- W empik go
Kim Dzong Un. Historia dyktatora - ebook
Kim Dzong Un. Historia dyktatora - ebook
Jung H. Pak, była analityczka CIA i znawczyni problematyki polityki międzynarodowej, z reporterską dociekliwością opisuje nieznane fakty z życia przywódcy Korei Północnej. Kim jest tajemniczy dyktator, który tak bardzo lubi znikać? Jakie sekrety skrywa jeden z najbardziej brutalnych reżimów świata? Gdzie znajduje się słynna broń atomowa i kiedy może zostać użyta? Do czego doprowadziły odbywające się za zamkniętymi drzwiami spotkania Kim Dzong Una z prezydentem USA, Donaldem Trumpem? A przede wszystkim: czy Kim Dzong Un na pewno wciąż żyje? Książka Jung H. Pak to wstrząsająca historia, ukazująca najbardziej tajemniczą dyktaturę na świecie.
Wnikliwa analiza prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznej dystopii na świecie.
„Kirkus Reviews”
Doskonałe. Jung H. Pak przebija się przez nieprzejrzystość reżimu i mgłę plotek.
„Los Angeles Times”
Jung H. Pak jest starszą wykładowczynią i przewodniczącą Fundacji SK-Korea w Brookings Institution. W swojej pracy skupia się na wyzwaniach związanych z bezpieczeństwem narodowym, przed którymi stoją Stany Zjednoczone i Azja Wschodnia. Interesuje ją szczególnie ryzyko użycia broni masowego rażenia przez Koreę Północną, cechy polityki wewnętrznej i zagranicznej reżimu oraz stabilność wewnętrzna. Zajmuje się także stosunkami pomiędzy USA a Koreą Południową oraz dynamiką geopolityczną Azji Północno-Wschodniej.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8712-5 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zgodnie z koreańskim, japońskim i chińskim obyczajem nazwiska osób podaję przed imionami, chyba że zaznaczę inaczej. Język koreański nie posiada standardowej transkrypcji, dlatego poszczególne nazwy i imiona funkcjonują w różnych wersjach, np. Kim Jung Un i Kim Dzong Un. Stosując się do wytycznych amerykańskiej agencji prasowej Associated Press, nazwiska i imiona północnokoreańskie zapisywać będę zatem jako trzy słowa (na przykład Kim Dzong Un), zaś południowokoreańskie – jako dwa słowa, z myślnikiem w imieniu (na przykład Moon Jae-in). W przypisach posługuję się pisownią stosowaną w danym źródle¹.Wstęp
Nawet przywódcy Korei Północnej – skończeni mistrzowie propagandy – nie mogliby wymarzyć sobie lepszej pogody na widowisko, jakim był pogrzeb Kim Dzong Ila, który odbył się 28 grudnia 2011 roku. Było zimno, ponuro i śnieżnie. Biały puch wspaniale kontrastował z czernią mar, spoczywającej na nich trumny i ubrań żałobników – miała ona symbolizować smutek panujący w sercach ludu żegnającego ukochanego przywódcę. Kim Dzong Il rządził nim od roku 1994, kiedy to odszedł założyciel państwa, Kim Ir Sen.
Orszak żałobny ruszył po śniegu. Stojący na ulicach mieszkańcy Korei Północnej szlochali i mdleli, wstrząsani rozpaczą, czy to szczerą, czy udawaną. Mężczyźni i kobiety, żołnierze i robotnicy, młodzi i starzy, wszyscy bili się w piersi i rozdzierali twarze paznokciami, obejmowali się nawzajem, aby dodać sobie otuchy, albo z udręką bili pięściami o ziemię. Owa zbiorowa demonstracja uczuć powodowała ogłuszający zgiełk i zapewne budziła wzruszenie nawet u tych spośród tłumu, którzy nie podzielali owej serdecznej miłości dla zmarłego wodza, władcy rządzącego nimi żelazną ręką.
Na czele pochodu kroczył Kim Dzong Un – nowy przywódca Korei Północnej, młody mężczyzna o rysach dziecka. Szedł opanowany, milczący i poważny, choć ściągnięta twarz i łzy w oczach zdradzały dotkliwy ból, jaki na pewno wypełniał go w tej chwili. Przecież Kim stał się teraz sierotą; jego matka zmarła na raka piersi, kiedy miał dwadzieścia lat.
Kim Dzong Il – jego ojciec, dyktator i impresario filmowy – byłby pod każdym względem zadowolony ze swojej ostatniej produkcji.
Śmierć Kim Dzong Ila, która nastąpiła 17 grudnia 2011 roku „w wyniku przepracowania”, jak to określały północnokoreańskie media, nikogo nie zaskoczyła. Wszyscy wiedzieli, że miał problemy zdrowotne² – pod koniec 2008 roku doznał nawet udaru – i że zapewne wkrótce doścignie go dziedziczna podatność na choroby serca oraz przeszłość pełna papierosów, alkoholu i licznych imprez. Jego ojciec, Kim Ir Sen, także zmarł na zawał serca. Mimo to śmierć Dzong Ila wzbudziła ogromne poruszenie.
W czasie kiedy odbywał się jego pogrzeb, pracowałam jako analityczka w Centralnej Agencji Wywiadowczej; byłam jeszcze raczej niedoświadczona – zatrudniono mnie na początku roku 2009, niedługo po udarze Kima. Wiosną po tamtym wydarzeniu, gdy po raz pierwszy pokazał się publicznie podczas marionetkowego Najwyższego Zgromadzenia Ludowego, wydawał się szokująco wychudzony, a skóra na jego niegdyś pulchnych policzkach wyglądała jak z bibuły i mocno opinała wydatne kości. Poruszał się powoli i ostrożnie.
Po jego śmierci na świecie zapanował wyczuwalny niepokój. W Korei Południowej zwołano posiedzenie Krajowej Rady Bezpieczeństwa³ – wojsko i obronę cywilną postawiono w stan najwyższej gotowości. Japonia powołała zespół do zarządzania kryzysowego⁴, Biały Dom wydał zaś oświadczenie, iż „pozostaje w bliskim kontakcie z naszymi sojusznikami w Korei Południowej i Japonii”. Ja tymczasem siedziałam w kwaterze głównej CIA w Langley, w stanie Virginia, i czujnie wypatrywałam wszelkich oznak destabilizacji w Pjongjangu, zastanawiając się jednocześnie, w jakim kierunku podąży Korea Północna pod rządami swojego nowego, młodego i niedoświadczonego przywódcy.
Reżim północnokoreański szybko rozwiał wszelkie wątpliwości i niejasności co do następnego lidera. Państwowe media, oddawszy Kim Dzong Ilowi należny hołd, w którym wychwalały jego „wspaniałe” życie, rządy oraz rolę „ojca narodu i gwiazdy przewodniej unifikacji ojczyzny”, bezzwłocznie obwieściły, że przyszłość państwa spoczywa teraz bezpiecznie w rękach Kim Dzong Una:
Na czele naszej rewolucji staje dzisiaj towarzysz Kim Dzong Un, wielki następca . Wszyscy członkowie partii, żołnierze i oficerowie armii ludowej oraz cały lud winni są wiernie podążyć za przewodem towarzysza Kim Dzong Una, odważnie bronić i umacniać niczym stal jedność, która łączy partię, armię i lud niczym wspólnie bijące serce .
Nasza rewolucyjna ścieżka jest usłana trudnościami, znajdujemy się w niełatwej sytuacji, jednak żadna siła na tym świecie nie zdoła powstrzymać rewolucyjnego marszu naszej partii, wojska oraz ludu; będą one przeć dalej pod mądrym przewodem wielkiego towarzysza Kim Dzong Una⁵.
Reżim północnokoreański nie miał żadnych oporów i śmiało wynosił swego młodego, niedoświadczonego przywódcę pod niebiosa.
Dla Kim Dzong Una pogrzeb ojca stanowił zwieńczenie publicznego procesu sukcesji, który na poważnie rozpoczął się zaledwie kilka lat wcześniej. Brytyjski ambasador w Pjongjangu donosił, że przez cały ten okres podczas uroczystości państwowych urzędnicy wznosili toasty nie tylko za Kim Dzong Ila, ale i za jego syna, „młodego generała”⁶. W państwowej telewizji osiemdziesięcioletni członkowie elit kłaniali się Dzong Unowi w pas⁷. Machina państwowa nie tylko propagowała ciągłość dynastyczną z Kima na Kima, lecz także prezentowała młodego następcę jako reinkarnację jego otaczanego uwielbieniem dziadka – zgadzało się wszystko, łącznie z ciemnym garniturem, fryzurą i obwodem w pasie.
Wcale nie było jednak oczywiste, czy Kim Dzong Un pragnie wziąć na siebie ciężar dowodzenia Koreą Północną. Gdyby nie zaakceptowały go elity, kraj pogrążyłby się w chaosie, doszłoby do masowych dezercji, powodzi uchodźców, krwawych czystek, może nawet wojskowego puczu. Czy śmiały, impulsywny, pozbawiony hamulców Kim będzie chciał napawać się świeżo zdobytą władzą – w tym przejętym po ojcu arsenałem jądrowym – i porwie się na jakąś brawurową militarną akcję? Czy będzie próbował zdominować politykę i działania Korei Północnej, czy też okaże się otwarty na rady otoczenia?
Spece od Azji przewidywali natychmiastowy upadek, zgon lub zamach na Kima. „To koniec Korei Północnej, jaką znamy. Może wszystko rozpadnie się w ciągu kilku tygodni, może kilku miesięcy, ale tak czy inaczej, reżim nie zdoła się utrzymać”⁸. Bo jak niby chłopak po dwudziestce, z zerowym doświadczeniem w rządzeniu, miałby się oprzeć partyjnej starszyźnie, która na pewno uzurpuje sobie jego stanowisko? W ogóle nie ma mowy, żeby Korea Północna zaakceptowała kolejną dynastyczną sukcesję, w systemie komunistycznym byłoby to po prostu nie do pomyślenia – nie wspominając już o fakcie, że młodość Kima stanowiła fatalną wadę w społeczeństwie ceniącym sobie mądrość i dojrzałość. Korea Północna była uboga i odizolowana, nie mogła wykarmić swojego ludu. Nawet gdyby Kim zdołał utrzymać się na stanowisku, legitymizując swoją władzę i dodając sobie prestiżu za pomocą programu jądrowego i rakietowego, upadek reżimu jeszcze nigdy nie wydawał się aż tak bliski.
Niemniej podczas uroczystego marszu obok trumny z ciałem ojca Kimowi towarzyszyła partyjna i wojskowa starszyzna, tak zwana Banda Siedmiu. Prestiżowa rola tych urzędników w ceremonii pogrzebowej oraz ich symboliczne rozstawienie dookoła nowego przywódcy sugerowały, że Kim Dzong Un cieszy się poparciem starej gwardii, a status quo zostanie utrzymany. Większość ekspertów zgadzała się, że tych siedmiu weteranów ma za zadanie prowadzić młodego następcę, przynajmniej w najbliższej przyszłości⁹. Niektórzy przewidywali ewolucję kultu dynastii Kimów: sądzili, że Kim Dzong Un będzie zwykłym figurantem, owi „regenci” z czasem zaczną zaś dyktować warunki.
Tak było wtedy. W następnych latach Kim wykorzystał wszystkie mechanizmy autorytarnej kontroli – represje i zastraszanie, kooptowanie elit, kontrolę sił wojskowych i bezpieczeństwa – aby skonsolidować swoją władzę i umocnić kult jednostki, który z jego dziada i ojca uczynił jedynych namaszczonych przywódców Korei Północnej. Lecz nie zadowolił się wyłącznie podtrzymaniem odziedziczonej infrastruktury nadzoru. W magazynie „Asian Perspectives” Patrick McEachern, analityk z Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych i przenikliwy obserwator Korei Północnej, szczegółowo opisuje, w jaki sposób Kim scentralizował swoją władzę, ograniczając instytucjonalną rolę armii oraz gabinetu i przejmując osobistą kontrolę nad Partią Pracy Korei¹⁰. W ciągu pierwszych dwóch lat swoich rządów przeprowadzał czystki i egzekucje, zdegradował albo w inny sposób usunął lub zmarginalizował pięciu członków Bandy Siedmiu i zazdrośnie zagarnął dla siebie wszystkie kluczowe stanowiska¹¹. Zaostrzył narzędzia przymusu, wykorzystując do tego zarówno nowe (cyfrowe), jak i stare (broń chemiczna i biologiczna) technologie, czym dowiódł wrodzonej elastyczności i zdolności do adaptacji, a jednocześnie śmiało wysunął Koreę Północną na pozycję jednej ze światowych potęg nuklearnych, potencjalnie zdolnych do ataku na Stany Zjednoczone.
Jednak pomimo ogromnego wpływu Kim Dzong Una na obecną sytuację geopolityczną i zagrożenia, jakie stanowi on dla światowego bezpieczeństwa, większość ludzi wie o nim tyle co nic. Fascynacja Koreą Północną zapoczątkowała falę artykułów, filmów dokumentalnych oraz wywiadów z ekspertami, mających zaspokoić zapotrzebowanie odbiorców głodnych informacji o młodym dyktatorze, na którym skupia się uwaga mediów, i pragnących jakiejś interpretacji jego działań. Niestety większość tych opowieści i raportów jest bardzo uproszczona, brak w nich głębszej analizy i zrozumienia kontekstu historycznego oraz geopolitycznego. Powierzchowne waszyngtońskie gadanie o bezpieczeństwie narodowym pomija zarówno indywidualny charakter i styl działania Kima, jak i kulturę oraz sytuację polityczną Korei Północnej, tak jakby osobowość, perspektywa i preferencje dyktatora nie miały znaczenia w debacie o tym, jak rozwiązać uporczywy problem broni jądrowej.
Jako analityczka Centralnej Agencji Wywiadowczej, a potem zastępczyni kierownika działu koreańskiego w Krajowej Radzie Wywiadu znajdowałam się na pierwszej linii, jeśli chodzi o kształtowanie perspektywy rządu USA oraz naszych zagranicznych partnerów na sytuację na Półwyspie Koreańskim. Kierowałam tworzeniem strategicznych analiz w amerykańskiej wspólnocie wywiadów i prezentowałam nasze spojrzenie na to, co się działo w obu Koreach, podczas spotkań w Białym Domu. Zapewniałam również bezpośrednie wsparcie analityczne dla Rady Bezpieczeństwa Narodowego i byłam doradczynią dyrektora krajowego wywiadu oraz jego najważniejszych pracowników. Mój rozwój na stanowisku analityczki zbiegł się w czasie z dojściem Kima do władzy. Współpracowałam z utalentowanymi kolegami, których poświęcenie dla sprawy bezpieczeństwa narodowego i analityczny rygor do dziś stanowią dla mnie inspirację. Mam u nich dług wdzięczności za to, że nauczyli mnie, jak pisać, myśleć, kwestionować swoje wnioski i dawać przykład własnym zachowaniem. Niniejsza książka powstała dzięki zgromadzonej przez lata wiedzy na temat obecnej sytuacji w Korei Północnej i opowiada, w jaki sposób Kim Dzong Un stał się przywódcą, którego dzisiaj znamy. Z przystępnej perspektywy biograficznej przedstawia historię północnokoreańskiego reżimu, łącznie z kryzysem jądrowym, i ukazuje aspiracje, poglądy oraz tożsamość młodego dyktatora, jak również jego prawdopodobne zapatrywania na miejsce jego kraju na świecie. Na koniec zaś podaje kilka zaleceń co do tego, w jaki sposób Stany Zjednoczone i społeczność międzynarodowa powinny podchodzić do kwestii Korei Północnej.
W prószącym śniegu, do wtóru żałobnej muzyki, młody następca prowadził orszak pogrzebowy do pałacu Kŭmsusan, gdzie zabalsamowane ciało jego ojca miało na wieki spocząć obok ciała jego dziadka. Jo Dzong, siostra Kima, stała obok niego z pobladłą twarzą i smutno zwieszonymi ramionami.
Dzong Un z powodzeniem wykonał swoje pierwsze zadanie: bezbłędnie zorganizował i poprowadził uroczystość pogrzebową, tak jak jego własny ojciec uczynił to po śmierci Kim Ir Sena.
A potem zabrał się do roboty jako nowy przywódca Korei Północnej.Rozdział 1. Od trzymetrowego bobasa do męża stanu
Analitycy Centralnej Agencji Wywiadowczej nazywają Koreę Północną „najtwardszym pośród twardych celów”. Arsenał jądrowy czyni z niej trwałe zagrożenie dla bezpieczeństwa Ameryki, jednak cechująca owe państwo skrytość, izolacja, prężny kontrwywiad oraz kultura strachu i paranoi sprawiają, że CIA dysponuje w najlepszym razie fragmentarycznymi informacjami na jego temat, co z kolei uniemożliwia agencji zbieranie wiarygodnych danych, przewidywanie i ostrzeganie przed ruchami reżimu. Często trudno potwierdzić czy w ogóle uzyskać nawet najbardziej przyziemne informacje, jak choćby daty urodzin najważniejszych przywódców kraju albo miejsca pobytu członków rodziny Kimów w danym dniu. Korea Północna co prawda zezwala na wjazd przedstawicielom zagranicznych mediów, jednak ich swoboda ruchu i treść przekazywanych doniesień podlegają ścisłym ograniczeniom. Ziarna domniemanej prawdy niejednokrotnie zagrzebywane są pod warstwami partyjnej mitologii, przez co nie sposób się do nich dokopać.
Twardy cel czy nie – na tym właśnie polega zadanie CIA. Naszą misją jest przestrzegać decydentów przed zagrożeniami dla bezpieczeństwa narodowego, zwracać uwagę na możliwości ugrania czegoś dla Stanów, a czasami nawet „wkraczać do akcji”, czyli udzielać prezydentowi i innym urzędnikom porad obranych z niuansów i zastrzeżeń, tak by ułatwić im podejmowanie pilnych decyzji.
Analizujemy ogromne ilości informacji, od tajnych po publicznie dostępne. W tym celu wykorzystujemy znajomość historii, kultury i języka naszych adwersarzy oraz wiedzę o ich dotychczasowych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. W zakładce „Kariera” na stronie CIA jest to opisane następująco: „Analitycy wywiadu muszą umieć szybko odsiewać informacje, często fragmentaryczne i niespójne. To jak układanie puzzli, których elementy pochodzą z różnych miejsc i różnych okresów, a do tego wymieszane są z innymi układankami”¹². Zadaniem rekrutów jest „łączenie kropek” – prezydent i cały kraj polegają na ich zdolnościach do analizowania danych i wydawania obiektywnych sądów; ich opinie często mają ogromny wpływ na kierunek amerykańskiej polityki zagranicznej.
W przypadku Korei Północnej składanie tych wszystkich elementów w całość jest wyjątkowo trudne. Pracując nad zwykłą układanką, z góry wiemy, jak ma wyglądać skończony obrazek. Możemy dopasowywać elementy po kolorach, składać najpierw rogi i krawędzie, żeby uzyskać wstępny zarys. W miarę jak obraz nabiera kształtu, dokończenie puzzli staje się coraz łatwiejsze.
Łączenie kropek też wydaje się w miarę proste. Tylko skąd wiadomo, które dokładnie kropki należy połączyć i w jakiej kolejności? Co masz zrobić z tą jedną (albo dwiema, albo dziesięcioma), które nie pasują do aktualnego obrazka, a jednak zdają się wskazywać na kontur jakiegoś zupełnie innego kształtu? Na początku roku 2018 Kim Dzong Un zdecydował, że chce się spotkać z przywódcami Korei Południowej, Chin i Stanów Zjednoczonych, a do tego po latach dobrowolnej izolacji i buńczucznej retoryki niespodziewanie zaczął przebąkiwać o pragnieniu pokoju – to właśnie był przykład takiej kropki, niepasującej do istniejącego zarysu; a potem niejeden analityk musiał się zastanawiać, za którymi kropkami powinien w takim razie teraz podążać.
Analiza wywiadowcza jest trudna i nieintuicyjna. Analityk musi się czuć swobodnie z niejasnościami i sprzecznościami, stale szkolić swój umysł do podważania wszelkich odgórnych założeń, zastanawiać się nad alternatywnymi hipotezami i scenariuszami. Musi też umieć dokonywać wyborów, nawet kiedy brakuje mu dostatecznych informacji, i to często w sytuacjach, w których gra toczy się o wysoką stawkę – bez tego nie pomoże politykom na najwyższych szczeblach rządowych w podejmowaniu decyzji związanych z bezpieczeństwem narodowym.
Szybko się przekonałam, że szkolenie na analityczkę CIA to proces, który nigdy się nie kończy. Ode mnie i moich kolegów z Langley wymagano uczęszczania na kursy, których celem była poprawa zdolności rozumowania i wdrażanie nawyków zapobiegających samozadowoleniu oraz nadmiernemu pokładaniu wiary we własne zdanie w naszych analizach. W biurze każdego obecnego czy byłego analityka CIA znajdziemy cienki fioletowy tomik – Psychology of Intelligence Analysis autorstwa Richardsa Heuera, który przez czterdzieści pięć lat pracował dla CIA zarówno jako agent wywiadu, jak i analityk. Książka Heuera skupia się na tym, w jaki sposób pracownicy naszej agencji mogą przezwyciężyć, a przynajmniej wyłapać i ograniczyć „słabości i uprzedzenia” w swoim rozumowaniu. Jeden z jej głównych punktów dotyczy faktu, że ludzie zazwyczaj dostrzegają to, co spodziewają się dostrzec: „wzorce oczekiwań podświadomie mówią im, czego szukać, co jest ważne i jak interpretować to, co widzą”¹³. Z góry ustalony punkt widzenia predysponuje do określonego sposobu rozumowania i wpływa na przyswajanie nowych informacji.
W naszej branży książka Heuera to praktycznie biblia. Zapoznajemy się z nią podczas pierwszych szkoleń w CIA i często wracamy podczas kolejnych. Ja sama nadal trzymam mój egzemplarz w zasięgu ręki, na półce w swoim gabinecie w Brookings Institution. Za każdym razem kiedy zatrzymuję na niej wzrok, przypominam sobie, jak nieodzownym elementem analizy wywiadowczej jest pokora – zwłaszcza kiedy zajmujesz się twardym celem, takim jak Korea Północna. To właśnie pokora zmusza mnie do konfrontacji ze swoimi wątpliwościami, do przypominania sobie, skąd wiem to, co wiem, i czego jeszcze nie wiem, do porównywania dowodów, do zastanawiania się, czy jestem pewna własnej oceny, i do ewaluacji, w jaki sposób nieznane czynniki wpływają na moją perspektywę.
Kim Dzong Un: szurnięty mały grubas czy nieustraszony gigant?
Z jakimi więc oczekiwaniami i uprzedzeniami musimy się rozprawić, aby dokonać trafnej oceny Kim Dzong Una i jego reżimu? Kiedy skupiamy się na powierzchowności Kima, mamy tendencję do przedstawiania jako karykatury. Przesadzona retoryka północnokoreańskich mediów, szokujące stwierdzenia, często padające z ust samego Kima, oraz przerysowane wizerunki i chełpliwość utrwalana we wszechobecnej socjalistycznej sztuce i architekturze aż nadto to ułatwiają. Dziecięcy tłuszczyk wciąż widoczny na jego dwudziestokilkuletniej twarzy, niepasująca fryzura, o której rozpisywała się zachodnia prasa, bezkształtne marynarki i obszerne, lecz za krótkie spodnie, które nie maskują tuszy, napędzają narrację, iż mamy do czynienia ze smarkaczem, którego nie należy brać na poważnie. Różne osoby – w tym prezydenci USA i inni urzędnicy wysokiego szczebla – obrzucali go epitetami w rodzaju: „rakietowy ludzik”, „chory szczeniaczek”, „szurnięty tłusty dzieciuch” i „prosiak z Pjongjangu”. W artykule zamieszczonym w „The Washington Post” 23 grudnia 2011 roku – zaledwie kilka dni po tym, jak Kim Dzong Un przywdział na siebie przejętą po ojcu opończę przywódcy – zacytowano pewnego neurologa, który sugerował, że mózg Kima być może nie jest do końca dojrzały¹⁴. Zdaniem owego eksperta czołowy płat mózgu, odpowiedzialny za „powściąganie impulsów i układanie długoterminowych planów”, w wieku około dwudziestu pięciu lat nie jest jeszcze w pełni rozwinięty. Była to porażająca wiadomość: oto ktoś o rzekomo niedorozwiniętym umyśle sprawuje kontrolę nad arsenałem jądrowym swojego państwa.
Wokół nabijania się z Korei Północnej powstał nieomal cały przemysł. Blog pod tytułem „Kim Jong Un Looking at Things” składa się wyłącznie ze zdjęć Kima, który… hmm, patrzy na różne rzeczy – na fabrykę butów, zakład rybny, fabrykę lubrykantów z widocznym w tle strumieniem substancji o wyglądzie tłustych, podtopionych lodów – i udziela swoich słynnych „zaleceń”. Mamy tam Kima na szczycie góry, spoglądającego na zachód słońca z odważną, acz zamyśloną miną. 18 stycznia 2016 roku, czyli niedługo po czwartej północnokoreańskiej próbie jądrowej – był to wielki moment w kadencji Kima, rzekomo pierwsza północnokoreańska detonacja bomby wodorowej, o wiele bardziej destrukcyjnej niż wybuch atomowy – przedstawiono go na okładce „The New Yorkera” w postaci pulchnego bobasa bawiącego się swoimi „zabawkami”: bronią jądrową, pociskami balistycznymi i czołgami. Taki wizerunek sugeruje, że Kim, jak dziecko, ma skłonność do wybuchów złości i nieprzewidywalnych zachowań, jest niezdolny do podejmowania racjonalnych decyzji i zapewne wpakuje siebie i innych w kłopoty.
Jego młody wiek sprowokował też przypuszczenia, że w głębi serca Kim jest reformatorem, a zagraniczne mocarstwa mogą ukształtować jego stosunek do świata zewnętrznego poprzez zacieśnianie relacji. Kiedy we wczesnych latach osiemdziesiątych do władzy doszedł Kim Dzong Il, inne kraje także spekulowały, że może okaże się odnowicielem, który będzie chciał zmodernizować swoje państwo. W 1982 roku Don Oberdorfer, reporter „The Washington Post” i autor książki The Two Koreas , zacytował opinię ambasady NRD, zgodnie z którą Kim lubił modne ubrania i duże ilości alkoholu¹⁵. Jednak owe wczesne sygnały okazały się zaledwie powierzchownymi różnicami, a nie zapowiedzią gruntownych reform.
W przypadku Kim Dzong Una istniały o wiele bardziej przekonujące znaki, że będzie on chciał zintegrować Koreę Północną ze społecznością międzynarodową i wyzwolić swój kraj z trwającej od sześćdziesięciu pięciu lat i wciąż pogłębiającej się izolacji. W przeciwieństwie do swojego dziadka i ojca Kim kształcił się przez kilka lat w Szwajcarii. Północnokoreańskie media wypuściły klip, na którym Kim widoczny jest podczas koncertu w Pjongjangu: po scenie skaczą postacie z Disneya, na ogromnych ekranach widać projekcje z Dumbo i Królewny Śnieżki, a grupka skąpo odzianych kobiet gra na skrzypcach¹⁶. Ponadto Kim jako pierwszy przywódca Korei Północnej pojawił się publicznie ze swoją żoną, Ri Sŏl Ju; jego ojciec i dziadek unikali publicznych występów z małżonkami i starali się nie ujawniać zbyt wiele ze swojego życia prywatnego. Wszystkie te gesty interpretowano jako sygnały pozwalające liczyć na to, iż Kim zechce pchnąć Koreę Północną w nowym kierunku. Pomimo świeżych doniesień o rozwoju północnokoreańskiego programu balistycznego i jądrowego owe nadzieje odżyły w styczniu 2018 roku, gdy Kim zaczął nawiązywać kontakty z Chinami, Koreą Południową i Stanami Zjednoczonymi. U zewnętrznych obserwatorów owa rozbieżność w jego działaniach budzi zarówno niepokój, jak i optymizm.
Z drugiej strony, na przekór tej nadziei, panuje też przeświadczenie, że zmierzamy ku nieuniknionej katastrofie. Kiedy weźmie się pod uwagę przerażająco szybki rozwój północnokoreańskich możliwości cybernetycznych, jądrowych i militarnych, niezliczone szeregi żołnierzy maszerujących niewyobrażalnie równym krokiem podczas parad wojskowych, a także buńczuczne groźby, Kim przestaje być zwariowanym smarkatym grubasem, a zaczyna się jawić jako trzymetrowy gigant o nieopisanej, nieograniczonej potędze: niepowstrzymany, nieprzewidywalny, nieustraszony, wszechmocny. Dysponuje międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi zdolnymi dosięgnąć Los Angeles. Wygraża, że przemieni Błękitny Dom – rezydencję prezydenta Korei Południowej – w „morze ognia”¹⁷. Ma pod swoimi rozkazami milionową armię, gotową pomaszerować na południe, aby wymusić reunifikację obu Korei. Jest uzbrojony w dziesiątki bomb atomowych. Prezydenta Stanów Zjednoczonych nazwał „umysłowo chorym” i groził mu wojną jądrową¹⁸.
Enigmatyczny Kim
Pod koniec 2017 roku, na skutek ostentacyjnych północnokoreańskich testów pocisków balistycznych, największych jak dotąd prób jądrowych i wojny na słowa z prezydentem Trumpem, werble zwiastujące możliwą drugą wojnę na Półwyspie Koreańskim przybrały na sile. Jednak z początkiem roku 2018 Kim nagle postanowił zrobić zwrot ku rozwiązaniom dyplomatycznym. Zapowiadając w noworocznym orędziu masową produkcję bomb atomowych, jednocześnie wyraził chęć pojawienia się na zimowych igrzyskach olimpijskich. Następnie, po raz pierwszy od czasu podziału półwyspu w roku 1945, przedstawicielka rodu Kimów – siostra dyktatora, Kim Jo Dzong – postawiła stopę w Korei Południowej. Za tym przełomowym wydarzeniem szybko poszła seria spotkań na szczycie z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem, prezydentem Moon Jae-inem z Korei Południowej i amerykańskim prezydentem Trumpem – to ostatnie było pierwszym spotkaniem pomiędzy przywódcą Korei Północnej a aktualnym prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Pod wpływem tego zwrotu w stronę zacieśniania relacji – i dzięki uwadze mediów, czujnie obserwujących każdy ruch dyktatora – Kim przemienił się nagle z trzymetrowego bobasa w prawdziwą, żyjącą istotę ludzką, która chodzi, mówi i bierze udział w spotkaniach jak każdy inny człowiek. Im częściej mamy możliwość przyglądania mu się bez wygładzającego filtra północnokoreańskiej propagandy, tym więcej takich przebłysków do nas dociera i tym więcej dostrzegamy elementów składających się na zagadkę, jaką stanowi Kim. Tu oto popija herbatę z prezydentem Moonem, tam słucha z uwagą prezydenta Xi, ówdzie rozmawia z prasą w Singapurze, siedząc ramię w ramię z prezydentem Trumpem, jakby wszystko to od lat było dla niego rutyną. Kim ma poczucie humoru. Jak każdy inny mąż jada kolacje z żoną. Zwiedza Singapur i robi sobie selfie. Rozmawia o tym, że pragnie pokoju i pomyślności dla swojego narodu i dla Półwyspu Koreańskiego.
Wszystkie te spotkania na szczycie, do których doszło w 2018 roku, rozbudziły namiętne debaty na temat intencji Kima. Jego debiut na arenie międzynarodowej napełnił radością rozmaite gołębie serca, które zaczęły argumentować, że Waszyngton musi zmienić swoją politykę i dać Kimowi gwarancję bezpieczeństwa oraz korzyści ekonomicznych, aby stopniowo skłonić Pjongjang do odejścia od broni jądrowej. Różne głosy z obu krańców politycznego spektrum przyklaskiwały zacieśnianiu więzi pomiędzy dwiema Koreami i sławiły przywódców obu krajów jako główną siłę napędową w trajektorii regionu, działającą bez interwencji Waszyngtonu. Wieloletni obserwatorzy Korei twierdzili jednak, że owa taktyka zbliżenia ze strony Kima to zwykłe mydlenie oczu, które ma odwrócić uwagę od postępujących prac nad pociskami balistycznymi i produkcją materiału rozszczepialnego oraz osłabić chęć sankcji ze strony wspólnoty międzynarodowej. Większość urzędników państwowych i doświadczonych weteranów negocjacji z Koreą Północną zgadza się, że Kim raczej nie zrezygnuje ze swojego arsenału, o ile nie uzna, iż uparte inwestycje w broń jądrową postawią pod znakiem zapytania jego własne przetrwanie.
Jedno w każdym razie nie ulega wątpliwości: to Kim decyduje, które elementy układanki możemy do siebie dopasowywać, które kropki nam się ukażą i zaraz potem znikną. Jego zwiększona widzialność zmusiła mnie oraz wiele innych osób – łącznie, jak podejrzewam, z moimi dawnymi kolegami ze wspólnoty wywiadowczej – do dokonania przeglądu swoich założeń. Czy historia nieudanych negocjacji i północnokoreańskich krętactw to dla nas zbyt wielkie obciążenie, byśmy mogli spojrzeć na obecną sytuację trzeźwym okiem? Czy Kim Dzong Un fundamentalnie różni się od swojego dziadka i ojca, którym zależało na izolacji kraju? Czy też ci, którzy zachwalają politykę zbliżenia z Koreą Północną i chcą dać Kimowi szansę – łącznie z prezydentem Trumpem, który nazwał go „człowiekiem honoru”¹⁹ – padają ofiarą czegoś, co Richards Heuer określa mianem „złudzenia bezpośredniego doświadczenia”, a co polega na przykładaniu większej wagi do bezpośrednich interakcji z Kimem niż do innych poszlak wskazujących na przeciwne intencje?
Stawka jest wysoka. To, czy Kim okaże się przerośniętym dzieciakiem, czy też aspirującym mężem stanu łaknącym pokoju w regionie, będzie miało ogromny wpływ na bezpieczeństwo Ameryki i całego świata. Zarazem przeceniamy jego zdolności i ich nie doceniamy, mylimy jego możliwości z jego zamiarami, kwestionujemy jego racjonalność, a jednocześnie zakładamy, że kieruje nim jakiś strategiczny cel i że Kim dysponuje środkami potrzebnymi do jego osiągnięcia. Właśnie owa dwuznaczność Korei Północnej i manipulacje Kima sprawiają, że nadal usiłujemy rozwiązać zagadkę, jaką stanowi jego reżim. Dopóki nie zrozumiemy prawdziwego Kima, jego charakteru i ambicji, a także korzeni dynastii, która ukształtowała jego światopogląd, dopóty istnieje ryzyko, że podejmowane przez nas decyzje polityczne, zamiast zbliżyć, podważą cel, jakim jest denuklearyzacja Korei Północnej.