Klub Opiekunek. Wielki dzień Kristy - ebook
Klub Opiekunek. Wielki dzień Kristy - ebook
Poznajcie serię książek opowiadającą o przygodach przyjaciółek, które wspólnie zakładają Klub Opiekunek.
Bestsellerowa seria autorstwa Ann M. Martin sprzedała się w 176 milionach egzemplarzy i wciąż inspiruje kolejne pokolenia czytelniczek na całym świecie. Na jej podstawie Netflix stworzył popularny familijny serial.
Mama Kristy wychodzi za mąż! Do Stoneybrook zjeżdżają się znajomi i rodzina, aby pomóc w przygotowaniach. Przyjeżdżają z dziećmi, a więc przed Klubem Opiekunek ogromne wyzwanie: tydzień zmieniania pieluch, łagodzenia sporów i konfliktów i zapewniania rozrywek. A dzieci jest czternaścioro…
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66750-68-5 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Karen Brewer wytrzeszczyła na mnie oczy. – Serio, Kristy. ON STRASZY NA NASZYM PODDASZU – powtórzyła. Karen uwielbia rozmawiać o czarownicach i duchach. Uważa, że jej sąsiadka, starsza kobieta o nazwisku Porter, to tak naprawdę czarownica Morbidda Destiny.
Andrew, czteroletni brat Karen, odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie oczami okrągłymi jak spodki. Nie odezwał się ani słowem.
– Myślę, że straszysz swojego brata – powiedziałam do Karen.
– Wcale nie – wyszeptał Andrew.
Pochyliłam się w jego kierunku. – Jesteś pewien? – Teraz to ja szeptałam.
– Nie… – Ledwo byłam w stanie go usłyszeć.
– Myślę, że i tak wystarczy tych dyskusji o duchach – powiedziałam.
– Okej – odparła Karen. Ton jej głosu sugerował, że głupotą z mojej strony będzie nie uzbroić się na przyszłość w informacje o starym Benie. – Jak się wprowadzisz do naszego domu, na pewno będziesz chciała wiedzieć więcej o moim prapradziadku. Zwłaszcza jeśli dostaniesz sypialnię na DRUGIM PIĘTRZE. – Karen wypowiedziała końcówkę takim tonem, jakbyśmy rozmawiały o zamku Frankensteina.
Przeszedł mnie lekki dreszcz. Dlaczego pozwoliłam sześciolatce tak się wkręcić?
Karen spojrzała na mnie porozumiewawczo.
Karen i Andrew to dzieci Watsona Brewera, który jest zaręczony z moją matką, rozwiedzioną Elizabeth Thomas. To oznacza, że kiedy wezmą ślub, Karen i Andrew zostaną moim przyrodnim rodzeństwem. To oznacza również, że razem z moimi braćmi będziemy musieli wyprowadzić się z naszego domu na Bradford Court, gdzie dorastaliśmy, i zamieszkać w domu Watsona.
Są plusy i minusy tej sytuacji. Plus jest taki, że Watson to prawdziwy bogacz. W gruncie rzeczy to nawet milioner. A jego dom to nie jakiś tam zwykły dom, tylko prawdziwa rezydencja. Charlie i Sam, moi starsi bracia, którzy zawsze dzielili razem pokój, u Watsona będą mieli osobne sypialnie. Możliwe, że gdyby grzecznie zapytali, to dostaliby nawet apartamenty z łazienką. A David Michael, mój młodszy brat (który właśnie skończył siedem lat), będzie miał w końcu pokój większy od schowka na szczotki.
W kwestii sypialni to ja akurat niespecjalnie skorzystam na tej przeprowadzce, ponieważ mam swój własny pokój i to całkiem sensownych rozmiarów. Główną wadą przenosin do Watsona jest to, że on mieszka po drugiej stronie miasta. Całe dotychczasowe życie mieszkałam na Bradford Court. Wszystkie moje przyjaciółki tutaj mieszkają. Mary Anne Spier mieszka dosłownie tuż obok, Claudia Kishi po drugiej stronie ulicy, a Stacey McGill i Dawn Schafer mieszkają kawałeczek dalej. Nasza piątka tworzy Klub Opiekunek (ja jestem jego przewodniczącą) – nie tak łatwo będzie go prowadzić, kiedy zamieszkam dokładnie po drugiej stronie Stoneybrook w stanie Connecticut.
Innym minusem jest to, że Watson jest przez większość czasu w porządku, ale czasami potrafi być prawdziwym kretynem.
– Kristy? Karen? Andrew?
– Tak, mamo? – Był sobotni wieczór i moja mama zaprosiła Watsona i jego dzieci na kolację.
Razem z Karen i Andrew siedzieliśmy ściśnięci na krześle ogrodowym na naszym podwórku. To są naprawdę dobre dzieciaki. Bardzo je lubię. Zdążyłam dobrze poznać tę dwójkę, bo opiekuję się nimi z niewielkimi przerwami od jakichś dziewięciu miesięcy, kiedy to powstał Klub Opiekunek. Watson i ich matka są rozwiedzeni – dzieci na co dzień mieszkają z mamą, ale co drugi weekend i niektóre wakacje i dni wolne spędzają z Watsonem. Jeśli mają na to ochotę, wówczas spotykają się z ojcem również pomiędzy nimi. Ustalenia między rodzicami w temacie opieki nad nimi są dosyć luźne.
– Kolacja gotowa! – zawołała mama.
– Dobra, idziemy – powiedziałam. – Wiecie, co właśnie wjeżdża na stół?
– Co? – zapytał ostrożnie Andrew, który jest raczej wybredny w kwestii jedzenia.
– Spaghetti!
– Och, mniam! – zawołała Karen.
– Pasketti? – powtórzył Andrew. – Jody Jones powiedziała, że pasketti to są zdechłe robaki.
– Ble, ble, ble! – wykrzyknęła Karen.
– Co tu dużo mówić, Jody Jones gada głupoty – zwróciłam się do dzieci. – Spaghetti to po prostu… makaron. To wszystko.
Weszliśmy do domu tylnymi drzwiami i przeszliśmy do jadalni. Stół był nakryty na osiem osób. Paliły się świece, a światła były przygaszone. Obok miejsca przeznaczonego dla Watsona stała butelka czerwonego wina. Nasza jadalnia przypominała salę we włoskiej restauracji.
– Wygląda wspaniale, mamo, ale mamy czerwiec – powiedziałam. – Powinniśmy zjeść na zewnątrz. Szkoda byłoby nie skorzystać z takiej wspaniałej pogody.
– Och, kochanie – odparła moja matka. – Jeść spaghetti na kolanach? A potem zbierać nitki z dekoltów i ścierać sos ze spodni? Lepiej nam jednak będzie w środku.
Wybuchnęłam śmiechem. Odkąd mama zaręczyła się z Watsonem, jest nieustająco w dobrym nastroju.
Moi bracia stłoczyli się wokół stołu (oni zawsze kręcą się tam, gdzie dają coś do jedzenia).
Karen i Andrew podeszli do nich nieśmiało (nawet Karen zdarza się czasem być nieśmiałą). Myślę, że Karen traci rezon przy Charliem, Samie i Davidzie Michaelu, bo wie, że niedługo zostaną jej przyrodnimi braćmi. Mała bardzo chce zrobić na nich dobre wrażenie. Mnie zna dużo lepiej przez to, że wcześniej wiele razy opiekowałam się nią i Andrew.
– Cześć, Charlie. Cześć, Sam. Cześć, Davidzie Michaelu. – Karen przywitała każdego z nich uroczyście i każdego z osobna.
– Cześć, dzieciaku – odparł Charlie. (Charlie to mój siedemnastoletni brat, który właśnie zrobił prawo jazdy).
Sam, który ma piętnaście lat, nie bardzo mógł Karen odpowiedzieć, ponieważ był zajęty zgarnianiem z talerza oliwek, które mama postawiła na stole obok młynka do pieprzu.
– Hej, mamo! – zawołałam w kierunku kuchni. – Potrzebujemy dokładki oliwek.
Sam spojrzał na mnie z ukosa.
Kiedy my, dzieciaki, czekaliśmy na mamę i Watsona, którzy kończyli w kuchni robić spaghetti, Karen i David Michael mierzyli się wzrokiem. Mama boi się, że po ślubie będą z tą dwójką kłopoty. David Michael jest przyzwyczajony do bycia rodzinnym beniaminkiem. On nie tylko jest najmłodszy – jest dużo młodszy od całej naszej reszty. Między nim a Charliem jest dziesięć lat różnicy. Nawet między nim a mną jest pięć i pół roku różnicy. (Ja w sierpniu skończę trzynaście lat). A tu nagle okazuje się, że już wkrótce będzie jeszcze miał sześcioletnią siostrę i czteroletniego brata na pół etatu.
Z drugiej strony Karen była przyzwyczajona do tego, że jest najstarsza. Teraz ma mieć od czasu do czasu TRZECH starszych braci plus jeszcze mnie.
Co więcej, Karen i David Michael są do tego stopnia zbliżeni wiekiem, że mama jest przekonana o tym, że będą konkurować ze sobą na każdym polu – o zabawki, przywileje i całą resztę. Zastanawia się, czy David Michael nie poczuje się przypadkiem poszkodowany, ponieważ on będzie chodził do szkoły publicznej, a Karen do prywatnej. Z drugiej strony mama myśli, że David Michael dopiero poczułby się urażony, gdyby zabrała go ze szkoły, do której cały czas chodził.
Sprawy mogły się jeszcze nieźle skomplikować.
Karen przerwała ciszę w jadalni, rozglądając się dookoła i mówiąc: – Jeju, po ślubie taty i Elizabeth będę miała CZTERECH braci.
– I mnie – przypomniałam jej. – Będziesz moją pierwszą siostrą.
– To znaczy, że musimy trzymać się razem – powiedziała Karen. – Jesteśmy jedynymi dziewczynami.
– Och, fuj, fuj, fuj, fuj – powiedział David Michael. – Ble, ble, ble, ble. Jedna siostra to porażka. A teraz będę miał dwie! – Po czym zrobił okropnie przerażającą minę.
– Hej! – wykrzyknęła Karen. – Davidzie Michaelu, wyszedł ci wiersz!
– Serio?
– Jasne. Powiedz go jeszcze raz.
David Michael próbował powtórzyć swoją złośliwą rymowankę, ale nie mógł jej sobie przypomnieć.
– Dobrze ci tak – powiedziałam. – Co ja ci w ogóle zrobiłam?
David Michael wyglądał na zdezorientowanego, ale po chwili uśmiechnął się i zawołał: – Nic!
Potrząsnęłam głową.
W całym tym zamieszaniu Andrew nie powiedział ani słowa.
Mama i Watson przyszli w końcu do jadalni – najpierw mama z garnkiem sosu pomidorowego, za nią Watson ze spaghetti. Kiedy wszystkim nałożono już na talerze, Watson nalał wino dla siebie i mamy.
– Czy ja też trochę mogę? – zapytał Charlie.
Watson spojrzał na mamę. Wszyscy wiedzieliśmy, jaka będzie odpowiedź, ale spodobało mi się, że Watson pozwolił, żeby to mama jej udzieliła. Póki co to ona ciągle rządziła w naszym domu. Szefowa pani Thomas. A Watson o tym wiedział.
– Gdy już osiągniesz wiek, kiedy picie alkoholu jest zgodne z prawem – odpowiedziała mama łagodnym tonem – wtedy będziesz mógł napić się wina.
– Ale, mamo, za rok o tej porze będę szedł do college’u. Wszystkie dzieciaki… – Charlie zamilkł. Mama bardzo nie lubi zdań zaczynających się od „wszystkie dzieciaki”.
Charlie odpuścił. Wyglądał jednak, jakby miał zamiar chociaż na trochę się obrazić.
– Dobrze – powiedziała radośnie mama – zatem ustaliliśmy datę.
– Jaką datę? – zapytałam. Nawinęłam sporą porcję spaghetti na widelec, uniosłam go do góry i patrzyłam, jak makaron powoli się z niego zsuwa.
– Datę ślubu.
– O, serio? – powiedział Sam. Wciągnął nitkę spaghetti przez zaciśnięte usta. Andrew przyglądał mi się z zainteresowaniem. Sam nigdy nie podnosił głowy znad swojego talerza. – Kiedy będzie ten wielki dzień? – zapytał.
– W trzecią sobotę września – powiedziała z dumą mama, po czym spojrzała na Watsona maślanym wzrokiem. Potrafię rozpoznać ten wyraz twarzy na kilometr.
– Co to jest ślub? – zapytał nagle Andrew. Do tej pory nawet nie tknął swojego pasketti.
Rozanielenie na twarzy mamy ustąpiło miejsca zaskoczeniu. Przenosiła wzrok z Andrew na Watsona i z powrotem.
– Pamiętasz – powiedziała Karen do Andrew – pokazywałam ci już, jak wygląda ślub. Wtedy, kiedy założyłam długą, białą sukienkę i całowałam Boo-Boo. (Boo-Boo to kot Brewerów).
Andrew pokiwał głową.
– Rozmawialiśmy o ślubie, Andrew – dodał Watson. – Każda z osób tutaj zgromadzonych będzie częścią tego wydarzenia.
Teraz ja byłam zaskoczona. – KAŻDA? To znaczy, JA też? Będę JEGO częścią?
– Jeśli tylko zechcesz – powiedziała mama. – Chciałabym, żebyś została moją druhną.
– Twoją druhną? – wyszeptałam. – Naprawdę? Taką, co nosi piękną suknię do ziemi i ma kwiaty we włosach? – powiedziałam rozmarzona.
– A od kiedy ty lubisz długie sukienki i kwiaty we włosach? – zapytał Sam.
– Od teraz! – odparłam. – Och, MAMO!
– Czy to znaczy, że się zgadzasz? Zostaniesz moją druhną?
– To znaczy TAK–TAK–TAK! – Skoczyłam na równe nogi i pobiegłam wyściskać mamę.
Kiedy z powrotem usiadłam na swoje miejsce, mama kontynuowała przemowę. – Charlie, to byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś mógł odprowadzić mnie do ołtarza.
– Jasne – odpowiedział z przejęciem Charlie. (Chyba zapomniał już o sytuacji z winem).
– Sam – teraz odezwał się Watson – chciałbym, żebyś został moim drużbą.
– A David Michael przyniesie nam obrączki – dodała mama.
– A co ze MNĄ? – zawołała Karen.
– Co powiesz na to, żeby zostać dziewczynką z kwiatkami? – zapytał Watson. – Szłabyś przede mną i Elizabeth przez kościół, trzymając koszyk pełen płatków róż i rozsypując je przed nami.
– Oooch – westchnęła Karen.
– Andrew mógłby być twoją eskortą – powiedziała mama. – To znaczy, że szedłby obok ciebie.
– Jak się nazywa taka fucha? – zapytał Sam. – Chłopiec z kwiatkami?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz Andrew. Kiedy się uspokoili, Andrew powiedział cicho. – Nie chcę być na tym ślubie. Mówię serio. (Niespecjalnie mnie to zaskoczyło, Andrew jest bardzo nieśmiały).
Mama i Watson spojrzeli na siebie. – Kiedy Andrew mówi serio, to zwykle tak jest – podsumował Watson, po czym odwrócił się do syna.
– Przemyśl to jeszcze, młody człowieku. Bardzo byśmy chcieli, żebyś był na naszym ślubie, ale to będzie twoja decyzja, okej?
– Okej.
Tego wieczora Andrew nie zaprzątał mi już głowy. Jedyne, co mnie teraz interesowało, to ten ślub. Ja, Kristin Amanda Thomas, miałam być druhną panny młodej.