- nowość
- W empik go
Klimat a wulkany - ebook
Klimat a wulkany - ebook
Książka zawiera cykl artykułów odnoszących się do wpływu erupcji wulkanicznych (powyżej 5-6 VEI) na zmiany klimatyczne w świecie, głównie w kontekście historycznym. W wydaniu tym autor dodał artykuły wskazujące na związek erupcji wulkanicznych (w tym wypadku wulkanów podwodnych) również z powodziami. Autor rozwija tu teorię wprowadzoną już w XVIII wieku przez Benjamina Franklina, wzbogacając ją o najnowsze odkrycia i badania.
Kategoria: | Publicystyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397211629 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poprzednie wydanie tej książki miało miejsce dwa lata temu, czyli stosunkowo niedawno. Wydawałoby się więc, że decyzja o kolejnym wydaniu jest przedwczesna, tym bardziej, że forma e-booka umożliwia nakład prawie nieograniczony. Z jakiego powodu w takim razie zdecydowałem się na kolejne wydanie?
Cóż, takich powodów jest kilka.
Po pierwsze temat zmian klimatycznych wciąż pozostaje w kręgu moich zainteresowań i od czasu pierwszego wydania napisałem o zmianach klimatycznych kolejnych kilkanaście artykułów i uznałem za stosowne włączyć je do nowej książki.
Po drugie i to chyba ważniejsze, pierwsze wydanie zbiegło się w czasie z ogromną erupcją wulkanu Hunga Tonga, której skutków wówczas nie mogłem przewidzieć. Nie uwzględniałem zwłaszcza jednego aspektu, tego, że była to erupcja podwodna, a wpływ takich erupcji na klimat - ile wiem – nie był dotąd rozpatrywany. Jest to zagadnienie tym ważniejsze, że ma – moim zdaniem – wyraźny związek ze wzrostem liczby powodzi w ostatnich latach.
Oczywiście na moją decyzję wpłynęło jeszcze kilka kwestii (jak choćby to, że hipoteza o wpływie wulkanizmu na klimat wciąż jest mniej popularna, choć znacznie bardziej prawdopodobna od tej, według której za obecne ocieplenie odpowiada działalność człowieka, a zwłaszcza emisja CO ₂ , niemniej jednak przedstawione powyżej były najważniejsze.
Obecne wydanie wzbogaciłem, więc o kilkanaście nowych artykułów, w których prezentuję kilka nowych hipotez. Mam nadzieję, że tak nowe, jak i poprzednie moje przemyślenia spotkają się z życzliwą krytyką. Wszak wciąż jeszcze wiemy tak mało. Szkoda tylko, że są tacy, który bazując na tak szczupłej wiedzy próbują nam narzucać lub wręcz narzucają nam swoje prawa.Wstęp
Ostatni z zawartych w tej książce artykułów napisałem 15 stycznia 2022 roku. Tego dnia, późnym porankiem znalazłem na portalu onet.pl informację o erupcji wulkanu Hunga Tonga-Hunga Haʻapai. Właściwie nie chciałem już włączać tu więcej artykułów, sądziłem, że i tak wszystko zostało powiedziane. Moja hipoteza dotycząca przyczyn zmian klimatycznych została już wystarczająco wykazana, przedstawione dowody wydawały mi się wystarczające. Zmiany klimatyczne mają związek z wulkanizmem, zależą też od prądów oceanicznych i skali zlodowacenia w danym okresie. Wpływ mają też procesy zachodzące w stratosferze…
To bardzo wiele czynników, być może w jakiś sposób wpływa na klimat również zawartość CO ₂ w atmosferze, w tym CO ₂ powstającego w wyniku naszej działalności gospodarczej. Uważam jednak, że ten ostatni czynnik jest znacznie przeceniany. Wpływ CO ₂ stanowiącego w atmosferze zaledwie O,04% spośród wszystkich jej gazów musi być nieznaczny, nawet jeśli absorbuje on znacznie więcej energii słonecznej niż pozostałe gazy, zwłaszcza azot i tlen, których obecność w atmosferze jest nieporównywalnie większa. Warto też pamiętać i o tym, że ilość CO ₂ produkowana przez człowieka w procesie gospodarczym jest nieporównywalnie mniejsza od tej jaką dostarcza do atmosfery sama przyroda. Wiele dostarcza go tam sam człowiek tylko w procesie oddychania. Tu wzrost naszej populacji przyczynił się do aż pięciokrotnego wzrostu wydalanego przez nas CO ₂ na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci. Dlaczego więc włączyłem tu kolejne artykuły?
Wybuch wulkanu Hunga Tonga, to jedna z większych erupcji wulkanicznych ostatniego stulecia. Chmury pyłów dotarły do stratosfery, erupcja spowodowała jej zmiany. Wcześniej nie potrafiliśmy ich śledzić, badać. Dziś, dzięki umieszczeniu satelitów i rozwojowi aparatury badawczej mamy możliwość dostrzeżenia zachodzących w niej zmian, przeprowadzania kolejnych badań. Dostrzeżemy też zapewne, jak wielki mają one wpływ również na klimat naszej planety. Ziemia, wraz z otaczającą ją atmosferą jest jednym wielkim organizmem, będącym ponadto częścią Kosmosu i z nim powiązanym. Wiele wzajemnych związków między zachodzącymi w tym organizmie procesami wciąż nie znamy i poznanie ich zajmie nam jeszcze wiele czasu, wiele pokoleń. Z każdym rokiem jednak wiemy coraz więcej. Moim zdaniem, już dziś wystarczająco wiele by odrzucać niektóre - zbudowane na zbyt wątłych przesłankach – hipotezy. Zamieściłem w tej książce artykuł o wulkanie Hunga Tonga z nadzieją, że badanie skutków jego erupcji, a zwłaszcza prześledzenie związków tej erupcji ze zmianami klimatycznymi, będzie kolejnym dowodem na to, że to właśnie wspomniany proces: wulkany - prądy oceaniczne – topnienie lodowców – ruch płyt tektonicznych jest główną przyczyną zmian klimatycznych.
Hipotezy na temat przyczyn zmian klimatycznych nie są dziś tylko zwykłym procesem poznawczym, mają dziś bowiem również znaczenie gospodarcze i polityczne, wpływają bezpośrednio na nasze życie. Przyjęcie bowiem przez świat polityki jednej, moim zdaniem, nieprawdopodobnej hipotezy o zasadniczym wpływie na klimat naszej ludzkiej działalności, skutkuje narzuceniem nam nieuprawnionych obciążeń. W Polsce uprawnienia do emisji CO2 stanowią już 59% ceny produkcji energii elektrycznej. Jej cena wpływa na cenę wszelkich innych produktów, które wymagają jej użycia. To ogromne obciążenie, które ponosimy zupełnie niepotrzebnie i – moim zdaniem – bezpodstawnie.
Zgadzam się z tym, że powinniśmy znacznie ograniczać wykorzystywanie paliw kopalnych. Nie tyle jednak z powodu emisji CO ₂ , ale dlatego, iż nie są one nieograniczone. Powinniśmy patrzeć w przyszłość nie tylko w perspektywie kilku, ale dziesiątek, setek, czy tysięcy pokoleń. Popieram wszelkie działania zmierzające do wykorzystania zielonej energii : wodoru, wiatru, promieniowania słonecznego. Chcemy przecież żyć w bardziej czystym środowisku. Udało nam się na przykład usunąć z paliw bardzo szkodliwe związki ołowiu. Paliwo wodorowe jest coraz powszechniejsze (Polska jest jednym z większych jego producentów, mamy też wielkie zasługi w udoskonaleniu paneli słonecznych). Rozwijają się krajowe i ponadnarodowe programy zalesiania. Powinniśmy wspierać działania w tym kierunku, nie powinniśmy jednak zgadzać się na nieuzasadnione kary, opłaty, wpływy z których zapełniają tylko kieszenie rozmaitych spekulantów, a nie przynoszą nam, ludzkości, niczego pozytywnego, nie rozwiązują naszych problemów.
Myślenie pozytywne, ciągłe wzbogacenie wiedzy, jej pogłębianie i wykorzystywanie efektów tego poznania powinno służyć kontynuacji procesu dostosowywania się człowieka do świata przyrody. Dostosowywania się, a nie jakiejś urojonej walce . W tym celu pisałem wcześniej zamieszczone tu artykuły, w tym też celu wydaję też tę książkę. Mam nadzieję, że skłoni ona Państwo do zastanowienia się, do własnych przemyśleń, że nie do razu odrzucą Państwo przedstawiane tu hipotezy tylko z tego powodu, że dziś nie opowiada się za nimi tzw. większość.O zmianach klimatycznych raz jeszcze
To dyżurny temat wielu portali internetowych i innych mediów, także jedno z ważniejszych zagadnień współczesnej polityki. Dotyka też naszego państwa, naszego społeczeństwa, gdyż opierając się na fałszywych przesłankach polityczni decydenci przyjęli wciąż niesprawdzoną hipotezę mówiącą o tym, że za obecne zmiany klimatyczne ( globalne ocieplenie ) odpowiada głównie produkowany przez ludzi dwutlenek węgla i srogo karzą te kraje, które emitują do atmosfery, ich zdaniem zbyt wiele tego związku. Co ciekawe, restrykcje te podejmowane są głównie wobec państw europejskich, które w skali świata są odpowiedzialne za wytwarzanie znacznie mniej niż 10% dwutlenku węgla.
Mniejsza zresztą o porównania. Ważniejszą jest odpowiedź na pytanie, czy to rzeczywiście ilość dwutlenku węgla w atmosferze znacząco wpływa na proces ocieplenia? Inne hipotezy mówią o wpływie Słońca lub wulkanizmie. W historii nauki pojawiały się różne teorie mówiące o tzw. „cykliczności”. Przyjmowano teorię o tzw, cyklach Milankovicia, modna też była teoria dwóch naukowców, Eigila Friis-Christensena i Knuda Lassena, w której przekonywali, że znaleźli korelację między długościami cykli słonecznych a poziomem temperatury na półkuli północnej. Szybko okazało się jednak, że znaleziona przez nich korelacja opiera się na niespójnych danych.
Według innej hipotezy, której jestem zwolennikiem, za zmiany klimatyczne na Ziemi odpowiada wulkanizm. Sadzę, że hipotezę tę dość łatwo udowodnić wskazując na takie związki w przeszłości. Od razu wyjaśniam, że teoria ta wskazuje wprawdzie na wulkany jako czynnik zmian klimatycznych, ale w powiązaniu z innymi elementami: zanieczyszczeniem stratosfery, prądami oceanicznymi, zlodowaceniem, ruchem płyt tektonicznych. To zresztą tylko najważniejsze, ale nie jedyne elementy tego złożonego procesu, którego konsekwencją są zmiany klimatyczne na naszej planecie.
Z teorią wulkanizmu polemizuje na łamach Wirtualnej Polski Konstanty Młynarczyk. Pisze on, że teoria wulkanizmu zyskuje zwolenników w wyniku bezpośrednich, emocjonalnych odczuć : Nic dziwnego – wobec sięgających stratosfery pióropuszy pyłu i ogromnych chmur dymu, które mogliśmy oglądać na żywo, chociażby w trakcie erupcji islandzkiego Eyjafjallajökull w 2010 roku, emisja choćby elektrowni Bełchatów wydaje się nie mieć żadnego znaczenia. Jego zdaniem jednak: Jak to się często zdarza w nauce, intuicja wprowadza nas w błąd. Lądowe wulkany wyrzucają do atmosfery około 242 mln (242 000 000) ton dwutlenku węgla rocznie. Ludzkość z kolei emituje w ciągu 12 miesięcy około 36 miliardów (36 000 000 000) ton tego gazu. To aż 148,7 razy więcej. Żeby jeszcze lepiej uzmysłowić sobie różnicę skali, posłużymy się jeszcze dwoma przykładami.
Od czasu, kiedy obserwujemy gwałtowny wzrost koncentracji CO2 w atmosferze, a więc od około 100 lat, najsilniejszą erupcją wulkaniczną był wybuch Pinatubo na Filipinach w 1991 roku. Ten wybuch wulkanu wiązał się z wyrzuceniem w powietrze niemal 50 milionów ton CO2, co stanowiło… 0,1 proc. antropogenicznej emisji dwutlenku węgla w tym roku. Dość abstrakcyjne liczby dotyczące globalnego wpływu wulkanów można porównać też z czymś, co jest nam całkiem bliskie. Otóż według danych Głównego Urzędu Statystycznego, Polska emituje w ciągu roku nieco ponad 400 mln ton CO2 – o ponad 100 mln ton więcej, niż wszystkie wulkany na świecie .
Wobec takiej argumentacji właściwie od razu musielibyśmy się poddać, gdyby nie to, że jest to argumentacja bardzo powierzchowna i w gruncie rzeczy błędna. Po pierwsze, zmiany klimatyczne musimy postrzegać w czasie. Po drugie odpowiadają za nie czynniki bezpośrednie i pośrednie. Po trzecie wreszcie wybuch wulkanu, wybuchowi innych wulkanów nierówny, choć każdy z nich ma jakiś wpływ na zmiany klimatyczne, gdyż tylko wulkany są w stanie dostarczyć dwutlenek węgla i inne związki chemiczne (zwłaszcza siarki) oraz zanieczyszczenia do stratosfery i w ten sposób ograniczyć dopływ promieni słonecznych. Dwutlenek wytwarzany przez ludzi trafia tylko do atmosfery i będąc cięższym od tlenu dość szybko opada i jest absorbowany przez roślinność.
Do znacznego ochłodzenia klimatu dochodziło w historii naszej planety wówczas, gdy następowały erupcje wulkanów o skali powyżej 5 VEI (Indeks Eksplozywności Wulkanicznej). Warto wiedzieć, że erupcja wulkanu o skali 1 VEI jest większa od erupcji wulkanu o skali 2 VEI aż 10 razy, zaś wulkanu o skali 3 VEI 100 razy, o skali 4 VEI 1000 razy, a o skali 5 Vei jest większa aż 10 000 razy od erupcji wulkanu o skali 1 VEI. Każdy punkt na skali VEI oznacza dziesięciokrotny wzrost eksplozywności wybuchu.
Do gwałtownych ochłodzeń dochodziło wówczas, gdy wybuchały wulkany o skali 5 VEI (czasami kilka takich wulkanów w krótkim okresie) lub o skali większej np. 6 do 8 VEI. Nawet jednak wówczas, gdy mamy do czynienia z wybuchami wulkanów o mniejszej skali warto zwrócić uwagę na częstotliwość tych erupcji. Wykazałem w jednym z artykułów, że gdy rocznie wybuchają tylko dwa, trzy wulkany, proces ocieplenia utrzymuje się na w miarę równomiernym poziomie, gdy jednak takich erupcji w danym roku jest więcej, wówczas mamy do czynienia z chwilowym (rocznym, dwuletnim) ochłodzeniem (od wielu lat wybuchają wulkany o stosunkowo niskiej skali VEI). Proces ocieplenia postępuje jednak dalej.
Tu przechodzimy do kolejnego elementu, czynnika, mającego również znaczny (choć pośredni) wpływ na zmiany klimatyczne. Jest rzeczą oczywistą, że dostarczone do stratosfery zanieczyszczenia z czasem ponownie wracają na ziemię. Promienie słoneczne ponownie zyskują nieograniczony do niej dostęp. Okres ochłodzenia (czasem wieloletni) powodował jednak wcześniej znaczny przyrost lodowców (temperatura przy biegunach, czy wysoko w górach opadała wówczas bardzo nisko). Ich topnienie trwało dziesiątki, a nawet setki, czy tysiące lat (po wielkim wulkanizmie ok. 2,5 mln lat temu – miliony lat). Wielkość lodowców miała i ma wpływ na temperaturę prądów oceanicznych, a te na klimat. To bardzo złożony, ale przecież oczywisty proces. Nie powinniśmy postrzegać zmian klimatycznych w krótkiej perspektywie. Oczywiście jeśli w przewidywalnym okresie nie dojdzie do wielkiej (powyżej 5-6 VEI) eksplozji wulkanicznej, to klimat na naszej planecie będzie wciąż się ocieplać (krótkotrwałe, spowodowane mniejszymi erupcjami okresy ochłodzenia nie mają tu większego wpływu). Lodowce będą zajmować coraz mniejszą powierzchnię, a przepływające pod nimi prądy oceaniczne będą ochładzane coraz mniej.
Być może powodowany topnieniem lodowców wzrost poziomu oceanów i mórz spowoduje znaczne zwiększenie wulkanizmu i do wielkiej erupcji dojdzie nieco szybciej niż sądzimy. Możemy jednak temu przeciwdziałać absorbując większe zasoby wody na ladach, sadząc lasy, zazieleniając ponownie pustynie. Będziemy wówczas żyć w klimacie nieco cieplejszym, ale i bardziej wilgotnym. Z suszą przy dzisiejszym poziomie techniki jesteśmy już dziś w stanie wygrać, ze zlodowaceniem nie wygramy na pewno. Moim zdaniem, to tu leżą zadania, jakie stawiają obecna zmiany klimatyczne ludzkości.
Tu pozwolę sobie odnieść się do kolejnych artykułów, powołam się też na cytowany już artykuł Konstantego Młynarczyka, który twierdzi, że w przypadku uprawy roli to nie stężenie dwutlenku węgla limituje wzrost roślin, ale dostępność wody i żyzność gleby. Globalne ocieplenie przyniesie postępującą suszę, przez którą produkcja żywności stanie się praktycznie niemożliwa. Wraz ze wzrostem temperatury, będzie to dotyczyło coraz wyższych szerokości geograficznych, poczynając od terenów takich, jak Afryka subsaharyjska, które już dziś znajdują się na skraju możliwości wzrostu roślin uprawnych. Wywołanej ociepleniem utraty terenów położonych w dzisiejszej strefie klimatu zwrotnikowego i umiarkowanego nie będzie w stanie zrównoważyć lepsza dostępność terenów Syberii czy dalekiej północy Kanady, bo tamtejsze gleby są skrajnie ubogie i nie będą w stanie wydawać plonów .
Ponieważ zmiana temperatury zachodzi zbyt szybko, żeby ekosystemy naturalne zdołały się do niej zaadaptować, możliwe jest masowe wymieranie całych zespołów roślin i zwierząt. Topniejący lód Arktyki i Antarktydy spowoduje wzrost poziomu morza – nie taki, jak w filmie „Wodny świat”, ale wystarczający, żeby zalać najgęściej zaludnione rejony świata, zmuszając miliardy ludzi do migracji i niszcząc najbardziej produktywne rolniczo obszary . Zakwaszone przez pochłonięty CO2 oceany czeka katastrofa ekologiczna. To bardzo niefortunnie, bo właśnie w oceanach upatrywaliśmy sposobu na rozwiązanie problemów z wyżywieniem ludzkości w razie problemów z rolnictwem na lądzie. Z kolei roztopienie lodowców w górach spowoduje, że zniknie źródło słodkiej wody, z którego korzysta około jednej szóstej populacji świata. I tak nic nie możemy zrobić …
To katastroficzna wizja. Dziennikarz Wirtualnej Polski podsumowuje ją słowami: Nie unikniemy już ocieplenia Ziemi o 1,5 stopnia Celsjusza. Ale jak wykazują modele badawcze, istnieje ogromna różnica między wzrostem średniej temperatury o 2, a o 3 stopnie. Ocieplenie przekraczające 4 stopnie będzie oznaczało prawdziwą katastrofę dla całej ludzkości, dlatego powinniśmy zrobić wszystko, co możliwe, żeby do tego nie dopuścić. I mamy jeszcze szansę osiągnąć sukces .
Cóż takiego powinniśmy zrobić? Ograniczyć emisje dwutlenku węgla? Czy to powstrzyma proces ocieplenia? Moim zdaniem nie, choć popieram wszelkie działania na rzecz „zielonej energii”, widzę wielką szansę w zwiększeniu wykorzystania energii słonecznej w paliwie wodorowym itp. Lodowce będą topnieć i ocieplenie będzie postępować niezależnie od naszych ludzkich działań. Jak wspomniałem powyżej niektóre skutki ocieplenia jesteśmy jednak w stanie ograniczać już obecnie. Podejmowane są w tym kierunku również pewne działania. Liczące tysiące kilometrów mury w postaci lasu na Saharze i pustyni Gobi, próby zazielenienia pustyni Atakama w Chile za pomocą genetycznie uodpornionych i dostosowanych do środowiska pustynnego roślin. Kładzenie nacisku na retencję, sadzenie lasów. Odsalanie i uzdatnianie wody. Człowiek potrafi już dziś bardzo wiele. Czy jednak chce? Czy będzie w stanie przeznaczyć na dostosowanie się do zmian klimatycznych znacznie większe środki, czy też wciąż będzie uważał, że warto je kierować głównie na dominację nad innymi, na wyścig zbrojeń, a w przyszłości na kolejne wojny?
Na pewno ratunkiem dla Ziemi, drogą do powstrzymania zmian klimatycznych, nie jest karanie państw (m.in takich jak Polska) za to, że zbyt wolno w ocenie jakichś polityków odchodzą od paliw kopalnych, zbyt wolno przestawiają swoją energetykę na nowe, bardziej ekologiczne źródła. Środki przeznaczane na tzw. „kary” mogłyby być inwestowane w te nowe źródła. Byłaby to polityka racjonalna. Kary bowiem, ograniczają tylko, a nie przyśpieszają ten postulowany proces. Potrzebne też są ogromne środki na budowę zbiorników retencyjnych itp. Czas najwyższy odejść od polityki potępiania, oceniania, a przejść do etapu rozwiązywania problemów…
Nie toczmy ponadto walki z ociepleniem klimatu, jedyne co możemy zrobić, to do zmian klimatycznych się dostosować… mało tego, możemy też nauczyć się z nich korzystać. Być może (choć dziś to jeszcze tylko futurologiczne zabawy) kiedyś nauczymy się na klimat wpływać, ale to tylko „być może” i „kiedyś”. Po drodze zresztą będziemy musieli się nauczyć tego, że zbyt wczesne manipulacje mogą przynieść skutki niezamierzone, wręcz odwrotne.
Oczywiście moje nawoływanie do dostosowywania się, a nie prób wpływania (zwłaszcza pozornego przez zmniejszanie wytwarzania CO ₂ w wyniku naszej aktywności), nie jest sprzeczne z nawoływaniem do zwiększenia naszej dbałości o czystość naszego środowiska w tym powietrza. Tu konieczne jest stosowanie odpowiednich filtrów i wprowadzanie nowych technologii (np. wzrost wykorzystywania paliwa wodorowego).Optimum klimatyczne lat od 800 do 1300 roku
Optimum klimatyczne lat od 800 do 1300 roku
Okres pomiędzy VIII a XIII wiekiem n.e. określany był w historiografii nazwą średniowiecznego optimum klimatycznego , ale dziś nazwa ta jest niemal powszechnie odrzucana. Nie chodzi tylko o to, że – jak się okazuje – przyjęte w historii pojęcie średniowiecze ma charakter europocentryczny, trudno odnieść je do innych obszarów rozwoju państwowości lub jak określają to inni - cywilizacji, ale i wyodrębnienie klimatyczne tego okresu jest głęboko nieprecyzyjne. Nie można wyodrębnić takiego optimum w sensie globalnym. Na różnych obszarach Ziemi zmiany klimatyczne nie następowały jednocześnie i nie miały charakteru jednostajnego. W ciągu aż czterech, pięciu wieków, temperatury ulegały też zmianom, wahaniom. Warto zauważyć, że ówczesne zmiany klimatyczne mogły się okazać korzystne dla ludów stepowych. Wzrost opadów wpłynął na rozwój roślinności, ułatwiał hodowlę i co za tym idzie mógł przyczynić się do wzrostu populacji ludów koczowniczych. Ocieplenie okresu tzw. optimum klimatycznego było jednym z wielu tej rangi ociepleń w holocenie np. optima klimatyczne epoki brązu i epoki rzymskiej (i w tych wypadkach procesy te nie miały charakteru globalnego i jednostajnego i w tych okresach dochodziło do krótkotrwałych ochłodzeń obejmujących różne obszary Ziemi). W czasie optimum klimatycznego średniowiecza , w 860 roku w Europie śnieg i mrozy panowały przez całe półrocze; zamarzło morze Adriatyckie. W 974 roku przechodzono po lodzie Bosfor; we Francji ludność ginęła od chłodu i głodu. W 1124 roku we Francji ginęły od zimna kobiety i dzieci ¹ . Odtworzone różnice temperatur tego okresu, tylko w niektórych regionach świata (zwłaszcza w okolicy Grenlandii i części dzisiejszych Stanów Zjednoczonych), wskazują, że około końca I tysiąclecia temperatury na tych obszarach były wyższe niż w latach 1960- 1990. Na wielu innych obszarach, np. w Azji Środkowej, czy tropikalnych rejonach Pacyfiku, temperatury były chłodniejsze niż w okresie 1960 - 1990. Oznacza to, że średniowieczne ocieplenie miało charakter lokalny.
Jako że średniowieczne optimum klimatyczne zaznaczyło się szczególnie na obszarze Skandynawii i rejonach polarnych, wiąże się je z rozkwitem cywilizacji wikingów, którzy m.in. skolonizowali wtedy południową Grenlandię. Także w tym czasie w Anglii i innych rejonach Europy uprawiano winorośl. W Alpach na przedpolach obecnie wycofujących się czół lodowców znajdowane są zakorzenione lub przywleczone z wyższych położeń pnie drzew pochodzące z tego ciepłego okresu. Są to bezpośrednie dowody na mniejszy zasięg lodowców w tym czasie. W Ameryce Północnej ocieplenie spowodowało długotrwałe susze, które wpłynęły na życie wielu plemion indiańskich oraz doprowadziły prawdopodobnie do końca kultury Anasazi ² . Ze względu na to, że zmiany klimatu związane ze średniowiecznym optimum klimatycznym oraz małą epoką lodową mają duże implikacje dla obecnego ocieplenia, gdyż wskazują na naturalne fluktuacje klimatu w skali setek lat, terminy te stały się przedmiotem debaty naukowo-politycznej. Według raportu IPCC, początkowo sądzono, że zmiany temperatury były globalne. Pogląd ten zakwestionowano; raport IPCC podsumował te badania, oświadczając, że obecne dowody naukowe nie popierają globalnie synchronicznych okresów nietypowego oziębienia lub ocieplenia w tym przedziale czasowym, a konwencjonalne terminy Mała epoka lodowa i Średniowieczne optimum klimatyczne okazują się mieć ograniczoną użyteczność w opisywaniu trendów hemisferycznych lub globalnych zmian temperatury w ostatnich stuleciach. Amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Meteorologiczna (NOAA) oświadcza, że idea globalnego lub hemisferycznego „Średniowiecznego optimum klimatycznego cieplejszego niż obecnie okazała się błędna, a istniejące pomiary wykazują, że nie było wielosetletnich okresów, w których globalne lub hemisferyczne temperatury były takie same lub cieplejsze niż w XX wieku. Istniejące pomiary temperatury ze rdzeni lodowych, słojów rocznych i osadów z jezior wykazują, że Ziemia z okresu 1000–1200 była o 0,03 °C chłodniejsza niż w okresie 1901–1970. Te same dane wskazują, że najcieplejszym 50-letnim okresem półkuli północnej przed 1900 r. były lata 1146–1195, które były równie ciepłe jak okres 1901– 1970. Według dostępnych 71 krzywych paleoklimatycznych zmiany temperatury podczas ostatnich 2000 lat osiągały amplitudę od 0,5 °C do 4 °C (średnio 1,5–2 °C), gdzie najlepiej zaznaczyły się okresy ŚOK i małej epoki lodowej oraz obecne ocieplenie. Wcześniejsze okresy: Dark Age Cold Period („Ciemne Wieki” – ochłodzenie wczesnośredniowieczne) i optimum epoki rzymskiej są słabiej zaznaczone. Znaczne wzrosty temperatur na pewnych obszarach z naszej ludzkiej perspektywy możemy również traktować, jako swego rodzaju kataklizmy. Najnowsze badania wskazują, że zmiana klimatu miała m.in. znaczny wpływ na upadek kultury Majów, którzy w czasach prekolumbijskich stanowili rozwiniętą cywilizację rolniczą i miejską. Mimo prób przystosowania się do nowych warunków społeczeństwa te znalazły się w ogromnym kryzysie. Nagłe załamanie się rozwoju cywilizacyjnego tych ludów w końcu pierwszego tysiąclecia naszej ery do dzisiaj stanowi zagadkę. Istnieje wiele teorii mówiących o przyczynach upadku państwowości i kultury Majów. Mogły go spowodować między innymi destabilizacja społeczna wewnątrz państwa (rewolucje, powstania, walki dynastyczne itp.), nadmierny wzrost populacji skutkujący niedoborami żywności, wyeksploatowanie zasobów naturalnych, a także lokalna katastrofa ekologiczna (spowodowana np. erupcją wulkanu lub upadkiem asteroidy). Katastrofą taką mogła być też dość nagła zmiana klimatu w tym okresie. Próbę wyjaśnienia tej teorii podjęli naukowcy amerykańscy, a wyniki swoich badań opublikowali 20 kwietnia 2018 r. w Proceedings of the National Academy of Science. Podczas badań uczeni analizowali ślady historycznych susz w Ameryce Środkowej, które odpowiadają okresowi, w którym nastąpił upadek państwowości Majów. Nowe badania zbliżają nas do odpowiedzi na pytanie, jaka była rola zmian klimatycznych w załamaniu się i ostatecznym upadku tej cywilizacji w okresie pomiędzy 800 a 950 r. n.e. Badania świadczą o tym, że na południowych nizinach zamieszkanych przez Majów skutki susz były bardziej odczuwalne w porównaniu z północnymi terenami. Południowe tereny były centrum imperium Majów, a możliwość adaptacji ludności tam żyjącej do nowych warunków była ograniczona. O wiele lepiej poradziła sobie z tym społeczność zamieszkująca północne obszary, ponieważ była już przyzwyczajona do występującej tam okresowej suszy. To właśnie w tym kierunku następowała ekspansja podczas suszy, co między innymi spowodowało, że miasta na południu już nigdy nie powróciły do swojego poprzedniego stanu. Podczas badań odnaleziono dowody na to, że Majowie próbowali dostosować się do nowych warunków klimatycznych. Zbiory kukurydzy w pierwszym etapie suszy były na tyle duże, że pozwalały na utrzymywanie się stałego tempa wzrostu populacji. Osiągnięto to przez zmianę metody upraw z karczunkowo-wypaleniskowej na bardziej intensywną i skoncentrowaną. Dowody tej teorii znaleziono podczas badań rdzeni osadowych pobranych z dna dwóch jezior na półwyspie Jukatan i w Gwatemali. Naukowcy skupili się na badaniu izotopów wodoru i węgla wchodzących w skład wosku pokrywającego liście. Izotopy wodoru pozwoliły na określenie okresów suszy wraz z ilością występujących wtedy opadów, zaś izotopy węgla pozwoliły na określenie typów stosowanych metod rolniczych. Obecnie pojawia się teoria, według której duży wpływ na ówczesne zmiany klimatyczne przypisuje się katastrofie ekologicznej, związanej z przeeksploatowaniem zasobów naturalnych, na którą nałożyły się długotrwałe susze, trwające od 800 do 1050 r., udokumentowane dzięki badaniom geochemicznym.
Teoria ta jest o tyle dyskusyjna, że nie uwzględnia stałego (w korzystnych warunkach klimatycznych) wzrostu demograficznego i co za tym idzie osadnictwa. Społeczności rozrastających się miast musiały zmieniać rodzaj gospodarki. Dziś populacja ludzka osiągnęła największą wysokość w dziejach i nie mówimy o tzw. przeeksploatowaniu środowiska. Choć wielkość populacji rzeczywiście jest problemem, ale to już inne zagadnienie. Na etapie jednak, wielokrotnie mniejszej gęstości zaludnienia tezy o nadmiernej eksploatacji środowiska są bezzasadne. Możemy raczej poszukiwać innych czynników regresu w rozwoju cywilizacji, w tym i zmiany klimatyczne (susze), ale ówczesny poziom gospodarki nie miał w tamtym okresie nic wspólnego ze zmianami klimatycznymi (w każdym razie wpływ człowieka na ówczesny klimat miał znaczenie śladowe, prawie żadne).
W czasie średniowiecznego optimum klimatycznego , tak jak i w innych okresach, dochodziło do erupcji wulkanicznych, ich skala jednak była stosunkowo niewielka (poza jednym wybuchem wulkanu na pograniczu dzisiejszych Chin i Korei) i ich wpływ na panujące wówczas temperatury był stosunkowo nieznaczny, a w każdym razie stosunkowo krótkotrwały. Warto tu wspomnieć o jednej z takich erupcji, jednak nie z powodów zmian klimatycznych, ale w celu uświadomienia sobie tego, w jaki sposób ówcześni ludzie reagowali na tego rodzaju kataklizmy. Badając próbki z rdzeni lodowych i pierścieni drzew z tego okresu ustalono, że około 939 roku doszło do erupcji wulkanu Eldgjá na Islandii. Skutki żywiołu dotknęły nie tylko Islandię, ale również sporą część świata, doprowadzając do czasowego ochłodzenia klimatu na półkuli północnej. Na powierzchnię wypłynęło ponad 20 kilometrów sześciennych lawy. Do atmosfery musiały dostać się ogromne ilości związków siarki i pyłów. Ich obecność spowodowała mgły, przez które zaobserwowano czerwony blask Słońca (być może to nie mgły, lecz dotarcie pyłów, a zwłaszcza związków siarki do stratosfery powodowały to zaczerwienienie). Ofiarą kataklizmu padła głównie południowa część wyspy. Nastały długie i surowe zimy, a latem wyspę częściej nawiedzały susze, które spowodowały głód, doprowadzając do wyludnienia wielu osad. W 874 roku pierwszymi mieszkańcami Islandii byli potomkowie Celtów i skandynawscy osadnicy. Wydarzenie zostało opisane w jednym z średniowiecznych islandzkich poematów – „Völuspa” (Przepowiednia wieszczki, Wróżba Wölwy) z 961 roku. Jest to jeden z pierwszych i najbardziej znanych utworów spośród szesnastu mitologicznych pieśni Eddy Starszej. Opisuje początek i koniec świata oraz wygląd świata po apokalipsie. W „Völuspie” znajdziemy fragment opisu erupcji wulkanu: Słońce zaczyna zamieniać się w czerń, ląd tonie w morzu, gwiazdy rozpraszają się po niebie, a w górę unosi się para wodna i płomienie, które sięgały ku niebiosom ”. Wiersz wspomina również o zimnym lecie, a na końcu opisuje gwałtowny zmierzch dawnych pogańskich bogów, a z chaosu powstaje zmartwychwstały bóg. Najbardziej przekonujący jest styl niemal naocznego świadka erupcji przedstawionej w poemacie Interpretacja utworu jako proroctwa końca pogańskich bogów i zastąpienia ich przed jednego Boga wskazuje, że wspomnienie kataklizmu przywoływano celowo, by wspierać chrystianizację Islandii. Autor i miejsce powstania utworu są nieznane. Ze względu na wyraźne chrześcijańskie elementy czas powstania pieśni szacuje się na wiek X–XI, czyli początki chrystianizacji Islandii i Norwegii ³ . Zdaniem uczonych, celowe wspominanie kataklizmu przyczyniło się do stopniowego porzucania dawnych pogańskich wierzeń przez mieszkańców wyspy i ich przejście na chrześcijaństwo. Skutki tego kataklizmu dotknęły nie tylko Islandię, ale objęły również sporą część świata. Na podstawie analizy pierścieni drzew dowiedziono, że doszło do czasowego ochłodzenia klimatu na półkuli północnej, a lato w 940 rok roku było jednym z najchłodniejszych lat w ciągu ostatnich 1500 lat. Ochłodzenie było najbardziej odczuwane w Europie Środkowej, Skandynawii, kanadyjskich Górach Skalistych, na Alasce i w Azji Środkowej, gdzie średnie letnie temperatury obniżyły się o 2 stopnie. Świadectwa tamtego kataklizmu znajdujemy w średniowiecznych kronikach z Irlandii, Niemiec, Włoch i Chin, gdzie autorzy wspominają o mgle i czerwonym blasku słońca. Wspomniana wyżej erupcja wulkanu z pogranicza Chin i Korei, Changbaishan, uwolniła prawie trzy razy więcej materiału niż Krakatau w 1886 roku ⁴ . Ch’ŏnji (dosł. „Niebiański Staw”) jest obecnie jeziorem na granicy Korei Północnej i Chin, które leży na wysokości 2194 m n.p.m. i zajmuje powierzchnię 9,28 km², ma objętość ok. 2 km³ a jego głębokość maksymalna sięga 373 m. Kaldera, w której znajduje się obecnie jezioro, powstała w wyniku erupcji w roku 969, która osiągnęła siódmy, przedostatni, punkt w Indeksie Eksplozywności Wulkanicznej (VEI) ⁵ .
Pisząc o erupcjach wulkanicznych i ich wpływach na zmiany klimatyczne mam świadomość, że wciąż poruszamy się w świecie hipotez, że nasza wiedza w tym zakresie jest jeszcze bardzo mała, a przede wszystkim nieuporządkowana. Niedawno dowiedzieliśmy się na przykład, że w 1100 roku dostrzeżono niezwykłe zjawisko zaćmienia księżyca (zachmurzenia pyłami). Podobne zjawiska (podobne obserwacje) miały miejsce po erupcji wulkanu Samalas w 1257 roku i Krakatau w 1883 roku. Dziś przyjmuje się, że za zaćmienie księżyca w 1100 roku odpowiadała erupcja wulkanu Asama w Japonii, która rozpoczęła się pod koniec sierpnia i trwała do października 1008 roku. Analizy słojów z tego okresu potwierdzają panujące w tym czasie ochłodzenie, co również wiązane jest z erupcjami wulkanicznymi. Ślady tej erupcji odkryto w czasie badań chronologii osadów grenlandzkich rdzeni lodowcowych. Wpływ zmian klimatycznych i nierównomierność temperatur w ówczesnym świecie był bardzo zróżnicowany i trudno opisać go w jednej pracy. Wielu badaczy, a zwłaszcza publicystów, niestety, dokonuje tu znacznych uproszczeń. Pisze np. Leszek Marks, że w czasie ocieplenia średniowiecznego (900–1400 r.) temperatura była wyższa o około 0,5–1ºC od obecnej. Nastąpiła wówczas recesja lodowców, umożliwiająca działalność rolniczą wysoko w Alpach, a w Niemczech winnice występowały ponad 200 m wyżej niż obecnie. Zmniejszenie zasięgu lodu morskiego sprzyjało Wikingom w kolonizowaniu Islandii i Grenlandii oraz dotarciu do Nowej Funlandii. Dostatek żywności w Europie doprowadził do dwukrotnego wzrostu zaludnienia i powstania sieci transportowej, nadmiar siły roboczej zatrudniano do budowy klasztorów, kościołów i uniwersytetów. Nastąpiła wówczas maksymalna ekspansja arabska oraz niespotykany wcześniej rozwój kultury i nauki ⁶ . To, pomijając kwestię uogólnienia w kwestii temperatur, zbyt uproszczone spojrzenie. Pisząc o tak długim okresie musimy mieć świadomość, że musiało w tym czasie dochodzić do znacznych zmian. Na początku 1200 roku mieszkańcy Bagdadu zwrócili uwagę na fakt, że z Egiptu przybywa do ich wielu wycieńczonych i niezwykle wychudzonych ludzi. Większość z nich przybywało pieszo. Przyczyną ich ucieczki była susza, brak opadów i obniżenie poziomu wody w Nilu. Wśród mieszkańców Egiptu zaczął się straszny głód i pomór. W tym czasie w Egipcie z głodu zmarło prawdopodobnie 100 tysięcy ludzi, (a w samej Mekce – 200 tysięcy). Susza trwała przez trzy lata ⁷ . Naukowcy spekulowali wcześniej, że Mongołowie wyprawili się w świat, bo ich kraj nawiedziło mocniejsza niż zwykle susza. Z najnowszych badań wynika jednak, że było wręcz przeciwnie. Ich wędrówkę i podbój świata spowodowała większa niż poprzednio (znaczna) fala opadów. Dowodem na to są badania dendrologiczne (słoi drzew). Przyrosty słoi drzew z tego okresu były znacznie większe od poprzednich ⁸ . Dzięki opadom znacznie wzrosła populacja Mongołów i ich zamożność. Mieli, bowiem pod dostatkiem trawy dla swoich koni. Szacuje się, że każdy wojownik mongolski dysponował pięcioma wierzchowcami. Najazdy mongolskie w XIII wieku skłoniły do przesiedlenia masy koczowników turkmeńskich do przeniesienia się w głąb Azji Mniejszej. Doprowadziło to w konsekwencji do przeludnienia Anatolii i wzmogło napór Turków na ziemie Cesarstwa Bizantyjskiego.
Przytoczone powyżej informacje ukazują, że zmiany klimatyczne są w naszych dziejach czymś zwyczajnym, stałym. Nie obejmowały jednocześnie całego globu (w każdym razie nie równomiernie), choć ich zasięg niekiedy bywał bardzo znaczny. Ich wpływ na nasze życie można postrzegać doraźnie lub w dłuższej perspektywie. Większość z przytoczonych (prawie wszystkie) okresowych (czasami tylko rocznych lub kilkuletnich, a niekiedy trwających setki lat) zmian klimatycznych możemy łączyć z wybuchami konkretnych wulkanów.Zmiany klimatyczne (od ok. 12.000 p.n.e. do ok. 3000 p.n.e.)
Obecną epokę geologiczną określamy nazwą – holocen. Epoka ta rozpoczęła się z końcem ostatniego zlodowacenia plejstoceńskiego, a dokładnie – z końcem zimnej fazy młodszego dryasu (późny glacjał). Zapoczątkował ją ciepły interglacjał (około 12.000 do 10.800 lat p.n.e.) Następnie miało miejsce znaczne ochłodzenie, po czym ponownie doszło do ocieplenia około 8300 r. p.n.e. Mimo zmiany klimatu, duże czapy lodowe i lądolody przetrwały jeszcze kilka tys. lat (do ok. 8–7 tys. lat p.n.e.), co miało decydujące znaczenie dla cyrkulacji atmosfery i klimatu Ziemi w tym czasie. Dlatego wczesny holocen (11,65 do 8/7 tys. lat p.n.e.) cechował się nawrotami zimna (np. preboreal oscilation, 8,2 ka event ) wynikającymi z interakcji między oceanami a zanikającymi lądolodami. Mówiąc prościej, wielkość lądolodów miała wpływ na ochładzanie się prądów oceanicznych. Dzięki podziemnym próbkom m.in. z Grenlandii wiemy, że ok. 11.000 lat temu temperatura na północnej półkuli spadła o 5 do 7 stopni Celsjusza. Trwający ok. 1000-1300 lat ostatni zimny epizod ostatniego zlodowacenia na Ziemi nosi nazwę młodszy dryas i nikt nie wie na pewno, dlaczego miał miejsce. Zaproponowana w 2007 roku teoria mówi o ochłodzeniu po uderzeniu asteroidy (planetoidy) ⁹ , ale uwzględnić musimy też panujący w tym czasie wulkanizm. Erupcje niektórych wulkanów do jakich dochodziło w tym czasie miały wpływ na klimat nawet o zasięgu globalnym.
Fakty późniejszego ocieplenia klimatu potwierdzają najnowsze badania osadów dna Nilu. Wynika z nich, że około 10.000 lat temu miała miejsce drastyczna zmiana klimatu. Pobrane próbki z osadów z dna Delty Nilu pozwoliły ustalić skład i gęstość szaty roślinnej oraz ilość wody wpływającej do Nilu z całej jego zlewni na przestrzeni ostatnich 9500 lat. Analiza tych danych wykazała, że przepływ Nilu, a tym samym suma opadów uległa zmniejszeniu około 8000 lat temu, wraz z tym nastąpiło zaś znaczne zubożenie roślinności. Na początku tej epoki suma opadów na tym obszarze była znacznie wyższa niż dzisiaj. Zmiana była stosunkowo nagła, bo w ciągu maksymalnie kilkuset lat żyzna sawanna w wielu miejscach zamieniła się w pustynię. Nie był to jednak proces jednostajny (przecież i dziś mimo postępującego ocieplenia pojawiają się lata wyjątkowo suche oraz okresowo obfitujące w opady), później w wyniku kolejnych krótkotrwałych okresów ochłodzenia np. na Bliskim Wschodzie i w Północno-Wschodniej Afryce mogło dochodzić do zwiększenia się ilości opadów, znacznego wzrostu roślinności, a co za tym idzie i ilości zwierząt, co z kolei umożliwiło wzrost populacji ludzkiej, a dzięki łatwej dostępności do zwierzyny także stopniowe przechodzenie ludzkości do osiadłego trybu życia.
Zdaniem szkockich naukowców ludzką cywilizację „uruchomiło” uderzenie komety w Ziemię . Wychładzając klimat zmusiło to naszych przodków do osiedlenia się i zajęcia rolnictwem. Pewni są tego badacze ze Szkocji, według których znaki (piktogramy) wyryte 11 tys. lat temu na kamieniach świątyni Göbekli Tepe w Turcji opowiadają o momencie, w którym narodziła się ludzkość. Uznali, że zwierzęta symbolizują gwiazdy i inne ciała niebieskie. Ostatecznie doszli do wniosku, że mają przed sobą kartkę z kosmicznego kalendarza. Co najważniejsze, rozkład elementów odpowiada ułożeniu gwiazd nad Turcją sprzed ok. 11 tys. lat, przełomowym momencie dla ludzkości ¹⁰ . Moim zdaniem badacze ci patrzą na dzieje zbyt wyrywkowo (pomijam to, że obecne badania dowodzą, że w tym wypadku chodziło raczej o uderzenie asteroidy niż komety). Dziś wiemy, że zmiany klimatyczne były znacznie częstsze. Miały one niewątpliwie wpływ na losy człowieka, który dostosowywał się do zmieniających się warunków klimatu i przyrody. Nie od razu polegało to na zajęciu się rolnictwem . Pierwsze społeczeństwa osiadłe były ludami o gospodarce łowieckiej. Na rozwój rolnictwa wpływ miały dopiero dalsze zmiany klimatyczne, do których doszło m.in. w wyniku skutków kolejnej katastrofy komety, która miała miejsce przypuszczalnie około początku III tysiąclecia p.n.e. Przechodzenie do gospodarki rolnej trwało ponadto tysiące lat, w czasie których ludzie bardzo stopniowo opanowywali nowe techniki rolne, selekcjonowali gatunki zbóż itp. (do powstawania nowych gatunków zbóż dochodziło również w wyniku przenoszenia przez ludzi nasion na inne obszary, gdzie dochodziło do mutacji ich genów. Dzięki temu udało się – zapewne przypadkowo, ale dzięki zdolności do obserwacji z czasem również świadomie, celowo – wyhodować zboża o znacznie większej wydajności nasion z kłosa.
Po trwającym około 2000 lat ochłodzeniu około lat 8300/8200 p.n.e. doszło do ponownego ocieplenia. Do około 7000 roku p.n.e. średnia temperatura roczna wzrosła o kilka stopni, co spowodowało odpowiednie zmiany we florze i faunie. Na obszarze Europy Środkowej po tundrze parkowej poprzedniego okresu w początkach okresu preborealnego pojawiły się najpierw same brzeziny, a później mieszane lasy brzozowo-sosnowe z dodatkiem wierzb. Zmiany te na północy Europy nastąpiły nieco później. Na większości terenów Europy stopniowo zanikały renifery; resztki ich populacji przesuwały się do szerokiej strefy nadbałtyckiej. Na pozostałych obszarach zaczęły pojawiać się coraz częściej zwierzęta leśne, głównie łosie.
W następnym okresie borealnym przypadającym – z grubsza biorąc – na VII tysiąclecie p.n.e., głównie na jego pierwszą połowę średnia temperatura roczna podniosła się o dalsze kilka stopni, dochodząc w północnych partiach Niżu Środkowoeuropejskiego do średnio 19 ⁰ C w lipcu. Panował wówczas suchy klimat kontynentalny. Lasy brzozowo-sosnowe wzbogaciły się w tym czasie przede wszystkim o leszczynę, a pod koniec tego okresu jeszcze o inne drzewa liściaste. Wśród zwierzyny leśnej zaczynają się pojawiać dodatkowo jelenie, sarny, dziki, niedźwiedzie i bobry. Swoje maksimum w czasie całego holocenu średnia temperatura roczna osiągnęła w latach między 6400 a 3700 p.n.e. kiedy to średnia temperatura roczna była wyższa o ok. 2-2,5 0 C niż obecnie. Na obszarze Niżu Środkowoeuropejskiego klimat stał się wtedy wilgotny, morski. Był to czas szczytowo pomyślnego i wszechstronnego rozwoju szaty leśnej tego obszaru: obok gatunków drzew występujących już poprzednio teraz zaczęły dominować także drzewa liściaste, jak dęby, wiązy i lipy, a także buki ¹¹ .
Ocieplenie, którego skutkiem było topnienie lodowców i wzrost poziomu wód oceanów i mórz powodowało w konsekwencji nacisk na płyty tektoniczne i ich ruch, a co za tym idzie wzrost aktywności sejsmicznej i wybuchów wulkanów czasami łączących się z powstawaniem tsunami.
Erupcja wulkanu Cumbre Vieja, należącego do archipelagu Wysp Kanaryjskich w połączeniu z towarzyszącymi jej trzęsieniami ziemi, spowodowały około 6000 lat p.n.e. gigantyczne tsunami z falami wysokości 20 metrów, które doprowadziło do całkowitego zdewastowania wybrzeży Islandii, Norwegii, czy też Wielkiej Brytanii oraz Ameryki Środkowej. Wpływ tego kataklizmu na rozwój cywilizacyjny ludów tych obszarów musiał być ogromny – tym bardziej, że ówczesne osadnictwo rozprzestrzeniało się głównie wzdłuż wybrzeży morskich. Inne tsunami zostało wywołane około 8150 lat temu osunięciem się ziemi na dnie Morza Północnego, wzdłuż szelfu kontynentalnego między Norwegią a Islandią. Fale tego tsunami sięgały nawet 40 metrów i zniszczyły wybrzeża północnej Europy, w tym dzisiejszej Danii.
Zmiany klimatyczne łączą się bezpośrednio z ważnymi etapami w rozwoju naszej cywilizacji, które miały miejsce w tym czasie. Późniejsze ocieplenie prawdopodobnie wpłynęło na gwałtowne zubożenie szaty roślinnej, co zmusiło ludzi na wielu obszarach do porzucenia dotychczasowego trybu życia; również do walki o dostęp do zwierzyny. Musiano też znacznie ograniczyć wcześniejszą gospodarkę opartą o myślistwo i zbieractwo, gdyż dotychczasowe źródła pożywienia po prostu się wyczerpały. Zdaniem badającej osady z Nilu dr Blanche właśnie to stało się motorem do oswojenia i chowu bydła domowego oraz rozwoju rolnictwa ¹² . Wcześniej w wyniku ocieplenia klimatu woda z topniejących lodowców doprowadziła do podniesienia się poziomu mórz i ukształtowania się do około 5000 roku p.n.e. linii brzegowej bliskiej do współczesnej. Optimum skończyło się około 3500 roku p.n.e., kiedy to nastąpiła trwająca do dzisiaj, nieco chłodniejsza faza klimatu. . To ona, tak jak wcześniej kometa z Ameryki Północnej mogła ponownie spowodować okres ochłodzenia.
Myślę, że warto zweryfikować tezę mówiącą o tym, że od około 3500 r. p.n.e. do dziś trwa nieco chłodniejsza faza klimatu . Zresztą dziś słyszymy o teorii przeciwnej, wielu „badaczy” wieści, że żyjemy w epoce globalnego ocieplenia . W ciągu ostatnich 5500 lat mieliśmy do czynienia z kolejnymi etapami ocieplenia i ochłodzenia. O tym jednak napiszę w kolejnych artykułach.