać jej urządzenia. Gnamerzy oczywiście umieliby otworzyć tablet, ale odkąd spalili wioskę Szeptaczy, ślad po nich zaginął.
Opaska na nadgarstku zapiszczała. Czas przenieść się do cienia. Dostali dokładne wytyczne na ten temat, na wszystkie tematy. Ich zdrowie było kontrolowane przez codzienne pomiary i każdy miał własny czujnik, który mierzył im tętno, ciśnienie krwi, temperaturę i prawdopodobnie wiele innych rzeczy. Poza tym w określonych warunkach, tak jak teraz – z powodu zbytniego upału i promieniowania ultrafioletowego – czujniki ostrzegały ich, że muszą się chronić.
Ari zerwał pojedyncze źdźbło trawy. Wyglądało jak trawa, pachniało jak trawa, a mimo to było czymś innym. Życie płynęło tu tak samo jak na Ziemi; oddychali, mówili, jedli, wydalali i spali. A jednak nic nie było tak jak wcześniej. I nigdy już takie nie będzie. Nadal trudno to ogarnąć umysłem.
Podniósł się i wcisnął tablet do szczeliny w kamieniu, w której go przechowywał. Wciąż jeszcze powracały do niego urywki snu. Pamiętał jabłko, które dawno temu wziął sobie w dziale owoców w sklepie, w jakiejś innej rzeczywistości, w innym życiu. Może w życiu kogoś innego. A przynajmniej takie odnosił wrażenie.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------BLISKIE-DALEKIE SĄSIEDZTWO
Jak daleko jest Norwegia? Jak wyglądają białe noce? Co Finowie robią w wolnym czasie? I czy w Szwecji dzieciaki mają podobne sprawy do naszych?
Zapraszamy w literacką podróż do naszych sąsiadów zza Morza Bałtyckiego. Poznajcie świetnych bohaterów i ich codzienne (a czasem niecodzienne) sprawy. Przekonacie się, że – mimo odległości, innego środowiska i zwyczajów – jesteśmy do siebie całkiem podobni.
W tej serii oddajemy też głos tłumaczom, dzięki którym możemy przeczytać wszystkie książki po polsku, zamiast uczyć się takich języków jak fiński czy norweski. To oczywiście byłoby bardzo ciekawe, choć mogłoby trochę potrwać. :)
Książka jest współfinansowana przez Unię Europejską w ramach programu Kreatywna Europa, który powstał między innymi po to, by Europejczycy mogli poznawać pisarzy z innych krajów i ich książki oraz dzielić się swoją kulturą.
.