- W empik go
Klinika Małych Zwierząt w Leśnej Górce - ebook
Klinika Małych Zwierząt w Leśnej Górce - ebook
Zapraszamy do Kliniki Małych Zwierząt w Leśnej Górce. Prowadzą ją małe zwierzęta: profesor Borsuk i jego biały personel - doktor Łasiczka, Suseł, siostry Wiewiórki, sanitariusz Ryś i wiele innych ważnych postaci. Opowiadania o lekarzach i ich pacjentach, o radościach, smutkach, niezwykłych przygodach i sukcesach medycznych wykształconych specjalistów o miłych pyszczkach, miękkich futerkach i barwnych piórkach.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-283-0 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wystarczy rozgrzebać zatkane suchą trawą wyjście z nory, wystawić pyszczek z ruchliwym noskiem i powąchać wiatr.
Tak! To już! Właśnie dzisiaj Zima wypuściła ziemię z lodowego uścisku.
Może jednak jesteś niezbyt pewnym siebie Zwierzątkiem? Zrób więc taką próbę: wyjdź z nory na południową stronę, gdzie nie ma już śniegowych łat. Zacznij grzebać prawą przednią łapą w ziemi. Jeśli powierzchnia jest błotnista, dołącz teraz lewą przednią łapę i kop dalej. Gdy zrobisz już sporą jamę i nie natkniesz się na zmarzniętą ziemię, możesz mieć pewność, że przyszła Wiosna! Odbij się z czterech łap do góry, zapiszcz lub zaszczekaj, puść się szalonym biegiem wokół najbliższego drzewa, a później wpadnij do nory i zawołaj całą rodzinę. W takim dniu dobrze mieć obok kogoś bliskiego i kochanego.
– Wstawajcie! Już czas! Przyszła Wiosna! – piszczał najmłodszy Suseł, bo to właśnie on był tym Zwierzątkiem, które pierwsze wyszło na zewnątrz.
– Tak, tak, tak… już, już… – zamruczał tatuś Suseł i przekręcił się na drugi bok.
– Umyj łapki, kochanie, ja właśnie… – sapnęła mama Suseł i podniosła głowę, która wolniutko zaczęła z powrotem opadać na posłanie.
Tak samo było w legowisku rodzeństwa, tyle że groźniej, bo najstarszy brat na próby podnoszenia mu powiek prychnął i wyszczerzył zęby.
– To nie, bez łaski! – pisnął Mały i wybiegł z nory.
Wrócił koło południa, ubłocony, zziajany, spocony, nie do końca szczęśliwy, bo to tylko pół radości witać Wiosnę samemu – i znowu zasnął.
Następnego dnia w Dzięglowej Górce u przebudzonej już rodziny Susłów było trochę nerwowo i niespokojnie. Najmłodszy leżał na swoim posłaniu, miał zamknięte ślepka, suchy, gorący nosek, kasłał i świszcząco oddychał.
– Wydaje mi się, że wychodził z nory, bo ma zaschnięte błoto na łapkach – powiedziała zaniepokojona pani Suseł.
– Raczej na pewno – sapnął pan Suseł. – Wejście jest rozgrzebane. Teraz rozumiem, dlaczego było mi tak zimno.
– Tu potrzeba lekarza – zdecydowała mama. – Pobiegnij do Kliniki i zawiadom pana Żbika z Pogotowia – powiedziała do najstarszego syna.
– Dlaczego zawsze ja?! – zaskamlał. – A oni nie mogą?
– Zawsze Najstarszy opiekuje się Najmłodszym, znasz zasady, prawda? – Pogłaskała go po łebku.
– No dobra… idę… – zastękał, wstając. Szedł w stronę wyjścia, powłócząc łapami.
– I uczesz się, jak wychodzisz z nory – zawołał za nim pan Suseł.
– A ja lubię, jak mi futro sterczy – zapiszczał najstarszy i myknął na łąkę.
– Grrr… – warknął cicho pan Suseł.