Klub Opiekunek. Logan lubi Mary Anne - ebook
Klub Opiekunek. Logan lubi Mary Anne - ebook
Poznajcie zekranizowaną przez Netflix kultową serię książek opowiadającą o przygodach przyjaciółek, które wspólnie zakładają Klub Opiekunek.
Mary Anne musiała zaplatać włosy w warkocze, urządzać pokój w odcieniach różu i pytać tatę o zgodę na dosłownie wszystko. Ale to już przeszłość – Mary Anne dorasta i zauważają to nie tylko przyjaciółki z Klubu Opiekunek. Okazuje się, że Logan bardzo polubił Mary Anne! Pojawił się nawet pomysł, aby dołączył do Klubu Opiekunek – ale czy to by się sprawdziło?
Działalność Klubu Opiekunek nigdy nie była taka skomplikowana – ani tak zabawna!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67555-45-6 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Myślę, że powinnam chyba zacząć od tego, czym jest Klub Opiekunek (na wypadek gdybyście nie wiedzieli). Do Klubu należę ja (Mary Anne Spier) i moje przyjaciółki: Kristy Thomas, Dawn Schafer, Claudia Kishi i Stacey McGill. Prowadzimy ten biznes w piątkę, ale to Kristy wpadła na pomysł założenia Klubu. Opiekujemy się dziećmi z sąsiedztwa, świetnie się przy tym bawiąc – a do tego zarabiamy całkiem sporo pieniędzy. Spotykamy się trzy razy w tygodniu, żeby odbierać telefony od naszych klientów, a czasem też poplotkować i zwyczajnie się powygłupiać. Jednak do naszej pracy podchodzimy bardzo profesjonalnie.
Pozwólcie, że opowiem wam w skrócie, co w te wakacje się nam przydarzyło. Zacznę od Kristy, ponieważ jest prezeską naszego klubu, a do tego przeżyła z nas wszystkich największą i najbardziej ekscytującą przygodę. Jej mama ponownie wyszła za mąż, a Kristy była druhną na ślubie! Serio! Miała na sobie długą sukienkę i pierwsze prawdziwe buty na obcasach. Claudia, Dawn, Stacey i ja też byłyśmy gośćmi na tym weselu. A POTEM Kristy i jej rodzina (dwaj starsi bracia, Sam i Charlie, plus młodszy brat David Michael) wyprowadzili się ze swojego starego domu, który tak przy okazji stoi tuż obok mojego, i zamieszkali po drugiej stronie miasta w eleganckiej rezydencji jej ojczyma. Kristy całkiem nieźle na tym wyszła – w nowym domu jest wszystko, czego zapragnie (w granicach rozsądku), a do tego gwarantowany zarobek, kiedy opiekuje się Andrew i Karen, swoim przyrodnim rodzeństwem, które spędza u Watsona co drugi weekend (i czasem jeszcze trochę czasu pomiędzy). A, zapomniałabym – Watson – to jest właśnie ojczym Kristy.
Potem mamy Claudię Kishi. Claudia jest wiceprezeską naszego Klubu. Spotykamy się zawsze w jej pokoju, ponieważ jako jedyna z nas ma swój własny aparat telefoniczny, a co więcej – swój prywatny numer. To, co przydarzyło się Claudii w te wakacje, było zdecydowanie najsmutniejszą z naszych przygód, ale ostatecznie miało szczęśliwe zakończenie. Babcia Claudii, Mimi (mieszkająca razem z rodziną Kishich, ulubienica nas wszystkich), pewnego lipcowego wieczoru miała wylew. Trafiła do szpitala, gdzie została przez dosyć długi czas. Dalej chodzi na rehabilitację, ale jest z nią coraz lepiej. Potrafi już chodzić i mówić, a pewnego dnia (być może) będzie mogła ponownie używać prawej ręki.
Dawn Schafer to moja nowa najlepsza przyjaciółka. Jest naszą oficjalną zastępczynią – to znaczy, że jest w stanie przejąć obowiązki tej z nas, która akurat musi opuścić spotkanie. Wcześniej mieszkała z rodziną w Kalifornii, ale kiedy jej rodzice się rozwiedli, Dawn i jej młodszy brat Jeff przeprowadzili się razem z mamą na drugi koniec kraju, do naszego Stoneybrook w Connecticut. Claudia, Kristy i ja dorastałyśmy tutaj, ale dla Dawn przyzwyczajenie się do nowego miejsca okazało się nie lada wyzwaniem. Latem Dawn i Jeff polecieli sami do Kalifornii, aby odwiedzić swojego tatę. A po powrocie Dawn odkryła tajne przejście w starym domu, gdzie obecnie mieszka!
No i w końcu czwarta z nas – Stacey McGill. Jest naszą skarbniczką i też jest nowa w Stoneybrook. Przeprowadziła się tu dokładnie rok temu z ogromnego, czarującego i ekscytującego Nowego Jorku. Nawiasem mówiąc, Stacey sama w sobie jest czarująca i ekscytująca. Nic dziwnego, że ona i Claudia są najlepszymi przyjaciółkami. Obie są bardzo wyrafinowane i uwielbiają nosić wyraziste ubrania w odjazdowych kolorach, dziwną biżuterię i wymyślne fryzury Ta dwójka naprawdę wyróżnia się w tłumie – zawsze byłam o to trochę zazdrosna.
Tak czy siak, akurat w tym roku ekscytujące wakacje Stacey były i moim udziałem. Dostałyśmy obie pracę jako wakacyjne opiekunki u naszych stałych klientów. Pojechałyśmy z nimi nad morze – do Sea City w New Jersey. Byłyśmy tam całe dwa tygodnie i nie tylko świetnie się bawiłyśmy, ale też obie poznałyśmy tam chłopców, którzy nam się spodobali! Może dla Stacey to nie było nic wielkiego, ale dla mnie – wręcz przeciwnie. Na co dzień jestem trochę nieśmiała i zwykle siedzę cicho. Do tego nigdy nie interesowałam się zbytnio chłopcami. Nie dlatego, że ich nie lubiłam; myślę, że chodziło raczej o to, że się ich bałam. Myślałam sobie: o czym można z nimi gadać? Później zdałam sobie sprawę, że z chłopakiem można rozmawiać dokładnie tak samo jak z dziewczyną. Trzeba tylko uważniej wybierać tematy. Jasne, że nie pogadasz z nimi o stanikach albo telewizyjnych gwiazdorach, ale można spróbować o szkole, filmach, zwierzętach. Albo sporcie (jeśli coś tam o nim wiesz).
Na początku naszego pobytu w Sea City Stacey naprawdę dała mi w kość. Zabujała się (jak to ona sama zawsze mówi) w jednym takim superprzystojnym ratowniku, który był dla niej o wiele za stary. Zostawiła mnie samą jak palec. Pozbawiona towarzystwa kogokolwiek w moim wieku zaczęłam rozmawiać z pewnym chłopakiem, który kręcił się po plaży, ponieważ zajmował się na wakacjach tym samym co ja – opieką nad dziećmi. Okazało się, że świetnie się dogadujemy. Rozmawialiśmy o tysiącu różnych rzeczy i zanim wyjechałam z Sea City, wymieniliśmy się nawet obrączkami z naszymi inicjałami. Kupiliśmy je ostatniego wspólnego wieczoru na deptaku. Nie wiem, czy na pewno będziemy do siebie pisać (tak jak to sobie obiecaliśmy), ale fajnie było przekonać się na własnej skórze, że chłopcy nie są kosmitami.
DING-DONG. Dzwonek do drzwi. Nie byłam pewna, jak długo leżałam tak na łóżku, śniąc na jawie. Spojrzałam na zegarek. Zbliżała się pora ostatniego, letniego zebrania Klubu Opiekunek.
– Już idę! – zawołałam.
Wybiegłam z sypialni, schodami w dół i korytarzem prosto do drzwi wejściowych. Wyjrzałam przez okno. Na schodach stała Dawn. Czasami przychodzi po mnie przed spotkaniem Klubu, a potem razem idziemy do Claudii.
– Cześć! – przywitała mnie. Dawn przejmowała się ostatnio bardzo swoimi włosami. Nie znam nikogo, kto ma dłuższe od niej. Wygrywa w tej kategorii nawet z Claudią. Jej włosy są długie, a do tego mają najjaśniejszy odcień blondu na świecie. Dawn włożyła dzisiaj całkiem wystrzałowe ciuchy – jaskraworóżowe szorty i oversize’ową, przewiewną koszulę z egzotycznym nadrukiem, założoną na biały podkoszulek.
– Cześć – odpowiedziałam. – Wyglądasz ekstra. Czy to nowa koszula?
Dawn skinęła głową.
– Tak, tata mi ją przysłał z Kalifornii.
– Och, tylko nie mów o tym Kristy – powiedziałam.
– Wiem. Nie zrobię tego.
Tata Kristy w ogóle się z nią nie kontaktuje. Niespecjalnie interesuje się nią czy jej braćmi. Nie wysyła im już nawet kartek urodzinowych. Cieszę się, że Kristy ma teraz Watsona. Gdyby jeszcze tylko pozwoliła sobie choć trochę go polubić…
– Lepiej już chodźmy – powiedziała Dawn.
– Dobra, jestem gotowa. Sprawdzę jeszcze tylko, czy mam klucze. – Znalazłam je, po czym zamknęłam dom. W ciągu dnia zwykle jestem jedyną osobą, która jest w domu. Mój tata jest prawnikiem i pracuje do późna. Nie mam rodzeństwa, a moja mama umarła, kiedy byłam mała. Prawie w ogóle jej nie pamiętam. Czasem smutno mi tak samej siedzieć w pustym domu. Chciałabym mieć chociaż kota.
Przeszłyśmy przez trawnik, kierując się do skrzynki na listy.
– Aaa! – wrzasnęłam, kiedy otworzyłam skrzynkę – JEST! Przyszło!
– Co przyszło? – zapytała Dawn, zaglądając mi przez ramię.
– Prenumerata „Sixteen”. O nie, chyba umrę! Zobacz, kto jest na okładce! Cam Geary! Czyż on nie jest obłędny? W ostatnim numerze był o nim artykuł, a teraz to zdjęcie… (w tej chwili mnie zatkało) i do tego plakat!
Dawn spojrzała na mnie zdziwiona.
– Te wakacje serio cię zmieniły, Mary Anne – powiedziała. – Chyba nigdy wcześniej nie słyszałam, żebyś tyle mówiła. A już na pewno NIGDY wcześniej nie miałaś takiego kręćka na punkcie jakiegokolwiek chłopaka!
Wzdrygnęłam się na myśl o tym, jak jeszcze nie tak dawno wkurzałam się na Stacey, że tak dużo mówi o chłopakach. Jednak w tej chwili Dawn nie wyglądała na zirytowaną.
Przeszłyśmy przez ulicę i trawnik Claudii. Dawn zadzwoniła do drzwi państwa Kishich.
– Ale Cam naprawdę jest OBŁĘDNY! – powiedziałam, przyciskając gazetę do siebie. – Te jego oczy. Po prostu… normalnie…
– Witajcie, dziewczęta – przywitała nas Mimi, wymawiając poszczególne słowa wolno i wyraźnie. Rodzina Kishich pochodzi z Japonii, dlatego Mimi mówi po angielsku z wyraźnym akcentem. Mimo to nigdy nie miałam problemów, żeby ją zrozumieć. Teraz mówi wolno z powodu udaru. – Reszta dziewczyn już jest. Czekają na was w pokoju Claudii – powiedziała Mimi.
– Czyli jesteśmy ostatnie? – zawołałam. – Dawn, lepiej się pospieszmy! – Zatrzymałam się na chwilę, żeby dać Mimi buziaka, po czym obie popędziłyśmy na górę. Kiedy mijałyśmy pokój Janine (starszej siostry Claudii), w biegu rzuciłyśmy tylko szybkie „cześć” w kierunku zamkniętych drzwi. Chciałyśmy jak najszybciej znaleźć się w siedzibie Klubu Opiekunek. Usiadłyśmy na podłodze i zamknęłyśmy za sobą drzwi. Wszystkie dobre miejscówki były już zajęte: Stacey i Claudia leżały na łóżku, a Kristy jak zwykle siedziała na reżyserskim krześle (w końcu ona uwielbia rządzić).
– Jakim cudem dotarłaś tu tak szybko? – Dawn zapytała Kristy. Odkąd nasza przewodnicząca mieszka po drugiej stronie miasta, w kwestii transportu musi polegać na swoim starszym bracie Charliem. Klub Opiekunek płaci mu za to, że zawozi Kristy tam i z powrotem – to jeden z kosztów prowadzenia naszego biznesu.
Kristy wzruszyła ramionami.
– Charlie chciał, żebyśmy wcześniej wyjechali. Spieszył się do centrum handlowego… Dobra, zaczynajmy.
– Och, Kristy – powiedziała Claudia. – Nie musimy tak gonić. To nasze ostatnie, wakacyjne spotkanie. Żadna z nas nigdzie się później nie spieszy. Lepiej najpierw wrzućmy coś na ząb.
Uśmiechnęłam się. „Coś na ząb” w wydaniu Claudii to zwykle jakieś śmieciowe jedzenie. Jest od niego uzależniona i ma je poupychane we wszystkich kątach swojej sypialni. Akurat grzebała w poszewce na poduszkę. W końcu wyciągnęła z niej dwie paczki – jedną z żelkami, drugą z precelkami. Precle były dla wszystkich, a żelki dla mnie, Kristy i Claudii. Dawn ich nie zje, bo jej zdaniem są niezdrowe, a Stacey nie może ich jeść, ponieważ ma cukrzycę i musi bardzo pilnować swojej diety – a to oznacza zero dodatkowych słodyczy.
W czasie gdy Claudia częstowała wszystkich dookoła, Kristy wyciągnęła klubowy zeszyt i naszą księgę zleceń. Tę drugą podała mnie. Jako klubowa sekretarka dbam, żeby w księdze wszystko było na bieżąco odnotowywane. Zapisuję poszczególne zlecenia, pilnuję aktualności adresów i telefonów naszych klientów. Stacey, która jest skarbniczką, notuje z kolei dokładnie, ile zarabiamy.
Klubowy zeszyt to trochę taki pamiętnik, w którym opisujemy poszczególne zlecenia. Każda z nas ma obowiązek zerknąć do niego przynajmniej raz na tydzień. Zajmuje to sporo czasu, ale dzięki temu wiemy na bieżąco, co się dzieje u rodzin wszystkich naszych podopiecznych.
– Jakieś sprawy do obgadania? – zapytała Kristy.
Potrząsnęłyśmy wszystkie głowami.
– Nadrobiłyście wszystkie nowe wpisy w zeszycie?
– Mhm – odpowiedziałyśmy.
– Świetnie. To co, czekamy chyba na pierwszy telefon?
Klub spotyka się trzy razy w tygodniu – w poniedziałek, środę i piątek – od 17.30 do 18.00. Nasi klienci wiedzą, że mogą wtedy zadzwonić pod numer Claudii i złapią całą naszą piątkę. Podoba im się to rozwiązanie, bo mają pewność, że wykonując tylko jeden telefon, znajdą jakąś opiekunkę dostępną w potrzebnym im terminie.