Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 9. Lokatorka w woalce - ebook
Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 9. Lokatorka w woalce - ebook
Klasyczne opowieści detektywistyczne Arthura Conan Doyle'a o Sherlocku Holmesie w uproszczonych adaptacjach dla dzieci. Idealna propozycja dla młodych wielbicieli zagadek i kapitalne wprowadzenie do klasyki. Tom 9. Siedem lat temu w wiosce Abbas Parva miał miejsce przerażający incydent. Pan Ronder, właściciel objazdowego Cyrku Dzikich Zwierząt, zginął rozszarpany przez lwa, który wydostał się z klatki. Badający sprawę Holmes otrzymuje zaproszenie na spotkanie z kobietą, która nie chce ujawnić swojej twarzy. Popełniona siedem lat temu makabryczna zbrodnia miała straszne konsekwencje. Holmes musi spróbować ocalić lokatorkę w woalce przed wyrokiem jej własnego sumienia.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8233-401-2 |
Rozmiar pliku: | 6,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ponadto niektóre śledztwa dotyczyły ludzi na tak wysokim szczeblu, że nie wolno mi było zdradzać szczegółów, by nie nadszarpnąć czyjegoś honoru.
Osoby zamieszane w tajemnicze wypadki nieraz pisały do Holmesa, niespokojne o reputację swoich rodzin, gdyby sprawy te wyszły na jaw. Takie obawy są nieuzasadnione, gdyż jak wiadomo, mój przyjaciel jest bardzo taktowny i w pełni godny zaufania. Żadne tego typu sekrety nie zostaną ujawnione. Muszę więc surowo potępić niedawną próbę zniszczenia archiwum spraw Holmesa. Jeśli takie haniebne działania się powtórzą, Holmes udzieli mi przyzwolenia, bym upublicznił historię dotyczącą pewnego polityka, latarni morskiej oraz trenowanego kormorana. Na pewno co najmniej jeden z czytelników zrozumie tę aluzję.
Nie wszystkie zagadki wymagały od Holmesa popisów nadzwyczajnego daru obserwacji i intuicji, które zazwyczaj w tych wspomnieniach staram się uwydatniać. Poniższa historia jest właśnie jedną z takich tajemnic, a ponadto kryje w sobie tak poruszającą tragedię, że czuję się w obowiązku ją opowiedzieć. Zmieniłem jedynie nazwiska i nazwy miejsc, by nie zdradzać tożsamości osób zamieszanych w tę mroczną sprawę.
Pewnego ranka pod koniec roku 1896 otrzymałem od Holmesa pośpiesznie nagryzmoloną wiadomość, w której prosił mnie, bym natychmiast przybył na Baker Street.
Watsonie,
Przyjdź czym prędzej na Baker Street. Twoja obecność może być wielce pomocna.
Sherlock
Gdy dotarłem na miejsce, zastałem Holmesa siedzącego przy kominku naprzeciwko starszej kobiety w typie matrony. Przyjrzałem się jej uważnie, próbując, sposobem Holmesa, na podstawie wyglądu wydedukować coś na temat jej okoliczności życiowych. Stosownie do okazji miała na sobie ciemną wełnianą suknię, czystą i niełataną, ale na pewno nie pierwszej nowości. Kimkolwiek była, nie miałem wątpliwości, że bardzo dba o swoją prezencję, mimo że nie jest zamożna. Buty miała schludnie wypastowane, a gdy zdejmowała czepek, zauważyłem, że na palcu nie nosi obrączki, co wskazywało, że jako kobieta niezamężna musi sobie radzić sama. Próbowałem dociec, w jaki sposób zarabia na życie. Nie miała zniszczonych dłoni praczki, ale nie wyglądała też na pokojówkę arystokratki. W takim razie być może jest kucharką? Odnosiłem wrażenie, że praca fizyczna nie jest jej obca. Wyobraziłem ją sobie z rękami po łokcie w mące, piekącą chleb dla całego domostwa.
– Watsonie, poznaj panią Merrilow z południowego Brixton – odezwał się mój przyjaciel, wskazując gestem kobietę.
Południowe Brixton
Dzielnica Londynu, część gminy Lambeth, bardzo zróżnicowana klasowo – mieszkają tam zarówno dokerzy i robotnicy, jak i zamożni biznesmeni. Wiele niegdyś wystawnych domów przekształcono w pensjonaty.
Brixton idealnie zgadzało się z moimi wnioskami. W tej dzielnicy znajdowało się wiele okazałych willi i to zapewne w jednej z nich zatrudniona była ta kobieta. Skinąłem jej z uśmiechem na powitanie i skupiłem uwagę na rozmowie, spodziewając się, że lada chwila moja teoria znajdzie potwierdzenie.
– Pani Merrilow jest gospodynią, właścicielką pensjonatu, podobnie jak nasza pani Hudson. Ta dama ma nam do opowiedzenia ciekawą historię, która może się okazać wstępem do śledztwa, a w takim przypadku twoja obecność będzie mi bardzo pomocna.
– Jestem do usług – odpowiedziałem, podsuwając sobie krzesło i siadając między nimi.
Na szczęście nie zdążyłem się podzielić z Holmesem swoją chybioną teorią, ale wstyd można było chyba wyczytać z mojej twarzy, gdyż przyjaciel zerknął na mnie z lekko uniesionymi brwiami, po czym zwrócił się do kobiety.
– Rozumie pani zapewne, że jeśli spotkam się z panią Ronder, wolałbym z nią porozmawiać w towarzystwie świadka. Proszę jej to wytłumaczyć przed naszym przybyciem.
– Oczywiście, wielki dzięki, panie Holmes – powiedziała dama. – Jej tak bardzo zależy na spotkaniu z panem, że mógłby pan przyprowadzić ze sobą nawet i całe miasto!
– W takim razie przyjedziemy dzisiaj wczesnym popołudniem. Ale zanim zaczniemy, pozwoli pani, że uporządkujemy sobie wszystkie fakty. Takie podsumowanie przy okazji pomoże doktorowi Watsonowi zrozumieć sytuację. Czyli pani Ronder jest od siedmiu lat lokatorką w prowadzonym przez panią pensjonacie i przez ten czas tylko raz widziała pani jej twarz?
– Zgadza się, sir. I bardzo tego żałuję – odpowiedziała pani Merrilow.
– Gdyż, jak rozumiem, jest bardzo okaleczona?
– Cóż, panie Holmes, sęk w tym, że trudno w ogóle nazwać to twarzą. To taki straszny widok. Gdy nasz mleczarz dostrzegł ją kiedyś w oknie, przeraził się tak bardzo, że potłukł wszystkie butelki na ścieżce przed domem. To takie wstrząsające wrażenie. Kilka tygodni później zdarzyło mi się wejść po schodach dokładnie w momencie, gdy pani Ronder otwierała drzwi swojego pokoju. Na mój widok natychmiast zasłoniła twarz i powiedziała: „Teraz pani rozumie, dlaczego przed nikim nie odsłaniam woalki”.
– Czy wie pani cokolwiek na temat jej przeszłości?
– Nie, absolutnie nic.
– Czy miała przy sobie jakieś referencje, gdy przybyła do pensjonatu?
– Nie, sir, ale miała przy sobie gotówkę, i to solidną. Bez dyskusji zapłaciła czynsz za trzy miesiące z góry i przystała na wszystkie moje warunki. W tych trudnych czasach niezamożna gospodyni nie może sobie pozwolić, by nie skorzystać z takiej okazji.
– Czy podała jakiś powód, dlaczego chciała zamieszkać u pani?
Pani Merrilow pokręciła głową i szybko odpowiedziała:
– Nie, ale chyba się domyślam, dlaczego wybrała akurat mój dom. Stoi w pewnym oddaleniu od ulicy, a ogród od frontu daje jeszcze większe poczucie prywatności. Poza tym mam miejsce tylko dla jednego lokatora i mieszkam sama, bez własnej rodziny. Podejrzewam, że próbowała wcześniej paru innych miejsc i uznała, że u mnie jej najbardziej odpowiada. Ta kobieta szuka odosobnienia i jest gotowa sowicie zapłacić za swój święty spokój.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_