- W empik go
Klara - ebook
Klara - ebook
Tragikomiczny portret współczesnej singielki Klary, wciąż szukającej szczęścia. Czego Klara nie ma? Męża, dzieci i ustabilizowanego życia. A co ma? 39 lat, żonatego kochanka, kredyt hipoteczny, czarnego kota, ukochaną przyjaciółkę Wronkę, wiecznie zrzędzącą matkę, zwyczaj topienia smutków w alkoholu, wiarę w moc xanaxu i cięty język. Klara kocha i nienawidzi. Płacze i się śmieje. Pragnie umrzeć i rozpaczliwie chce żyć.
Z pozoru zabawny pastisz życiowych seriali i powieści, a tak naprawdę bolesna prawda o braku porozumienia między ludźmi i naszych obyczajach. Czarny humor, pieprzny język, prawdziwe emocje.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8032-491-6 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
czyli sezon na szparagi
Klara miała 39 lat, więc kupiła sobie rower. I koc. I najnowsze dzieło Murakamiego. I „Gazetę Wyborczą” z „Co jest grane”. Lubiła ten dodatek, bo kolega w podstawówce na pytanie: „Co jest grane?”, odpowiadał zawsze: „Tango buraczane”. Kochała się w nim, więc miała dobre wspomnienia. Przynajmniej tyle.
Jan miał 38 lat. Czytał Kinga. Słuchał Stinga. Uwielbiał Discovery i eklerki, i porto (z akcentem na porto). W wolnych chwilach nurkował. Nie miał dzieci. Nie miał wspomnień. Miał plan. Przynajmniej tyle.
Klara była odważna. Napisała ogłoszenie: „Mam na imię Klara i 39 lat, jeśli chcesz ze mną spędzić Noc Muzeów, zadzwoń”. Jan był nieśmiały, ale napił się porto i napisał SMS-a: „Tak. Chcę”. I nadeszła noc. Spotkali się w kolejce do Muzeum Nurkowania. On miał ze sobą książkę Marzenia senne dzieci Junga. Po tym go poznała. Ona uśmiechnęła się. Po tym ją poznał. Ona go poczęstowała papierosem. On ją wodą mineralną z gazem. Ona odmówiła. On też. Ale się zawahał. W Muzeum Powstania Warszawskiego nic nie mówili. W Muzeum Sztuki Współczesnej ona go nadepnęła. Niechcący. Dotknął jej dopiero na Hożej, delikatnie. Pocałował w Muzeum Etnograficznym. Przed Zachętą zrobił jej zdjęcie telefonem. Nieostre. „Nieostre”, powiedział. Ona rozpłakała się.
ONA
Przepraszam. Nie bierz tego do siebie. Jestem zdenerwowana po prostu. Coś mi się przypomniało. Przepraszam.
ON
To ja przepraszam. Nie umiem robić zdjęć. Przepraszam. Chodźmy gdzieś usiąść. Usiądźmy może gdzieś. Przepraszam.
Usiedli.
ONA
Woda. Wino. Szparagi.
ON
Porto. Porto. Porto. Szparagi. Przepraszam!
ONA
Nie przepraszaj!
ON
Przepraszam! Lubię Warszawę. I Bydgoszcz. Tam jest zupełnie inna kultura. To jest zupełnie inny świat. Tam ludzie żyją inaczej.
ONA
A Toruń?
ON
Nie mogę powiedzieć, że znam Toruń, ale... tak, podoba mi się. Lubię miasta polskie. Lubię. Porto.
ONA
Ja też. Najbardziej Trójmiasto. I Sopot. Sopot bardzo lubię.
ON
O której odchodzi twoje metro?
ONA
O jedenastej.
ON
To mamy jeszcze czas. Porto. Rachunek. Odprowadzę cię.
ONA
Lubię szparagi. Bardzo. Ale te mi nie smakowały. Lubię takie zwykłe szparagi. Bez niczego.
ON
No to odprowadzę cię.
ONA
Takie zwykłe lubię. Po co te sosy były w ogóle? Pocałuj mnie!
ON
Ciekawe, dlaczego szparagi tak krótko trwają?
ONA
Ciekawe. Pocałuj mnie!
ON
Dobranoc.
ONA
Dobranoc.
Klara miała 39 lat i rzygała całą noc. Po szparagach.
Jan miał 38 lat i pił całą noc. Porto.Obietnica
– Przysięgam ci! – grzmiała przez telefon matka. – Obiecuję! Jeśli natychmiast nie skończysz tej znajomości, to ja ją skończę! Zadzwonię do jego żony! Ja to zrobię!
– Nic to nie zmieni, mamo. – Klarze było wszystko jedno.
– Co nic nie zmieni? Zmieni! Aha, jeszcze jedno. Przysięgam ci, że jeżeli z nim nie zerwiesz, to nie masz prawa być na moim pogrzebie, rozumiesz?!
– Kto mnie nie wpuści?
– Pani Zosia i pani Basia. Nie masz prawa stać nad moim grobem. I nie waż się dotykać urny! – Tu głos jej zadrżał.
– Mamo, przestań! Umieraj sobie, gdzie chcesz i jak chcesz. Zakop się, spal, nie wiem... – Tu głos jej zadrżał. Potem się rozpłakała i rzuciła słuchawką.
– Halo! Wronka...? Ja już nie mogę. Ja go tak strasznie kocham... Tak strasznie, że nie jestem w stanie tego znieść. Co ja mam robić, Wronka?
– Zamknąć się w szpitalu, Klara. W więzieniu, gdziekolwiek, wyrzucić telefon, nie odbierać od niego niczego, nie dzwonić, nie myśleć, nie kłamać, Klara! On ci marnuje życie! Opamiętaj się!
– Zabiję jego żonę.
– Klara, do diabła! Przestań!
– Spróbuję. Wczoraj też próbowałam. Miał na imię Jan. Jan bez ziemi. I bez sensu.
– Próbowałaś już tysiąc razy. Przysięgam ci, że jeżeli teraz dasz dupy, to przyjdę do ciebie, zabiorę ci telefon, zamknę na klucz i klucz wypierdolę przez okno. Przysięgam ci!
Klara nie miała już leków, przyjaciół ani alkoholu.
– Halo? Piotr, jesteś lekarzem. Błagam cię, czy ty masz jakieś środki, po których mogę spać i spać, żeby przespać?
– Klara, musisz skończyć z tym chujoplotem. To na pewno.
– Piotr, takie środki, co jak popiję winem, to umrę.
– Klara, musisz to skończyć!
– Albo nie. Takie coś, żebym mogła otruć jego żonę. Proszę cię, Piotr!
– Klara, przysięgam ci, że jeżeli tego nie skończysz, to zadzwonię do niego, spotkam się z nim i wpierdolę mu. Przysięgam ci to! Roztrzaskam mu łeb.
W środku nocy obudził ją telefon.
– Lisie?
– Aleks?
– Kochana moja, obiecuję ci, że już niedługo wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jutro jak będę jechał do domu, przyjadę do ciebie na chwilkę, dobrze? Żeby cię ucałować, ukochać, przytulić. Żeby cię zobaczyć, Klara. Nie płacz, lisie! Nie płacz, bo sam się rozpłaczę. Kupię ci coś po drodze, chcesz? Co chcesz?
– Siedlisko na Mazurach.
– Wszystko, co chcesz. No dobrze już. Już lis się uśmiechnął, tak? Kończę, kocham, kogucik, pa.
Rano Klara znalazła papierosa, koniak i kontakt. Światło. Zapaliła światło, papierosa i lampkę koniaku. Wronka wypiła jej zdrowie, wpiła jej czerwone paznokcie w szyje, zabrała jej siłą telefon, klucze i stanęła pod drzwiami. Po chwili wpadł Piotr, sprawdził Klarze puls, potem sobie i stanął z Wronką pod drzwiami. Po chwili w drzwiach stanął Aleks.
– Lisie!
– Kochanie!
– Kwiatuszki dla ciebie.
– Miał być domek na Mazurach.
– Na razie kwiatuszki. Przytul mnie! O tak, pokochajmy się chwileczkę. Tak się stęskniłem. Czemu nie odbierałaś telefonów?
– Wronka mi zabrała.
– A tak... Spotkałem ich z Piotrem przed drzwiami. Wronka taka ładna jest, a ciągle nie ułożyła sobie życia. Widzisz, lisie, jak to jest... I tu jeszcze pocałujemy, i tu...
Wyszedł koło południa. W drzwiach minął się z Wronką i Piotrem. Byli tak pijani, że go nie poznali.
– Klara, my z Piotrem chcemy ci powiedzieć, że co by się nie stało, możesz na nas liczyć. Obiecujemy ci to, Klara!!! Ty kurwo!!!
Ledwo dojechał do domu, zadzwonił. Po cichutku, z łazienki.
– Klara? Twoja matka dzwoniła do mojej żony.
Klara zakrztusiła się koniakiem. Bała się, że nie przeżyje.
– Moja matka? Moja matka? Moja matka?
– Lisie, przestań! Żartowałem. Chciałem cię rozbawić. W tym tygodniu powiem żonie o nas, przysięgam ci. Na wszystkie świętości. Na największą świętość. Na świętość nad świętościami.Wizyta starszej pani,
czyli... Mamo?
– Mama...? Mamo...! Matko jedyna!
– Będziesz mnie odmieniać przez przypadki czy mogę wejść?
– Oczywiście... Wejdź, mamusiu!
– Nie rozśmieszaj mnie!
Matka Klary postawiła walizkę w przedpokoju i się rozejrzała.
– Ciemne mieszkanie...
– Napijesz się czegoś, mamo?
– Piłam w domu.
– No to herbaty ci zrobię.
Matka Klary usiadła w fotelu, wyciągnęła chustkę do nosa, wysmarkała się, a potem...
– Mamo... – Zaczęła płakać. – Mamo... – Strasznie płakać. – Mamo... Słodzisz?
– Niech naciągnie najpierw.
– Jedną?
– Ty matkę pytasz, czy słodzi... Przyjechałam się pożegnać.
– Mamo, proszę cię!
– Ile tu jest pokoi?
– Dwa, mamo. Tu jest salon i sypialnia. Chodź, zobacz!
– To jeden, nie dwa... Miałam sen. Ktoś do mnie zadzwonił. Nieważne. Ja wiem kto, ale nieważne. I powiedział: „Chodź...” I ja idę... Niech naciągnie bardziej. Nie wyrzucaj!
– Nie wyrzucam, mamo.
– W torbie mam dokumenty, ale nie wiem, jak ci dać, bo ty wszystko zgubisz zaraz.
– Mamo...
– Zamknij się! Mieszkanie w Kutnie jest na ciebie. Dwa pokoje. Nie jeden, bo ja oszczędzałam całe życie i się nie bawiłam.
– Mamo...
– Wszystkie książki są twojej siostry, bo ona się ciągle uczy i ma osiągnięcia ciągle. Obrazy przekazuję pani Zosi, bo ona lubi sztukę i zna się. Wszystkie moje odznaczenia i nagrody pani Basi, bo ona zawsze mi gratulowała, jak dostałam. A buty cioci Renacie, bo ona ma ten sam numer.
– Ja też mam ten sam, mamo...
– Zapal światło, bo ciemno tu strasznie. Chociaż ja niedługo i tak będę miała ciemno...
– Mamo, przestań!
– Co, przestań? Już ci przeszkadzam? Przyjechałam dopiero co i już ci przeszkadzam?
– Mamo, proszę cię!
– Ty matkę pytasz, czy słodzi. Ja nie słodzę, Klara! Ja nigdy nie słodziłam!
– Słodziłaś, mamo.
– Kiedy?
– Jak tata był w pracy. Słodziłaś.
– Nie waż się przy mnie mówić o ojcu, rozumiesz?! Tata... Nie rozśmieszaj mnie! Tata...? Po pierwsze, on nigdy nie pracował. Po drugie, ty nie masz taty!
– Jak nie mam? To kto w ciebie wstąpił?
– Jesteś bezczelna, wiesz? Mieszkanie w Kutnie zobaczysz jak świnia niebo!
– Ja nie chcę mieszkania, mamo! Mam w dupie twoje sny, mamo! Mam w dupie twoje obrazy, twoje kryształy, twoje ordery... Ojca też mam w dupie! Chcesz cytrynę?
Matka Klary przestała płakać i mokrą chusteczką wytarła ręce.
– Chcę zostać u ciebie chwilę.
Klara odwróciła się od matki i zaczęła kroić cytrynę, chociaż była pewna, że to cebula.
– Zapal może jakieś świeczki. Ciemno nie do wytrzymania...Lampa Aladyna
– Nie świeci!
– No nie świeci, mamo. I co ci poradzę? – Klara zapaliła kolejnego papierosa. – Napijesz się wina, mamo?
– Gdzie ty ją kupiłaś?
– Na Kole, mamo. Mówiłam ci, to jest taki targ staroci.
– No właśnie. Nie dość, że stara, to jeszcze ktoś przy niej umarł na pewno. Ani metki, ani nic.
– No i widzisz, mamo! Jak można przy tobie nie pić? Od dziecka mi pieprzysz takie głupoty. Kto umarł przy lampie? No kto?
– Ja mogę zaraz jechać do domu, jak ci nie pasuje.
– No i widzisz... Usiądź, mamo! Nie chodź wokół tej lampy, bo nie zaświeci.
– Ja jadę zaraz.
– Dopiero przyjechałaś.
– Ktoś ci doradził...? Ile zapłaciłaś...? Jedź i oddaj teraz!
– Oj, mamo... Jakiś elektryk ją musi zobaczyć. Może to faza poszła?
– Jaka faza? Ty fazę to masz w piciu. Przestań już palić! – I zaczęła płakać. – Ale mi starość zafundowałaś! Inni to mają dzieci...
– Mamo, no przez lampę będziesz płakać?
– Całe to moje życie jest jak ta lampa. Z zewnątrz jako tako, ale wypalone. Wszystko wypalone...
– Mamo, przestań!
– Żeby nie było normalnych sklepów... Pani Zosi córka ostatnio piękne lampy kupiła i kinkiety. I jasno w domu, przyjemnie, wszystkie świecą.
– No chyba to nie jest dziwne, że świecą. Lampy są po to, żeby świecić.
– Twoja świeci...? No, twoja świeci...? – I znów jej się głos załamał.
I znów Klara sięgnęła po papierosa i po kieliszek. A potem po krzesło.
– Co ty wyczyniasz?
– Ściągam ją. Ściągam tę cholerną lampę!
– Nie wchodź po winie na krzesło...! Nie wchodź, mówię!
I weszła. I objęła lampę z całej siły. I zaczęła płakać wniebogłosy. A potem zaczęła się chwiać na krześle. I tak obie z lampą się chwiały, która szybciej.
– Świeć, mówię! No świeć, bo ci jebnę! Moja mamusia chce, żebyś świeciła! Do YOU UNDERSTAND, YOU MOTHER FUCKER!!!
I nagle Klara usłyszała świst, i zobaczyła dym. A potem zobaczyła najpiękniejszego w świecie dżina. Ciągle trzymając się lampy, szepnęła:
– Wow...
– Złaź mówię! Złaź natychmiast, bo się zabijesz, pijaczko jedna.
– Ja pierdzielę, mamo...
I kiedy matka Klary zakładała płaszcz i zapinała buty, szepcząc pod nosem:
– Ostatni raz tu jestem. Ostatni... Teraz już mnie zobaczysz w trumnie...
Klara usłyszała aksamitny głos dżina:
– Czego żądasz, Klaro? Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
– Mama... Mama ma autobus o 17. Mógłbyś ją zawieźć?
I spadła.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------