- W empik go
Klasztor kadecki - ebook
Klasztor kadecki - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 189 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sprawiedliwi nie zatracili się u nas i nie zatracą nigdy. Nie dostrzegamy ich tylko; ale zacznijmy się rozglądać dokoła, a znajdziemy ich. W tej chwili oto przypominam sobie cały klasztor sprawiedliwych, i na dobitkę z takich czasów, kiedy to dobroć i świątobliwość bardziej niż kiedy indziej kryła się przed światłem. A zważcie, że wszyscy oni należeli nie do pospólstwa i nie do możnowładztwa, jeno do stanu służebnego, zależnego, któremu najtrudniej jest strzec rzetelności; a jednak nawet i wówczas tacy byli… Z pewnością i dzisiaj są, tylko – ma się
Zamierzone i rozpoczęte przeze mnie szkice o „trzech rosyjskich sprawiedliwych” nasunęły pewnemu czcigodnemu leciwemu człowiekowi myśl podzielenia się ze mną swymi wspomnieniami szkolnymi: są one ciekawe jako przyczynek do charakterystyki czasów, których dotyczą, tudzież bardzo cenne dla mnie jako bogate uzupełnienie mojej galerii „trzech sprawiedliwych”. Ów wspominkarz chce pozostać nieznany; opowieść jego przekazały mi osoby powszechnie znane i zasługujące na szacunek. W opowiadaniu nic nie zmieniłem, nie nie dodałem: zapisałem je tylko i uporządkowałem. (Przyp… aut.)
rozumieć – trzeba poszukać. Chcę wam opowiedzieć całkiem prostą, lecz dość zajmującą historię o trzech mężach sprawiedliwych z tak zwanych „głuchych czasów”. Ale jestem przekonany, że takich jak oni było bardzo dużo.ROZDZIAŁ DRUGI
Wspomnienia moje odnoszą się do Pierwszego Korpusu Kadetów w Petersburgu, a mianowicie do tego okresu, kiedy byłem jego wychowankiem i na własne oczy widziałem owych trzech sprawiedliwych, o których opowiem tutaj. Przedtem atoli pozwolę sobie rzec słów kilka o tym korpusie w ogólności i o jego sprawach tak, jak je sobie uprzytamniam.
Korpus przed wstąpieniem na tron cesarza Pawła I był podzielony na klasy według wieku wychowanków, każda zaś klasa – na sale. W każdej sali mieszkało po dwudziestu chłopców, pod opieką guwernerów cudzoziemców, tak zwanych „opatów”; byli to Francuzi i Niemcy. Zdarzali się bodaj i Anglicy. Opaci mieli po pięć tysięcy rubli wynagrodzenia rocznie; pełniąc dyżury, po dwa tygodnie na zmianę, sypiali razem z kadetami. Pod ich dozorem kadeci przygotowywali się do lekcyj i musieli prowadzić konwersację w tym języku, jakiej narodowości był opat dyżurujący. Skutkiem tego kadeci posiadali dobrą znajomość języków obcych i tym się oczywista tłumaczy, że Pierwszy Korpus wy – dał tak znaczną ilość posłów i wyższych oficerów pełniących służbę w dyplomacji.
Kiedy cesarz Paweł objąwszy tron odwiedził po raz pierwszy korpus, natychmiast wydał rozkaz takowy: „Opatów oddalić, korpus podzielić na kompanie i do każdej wyznaczyć oficerów, jak to zwyczajnie w pułkach”.«
Odtąd obniżył się poziom nauczania wszystkich przedmiotów, znajomość zaś języków całkiem zanikła. O tych odwiedzinach cesarskich krążyły w korpusie różne podania, żywe aż do tej stosunkowo późnej chwili, z którą zaczynają się moje osobiste wspomnienia o tamtejszych ludziach i porządkach.
Proszę mi wierzyć, tych zaś, co mnie znają, proszę, by zaświadczyli, że pamięć mam dobrą i umysł najzupełniej sprawny, a takoż posiadam niejakie zrozumienie czasów dzisiejszych. Nieobca mi jest nasza literatura współczesna i prąd, jaki w niej panuje: czytałem i czytam nie tylko to, co mi się podoba. Wiem też, że ludzie, o których będę mówił, nie cieszą się względami. Owe czasy zwykło się nazywać „głuchymi”, która to nazwa jest słuszna; ludzi zaś tamtych, a zwłaszcza wojskowych, określa się co do jednego jako „zębołupów”, co może nie całkiem jest sprawiedliwe. Byli i wówczas ludzie szlachetni, ludzie
Z „Zarysu historii Pierwszego Korpusu Kadetów”, ułożonej przez Wiskowatego, widać, że stało się to 16 stycznia r. 1797. (Przyp… aut.)
tak wielkiego umysłu, serca, uczciwości i charakteru, że lepszych nie ma, zda się, potrzeby szukać.
Wszyscy dorośli wiedzą dziś dobrze, jak wychowywano u nas młodzież w czasach następnych, mniej „głuchych”; widzimy też na własne oczy, jak się ją wychowuje teraz. Wszystko pod słońcem ma swój czas. Różne bywają gusta. Może i jedno, i drugie jest równie dobre; ja zaś pokrótce opowiem, kto i jak nas wychowywał, to znaczy, w jaki sposób owi ludzie świecili nam przykładem, jakie rysy ich charakteru wyryliśmy w swych sercach, albowiem – jako człek ułomny – nie rozumiem wychowania bez wzoru, żywego a podniosłego. Zresztą w tej sprawie zgodni są dziś nawet najwięksi uczeni.
A zatem oto moi wychowawcy, którymi na stare lata umyśliłem się poszczycić. Przegląd zrobię wedle starszeństwa.ROZDZIAŁ TRZECI
Pierwszy: Dyrektor generał-major Perski (wychowanek tegoż korpusu z okresu rozkwitu szkoły). Wstąpiłem do korpusu w r. 1822 wraz z moim starszym bratem. Obydwaj byliśmy jeszcze mali. Ojciec przywiózł nas własnymi końmi z guberni chersońskiej, gdzie miał majątek darowany mu przez „mateczkę Katarzynę”. Arakczejew chciał był ten majątek zabrać na osadę wojskową, aliści nasz stary narobił takiego hałasu i tak stanął okoniem, że dano mu spokój i daru „mateczki” "nie ruszono.
Przedstawiając nas generałowi Perskiemu, który piastował jednocześnie dwa urzędy – dyrektora i inspektora korpusu – ojciec był wielce wzruszony, ponieważ pozostawiał nas w stolicy, gdzie nie mieliśmy ani krewnych, ani znajomych – nikogo bliskiego. Powiedział o tym Perskiemu prosząc go o „względy i pieczę”.
Perski wysłuchał ojca cierpliwie i spokojnie, nic mu jednak nie odrzekł, dlatego że rozmowa odbywała się w naszej obecności; toteż zwrócił się wprost do nas z tymi słowy:
– Sprawujcie się dobrze i wykonujcie zawsze rozkazy swych przełożonych. A przede wszystkim patrzcie swego nosa i nigdy nie donoście zwierzchnikom o jakichkolwiek figlach kolegów. W takich razach nikt was w tarapatach ratować nie będzie.
W ówczesnym języku kadeckim na określenie kolegi parającego się tak brzydkim rzemiosłem jak donosicielstwo czy lizusostwo istniał wyraz „liżypała”: był to występek, którego kadeci nigdy płazem nie puszczali. Winowajcę traktowano z pogardą, szorstko, nawet okrutnie; przełożeni zaś nie potępiali takiego postępowania. Może te samosądy były i dobre, i złe zarazem, natomiast jest rzeczą niewątpliwą, że budziły w chłopcach poczucie honoru, z którego kadeci dawnych czasów nie bez powodu słynęli pozostając mu wierni do śmierci na wszystkich szczeblach swej służby państwowej.
Michał Perski była to osobistość niezwykła, a przy tym mężczyzna nader okazały i elegancki. Nie wiem, czy ta elegancja leżała w jego charakterze, czy też poczytywał sobie za powinność dawać nam przykład schludności i staranności iście wojskowej. Tak dalece był ciągle zajęty nami, i wszystko, cokolwiek robił, robił dla nas, żeśmy i tę elegancję brali do siebie i starali się go ściśle naśladować. Zawsze był ubrany bardzo przepisowo, a zarazem wytwornie; zawsze nosił ówczesny trójgraniasty kapelusz pod pachą, trzymał się prosto i dziarsko, chód miał dostojny i majestatyczny, jakby odzwierciedlający nastrój jego duszy – wielkie poczucie obowiązku służbowego, wolne jednak od służalczości.