Kiedy umrę, zjesz mnie, kocie? - ebook
Kiedy umrę, zjesz mnie, kocie? - ebook
Bestseller „New York Timesa”
Książka wyróżniona Goodreads Choice Award 2019 w kategorii Nauka i technologia
Najlepsza książka Amazona 2019
Każdego dnia Caitlin Doughty, najsławniejsza na świecie właścicielka domu pogrzebowego, otrzymuje dziesiątki pytań dotyczących śmierci i zwłok. Te najciekawsze pochodzą od dzieci:
Co stałoby się z ciałem astronauty, gdyby zostało wypchnięte z promu kosmicznego?
Czy mogę babci wyprawić pogrzeb w stylu wikingów?
Pozwolą mi trzymać czaszkę mamy na biurku?
Czy po śmierci można oddać krew?
Czy mój ukochany Mruczek nadgryzie moje zwłoki, gdy umrę?
W książce "Kiedy umrę, zjesz mnie, kocie?" Doughty fachowo, szczerze i z humorem rozprawia się z wieloma mitami i rozwiewa wątpliwości na temat umierania, rozkładu ciała i okoliczności, które mogą temu towarzyszyć. Według autorki nie możemy sprawić, by koniec życia stał się czymś przyjemnym, ale możemy poznać i oswoić temat, by nie bać się śmierci. Śmierć jest przecież ważnym elementem naszej rzeczywistości. Bez niej nie ma życia i − prędzej czy później − spotka każdego z nas.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-876-7 |
Rozmiar pliku: | 6,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O, hej. To ja, Caitlin. Wiecie, ta pani z zakładu pogrzebowego z internetu. Niektórzy kojarzą mnie jako specjalistkę od śmierci z radia NPR. Albo jako tę dziwną ciocię, która na urodziny dała ci pudełko płatków śniadaniowych i zdjęcie Prince’a oprawione w ramkę. Różni ludzie różnie mnie postrzegają.
O czym jest ta książka?
To dosyć proste. Zebrałam niektóre z najciekawszych, najwspanialszych pytań, jakie usłyszałam na temat śmierci, a potem udzieliłam na nie odpowiedzi. To nie jest żaden kosmos, kochani!
(Uwaga: chwilami rzeczywiście jest. Na przykład w rozdziale _Co by się stało, gdyby ktoś umarł w kosmosie?_)
Dlaczego ludzie zadają ci tyle pytań o śmierć?
Jak już wspomniałam, zawodowo zajmuję się pogrzebami i chętnie odpowiadam na dziwne pytania. Pracowałam w krematorium, byłam na kursie balsamowania zwłok, podróżowałam po świecie, żeby poznać różne zwyczaje związane z pochówkiem i śmiercią, no i otworzyłam własny dom pogrzebowy. A poza tym mam świra na punkcie trupów. To znaczy, wiecie, tak spoko, nie w jakimś dziwnym sensie… (nerwowy śmiech).
Jako ekspertka w tym temacie jeździłam z wykładami po całych Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Europie, Australii i Nowej Zelandii, żeby opowiadać słuchaczom o cudach śmierci. Moją ulubioną częścią tych spotkań zawsze jest czas na pytania od publiczności. Właśnie wtedy można się przekonać, jak bardzo fascynujące są rozkładające się ciała, rany głowy, balsamowanie zwłok, stosy pogrzebowe – ludzie chcą wiedzieć o tych wszystkich technicznych sprawach.
W dziedzinie śmierci nie ma złych pytań, ale najbardziej bezpośrednie i prowokujące pochodzą od dzieci (drodzy rodzice: róbcie notatki). Zanim zaczęłam przyjmować pytania od publiczności, wyobrażałam sobie, że te zadawane przez dzieci będą niewinne, takie czyste i święte.
Ta, jasne.
Najmłodsi byli odważniejsi, a często też bardziej spostrzegawczy od dorosłych. Nie odstręczały ich flaki i mięcho. Owszem, zastanawiali się nad tym, czy ich papużka ma nieśmiertelną duszę, ale przede wszystkim chcieli wiedzieć, jak szybko papużka zgnije w tym pudełku po butach, w którym zakopali ją pod klonem w ogródku.
Właśnie dlatego wszystkie pytania w tej książce pochodzą w stu procentach od ekologicznych, etycznie pozyskiwanych dzieci z wolnego wybiegu.
Nie uważasz, że to trochę ponure?
Słuchajcie: to normalne, że każdy jest trochę ciekaw śmierci. Dorastając, ludzie internalizują pogląd, że rozmyślania o niej są czymś „ponurym” albo „dziwnym”. Zaczynają się tego bać i krytykują innych za zainteresowanie tym tematem, żeby nie musieć samemu konfrontować się z myślami o śmierci.
To problematyczne. Większość z nas, wychowanych w zachodniej kulturze, jest tanatalnymi analfabetami, co tylko wzmaga lęk. Jeśli wiesz, co znajduje się w butelce z płynem do balsamowania, co robi koroner i czym dokładnie są katakumby, to już posiadasz więcej informacji na temat umierania od większości śmiertelników.
Co tu kryć, umieranie to niełatwa sprawa! Kochamy kogoś, aż nagle ten ktoś umiera. To wydaje się niesprawiedliwe. Czasami śmierć potrafi być brutalna, nagła i nieznośnie smutna. Ale to również element rzeczywistości, a rzeczywistość nie zmienia się tylko dlatego, że nam się nie podoba.
Nie możemy sprawić, że temat końca życia stanie się czymś przyjemnym, ale możemy uprzyjemnić sobie zgłębianie go. Śmierć to nauka, historia, sztuka, literatura. Tworzy pomosty między wszystkimi kulturami i łączy całą ludzkość!
Wiele osób – ja też się do nich zaliczam – wierzy, że możemy kontrolować niektóre z naszych lęków, jeśli zaakceptujemy istnienie śmierci, postanowimy trochę się o niej dowiedzieć i będziemy zadawać tyle pytań, ile tylko się da.
W takim razie – czy mój kot zeżre mi oczy, kiedy umrę?
Świetne pytanie. Przejdźmy zatem do konkretów.Czy mój kot zeżre mi oczy, kiedy umrę?
Nie, twój kot nie zje ci oczu. A przynajmniej nie od razu.
Nie przejmuj się, kiedy Puszek Okruszek przygląda ci się podstępnie zza kanapy. Nie czeka zniecierpliwiony, aż wydasz ostatnie tchnienie, żeby ryknąć: „Spartanie! Dzisiaj ucztujemy w piekle!”.
Przez wiele godzin, a nawet dni po twojej śmierci, Puszek będzie oczekiwał, że wstaniesz z martwych i nałożysz mu karmę do tej samej miseczki co zawsze. Nie rzuci się prosto na ludzkie mięso. Ale kot musi jeść, a ty go karmisz. Na tym polega układ między kotem a człowiekiem. Śmierć nie zwalnia cię z tej międzygatunkowej umowy. Jeśli nagle w salonie dopadnie cię atak serca i nikt cię nie znajdzie przed umówioną na przyszły czwartek kawką z sąsiadką, to jest szansa, że głodny i zniecierpliwiony Puszek Okruszek w końcu zrezygnuje z dalszego czekania, aż karma zmaterializuje mu się w misce, i przyjdzie sprawdzić, czy twoje zwłoki nie mają trochę mięska na zbyciu.
Koty zjadają zazwyczaj te części ludzkiego ciała, które są najbardziej miękkie i wyeksponowane, jak twarz i szyja. Szczególnym upodobaniem darzą usta i nos. Nie można wykluczyć, że Puszek postanowi sobie chapnąć też gałkę oczną, ale o wiele bardziej prawdopodobne, że zainteresuje się delikatniejszymi i łatwiej dostępnymi opcjami. Czymś takim jak powieki, wargi albo język.
„Dlaczego mój ukochany kiciuś miałby zrobić coś takiego?”, zapytacie. Nie zapominajmy, że bez względu na to, jak byśmy kochali naszych domowych mruczusiów, ci goście to oportunistyczni mordercy, którzy dzielą 95,6 procent DNA z lwem. W samych Stanach Zjednoczonych koty mordują 3,7 miliarda ptaków rocznie. Jeśli doliczyć do tego inne miluśkie małe ssaki, takie jak myszki, królisie i nornice, ponure żniwo kotów domowych wzrasta nawet do dwudziestu miliardów rocznie. Co za masakra – nasi mali władcy kanap bez skrupułów przelewają morze krwi słodziutkich leśnych stworzonek. Że co, że Pan Przytulasek to taka poczciwa istotka? Że ogląda z tobą telewizję? Nie, moja droga, Pan Przytulasek to bezlitosny drapieżnik.
Dobra wiadomość (dla twojego martwego ciała) jest taka, że niektóre domowe zwierzaki o bardziej oślizgłej i podejrzanej reputacji mogą nie być w stanie cię zjeść albo nie być tym zainteresowane. Węże i jaszczurki na przykład nie skonsumują cię _post mortem_, chyba że trzymasz w domu warana z Komodo.
To jednak koniec pozytywów. Pies na stówę cię zje. „O, nie!”, zawołasz. „Przecież pies to najlepszy przyjaciel człowieka!” Oj, żebyś się nie zdziwił. Punia Milunia bez wahania rzuci się na twojego trupa. Bywa nawet tak, że biegli podejrzewają brutalne morderstwo z premedytacją, a potem okazuje się, że to Punia postanowiła zaatakować martwe ciało.
Twój pies jednak niekoniecznie robi to dlatego, że jest głodny. O wiele bardziej prawdopodobny jest inny scenariusz: Punia będzie próbowała cię obudzić. Coś się stało jej człowiekowi. Pewnie jest zaniepokojona i zestresowana. W takiej sytuacji pies może skubać wargi opiekuna, tak jak ty w podobnych sytuacjach obgryzasz paznokcie albo odświeżasz stronę w mediach społecznościowych. Wszyscy mamy jakieś sposoby na rozładowanie napięcia!
Znam jeden bardzo smutny przypadek: kobieta po czterdziestce, o której wiedziano, że jest alkoholiczką. Kiedy się upijała i traciła przytomność, jej seter irlandzki lizał ją po twarzy i gryzł po nogach, żeby ją obudzić. Po śmierci znaleziono ją z wyszarpanymi fragmentami nosa i ust. Seter próbował jak zawsze obudzić swoją panią, wkładając w to coraz więcej siły, ale bez skutku.
Analizy patologiczne – wiedzieliście, że istnieje taki zawód jak patolog weterynarii? – koncentrują się zazwyczaj na wzorach destrukcyjnych zachowań dużych psów. Zdarzyło się na przykład, że pewien owczarek niemiecki wygryzł opiekunowi obie gałki oczne, a inny pies, husky, zjadł palce u stóp właścicielki. Ale rozmiar psa nie ma żadnego znaczenia, gdy w grę wchodzi pośmiertne okaleczenie. Weźmy na przykład historię pieska rasy chihuahua o wdzięcznym imieniu Rumpelsztyk. Jego nowy właściciel wrzucił na forum internetowe zdjęcie przedstawiające pupila i dodał kilka zdań o nim: „Jego poprzedni właściciel był martwy od dłuższego czasu, zanim ktokolwiek się zorientował, więc Rumpelsztyk zjadł go, żeby przeżyć”. Jak dla mnie ten chihuahua to mały absolwent szkoły przetrwania dla prawdziwych twardzieli.
Z jakiegoś powodu myśl, że pies jest przerażony i zaniepokojony, sprawia, że robi nam się lepiej z tą całą sprawą ze zżeraniem trupów. Za życia budujemy z naszymi pupilami głębokie więzi. Chcemy, żeby ukochane zwierzę przejęło się naszą śmiercią, a nie myślało, od czego by tu zacząć ucztę. Skąd jednak bierze się w nas takie oczekiwanie? Przecież nasze domowe pieszczochy jedzą martwe zwierzęta tak samo jak i ludzie (dobra, przecież nie mówię o was, drodzy wegetarianie). Wiele dzikich zwierząt również nie gardzi trupem. Nawet niektóre ze stworzeń uważanych przez ludzi za najlepszych drapieżników – lwy, wilki, niedźwiedzie – chętnie poczęstują się martwym zwierzakiem znalezionym na swoim terenie. Zwłaszcza jeśli doskwiera im silny głód. Szama to szama, a ty nie żyjesz. Daj im się nacieszyć wyżerką i żyć dalej, może z nieco bardziej makabryczną przeszłością. _Viva_ Rumpelsztyk!
Co by się stało, gdyby ktoś umarł w kosmosie?
Trzy słowa, a tyle problemów. Trup w kosmosie.
Podobnie jak niezmierzona przestrzeń kosmiczna, los zwłok astronautki czy astronauty poza Ziemią to niezbadany teren. Jak dotąd żadna osoba nie zmarła w przestrzeni kosmicznej z przyczyn naturalnych. Osiemnaścioro astronautów w historii lotów kosmicznych straciło życie, ale wszyscy zginęli w tragicznych okolicznościach. Pamiętamy katastrofy promów „Columbia” (siedem ofiar, prom uległ zniszczeniu podczas startu), „Challenger” (siedem ofiar, prom uległ zniszczeniu podczas startu), „Sojuz 11”, (trzy ofiary, właz odpowietrzający otworzył się podczas lądowania – to jedyne trzy osoby w historii, które technicznie rzecz biorąc, zginęły w kosmosie), „Sojuz 1” (jedna ofiara, spadochron kapsuły zawiódł podczas lądowania). Wszystko to były katastrofy na wielką skalę, a ciała udało się odzyskać w różnym stopniu integralności. Nie wiemy jednak, co by się stało, gdyby astronautkę dopadł nagły atak serca lub gdyby jej kolega miał wypadek podczas spaceru w kosmosie albo udławił się tymi liofilizowanymi lodami w drodze na Marsa. „Eee, Houston, mamy go schować w szafce na narzędzia czy…?”
Zanim porozmawiamy o tym, co należałoby zrobić z kosmicznym trupem, zobaczmy, co najprawdopodobniej stałoby się z ciałem, gdyby ktoś umarł w miejscu bez grawitacji i bez ciśnienia atmosferycznego.
Oto nasza hipotetyczna sytuacja. Pewna astronautka, nazwijmy ją doktor Lisa, przebywa poza stacją kosmiczną i krząta się przy jakichś rutynowych pracach konserwacyjnych. (Czy astronauci w ogóle kiedykolwiek się krzątają? Zakładam, że wszystko, co robią, ma konkretny i ściśle techniczny cel. Ale czy zdarza im się wychodzić na kosmiczny spacer tylko po to, by się upewnić, że wszystko na ich wiernej starej łajbie wygląda jak należy?) Nagle maleńki meteoryt uderza w jej pękaty biały skafander, wyrywając w nim pokaźnych rozmiarów dziurę.
W przeciwieństwie do tego, co mogliście zobaczyć albo przeczytać w dziełach z gatunku science fiction, oczy Lisy nie wyjdą z orbit i nie będą się wybałuszać coraz bardziej aż do momentu, kiedy nasza astronautka rozpęknie się w obłok krwi i odłamków lodu. Nie nastąpi nic równie dramatycznego. Lisa jednak będzie musiała zareagować natychmiast po tym, jak w jej kombinezonie pojawi się dziura, bo w ciągu dziewięciu do jedenastu sekund straci przytomność. To dziwnie precyzyjna informacja, dająca nam dość przerażające okienko czasowe. Powiedzmy, że ma dziesięć sekund. W tym czasie musi wrócić do miejsca z odpowiednim poziomem ciśnienia. Jednak taka gwałtowna dekompresja wywoła u niej szok. Śmierć dopadnie naszą biedną zakrzątaną astronautkę, zanim w ogóle się zorientuje, co jest grane.
Większość czynników, które zabiją Lisę, wynika z braku ciśnienia powietrza w kosmosie. Ludzki organizm jest przyzwyczajony do funkcjonowania pod naporem atmosfery ziemskiej, która otula nas bez przerwy jak gigantyczna kołderka obciążeniowa. Kiedy tylko ciśnienie zniknie, gazy w ciele Lisy zaczną się rozszerzać, a płyny zmienią postać na gazową. Woda w jej mięśniach przeistoczy się w parę i zbierze pod skórą astronautki, rozdymając całe połacie jej ciała do dwukrotnie większych rozmiarów. To doprowadzi do sytuacji, w jakiej znalazła się Violet z historii o Charliem i fabryce czekolady, ale w kwestii samego przetrwania Lisa będzie miała poważniejsze problemy. Brak ciśnienia sprawi, że azot w jej żyłach zmieni się w gazowe bańki, sprawiając jej ogromny ból, podobny do tego doświadczanego przez nurków głębinowych, gdy dopada ich choroba dekompresyjna. Kiedy więc za dziewięć do jedenastu sekund doktor Lisa straci przytomność, przyniesie jej to przede wszystkim ulgę. Astronautka będzie dalej unosić się w przestrzeni kosmicznej i coraz bardziej rozdymać, choć już bez udziału świadomości.
Po upływie półtorej minuty puls i ciśnienie Lisy gwałtownie spadną (do takiego poziomu, że jej krew może zacząć się gotować). Ciśnienie w jej płucach będzie tak różne od tego poza nimi, że popękają, rozerwą się i zaczną krwawić. Jeśli doktor Lisa nie otrzyma natychmiastowej pomocy, udusi się i będziemy mieć na głowie kosmicznego trupa. Pamiętajcie, że to tylko nasze przypuszczenia. Mamy niewiele informacji na ten temat i pochodzą one z badań w komorach wysokościowych na nieszczęsnych ludziach i jeszcze bardziej pechowych zwierzętach.
Załoga wciąga astronautkę na pokład, ale jest już za późno na pomoc. Spoczywaj w pokoju, doktor Liso. Teraz jednak mamy kolejny problem: co zrobić z jej ciałem?
Programy lotów kosmicznych, takie jak NASA, zastanawiają się nad takim – nieuniknionym w dłuższej perspektywie – scenariuszem, choć nie mówi się o tym publicznie. (Halo, NASA, dlaczego ukrywacie swój protokół zarządzania zwłokami?) Pozwólcie zatem, że zadam wam pytanie: czy ciało Lisy powinno zostać zabrane z powrotem na Ziemię? Oto, co się stanie, w zależności od waszej decyzji.
_Tak, zabierzmy ciało Lisy na Ziemię_
Rozkład ciała można spowolnić w niskich temperaturach, więc jeśli Lisa wraca na Ziemię (a załoga nie chce, żeby wycieki z martwej koleżanki przedostały się do części mieszkalnej statku), to należy schłodzić jej ciało tak bardzo, jak to tylko możliwe. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej astronauci trzymają śmieci i odpadki po jedzeniu w najchłodniejszej części stacji. To pozwala hamować rozwój bakterii odpowiedzialnych za rozkład, dzięki czemu jedzenie mniej gnije, a astronauci nie muszą znosić nieprzyjemnych zapachów. Zatem może to właśnie tutaj doktor Lisa spędzi resztę lotu w kosmosie. Przechowywanie poległej bohaterki misji kosmicznych ze śmieciami to nie najlepszy ruch wizerunkowy, ale na stacji jest ograniczona ilość miejsca, a przechowalnia odpadków ma już zamontowany system chłodzący, więc logistycznie taka opcja ma największy sens.
_Tak, ciało Lisy powinno wrócić na Ziemię, ale nie od razu_
A co by było, gdyby doktor Lisa umarła na serce podczas
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.