Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kiejstut - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kiejstut - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 274 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KIEJ­STUT.

KIEJ­STUT

Tur­czyń­ski Ju­liusz

Gdy­bym był zdol­ny wła­sne ognie prze­lać

W pier­si słu­cha­czów, i wskrze­sić po­sta­ci

Zmar­łej prze­szło­ści;……….

Mo­że­by jesz­cze w tej je­dy­nej chwi­li,

Kie­dy ich piosn­ka oj­czy­sta po­ru­szy,

Uczu­li w so­bie daw­ne ser­ca bi­cie,

I chwi­le jed­na tak gór­nie prze­ży­li

Jak ich przod­ko­wie nie­gdyś całe ży­cie.

Lwów.

Z Dru­kar­ni E. Wi­nia­rza

1861.

NAJ­DROŻ­SZEJ SIO­STRZE MO­JEJ

z bra­ter­skiej mi­ło­ści
po­świę­cam dnia 18. Sierp­nia 1854.

HE­LE­NIE S.

SŁO­WO WSTĘP­NE.

Był­by już czas, żeby wy­cią­gnię­to dra­mę z cia-
snych ra­mek po­trzeb te­atral­nych. Dra­ma­ty­ka a dra-
ma­tur­gia są to prze­cież dwie od­ręb­ne sztu­ki, o czem
nikt już te­raz nie po­wąt­pie­wa. Dra­ma­tur­gię uwa­żać ja-
ko słu­żeb­ni­cę dra­ma­ty­ki by­ło­by to dla niej po­ni­że­niem
a prze­ciw­nie znów dra­ma­ty­ke sto­so­wać do wy­sta­wy
te­atral­nej – toć ogra­ni­cze­nie, ście­śnie­nie po­ezyi dra-
ma­tycz­nej. Na­cóż bo­wiem au­tor ogra­ni­czo­ny być ma
ma­szy­ne­ryą te­atral­ną, prze­cią­giem cza­su jed­ne­go krót-
kie­go wie­czo­ra, miej­scem szczu­płem sce­ny – dla­cze-
góż nie ma wyjść sztu­ka dra­ma­tycz­na z gra­nie sce­ny
te­atral­nej, a zo­stać ode­gra­ną na więk­szej sce­nie świa­ta,
dla­cze­góż czy­tel­nik ma so­bie tyl­ko świat wy­sta­wiać
ku­li­so­wy, i za­miast coby miał się swą wy­obraź­nią
prze­nieść w świat wiel­ki rze­czy­wi­ste­go ży­cia, zo­sta­wać
ma w świe­cie te­atral­nym. O tem nie wie­lu jest je-
szcze prze­ko­na­nych, a nie­któ­rzy nie mogą so­bie do­tych­czas wy­bić z gło­wy po­ru­sza­nia sie dra­ma­tu na
sce­nie te­atral­nej – co jest okrop­nym ha­mul­cem dla
tego ma­je­sta­tycz­ne­go ko­na­ru po­ezyi. Nie idzie za­tem,
cze­go twier­dzić nie my­ślę, aby praw­dzi­we dra­my nie
mia­ły być wy­sta­wia­ne na te­atrze – owszem pra­wie
każ­de win­no no­sić na so­bie ce­chę dra­stycz­no­ści tea-
tral­nej – ale żeby dra­my mia­ły być two­rzo­ne jedy-
nie dla sce­ny, przed­tem strzedz sie trze­ba; sztu­ki
bo­wiem te­atral­ne nie wy­czer­pu­ją jesz­cze ca­łej po­ezyi
dra­ma­tycz­nej. Dra­mat praw­dzi­wy po­wi­nien wszel­kich
uży­wać środ­ków dra­ma­tycz­no­ści, cho­ciaż­by i nie­po­do-
bnych do wy­sta­wie­nia – lecz ten sam dra­mat może
być wy­sta­wio­ny i na sce­nie, ro­zu­mie się zmie­nio­ny
nie­co i za­sto­so­wa­ny do ma­szy­ne­ryi te­atral­nej – a
w ta­kim ra­zie mogą być obie sztu­ki za­spo­ko­jo­ne.

Utwór ni­niej­szy spo­czy­wał nie­ja­ki czas w tece –
sto­sun­ki bo­wiem na­sze daw­niej­sze na­der by­ły­ście-
śnio­ne – dziś pod lep­sze­mi au­spi­cy­ami…… pusz­czam go w świat……

Na zie­mi ży­ją­cych – o synu nie­do­li!

Wio­dąc ży­wot zmar­łych – oh! schniesz po­wo­li –

Je­że­li chcesz wskrze­snąó – idź mię­dzy mo­gi­ły,

Idź ze ge­ślą ży­cia – Z żywą wia­rą w du­szy –

Gdzie śpią twoi ojce tam płacz – jęcz i śpie­waj –

Śpie­wem ich wy­wo­łuj – a śpiew ich po­ru­szy:

Po­wsta­ną z gro­bów, co ongi tu­taj żyły

Ży­ciem wiel­kiem czy­nów.. o! płacz – jęcz i śpie­waj….

Patrz gę­śli… nie wi­dzisz?…, to sme­tarz na­ro­du…
Jak tu gorz­ko – łza­wo – jaki smu­tek wie­je,
A świa­tło tak bla­de, jako blask grom­ni­cy –
Zaż nie­ma – już nie­ma tu dla nas na­dzie­je?
Aza­li już ko­niec na­sze­go za­wo­du –
A wszyst­ko za­ga­sło tu w zie­mi-ro­dzi­cy?….

O! da­lej we stru­ny!….

Wszyst­ko emi się… mro­czy…
Sły­chać niby szum drzew. szem­ra­nia mo­dli­twy.
Szczęk zda­la orę­żów – niby roz­gwar bi­twy….
O! patrz.. co to jest?…, gdzież po­dzia­ły się gro­by?
To nie smę­tarz! o nie!…… wszak przed ja­sne oczy

Gę­śli oj­czy­sta! Ro­dzin­na mi­ło­ści!
Da­lej na smę­tarz, gdzie nie­do­bu­twia­łe
Oj­ców mej zie­mi świe­cą jesz­cze ko­ści –
O! wy­jąc te­raz zbro­je po­rdze­wia­łe,
Oczy­ścić je z rdzy – nie­chaj znów bły­ska­ją
Na ich po­sta­ciach świę­tych – od­świe­żo­ne.
O! zaż nie wi­dać?…, po­wsta­ją., po­wsta­ją…
Toć oni i…. oni!…. twa­rze roz­ja­śnio­ne…
Ah! z po­śród wszyst­kich ro­śnie – ol­brzy­mie­je
Oj­czy­sta po­stać wiel­kie­go Kiej­stu­ta –
Pię­cio­wie­ko­wa – świę­ta – prze­szłość wie­je
Na nowo zbu­dzo­na – na nowo wskrze­szo­na –
Po­wsta­je Wi­told – po­wsta­je Bi­ru­ta –
Ja­gieł­ło wśród Ol­ger­do­wi­ców gro­na
Ze zło­wro­gi­mi złą­czon Krzy­ża­ka­mi –
Ha! po­czy­na się dra­nia wal­ki dzie­ci
Oj­czy­zny mat­ki z oj­czy­zny wro­ga­mi.
Prze­szłość niech w ca­łym bla­sku To­bie świe­ci.

Sio­stro! dla Cie­bie to za gęśl po­rwa­łem
I tony na niej prze­szło­ści wy­gra­łem.

I.

Brze­gi nad Troc­kiem je­zio­rem obok mia­sto – da­lej Sta­ry Ża-
rn e k na wzgó­rzu. – Mia­sto z zam­kiem z trzech stron opa­sa­ne je-
zio­rem, w po­środ­ku któ­re­go z wody zda­je sie wy­cho­dzić za­mek
Kiej­stu­ta. – Je­zio­ro z swy­mi licz­ny­mi skrę­ty i kwie­ci­sty­mi
brze­gi gubi sie w gę­stwi­nach bo­rów, któ­re ze wszech stron zamy-
kają wi­do­krag. – Cała oko­li­ca po­kry­ta wio­sen­na zie­lo­no­ścią. – Po
nad brze­ga­mi je­zio­ra po­roz­sta­wia­ne bia­łe na­mio­ty Krzy­ża­ków –
mie­dzy nimi naj­wyż­szy na­miot, z na­po­ły roz­war­ta za­sło­na, tak, że
wi­dać koń­czą­ca sie od­pra­wę, – Przed na­mio­tem kle­cza ry­ce­rze
Krzy­żac­cy – bia­łe płasz­cze na ra­mio­nach – czar­ne krzy­że na
pier­siach – obok nich ry­cer­scy go­ście z róż­nych stron Za­cho­du –
a da­lej tłu­my knech­tów, raj­ta­rów i resz­ty źoł­dac­twa Za­ko­nu.
Z we­wnątrz na­mio­tu sły­chać głos dzwon­ka – ze­wnątrz śpiew sie roz­le­ga po brze­gach je­zio­ra.

HYMN.

Ju­trzen­ko za­ra­nia! gwiaz­do pro­mie­ni­sta!

Har­to Przed­wiecz­ne­go! Ma­ry­jo prze­czy­sta!
Ko­ro­ną błę­ki­tów nie­ba uwień­czo­na –
Aniel­skiem ob­li­czem roz­pro­mie­niasz gro­na

Tych co ongi w strasz­nej dy­sząc trwo­dze
Krwią ofiar­ną czy­stych serc po­ili
Bry­łę zie­mi – w wiecz­nym boju żyli –
Ni­nie są w wie­czy­stej tam wszech­zgo­dzie.
Kró­lo­wo Nie­bios! Ztam­tąd – gdzie na tro­nie
Wpo­śród chó­rów On wiecz­nym świa­tłem pło­nie,
Kędy Syn Boży krzyż dźwi­ga skrwa­wio­ny,
Na któ­rym wy­ry­te wszyst­kie grze­chy świa­ta,
A duch w po­sta­ci go­łąb­ka ula­ta –
Kędy wień­ce gwiazd – kędy słońc ko­ro­ny –

Ztam­tąd poj­rzyj ła­ska­wie.
Gdzie­ci Twoi szer­mie­rze
Ży­wot spę­dza­jąc łza­wy
W krwa­wej giną ofie­rze.
My mę­czen­ni­cy Two­je­go Imie­nia
KTo­bie bła­gal­ne pod­no­si­my pie­nia:
Kró­lo­wo! o zli­tuj się nad ry­ce­rzy Twe­mi
A po­gań­stwo na ca­łej się roz­pad­nie zie­mi!

Koń­cząc hymn po­wsta­ją wszy­scy. Z na­mio­tu ko­ściel­ne­go wy­cho­dzi
Wiel­ki Mistrz Za­ko­nu Win­ryk Kni­pro­de oto­czon star­szy­zna
Za­ko­nu, znacz­niej­szy­mi go­ść­mi wy­pra­wy i or­sza­kiem ka­pła­nów krzy-
żac­kich – przed nim nio­są cho­rą­giew Krzy­ża. – Wszy­scy uchy-
lają gło­wy. Wiel­ki Mistrz sta­je przed na­mio­tem.

WIEL­KI MISTRZ (do ry­cer­stwa.)

Ry­ce­rze Krzy­ża! Po tych wzgó­rzach, po tych bo­rach
Jesz­cze pło­nie Znicz – jesz­cze klę­czą przed bo­ga­mi -
Lecz jnż nad­cho­dzi chwi­la we­se­la ko­ścio­ła,
Kędy się roz­ra­du­ją wszy­scy świę­ci Pań­scy.

Dziś Ja­gieł­ło z Za­ko­nem prze­ciw Kiej­stu­to­wi –

Ksią­żę­ta po­wa­śnie­ni – kraj cały ro­ze­rwan –

My w przed­dniu wiel­kiej chwi­li, kędy cała Li­twa

Cios otrzy­ma śmier­tel­ny, a po­gań­stwo zbi­te

W pę­tach Za­ko­nu ze­gnie kark har­dy przed krzy­żem.

Wte­dy po­kru­szym bogi – wy­tniem waj­de­lo­tów –

Mie­czem Krzy­ża wpro­wa­dzim wia­rę Chry­stu­so­wą.

A te­raz, bra­cia moi, bądź­cie sta­li w wie­rze –

Niech świę­ty za­pał kru­cy­at w pier­siach wam nie sty­gnie

A cho­rą­giew Za­ko­nu z gro­bu ksią­żąt Li­twy

Dum­no po­wie­je po nad tłu­ma­mi tej zie­mi.

Wiel­ki Mistrz od­da­la sie ze star­szy­zna i or­sza­kiem księ­ży kro­cząc
ku Sta­re­mu Zam­ko­wi na wzgó­rzu. – Ry­ce­rze roz­cho­dzą sie
jed­ni ku mia­stu, dru­dzy wcho­dzą do na­mio­tów – cześć ich pozo-
sta­je prze­cha­dza­jąc sie po nad brze­ga­mi je­zio­ra – mie­dzy tymi
sły­chać gło­śniej mó­wią­cych TEO­DO­RY­KA EL­NER, kom­tu­ra
z Bal gi z AL­BRECH­TEM Księ­ciem Sa­skim, kom­tu­rem z Bran-
de b u r g a.

AL­BRECHT.

Zwy­cięz­two bra­cie, cza­sy ra­do­ści Za­ko­nu.
Po dłu­go­let­nich zno­jach do­cze­kam się chwi­li,
Gdzie nasz to­por po­zwa­la dęby Per­ku­na­sa,
A na miej­sce tych świą­tek po­wbi­ja­my krzy­że.
Zwy­cięz­two, ra­duj­my się w Panu.

TEO­DO­RYK EL­NER.
To – po­ło­wa zwy­eięz­twa, bocz sprzy­mie­rzeń­ca­mi.
Dłu­go Li­twę wo­ju­je­ni dwa razy w rok cią­gniem –
Każ­dy po­chód nasz zna­czą co­raz now­sze zglisz­cza –
Li­twa jak była, tak jest – prze­cież ce­lem na­szym

Po­chrzcić tłu­my nie­wier­nych – a gdy nie­po­dob­na;..
Wy­mor­do­wać – wy­gu­bić ple­mie Bel­ze­bu­ba.

AL­BRECHT.

Czyż nie bli­zey­smv mety, my w związ­ku z Ja­gieł­łą?
O, sta­ry Kiej­stut nie­chaj uga­nia po Żmó­dzi,
Niech gro­ma­dzi bo­ja­ki – niech do nas przy­by­wa –
A wkrót­ce go po­bi­łem.

(po chwi­li)

Czyź nie my tu pany,
Nie my to osa­dzi­li Ja­gieł­ły we Wil­nie?….
On do­tych­czas sie­dział­by w Kre­wię z ła­ski stry­ja.
My toć ich po­wa­śni­li, jak i za Woj­dył­ły.

TEO­DO­RYK EL­NER.

Daj po­kój temu, bra­cie, –- smut­neć to wspo­mnie­nie.

AL­BRECHT.

Smut­ne? o! to po­czą­tek na­szych przy­szłych zbio­rów.

Czyż nie był nam na­rzę­dziem? sła­bość Ja­gieł­ło­wą

Ku temu ulu­bień­cu my­śmy nie uży­li?….

Że Ja­gieł­ło ko­chał go jak żad­ne­go z bra­ci,

A niz­ki słu­ga w ser­ce umiał wkraść się pana,

Nie po­słu­ży­łoż to nam?…. Za­kon tym Woj­dył­łą

Sy­now­ca wa­śnił z stry­jem. –

Ja­gieł­ły wola gięt­ka, to wola dzie­cię­cia,

Woj­dył­ło nią kie­ro­wał – a Za­kon Woj­dył­łem.

TEO­DO­RYK EL­NER.

A nami, a nami – szał bie­rze, gdy po­my­ślę…
My na­rzę­dziem dum­ne­go Ce­za­ra Ger­ma­nii,
A gło­wa ko­ścio­ła –

KUNO WIT­T­GEN­STE­IN, któ­ry przez ten czas
słu­chał on roz­go­wor mil­czą­cy – przy­bli­ża sie

Nie mów tak… my na­rzę­dziem Boga i Chry­stu­sa –
Mie­czem boju wo­ju­jem ciem­ne po­gan tłusz­cze,
Bo­śmy ślu­bo­wa­li chrzcić jeno i mor­do­wać. –
Po­patrz na Żmódz­kiej zie­mi numy (4) sio­ła – gro­dy –
Więk­sza część ich po­pio­łem – gmin wy­mor­do­wa­ny –
Wszę­dy pła­cze nie­wier­nych – patrz, li­twin prze­lę­kły
Po­po­rzu­cał swre numy, a uciekł z nie­wia­sty,
Ka­pła­ny i do­byt­kiem w gąszcz od­wiecz­nych bo­rów.
To – dzie­łem mie­czy bra­ci Za­ko­nu Chry­stu­sa!
O! w pier­si tej wre pło­mień cno­ty chrze­ściań­skiej,
Na wi­dok po­ga­ni­na kipi krew – o! ze­msta –
Wiecz­na – nie­ubła­ga­na za­że­ga mi du­cha.
Ry­cerz chrze­ścia­nin pra­gnę śmier­ci wro­gów Krzy­ża –
Krzy­ża, któ­ry zba­wił Świat, a Świat go nie po­znał!
Pra­gnie­nie to krwią jeno uga­szę po­gań­ską.

sły­chać roz­mo­wę.
TEO­DO­RYK EL­NER.

Ja­kie­goś cza­ro­dzie­ja zła­pa­li – ot wlo­ką,
Chodź­my bli­żej –-

AL­BRECHT.

Niech się tro­chę po­ba­wią z tym dzia­dem po­gań­skim.

Zgiełk co­raz bliż­szy – wrza­wa co­raz gło­śniej­sza – Ry­ce­rze ró­zgo-
wor wio­dą­cy zni­kli w tłu­mie. – Po nie­ja­kim cza­sie zgiełk ry­cer-
stwa od­da­la sie – wszyst­ko sie uci­sza – sły­chać szep­ty dwoj­gu
z ry­cer­stwa – co­raz gło­śniej – wy­raź­niej –

KUNO PLAU­EN.

Tak.., tak… ja­kem ci mó­wił, bra­cie po Chry­stu­sie,
Li­twę prę­dzej miecz sku­je, niż taj­ne prak­ty­ki.

HER­MAN HARTK­NOCH.

Na prak­ty­kach bra­cie mój… na prak­ty­kach, mó­wie,

Opar­ta sztu­ka rzą­du – miecz sam nad­to sła­by.

Nie gwo­li jemu drie­rzym' współ­czu­cie Eu­ro­py.

Ale nasi ajen­ci – ich pra­ce wy­trwa­le –

Te nam u mitr i ko­ron czy­nią za­cho­wa­nie. –

A czyż mie­czem pa­nu­jem nad ciem­nym gmi­nem Prus?…

Że za­po­mi­nać musi, za­czem wiecz­nie tę­sk­ni –

Rzu­cić mi­łość k' d a w n e m u – a w i e c z n i e daw­ne­mu –

Nie ob­ra­cać się na­zad – dą­żyć, gdzie rząd każe.

Uka­zy niech Za­ko­nu sta­ną mu się wia­rą –

Oby­cza­jem oj­ców – bo czło­wiek wszyst­ko może.

Na­szą to znoj­ną pra­cą – prze­sa­dzam' win­ni­ce

Z lud­nych dzier­żaw Ger­ma­nii Ave pru­skie pust­ko­wie –

A nowi osad­ni­cy – naj­lep­si pod­da­ni.

Choć cięż­ko – bar­dzo cięż­ko… na­ród prze­isto­czyć,

Wy­tę­pić na­wet mowę, co trą­ci prze­szło­ścią –

Lecz dłu­gą wy­trwa­ło­ścią – krwa­wą pra­cą rzą­du

Znik­nie, bra­cie, kraj pru­ski, po­wsta­nie – kraj Rze­szy.

KUNO PLAU­EN.

To się uda­ło na pru­sach, aleć na li­twi­nach.

HER­MAN HARTK­NOCH.

Śmier­tel­ni jako tam­ci – na krnąbr­nych są mie­cze,
Na po­słusz­nych nie­wo­la. Po­mnij tyl­ko, bra­cie:

Taj­ne prak­ty­ki wwio­dły nas w sam śro­dek Li­twy
Boć sko­ro Woj­dyłł sio­strę odzier­żył Ja­gieł­ły,
Kiej­stut zo­stał ob­ra­żon ta­kiem po­kre­wień­stwem –
Woj­dyłł draż­niąc Ja­gieł­łę na stry­ja – słu­żył nam
Łac­no było weń wpo­ić, że stryj nie­bez­pie­czen –
Skry­cie za­mie­rza syna osa­dzić na tro­nie.
Po­dejrz­li­wość ro­ze­tlić – czy­liż na­der cięż­ko?
Gdzież mu zo­stał je­dy­ny śro­dek?…, w mę­żach pru­skich.
W so­ju­szu z nami zy­skać mnie­ma­ło ksią­żąt­ko.
Ha! gdy Woj­dyłł po­je­chał k' na­sze­mu Mal­bor­gu,
Aby k' przy­mie­rzu skło­nić Mi­strza – bły­sło szczę­ście!
To dzie­łem taj­nych prak­tyk ajen­tów Za­ko­nu!

KUNO PLAU­EN.

Coż, kie­dy po­dejrz­li­wy zmo­wę wy­krył sta­rzec,

Wil­na do­był, Ja­gieł­łę uka­rał, oh! wsa­dził

Na K r e w s k i e księz­two – wten­czas nam się w oczach ścmi­ło

Kiej­stut nam wro­gi wr zam­ku osiadł Wiel­kich ksią­żąt.

Był to sąd­ny dzień dla nas – pa­mię­tam go do­brze.

HER­MAN HARTK­NOCH.

Lecz szczę­ście nie­sta­łe
Do Ja­gieł­ły wró­ci­ło – sy­no­wiec gród za­jął,
A przy na­szej po­mo­cy tuż w zam­ku Kiej­stu­ta.
Cze­kam' na go­spo­da­rza w wła­snym jego domu.

Sły­chać dźwięk mu­zy­ki i śpie­wy.

Ej te min­ne­zen­ge­ry, te dzie­ci po­chleb­stwa
Roz­piesz­cza­ją nam du­cha, aby stra­cił hart swój.

Toć to, mój bra­cie, to i nie­wia­sty w obo­zie –
Strasz­li­wiej, nam gro­zi, niż wszyst­kie mie­cze po­gan.
Roz­go­nić I

bieg.*} ku stro­nie, gd.ie sły­chać mu­zy­kę. – Na­to­miast przy­bli­ża­ją
sie BUR­CHARD MANS­FELD, kcm­tur z Oste­ro­dy, RY­DY­GIER EL-
NER, Wiel­ki kom­tur Za­ko­nu i HEN­RYK LIE­BEN, je­den z po-
mniej­szych kom­tu­rów. Ci ry­ce­rze co­raz wię­cej od­da­la­ją się od tłu-
mu, kro­cza brze­giem je­zio­ra ku mia­stu – cza­sa­mi sta­ja. –

BUR­CHARD MANS­FELD.

Tak i ja, jak ty bra­cie, za­kon­nik i ry­cerz
W świą­ty­ni Pana li­czę po­kor­nie pa­cie­rze,
Śpie­wam psal­my Da­wi­da, lub w świę­tem du­ma­niu
Głę­bo­korn po­grą­żo­ny; lecz gdy wrza­sną trą­by,
Wiel­ka cho­rą­giew Krzy­ża po­wie­je nad nami,
Za­mie­niam kap­tur na heim – pod zna­mie­niem Krzy­ża
Idę krew po­gan to­czyć; po­dwój­ny nasz urząd!
Te­raz w ści­słym so­ju­szu z sy­nem Ol­ger­do­wym,
Lecz jak dłu­go to po­trwa?…

WIEL­KI KOM­TUR,

Póki sy­now­cem stry­ja k' zie­mi nie przy­gwo­idzim.
Boć Kiej­stut – wróg za­cię­ty Za­ko­nu na­sze­go –
Chło­pię­ciem jesz­cze ma­łem za­przy­siągł nam ze­mstę,
Ze­iirt; strasz­ną – do­zgon­ną. Któ­ryż z ksią­żąt Li­twy
Z Krzy­ża­kiem tak za­wzię­cie wal­czył – któ­ryż py­tam?

BUR­CHARD MANS­FELD.

Wal­czył każ­dy za­wzię­cie – były prze­cież chwi­le,
Gdzie wrze­ko­mym so­ju­szem łą­czył się z Za­ko­nem –

HEN­RYK LIE­BEN.

A pod płasz­czom przy­jaź­ni ostrzył na nas to­pór
Groź­niej­szy, niź­li przed­tem… boć przy­jaźń ze­rwa­na –

WIEL­KI KOM­TUR.
Przy­jaźń ze­rwa­na?…, mo­żeż być ona ze­rwa­na,
Je­śli mia­sto niej for­tel był jeno wo­jen­ny?
Przy­ja­ciel­stwo Za­ko­nu z ciem­ny­mi po­ga­ny
Prze­ciw­ne jest usta­wom na­szym – my się wią­zem
Z li­twi­nem 5 aby po­gan wy­sie­kać po­ga­ny. –
Woj­na w polu coż zmo­że?…, chwi­lo­we za­bo­ry…
Nie­wier­ny znów kark wznie­sie – toci plo­nem bły­śnie.
Ro­bot prze­bie­głych siłą Kiej­stut wy­gnan z Wil­na –
Do tego użył Za­kon chy­tre­go Skir­gieł­lę.
Ja­gieł­ło sie­dział z mat­ką spo­koj­nie na Kre­wię,
Rady z wy­dzia­łu stry­ja – ba­wił się – po­lo­wał –
Ży­wot pę­dził bez­czyn­nie – Ma­rya Woj­dył­ło­wa…

BUR­CHARD MANS­FELD.

Ona śmier­tel­ną strza­łą bę­dzie Kiej­stu­to­wi –
Mści się śmier­ci mę­żo­wej jak wście­kła po­gan­ka,
Któ­rej po­msta na­ka­zem bo­gów – choć ochrzczo­na,
Wiem, że to duch po­gań­ski. Koło niej ajen­ci
Uwi­ja­ją się nasi, oni ze­mstę ży­wią. –
Usze­dłeś tyle razy śmier­ci, lecz się nie ciesz
Strasz­li­wy po­ga­nie! ty zgi­niesz z two­ją Li­twą!

WIEL­KI KOM­TUR.

Z Li­twą – te sło­wa z sobą złą­czo­ne od wie­ków –
Kiej­stut – Li­twa, gdy Kiej­stut żyje – Li­twa żyje,

Kiej­stut­pad­nie – upad­nie­po­gań­stwo.– Za­śle­pion

Ma­rzy – iż Li­twę wskrze­si daw­ną w ca­łym bla­sku

Za­mierz­chłe­go po­gań­stwa!…. W Li­twie wia­ra słab­nie,

Ja­gieł­ło, Skir­gi­cł­ło, ha! to już nie po­ga­ny –

A ksią­żę­ta, bo­ja­ry… chwiej­ni już w swej wie­rze.

Wia­ra Li­twy tuż ga­śnie – a Kiej­stut ostat­ni

Syn rodu po­gań­skie­go, z szcząt­ka­mi wróż­bi­tów

Kre­wów, pie­śnia­rzy śle­pych, dzi­kich waj­de­ło­tów

I gmi­nu, któ­ry go czci jako ojca swe­go,

Wia­rę oży­wić mnie­ma – prze­szłość Li­twy wskrze­sić!

Synu sza­ta­na! w to­bie doch po­gan po­mar­lych

Jak­by ze­spo­lon zie­je za­rze­wiem po­gań­stwa,

Dla­te­goś ce­lem na­szym – gdy zwal­czy­my cie­bie –

Toć Li­twa w rę­kach na­szych – chrzest ją zmy­je świę­ty –

Zgi­nie reszt­ka za­byt­ków po­gań­stwa. Przy­szło­ści!

My ufam to­bie, syny two­je!…. Li­twa wsta­nie,

Pod­nie­sie na nas dło­nie, my krzyż w górę wznie­sie­ni,

Za­klniem dzie­ci sza­ta­na, a Li­twa prze­moc­na,

Ru­nie i spo­pie­le­je – taka two­ja przy­szłość!

BUR­CHARD MANS­FELD.

Amen, nie­chaj się sta­nie Wola Naj­wyż­sze­go.

HEN­RYK LIE­BEN.

I Chry­stu­sa, co śmier­cią zba­wił lud czło­wie­czy.

WIEL­KI KOM­TUR.

Już… już się chwi­la zbli­ża, spraw­dzi się sło­wo Jego –
Na krwa­wych gru­zach Li­twy krzy­że świę­te wbi­jem,
Bogi z gła­zu po­kru­szym – gaje po­wy­rą­bam –

Zni­cze wodą za­le­jem – lu­do­wi oko­wy
Świę­tej na­rzu­cim wia­ry – a ochrzczo­ny pój­dzie
W nie­wo­lę wo­jow­ni­ków Za­ko­nu Bo­że­go.
Wol­ni – nie­wol­ni­ka­mi czo­łem nam ude­rzą.

BUR­CHARD MANS­FELD.

I spraw­dzi się wy­rocz­nia na­sze­go Za­ko­nu.

HEN­RYK LIE­BEN.

Za­ko­nu Ma­ryi.

WIEL­KI KOM­TUR.

Dla­te­go cier­pli­wo­ści – krwa­wej trza tu pra­cy,
Sta­ło­ści pierw­szych wia­ry świę­tej mę­czen­ni­ków,
Ła­ski Bo­żej do­bro­ci – a chwi­la na­dej­dzie.

BUR­CHARD MANS­FELD.

O gdy­by się jej oczy do­cze­ka­ły na­sze!

WIEL­KI KOM­TUR.
Nie upa­dać pod krzy­żem, któ­ry dźwi­ga Za­kon,
W sta­ło­ści – po­ko­rze wiel­kiej… wiel­kiej, bra­cia,
A oczy uj­rzą na­sze, co wie­lom za­bro­nio­no.
Nie drżeć przed żad­nym środ­kiem, choć­by i naj­gor­szym,
Zły on tyl­ko na po­zór – w rze­czy sa­mej do­bry,
Zbłą­dzić Za­kon nie może, bo w nas jest Duch Świę­ty.

HEN­RYK LIE­BEN.

A zresz­tą cel uświę­ca śro­dek.

WIEL­KI KOM­TUR.

Tak – do­brze mó­wisz, bra­cie, dla­te­go Skir­gieł­łę
W Mal­bor­gu przy­ję­li­śmy chęt­nie sutą ucztą,
Po­kor­nie mu schle­bia­li – mi­ło­ścią łu­dzi­li,

Choć w wnę­trzu ser­ca ki­piem na tego po­ga­na,

Któ­ry av chy­tro­ści prze­szedł wszyst­kich knia­ziów Mo­skwy.

Do zie­mi zgiął­bym mu kark – lecz Duch świę­ty na­tchnął fna­czej – po­ko­ra, o I po­ko­ra, tak bra­cia!

Po­ko­rą za­je­dzie­my do sa­me­go nie­ba.

HEN­RYK LIE­BEN.

im en, sły­szę z ust two­ich mą­drość se­ra­fi­na.

WIEL­KI KOM­TUR.

fte mą­drość moja – cóż ja?…. szczyp­ta pro­chu – gli­ny –
Ją­drość Pana kie­ru­je całą mą isto­tą,
am Mu tyl­ko na­rzę­dzie po­kor­ne – po­słusz­ne –
od­da­ję się Woli Jego.

BUR­CHARD MANS­FELD i HEN­RYK LIE­BEN ra­zem

Je­zu­sa Chry­stu­sa i Du­cha świę­te­go.

WIEL­KI KOM­TUR.
Li­nen. My dzia­ła­li, a nami Pan kie­ro­wał.
Vięc – gdy Kiej­stut po­cią­gnął z sto­li­cy na Po­łock
"u ska­ra­niu ro­ko­szu Dy­mi­tra Ko­ry­bu­ta (5),
L Ja­gieł­ło miał roz­kaz przy­by­cia z swym woj­skiem,
ią­gnął ku Po­łoc­ku?…. Pan po­bło­go­sła­wił,
[anui zdra­dził – sto­li­cę owład­nął Ja­gieł­ło.
Il czy­jem-że to dzie­łem?….

HEN­RYK LIE­ßEN.

i ra­duj­my się w Panu, boć Jego to dzie­łem.

WIEL­KI KOM­TUR.

ego – my zaś na­rzę­dziem – co każe, czy­ni­my,
Jzy­ni­my… i Ja­gieł­ło na­szą krwa­wą pra­cą

Wiel­kim ksią­źę­ciem Li­twy – bo­śmy tu przy­by­li.
Nie pod na­szą to tar­czą ksią­żę zdo­był Tro­ki?

BUR­CHARD MANS­FELD.

My go na tron wy­nie­śli – musi nam za­pła­cić.

HEN­RYK LIE­BEN.

Może pu­stą płasz­czy­zną lub błot­ni­stym kra­jem?

WIEL­KI KOM­TUR.

O!nie–Żmódź­bę­dzie na­szą–boć­nam­je­st­po­trzeb­na.
W mo­jej du­szy pię­trzą się już na niej wa­row­nie.
Wszak to nie wie­le za prac tyle – zno­jów tyle.

BUR­CHARD MANS­FELD.

Po­wo­li…. nam zo­sta­nie n a d z i v j a – na Li­twę.
Oby star­ca oba­lić!… Ja­gieł­ło w sła­biucb­nej
Nie utrzy­ma pra­wi­cy ko­pię Wiel­kich ksią­żąt.

WIEL­KI KOM­TUR.
A wa­śnie władz­ców? do­daj i to jesz­cze tu­taj,
Wten­czas.

BUR­CHARD MANS­FELD.

O! wten­czas. to wten­czas chęć nie­wy­po­wie­dzial­ną
Ro­dzi we mnie, otu­chę ja­kąś – nie­skoń­czo­ną
Przy­cią­gnię­cia szyb­sze­go nie­biań­skiej przy­szło­ści.

WIEL­KI KOM­TUR.

Ah! uży­wać na­gro­dy znoj­nej pra­cy na­szej –
Ża­ło­ba lo­sem na­szym – tro­che prze­cież wol­no –
Cie­szyć się świą­to­bli­wie jak Oj­co­wie świę­ci
Na bie­sia­dzie ry­cer­skiej – nie­chaj wino pły­nie,
Bo dar to Pana.

HEN­RYK LIE­BEN.

I Pan nasz na we­se­lu ra­do­wał się w Kan­nie.

WIEL­KI KOM­TUR.

My tro­chę wię­cej… lecz coż?…, my lu­dzie… grzesz­ni­ki…

HEN­RYK LIE­BEN.
Już się roz­cho­dzą star­si na radę wo­jen­ną.
Czas już i nam. O! wkrót­ce bę­dzie ura­dzo­no:
Na polu cze­kać po­gan, żali w mu­rach zam­ku.

Śpie­szą ku mia­stu w tłu­mie resz­ty ry­ce­rzy. – Po nie­ja­kiej
ekwi­li RY­BAK je­zio­ra ło­dzią przy­bi­ja do brze­gu – po­wstaw­szy na
ło­dzi wy­zie­ra za krzy­ża­ka­mi.

RY­BAK.

Dzi­wo! Kru­ki nie­miec­kie wpa­dły na żyr Li­twy,
Boć luty nie­miec spra­gnion na­pić się krwie na­szej.
Bog­daj bogi li­tew­skie wy­bi­ły was grom y –
Bog­daj zie­mia li­tew­ska was tu­taj po­żar­ła –

Bog­daj – ury­wa oczy w nich groź­no utkwiw­szy – dłu­go pa­trzy
za od­cho­dzą­cy­mi – na­ko­niec zwra­ca na­zad łódź od­pły­wa na
śro­dek je­zio­ra po­śpie­wuj§c rau­tę (6) ża­ło­śnie.

II.

Kom­na­ta w Sta­rym zam­ku – WIEL­KI MISTRZ WIN­RYK
KNI­PRO­DE sie­dzi mimo sto­łu, na któ­rym kru­cy­fiks, księ­gi i li­sty
roz­pie­cze­to­wa­ne – koło nie­go stoi ka­płan BRAT HAR­DACH.

MISTRZ.

Za­pał w wszyst­kiem ry­cer­stwie bu­dzi­my Eu­ro­py –
On jeno pod­wa­li­ną ca­łej po­tę­gi na­szej,
Póki gore w ich pier­siach – póty wzrost Za­ko­nu.
Lecz sko­ro mróz roz­wa­gi pier­si ich wy­zię­bi,
Wten­czas Za­kon nasz…

BRAT HAR­DACH.

Za­nim przyj­dzie do tego, moc na­sza uro­śnie –
Ko­rzy­stać trze­ba z pory.

MISTRZ.

Czyż naj­lep­sza spo­sob­ność nie zda­rza się te­raz?
Cho­ciaż tra­cim ry­ce­rzy, świe­ży na­pływ go­ści – –

Z za­gra­ni­cy sze­re­gi po­mna­ża krzy­żo­we –
Ksią­żę­ta – gra­fy Nie­miec chci­wi sła­wy mie­cza
Spie­szą do Mal­bor­ga.

BEAT HAR­DACH.

Co mó­wią li­sty… oj­cze – ajen­ci Za­ko­nu?….

MISTRZ.

Do­brze idą im rze­czy. Po dwo­rach ksią­żę­cych
Na tur­nie­jach ry­ce­rzy w obec dam, szwa­le­ryi
Dzie­ła­mi błysz­czą mie­cza – tem bu­dzą chęć sła­wy
W len­ni­kach ksią­żąt, w pa­nach zaś żą­dzo do­bro­dziejstw
Dla na­sze­go Za­ko­nu – pra­gnie­nie za­szczy­tu
Do­stą­pie­nia god­no­ści ry­ce­rza Za­ko­nu. (1)
Za­szczy­ty – mar­ne bły­ski – mno­gość do się nęcą –
Bez nich nie obu­dził­byś za­pa­łu w tych snvach.
Pa­so­wa­nie ry­ce­rzy – błysz­czą­ca wy­staw­ność –
Uczty – stół ho­no­ro­wy – cią­gła pi­ja­ty­ka –
Sła­wa po ca­łym świe­cie – toć nam ścią­ga siły.
Skar­by niech zo­sta­wia­ją we skarb­cu Mal­bor­skim,
Krew w za­pa­le niech leją po zie­miach po­gań­skich,
A ze szczyp­tą wra­ca­ją sła­wy w swo­je zam­ki.
O! to nie­wy­czer­pa­nem źró­dłem Za­ko­no­wi.
Dzi­siaj niech on osłab­nie, ju­tro się od­ro­dzi
So­ka­mi ob­cych kra­jów – pa­pież nas wspo­ma­ga –
A kie­dyż była więk­sza na­dzie­ja jak te­raz?
Ol­ger­do­wic na tro­nie, sła­biuch­na dzie­ci­na,
Gdy­by nie ten Kiej­stut…

BRAT HAR­DACH.

On nam ka­mie­niem w dro­dze. Li­tew­scy ksią­żę­ta

Sie­bie mie­li na celu – do­mo­we roz­ter­ki

Z po­wo­dów po­sia­dło­ści wi­chrzy­ły tą zie­mią,

Lecz Kiej­stut… Kiej­stut, pa­nie! – przy­kro to jest wy­znać,

On ma na celu Li­twę.

MISTRZ wes­tchnąw­szy.

Tak, Li­twę – to nie­szczę­ściem. Ja­gieł­ło uczto­wał,
Lecz ten prze­klę­ty sta­rzec z za­pa­łem mło­dzia­na
Nie­ustan­ne wy­ciecz­ki w na­sze czy­nił zie­mie.

BRAT HAR­DACH.

To rzad­ki czło­wiek – cały żyw­rot w cią­głych bo­jach
Prze­tra­wił z nami, z Ru­sią lub Prze­kop­skim cha­nem.
Ja­kiś ogie­ii wie­czy­sty w jego pło­nie pier­si –
Sta­rzec – a żvwi w so­bie żar wie­ku mło­de­go –
On niby wiecz­ny mło­dzian, któ­ry nie sta­rze­je –
Krzep­kość cia­ła w tej po­rze jesz­cze go nie pusz­cza –
W nim ca­łej obro­na Li­twy.

MISTRZ.

Le­d­wo co wie­rzyć moge, choć tyle wal­czy­łem

Z tym strasz­li­wym li­twi­nem – dłu­giem do­świad­cze­niem

Po­zna­łem ser­ce jego – lecz się jesz­cze py­tam,

Po­dob­na-li, by Li­twa wy­da­la czło­wie­ka,

Któ­ry na się Za­ko­nu ścią­ga po­dzi­wie­nie?

Kiej­stu­ta nie­na­wi­dzę jak wro­ga mo­je­go,

Jak po­ga­ni­na, ale czło­wie­ka, choć nie chcę,

Ce­nić w nim mu­szę… lecz precz.. precz my­śli nik­czem­na,

– fJJ –

Co bru­dzisz w mo­jem ło­nie czy­stość chrze­ścia­ni­na!
Win­ryk Kni­pro­de Li­twy ksią­żę­cia ma ce­nić?…

prze­sta­je

Są chwi­le wży­ciu, kędy sła­bość w nas prze­ma­ga,

Kędy jak drob­ne dzie­ci za cac­kiem go­nii­ny,

Lecz to dłu­go nie po­trwa – moc du­cha prze­mo­że.

sil­nie

Kiej­stu­ta nie­na­wi­dzę, gar­dzę jak li­twi­nem,
Gar­dzę rów­nież Ja­gieł­łą i chy­trym Skir­gieł­łą.

BRAT HAR­DACH.

I całą Li­twą.

MISTRZ.

Wal­czyć z nimi mu­si­my, cho­ciaż nam nie rów­ni;
Lecz to nie boje, jeno ob­ła­wy na po­gan –
Czy skry­te, czy otwar­te – cel ich jed­na­ko­wy.

BRAT H ARD ACH.

Kiej­stut cię, pa­nie, w dzie­łach wiel­kich nie prze­wyż­sza.

MISTRZ ob­ra­źon

Nie prze­wyż­sza?

po­wsta­je – z duma

Czyż zdo­ła on się zmie­rzyć z Win­ry­kiem Kni­pro­de?….
Nie­chaj Eu­ro­pa po­wie – Za­kon kwitł za mo­ich
Po­przed­ni­ków – po­tę­ga prze­cież jego daw­na
Dzi­siej­szej nie wy­rów­na; a gdy da­lej pój­dzie
Jak te­raz – uj­rzą wkrót­ce mo­ca­rze Eu­ro­py
Li­twę sku­tą w kaj­da­ny u mego pod­nó­ża.

BRAT HAR­DACH.

Prze­bacz pa­nie! My czci­my wiel­ką ła­skę Nie­bios

Ze Wiel­ki Miecz Za­ko­nu w twe ręce od­da­ła –

Świet­ną mamy na­dzie­ję, że ty, coś prze­wyż­szył

W ste­ro­wa­niu Za­ko­nu wszyst­kich po­przed­ni­ków,

Nie spo­czniesz – póki miecz ten w ser­ce nie za­nu­rzysz

Po­gań­stwa – póki Li­twę nie­wol­ni­cą Krzy­ża –

MISTRZ prze­ry­wa­jąc

To w Wyż­szych rę­kach.

BRAT HAR­DACH.

Lecz Pan Miecz Swój w two­je zło­żył ręce
I Krzyż Wiel­ki na two­ich za­wie­sił pier­siach.

MISTRZ.
Sta­ram się god­nie je dzier­żyć.

BRAT HAR­DACH.

I mo­żesz na tą prze­szłość po­glą­dać we­so­ło:

Sta­ra­nie – peł­ne plo­nu, my­śli twe oży­ły,

Za­my­sły – czy­na­mi, duch twój – du­chem Za­ko­nu –

Bra­cia Krzy­żo­wi mogą z zu­peł­nym spo­ko­jem

Two­je wy­peł­niać roz­ka­zy – być w dro­dze do celu.

MISTRZ.

Zaź cel ten taki bliz­ki? o! on nie­skoń­czo­ny.

Żali maią to rze­czą – wy­tę­pić po­gań­stwo
Na ca­łej pół­no­cy

BRAT HAR­DACH.

Po­gań­stwo wszyst­kie wi­dzim na zie­mi li­tew­skiej.

MISTRZ po chwi­li

A Ruś uzna­jeż wła­dzę na­miest­ni­ka Chry­sta?
Czyż ją prze­jed­nać Rzy­mo­wi…

BRAT HAR­DACH.

Za ob­rę­bem na­sze­go po­wo­ła­nia.

MISTRZ.

Z na­sze­go po­wo­ła­nia da się wy­pro­wa­dzić
Wie­le… bar­dzo wie­le…

KA­PŁAN HAR­DACH.
Lecz na­pływ z cu­dzych kra­jów na­ten­czas usta­nie.
Na­sza siła mie­ści się na ze­wnątrz Za­ko­nu.
Ce­sar­stwo. Fran­cya, An­glia dają nam ry­ce­rzy,
Ob­ła­wy na po­gań­stwo jeno tu ich nęcą,
Ale po­tem….

przy­cho­dzi gier­mek.
GIER­MEK.

Wiel­ki ksią­żę Ja­gieł­ło.

wcho­dzi dwóch he­rol­dów i sta­je przy odrzwiach – straż ksią­żę­ca
zo­sta­je za po­dwo­ja­mi. – Po chwi­li wcho­dzi JA­GIEŁ­ŁO, SKIR-
GIEŁŁ, dwaj insi Ol­ger­do­wi­ce i kil­ku­na­stu ksią­żąt po­mniej­szych
dziel­nic. –

JA­GIEŁ­ŁO.

Po­zdra­wiam cię, do­stoj­ny Mi­strzu – so­jusz­ni­ku!

MISTRZ.

A ja wi­tam Wiel­kie­go księ­cia Li­twy ży­cząc:
Oby pra­cą Za­ko­nu mi­tra Ge­dy­mi­na
Chrze­ściań­skiej ustą­pi­ła ko­ro­nie.

SKIR­GIEŁŁ.

Za­nim o ko­ro­nę – trza nam bój wieść o mi­trę.
Boć ją Kiej­stut po­cią­gnie z gło­wy – oj przy­bie­ży
Za dobę – za dwie z nami po­kru­szyć oszcze­py.

MISTRZ,
Nie­chże prę­dzej przy­by­wa.

JA­GIEŁ­ŁO.

Do­sta­li­śmy ję­zy­ka, że ju­tro wy­ru­szy

Ze swe­go le­go­wi­ska – już ścią­gnął bo­ja­ki.

MISTRZ.

Dzi­siaj – li – ju­tro – prę­dzej ukoń­czym.

SKIR­GIEŁŁ z przy­ci­skiem

Za­wż­dy­ście pew­ni swe­go, za­wż­dy­ście zwy­cięż­cy –
A wszak­ci nie raz pierw­szy dzier­ży­cie go w rę­kach.
Mnie nie du­fać wy­gra­nej – ja pro­sty bo­jow­nik,
Nie ry­cerz ho­no­ro­wy, ni też pa­so­wa­ny,
Po­dług wyż­szych ry­cer­skich mo­deł nie bo­ju­ję;
Pro­stak – syn bo­rów, sie­cze, a cza­sem po­sie­czę,
A wiem­ci, że Kiej­stu­ta za­kląć nie tak łac­no –
On swo­im wzro­kiem set­nie za­klnie bo­jow­ni­ków.

JA­GIEŁ­ŁO.

On siłą cza­ru lu­dów przy­cią­ga dru­ży­ny.

MISTRZ.

Ufaj ksią­żę Ja­gieł­ło – ufaj wła­dzy Krzy­ża.
Wszak ju­żeś nie po­ga­nin, znasz ewa­nie­li­ję,

Rzu­ci­łeś błę­dy, w któ­rych two­je żyły dzia­dy.

PP* 3

Praw­da żeś ochrzczon we­dle ko­ścio­ła grec­kie­go,
Ale za czte­ry roki po­dług przy­rze­cze­nia
Po­łą­czysz się z ko­ścio­łem rzym­sko – apo­stol­skim.
Ojce twoi po­ga­nie byli ksią­żę­ta­mi,
Lecz my cię, mło­dy ksią­żę, póty nie opu­ścim,
Aż otrzy­masz ko­ro­nę w Rzy­mie po­świę­co­ną.

JA­GIEŁ­ŁO.

Toć te­raz wspo­ma­gaj­cie mnie – po­bić Kiej­stu­ta.

MISTRZ.

Całą na­szą po­tę­gę po­świę­ca­my to­bie,

Od nas mo­żesz być pew­nym mi­ło­ści i po­żyt­ku.

Lecz ksią­żę! trzy­maj się nas sta­le a wie­czy­ście. –

Po­mnij – jak dłu­go Men­dog trzy­mał ze Za­ko­nem,

Tak dłu­go mu ko­ro­na trzy­ma­ła się gło­wy;

Sko­ro zaś Troj­nat roz­tłil ogień w nim po­gań­ski,

A nas chy­trze zdra­dzo­no – krzy­że po­zbi­ja­no

Z zie­mi li­tew­skiej – księ­ży sro­dze wy­mę­czo­no –

Nie dłu­go żył sam Men­dog – zato zo­stał zdra­dzon

Troj­nat, co zbry­zgał ręce swo­je krwią chrze­ściań­ską

Za­bił póź­niej Men­do­ga. (2)

JA­GIEŁ­ŁO.

Co­żeć ni­nie za­mie­rzasz, Mi­strzu?

MISTRZ.

Znasz do­kład­niej obron­ność tego miej­sca, ksią­żę.

SKIR­GIEŁŁ.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: