Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klatka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 czerwca 2021
Ebook
32,90 zł
Audiobook
42,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,90

Klatka - ebook

 

Upajał się świadomością, że jest panem życia i śmierci, że od niego zależy los człowieka.

W Puławach w tajemniczych okolicznościach giną ludzie. Śledczy szukają wspólnego mianownika dla okrutnych morderstw. Co łączy zamordowane osoby? Co wydarzyło się na hucznej urodzinowej imprezie przed dwudziestu laty? Policja próbuje rozwiązać zagadkę, ale pojawia się coraz więcej wątpliwości.

Kim jest wyjątkowo okrutny morderca i dlaczego się mści?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8195-617-8
Rozmiar pliku: 860 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Mężczyzna rozejrzał się czujnie na boki i z ulgą stwierdził, że nikogo nie ma w zasięgu wzroku. Był, co prawda, środek dnia, ale w tej okolicy rzadko ktoś się pojawiał. Było mu to bardzo na rękę, więc nie zwlekał dłużej, by nie kusić losu. Zdecydowanym ruchem otworzył bagażnik samochodu i popatrzył na jego zawartość. Chwilę się nad czymś zastanawiał, jakby coś szacował. Pakunek wypełniał niemalże całe wnętrze.

W końcu się zdecydował, chwycił za materiałowe uchwyty i pociągnął coś mocno do góry. Stęknął z wysiłku, ale wytężył siły i finalnie jakoś przełożył wielką granatową torbę przez zbyt wysoki, jak na taki pakunek, próg załadunku auta. Położył duży bagaż na ziemi i odetchnął. Po chwili trzasnął klapą. Znów popatrzył na torbę, skoncentrował się, jakby za chwilę miał podrzucić na ramiona ciężką sztangę, chwycił ją i koślawo przeszedł do drzwi budynku.

Rudera z zewnątrz nie zachęcała do wchodzenia do środka, a wewnątrz było jeszcze gorzej. Opuszczony budynek, nieremontowany od dziesięcioleci i na oko od bardzo dawna niezamieszkany, należał kiedyś do rodziny mężczyzny, ale teraz był jego. Nie zamierzał jednak tu mieszkać, w tej opustoszałej i zapyziałej okolicy położonej pomiędzy ruinami budynków starego PGR-u a gęstym zaniedbanym lasem. Ten rozpadający się dom był mu potrzebny do innych celów.

Chrzęst piachu i kawałków gruzu z potłuczonych płytek niegdyś zdobiących ściany pomieszczeń, a teraz odpadających prosto na betonową podłogę oznajmił, że mężczyzna wszedł do warsztatu. Mimo brudu, bałaganu i rozpadających się mebli człowiek ten miał tu wszystko, czego potrzebował: narzędzia, porządnie wytłumione ściany oraz brak sąsiadów. Zaklejone gazetami i kartonami okna strzegły wnętrze przed wzrokiem ewentualnych przypadkowych przechodniów.

Po chwili pomieszczenie zalała żółta poświata ze słabej żarówki zamontowanej pod sufitem. Wielka torba plasnęła ciężko o podłogę. Mężczyzna rozejrzał się po warsztacie i westchnął. Otarł pot z czoła.

Nagle ogromny granatowy pakunek poruszył się lekko, a ze środka doszedł cichy jęk.

***

Zakneblowana dziewczyna wyła niewyraźnie, frenetycznie ruszając przy tym na boki głową, jakby samym ruchem chciała zerwać z ust szarą mocną taśmę. Z bełkotu niosącego się po wnętrzu warsztatu nic nie można było zrozumieć, ale mężczyzna i tak zakrył uszy zakrwawionymi dłońmi. Przycisnął z całej siły wystające guzki małżowiny usznej, wytłumiając choć trochę potworne skomlenie zarzynanej osoby. Nie chciał tego słuchać, tego chaotycznego zawodzenia błagającego o litość.

Rzucone na ziemię zakrwawione obcęgi zaznaczyły posadzkę szkarłatnym śladem.

Mężczyzna starał się uspokoić i przemówić sobie do rozsądku. Wziął kilka głębszych oddechów. Powtarzał jak mantrę, że musi się przemóc, aby dokończyć zadanie, które sobie wyznaczył. Po to w końcu wziął tego dnia urlop i przyjechał tu z tą uprowadzoną kobietą.

Zawodzenie uwięzionej trochę zelżało, jakby powoli godziła się z nieuchronną śmiercią.

Mężczyzna z trudem otworzył oczy i opuścił ręce. Już było znacznie lepiej, choć jego dłonie wciąż lekko drżały. Omiótł spojrzeniem stary warsztat i nagle zupełnie niespodziewanie przyszły mu do głowy wspomnienia sprzed wielu lat, kiedy był jeszcze dzieckiem, a w tym miejscu jego nieżyjący już stryj miał mały zakład. Mężczyzna zobaczył oczami wyobraźni, jak sześcioletni brzdąc z wypiekami na twarzy wypytuje wujka o najmniejsze detale wykonywanej pracy, jak spod szlifierki kątowej sypie się warkocz iskier z obrabianego kawałka stali, jak złowrogo warczą tokarki i wiertarki.

Teraz niezamieszkały od wielu lat i popadający w ruderę dom należał do niego. Ze ścian całymi płatami odłaziła stara farba, na podłodze walały się kawałki stalowych konstrukcji, w kątach poszarzałych ścian kłębiły się tumany kurzu i pajęczyn. Ale nie miało to większego znaczenia. To pomieszczenie, dobrze wytłumione, w domu położonym na odludziu, idealnie spełniało swoje zadanie.

Wspomnienia z dzieciństwa uspokoiły go trochę. Po chwili mężczyzna doszedł już do siebie i spojrzał uważnie na przywiązaną do tokarki dziewczynę, która wyraźnie opadła z sił. Chude i zaniedbane ciało ważyło około czterdziestu kilogramów. Na oko miała nie więcej niż sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. To między innymi właśnie dlatego ją wybrał, bo łatwo ją było porwać i uwięzić. Pomógł też fakt, że ćpunka była pod wpływem jakichś środków i nie była w stanie za bardzo się bronić. Krótki strzał z tasera wystarczył, by zwiotczałe ciało dało włożyć się do torby i wpakować do bagażnika samochodu. Natomiast ciężko było określić jej wiek, bo zniszczone narkotykami, alkoholem i trybem życia ciało mogło mieć równie dobrze dwadzieścia kilka, co czterdzieści lat.

Mężczyzna przypatrzył się swojej zdobyczy. Plastikowe opaski zaciskowe przymocowane do elementów tokarki mocno trzymały dziewczynę za ręce i nogi. Na pewno było jej niewygodnie, bo wygięta w jakąś nienaturalną pozycję wisiała nad posadzką warsztatu. Głowa z posklejanymi brudem włosami zwisała teraz żałośnie, a z zakneblowanych ust dochodził cichy jednostajny jęk.

Gdy oprawca podszedł bliżej i podniósł z podłogi upuszczone wcześniej obcęgi, dziewczyna podniosła głowę i resztkami nadziei popatrzyła na swojego kata, nie rozumiejąc zupełnie, co się z nią dzieje i z jakiego powodu ten człowiek dopuszcza się takiego barbarzyństwa. Z obciętego palca lewej ręki oraz z rozciętej skóry na płaskiej piersi kapała na brudną podłogę krew. Widać było, że bardzo ją boli, ale to nie był jeszcze koniec tortur.

Mężczyzna nie mógł pozwolić, aby dziewczyna odeszła zbyt szybko. Jeszcze nie teraz. Musiał pomęczyć ją kilka godzin dłużej. Musiał się zahartować i przezwyciężyć swoją niemoc, strach, przerażenie i obrzydzenie. Musiał pójść o krok dalej, by przyzwyczaić się do widoku krwi, konającego i błagającego o litość człowieka. To był trening, którego nie mógł odpuścić.

Kilka głębszych oddechów wystarczyło, by już na spokojnie, z zimną krwią, spojrzeć na dostępny arsenał narzędzi tortur. Obcęgi, kombinerki, klucz francuski, różnej wielkości piły, wkrętaki i młotki. Proste, warsztatowe narzędzia. Co prawda, stare, zużyte i pordzewiałe, ale wciąż nadające się do tego zadania.

Mężczyzna w końcu zdecydował. Sięgnął ręką do pudełka z narzędziami i wybrał ostry wkrętak. Idealny do zadawania bolesnych ciosów przebijających skórę i wnętrzności. A takie właśnie musiały być. Krwawe i bolesne. Bo musiał nauczyć się zadawać komuś ból i przysparzać cierpienia, a finalnie odebrać komuś życie.

Kilka chwil później warsztat wypełniło diabelskie wycie dziewczyny.

***

W pomieszczeniu było dość ciemno, bo mimo wczesnych godzin przedpołudniowych zasłonięte ciężkie kotary skutecznie blokowały dostęp światła słonecznego. Mrok pokoju rozświetlały tylko dwa sporych rozmiarów monitory komputerowe, na których wyświetlały się rzędy przesuwających się linii tajemniczego kodu oraz pojawiały się okienka komunikatorów. Gałki oczne skoncentrowanej twarzy mężczyzny wstukującego bezwzrokowo kolejne polecenia przeskakiwały nerwowo z jednego ekranu na drugi.

Informatyk drgnął, gdy leżący na stole smartfon zawibrował. Jedno spojrzenie na monitor wystarczyło, żeby mężczyzna się skrzywił. Przestał stukać w klawiaturę i zamarł, wsłuchując się w dźwięk bzyczącego telefonu. Odczekał kilka sygnałów, aż w końcu z rezygnacją chwycił smartfon i odebrał połączenie.

– Halo – rzucił sucho.

– Cześć, tu Krystian.

– No widzę, że to ty, nie musisz mi się przedstawiać za każdym razem.

Chłodna odpowiedź informatyka na moment zbiła rozmówcę z tropu. Tamten odchrząknął i po chwili wrócił do rozmowy.

– No tak… No to co tam u ciebie? Coś nowego?

Mężczyzna nie odpowiedział od razu, bo coś przykuło jego uwagę. Coś, co pojawiło się na jednym z ekranów komputera. Robert przełknął nerwowo i podrapał się z przejęciem po łysiejącej głowie. Na monitorze wyświetliło się powoli kilka obrazków, na które mężczyzna długo czekał. Stanowczo zbyt długo.

– Halo! Jesteś tam? Pytałem, co u ciebie? – nalegał Krystian.

– Tak, tak… jestem… – odpowiedział odruchowo zamyślony informatyk i przełożył sobie telefon do lewej dłoni. Prawą chwycił za myszkę i powiększył z takim trudem zdobyte fotografie. Chwilę trwał w niemym zachwycie, na dobre znów zapominając o rozmówcy.

– Hej, Robert! Zadałem ci pytanie.

Informatyk nie odpowiedział, całkowicie pochłonięty kontemplowaniem wyświetlonych obrazków. Wydawało się, że zapomniał o całym świecie.

– Mam cię, kolego… – w końcu zamruczał powoli do siebie.

– Co? O czym ty do mnie mówisz? Jak to masz mnie? Robert, znowu jesteś naćpany?

W tym momencie mężczyzna się ocknął. Zdał sobie sprawę, że trzyma przy uchu telefon, a po drugiej stronie linii Krystian czeka na sensowną odpowiedź.

Robert potrząsnął głową, próbując wrócić do rzeczywistości. Wyłączył jeden z ekranów komputera, żeby nie rozpraszał jego uwagi, wstał i podszedł do zasłoniętego okna. Lekko odchylił zasłony, wpuszczając do pokoju nieco dziennego światła.

– A co cię to obchodzi? – zareagował ostro. – Moje ćpanie to moja sprawa.

Tamten westchnął ciężko.

– Jestem twoim bratem i się o ciebie martwię…

– Nie jesteś moim bratem. – Robert uciął krótko.

– Może w sensie biologicznym nie jestem… ale przecież wychowywaliśmy się razem. W jednym domu. Zawsze traktowałem cię jak brata.

Robert zmrużył lekko oczy, próbując wypatrzeć coś za oknem. W końcu puścił zasłonę i do pokoju powrócił półmrok.

– A gdzie do cholery byłeś, jak twój ojciec mnie lał?! Co? Gdzie wtedy byłeś? „Bracie”?

– Kurczę, Robert – odezwał się błagalnym tonem Krystian. – Przecież wiesz, że wysłali mnie do szkoły z internatem. Ja naprawdę nie wiedziałem, jaki z niego był drań… Nie było mnie wtedy, nie mogłem ci pomóc… Twój ojczym…

– Nie wspominaj go już! – Robert nie dał mu dokończyć. – Ciebie zawsze traktował dobrze, bo byłeś jego synem z krwi i kości, ale na mnie mógł wyładowywać swoje frustracje. Na niechcianym pasierbie. Nawet moja matka nie była w stanie mi pomóc! Bo ją też lał!

Zapadła cisza. W pokoju słychać było jedynie szum wentylatorów potężnego komputera stojącego na podłodze. Niebieskie hipnotyczne podświetlenie modułu chłodzenia przebijające spod przezroczystej obudowy maszyny wprowadzało atmosferę tajemniczości i nowoczesności.

– Robert, ja…

– Czego chcesz, bo jestem zajęty? – nie dał mu dokończyć po raz któryś informatyk.

Przybrany brat westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że ta rozmowa poszła w bardzo złym kierunku.

– Chciałbym cię prosić o pomoc w jednej sprawie, tylko… Nie wiem, czy będziesz chciał to zrobić. To bardzo delikatny temat. Trzeba komuś pomóc.

– Mów jaśniej, nie mam czasu na takie gadki.

– No dobrze. Chodzi o to, że taka jedna kuzynka mojej żony straciła mieszkanie i teraz tułają się z mężem i dziećmi po znajomych. Chyba ich nie znasz. To taka Anka z Góry Puławskiej, chodziła z moją żoną do szkoły.

– Człowieku! Co mnie to obchodzi? Po co mi to mówisz?

Krystian zamilkł na chwilę, ale dość szybko odzyskał poprzedni wątek.

– No bo widzisz, chciałbym im jakoś pomóc. Ci ludzie stracili miejsce zamieszkania przez jakiś głupi błąd w urzędzie skarbowym. Nie złożyli jakiegoś zeznania czy coś i teraz komornik odebrał im tę chałupę. Podobno już ma na ten lokal kupca. Nie znam się na tym, ale pomyślałem, że…

– Że co?

– Że może byś pogrzebał w danych urzędu i zobaczył, o co tam chodzi? Wiem, że umiesz takie rzeczy i może znaleźlibyśmy sposób na odzyskanie tego lokalu. Pomożesz? Robert?

Informatyk nagle zauważył coś na drugim, wciąż włączonym monitorze. Dostrzegł ikonę powiadomienia w otwartym okienku komunikatora. Podszedł zaintrygowany do biurka i przyjrzał się uważnie tytułowi wiadomości. Momentalnie zapomniał o całym świecie, odruchowo usiadł na fotelu i najechał myszką na wiadomość.

– Halo! Robert! Słyszałeś, o co pytałem? Pomożesz?

– Nie wiem… może… – odparł odruchowo, zbyt zamyślony, by trzeźwo pomyśleć o odpowiedzi.

– To bardzo ważne, pomógłbyś dobrym ludziom, którym pechowo powinęła się noga. Wyślę ci nazwisko tej kobiety, dasz radę?

– Nic nie obiecuję… – wymamrotał Robert nieobecnym głosem, całkowicie pochłonięty nową wiadomością.

– Dzięki, Robert! Jeśli czegoś uda ci się dowiedzieć, będę wdzięczny. Muszę kończyć, zadzwonię za kilka dni, okej? Cześć!

Robert mruknął tylko niewyraźnie, po czym się rozłączył.

Przez chwilę trwał nieruchomo, wpatrując się w monitor. Potem wyciągnął z szuflady szklaną fiolkę i wysypał sobie na dłoń jedną żółtą tabletkę. Chwilę się zastanawiał, czy to wystarczy, po czym dosypał jeszcze jedną. Po chwili obie pigułki zniknęły w przełyku mężczyzny.

***

Kobieta przystanęła, złapała się za brzuch, a potem nieładnie skrzywiła. Dopiero co wyszła z salonu urody „Diana”, ale nie uszła nawet dziesięciu kroków, gdy dopadły ją mdłości. Oparła się o ścianę budynku, wzięła kilka głębszych oddechów i powoli doszła do siebie. Po chwili nawet poczuła zadowolenie, że zdążyła skończyć swoją krótką zmianę w salonie, zanim poczuła się źle. To były tylko cztery godziny pracy dziennie, ale w jej stanie nawet to stawało się sporym wyzwaniem.

Już dochodziła do samochodu, gdy usłyszała sygnał wiadomości. Dopiero gdy usadowiła się za kierownicą i zatrzasnęła drzwi małego opla, wyjęła telefon z torebki i odblokowała ekran.

To był on.

Małkowska westchnęła ciężko. Nawet na sam widok imienia nadawcy znów zrobiło jej się słabo. Walczyła chwilę z mdłościami, oddychając głęboko, aż poczuła, że fala nieprzyjemnego osłabienia się oddala. Chętnie zapaliłaby papierosa, ale w jej sytuacji nie było to wskazane. Z trudem zwalczyła pokusę i sięgnęła po gumę do żucia.

W końcu stuknęła palcem w ekran telefonu, otwierając wiadomość.

„Jak się masz Asiu?” – przeczytała szybko i aż skrzywiła się z niesmakiem.

„Dobrze. Czego chcesz?” – odpisała lakonicznie. Chciała brzmieć surowo.

„Po prostu zapytać, co u Ciebie słychać? Potrzeba Ci czegoś?”

„Prosiłam Cię, żebyś do mnie nie pisał” .

„Ciągle myślę o Tobie… Martwię się o Ciebie”.

Kobieta przewróciła oczami i aż pokręciła z niedowierzaniem głową.

„Człowieku! Nic do Ciebie nie dociera? Daj mi spokój!”

„To nie takie łatwe… Spotkajmy się, proszę!”

– Chyba cię pojebało! – Joannie wyrwało się nagle.

Chwilę zastanawiała się, co ma mu odpisać. W końcu wzruszyła ramionami i wystukała ostateczną odpowiedź.

„Nie pisz do mnie więcej. Zapomnij o wszystkim”.

Zablokowała powiadomienia z komunikatora i odłożyła telefon na siedzenie pasażera.

Znów odetchnęła głębiej, przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła przed siebie.

***

Piętnaście minut później, gdy już dojechała do domu i weszła do mieszkania, Joanna przytuliła się do męża, który właśnie kończył gotować obiad.

– Głodna? – zapytał z troską Szymon.

Odłożył drewnianą kuchenną łyżkę, którą mieszał dogotowujący się makaron. Cmoknął kobietę w czoło i położył swoją dłoń na jej coraz większym ciążowym brzuchu. Pogładził go z lubością.

– Głodna jak wilk! – rzuciła z emfazą ciężarna. – A raczej my oboje jesteśmy głodni! Twój synek chyba bardziej.

– No mam nadzieję, że to synek!

Roześmiała się i przytuliła mocno do mężczyzny swojego życia.

– Niedługo się dowiemy – zaśmiała się.

Zamruczała z zadowoleniem, czując ciepło ciała drugiej tak bliskiej osoby i dotyk jego dłoni na swojej skórze. Czuła się szczęśliwa jak nigdy dotąd.

Tylko wciąż, gdzieś z tyłu głowy, majaczyła nieznośna myśl, że tamta sprawa sprzed kilku miesięcy może wkrótce przysporzyć obojgu kłopotów i zmartwień.

***

Granatowy mercedes klasy G zajechał pod okazały dom na przedmieściach Puław i zaparkował na podjeździe, tuż przed bramą do garażu. Silnik pracował jeszcze chwilę, bo kierowca zajęty kończeniem rozmowy przez zestaw głośnomówiący potrzebował chłodnego nawiewu klimatyzacji. W końcu rozłączył się, zgasił silnik i wyskoczył energicznie z samochodu.

Potężnej budowy mężczyzna obrzucił bacznym spojrzeniem stojący obok, kupiony zaledwie miesiąc wcześniej, biały SUV należący do jego żony. Wydawało się, że dostrzegł na masce jakiś niepokojący ślad, więc podszedł zdziwiony do bmw i przyjrzał się uważniej ciemnej plamie. Zmarszczył czoło.

– Co to jest, do diabła? – zamruczał do siebie i wyciągnął wielką dłoń, dotykając podejrzanego miejsca. Po chwili odskoczył z obrzydzeniem.

– To gówno ptaka, cholera! – krzyknął.

Wkurzony wytarł ubrudzoną rękę w jednorazową chusteczkę i pokręcił z niesmakiem głową. Będzie musiał poważnie porozmawiać z Karoliną na temat utrzymywania tego nowego cacka w czystości. Według jego zasad, choćby nie wiadomo co się działo, samochód zawsze musiał być czysty. W środku i na zewnątrz.

Tomaszewski zamknął pilotem swoje auto i poszedł między wybujałymi tujami prosto w stronę wejścia do willi. Po drodze zgarnął kilka zabawek zostawionych przez dzieci i wrzucił je do piaskownicy w ogrodzie.

– Cześć, rodzinka! – krzyknął, będąc już w środku domu. – Tata wrócił!

To wystarczyło, żeby nagle trójka kilkuletnich chłopaków bawiących się w przestronnym salonie rzuciła się z okrzykami radości prosto ku wejściu do pokoju.

– Tata!!! Masz dla mnie prezent?!!! Co masz dla mnie?!!! – wrzeszczeli chłopcy jeden przez drugiego.

Jacek Tomaszewski skutecznie oblepiony przez trojaczki ledwo wtoczył się do salonu i roześmiany przytulił dzieciaki. Po chwili przykucnął z nimi na podłodze zastawionej klockami i samochodzikami. Zaczął się z nimi bawić, zapominając o całym świecie. Trójka identycznie wyglądających chłopców z zapałem opowiadała wrażenia z całego dnia, nie szczędząc szczegółów wydarzeń.

– A co to za zabawy o tak późnej porze? Chyba już czas do kąpieli, moi mili! – Ładna niewysoka blondynka o rubensowskich kształtach pojawiła się na półpiętrze schodów. – Adrian, Janek, Kacper! Zostawcie tatę i zapraszam do łazienki!

– Oj Karolcia, daj nam się pobawić jeszcze chwilę. – Tomaszewski zrobił minę zbitego psa. – Dopiero co wróciłem z pracy…

– No właśnie! – Kobieta teatralnie udawała obrażoną i wzięła się pod boki. – Trochę coś za późno tatuś przychodzi do domu, prawda chłopcy?

– Bo tatuś ciężko zarabia na chlebek i na te wszystkie piękne zabaweczki – zaintonował żartobliwie mężczyzna śpiewnym tonem. – Ale za kilka dni będzie weekend i wtedy odrobię straty, obiecuję.

Uśmiechnął się do chłopców i puścił do nich oko.

– Pojedziemy na lody?!

– I na gofry!

– Ja chcę na karuzelę!

Kakofonia krzyków ucieszonych chłopców znów zdominowała wnętrze ich domu.

Karolina Tomaszewska zeszła ze schodów i podeszła do swoich pociech. Jacek objął żonę i pocałował mocno w usta. Potem z łatwością podniósł ją do góry i obrócił dookoła siebie. Ponownie ją ucałował. Chłopcy z otwartymi buziami patrzyli jak urzeczeni na tę scenę.

– No dobrze, dobrze. – Karolina z czułością pogładziła męża po policzkach. – Jeszcze pięć minut i do kąpieli. Bo jutro nie wstaną do przedszkola.

Jacek figlarnie puścił oko do żony i opadł na kolana. Spojrzał radośnie na dzieciaki.

– To co? Wyścigi samochodzików?

– Taaaak!!!

Po chwili odbywały się już szaleńcze zawody samochodowe, a dźwięk puszczanych po podłodze resoraków roznosił się po całym domu.

Dzwonek telefonu Tomaszewskiego przerwał w końcu zabawę, więc donośnym głosem ojciec rodziny oznajmił koniec wyścigów, ogłosił zwycięzcę, zaniósł trójkę protestujących chłopców do łazienki na piętro i wreszcie odetchnął z ulgą.

Dopiero teraz mężczyzna spojrzał na ekran telefonu i zmarszczył czoło.

Zbiegł szybko po schodach na parter i wyszedł przed dom. Zaczerpnął głęboko świeżego wieczornego wrześniowego powietrza, upajając się zapachem łąki rosnącej za płotem.

Wybrał w końcu numer, z którego ktoś dzwonił kilka chwil wcześniej.

– Cześć, oddzwaniam.

– Jacek, jest problem z tym mieszkaniem na Karpińskiego – zaskrzeczał zdenerwowany głos rozmówcy.

Tomaszewski aż odruchowo zacisnął pięść i zmarszczył brwi.

– Jaki, kurna, znów problem? – rzucił zaniepokojony.

– Ta rodzina nie chce się wynieść z mieszkania. Mimo nakazu sądowego. Zabarykadowali się w środku i nie chcą wyjść. Nasi ludzie próbowali po dobroci, ale na razie nic z tego.

– W mordę! No to dzwońcie po gliniarzy i niech ich siłą wyniosą! To już jest nasze mieszkanie!

– No tak, ale… – głos po drugiej stronie linii się zawahał.

– O co znów chodzi?

– To jest małżeństwo z małym dzieckiem… Już sam nie wiem. Nie możemy ich tak na bruk wyrzucić…

Nagle twarz Tomaszewskiego zmieniła się diametralnie. W oczach pojawiła się wściekłość.

– A chuj mnie to obchodzi! Komornik wydał oświadczenie, jest nakaz sądowy i tyle! Mogli płacić za ten lokal, a nie mieszkać za darmo! Kupiliśmy ten kwadrat zgodnie z prawem! Niech idą w cholerę, bo mamy tylko dwa tygodnie na zrobienie remontu! Nowy najemca już czeka.

– No ja wiem, Jacek, ale ta babka… Ona podobno ma raka i wszystkie pieniądze przeznaczyli na leczenie. Dlatego zalegali ze spłatą. Może jednak coś dla nich wyjątkowo zrobimy?

– A co ja jestem, fundacja charytatywna?! – rozdarł się na całego Tomaszewski. – Niech wypierdalają na szczaw! Muszę się troszczyć o siebie i swoją rodzinę! Mnie nikt nie oszczędzał!

Rozmowa trwałaby jeszcze kilka minut, ale pod sąsiednią willę podjechał sportowy samochód sąsiada.

– Muszę kończyć! – uciął krótko Tomaszewski. – Marian, dzwoń po gliniarzy i załatwcie to dziś! Nie ma czasu na zabawy.

***

Sporą powierzchnię podłogi warsztatu pokrywała krew, wyprute wnętrzności dziewczyny, odchody i odcięte palce. Zakrwawione narzędzia leżały bezwładnie rzucone byle jak. Mdłe światło słabej żarówki potęgowało obraz grozy i odbytego w tym miejscu makabrycznego spektaklu.

Mężczyzna siedział bez sił oparty o ścianę. Nawet nie umył rąk i wyglądał teraz jak rzeźnik utaplany w krwi i wybroczynach.

Ostatnią godzinę wymiotował, nie mogąc się uspokoić. Dłonie drżały, po głowie chodziły dziesiątki myśli, serce biło w przyspieszonym tempie.

Ale nie to było najgorsze. Nie to, że zrobił tu niesamowity bałagan, że zamęczył i zabił człowieka. Nie to było najgorsze, że spędził cały dzień na czymś tak bezsensownym i okrutnym.

Wiedział, że ta część treningu jest mu niezbędnie potrzebna.

Już pod koniec rzezi mężczyzna zdał sobie sprawę, że najgorsze okazało się to, że dał się porwać chwili i naprawdę wczuł się w rolę. Nie chodziło o to, że torturowanie dziewczyny sprawiło mu przyjemność, ale o to, że całkowicie zatracił się w tym zajęciu i dał się ponieść jakiejś strasznej, niewytłumaczalnej mocy, która pchała go dalej i dalej. I mimo że ćpunka już dawno była martwa, on się nie zatrzymywał. Tylko kroił, ciął i wybebeszał.

Teraz, siedząc bez sił oparty o brudną ścianę, poczuł pewnego rodzaju satysfakcję, że przecież przemógł się i zrobił wreszcie ten krok. Z dziwnym i niepokojącym dreszczykiem emocji pomyślał, że w kolejnym etapie będzie miał do czynienia z nową ofiarą, aż dojdzie do ostatecznego celu swojej misji.

***

Marcin Wójcik wysiadł z ostatniego tego dnia autobusu, zatrzymał się na przystanku i spojrzał przekrwionymi oczami na zegarek. Była prawie dwudziesta trzecia i zrobiło się dość chłodno. Mężczyzna zaklął pod nosem, zarzucił plecak na ramię i poszedł w kierunku czteropiętrowego peerelowskiego bloku z lat siedemdziesiątych.

Po całym dniu fizycznej ciężkiej pracy jedyne co czuł, to potworne zmęczenie, ból w mięśniach i głód. Ale było coś jeszcze, co wwiercało się głęboko w czaszkę i docierało do najgłębszych pokładów świadomości. Znów zaczynały krążyć w jego myślach rozżalenie i narastająca wściekłość z powodu tego, co spotkało jego firmę, doprowadzając go do bankructwa. Z każdym krokiem w stronę tego szarego ohydnego bloku czuł coraz większą złość.

Kiedy otworzył drzwi mieszkania i wszedł do ciemnego przedpokoju, jego nastrój pogorszył się jeszcze bardziej. W wejściu do kuchni zobaczył postać Doroty, która obrzuciła go smętnym spojrzeniem.

– Cześć – rzucił zmęczonym głosem i zdjął buty. Rzucił plecak w kąt i próbował cmoknąć żonę w policzek, ale uniknęła jego ust, odwracając głowę. Rozdrażniło go to jeszcze bardziej, ale nic nie powiedział, próbował tylko wejść do kuchni, przeciskając się pomiędzy framugą drzwi a obfitym biustem Doroty. Ta jednak nie dała mu wejść, zagradzając przejście ręką.

– Miałeś wracać wcześniej – wycedziła z naciskiem, patrząc gdzieś w dal.

Mężczyzna spojrzał na twarz żony, próbując ściągnąć ją wzrokiem, ale nic z tego nie wyszło. Odepchnął więc ze złością blokującą go rękę i wszedł do kuchni.

– Lena nie widziała cię już od dobrych kilku dni. – Brzmienie głosu Doroty nabierało złowrogiego charakteru. – Jak tak dalej pójdzie, to zapomni, że w ogóle ma ojca!

Wójcik wyjął z lodówki piwo i otworzył je z pasją, rzucając nonszalancko kapsel na stół. Nie patrząc w ogóle na żonę, wychylił od razu prawie pół zawartości butelki. Potem odstawił ją z głośnym stuknięciem na stół kuchenny. Zacisnął szczękę i zapatrzył się na tykający na ścianie zegar. Właśnie wybiła dwudziesta trzecia.

– Jak zwykle masz gdzieś, to co mówię! – mówiła coraz bardziej podniesionym tonem kobieta. Wreszcie zwróciła wzrok na męża, skrzyżowała ręce na piersiach i wbiła w niego oskarżające spojrzenie. – Dziecko potrzebuje obojga rodziców, żeby się normalnie rozwijało.

Marcin westchnął ciężko.

– Przecież wiesz, że muszę się odkuć finansowo – wymamrotał zmęczony. – Mam długi… A mafia nie będzie czekać w nieskończoność.

– Jakbyś nie balował i nie uprawiał hazardu, tylko pilnował firmy, to teraz nie musiałbyś tego robić. Dom, samochody, pieniądze. Przyszłość naszej córki. Wszystko szlag trafił.

Mężczyzna zagryzł mocniej zęby, ścisnął ze złością butelkę.

– Przecież wiesz, że zostałem oszukany – wycedził, z trudem hamując narastającą wściekłość.

– Pieprzenie! Tak byłeś zaślepiony sukcesem i bogactwem, że wszystko przegrałeś. Jaki mężczyzna zastawia w grze w karty wszystko, co ma?! Jakbyś mógł, to zastawiłbyś też mnie i Lenę. Wszystko byś zaryzykował, żeby zaspokoić swoje chore żądze.

Wójcik resztkami sił próbował nad sobą panować, choć z każdą sekundą wyglądał na coraz bardziej wściekłego.

– Jestem zmęczony, idę spać – powiedział przez zaciśnięte zęby.

Wypił do końca piwo, odstawił butelkę i ruszył w stronę wyjścia z kuchni. Nie uszedł jednak zbyt daleko, bo Dorota nagle rzuciła się na niego z pięściami.

– Ty draniu! Ty oszuście! Ty hazardzisto! Nienawidzę cię!

Mężczyzna w ostatniej chwili zasłonił głowę przed gradem chaotycznych ciosów i próbował odsunąć od siebie zdesperowaną kobietę. Ta w końcu z dzikim rykiem kopnęła go prosto w krocze. Mężczyzna momentalnie złożył się w pół.

– Ty suko! – Złapał się obiema rękami za bolące miejsce i opadł na kolana.

Dorota w tym momencie zdała sobie sprawę, że posunęła się za daleko, i przestraszona przyklęknęła obok męża.

– Przepraszam, Marcin, ja nie chciałam… – Wyciągnęła w jego kierunku rękę i w tym właśnie momencie, zupełnie nieoczekiwanie, otrzymała potężny policzek. Silny cios powalił kobietę na podłogę. Zaskoczona Dorota spojrzała zalęknionym wzrokiem na rozwścieczonego małżonka i odruchowo zasłoniła twarz dłońmi.

Wójcik wstał z trudem i wyciągnął oskarżycielski palec w stronę leżącej.

– Nigdy więcej nie waż się tego robić – powiedział wolno, akcentując słowa „nigdy więcej”.

W tym momencie uchyliły się drzwi pokoju dziecięcego, w którym pojawiła się zaspana kilkuletnia dziewczynka kurczowo trzymająca pluszaka. To był różowy miś ubrany w kolorowe wdzianko.

Dziecko popatrzyło strachliwie nierozumiejącymi oczami na leżącą na ziemi mamę oraz na dziwnie wyglądającego, ziejącego złością tatę.

– Mamusiu, dlaczego leżysz na podłodze? – zapytała płaczliwie. – Co ci się stało?

Dorota w mgnieniu oka skoczyła na równe nogi i przypadła do córeczki, obejmując ją z zapałem.

– Mamusia się potknęła i przewróciła. I tatuś się z tego powodu trochę zdenerwował. Ale już wszystko dobrze.

– Nic się nie stało, Lenka. Wracaj spać – dopowiedział Marcin, który momentalnie ochłonął i zdał sobie sprawę, że tego wieczoru oboje się zagalopowali.

– Chodź, kochanie, do łóżka, bo rano trzeba wstać do przedszkola, prawda? – zaintonowała wesoło Dorota, biorąc dziecko na ręce i wchodząc do dziecięcego pokoju.

Marcin Wójcik wrócił do kuchni, usiadł ciężko na krześle i złapał się obiema rękami za głowę. Dziś przekroczył kolejną niebezpieczną granicę w swoim życiu i już czuł wyraźnie, że traci nad nim kontrolę. Już tak dłużej nie mógł. Nie miał na to sił.

Mafia straszyła go coraz bardziej za opóźnienie w spłacie długów i mężczyzna zaczynał poważnie obawiać się o bezpieczeństwo rodziny. Poza tym tyrał na budowach jako szeregowy robotnik, co upadlało go jeszcze bardziej.

Jeszcze tylko usłyszał, jak jego żona wchodzi do ich sypialni i zamyka za sobą drzwi. Wiedział już, że dziś się nie pogodzą i znów będzie musiał spać na rozklekotanym fotelu w dużym pokoju.

Siedział jeszcze chwilę, po czym mimo późnej pory otworzył komunikator w telefonie i wystukał tylko jedno zdanie.

„Wchodzę w to”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: