Klub Opiekunek. Tajemnica Stacey - ebook
Klub Opiekunek. Tajemnica Stacey - ebook
Tajemnicą Stacey jest to, że choruje na cukrzycę. Nikt o tym nie wie… oprócz jej przyjaciółek z Klubu Opiekunek. Ale nawet one nie znają całej prawdy.
Stacey ma problem z rodzicami, którzy nie chcą zaakceptować jej choroby i jeżdżą z nią do praktycznie każdego lekarza w kraju. Te częste wizyty w gabinetach sprawiły, że Stacey straciła już jedną przyjaciółkę i nie zamierza pozwolić, by to się powtórzyło. Zwłaszcza teraz, gdy Klub Opiekunek potrzebuje jej bardziej niż kiedykolwiek!
Poznajcie serię książek opowiadającą o przygodach przyjaciółek, które wspólnie zakładają Klub Opiekunek. Bestsellerowa seria autorstwa Ann M. Martin sprzedała się w 176 milionach egzemplarzy i wciąż inspiruje kolejne pokolenia czytelniczek na całym świecie.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66750-62-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Co masz na myśli? – zapytałam.
– No, powinnyśmy być przygotowane. Czekałyśmy na to dziecko od miesięcy, a Newtonowie to nasi najlepsi klienci. Będą potrzebowali kogoś, kto zajmie się Jamiem, kiedy oni będą w szpitalu. Profesjonalne opiekunki muszą być wtedy zwarte i gotowe.
– Myślę, że to dobry pomysł – odezwała się Mary Anne Spier. – Popieram w całości.
Mary Anne zazwyczaj zgadza się z Kristy. Nic dziwnego, w końcu są najlepszymi przyjaciółkami. Spojrzałam na Claudię Kishi. Ona z kolei jest MOJĄ najlepszą przyjaciółką i wiceprzewodniczącą klubu. Teraz jednak Claudia tylko wzruszyła ramionami.
W skład Klubu Opiekunek wchodzi nasza czwórka: Kristy, Claudia, Mary Anne (czyli sekretarka), no i ja, Stacey McGill. Ja jestem skarbniczką. Opieką nad dziećmi zajmujemy się profesjonalnie od dwóch miesięcy. Na pomysł klubu wpadła Kristy, dlatego z marszu została przewodniczącą. Spotykamy się trzy razy w tygodniu, między 17:30 a 18:00, w pokoju Claudii (ona jako jedyna z nas ma prywatną linię telefoniczną) i wtedy odbieramy telefony od klientów, którzy chcą zarezerwować opiekunkę na konkretny termin. Ruch w interesie mamy przede wszystkim dlatego, że zawsze jesteśmy przy telefonie w komplecie, więc każdy, kto do nas zadzwoni, w trakcie jednej rozmowy ma praktycznie zagwarantowane znalezienie wolnej opiekunki na potrzebny termin. Naszym klientom bardzo się to podoba. Wolą tak załatwić sprawę, niż wydzwaniać i szukać wolnej niani po całym mieście. Poza tym zwyczajnie nas lubią. Jesteśmy naprawdę dobre w tym, co robimy. I nieźle się napracowałyśmy, żeby rozkręcić nasz mały biznes. Wydrukowałyśmy ulotki i powrzucałyśmy je do skrzynek pocztowych w okolicy, a nawet zamieściłyśmy reklamę w „Wiadomościach Stoneybrook”, naszej lokalnej gazecie.
Właśnie tutaj mieszkam od pewnego czasu – w małym, trochę zapyziałym miasteczku Stoneybrook w stanie Connecticut. Możecie wierzyć lub nie, ale dla mnie to spora odmiana po życiu w Nowym Jorku. Nowy Jork to naprawdę ogromne miasto. Stoneybrook – wręcz przeciwnie. Znajduje się tu tylko jedno gimnazjum, do którego chodzę. Zresztą wszystkie tam chodzimy (jesteśmy w siódmej klasie). W Nowym Jorku jest chyba z milion gimnazjów. Ale tam w milionach można liczyć wszystko – ludzi, samochody, budynki, sklepy, gołębie, przyjaciół i ciekawe rzeczy do roboty.
W Stoneybrook, nie oszukujmy się, niezbyt wiele jest… czegokolwiek. Przeprowadziliśmy się tutaj razem z rodzicami w sierpniu i nie poznałam w mieście nikogo, dopóki nie zaczęłam we wrześniu szkoły i nie zakumplowałam się z Claudią. Wygląda na to, że tutaj wszyscy znają się ze wszystkimi od czasu niemowlęctwa. A już na sto procent jest tak w przypadku Claudii, Kristy i Mary Anne. Nic dziwnego, skoro Kristy i Mary Anne mieszkają obok siebie i właściwie dorastały razem, a dom Claudii znajduje się po drugiej stronie ulicy (ja mieszkam dwie ulice dalej).
Byłam taka szczęśliwa, kiedy Claudia powiedziała mi o tym, że Kristy chce założyć klub! „W końcu zyskam więcej przyjaciół”, pomyślałam. I dokładnie tak się stało. Nadal najbliżej mi do Claudii, ale nie wyobrażam już sobie życia bez Kristy i Mary Anne. Nie da się ukryć, że sprawiają wrażenie trochę młodszych ode mnie i Claudii (w ogóle nie przywiązują wagi do ubrań ani nie interesują się chłopcami. No dobra… Kristy raz była zaproszona na szkolną potańcówkę), do tego Mary Anne jest strasznie nieśmiała, a Kristy to chłopczyca. Jednak koniec końców są moimi przyjaciółkami i to przy nich jest moje miejsce. Co z kolei trudno powiedzieć o kilku okropnych zdrajcach, których zostawiłam w Nowym Jorku.
– Dobra, przeanalizujmy taki scenariusz – zaczęła Kristy. – Jest popołudnie po lekcjach. Pani Newton orientuje się, że musi jechać do szpitala. Dzwoni do pana Newtona, czy tam po taksówkę albo coś w tym stylu, potem dzwoni do nas i jedna z nas zostaje z Jamiem…
– A co, jeśli akurat wszystkie będziemy zajęte? – spytałam.
– Hmm – zamyśliła się Kristy – może w takim razie, począwszy od teraz, jedna z nas zawsze będzie miała wolne popołudnie. Tym sposobem pani Newton będzie miała zagwarantowaną opiekunkę. Uznajmy, że to taki ukłon w jej stronę, bo Newtonowie to jedni z naszych najlepszych klientów.
– Nie uważacie, że to marnowanie zasobów? – odezwała się Claudia, a ja, prawdę mówiąc, pomyślałam dokładnie to samo.
– No właśnie – powiedziałam. – Przecież dzieci często rodzą się po terminie. Dwa lub nawet trzy tygodnie. Będziemy musiały rezygnować z popołudniowych zleceń przez całkiem długi czas, co wydaje się trochę bez sensu.
– Macie rację – odparła Kristy po namyśle.
– A mamy jakiś pomysł na nocki? – zapytałam. – Czy nie jest przypadkiem tak, że kobiety w ciąży zwykle pędzą do szpitala w środku nocy? Ja na przykład urodziłam się o drugiej dwadzieścia.
– Ja o czwartej trzydzieści sześć – dodała Claudia.
– A ja równo o czwartej nad ranem – powiedziała Kristy.
Spojrzałyśmy na Mary Anne, która wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia, o której godzinie się urodziłam – rzuciła.
Mary Anne straciła mamę, kiedy była jeszcze mała, a do tego nie jest szczególnie blisko ze swoim surowym tatą. Wychodzi na to, że nigdy nie rozmawiali o dniu (lub nocy), kiedy się urodziła.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a potem w szczelinie pojawiła się głowa Mimi, babci Claudii.
– Witajcie, dziewczynki – powiedziała uprzejmie.
– Dzień dobry, Mimi – odpowiedziałyśmy.
– Czy mogę zaproponować wam coś do jedzenia? – zapytała.
Rodzina Claudii pochodzi z Japonii, ale tylko u Mimi, która przyjechała do USA, kiedy miała trzydzieści dwa lata, pozostał ten delikatny, rozkołysany akcent. Staruszka zamieszkała z rodziną Claudii, zanim jej wnuczka przyszła na świat.
– Nie, dziękujemy – odparła Claudia. – Ale może mogłabyś nam pomóc.
– Oczywiście. – Babcia otworzyła szerzej drzwi i weszła do pokoju.
– Czy wiesz, o której godzinie urodziła się Mary Anne? – zapytała Claudia.
Doszła do wniosku, że Mimi może to wiedzieć, skoro rodziny Kishi, Thomas i Spier od lat się przyjaźniły i babcia dobrze je znała.
A jednak teraz wyglądała na lekko zaskoczoną.
– Daj mi chwilkę pomyśleć, moja Claudio… Mary Anne, twoi rodzice pojechali do szpitala mniej więcej w porze kolacji. Tego jestem pewna. To by oznaczało, że urodziłaś się koło jedenastej wieczorem.
– Och! – Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Mary Anne. – Nie wiedziałam! Czyli wychodzi na to, że jestem kolejnym dzieckiem urodzonym w nocy. Dziękuję, Mimi.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Mimi obróciła się do wyjścia i nieomal wpadła na Janine, siostrę Claudii, która akurat stanęła w drzwiach.
– Claudio! Claudio! – zawołała Janine.
Zaalarmowana podniosłam głowę. Janine była drętwą, średnio zabawną piętnastolatką, a do tego geniuszką. Choć szczerze mówiąc, zwykle była po prostu nudna. Jak flaki z olejem. W życiu nie słyszałam, żeby podniosła głos, dlatego kiedy zawołała Claudię, wiedziałam, że stało się coś niedobrego. Bardzo niedobrego.
Niestety, miałam rację.
– O co chodzi, Janine?! – wykrzyknęła Claudia.
– O to! – Janine machnęła jej przed nosem jakąś kartką. po czym przecisnęła się obok Mimi i rzuciła nią w Claudię.
Moja przyjaciółka złapała świstek papieru i wszystkie stłoczyłyśmy się wokół niej. Wpatrywałyśmy się w kartkę z przerażeniem. Oto co było na niej napisane:
Potrzebujesz rzetelnej opiekunki?
Nie masz zbyt wiele czasu? Zadzwoń:
AGENCJA OPIEKUNEK
Liz Lewis: 555 – 1162
Albo
Michelle Patterson: 555 – 7548
Cała grupa opiekunek, na których możesz polegać, jest w twoim zasięgu!
Wiek: od 13 lat
Dostępne:
Po szkole
W weekendy (do północy)
Wieczory w tygodniu (do 23:00)
Niskie stawki! Wiele lat doświadczenia!
Najlepszy sposób na oszczędzenie czasu!
ZADZWOŃ JUŻ DZISIAJ!
Cała nasza czwórka stała i patrzyła na siebie w osłupieniu. Nawet Kristy, której zwykle nie zamyka się buzia, nie była w stanie nic z siebie wydusić. Oczy Mary Anne zrobiły się tak ogromne, że pomyślałam, iż za chwilę wyskoczą jej z głowy.
– Co się dzieje, moja Claudio? – zapytała Mimi.
– Konkurencja – odpowiedziała sztywno Claudia.
Kristy spojrzała na zegarek i zobaczyła, że jest dopiero za piętnaście szósta, czyli zostało nam jeszcze piętnaście minut piątkowego spotkania.
– Niniejszym zmieniam dzisiejsze stałe spotkanie Klubu Opiekunek w nadzwyczajne zebranie – ogłosiła.
– W takim razie chyba zostawimy was same – powiedziała łagodnie Mimi. – Janine, proszę, pomóż mi przy kolacji.
Babcia wyszła z pokoju na palcach, a za nią podreptała Janine, która cicho zamknęła za sobą drzwi.
Spojrzałam na moje przyjaciółki. Wyglądały, jakby raził je piorun. Ciemne oczy Claudii były zmartwione. Bezmyślnie bawiła się pasmem czarnych, długich włosów. Claudia zawsze jest na bieżąco z obowiązującymi trendami i ubiera się tylko w to, co akurat jest modne, ale teraz byłam pewna, że ciuchy to ostatnie, o czym myśli.
Kristy, ubrana jak zwykle w coś dziecinnego i z brązowymi włosami związanymi byle jak w kucyk, wyglądała na równie zaniepokojoną jak Claudia.
Mary Anne, jak co dzień w warkoczykach (to jedyna fryzura, którą akceptuje jej tata), musiała założyć na nos swoje okulary w drucianych oprawkach, żeby móc przeczytać ulotkę. Kiedy skończyła, westchnęła, oparła się o ścianę i zdjęła ze stóp tanie mokasyny.
Gdybym mogła w tamtej chwili spojrzeć sama na siebie, najpewniej zobaczyłabym drugą modnie ubraną i czwartą zmartwioną osobę w tym towarzystwie, bardziej wyrafinowaną niż Kristy czy Mary Anne, ale z pewnością nie tak piękną jak Claudia.
Przyglądałam się w skupieniu jednemu z moich różowych paznokci, podczas gdy Kristy trzymała ulotkę w trzęsącej się dłoni.
– Jesteśmy ugotowane – rzuciła w przestrzeń. – Te dziewczyny są od nas starsze. Do tego mogą dłużej pilnować dzieci. Jesteśmy z góry skazane na porażkę.
Żadna z nas nie zaprotestowała.
W akcie desperacji Claudia sięgnęła po leżące pod łóżkiem pudełko po butach, z którego wyjęła rolkę dropsów Life Savers. Claudia jest uzależniona od śmieciowego jedzenia (chociaż w życiu się do tego nie przyzna), w związku z czym ma poukrywane cukierki i słone przekąski w różnych zakamarkach swojego pokoju razem z książkami o przygodach Nancy Drew, których z kolei nie akceptują jej rodzice, bo uważają je za badziewie. Claudia była tak przybita wiadomością o Agencji Opiekunek, że puszczając słodycze w obieg, zapomniała się i zaproponowała mi, żebym również się poczęstowała. Mam cukrzycę i nie mogę sobie pozwolić na żadne ekstra słodycze. Wcześniej ukrywałam swoją chorobę, ale akurat Claudia, Mary Anne i Kristy wiedzą o niej i zazwyczaj nie oferują mi przekąsek.
– Kim są Liz Lewis i Michelle Patterson? – zapytała Mary Anne, rzucając jeszcze raz okiem na ulotkę.
Wzruszyłam ramionami. Ledwo znam dziewczyny w tym pokoju, a co dopiero mówić o reszcie szkolnego rocznika.
– Może skończyły już gimnazjum – zasugerowała Kristy. – Tu jest napisane, że mają trzynaście lat albo i więcej. Wychodziłoby na to, że Liz i Michelle chodzą do szkoły średniej. Ciekawa jestem, czy Sam albo Charlie je kojarzą (Charlie i Sam to starsi bracia Kristy. Mają odpowiednio szesnaście i czternaście lat. Kristy ma też młodszego brata, Davida Michaela, który ma sześć lat).
– Nie, obie chodzą do gimnazjum Stoneybrook – powiedziała Claudia grobowym tonem. – Są w ósmej klasie.
– W takim razie muszą mieć sporo znajomych w ogólniaku – stwierdziłam. – Chyba że w Stoneybrook istnieje grono starszych ósmoklasistów, o których nie mamy pojęcia.
Claudia prychnęła.
– Z tego co wiem, to i tacy się zdarzają. Liz i Michelle mogą mieć czternaście albo piętnaście lat. Gdybyście wiedziały, co to za dziewczyny, zemdlałybyście… Takie z nich opiekunki do dzieci, jak ze mnie królowa Francji.
– Co z nimi nie tak? – zapytałam.
– Po pierwsze nigdy w życiu bym im nie zaufała – powiedziała Claudia. – Są wygadane, pyskują do nauczycieli, ogólnie nienawidzą szkoły i spędzają masę czasu w centrum handlowym. Wiecie, to TEN typ dzieciaków.
– To nie znaczy, że nie są dobrymi opiekunkami – zauważyła Mary Anne.
– Byłabym zdziwiona, gdyby tak było – odparła Claudia.
– Zastanawiam się, jak działa cała ta ich agencja… – zamyśliła się Kristy.
Wciąż trzymała w ręce ulotkę.
– Są tu wymienione tylko dwa nazwiska, ale dalej jest napisane, że dzięki nim możesz skontaktować się z „całą grupą odpowiedzialnych opiekunek”. Jedno trzeba im przyznać: Liz i Michelle wiedzą, jak dotrzeć do klientów. Ich ulotka jest znacznie lepsza niż nasza.
– Uhm – mruknęłam.
– Hej! – zawołała nagle Mary Anne. – Mam pomysł! Zadzwońmy do ich agencji i udajmy, że potrzebujemy opiekunki. Może dzięki temu dowiemy się trochę więcej o tym, jak działają.
Mary Anne może i jest nieśmiała, ale miewa naprawdę odważne pomysły.
– Sprytne! – przyznała Kristy z aprobatą. – Wymyślę dla siebie jakieś imię i powiem, że potrzebuję niani dla mojego młodszego brata. Później najwyżej zadzwonię i wszystko odwołam.
– Dobra – zgodziłyśmy się z Claudią.
– Jak tam, konkurencjo, jesteś gotowa? – Kristy sięgnęła po słuchawkę telefonu. – Nadciąga Klub Opiekunek!